piątek, 20 grudnia 2013

3. "So automatisch Wie du sagst, ich bin dir wichtig. Wer programmiert dich?"

Witam z kolejnym odcinkiem ;) Na wstępie, dziękuję wszystkim za komentarze, które bardzo mnie cieszą tym bardziej, że póki co, podoba Wam się moje opowiadanie xD Postaram się nie zawieść, lecz różnie może być. Wiem, że trochę skaczę z datami, ale tak musi być, przynajmniej na razie. Mam nadzieję, że to jakoś Was nie zrazi :) Postanowiłam na każdym swoim blogu publikować odcinki regularnie, tego też to postanowienie nie ominie xd A przynajmniej dopóki mam mały zapas, który mam nadzieję będzie się powiększał ^^ Jak pewnie zauważyliście, nad postem jest informacja z datą pojawienia się kolejnego odcinka. Oby udało mi się z niej wywiązywać za każdym razem! ;D A tymczasem pozostaje mi życzyć Wam Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku zważywszy, że zawitam tu dopiero w styczniu ;) 
Pozdrawiam.

14 lutego 2012 Los Angeles

Ria Sommerfeld, młoda, piękna, pewna siebie kobieta. Dziewczyna sławnego muzyka, pożądanego przez miliony, zarówno młodych, jak i starszych dziewczyn… O ich związku nigdy nie było zbyt głośno, oni sami się z nim nie afiszowali. Starali się żyć „po cichu”, bez zbędnych skandali. I jakoś im się to udawało. Obydwoje byli właściwie ludźmi sukcesu, każde z nich coś osiągnęło w swoim życiu. Chyba też pasowali do siebie. Idealną parą nie byli, ale przecież takie nie istnieją… Tylko, najwyraźniej coś nie do końca się między nimi uzupełniało. Czegoś, gdzieś brakowało…

Coś zaczyna iskrzyć, coraz mocniej i mocniej, wtedy robi się spięcie. A jeśli wybuchnie pożar, nawet woda go już nie ugasi. Bo zostanie tylko popiół… Nie będzie czego ratować.

