piątek, 19 grudnia 2014

20. „Wenn das das ende für uns, ist sag's nich' - noch nich…“

17 marca 2012r., Las Vegas

Czas zdawał się płynąć znacznie szybciej, odkąd Gitarzysta rozpoczął rehabilitację. Wtedy zarówno on, jak i Olivia wpadli w codzienną monotonię. Przy czym zdawało jej się, że oddalili się od siebie. Według niej za bardzo. A może to było tylko złudzenie? Wbrew jej staraniom racjonalnego myślenia, wciąż przejmowała się obecnością pięknej rehabilitantki w ich mieszkaniu. Ich… I gdyby się nad tym dłużej zastanowić, sama zaczęła trzymać się od niego na dystans. Niemniej, on też się w jakiś sposób zaczął zmieniać. Nagle zaczął stawać się samodzielny. A ona powoli przestawała czuć się w ogóle potrzebna. Dużą część dni spędzała w pracy, wtedy nie miała pojęcia, co się działo u Toma. Myślała tylko o tym, że przecież jest w dobrych rękach. Nie jest sam i na pewno świetnie sobie radzi. Ostatnio nawet przestali spędzać wspólne wieczory. Nie oglądali już filmów, nie sprzeczali się o to, czy któryś był dobry, czy przeciwnie. Nie leżała już obok niego i nie czuła na sobie tego zapatrzonego w nią spojrzenia. Miała wrażenie, że go traci. I nie chciała wierzyć, że to w ogóle jest możliwe. Przecież tak wiele ich łączyło. Tak wiele uczuć się w nich kłębiło. Widziała to wszystko każdego dnia, a teraz miałoby tak po prostu gdzieś zniknąć? Bardzo chciała, żeby Tom odzyskał sprawność. Bardzo chciała, by wrócił do pełni sił. I liczyła się z tym, że już wtedy nie będzie mu potrzebna jej pomoc. Ale… Wtedy chciała być mu potrzebna w całkowicie inny sposób. Chciała być dla niego kimś ważnym. Kimś, kto będzie mu towarzyszył bez względu na to, czy jest chory, czy nie. Traciła jednak nadzieję, że tak się stanie. Być może, to tylko gorsze dni. Może jeszcze wszystko się zmieni… ale póki, co, czuła się fatalnie. Z myślą, że tak naprawdę rozwaliła całe swoje życie, dla faceta, którego nawet nie może być pewna. Nie ma żadnej gwarancji, że będzie mogła ułożyć sobie z nim życie. Że on będzie tego chciał.
Dziś rano nawet się z nim nie pożegnała. Zostawiła mu jedynie kartkę z wiadomością, że leci do Vegas. Odkąd zaczęła pracować, trudniej było jej też o te dwa dni wolnego, by móc sobie pozwolić na taką podróż. Nie mogła jednak narzekać, bo liczyła się z tym od samego początku. Tak wygląda dorosłe życie, gdy człowiek sam musi zarobić na jedzenie, czy cokolwiek innego niezbędnego do życia. Czasem przechodziło jej przez myśl, że wszystko mogłoby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby przyjęła miłość Iana. Ale to był tylko rozum. Rozum, który zupełnie nie umiał dojść do porozumienia z sercem. Nie współgrał wcale z jej osobą. A ona nie chciała czuć się dłużej rozdarta. Ujmowała, więc ze swojego życia, coraz więcej z przeszłości, by móc posklejać się w jedną, spójną całość. Rozstanie z Ianem na pewno było przełomowym krokiem, lecz miała nieodparte wrażenie, że mimo wszystko niewiele to zmieniło. Bo nadal czuła, że tkwi w miejscu. Nawet, jeśli robiła w Los Angeles coś dobrego. To wciąż nie było do końca jej życie. To, którego chciała. Minie jeszcze wiele czasu zanim uda jej się to wszystko poukładać po swojemu. Bo żeby to zrobić, potrzebuje planu. Planu, który jest chyba najtrudniejszą rzeczą do rozrysowania. Tym bardziej, że jej „życiowa kartka”, jest zbyt pogięta, by rysowane na niej linie mogły być proste.
Tego dnia, nikt nie czekał na nią na lotnisku. Samotnie przemierzała ulice Las Vegas, taksówką zmierzając do domu. I jedyną myślą, która jeszcze podtrzymywała ją na duchu było to, że za chwilę zobaczy się ze swoim synkiem. W ostatnim czasie tęskniła za nim jeszcze bardziej. W dużej mierze przykładała się do tego samotność, którą zaczęła odczuwać w Los Angeles. Nie pomagał nawet Bill, który starał się zawsze dotrzymać jej towarzystwa, czy zabawić rozmową. Czuła, że jej duszę zalewa smutek. Jej pozytywne podejście, zniknęło. Zniknęło, bo właściwie było już zbędne. Tom świetnie sobie radził bez tego. Dotrzymywał swojej obietnicy. Robił to. Ale przecież nigdy nie obiecywał jej, że pozostanie w jego życiu na zawsze.
- Cześć, Liv – Zdziwiła się, gdy wchodząc do mieszkania, ujrzała w nim Iana. On natomiast wcale nie wydawał się być zaskoczony, co nie zmieniało faktu, że czuł się równie zmieszany tym spotkaniem, co ona. Nie wiedziała właściwie, jak powinna zareagować. Rozstali się w nie najlepszej atmosferze i od tamtego czasu właściwie nie mieli ze sobą żadnego kontaktu. Mimo wszystko, Ian był zawsze jej najlepszym przyjacielem. I gdy zobaczyła go teraz, w swoim domu jakieś dziwne uczucie zalało jej wnętrzności. Pękała od środka, wiedziała to. Dlatego miała ochotę wtulić się w jego ramiona, wyznać jak bardzo jest jej teraz źle, wypłakać się. I bolało ją, że nie mogła tego zrobić. Bo zniszczyła tę przyjaźń. Zrobiła to już wtedy, gdy zgodziła się na związek z nim. Dając mu nadzieję, którą potem w brutalny sposób zniszczyła. Straciła wszystko.
- Cześć. Co tu robisz? – zapytała przyglądając mu się niepewnie. Właściwie nie sądziła, że po tym, co mu zrobiła, jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. Widocznie, bardzo się pomyliła. Czyżby zamierzał walczyć? Nie chciałaby tego. Nie miała siły, żeby kolejny raz go odtrącać. A musiałaby to zrobić, bo tęskniła tylko za przyjacielem, nie mężczyzną, który pragnie spędzić z nią resztę życia.
- Wpadam od czasu do czasu, do twojej mamy i małego… Staram się pomóc.
- Pomóc? Mama nic nie mówiła, że sobie nie radzi – mruknęła niezbyt zadowolona z tego, co usłyszała. Miała wrażenie, że to wszystko znowu odbije się na niej. Że za chwilę znowu będzie musiała czuć się winna. Bo nie ma jej tutaj, gdy powinna być.
- Nie trzeba sobie nie radzić, by móc otrzymywać wsparcie – odparł spokojnie podążając za nią swoim wzrokiem, gdy przeszła obok, by wstawić wodę na herbatę. – Olivia… To, że między nami coś się popsuło, nie znaczy, że Mike czy twoja mama przestali dla mnie istnieć – wyjaśnił. Dlaczego musiał być tak idealny? Taki dobry? Tak bardzo jej tym wszystko utrudniał. Sprawiał, że czuła wyrzuty sumienia. Choć nie powinna. To było jej życie, jej życie…
- To miłe z twojej strony – rzekła chłodno nie chcąc nawet wdrążać się w ten temat. Już i tak czuła się okropnie, po co miała pogarszać tę sytuację jeszcze bardziej.
- Brakuje mi ciebie… - wyznał po chwili milczenia spoglądając na nią tymi swoimi niebieskimi, pełnymi tęsknoty oczami. A ona poczuła jak coś ściska jej żołądek jednocześnie blokując głos, który ugrzęzł jej w gardle. Stała opierając się o kuchenny blat z kamiennym wyrazem twarzy wpatrując się w podłogę. Nie mogła znowu się temu poddać. Nie mogła pozwolić by żal i smutek znowu zmusił ją do cofnięcia się o krok.
Zastygła, gdy do niej podszedł i dotknął jej dłoni. Nie miała odwagi na niego spojrzeć. Nie chciała, żeby widział, że się rozpadała. Nie chciała robić tego właśnie przed nim. Bo już nie był tą osobą, przed którą mogłaby bez strachu wylać swoje uczucia.
- Ale ja cię nie kocham – wydobyła w końcu z siebie głos, używając przy tym dość dobitnych i przykrych słów. Nie chciała go tym zranić, tylko uświadomić pewne rzeczy. Bo on też musiał mieć szansę, by ułożyć sobie jeszcze życie. Z kobietą, która będzie warta jego oddania i miłości. Z kobietą, która odwzajemni jego uczucia i da mu szczęście. – I nie chcę dłużej tkwić w relacji, która próbuje wymusić na mnie tę miłość. Nie można pokochać kogoś tylko, dlatego, że się tak postanowi albo dla jego dobra – dodała unosząc na niego swój szklany wzrok. Wpatrywał się w nią ze smutkiem, ale nie dostrzegła w jego oczach złości czy żalu. Zupełnie, jakby wcale jej za to nie obwiniał. Czy to możliwe?
Drgnęła, gdy niespodziewanie poczuła jego ciepłą dłoń ujmującą jej policzek. Pogładził delikatnie jego skórę kciukiem a jej serce zabiło dwa razy mocniej ze strachu przed tym, co zamierzał. Bo nie miała pojęcia, czego się spodziewać. Modliła się tylko w duchu, by nie próbował po raz kolejny jej przekonywać.
- Przepraszam, że cię do tego zmuszałem – powiedział cicho wprawiając ją tym w osłupienie. – Po prostu chciałem, żeby nam się udało. Tak bardzo, że przestałem myśleć o tym, jak ty musisz się w tym wszystkim czuć. Byłem egoistą… Wydawało mi się, że robię wszystko dla was, a tak naprawdę to cały czas było z myślą o mnie. Mojej pieprzonej miłości…
- Ian… To nie egoizm. Nigdy ci się nie odwdzięczę za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, dla Mike’a – wtrąciła łapiąc go za dłonie. Nie powinien się obwiniać. Żadne z nich nie było bez skazy, każde popełniło wiele błędów. A nie chodzi o to, by teraz szukać winowajcy. Na pewno nie był nim on. Jak mogłaby nazwać egoistą człowieka, który był przy niej w najtrudniejszych chwilach życia. Stawał na rzęsach, żeby czuła się bezpieczna i szczęśliwa. Żeby niczego nie brakowało ani jej, ani jej synkowi.
- Nie oczekuję wdzięczności. Zasłużyliście na wszystko, co najlepsze. I wiedz, że możecie zawsze na mnie liczyć – rzekł, a jego słowa sprawiły, że nie była w stanie dłużej powstrzymywać swoich emocji i dusić w sobie łez. Rozpłakała się, jak dziecko od razu lądując w jego ramionach, gdy ten bez wahania zagarnął w nie jej wątłe ciało. – Nie płacz, Liv. Wylałaś już zbyt wiele łez, teraz czas byś odnalazła swoje szczęście. Słyszysz? Nie płacz… - wyszeptał tuląc ją do swojej piersi. I choć zdawało mu się, że serce pękło mu już przy ich rozstaniu, czuł jak wciąż się łamało, gdy widział, jak bardzo jest jej źle. Że mimo wszystko nadal cierpi nie potrafiąc uporać się ze swoim życiem. Najgorsze było to, że on już nie mógł jej pomóc. Musiała teraz sama stanąć na nogi. Bo to był jej czas…