- Jak Tom? – dziewczyna odłożyła swój bagaż na podłogę spoglądając z zapytaniem na siedzącego przy kuchennym stole Wokalistę. Jego ponury wyraz twarzy nie wróżył niczego dobrego.
- Bez zmian. Jeśli liczysz na romantyczne walentynki, zapomnij – odparł z lekką ironią w głosie. Był zły na nią i nie ukrywał tego. Uważał, że nie wywiązywała się ze swoich obowiązków. Nie spełniała swojej roli. Według niego tworzenie z kimś poważnego związku przez kilka lat, do czegoś zobowiązuje. Tym bardziej, gdy oczekuje się czegoś więcej.
- Daj spokój, przecież wiem…
- Powinnaś być z nim cały czas. Jesteś jego dziewczyną, kto jak nie ty powinien przy nim siedzieć? Wspierać go? Błagać, żeby wziął się w garść? - zarzucił bez ogródek.
- To nie takie proste, kiedy on mnie nie chce – rzekła nie rozumiejąc jego pretensji. Przecież doskonale znał całą sytuację. Wiedział, że to Tom ją odpycha cały czas. – Jak mam mu pomóc?
- Gdybyś go kochała nie pytałabyś o to! Walczyłabyś o niego choćby się zapierał! – podniósł się z miejsca nie zważając już na swoje słowa. Sam czuł się sfrustrowany już tą całą sytuacją, musiał w końcu wyrzucić z siebie to wszystko. – A ty wolisz uciekać i wszystko przeczekać! Wrócić sobie na gotowe…
- Przestań. To twój brat wszystko zepsuł! A teraz jeszcze ma pretensje o to do całego świata! Gdzie jest jego cudowna żona, co!?
- Myślałem, że jesteś inna.
- Ja też! – fuknęła rozzłoszczona. – Nie sądziłam, że Tom może być takim dupkiem. Przecież ja ciągle chcę z nim być! Chcę mu pomóc, chcę żeby wrócił do zdrowia! Ale on ma to wszystko gdzieś. Traktuje mnie jak największe gówno. A ty mnie za to winisz? Co ja mam niby robić?
- Być. Jak każda kochająca kobieta przy swoim mężczyźnie – oznajmił ze stoickim spokojem. – A teraz skoro już jesteś… Wyjdę na kilka godzin. Muszę odetchnąć. Jak wiesz Tom i mnie nie oszczędza – uśmiechnął się do niej krzywo po czym ruszył do wyjścia pozostawiając ją samą sobie. Dziewczyna westchnęła ciężko. Czuła, że Bill miał trochę racji. Ale nie była w stanie nic na to poradzić. Nie była przyzwyczajona do takiego traktowana. Nikt jej nie nauczył, że jeśli ktoś każe ci odejść, masz i tak przy nim zostać.
Nie tracąc więcej czasu wyciągnęła z szafki kilka produktów, z których zamierzała przygotować kolację. Może przynajmniej w ten sposób jakoś się zrehabilituje. O ile oczywiście Tom zechce z nią zjeść. Postanowiła przygotować jego ulubiony makaron, aby mieć większe szanse na pozytywną reakcję ze strony chłopaka. Obawiała się ponownego odrzucenia, ale coś robić musiała. Szczególnie w taki dzień miała nadzieję, że Tom zachowa się odpowiednio.
Podczas, gdy woda na makaron gotowała się, dziewczyna zajęła się przyrządzaniem sosu. Niestety nie była w tym tak dobra, jak jej partner. To zawsze Tom gotował dla nich, teraz jednak nie można na to liczyć. O ile na cokolwiek z jego strony w ogóle można liczyć… Tak bardzo się zmienił. Zupełnie jakby stał się obcym dla niej człowiekiem. A ona nie ma pojęcia ile jeszcze zdoła udźwignąć.
Nie była wcale zaskoczona, gdy weszła do sypialni i zastała chłopaka w łóżku. Nie wychodził z niego odkąd wrócili z Las Vegas. Łaskawie wstawał jedynie do toalety, aby nie być już bardziej żałosnym niż jest i nie nosić pieluch. Okna standardowo były zasłonięte, co na dłuższą metę stawało się irytujące, choć ostatnio rzadko bywała w tym pomieszczeniu. Kiedyś lubiła tu przebywać. Sypialnia Toma zawsze była miejscem wspaniałych intymnych przeżyć, a także wiązała się z przyjemnym wspólnym wypoczynkiem. Była przestronna, ładnie urządzona i przede wszystkim, jasna. Była... Teraz, gdy tylko przekraczała próg tego pokoju od razu ogarniało ją przygnębienie i lęk, że za chwilę zostanie wyrzucona przez Gitarzystę. Spróbowała przez chwilę nie myśleć o tym wszystkim w taki negatywny sposób i podeszła do chłopaka.
- Cześć Kochanie... - przywitała się z nim niepewnie, a on rzucił jej krótkie, obojętne spojrzenie. Nie poddawała się i przełknęła to jakoś pomimo ukłucia bólu. - Przygotowałam dla nas kolację. Wiesz, że są dziś walentynki?
- No i co z tego, że są? - burknął pod nosem nie wykazując żadnego zainteresowania. - To durny wymysł.
- Dobrze... Ale chyba możemy razem zjeść?
- Teraz masz czas, żeby jeść ze mną kolację? - spojrzał na nią z pretensją.
- Przecież wiesz, że pracowałam – mruknęła tracąc już powoli swoją cierpliwość. Nigdy nie należała do wytrwałych osób, zawsze bardzo łatwo można było wyprowadzić ją z równowagi. A Tomowi wychodziło to najlepiej.
- To sobie wracaj do tej swojej pracy! Nie musisz się mną przejmować, nie potrzebuję twojej łaski – warknął odwracając się od niej.
- Jakiej łaski Tom? Chcę tylko z tobą zjeść normalnie! Chociaż raz. To ma być łaska?
- Nie wiem po co tu w ogóle jeszcze jesteś. Myślisz, że nie wiem, że się mnie brzydzisz? Do niczego ci nie jest potrzebny taki kaleka. Więc przestań odgrywać te szopkę kochającej dziewczyny i w końcu zostaw mnie w spokoju! Wszyscy mnie zostawcie! - wykrzyczał rozzłoszczony, na co rudowłosa nie zamierzała już nawet odpowiadać. Wedle jego życzenia wyszła z pokoju zostawiając go samego sobie. Tom nie tylko wiecznie był rozgniewany na wszystko i wszystkich, ale także tym zarażał. Każdy kto miał z nim kontakt wychodził od niego wściekły. Nie mogła uwierzyć, że tak bardzo się zmienił. Chciała mieć nadzieję, że to tylko chwilowy kryzys... Ale ta chwila stawała się coraz dłuższa i coraz bardziej niemożliwa do zniesienia.
Poszła do kuchni i z gniewem spojrzała na parujący makaron, co najmniej, jakby to właśnie on był winien temu wszystkiemu. Zastanawiała się przez chwilę, czy nie wrócić do Toma i nie wygarnąć mu, co o nim myśli. Jednak to w niczym by nie pomogło, nawet nie przyniosłoby jej upragnionej ulgi. Wiedziała o tym. Potrzebowała z nim po prostu porozmawiać, usłyszeć trochę ciepłych słów. Przytulić się znowu do jego ciała... A nawet zwyczajnie uprawiać seks. Powoli zapominała, jak smakują jego usta, jak pachnie jego skóra... I jak w ogóle brzmi jego naturalny głos. Doprowadzało ją to do białej gorączki. Bezradność rozdzierała ją od środka i nie raz zatrzymywała się na chwilę zadając sobie pytanie: co właściwie tu robi. Coraz częściej czuła, że to już nie jest jej miejsce. Nie tu powinna być. Miała inne cele, inne marzenia. Tom uczestniczył w nich, do czasu...
Odetchnęła głęboko kilka razy dla uspokojenia po czym wyciągnęła swój telefon, aby wybrać numer do Wokalisty. Podjęła już decyzję.
- Halo? - jej pewność siebie znacznie zmalała, gdy usłyszała po drugiej stronie znajomy głos. Znała Billa dosyć dobrze i mogła już przewidzieć, jak zareaguje. A naprawdę nie miała ochoty po raz kolejny słuchać, jaka to jest okropna i nieczuła na ludzkie cierpienia.
- To ja...
- Wiem, że to ty – przerwał jej nie szczędząc sobie ironii. - Czemu dzwonisz? Czyżbyś sobie nie mogła poradzić ze swoim facetem?
- Daruj sobie, proszę cię – mruknęła z niezadowoleniem. - Wracaj już. Myślę, że lepiej dla nas wszystkich będzie, jak się wyprowadzę na pewien czas – rzekła, a w odpowiedzi usłyszała dobrze jej znany cyniczny śmiech. - Nie musisz mi mówić, co o mnie myślisz. Po prostu... Wróć, zajmij się bratem. Chyba żadne z nas nie chce, abym w końcu zrobiła mu krzywdę – dodała całkowicie poważnie.
- Zawsze cię lubiłem, ale ostatnio jesteś irytująca – odezwał się w końcu. - Mam nadzieję, że twoja chwilowa wyprowadzka nie jest pierwszym krokiem do zostawienia Toma na pastwę losu.
- To, czy go zostawię, czy nie, zależy wyłącznie od niego samego! - fuknęła rozzłoszczona. - Poza tym, to nie twoja pieprzona sprawa! Wracaj tu do cholery i przemów mu do rozumu! - ostatnie słowa wykrzyczała następnie od razu przerywając połączenie. W ostatniej chwili powstrzymała się, aby nie rzucić telefonem o podłogę. Nie tylko Tom doprowadzał ją do furii, Bill w swoim zachowaniu nie był ani odrobinę lepszy. Jedyna różnica między nimi była taka, że Gitarzystę darzyła większymi uczuciami.
Powiem to jednym tchem, to czysta formalność. Ty o tym wiesz... Dawno już, jak te dwie, flagi na wietrze miotamy się.”
Odwróciła głowę słysząc jakiś hałas dochodzący z sypialni. Zawahała się przez moment, ale zdecydowała się sprawdzić, czy z Tomem wszystko w porządku. Mimo wszystko nadal był dla niej ważny. Udała się więc dość niepewnym krokiem w kierunku pomieszczenia, w którym przebywał młody mężczyzna. Najpierw nasłuchiwała chwilę przed drzwiami, lecz wydawało się, że jest zupełnie cicho. Zebrała się w sobie i złapała za klamkę kolejno wkraczając do środka z niemałą determinacją. Przecież nie będzie się bała własnego chłopaka. Zdziwiła się nie widząc go w swoim łóżku. Lekko przestraszona rozejrzała się szybko po całym pokoju, dopiero po chwili dotarło do niej, że drzwi łazienki są otwarte.
- Tom? - zrobiła kilka kroków w stronę niewielkiego pomieszczenia, z którego dało się już słyszeć obecność drugiej osoby. - Wszystko w porządku? - zajrzała do środka, a jej oczom ukazał się Gitarzysta siedzący na podłodze.
- Kazałem ci odejść – warknął natychmiast. - Czego nie zrozumiałaś?
- Przestań zachowywać się, jak dzieciak – odparła ponuro i podeszła żwawo do niego chcąc mu pomóc, ale ten nawet nie pozwolił się dotknąć. - Nie wygłupiaj się!
- Zostaw mnie – wysyczał ponownie ją odtrącając.
- Zamierzasz tu zostać? Na tych kafelkach?
- Sam sobie poradzę.
- Widzę właśnie, jak świetnie sobie sam radzisz! - krzyknęła zirytowana. - Ciekawe jak długo wytrzymasz bez toalety.
- Wynoś się stąd! Rozumiesz?! Nie chcę cię widzieć!
Nie po raz pierwszy słyszała te słowa i nie po raz pierwszy czuła ból, jaki jej zadawały. Za każdym razem to samo. Na początku jeszcze płakała... Teraz jednak to już minęło. Tak, jak wszystko inne. Po prostu się skończyło. Nie zamierzała dłużej z nim walczyć. Nie o to w tym chodziło, nie tak wygląda związek dwojga kochających się ludzi.
- Daj mi znać, kiedy zmienisz zdanie – rzuciła na odchodnym i kolejny raz tego dnia spełniła jego prośbę, a właściwie nakaz pozostawiając go samego sobie. Nie zastanawiała się już nad tym. Zabrała swoją walizkę, założyła zimowy płaszcz oraz kozaki i opuściła mieszkanie nie czekając już nawet na powrót Billa.



Walczysz sama ze sobą. Z tym, co powinnaś, a co czujesz, że powinnaś. Z wyrzutami sumienia i swoją dumą. Nie chcesz odchodzić, a jednocześnie jest to w tej chwili jedynym czego pragniesz. Próbujesz, pozwalasz się poniżać. Wszystko to dla uczucia, które i tak wygasło. Bo nie podołałaś. Co z tego, że to on się zmienił? To Ty jesteś winna. Miałaś brać go całego, takim jakim jest i jakim się stanie. Z każdym chwilowym kryzysem, załamaniem. Z czymkolwiek, co zafunduje wam życie. Pojawił się pierwszy, poważny kryzys... A Ty? Od razu poległaś. 


poniedziałek, 2 grudnia 2013

2. "Wir müssen jetzt Durch diese Wand."

Jestem z kolejnym odcinkiem, miał być w piątek, ale nie wiem, czy w piątek będę miała dostęp do Internetu. Poza tym... Ten poniedziałek jest tak beznadziejny, że postanowiłam umilić go nowym odcinkiem.
Cieszę się bardzo, że tak Was zaskakuję w tym opowiadaniu i mam nadzieję, że jeszcze mi się to uda ;p Odcinek krótki, ale tak wyszło. Swoją drogą pisałam to baardzo dawno, bo jeszcze w 2012 roku, stąd takie daty, a nie inne w świecie bohaterów :)
Dziękuję Wam bardzo za wszystkie komentarze, pozdrawiam ;*



Luty 2012

Oczekując czegoś ważnego, co ma przynieść ze sobą ulgę, sprawić, że jutro będzie lepsze… Nie myślimy o rozczarowaniu. I czasem, gdy już nadchodzi ten upragniony moment czujemy jeszcze większy ból.