It’s a great day –to say goodbye

It’s ok cause –I’ll be alright*

Los Angeles

Wokalista wszedł do pokoju brata od razu marszcząc się z niezadowoleniem. Zasłony wciąż blokowały dostęp słońca do pomieszczenia, przez co wydawało się ponure i psuło nastrój już na wstępie. Dodatkowo sam Tom nadal leżał w swoim łóżku. Znowu w dresie i znowu naburmuszony, zupełnie jak przed paroma tygodniami. Historia się powtarza? Tylko nie to.
- Czy ty zamierzasz dziś wstać? - zwrócił się do niego surowym tonem i podszedł do okna, by je odsłonić i rozjaśnić pokój.
- Przecież nie śpię – mruknął obojętnie, nawet nie obdarzając go swoim spojrzeniem. I tak było na tyle ponure, że jeszcze by go zaraził swoim „cudownym” humorem, więc niczego nie tracił. Stanął nad nim krzyżując ręce na piersi.
- Co cię ugryzło?
- Nic. Czy jest powiedziane, że trzeba każdego dnia tryskać szczęściem?
- Od czasu do czasu, by nie zaszkodziło – stwierdził marszcząc swoje grube brwi, co mogło nadać mu nieco zbyt groźnego wyrazu. – Chcesz pogadać?
- Nie chcę gadać, Bill. Chcę sobie cały dzień tu leżeć i gapić się w sufit, mogę? – rzucił zirytowany.
- Nie możesz, Tom – zaprzeczył ściągając z niego kołdrę. – Nie po to zrobiłeś postępy, żeby teraz to wszystko zaprzepaścić w jednej chwili. Bardzo trudno jest coś osiągnąć, ale z łatwością można to stracić. Wiesz o tym. Jeśli raz się poddasz, to już będzie tylko gorzej – wyrecytował z przejęciem nie pozwalając mu nawet dojść do głosu. Nie chciał, żeby jego brat znowu popadł w jakiś dół, z którego nie będzie mógł się wydostać. Przecież było już dużo lepiej, nie mogą teraz się cofnąć.
– Więc proszę cię, wstawaj. Weź prysznic i poróbmy coś razem – Wbił w niego swój błagalny wzrok. Zdawał się potrzebować tego bardziej od samego Gitarzysty. - Mógłbyś pograć na gitarze… Napisałem nową piosenkę. Ja bym pośpiewał…
- Że to spojrzenie działa nawet na mnie – Skrzywił się nie dowierzając, że naprawdę smutne oczka i mina zbitego psa, robiły na nim wrażenie. Zapewne to, dlatego, że byli bliźniakami. Bill był mu najbliższy. Nie mógł patrzeć na to, jak jest mu źle. Tym bardziej, gdy działo się to z jego winy. Już i tak zadał mu zbyt wiele bólu po swoim wypadku. Zachowywał się wtedy jak ostatni dupek. Chyba powinien mu to solidnie wynagrodzić. – Podsuń mi tu ten mój sprzęt – szturchnął go w bok, na co ten od razu się ożywił a jego twarz ozdobił szeroki uśmiech. Tom pokręcił tylko głową i złapał za wiszący nad łóżkiem uchwyt, żeby się podnieść. Jego brat w tym czasie zdążył już podbiec do końca pokoju, żeby przytaszczyć mu wózek pod same łóżko.

Doch wenn wir gehen, dann gehen wir nur zu zweit
Du bist alles, was ich bin
Und alles, was durch meine Ader fließt **


Ciepła, długa kąpiel dobrze mu zrobiła. Był po niej w pełni gotów na wszelkie wymysły swojego młodszego braciszka. Oczywiście w granicach rozsądku. Na szczęście pomysł z graniem na gitarze oraz śpiewaniem jakoś odszedł w zapomnienie. Bill w międzyczasie zdążył wyskoczyć do sklepu i wrócić z kilkoma puszkami piwa oraz czymś do przekąszenia.
- Zrobimy sobie męski dzień – oznajmił rozkładając wszystko na stole w salonie. Gitarzysta jedynie przyglądał się temu, przeczuwając, że męski dzień równa się wielu rozmowom. Przy czym nie wszystkie mogą mu odpowiadać. Był wręcz pewien, że jego bliźniak coś wykombinował. Umiał odróżnić, gdy faktycznie chodziło tylko o wspólne spędzenie czasu, a gdy kryło się za tym coś jeszcze. – Poszukam jakichś filmów, co chciałbyś obejrzeć? – podszedł do stojaka z płytami DVD i zaczął przeglądać różne tytuły.
- Znając życie i tak nie będziemy nic oglądać, więc po co tracisz czas na szukanie? – mruknął wzdychając przy tym ciężko.
- Żeby coś w tle leciało – Wokalista odwrócił się do niego z szerokim uśmiechem i wsunął jedną z płyt do odtwarzacza, a na ekranie telewizora po chwili pojawiły się pierwsze obrazy. Blondyn natomiast wziął ze stołu dwie puszki z piwem i rozsiadł się na kanapie obok brata, podając mu jedną. – Idealnie. Uwielbiam, gdy nie muszę nic robić – wyznał z zadowoleniem, na co Tom wywrócił tylko oczami. Ostatnimi czasy chyba nikt z zespołu nie miał zbyt wiele roboty. I to właściwie dzięki niemu. Sprawił, że produkcja płyty stanęła w jednej chwili. Większość ludzi okazała wyrozumiałość, ale część nie miała w sobie na tyle empatii. W końcu to show-biznes. Na szczęście Jost zajmował się najtrudniejszymi sprawami, czasem Bill musiał również nieco bardziej się wysilić. Nagłe zmiany w ich życiu nie zatrzymały wcale jego twórczości. Cały czas coś tworzył na boku, by potem, gdy już nadejdzie właściwy moment, mieć coś w zanadrzu. Oczywistym dla niego było, że Tom w końcu stanie na nogi, a wtedy i zespół odżyje na nowo. Czekał na to z niecierpliwością.
- Można do tego przywyknąć w sumie – przyznał po chwili starszy Kaulitz i otworzył swoje piwo. Zawahał się jednak. Nie miał alkoholu w ustach od wypadku. I choć to tylko piwo, budziło w nim jakieś niezrozumiałe obawy. Jakby nie patrzeć, to alkohol w największej mierze przyczynił się do wszystkiego, co się wtedy wydarzyło. Niemal zginął, mógł również po drodze zabić kilka innych osób, w tym Olivię. Na samą myśl o tym, coś nim telepało w środku.
Odłożył puszkę na stolik, a żeby zachować jakieś pozory, sięgnął po paczkę chipsów. Nie chciał, by Bill zauważył, że cokolwiek jest nie tak. Ewidentnie czuł, że pobladł na twarzy, a jego oczy z pewnością zmieniły swój wyraz. W ich brązowej tafli odbijały się wspomnienia z feralnej nocy w Vegas. Znowu nawiedzały jego umysł, wzbudzały wyrzuty sumienia. Rozdrapywały dopiero, co zagojone rany.
- Jak ci się podoba twoja rehabilitantka? – Głos brata sprowadził go z powrotem na ziemię. I choć temat nie do końca mu odpowiadał, wolał to niż wracanie do przeszłości. To zawsze w jakiś sposób odciągnie od niego te przeklęte myśli związane z wypadkiem.
- Chyba nie po to ją zatrudniłeś, by mi się podobała? – odparł wymijająco. Nie chciał za bardzo wdrążać się w ten temat. Bo przecież oczywiste było, że najchętniej zamordowałby go za to, że znowu sprowadził mu kobietę do pomocy. To było dla niego poniżające. Znosił to wszystko tylko, dlatego, że złożył Olivii obietnicę, której zamierzał dotrzymać. W każdym razie, uczynić wszystko, by tak się stało.
- No tak, oczywiście. Ale pytam w sensie, jako rehabilitantka. Czy dobrze wam się razem pracuje, i tak dalej – wyjaśnił sądząc, że się nie zrozumieli. Ale Tom rozumiał go doskonale, nie chciał po prostu by rozmowa stała się nieprzyjemna.
- Jest w porządku – wzruszył obojętnie ramionami, wbijając swój wzrok w ekran telewizora. Bill dopiero teraz zauważył, że coś jest nie tak, więc postanowił nieco zmienić swoja taktykę. Wiedział, że mógł się tym narazić Olivii i może nie powinien tego robić… ale jej tutaj nie było. Poza tym Tom na pewno go nie wyda. Tym bardziej, że to wszystko jest w jego interesie.
- Wiesz… Olivia jest o nią bardzo zazdrosna – rzekł niepewnie. Nie wiedział, jakiej reakcji może się spodziewać po bracie. Ten jednak przeniósł na niego swoje zaciekawione spojrzenie, wyraźnie pobudzony. Bill uśmiechnął się z satysfakcją. To zawsze działa. – Mówiłem jej, że zupełnie niepotrzebnie…ale wiesz jakie są kobiety – dodał wzdychając przy tym głęboko.
- Nie rozumiem… Dlaczego miałaby być zazdrosna? – zapytał czując, jak robi mu się nieco duszniej, gdy o tym myślał. Jego serce też zabiło dwa razy mocniej. Czy to możliwe, by czuła do niego coś więcej? By te wszystkie uczucia sprzed paru miesięcy, wciąż w niej istniały..? Gdyby tak było… Miałby jeszcze szansę ją odzyskać. Mógłby to zrobić od razu po tym, jak stanie na nogi. Nic już wtedy by go nie blokowało. Mogłoby być tak, jak tego chcieli przed wypadkiem. Wszystko by się ziściło. – Co z jej narzeczonym? – wypalił, nim Bill zdążył odpowiedzieć mu na poprzednie pytanie. Pamiętał, ze Olivia przyjeżdżając tutaj chciała rozwodu, ponieważ była zaręczona z kimś innym. Od tamtej pory właściwie nic nie wspominała na ten temat. Nie rozmawiali ani o rozwodzie, ani o jej narzeczonym. Być może nie chciała poruszać tych tematów uznając, że Tom powinien najpierw dojść do swojej poprzedniej formy… albo, to przestało być dla niej ważne. Może po prostu priorytety w jej życiu, uległy zmianie. Może to on stał się jej najważniejszym i jedynym priorytetem.
- Boże, nie powinienem w ogóle ci o tym wszystkim mówić – Blondyn zagryzł nerwowo dolną wargę spoglądając niepewnie na brata. Gdyby Olivia dowiedziała się o tym, chyba by go zabiła. Co z niego za przyjaciel? Nie można mu w ogóle ufać… ale z drugiej strony, to jego brat. Zależało mu, by wiedział o wszystkim i mógł zacząć działać. Dzięki tym informacjom na pewno poczuje się pewniej. To może tak wiele zmienić… - Przysięgnij, że nigdy jej o tym nie wspomnisz – poprosił z niezwykle poważnym wyrazem twarzy. Tom bez wahania pokiwał głową. Nie miał nawet potrzeby, żeby zdradzać Olivii, że wie o tym wszystkim. Bez problemu mógł zachować te informacje wyłącznie dla siebie. To mu wystarczało. – Rozeszli się już kilka tygodni temu. Nie wiem dokładnie, co było tego powodem… ale myślę, że nie cierpiała po tym jakoś mocno. Sam widzisz, jak się na tobie skupia… Ten jej związek i tak by tego nie przetrwał. Jest w ciebie zbyt zapatrzona. Obydwoje jesteście… I nie ogarniam, jak możecie tego nie dostrzegać! – wyrzucił z siebie. Powiedział znacznie więcej niż zamierzał, ale to już było bez znaczenia. Było mu o wiele lżej, że mógł się tym podzielić z Gitarzystą.
Tom milczał, analizując w głowie jego słowa po kilka razy. Najmocniej utkwiło mu to, że są w siebie zapatrzeni i tego nie widzą. Owszem, nie dostrzegał tego. Bo jak taka kobieta mogłaby być zapatrzona w kalekę..? Człowieka, który zniszczył życie im obojgu? Nie był jej wart. Nie zasługiwał na to wszystko, co mu od siebie dawała. Choć bardzo tego pragnął.  Czasem chciałby cofnąć czas i nigdy jej nie poznać… Nie wyrządziłby wtedy tylu głupich rzeczy. Ale z drugiej strony przecież nie wyobraża już sobie bez niej życia. Jest rozdarty. Coś w głowie podpowiada mu, że byłoby lepiej, gdyby to wszystko nigdy nie miało miejsca… lecz w głębi siebie wcale tego nie żałował. Ani jednej chwili.
Nie tylko jej związek rozpadł się po wypadku. Choć nikt nie powiedział tego otwarcie, jego relacja z Rią również uległa, właściwie samoistnej, destrukcji. Ta kobieta po prostu z dnia na dzień zniknęła z jego życia. Nie wiedział, co ma o tym myśleć. Tworzyli związek od kilku lat i trudno było mu pojąć, jak po tym można po prostu się odwrócić i wyjść. Być może stawiał ją w niełatwej sytuacji, ale czy to mogło być usprawiedliwieniem dla jej zachowania? W każdym razie, chciałby to wszystko w końcu wyjaśnić. Zakończyć pewne etapy w swoim życiu, by nie było już żadnych niedomówień. Żadnych powrotnych dróg.
- Tom? – Poczuł dłoń brata na ramieniu i dopiero zdał sobie sprawę, że zawiesił się na dobre kilka minut.  Ale sam nie wiedział, co mu odpowiedzieć. To było zbyt skomplikowane. Tym bardziej, gdy musiał walczyć sam ze sobą. Ze swoim sercem i rozsądkiem. Jedno mówiło: pragnę, drugie zaś: odpuść. Jedno dawało nadzieję, drugie mówiło, że przecież ktoś taki jak on nie ma szans. – Chciałem tylko powiedzieć, że bardzo byście sobie ułatwili życie wyjawiając swoje uczucia.
- Nie, Bill – zaprzeczył kręcąc przy tym głową. – Nie zamierzam już bardziej niszczyć jej życia.
- Co to ma znaczyć?
- Tylko tyle, co powiedziałem – odparł wpatrując się beznamiętnym wzrokiem w telewizor. A Bill już przeczuwał, że nie wróży to niczego dobrego.
- Tom…
- Nie mówmy już o tym – uciął mając wrażenie, jakby właśnie serce rozpadało mu się na kawałki. Wystarczyła chwila, by podjął decyzję. Nie myśląc wyłącznie o sobie. Nie będąc egoistą. Dla dobra drugiej osoby. Dla jej dobra, jej szczęścia.

Mężczyzna. Człowiek, który myśli, że wie najlepiej, co jest dobre dla kobiety. Człowiek, który musi kierować się Jej wyimaginowanym dobrem, co tak naprawdę jest jedynie zasłoną dymną na Jego tchórzostwo.
Nie, nie uszczęśliwisz Jej wycofaniem się z Waszej relacji, tylko dlatego, że się boisz.



18 marca, Las Vegas


Młoda dziewczyna w zamyśleniu przyglądała się bawiącemu się na dywanie chłopcu. Był przeszczęśliwy mogąc układać wieżę z kolorowych klocków, które dostał wczoraj od Iana. Nowe zabawki całkowicie go pochłonęły, nie zwracał zupełnie na nic uwagi. Ledwo zauważył, że w ogóle jego mama przyjechała. Ona sama chciałaby umieć być taka beztroska, niczego nieświadoma. Zwolniona z obowiązku podejmowania decyzji. Ten tok myślenia był jednak zgubny. Bo czy już kiedyś sobie na to nie pozwoliła? By ktoś inny podejmował decyzje za nią? Układał jej życie według swoich planów? Na początku może wszystko wydawało się kolorowe… dopóki nie zaczęła się męczyć sama ze sobą. Bo właśnie do tego prowadzi sytuacja, w której pozwalamy komukolwiek ingerować w nasze życie. W pewnej chwili tracimy zupełnie kontrolę i nic już nie jest zależne od nas. I jak wtedy powrócić? Gdy nagle nie ma się argumentów, nie ma się siły przebicia. Kiedy spadają na ciebie oskarżenia, że przecież wszystko się tak dobrze układa, a ty chcesz to teraz zniszczyć… Bo dopiero teraz zdałaś sobie sprawę, że wcale nie chciałaś takiego życia.
- Rozmawiałaś z Ianem?
Słysząc pytanie z ust matki, poczuła jak żołądek przewraca jej się do góry nogami. Tak bardzo nie miała ochoty na poruszanie z nią tego tematu. A właściwie na to, by znowu wtrącała się w jej sprawy. W dodatku te, które jej nie dotyczą.
- To było raczej nieuniknione, skoro tu przyszedł – odparła chłodno nawet na nią nie spoglądając. Miała nadzieję, że jeśli zachowa obojętność, kobieta odpuści. Nie chciała się z nią kłócić. Naprawdę nie miała już siły. Wciąż była rozbita. Między życiem w Los Angeles a Vegas. Między Tomem, a Ianem. Między swoimi matczynymi obowiązkami a tymi, których się podjęła wobec Muzyka.
- Olivia… Wiem, że ostatnio między wami nie układa się najlepiej… Nie chcę się w to mieszać, ale powinnaś mieć na uwadze również Michaela.
- Każdego dnia mam go na uwadze, mamo – rzekła dobitnie. Drażniło ją, gdy ktokolwiek poruszał temat jej dziecka. A w szczególności, gdy robiła to jej matka. Michael był jej ulubionym argumentem na wszystko. Nie trzeba było być psychologiem, żeby wiedzieć, jak coś takiego działa na psychikę. – Mój związek z Ianem nie ma nic wspólnego z Mike’ m. On nigdy nie będzie szczęśliwszy kosztem mojego szczęścia. Jako matka powinnaś to wiedzieć i rozumieć mnie.
- Trudno jest patrzeć, jak dziecko niszczy sobie życie.
- Próbuję je sobie poukładać… - oponowała starając się zachować resztki spokoju. Nie sądziła, że będzie to dla niej tak trudne. W głębi wrzała ze złości i żalu. Pragnęła wywrzeszczeć jej wszystko prosto w twarz bez względu na konsekwencje. Bez względu na wszystko…
- Rozwalając wszystko?
- Widocznie czasem trzeba wywalić niepasującą część układanki.
- Och, i co to znowu za filozofie? – obruszyła się, najwyraźniej niczego nie rozumiejąc. Nawet nie starając się zrozumieć. Bo niby, dlaczego? Przecież zawsze wiedziała najlepiej, co było dobre dla jej córki. Gdyby słuchała matki, miałaby idealne życie. Wprost rzygałaby każdego dnia szczęściem.
- Życie, mamo. Jeśli pozwolisz pobawię się teraz ze swoim synem, bo za trzy godziny mam samolot – Spróbowała uciąć rozmowę, wstając ze swojego miejsca.
- Nie musisz wcale tam wracać.
- Daruj sobie, bo nie mam dziś cierpliwości – mruknęła rozgoryczona. Czasami zastanawiała się, czy ta kobieta, aby na pewno stoi po jej stronie. Nienawidziła jej, gdy zachowywała się w ten sposób. Gdy próbowała sprowadzać ją na ziemię, wywierać na niej wpływ, wzbudzać wyrzuty sumienia. I wszystko tylko po to, żeby postępowała tak, jak ona sobie to wyobraża.
Nigdy więcej, matko.
Podeszła do swojego synka i usiadła obok niego, w zupełności ignorując już obecność swojej rodzicielki. Nie pozwoli, żeby zepsuła jej ostatnie godziny z dzieckiem, którego zapewne znowu nie będzie mogła widzieć przez najbliższy tydzień. Już niedługo.

Kiedyś znajdę dla nas dom, z wielkim oknem na świat…
Znowu zaczniesz ufać mi, nie pozwolę Ci się bać.***


* Tokio Hotel – Great Day
**Tokio Hotel – In die nacht
*** Varius Manx – Piosenka księżycowa

***
Drogi Czytelniku!
Komentarz od Ciebie jest wyrażeniem szacunku dla mojej pracy oraz motywacją do dalszej publikacji.
Jeśli więc szanujesz moją pracę i chciał/abyś poznać dalsze losy bohaterów, zostaw po sobie ślad.
Nie zarabiam na publikacji, największą i jedyną nagrodą dla mnie jest Twoja opinia.

***

Ostatni odcinek w tym roku. Po więcej informacji zapraszam na swoja fejsbukowa stronę.
Życzę Wesołych Świat :)






piątek, 5 grudnia 2014

19. „Schau mir nicht mehr hinterher. Glaub an dich . Ich glaub an dich…“

Na wstępie, dziękuję każdemu kto oddał głos na Vegas, w sondzie. Niestety, ale wszystko poszło na marne, gdyż wyniki przepadły i moje opowiadanie jakby nie patrzeć wyróżnione nie zostało. Przynajmniej oficjalnie! Bo w sekrecie Wam zdradzę, że wygram 3% przewagi ;) Dlatego dziękuję!
I zapraszam na odcinek, a ja wracam do pisania 20 :D 