- Wracamy do Los Angeles – oświadczył czarnowłosy chłopak wrzucając jednocześnie torbę do bagażnika taksówki stojącej przed hotelem, który chwilowo zamieszkiwał ostatnimi czasy.
- Jak to do Los Angeles!? – brunetka stojąca na chodniku poczuła, jak jej serce gwałtownie przyspiesza bicia i to nie z żadnych pozytywnych emocji, ale zwykłego strachu.
- Po prostu. Tam mieszkamy – odparł spokojnie nie rozumiejąc w ogóle jej zdziwienia.
- A co z moim rozwodem!?
- Twoim rozwodem? – spojrzał na nią lekko poirytowany jej egoistyczną postawą. Odkąd jego brat się wybudził mówiła właściwie tylko o tym, jakby nic innego już się nie liczyło. Jakby zupełnie nie dostrzegała, że Tom jest w totalnie złym stanie psychicznym i nawet mu nie w głowie takie rzeczy. Ba! Przecież on nawet nikogo nie chce widzieć na oczy. A pierwsze, co jego „żona” od niego usłyszała, to urocze : wypierdalaj. Zresztą tak jak każdy inny, który próbował się do niego zbliżyć. Powodem jego rozdrażnienia, wulgarnego zachowania w stosunku do innych było nic innego, jak wiadomość o kalectwie. Nie potrafił się z tym pogodzić. Czuł się teraz inny, jakiś gorszy. I odpychał od siebie wszystkich, którzy nieśli mu jakąkolwiek pomoc, czy zwykłe, ludzkie wsparcie. Stał się niewdzięcznym, egoistycznym dupkiem w ciągu zaledwie kilku dni. I z każdą chwilą ten stan się pogłębiał. – On z nikim nawet nie rozmawia, a ty liczysz teraz na rozwód!?
- Ale przecież nie możecie mnie tak z tym zostawić!
- Przykro mi Liv. Wracamy do domu, mam nadzieję, że tam Tom dojdzie do siebie. Może wtedy się do ciebie odezwie w tej sprawie.
- Ja rozumiem, że mu ciężko… Ale to tylko kilka formalności – w jej głosie można było wyczuć już desperację. Wokalista z jednej strony rozumiał ją doskonale, ale z drugiej wcale nie było mu jej żal. W końcu sama była sobie winna. A dla niego w tej chwili najważniejszy był brat i to, aby doszedł do siebie. Zdawał sobie sprawę, że jeśli jego psychiczne nastawienie się nie poprawi, to nic już nie będzie dobrze.
- Przykro mi – powtórzył nie mogąc nic więcej dla niej zrobić. Wtedy też drzwi wejściowe hotelu otworzyły się i zjawił się w nich Tom na wózku pchanym przez swoją dziewczynę. Ten widok był bardzo przygnębiający nawet dla pozornie egoistycznej Olivii, której tak zależało na rozwodzie. Ale przecież nie miała złych intencji. Rozwiązanie tej sprawy wiele by ułatwiło im wszystkim.
- Co ona tu robi? – Gitarzysta warknął w kierunku brata, który tylko westchnął ciężko nie odzywając się. Brunetka nie do końca rozumiała zachowanie Toma, w sumie nawet Bill niezupełnie pojmował czemu to akurat Olivia jest najbardziej potępiana przez jego bliźniaka. Przecież nawet nie była winna temu wszystkiemu. Żadne z nich nie rozumiało, co tak naprawdę kieruje starszym Kaulitzem. W każdym razie dziewczyna czuła, że jest na przegranej pozycji i może jedynie modlić się o cud. Chciałaby po prostu, żeby wszystko poszło zwinnie, łatwo. Bez żadnych problemów. A żeby tak było, niezbędna jest współpraca Toma…
- Wracamy do domu Tom, nie będziesz musiał się więcej z nią widywać – rzekła Ria obrzucając niebieskooką nieprzychylnym spojrzeniem. Nie podobało jej się, że wciąż kręciła się koło Toma. Niby pod pretekstem rozwodu… Jednak i tak czuła się zagrożona.
- Tak świetnie… zostańmy sobie na zawsze małżeństwem – mruknęła pod nosem całkowicie załamana tą sytuacją. Nikt już nie zwrócił na to uwagi, gdyż skupili się na przeniesieniu Toma do samochodu. Dziewczynie nie pozostało nic innego, jak się poddać na chwilę obecną. Musiała czekać… Tylko jak długo? I jak ma żyć przez ten czas?
- Odezwę się do ciebie jak coś – rzucił Wokalista. – Trzymaj się.
- Trzymaj się – powtórzyła kręcąc z niedowierzaniem głową. Nie tak sobie to wszystko wyobrażała. I zapewne nie tylko ona jedna. Potem patrzyła już tylko na odjeżdżający pojazd. A wraz z nim odjechała jej wolność…