***

Trema, to coś co towarzyszyło mu od niepamiętnych czasów. Jako dziecko miewał z nią trochę problemów, które z wiekiem całkowicie się zmieniały wraz z jego perspektywą. A zespół, który stworzył z bratem i przyjaciółmi, pozwolił mu zaprzyjaźnić się z nią na stałe. I nie była to zbyt skomplikowana relacja. Tym bardziej, że z biegiem czasu, dołączyło do niej uczucie ekscytacji, które zdecydowanie ją neutralizowało. Podobno każdy muzyk odczuwa stres wychodząc na scenę, nigdy nie omijało to również jego. Nauczył się jednak sobie z tym radzić, a nawet to maskować. Przed występem nikt nie mógł rozpoznać po nim, że coś jest nie tak. Pasowało to świetnie do jego roli, pewnego siebie, narcystycznego cwaniaczka. Ta jego część, jak i kilka innych, najwyraźniej pozostały pod wrakiem samochodu. Nie posiadał już czegoś takiego, jak odporność. Zupełnie jakby zaczynał od nowa musząc jeszcze raz uczyć się wszystkiego. Nie spodziewał się, że coś takiego go zaskoczy. A jak się okazało, poniedziałek przyniósł za sobą od samego rana, mnóstwo nowych myśli i wątpliwości. Co za tym idzie, również i pewnego rodzaju tremę. To właśnie dziś miał rozpocząć zapowiedzianą rehabilitację. Nadal nie był do niej przekonany, ale pamiętał o złożonej obietnicy i to pozwalało mu jakoś panować nad sobą. Niemniej, odczuwał strach. Mogło wydawać się to nieco dziwne, bo z pozoru przecież nie miał czego się obawiać. Nikt mu nie chce wyrządzić krzywdy, nikt nie będzie działał na jego niekorzyść. Przeciwnie, chcą mu tylko pomóc. Problem tkwił w tym, że mogłoby się okazać, iż to nie zadziała. Mogłoby się okazać, że jest już za późno. Nie ma dla niego ratunku. Że to koniec. Świadomość uzasadniona realnymi zdarzeniami jest dużo gorsza od samych myśli o tym. To tego się bał. Przed tym uciekał. Przed rzeczywistością, która mogłaby się okazać dla niego brutalniejsza niż dotychczas.
Nie tylko on miał swoje obawy i czuł się zestresowany. Olivia także nie wiedziała, czego może się spodziewać. Z tym, że ona raczej skupiała się na reakcji i zachowaniu Gitarzysty. Zdążyła poznać go już na tyle, by wiedzieć jak bardzo impulsywny potrafi być. Poza tym z opowieści jego brata pamiętała, jak skończyła się ostatnia próba podjęcia leczenia.
Na szczęście z samego rana zjawił się również Bill, dzięki czemu czuła się nieco pewniej. Nie żywili już do siebie żadnej urazy, a ich relacja wróciła na dawne tory. Doszli do porozumienia i znowu mogli ze sobą zgodnie współpracować. We dwoje było zdecydowanie raźniej. Tom to trudny przypadek, czasem trzeba mieć przy nim duże wsparcie.
Podczas, gdy Bill pomagał mu się ogarniać w łazience, Olivia siedziała w kuchni jak na szpilkach oczekując przyjścia rehabilitanta. Modliła się w duchu, by wszystko się udało. Najtrudniejszy jest pierwszy dzień, później już będzie tylko lepiej. Wierzyła w to, musiała. Wiara i nadzieja, to jedyne czego mogła być pewna w swoim życiu. Jedyne, co nigdy jej nie opuszczało. Pozwalało przetrwać najgorsze chwile. Wyciągały z najgłębszego bagna. I jeszcze nigdy jej nie zawiodły. Nawet teraz, gdyby spojrzała na to wszystko z perspektywy czasu. Przyleciała tu całkowicie w ciemno, impulsywnie podjęła decyzję o zamieszkaniu z Tomem chcąc mu pomóc. Pamiętała jak bardzo ich początki tutaj były trudne, czasem nawet dla niej bolesne. Ale nigdy się nie poddała. Bo miała nadzieję, wierzyła, że wszystko może się zmienić. Udało jej się również przekazać to jemu. A teraz facet, który przed paroma miesiącami postanowił wypiąć się na najbliższych mu ludzi i cały świat, postanowił też, że jednak spróbuje. Chciał stanąć na nogi, zacząć wszystko jeszcze raz. Mieć wpływ na swoją przyszłość.

Ciepły wieczór sprzyjał młodej parze w przechadzaniu się między rozświetlonymi budynkami Vegas. Każdy z nich zachęcał, by zajrzeć do niego choć na moment. Kusił swoim zewnętrznym wyglądem, ale także tym co miał do zaoferowania w środku. Sklepy, kluby, restauracje, kasyna. Nieważne czego byś potrzebował w danym momencie, znalazłbyś to tam w mgnieniu oka. Pozostaje jeszcze kwestia tego, czy posiadasz gruby portfel. Bo do takich miejsc nie przychodzi się po jedną rzecz. Wszystko jest tak skonstruowane byś spędził tam co najmniej kilka godzin, wydając po kilka tysięcy dolarów.
- Całe życie tutaj mieszkam, a nigdy mnie tu nie było – Dziewczyna z zachwytem rozglądała się dookoła. Wszystko wydawało jej się takie piękne, tak bardzo warte uwagi. Miała ochotę wejść do każdego miejsca po kolei. Żeby chociaż zobaczyć je od środka. Brakowało jej tej swobody, którą teraz miała. Przy nim mogła pozwolić sobie na wszystko.
- Domyślam się, że zanim się poznaliśmy byłaś całkiem rozsądną i poukładaną osobą – Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem obejmując ją ręką w talii. Uwielbiał czuć ją blisko siebie. Cieszył się, że mogą iść przez miasto trzymając się za ręce, czy obejmując. Nawet nie wiedział, że to może dawać tyle przyjemności. Dotychczas nigdy sobie na to nie pozwalał, bo przecież ktoś mógłby to zobaczyć, zrobić zdjęcie, nagrać… cokolwiek, co zostałoby za chwilę rozdmuchane. Przez to wszystko tworzył się dystans, który choć niewidzialnie, oddalał go od swojej partnerki. Teraz było inaczej. Nie zamierzał tego zepsuć.
- Można tak powiedzieć. Poukładana to dobre słowo. Szczególnie, poukładana według planu innych – odparła niezbyt entuzjastycznie. Przeszłość, którą próbowali za sobą zostawić, wyraźnie nie była kolorowa dla żadnego z nich. Wspomnienia zamiast uśmiechu, wywoływały grymas na twarzy.
- Na szczęście przyszłość leży w naszych rękach. Możemy sami o niej decydować, układać ją według swoich  własnych  planów.
- Szkoda, że to wcześniej nie było takie proste.
- Wtedy byśmy się nie poznali – zauważył obdarzając ją swoim czekoladowym spojrzeniem. – Chyba czasem warto spieprzyć sobie na chwilę życie…

Po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, który niestety drastycznie sprowadził dziewczynę na ziemię. A przyjemne uczucie, które jeszcze przed momentem towarzyszyło jej dzięki wspomnieniu, rozpłynęło się w powietrzu niczym bańka mydlana. Dlaczego to musiało się tak skończyć…  Tak wiele by oddała, żeby ich wszystkie plany się ziściły. Żeby Tom wciąż patrzył na nią w taki sposób. Żeby na każdym kroku pokazywał jej, jak bardzo jest dla niego ważna i że razem mogą osiągnąć wszystko czego pragną. Może to byłoby zbyt proste… Może musiało się tak skomplikować. Podobno najbardziej docenia się coś, o co trzeba najmocniej walczyć. Pytanie tylko, czy oni jeszcze w ogóle będą o siebie walczyć…
Wstała od stołu z dosyć ponurym wyrazem twarzy. Nie powinna chyba wracać do najcudowniejszych chwil swojego życia, bo nie kończy się to dla niej zbyt dobrze. Może powinna się od tego odizolować. Zapomnieć… Bo może to już nigdy nie wróci. Sama ta myśl sprawiała, że żołądek przewracał jej się do góry nogami. Właśnie dotarło do niej, że ona cały czas żywiła nadzieję. I nie chodziło tylko o to, by Tom odzyskał sprawność. Nieustannie, w duchu, liczyła na to,  że razem z jego sprawnością wrócą także… Oni. Wróci wszystko, co między nimi było i miało być.

Please don't see just a girl caught up in dreams and fantasies.
Please see me reaching out for someone I can see.
Take my hand, let's see where we wake up tomorrow.
Best laid plans; sometimes are just a one night stand.
I'd be damned; Cupid's demanding back his arrow.
So let's get drunk on our tears and...*


Odetchnęła głęboko, by zacząć na nowo myśleć trzeźwo i nie wyglądać na spłoszoną. Tak, musiała przez jakiś czas poudawać, że jest dojrzałą kobietą. Byłoby znacznie prościej, gdyby faktycznie nią była. Nie zwlekając dłużej, przykleiła uśmiech do twarzy i pociągnęła za klamkę otwierając drzwi. Mina jej zrzedła, gdy ujrzała przed sobą młodą dziewczynę. Wysoka, zgrabna… ładna. Czego tutaj szuka? Czyżby jedna z fanek? Czy to w ogóle możliwe?
- Dzień dobry, Kathlyn Fleisher. Pani Kaulitz, jak rozumiem? – Nieznajoma wbiła w nią swoje zielone spojrzenie, a Olivia zaczęła powoli łączyć ze sobą fakty… I wcale jej się to nie podobało. Nawet nie zwróciła uwagi na nazwisko, którego dziewczyna użyła w odniesieniu do jej osoby. Dawniej wywołałoby to u niej masę dziwnych odczuć i myśli, teraz jednak skupiała się wyłącznie na osobie nieznajomej. – Jestem rehabilitantką. Dobrze trafiłam?
- Tak, jasne… - Olivia ocknęła się w końcu i odsunęła na bok, by wpuścić ja do środka. Na powrót przylepiła do twarzy sztuczny uśmiech, aby zachować jakieś pozory.
- Wygląda pani na zdziwioną. Pan Kaulitz nie wspominał o moim przyjściu?
- Ależ wspominał – Obydwie zwróciły się w kierunku dobiegającego je męskiego głosu. Bill stał w wejściu do przedpokoju posyłając im swój szeroki, śnieżnobiały uśmiech. Rehabilitantka wydawała się od razu rozpromienić na jego widok. – Zapraszamy. Tom już na ciebie czeka.
- To świetnie. Chciałabym tylko najpierw skorzystać z łazienki, jeśli można – spojrzała na niego niepewnie. Wcale go nie dziwiło, że czuła się przy nim onieśmielona. Nawet mu to odpowiadało. Czuł, że nie tylko ona jemu przypadła do gustu. To z pewnością odwzajemniona skłonność ku sobie.
- Oczywiście, trzecie drzwi – Wskazał jej od razu drogę i odprowadził ją również swoim wzrokiem, którego nie potrafił od niej oderwać. To było tak bardzo nie na miejscu. Wiedział, że powinien nad sobą bardziej panować. Przynajmniej podczas jej wizyt u jego brata. Wszyscy powinni skupiać się tu na jego zdrowiu, a nie flirtach. Ale to było silniejsze od niego.
- Że niby to jest ta rehabilitantka? – Niezbyt entuzjastyczny głos Olivii sprowadził go jednak zaraz na ziemie. Skierował na nią swoje zdziwione spojrzenie zupełnie nie rozumiejąc co jej nie odpowiada. A ewidentnie nie odpowiadało. Jej niebieskie oczy przybrały wręcz granatowego odcieniu a wyraz twarzy zapowiadał kolejną sprzeczkę. – Skąd ty żeś ją wziął?
- Z najlepszego ośrodka! – zapewnił bez wahania, co było zgodne z prawdą.
- Ładniejszej nie było? – zironizowała krzyżując przy tym ręce na piersi. – Ślinisz się, jak pies na widok kości – Nie potrafiła darować sobie tej uwagi. Obudziły się w niej wcześniej nieznane uczucia, nad którymi nie umiała w tym momencie zapanować. Działała całkowicie impulsywnie i chyba nie poznawała znowu samej siebie.
- Boże, ty jesteś zazdrosna! – zawołał rozbawiony, gdy dotarło do niego o co tak naprawdę jej chodziło. I z pewnością nie miała tu na myśli jego osoby. Zwyczajnie obawiała się konkurencji w związku z Tomem. W sumie, nie powinno to nikogo dziwić. Kathlyn była piękna, miała spędzać z Tomem mnóstwo czasu. W dodatku przyczyni się do odzyskania przez niego pełnej sprawności… Olivia już nie będzie jedyną kobietą w jego życiu. Przynajmniej z pozoru.
- Co? Niby o co? – obruszyła się natychmiast. – Po prostu nie uważam, by kobieta była odpowiednią osobą na to stanowisko. Tom potrzebuje kogoś silnego, zarówno fizycznie jak i psychicznie – dodała pośpiesznie chcąc się jakoś wybronić. Jej reakcja faktycznie mogła wydać się nieco podejrzana. Nie mogła pozwolić Billowi, by myślał, że jest zazdrosna o tę dziewczynę. Przecież zupełnie nie miała o co!
- Też tak myślałem. Ale Kathlyn naprawdę jest dobra w tym co robi. Poza tym jeśli się nie sprawdzi, zawsze można zatrudnić kogoś innego. Nie warto kogoś skreślać na podstawie jego wyglądu. Nie bądź taka powierzchowna, Liv – rzekł z poważną miną i również złożył ręce na piersi spoglądając na nią wyzywająco. Nie zamydli mu oczu swoimi argumentami. Dobrze wiedział, że nie chodzi tu o wątpienie w jej umiejętności. Była po prostu zbyt ładna i to ją bolało.
- Jasne… Tylko, żebyś potem do mnie nie przychodził, jak Tom zacznie coś odwalać – skwitowała ze złością i wyminęła go kierując się do swojego pokoju pozostawiając go samego sobie. Chłopak pokręcił tylko z dezaprobatą głową, śmiejąc się przy tym pod nosem. Jakby nie patrzeć, to bardzo urocze, że Olivia jest zazdrosna. Już nikt mu nie wmówi, że ta dziewczyna nic nie czuje do jego brata. Miał jednak nadzieję, że jej obawy są bezpodstawne, bo sam nie byłby zadowolony, gdyby nowa rehabilitantka przypadła Tomowi do gustu bardziej niż powinna. Ta opcja w ogóle nie wchodzi w grę. Poza tym, przecież Tom sam nie widzi świata poza Olivią. Ślepiec by to zauważył.
- To gdzie mój pacjent? Czas zacząć działać – Dziewczyna pojawiła się znowu obok niego już w pełni gotowa do pracy. Miał nadzieję, że jej pozytywna energia jakimś sposobem przejdzie także na Toma i będą mogli wszyscy zaliczyć ten dzień do udanych.

W czasie, gdy Tom prawdopodobnie poznawał swoją nową rehabilitantkę i zaczynał z nią współpracę, Olivia przebywała w pokoju obok wraz z psem. Nadal nie potrafiła opanować swoich negatywnych emocji. W jej głowie tworzyły się jakieś chore wizje, które nigdy wcześniej nawet nie przyszłyby jej na myśl. To było niedorzeczne. Z pewnością jej zachowanie odbiegało od zachowania dojrzałej osoby. Czuła się jak jakaś głupia nastolatka. W dodatku nigdy wcześniej nie znała uczucia zazdrości. Zazdrości o mężczyznę. I to tak potężnego. Nagle poczuła się taka zbędna, gorsza pod każdym względem. Wystarczyła jedna chwila by jej samoocena uległa zaburzeniu. Nie była już pewna swojej pozycji. Zazdrość zdecydowanie nie zostanie jej przyjaciółką.
Była zła na Billa, choć nie powinna. Jedyną osobą, na którą powinna się w tej chwili złościć, była ona sama. Tom pewnie chciałby, żeby teraz przy nim była, a ona siedzi w pokoju jak obrażone dziecko. A może wcale by nie chciał… Do czego mu jej osoba? Kathlyn ma w sobie tyle uroku, że z pewnością nie potrzebuje żadnej pomocy w ujarzmieniu jego męskiej dumy. Mogłaby tam być i się o tym przekonać, ale wolała siedzieć sama za ścianą i dręczyć się swoimi głupimi myślami.
Nie wiedziała, że Tom teraz zaciska mocno zęby. Zbiera w sobie psychiczna siłę, by się przełamać. Po raz kolejny odkłada swoją dumę gdzieś daleko. Zapomina o tym, że jest twardym, niezależnym facetem. Godzi się na wszystko, co jest mu w tym momencie przedstawiane. I czyni to wszystko, bo pamięta o swojej obietnicy.  Nie wiedziała, że robi to dla niej. Bo była ostatnią osobą, którą chciałby zawieść.

- Bill, myślę, że nie potrzebujemy widowni – Młoda rehabilitantka dość delikatnie zachęciła Wokalistę do opuszczenia pokoju brata. Mężczyzna dopiero po dłuższej chwili zrozumiał, co miała na myśli. Nie odpowiadało mu, że musi wyjść… Jego się nie wyprasza! Nie zamierzał jednak polemizować. Wiedział, że Tomowi będzie lepiej, gdy nikt nie będzie się mu przyglądał. Kathlyn  sobie na pewno poradzi bez niczyjej pomocy.
- Jasne. Jak coś, będę w kuchni – rzucił posyłając im pełne wyrozumienia spojrzenie, po czym wyszedł zamykając za sobą drzwi.
W tym samym momencie Olivia także zdecydowała się w końcu przełamać i wyjść z pomieszczenia obok. Wyglądała na dosyć zmieszaną i niepewną siebie. Dziwiło go to. O ile wcześniej potrafił zrozumieć jej zachowanie, teraz było dla niego zaskakujące, że nagle stała przed nim taka zagubiona i wystraszona.
- I jak to przyjął? – odezwała się unosząc na niego swój przygaszony wzrok.
- Masz na myśli, czy również ślini się na jej widok? – uśmiechnął się chytrze mimo iż gołym okiem widział, że dziewczyna wcale nie jest w nastroju na takie żarty. Co też potwierdziła swoim obrażonym spojrzeniem, którym go obdarowała. Może ona jest zazdrosna, ale to on zachowuje się jak dzieciak. W tej sytuacji nie miała ochoty kontynuować z nim dyskusji. – Poszło dużo lepiej niż się spodziewałem. Poza tym, że chciał mnie zabić wzrokiem, nie pisnął słowa – dodał widząc, że Olivia zamierza odejść nie czekając na jego odpowiedź. Chciał się jakoś zreflektować. – Lepiej tam jednak nie przebywać. Kathlyn sama mnie wyprosiła, chyba też zauważyła, że Tom ma z tym problem.
- W porządku, nie zamierzam im przeszkadzać. I tak niedługo wychodzę do pracy – odparła dosyć chłodno jak na siebie, ale nie umiała być dla niego milsza. Bo o ile według niego to wszystko mogło być zabawne, dla niej było poważną sprawą.
- Może chciałabyś jakąś lepszą pracę? – wypalił prosto z mostu zupełnie się nad tym nie zastanawiając. Czyli jak zawsze. Bezmyślność to jego drugie imię. Nawet, gdy ma dobre intencje.
- Co to ma znaczyć?
- Mógłbym pomóc ci coś znaleźć po prostu – Wzruszył ramionami bojąc się być już bardziej konkretnym. Miał wrażenie, że działał ostatnio na nią jak płachta na byka. Cokolwiek by nie powiedział, czy zrobił, ona patrzyła na niego, jakby był największym złoczyńcą. Wiedział, że sam to spieprzył i w sumie nie robił zbyt wiele, aby to naprawić. Ta jego narcystyczna natura. Że niby wszyscy prędzej czy później sami do niego wrócą, bo nie da się bez niego żyć. Otóż da się… I kto, jak kto, ale Olivia sobie świetnie da radę bez jego osoby. I w końcu to on stanie się zbędny dla swojego własnego brata…
- To nie jest na razie konieczne. Może za jakiś czas, teraz wolę być blisko… - Wbrew jego obawom, jej odpowiedź była w miarę delikatna. Nie naskoczyła na niego, to już był postęp. W wypowiedzianym przez nią zdaniu, brakowało mu tylko jednego wyrazu, które byłoby idealnym zakończeniem. A mianowicie: „…wolę być blisko Toma.”. Tak, ewidentnie czuł, że właśnie tam miało być imię jego bliźniaka. – Pójdę się ogarnąć… - mruknęła. Jej spojrzenie było takie zagubione, pełne wątpliwości i strachu. Dostrzegał to wszystko w tych niebieskich tęczówkach i czuł wyrzuty sumienia. Nie przyszło mu do głowy, jak ta dziewczyna musi mocno to przeżywać. A on jeszcze wykorzystywał jej zazdrość do swoich złośliwości. Podczas, gdy to było dla niej zupełnie nowe doznanie.
- Olivia – Złapał ją za rękę zatrzymując jeszcze na chwilę. Nie chciał, żeby ich rozmowa znowu spełzła na niczym. – Przepraszam. Za wszystko. Czasem nie myślę nad tym co robię, czy mówię. Lubię cię, bardzo. I chciałbym, żeby nasze relacje były dobre. Chcę być twoim przyjacielem – wyznał z nadzieją, że dzięki temu znowu będzie między nimi, jak jeszcze tydzień temu.
- W porządku, Bill – uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. – Doceniam to, dziękuję. Dobrze jest mieć tu jeszcze kogoś…
- Czyli znowu gramy w jednej drużynie?
- Wbrew pozorom, gramy w niej bez przerwy – zapewniła go ściskając jego dłoń. Mógł być już spokojny. Wszystko wraca na swoje dawne tory.
Odprowadził ją wzrokiem, gdy skierowała się z powrotem do pokoju, by zacząć przygotowywać się do pracy. Obydwoje mogli chyba odetchnąć z ulgą. Przynajmniej po części, bo o ile dla Olivii kwestia z Billem została rozwiązana, to ziarenko zazdrości, które dziś w niej zakiełkowało wciąż pozostawało utrapieniem.

I znowu uświadamiasz sobie, jak bardzo Ci zależy, by być jedyną kobietą w Jego życiu.

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Bill przyglądał się temu w skupieniu, stojąc na tarasie i paląc papierosa. Takie momenty były idealne na pozbieranie i poukładanie swoich myśli, a czasem także uczuć.  Co do tych drugich, znowu był rozdarty. I wbrew pozorom nie chodziło wcale o jego własne rozterki sercowe. Tym razem głowę zaprzątał mu brat i dwie kobiety istniejące w jego życiu. Mogłoby się zdawać, że od pewnego czasu jest już tylko jedna… ale to tylko pozory. To, że kogoś nie widać chwilowo fizycznie, nie znaczy, że przestał istnieć. Ria w miarę systematycznie się z nim kontaktowała wypytując o Toma. Wokaliście to nie odpowiadało, między innymi dlatego, że miał za złe modelce jej ucieczkę od problemów. Po drugie już od dawna na jej miejsce, ulokował w swojej wyobraźni Olivię. Według niego, była wprost idealna dla Toma. Wiedział, że nie bez powodu wybrał właśnie ją w Vegas. Żadna z rzeczy, którą wtedy zrobił, nie stała się bez powodu. A Ria, mimo że spędziła u boku Gitarzysty kilka lat, wciąż nie była tą właściwą kobietą na właściwym miejscu… Nigdy mu tego nie mówił, bo nie uważał tego za konieczne. Jego subiektywne opinie nie zawsze muszą wychodzić na światło dzienne. Tym bardziej, że jego brat przez długi czas, był szczęśliwy u boku rudowłosej. Dopóki coś nie zaczęło się, z dnia na dzień, między nimi psuć. To sytuacja z tych, kiedy nikt nie wie jak i dlaczego. On, stojąc z boku, mógł tylko patrzeć. Jak kolor oczu jego brata blaknie, a uśmiech staje się mniej wyraźny. Mógł tylko widzieć, jak dużo mniej chętnie wraca do domu. Dlaczego więc po tym wszystkim miałby chcieć jej w czymkolwiek pomagać? Cokolwiek ułatwiać..? Jeśli nawet nie była w stanie wytrzymać z jego bratem w najtrudniejszych chwilach życia. Nie zasługiwała na niego. Nawet jeżeli nie miał prawa, żeby ją oceniać… Nie zasługiwała. I on na pewno nie będzie tym, który powie Tomowi, że jego „dziewczyna” się nim jakkolwiek interesuje. Gdyby chciała, mogłaby tu przyjechać. Mogłaby zrobić cokolwiek, by naprawić ich relację. Ale nie robiła niczego. Nie była nawet świadoma, że jej miejsce zostało już zajęte. Sama na to pozwoliła.
Olivia jest dobra. Tom będzie z nią szczęśliwy. Nie potrzebuje, żeby mieszać mu w życiu jeszcze przeszłością, gdy już wszystko zaczyna się układać…