Tydzień później…

Krople deszczu uderzające o szybę były jedynym dźwiękiem, jaki wypełniał niewielką, jasną kuchnię, w której przebywała brunetka. Od dłuższego czasu siedziała samotnie przy drewnianym stole z kubkiem gorącej czekolady i wpatrywała się beznamiętnym wzrokiem w okładkę kolorowej gazety. Była już stara, jednak dziewczyna wciąż zaprzątała sobie nią głowę. Choć bardzo chciała, nie mogła skupić się na niczym innym. Z trudem udało jej się w ogóle ukryć to wszystko przed swoją rodziną. Nie chciała nawet myśleć, co by było, gdyby dowiedzieli się prawdy. Chyba zostałaby potępiona do końca życia! Ona! Ta porządna, ustatkowana, mądra dziewczyna. Ta, która zawsze mogła być wzorem dla wszystkich. Z planami na przyszłość… A teraz? Nagle wszystko stanęło dla niej w miejscu i kompletnie nie wie, w którą stronę się ruszyć. To, co się stało nie może tak po prostu zniknąć. O tym nie da się zapomnieć. Już nawet nie tylko przez ten nieprzemyślany ślub. Bo przecież zdarzyło się coś znacznie poważniejszego. Wypadek, w którym mogła zginąć. Mógł zginąć on. I może nawet ktoś jeszcze, gdyby nie mieli tyle szczęścia… Mogło być znacznie gorzej. A i tak już jest beznadziejnie… Być może to właśnie ona zniszczyła temu chłopakowi życie. Może to z jej winy wylądował na wózku.
- Co tu tak cicho? – do pomieszczenia weszła niewysoka, starsza kobieta o jasnych krótkich włosach z reklamówkami w rękach, które zaraz postawiła na stole. – Mike śpi?
- Tak, marudził dzisiaj – odparła brunetka podnosząc się ze swojego miejsca, aby pomóc matce w rozpakowywaniu zakupów.
- Wiesz, spotkałam Iana – na twarz kobiety wpłynął delikatny uśmiech. – Myślę, że on coś dla ciebie szykuje – dodała nie ukrywając swojego podekscytowania. Olivia natomiast uniosła wysoko brwi nie bardzo rozumiejąc, co jej matka może mieć na myśli. – No wiesz… Jesteście już ze sobą trochę czasu. Nie sądzisz, że Ian chciałby ci się oświadczyć? – zasugerowała, co spowodowało, że dziewczyna cała aż zdrętwiała.
- Jak to oświadczyć? – powtórzyła nie mogąc wyjść z szoku. Właściwie to nie same oświadczyny były problemem, ale bardziej nieodpowiedni moment. Bo jak mogłaby przyjąć zaręczynowy pierścionek, gdy jest oficjalnie związana z innym mężczyzną? Tego właśnie się obawiała. Że w końcu wszystko zacznie się komplikować przez ten jeden, głupi błąd.
- Nie chciałabyś tego? Wiem, że jesteście młodzi… Ale chyba się kochacie?
- Nie wiem – mruknęła zdenerwowana. Teraz nawet nie wiedziała, czy może ufać swoim uczuciom. To wszystko działo się zbyt szybko i za wiele tego było. Chyba właśnie traciła kontrolę nad swoim życiem.
- Olivia, czy coś się stało? Jesteś ostatnio jakaś inna… - kobieta z troską spojrzała na córkę, ale była w błędzie sądząc, że dowie się czegokolwiek. W końcu dziewczyna nigdy nie była wylewna w swoich uczuciach, a w ciągu ostatniego miesiąca kompletnie już się w sobie zamknęła i nie chce nikogo do siebie dopuścić.
- To przez tę pogodę – rzuciła na odczepnego. – Wiesz, ja pójdę na spacer.
- Przecież pada…
- Nie szkodzi, dobrze mi to zrobi – stwierdziła nie widząc wciąż żadnych przeszkód i nie czekając już na reakcję matki udała się do przedpokoju, gdzie założyła buty i kurtkę. Potrzebowała w tej chwili świeżego powietrza i spokoju. Musiała po raz kolejny wszystko przemyśleć. Choć zdawała sobie sprawę, że i tym razem nic jej to nie da. Bo tak naprawdę, co ona mogła z tym wszystkim zrobić? Tom nie chciał utrzymywać z nią kontaktu, nie dał jej rozwodu tak szybko, jak tego oczekiwała. Widocznie jemu nie zależy… I w sumie wcale mu się nie dziwi. Po tym wszystkim wylądował na wózku, stracił dużo więcej niż ona… Więc niby czemu miałoby mu zależeć na głupim rozwodzie? Może, gdyby wiedział, że to tak wiele zmienia w jej życiu… Tylko, co go to też obchodzi!


Wszyscy jesteśmy egoistami. Tylko czasami kogoś mocniej lubimy, kochamy… I trochę bardziej nam na nich zależy. Czasami też jest nam przykro i chcemy myśleć o innych, aby im ulżyć. Ale jakby nie patrzeć… Nawet pomagając innym, wciąż jesteśmy egoistami. Bo jednocześnie zagłuszamy swoje potrzeby…

niedziela, 24 listopada 2013

1. "Der Blick zurück ist Schwarz und vor uns liegt die Nacht, es gibt kein zurück zum Glück."

Długo kazałam czekać na pierwszy odcinek, ale tak prawdopodobnie będzie częściej ^^ 
To opowiadanie jest dla mnie dużym wyzwaniem, mam nadzieję, że mu podołam. Cieszę się, że wzbudziło w Was takie zainteresowanie i otrzymałam wiele pozytywnych opinii :) Wasze komentarze bardzo motywują, więc dziękuję i zachęcam do pozostawiania kolejnych.