- Zgłaszam, że zadanie wykonane, szefie – Usłyszał za sobą znajomy głos, który wyrwał go z zamyślenia. Uśmiechnął się przyjaźnie odwracając w kierunku, stojącej w wejściu dziewczyny. – Trochę nam dziś zeszło, ale początki zawsze są trudne.
- Tom pewnie dał ci popalić…
- Nie było tak najgorszej – stwierdziła z uśmiechem. – Myślę, że jest na dobrej drodze do zwycięstwa. Widać, że ma motywację. Wiele razy dziś widziałam po nim, jak zaciska zęby, by przypadkiem nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego. Jestem pewna, że zrozumiał już, o co w tym wszystkim chodzi – Podzieliła się z nim swoimi obserwacjami. I najwyraźniej była nie tylko dobrą rehabilitantką, ale także psycholożką. Chyba nie mogli trafić lepiej.
- Cieszę się bardzo. Naprawdę dobrze to słyszeć – rzekł z entuzjazmem i podszedł do niewielkiego stolika, na którym stała popielniczka następnie gasząc w niej papierosa.
- Tylko mam wrażenie, że jego… partnerka nie jest zbyt zadowolona – odezwała się niepewnie sama do końca nie wiedząc, jak powinna określić Olivię. Bill nie przejął się zbytnio jej obawami, bo znał całą sytuację. Nie mógł do końca jej wszystkiego zdradzić, ale chciał ją trochę uspokoić.
- Olivia po prostu była zaskoczona, nie uprzedziłem jej, że będziesz dziewczyną. Ostatnia rehabilitantka się nie sprawdziła. Bardzo jej zależy, by Tom czuł się jak najlepiej i udało mu się odzyskać sprawność – wyjaśnił jej najlepiej, jak potrafił używając przy tym z niebywała rozwagą swoich słów.
- Doskonale to rozumiem. Mam nadzieję, że się do mnie przekona. A tymczasem, pora się zbierać. Wpadnę po jutrze – oznajmiła spoglądając w jego kierunku.
- Może cię odwiozę? – zaproponował nim zdążyła się odwrócić. Bardzo chciał ją jeszcze zatrzymać. Nie mógł jednak, aż tak bardzo się narzucać. Uznał więc, że odwiezienie jej do domu byłoby dobrym rozwiązaniem. Zupełnie niewinnym… - I tak miałem się już zbierać – dodał chcąc ją bardziej zachęcić do swojego pomysłu. Dostrzegł zawahanie na jej twarzy. Ich współpraca, znacznie ograniczała budowanie relacji pod względem moralnym.
- W takim razie niech będzie – zgodziła się w końcu nie chcąc zbytnio przedłużać. Przecież nie było w tym nic złego ani tym bardziej zobowiązującego. Bill był bardzo sympatycznym mężczyzną. I przystojnym, czarującym… a to już całkiem inna sprawa.

To ten moment, kiedy już wiesz, że nie zdołasz oprzeć się Jego urokowi. Wiesz też, że właśnie powinnaś. Ale przecież to jest niezależne od Ciebie. Zupełnie niezależne…


*Keira Knightley - Lost Stars
Bardzo, bardzo mocno polecam zarówno piosenkę, jak i film "Begin again". Fantastyczny film o muzyce, idealny dla wrażliwców takich jak ja :)

 ***
Drogi Czytelniku!
Komentarz od Ciebie jest wyrażeniem szacunku dla mojej pracy oraz motywacją do dalszej publikacji.
Jeśli więc szanujesz moją pracę i chciał/abyś poznać dalsze losy bohaterów, zostaw po sobie ślad.
Nie zarabiam na publikacji, największą i jedyną nagrodą dla mnie jest Twoja opinia.

***



niedziela, 23 listopada 2014

18. "Wir haben uns. Wir haben Angst. Wir kommen nirgendwo an. Wir sind Träumer..."

Kolejny ranek jak zwykle przywitał Los Angeles bezchmurnym niebem obdarzając mieszkańców ciepłymi promieniami słońca. Tak ładna pogoda za oknem napawała pozytywną energią. A owej, tego dnia, wcale nie brakowało Olivii, która obudziła się w wyśmienitym humorze. Podobnie jak i również Tom. Obydwoje zdawali się być jak nowo narodzeni, co najmniej, jakby w ich życiu stał się jakiś cud. A przecież nie wydarzyło się nic wielkiego. To tylko kilka słów, kilka gestów, kilka wspólnych chwil… I świat przybiera zupełnie nowych, lepszych barw. Relacja między dwojgiem młodych ludzi zmieniła się diametralnie. Jeszcze tydzień temu nikt by nie powiedział, że to w ogóle możliwe. Tymczasem potrafili rozmawiać ze sobą bez żadnych spięć, dogadywali się tak, jakby znali się od lat i nie było między nimi ograniczających ich blokad.
Od razu po śniadaniu, Olivia pomogła Tomowi ponownie w wyborze ubrań na ten dzień. Spodziewał się dziś gości, więc chciała, by czuł się przy nich jak najlepiej. A odpowiedni wygląd, to już pierwszy krok do sukcesu oraz zmiany swojego nastawienia. Tym razem nie czuła się już tak dziwnie grzebiąc w jego rzeczach… Przynajmniej do czasu, gdy nie natknęła się na damskie ciuchy, których nigdy wcześniej tu nie widziała. To był moment, w którym coś nią wstrząsnęło. Jakby ktoś znienacka wylał na nią wiadro zimnej wody. I nie rozumiała, dlaczego reaguje w ten sposób. Przecież wiedziała, że istnieje w życiu Toma ktoś jeszcze. Jego dziewczyna. Wiedziała o tym kilka miesięcy temu, gdy z nim flirtowała w barze, gdy całowała jego usta, gdy tuliła się do jego nagiego torsu… Gdy brała z nim ślub. Wiedziała o tym także po wypadku, po powrocie do domu, po przyjeździe do Los Angeles. To, że jej nie widziała, nie oznaczało, że jej nie było. A chyba wolała nie mieć tej świadomości. Świadomości, która zaskakująco dogłębnie i mocno ją dotykała.
- Nienawidzę zakładać tych pieprzonych skarpetek – Drgnęła wyrwana z głębokiego zamyślenia, słysząc za sobą zirytowany głos Gitarzysty, który właśnie wysilał się by wcisnąć bawełniany materiał na swoje stopy. Musiała się w tej chwili ogarnąć, by nie zauważył, że cokolwiek jest nie tak. Nie powinna się tak zachowywać. Nie powinna… Mieć wyrzutów sumienia. W końcu, to ona tu teraz była… Nie Ria. To ona gotowała, sprzątała i prała dla Toma. To ona o niego dbała i zajmowała mu czas… I ona również wpieprzyła się między dwoje ludzi…
- Gdybyś nie był taki uparty i dał sobie pomóc, nie musiałbyś się męczyć – mruknęła odwracając się w jego kierunku wraz z wybranymi przez siebie rzeczami.
- Jeszcze nie zwariowałem, żebyś musiała mi skarpetki zakładać.
- No naprawdę, to byłoby istne szaleństwo – stwierdziła kręcąc przy tym z dezaprobatą głową i podeszła do niego podając mu jego rzeczy. – Mam rozumieć, że w niczym nie dasz sobie pomóc?
- Umiem się ubrać, naprawdę. Sama widziałaś, że umiem… - rzekł unosząc na nią swoje spojrzenie. – Poza tym… Chciałaś, żebym zaczął żyć czy coś tam… No to chyba powinienem się nauczyć, sam sobie radzić? – zapytał, zaskakując ją tym bardzo. To nie było głupie. Miał rację. Powinna pozwolić mu działać samemu, nie może całe życie skakać wokół niego, jak wokół małego dziecka. Dziecko już jedno ma…
- Dobrze, to ja też się przygotuję w tym czasie do pracy – westchnęła kierując się od razu do wyjścia. O siebie również musiała trochę zadbać.
- Musisz tam iść?
- Muszę, Tom. Chyba nie chcesz znowu zaczynać tego tematu? – spojrzała jeszcze na niego wymownie, gdy jego głos zatrzymał ją przy drzwiach. Ostatnia ich rozmowa na temat jej nowej pracy była dosyć burzliwa, ale sądziła, że doszli do jakiegoś porozumienia.
- Nie… Po prostu miałem jeszcze nadzieję, że może zmieniłaś zdanie. Poza tym… Kto będzie mnie bronił, jak ciebie nie będzie?
- Poradzisz sobie, jesteś dużym chłopcem. Pamiętasz, co mi obiecałeś?
- Pamiętam – potwierdził. Nie zapomni tej chwili chyba już do końca swojego życia.
- To dobrze. Pamiętaj, że wszystko co teraz robisz jest częścią tej obietnicy.
- Wiem.
- Ubieraj się, bo przyjaciele zastaną cię w samych gaciach jak tak dalej pójdzie – ponagliła go i posyłając mu swój uśmiech, zniknęła za drzwiami zamykając je za sobą. Westchnął ciężko zostając znowu sam ze swoimi myślami. Obawiał się trochę spotkania z chłopakami, dawno się nie widzieli. A ostatnim razem, nie był dla nich zbyt miły. Dla nikogo nie był. Wiele się zmieniło… Ale czy będzie potrafił rozmawiać z nimi jak kiedyś? W dodatku czuł się niepewnie, gdy Olivii nie było w pobliżu. Ona stała się jego ostoją. Emanowała od niej aura, która pozwalała mu zachować spokój i trzeźwe myślenie. Sprawiała, że potrafił myśleć szerzej i chować swoją cholerną dumę w kieszeń, przynajmniej na jakiś czas. A wtedy nagle wszystko jakby się układało, jakby jego przyszłość nie była całkiem stracona…

Długa droga jeszcze przed Tobą nim zrozumiesz, że Twoja przyszłość leży w Twoich rękach.

Siedział na łóżku a jego nogi zwisały swobodnie. Stopy stykały się z podłożem, którego nie czuł. Przypatrywał się im beznamiętnie od dłuższego czasu, próbując zrozumieć dlaczego wyglądają na całkiem zdrowe, a odmawiają mu posłuszeństwa. Chciałby móc poczuć ten cholerny dywan pod nogami. Chciałby móc wstać i po prostu wyjść z tego pokoju.

Nie możesz.
Nie możesz.
Nie możesz.

Dwa wyrazy huczały mu w głowie przyprawiając go nieustannie o białą gorączkę. Tak bardzo dobitne.

Może byś mógł, gdybyś naprawdę chciał.

Przymknął powieki oddychając głęboko. Musiał się uspokoić, wziąć w garść. To nie był odpowiedni moment, żeby znowu zacząć się nad sobą użalać. Właściwie od wczoraj, już żaden moment nie będzie nigdy na to odpowiedni. Złożył obietnicę, której musi dotrzymać. Od jego decyzji i postępowania zależy również życie kogoś innego. Wcześniej tego nie rozumiał, nie zastanawiał się nad tym. Jego egoizm pozwalał mu na nieustanne trwanie w bezczynności. Nie umiał już dłużej być tym egoistą. Padło zbyt wiele słów, spojrzeń i gestów. I choć trudno było uwierzyć, że cokolwiek jeszcze może się w jego życiu zmienić, on musiał mieć nadzieję. Nie sądził, że jest jeszcze zdolny, by ją w sobie odnaleźć. Może to dlatego, że wcale jej nie szukał. Olivia robiła to za niego. Z upartością największej oślicy, każdego dnia. Kiedy tylko o tym myślał, uśmiech automatycznie wkradał się na jego twarz. Każda najdrobniejsza myśl o tej kobiecie, sprawiała, że czuł się tak niewyobrażalnie dobrze.
- Tom, wychodzę już – Uniósł swój nieprzytomny wzrok, gdy dotarł do niego jej głos. Stała w drzwiach uśmiechając się pogodnie. Wyglądała całkiem zwyczajnie, jej nowa praca nie wymagała specjalnego ubioru. Ale według niego i tak była piękna. Nawet w tym powyciąganym swetrze i dżinsach. Właśnie w takiej kreacji była najpiękniejsza. A jeszcze piękniejsza potrafiła być, gdy trzymał ją nagą w swoich ramionach… - Bądź grzeczny.
- Jasne, powodzenia – odparł pospiesznie zdając sobie sprawę, że od dłuższej chwili wgapiał się w nią, jak popaprany a jego głowę zaczynały zaprzątać bardzo nieprzyzwoite myśli. Zdążył poczuć, jak robi mu się gorąco. Olivia na szczęście w porę wyszła, nie dostrzegając wypieków na jego twarzy. Znowu mógł się poczuć jak dzieciak. Już dawno nie fantazjował o żadnej dziewczynie. Nie czuł się z tym zbyt komfortowo. To nie było w jego stylu. Zawsze mógł mieć wszystko o czym pragnął, więc nie musiał o tym marzyć.