Styczeń 2012
Niebieskie, oszklone spojrzenie utkwione było w złotym, błyszczącym pierścionku na jej drobnej dłoni. Obracała go nerwowo starając się nad sobą panować. Nie chciała znowu płakać. Przecież to nic nie zmieniało. Od kilku dni łzy lały się z jej oczu, jak strumienie. Nie mogła sobie poradzić z tym, co się wydarzyło. I była pewna, że nie będzie mogła normalnie żyć dopóki nie usłyszy od lekarzy, że z chłopakiem wszystko jest już w porządku. Że wyjdzie z tego. Czuła się winna, choć to nie ona prowadziła samochód. Czuła się winna, bo to ona przeżyła. To ona jest już niemal zdrowa. I to ona płacze na szpitalnym korytarzu ze swojej bezradności, głupoty… Z żalu. Oddałaby w tej chwili wszystko, aby tylko cofnąć czas. Zmienić bieg wydarzeń. Najlepiej nigdy nie chciałaby go spotkać na swojej drodze. Nigdy nawet go nie ujrzeć! Zawsze się pilnowała, miała jakieś swoje zasady. Tamtego dnia złamała je wszystkie. I zniszczyła wszystko… Nie tylko sobie, ale i jemu. Co z tego, że on też brał w tym udział! Że od niego też wiele zależało. To ona powinna była chociażby przerwać to w odpowiednim momencie. Jednak brąz jego oczu był zbyt hipnotyzujący, natarczywy. I ten uśmiech. Nie potrafiła się temu oprzeć, a cała reszta potoczyła się już sama…
- Kim ty właściwie jesteś? – usłyszała niespodziewanie nad sobą czyjś ponury głos. Uniosła niepewnie swoje spojrzenie na jego właściciela nie wiedząc, co ma mu w ogóle odpowiedzieć. Nie znała go, lecz domyślała się, że musi być rodziną Toma. Przesiadywał tu każdego dnia, tak jak ona. Tyle, że on wchodził do sali, w której leżał chłopak. – Widzę cię tu co dziennie, ciągle siedzisz w tym samym miejscu. Znałaś mojego brata? – dodał przerażając ją jednocześnie swoimi słowami. Jak miała mu odpowiedzieć. Co niby miała mu powiedzieć? Miała się przyznać tak po prostu do wszystkiego? Na pewno winiłby ją tak samo, jak ona siebie. – Chyba, że… - urwał na moment ciągle się w nią uparcie wpatrując. Zaczął sklejać w głowie pewne fakty i dochodzić do poprawnej odpowiedzi na jego pytania. – Ty jesteś tą dziewczyną, która jechała z nim w samochodzie? – dokończył z nieco większym przejęciem w głosie niż do tej pory. Wtedy też dziewczyna skinęła głową nie mogąc nadal wydobyć z siebie głosu. – Kim ty jesteś? – zapytał nie rozumiejąc, dlaczego nic o niej nie wie. Przecież skoro była znajomą Toma, musiałby mu o niej coś wspomnieć. A tymczasem pierwszy raz ujrzał ja w szpitalu i do tej pory nie miał pojęcia kim jest.
- To zabawna historia – odezwała się w końcu starając się zachować spokój. Właściwie wiedziała już, że popełnia błąd. Chciała powiedzieć zbyt wiele, jak na początek, lecz to wypływało już samo. Nie wiedziała, jak i co ma mówić. – Jestem żoną twojego brata.

Wydaje ci się, że kogoś znasz lepiej niż on sam siebie? Nawet nie wiesz w jak wielkim błędzie jesteś.

Czarnowłosy mężczyzna milczał przez kilka następnych minut starając się poukładać to wszystko sobie w głowie. Nie wychodziło mu to jednak, może dlatego, że wcale tego nie chciał. Nie chciał przyjąć tego wszystkiego do świadomości. Tego było już za wiele. Nie dość, że jego brat walczy o życie, to teraz okazuje się, że ma żonę… O której istnieniu sam Bill Kaulitz nie miał bladego pojęcia. Nie wiedział nawet co ma czuć. Złość? Żal? A może powinien się cieszyć? W końcu ślub zwykle jest dobrą nowiną… Ale chyba nie w tym przypadku.
- Więc… Co się tak naprawdę stało? – spojrzał na nią oczekując wyjaśnień. Dziewczyna nie chciała słyszeć tego pytania, a już na pewno na nie odpowiadać. Tak trudno jest się przyznać do błędu, do swojej własnej głupoty.
- Mieliśmy po prostu wypadek… Ja nawet nie wiem, jak do tego doszło – mruknęła niepewnie.
- O tym, że Tom był pijany i naćpany, jak największy śmieć też pewnie nie masz pojęcia – uśmiechnął się krzywo doskonale wiedząc, że dziewczyna nie mówi mu całej prawdy.
- Ja też byłam! Więc jak mam cokolwiek pamiętać! – uniosła się czując, jak wzrasta w niej ciśnienie. To było dla niej niesamowicie stresujące. Od kilku dni nie myśli o niczym innym, to frustrujące i męczące.
- To widzę, że się świetnie dobraliście – skwitował z lekką ironią.
- Wiem tylko, że spotkaliśmy się na imprezie. Potem pamiętam już tylko wypadek… - spuściła wzrok na swoje dłonie. Wciąż przechodziły ją nieprzyjemne dreszcze na samą myśl o tym, co się stało. Ciągle pamiętała, jak leżała zszokowana nie wiedząc co się dzieje. I ten moment, w którym zorientowała się, że nie ma obok niej Toma.
- Chwila, jak to „spotkaliście się na imprezie”? – nie do końca rozumiał, co ma na myśli. Bo przecież z tego, co już się dowiedział byli małżeństwem. Nie miał pojęcia, jak i kiedy, ale jednak. Więc zdecydowanie coś tu nie pasowało.
- To w ogóle bezsensu! Nie powinnam ci tego wszystkiego mówić. To sprawa miedzy tobą i twoim bratem. Zresztą… Wszystko byśmy rozwiązali i nie byłoby problemu! Tylko ten głupi wypadek…
- O czym ty mówisz dziewczyno?
- Jeszcze się nie domyśliłeś? Jesteśmy w Las Vegas! – powiedziała nieco głośniej podkreślając ostatnie słowa. – Nasz ślub to zwykła farsa.
- To chyba jakiś koszmarny sen – mruknął pod nosem kompletnie już zdołowany. Marzył jedynie o tym, aby ktoś wyskoczył zza ściany i krzyknął, że to wszystko żart, a on naiwnie dał się nabrać.
- Też bym chciała, żeby to był sen. Przykro mi, że to wszystko tak się potoczyło…
- Przykro ci!? On może umrzeć!
- Przecież wiem! Co ty sobie w ogóle myślisz? Ja też się martwię! – zarzuciła mu denerwując się.
- No tak, w końcu jesteś jego żoną – zakpił. – Ciekawe, czy będziesz taka troskliwa, jak wyląduje na wózku inwalidzkim.
- Co?
- Tak, jeśli przeżyje grozi mu wózek! Wiesz, co to dla niego znaczy?
Chyba nie do końca zdawał sobie sprawę, że ton jego głosu i te wszystkie słowa kierowane do dziewczyny wzbudzają w niej poczucie winy. Czuła, że tak będzie, dlatego bała się rozmowy z nim. Wystarczyły jej wyrzuty sumienia, które już wcześniej miała… Teraz tylko wszystko się pogorszyło. I co miała zrobić? Nie mogła właściwie nic. Mogła jedynie się modlić, aby Tom wyzdrowiał. Ale też nie wierzyła, że to coś zmieni. Miała teraz uciekać się do Boga? Nigdy nie żyła z nim w jakiejś harmonii, raczej był jej obojętny. Mogłaby go prosić o pomoc, lecz czy to będzie miało wpływ na dalszy los?
- Naprawdę mi przykro, Bill. Ale to nie jest wyłącznie moja wina… I mam już tego dosyć! Dlaczego mam się obwiniać o to, co się stało? Nie chciałam tego! Ale ja nawet nie prowadziłam tego samochodu! – zerwała się z miejsca nie wytrzymując już tego panującego napięcia. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. – Nie obwiniam Toma, bo wiem, że obydwoje popełniliśmy wiele błędów tamtego dnia. Świadomie, czy nie… Razem ponosimy teraz tego konsekwencje. Tylko, co ja mogę?
- Nikt nic nie może – odparł chłodno. – Gdybym wtedy tam był do niczego by nie doszło.
- Nie bądź głupi, teraz zamierzasz brać na siebie odpowiedzialność za to wszystko? Nawet cię tam nie było, jak słusznie zauważyłeś. W ogóle nie masz o tym wszystkim pojęcia…
- Ty przed chwilą nic nie pamiętałaś – wytknął już zupełnie jej nie rozumiejąc. Miał wrażenie, jakby sama nie wiedziała, co mówi.
- Bill! Co się dzieje!? Gdzie jest Tom!? – obydwoje zwrócili swoje spojrzenia w kierunku rudowłosej dziewczyny, która podeszła do nich żwawym krokiem. Na jej twarzy widać było przejęcie i przerażenie. Czarnowłosy chłopak na jej widok pobladł zdając sobie sprawę, że problemy właśnie przybrały jeszcze większych rozmiarów. – Nie mogłam wcześniej złapać samolotu…
- Tom jeszcze jest nieprzytomny – chłopak stanął obok niej. – Jego stan jest ciężki, wciąż walczy o życie. I grozi mu inwalidztwo – wyjaśnił omijając niewygodne szczegóły. Choć i te informacje nie były łatwe dla niego do przekazania. Kobieta wydawała się być jeszcze bardziej przestraszona niż przed kilkoma sekundami, wiedziała, że jest źle, ale nie spodziewała się, że aż tak. Nie mogąc wydobyć z siebie żadnego słowa usiadła obok nieznajomej w ogóle nie zwracając na nią uwagi. Nawet przyszło jej do głowy, że to jeszcze nie koniec nowin.
- Co on tam w ogóle robił? – wykrztusiła w końcu spoglądając załzawionymi oczami na Billa.
- Też chciałbym to wiedzieć – mruknął bezradnie, a jego czekoladowe tęczówki utkwiły w postaci milczącej dziewczyny, której do tej pory nie poznał nawet imienia, a przecież jest żoną jego brata. Jak on mógł zrobić coś tak głupiego?
- To na pewno przez naszą kłótnię. Znowu wszystko zepsułam…
- Daj spokój Ria – położył dłoń na jej ramieniu chcąc dodać jej tym otuchy. Jemu samemu nie było łatwo. To wszystko kompletnie nie mieściło mu się w głowie. Bał się, że jego brat umrze i nigdy więcej już go nie zobaczy. Ale bał się też tego, że przeżyje i będzie cierpiał z powodu swojego kalectwa. Do tego jeszcze jego „żona”. Tego jest zbyt wiele, aby mógł to ogarnąć.
- Ja już lepiej pójdę – dziewczyna siedząca obok Rii podniosła się nagle z miejsca. Wyglądała na zszokowaną. Bill domyślił się od razu, że nie miała pojęcia o istnieniu rudowłosej. Tak, zdecydowanie to wszystko było jakąś totalną pomyłką. Nie miało prawa się wydarzyć!
- Nie, przestań. Chyba też chcesz wiedzieć co się z nim dzieje. Nie musisz nigdzie iść… To wszystko jest w ogóle chore. Ale trzeba to przyjąć… Nie możemy teraz niczego odwrócić. A to i tak się wyda… - zatrzymał ją odruchowo. Dla każdego z nich Tom coś znaczył i każdy miał prawo być i na niego czekać. Nawet jeśli wygodniej byłoby, jakby po prostu wyszła i zniknęła z ich życia…
- O co chodzi? Kim ona jest? – Ria wykazała swoje zainteresowanie nieznajomą dziewczyną wyczuwając pewne zagrożenie.
- Jestem Olivia…
- Olivia jechała z Tomem samochodem – wtrącił Bill chcąc od razu wszystko wyjaśnić i mieć to jak najszybciej za sobą. – Jest także od kilku dni jego żoną – dodał tego również nie zamierzając ukrywać. Uważał, że Ria powinna znać całą prawdę, choćby miała być dla niej najgorsza.
- Słucham? – roześmiała się nerwowo. Na jej nieszczęście mina chłopaka jednoznacznie wskazywała na powagę sytuacji. – To jakieś żarty! Żeby od razu brać ślub!? Co ja mu takiego zrobiłam! Ze mną chodzi szmat czasu, a nawet się nie zaręczył!
- Myślę, że teraz nie czas na takie… rozważania – stwierdził czarnowłosy z myślą o swoim nieprzytomnym bracie. – Musimy teraz wspierać Toma, aby udało mu się dojść do siebie po tym wszystkim.
- Nie wiem, czy w takiej sytuacji będę mu do czegokolwiek potrzebna – mruknęła rozżalona rudowłosa. W głowie jej się nie mieściło, że Gitarzysta mógł posunąć się do czegoś takiego. Jeszcze niedawno ją kochał! Może ostatnio im się nie układało najlepiej… Ale przecież to jeszcze nie powód do przekreślania wszystkiego, co było między nimi.
- Przestań, przecież to wszystko nie jest nawet na poważnie! Tom wyzdrowieje i wezmą rozwód! Prawda? – Wokalista spojrzał na Olivię, która energicznie potrząsnęła głową zgadzając się z nim. – No właśnie. Teraz tylko musimy czekać…