All along it was a fever
A cold sweat, hot-headed believer
I threw my hands in the air I said show me something
He said if you dare come a little closer*


- Nowy Jork? A może coś bardziej szalonego? – Mężczyzna opadł na kremową pościel tuż obok brunetki, która od dłuższego czasu leżała na brzuchu, przed laptopem przeglądając różne strony w Internecie. Omawiali właśnie miejsce swojego przyszłego zamieszkania. Nie mogli przecież do końca życia ukrywać się w hotelu, choć to było całkiem przyjemne i wygodne pod wieloma względami.
- Na przykład?
- Tokio – uśmiechnął się szeroko, gdy uniosła na niego swoje zdziwione spojrzenie. Nie spodziewała się po nim takich klimatów. Jego jednak od zawsze kręciły wielkie miasta, goniące za rozwojem technologii. Nieustannie tętniące życiem. Zawsze chciał odwiedzić Japonię, szczególnie właśnie Tokio. I nawet udało mu się spełnić to marzenie. Mimo to, nigdy nie myślał, by zamieszkać tam na stałe. Ale teraz… Teraz kiedy cały świat stał przed nim otworem, kiedy zamierzał odmienić całe swoje życie… Nie miał żadnych oporów. – Co o tym myślisz?
- To naprawdę szalone – roześmiała się głośno. Trudno było jej wyobrazić sobie, siebie w takim miejscu. Obawiała się dalekich wyjazdów, do obcych krajów. Nawet tych anglojęzycznych… a teraz miałaby zamieszkać w Azji? – ale jeśli ty tam będziesz, ja też chcę tam być – dodała spoglądając mu głęboko w oczy. Uwielbiał te momenty. Kiedy zatapiał się w jej spojrzeniu odczuwając spokój i pewność. Jakby były odpowiedzią na wszystkie wątpliwości.
- Olivka… Czy to możliwe, żeby w tak krótkim czasie móc kogoś… pokochać? - ostatni wyraz z trudem przeszedł mu przez gardło. Słowo KOCHAĆ przybierało nagle zupełnie innego znaczenia.
Nie odpowiedziała mu od razu. Odwróciła zmieszany wzrok skupiając go na klawiaturze komputera. Czuła, jak jej serce zaczyna bić dwa razy mocniej. Zdawała sobie sprawę z powagi wypowiedzianych przez niego słów. I choć nie było to dosłowne, brzmiało niemal jak wyznanie miłości. Między wierszami słyszała wyraźnie: „kocham cię, tylko jeszcze nie jestem pewien, czy to w ogóle jest możliwe. Kocham cię tylko jeszcze nie umiem przyznać się do tego przed samym sobą.”
- Myślę, że tak… - Przerwała panującą między nimi ciszę, na powrót obdarzając go swoim ciepłym spojrzeniem. - Można pokochać kogoś bezgranicznie, w tak krótkim czasie. Więź nadaje sensu, nie czas spędzony razem. Po prostu… trzeba to czuć – powiedziała cicho, dokładnie to co sama czuła. Wierzyła w to, jak w nic innego na świecie. Teraz i on również mógł uwierzyć.


Round and around and around and around we go
Oh, now, tell me now, tell me now, tell me now you know*


Odgłos, najpierw otwieranych a następnie zamykanych drzwi dochodzący z przedpokoju, był dla niego znakiem, że jego goście właśnie przybyli. Poczuł lekki stres słysząc coraz wyraźniejsze głosy oraz zbliżające się kroki. Od dawna nie widział się z przyjaciółmi, nie wiedział jak będą zachowywać się wobec niego. A tego obawiał się chyba najbardziej. Brakowało mu pewności siebie i nie wynikało to przez brak zaufania do chłopaków z zespołu, ale bardziej z tego, że czuł się jak trędowaty. I uważał, że jego kalectwo automatycznie stawia go w tym gorszym świetle. Sam pamiętał swoje myśli, które nie raz krążyły mu w głowie na widok osoby niepełnosprawnej. Nigdy z nich nie szydził, niemniej zawsze odczuwał dużo współczucia, a nawet litości dla takich ludzi. Nie chciał tego samego dla siebie. Nie potrzebował. Tylko, że nie ma zbytnio wpływu na to, co ktoś sobie o nim pomyśli.
- Cześć, Tom. Możemy? – Zza drzwi wychyliła się blond głowa jego brata, który najprawdopodobniej został wysłany na obadanie terenu. Mężczyzna skinął tylko głową dając im przyzwolenie a sam jednocześnie próbował się rozluźnić i wymusić na swojej twarzy jakiś przyjemniejszy wyraz. Lekki uśmiech by nie zaszkodził. Od pierwszego wrażenia też wiele zależy. Co innego, gdy zobaczy się przed sobą ponurego faceta, który wygląda, jakby nie miał ochoty dłużej żyć a co innego, gdy będzie sprawiał wrażenie pozytywnie nastawionego. On był gdzieś pomiędzy tymi dwoma opcjami.
- Cześć, stary!
Nie kazali mu długo na siebie czekać. Po krótkiej chwili cała trójka zawitała w jego sypialni. Georg od razu do niego podszedł podając mu rękę i obejmując go przyjaźnie. Gustav zaraz uczynił podobnie i obydwaj uśmiechali się przy tym serdecznie. Zupełnie, jakby wpadli w odwiedziny do kumpla jak za dawnych lat. Niemniej, sądził, że po tym radosnym przywitaniu nastanie niezręczna cisza, która będzie musiał zapełnić Bill. Mylił się jednak. Muzycy wcale nie wydawali się być skrępowani, czy w jakikolwiek inny sposób ograniczani. Georg usiadł obok niego, a Gustav naprzeciwległym fotelu.
- Trudniej się do ciebie dostać niż, gdy fanki okupowały wasze mieszkanie – stwierdził Perkusista opierając się wygodnie o miękkie oparcie fotela. Tom uśmiechnął się na myśl o Olivii, która tak zacięcie go wczoraj broniła. – Przyznam, że zaskoczyłeś mnie wyborem kobiety.
- Oj tak. Wydaje się być zbyt dominująca, jak na ciebie – dorzucił ze śmiechem Georg. – Właśnie, gdzie ona teraz jest? – Przeniósł swoje zaciekawione spojrzenie na milczącego Gitarzystę.
- Poszła do pracy…
- Jakiej pracy? – wtrącił zdziwiony Bill. Nie wiedział nic na ten temat. Co prawda, Olivia ostatnio się na niego obraziła, ale praca to chyba nie jest coś, co się dzieje z dnia na dzień.
- Uparła się na pracę w tej spelunie u nas. Nie udało mi się wybić jej tego z głowy – wyjaśnił bez entuzjazmu. Nadal nie podobał mu się ten pomysł. I był pewien, że wcześniej czy później, dziewczyna sama się do tego przekona. Oby tylko nie musiała zbyt mocno żałować, że go nie posłuchała. Nie chciał, by stało jej się coś złego.
- Cóż, widać kto rządzi w tym związku – rzucił zadziornie Geo, na co jego przyjaciel obdarzył go tylko swoim surowym spojrzeniem. Jeśli chodzi o poziom dokuczliwości, czy żartów to na pewno się nie zmieniło. – Powiem szczerze, że wczoraj nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. Ale widzę, że to głębsza sprawa i chętnie bym ją poznał. Może się pomyliłem.
- Oczywiście, że się pomyliłeś – zapewnił go nie mając co do tego najmniejszych wątpliwości. – Po prostu nie możesz pogodzić się z tym, że kobieta mówiła ci co możesz, a czego nie – Posłał mu swój wredny uśmiech odgryzając się przy tym za wcześniejszą uwagę. Zdecydowanie nic się między nimi nie zmieniło.
- Myślę, że nie powinniśmy obgadywać Olivii za jej plecami. Sami ją poznacie, gdy wróci z tej swojej pracy – Wokalista przerwał im dyskusję, która według niego do niczego nie prowadziła. I była w tym słuszność. Sam nie chciałby, żeby ktoś mówił o nim w taki sposób pod jego nieobecność. – Jestem pewien, że się do niej przekonacie. To bardzo sympatyczna osoba.
- Właśnie – Tom poparł go bez wahania. Jemu najbardziej zależało, by jego przyjaciele polubili Olivię. Przede wszystkim dlatego, żeby ona mogła czuć się przy nich dobrze. Po ostatnim spotkaniu z nimi miała wyrzuty sumienia i zapewne obawiała się kolejnego. A nie powinno tak być. – To może opowiecie teraz co u was? U mnie jak widać, bez większych zmian.
- Zależy, jak na to spojrzeć. Nowa kobieta w życiu to ogromna zmiana. A wasza historia w ogóle jest szalona…
- Wolałbym się jednak w nią nie zagłębiać.
- Szkoda, bo w sumie nie mieliśmy okazji jeszcze o tym pogadać a chętnie poznałbym więcej szczegółów.
- Może kiedyś – uciął nie będąc jeszcze gotowym na opowiadanie historii swojego życia.
- No dobra, nie naciskam. Będziesz chciał, to nam powiesz. Na razie lepiej skupmy się na twojej rehabilitacji. Dojrzałeś już do tego? Czy trzeba ci nakopać do tyłka?
- Raczej nie mam wyjścia, gdy stawiacie mnie przed faktem – rzekł poważnie, rzucając przy tym pełne wyrzutu spojrzenie bratu. Bill tylko zrobił minę w stylu „to wszystko dla twojego dobra” i nawet się nie odezwał. Tchórz.
- Słuchaj Tom, Bill i tak miał zbyt wiele cierpliwości. Na jego miejscu już dawno bym cię do tego zmusił. Więc chyba nie powinieneś narzekać, doceń te starania – Gustav bez zastanowienia stanął w obronie przyjaciela. Osobiście podziwiał go, że był w stanie zwlekać z tym wszystkim, aż tak długo. Patrząc każdego dnia, jak jego ukochany bliźniak zatraca się w sobie i dosłownie powoli znika.  Wszyscy najbliżsi zastanawiali się na co on tak naprawdę czeka… I w sumie nie wiedzą tego do dziś, ale nie to jest istotne. Bo w końcu zaczęło się coś dziać. W końcu z Tomem jest lepiej. W końcu coś się zmienia, na lepsze. Nieważne jest więc jakie były i są tego przyczyny.
- Z pewnością – bąknął pod nosem zaciskając mocno usta. Na język cisnęło mu się znacznie więcej słów. Dużo mniej przyjemnych. Trudno mu było się powstrzymać od wypowiedzenia ich na głos i rozpoczęcia zaciętej dyskusji. Bo na pewno nie skończyłoby się to dobrze i nikt nie wyszedłby stąd z uśmiechem na twarzy. Kolejni ludzie, którzy z taką łatwością potrafili ocenić sytuację. Ocenić jego. Bo to przecież… takie proste.