Przyszłość. Czasem masz, co do niej konkretne plany… A ona tymczasem sama planuje wywinąć ci numer…

poniedziałek, 4 listopada 2013

Prolog.

Nowoczesne, błyszczące audi mknęło nocą przez ulice Las Vegas niczym nieokiełznany huragan. Wszystko dookoła świeciło i wydawało się być, dla dwojga młodych ludzi siedzących w samochodzie, jeszcze bardziej kolorowe niż w rzeczywistości. Z radia wydobywały się głośnie dźwięki rockowej muzyki, a oni sami trwali w błogim transie będąc nieświadomi tego, co właściwie robią. Śmiali się głośno i krzyczeli z napływu adrenaliny, która wypełniała ich z każdą sekundą coraz bardziej. Dziewczyna piszczała jeszcze głośniej w momentach, gdy mężczyzna dodawał gazu. To był pierwszy raz w jego życiu, kiedy pozwolił sobie na przekroczenie wszelkich granic. W tej chwili nie myślał, nie było mowy nawet o odrobinie rozsądku. Podobnie, jak dziewczyna siedząca u jego boku. Na co dzień, nigdy nie pozwoliłaby sobie na coś takiego. Jednak ten wieczór był inny. Stracili nad sobą kontrolę, pozwolili sobie na zbyt wiele. Mieli wrażenie, jakby byli w innym świecie. Jakby istnieli tylko oni.
- Nie mogę się już doczekać, kiedy cię w końcu przelecę – oświadczył kierowca bez najmniejszego skrępowania, na co jego towarzyszka roześmiała się perliście.
- To będzie nasza noc… - jej głos nagle ucichł, jakby zagubiony gdzieś w gęstym powietrzu. Obydwoje usłyszeli potężny huk, aby następnie ich uszy wypełniła grobowa, przerażająca cisza. Pierwsze, co poczuła to zdezorientowanie. Nie wiedziała, co się stało i dlaczego już nie jadą. A przede wszystkim, dlaczego widzi wszystko do góry nogami, a w ustach czuje krew.

Szok.

Zamrugała powiekami zaczynając odczuwać przeszywający jej całe ciało ból. Miała wrażenie, że każda część jej ciała jest czymś rozgniatana. Minęła dobra chwila zanim powoli dotarło do niej, że wydarzył się wypadek. A co gorsza, że ona brała w nim udział. I nie tylko ona. Dopiero teraz z trudem skierowała swoje spojrzenie na miejsce obok, gdzie powinien znajdować się mężczyzna. Nie było go.

Rzeczywistość.

- Tom – wyszeptała jego imię, tak cicho i niewyraźnie, że nawet jeśli by mógł, z pewnością by jej nie usłyszał. Nie dostała odpowiedzi. Nie miała pojęcia, co się z nim stało. Przypomniała sobie jednak, że chłopak nie miał zapiętych pasów. Zaczynała odczuwać jakiś paraliżujący strach, który nie pozwalał skupiać jej się na bólu i tym, co się dzieje. To uczucie stało się silniejsze, gdy tylko w końcu zaczęły dochodzić do niej dźwięki, czyjeś głosy. W jej głowie powstał chaos. A każdy najmniejszy dźwięk z otoczenia drażnił ją niesamowicie. Miała ochotę zacząć krzyczeć, lecz nie była w stanie.
- Halo! Słyszy mnie pani!?

Przerażenie.

- Gdzie jest Tom? – jej zamglony, niewyraźny wzrok uniósł się na jakąś nieznaną jej kobietę, która pochylała się nad nią z zatroskanym wyrazem twarzy.
- Jaki Tom?


Żyjesz i nigdy nie wiesz, kiedy to się skończy. Nie myślisz o tym. Skupiasz się na tym, co jest… I gdy nagle to nadchodzi, możliwość końca. Nie wiesz, co się dzieje. Jednak dalej żyjesz i nie wiesz o czym masz myśleć. O tym, że przeżyłaś… Czy, że kogoś brakuje u twego boku. Nigdy się nie zastanawiałaś kim tak naprawdę są ludzie, którzy Cię otaczają. Jaki jest sens ich istnienia tuż obok ciebie. Znałaś go od kilku dni… Nie był dla ciebie nikim ważnym! Nawet się nie zakochałaś. Więc dlaczego zrobiłaś, aż tak wiele, aby wasze życia się połączyły? I dlaczego pozwoliłaś, aby obydwa stanęły w obliczu zagrożenia? Dlaczego nie mogłaś tak jak zawsze, unieść dumnie głowę, wypiąć pierś do przodu i udawać niedostępną. Bo co? Miałaś gorszy dzień? Tylko dlaczego ktoś ma płacić taką cenę za twoje gorsze dni…