Pozwalasz, by słowa ugrzęzły Ci w gardle.
Próbujesz zachować pozory i udawać, że wcale się nimi nie dławisz… Podczas, gdy te zatapiają się w Tobie. Zamieszkują w Twojej duszy, aby pozostać w Tobie na zawsze.
Nigdy nie wypowiedziane.
Nigdy nie usłyszane.
Słowa.

Było kilka minut po dwudziestej drugiej, gdy młoda dziewczyna opuściła miejsce swojej pracy, wychodząc tylnymi drzwiami. O tej porze bar pękał w szwach a ona nie chciała narażać się na nieprzyjemności ze strony pijanych klientów. Wolała, żeby jej pierwszy dzień pracy dobiegł końca w spokoju. I co najważniejsze, aby w żadnym przypadku nie musiało okazać się, że jednak Tom miał rację. Nie tylko on miał dobrą znajomą noszącą zacne imię, duma. Wbrew pozorom mają ze sobą o wiele więcej wspólnego, niż ktokolwiek mógłby pomyśleć.
Odpowiadało jej, że mieszkanie Toma znajdowało się po drugiej strony ulicy. Nie musiała się martwić o późne powroty a dodatkowo mogła szybciej dotrzeć na miejsce. Dziś jakoś wyjątkowo nie mogła się doczekać ponownego spotkania z Muzykiem. Była ciekawa jak przebiegła wizyta jego przyjaciół. Trochę żałowała, że nie mogła przy tym być. W końcu to też jest jakiś krok na przód… Zaczynała czuć się trochę, jak matka obserwująca postępy swojego syna. To zdecydowanie nie było dobrym uczuciem. Tym bardziej, że ona ma już kogo obserwować… I wcale tego nie robi. Po raz kolejny zdecydowała się opuścić swoje dziecko próbując ułożyć sobie życie. Mimo że robiła to także dla niego, nie mogła wyzbyć się poczucia egoizmu. Nie ma gorszego uczucia dla matki, jak to, gdy zawodzi swoje jedyne dziecko. Nic nie było tak, jak powinno i nikt nie wiedział tego lepiej od niej samej. Myśl o tym, że już niedługo będzie lepiej, pozwalała jej przetrwać. Nadzieja, która niosła za sobą wiarę na tą lepszą przyszłość.
Zwolniła, gdy dochodziła już pod właściwy budynek. Musiała teraz spróbować w jakiś sposób zagłuszyć wyrzuty sumienia, wywołane przez myśli o swoim nieudanym życiu, nim pojawi się w mieszkaniu Toma. Nie potrzebowała, by jeszcze on cokolwiek zauważył i nie daj Boże, zaczął ciągnąć za język. Pewne tajemnice nie powinny wychodzić na światło dzienne. Przynajmniej do czasu, który sama nie uzna za odpowiedni.
Mimo później pory, zdecydowała się wykonać telefon do swojej matki. Nie dzwoniła do niej zbyt często. Przede wszystkim przez brak czasu, tyle się ostatnio działo. Cały czas się dzieje. Z drugiej strony natomiast, za każdym razem, gdy dzwoniła do domu czuła, jak się rozpada. Kontakt z bliskimi łamał ją. Zmuszał do myślenia o tym, co zostawiła za sobą w Las Vegas. O tym, gdzie jest, a gdzie powinna być.
- Olivia? Stało się coś? – Po kilku sygnałach kobieta odebrała, wyraźnie zaniepokojona nagłym telefonem od córki. Olivia odetchnęła głęboko i oparła się plecami o ścianę budynku zbierając jednocześnie w sobie siły. Nagle ogarnęło ją potworne uczucie zmęczenia. Zmęczenia życiem.
- Nie, nic się nie stało – zaprzeczyła łagodnie, by ją uspokoić. - Dzwonię tylko zapytać, co słychać?
- Trochę późną porę sobie na to wybrałaś.
- Wiem, wybacz. Nie miałam wcześniej na to czasu. Więc co u was?
- Wszystko w porządku. Tęsknimy tylko za tobą.
- Ja za wami też. Przyjadę do was w weekend.
- Dobrze by było. Powinniśmy chyba porozmawiać…
- O czym? – Zmarszczyła brwi przeczuwając już, że nie spodoba jej się temat owej rozmowy. Zbyt dawno nikt nie wtrącał się w jej życie. Widocznie nie mogło tak pozostać do końca. Przez chwilę wydawało się jej, że zdołała chwycić mocno za ster i samodzielnie kierować swoim statkiem. Niemniej, wystarczył moment, żeby ktoś to skutecznie zaburzył. Pozwolił zwątpić.
- O twoim życiu – odparła krótko na co Liv wywróciła oczami, czego na szczęście kobieta nie mogła zobaczyć.
- Och, mamo proszę cię. Nawet nie myśl o tym, że będę rozmawiała z tobą na temat Iana – zarzekła się od razu. Dotychczasowe milczenie jej matki w tej sprawie było zbyt podejrzane. Przecież nikt tak bardzo nie stał murem za tym związkiem, jak ona. Uważała tego faceta za ósmy cud świata. Za cud, który został zesłany specjalnie dla jej córki i zbrodnią byłoby odrzucenie go.
- Dziecko, przecież tak nie można…
- Jak nie można? – westchnęła głośno z rezygnacją. – Zresztą, nieważne. Nie będę z tobą o tym rozmawiała. Zadzwonię jutro, w dzień. Ucałuj ode mnie małego – Postanowiła uciąć tę dyskusję nim zdążyłaby się za nadto rozwinąć. Nie miała siły na telefoniczne sprzeczki z rodzicielką. Ostatnie czego było jej trzeba to kłótnie na temat jej związku z Ianem. A wiedziała, że inaczej by się to na pewno nie skończyło. Matka była kolejną osobą, która najchętniej ułożyłaby jej całe życie według swojego własnego planu. Kolejną osobą, która wiedziała, co jest dla niej najlepsze. Dla jej córki i wnuka. Drugą taką osobą, był sam Ian. Nic dziwnego, że mieli ze sobą taki świetny kontakt.
- Dobrze. Do usłyszenia.
Zakończyła połączenie wrzucając telefon z powrotem do torebki. To zdecydowanie nie był dobry pomysł, aby dzwonić do domu akurat w tym momencie. Miała nadzieję, ze dzięki temu choć trochę poczuje się lepiej, lecz stało się zupełnie odwrotnie. Nie dość, że wciąż towarzyszyły jej wyrzuty sumienia, to dodatkowo jeszcze się zirytowała. Już nawet straciła ochotę na rozmowę z Tomem. Będzie musiała się wymigać zmęczeniem po pracy i po prostu od razu iść spać. Miała tylko nadzieję, że jego goście już wyszli. W innym wypadku znowu mogłaby wyjść w ich oczach na niezbyt sympatyczną.
W mieszkaniu, jak się okazało, było zbyt cicho jak na obecność kilku osób. Wywnioskowała więc, że Tom musi być sam. Odetchnęła z ulgą na tę myśl i zdejmując w przedpokoju buty, zamknęła drzwi na klucz. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Zaraz też przybiegł do niej pies merdając wesoło ogonem, aby się przywitać. Pogłaskała go po łebku mówiąc przy tym kilka czułych słówek i od razu poprawił jej się nastrój. Zwierzakowi chyba także, bo gdy od niej odchodził, był jeszcze bardziej zadowolony niż przed paroma chwilami.
- Cześć – Serce podeszło jej niemal do gardła, gdy wyrósł przed nią Bill. Całkowicie o nim zapomniała a jakby nie patrzeć, również był właścicielem tego mieszkania. Niemniej, nie miała najmniejszej ochoty teraz się z nim widzieć a już na pewno rozmawiać.
- Cześć – mruknęła tylko, obdarzając go przelotnym spojrzeniem i wyminęła go kierując się w stronę pokoju Toma. Nie musiała wiele mówić, żeby widział, że wciąż jest na niego obrażona. Chyba nie należała do ludzi, którzy szybko zapominają.
- Nie będziesz już ze mną rozmawiać? – zawołał za nią podążając w jej ślady.
- Nie mam już dziś siły na kolejne rozmowy, Bill – odparła wchodząc do pokoju, w którym też zamknęła za sobą drzwi, by przypadkiem Billowi nie wpadło do głowy przychodzić tu za nią. Jak trochę się pomęczy, nic mu nie będzie. I na szczęście, chłopak wiedział kiedy odpuścić. Jedna noc więcej go nie zbawi.
- A jakbym był goły? – Drgnęła, gdy znajomy głos wyrwał ją z zamyślenia. Przez moment zapomniała, że przecież przyszła do Toma. Odwróciła się w jego kierunku unosząc przy tym z zaintrygowaniem brwi. Aż jej się cisnęło na usta, żeby mu coś odpowiedzieć, ale powstrzymała się od tego. Zastąpiła to jedynie wymownym uśmiechem. – Ech, o czym ja w ogóle mówię. To tylko bardziej was zachęca by wchodzić tutaj bez pukania – wywrócił teatralnie oczami, a dziewczyna zaśmiała się pod nosem.
- O tak. Rozgryzłeś nas – potwierdziła podejmując się jego gry. Te słowa zdecydowanie przypominały dawnego Toma. – Jak tam? Bardzo cię wymęczyli? – Zmieniła temat podchodząc do niego bliżej. W odpowiedzi wzruszył obojętnie ramionami, wyraźnie również nie mając ochoty wdawać się w dłuższe rozmowy. Czuł się rozdarty i sam nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Nie było źle, ale nie było również tak, jakby tego chciał. I być może już nigdy nie będzie.
- A u ciebie, jak?
- Podobnie – uśmiechnęła się lekko. – To co, chyba czas iść spać po tym pełnym wrażeń dniu…
- A film? – Spojrzał na nią spod uniesionych brwi. Pamiętał doskonale. Nie mógłby zapomnieć. Nie mógłby nie wykorzystać tej sytuacji. – Dziś ja miałem coś wybrać. Obiecałaś.
- Nic ci nie obiecywałam – zaprzeczyła ze śmiechem, co po części było zgodne z prawdą. Wspominała coś o tym, że będzie mógł wybrać film, ale nie obiecywała mu tego. Choć jemu wcale nie zależało na tytule czy gatunku filmu. Był skłonny obejrzeć cokolwiek. Nawet najbardziej ckliwy romans… Byle mu przy tym towarzyszyła. Byle była tak blisko, jak wczoraj. – W takim razie przygotuj coś, a ja w tym czasie się ogarnę i do ciebie wrócę.
- Okej – rzucił zadowolony i od razu podniósł się łapiąc za laptopa leżącego na szafce. To nagłe rozpromienienie na jego twarzy, nie umknęło jej uwadze. Te nagłe iskierki w oczach. Ten nagły uśmiech…. Zobaczyła to wszystko.

Widziała a jej serce drżało.



*Rihanna ft. Mikky Ekko – Stay



***
Drogi Czytelniku!
Komentarz od Ciebie jest wyrażeniem szacunku dla mojej pracy oraz motywacją do dalszej publikacji.
Jeśli więc szanujesz moją pracę i chciał/abyś poznać dalsze losy bohaterów, zostaw po sobie ślad.
Nie zarabiam na publikacji, największą i jedyną nagrodą dla mnie jest Twoja opinia.

***
Moi Kochani zapraszam Was do oddania głosu w sondzie na Miłość z Las Vegas w kategorii: blog miesiąca.
Sonda znajduje się na dole pod tym linkiem: