piątek, 14 lutego 2014

5. "Flammen führen mich zu dir, Und dann kämpfen wir gemeinsam... Den Kampf der Liebe."

Tracę motywację.
I nie chodzi o brak chęci do pisania, czy ogólnie weny. Jakoś tak… Po prostu. Jakby już nic mnie na tych blogach nie trzymało. Cóż, może to chwilowe.
Postanowiłam odpowiadać na komentarze przed każdym nowym odcinkiem, bo nawet nie wiem, czy ktoś śledzi konwersację pod postem, a po co mam sobie bezsensu nabijać statystyki jeśli odpowiedź nie dotrze do odbiorcy.

Naridia: Nie, to nie jest fail. A jeśli już, to recepcjonisty :D  Widocznie był jakiś powód, że recepcjonista przymknął na to oko wbrew zasadom jakie znasz i jakie według Ciebie ściśle obowiązują. I cóż, ludzie są też różni więc nie ma co się czepiać faceta. Tym bardziej, że pijany Tom miał w głębokim poważaniu, czy jest on miły, fachowy itp. Poza tym czepianie się, niektórych faktów nie jest zawsze słuszne. Ta sytuacja nie była opisana szczegółowo, więc też nie znane są powody, dla których było tak, a nie inaczej. Jak ktoś ma trochę wyobraźni, sam będzie w stanie domyślić się co najmniej kilku powodów, dlaczego było tak, a nie inaczej. Tym bardziej, że życie to nie wypełnianie punktu za punktem z jakiegoś regulaminu wywieszonego na ścianie.
A co do wspomnień, będą się jeszcze pojawiały w mniejszych ilościach i odpowiednich momentach. To był pewnie jeden wyjątek, choć nie wykluczam powtórki.
Pozdrawiam.

Sparkle: Czyżbyś sugerowała, że zrobiłam z Rii złą dziewczynę, bo jej nie lubię? :c To smutne! Wiesz, że ją lubię xD Nie bądź dla niej taka surowa :D ;*

QueenBlack: Cieszę się, że jest ze mną ktoś jeszcze ze „starych czasów” FFTH! Naprawdę miło Cię wciąż widzieć wśród czytelników. Mam nadzieję, że Twój powrót do pisania będzie owocny :D

A do wszystkich apeluję o CIERPLIWOŚĆ, bowiem przed nami dopiero piąty odcinek, a dla wielu z Was dzieje się coś za szybko, albo czegoś brakuje. Wszystko w swoim czasie ;) Tym bardziej, że nie jest łatwo opisać uczucia każdego z bohaterów w jednym odcinku. Postaram się zaspokoić ciekawość każdego z Was, ale wszystko musi mieć swój czas i miejsce.
Pozdrawiam!

21 lutego 2012, Los Angeles

Cafe Intelligentsia znajdująca się przy 1331 Abbot Kinney Boulevard  w  Los Angeles witała swoich gości przyjaznym i ciepłym klimatem, który urzekł młodego Wokalistę już za pierwszym razem, gdy tu trafił. Od tamtej pory lubił czasami się zatrzymać w tym miejscu i napić dobrej kawy. Często też zapraszał tu swoich gości, gdy chciał się z kimś spotkać. Tak właśnie było tym razem. Siedział przy swoim, można już rzec, stałym stoliku i wyczekiwał pojawienia się pewnej dziewczyny. Stresował się trochę tym spotkaniem. To nie było nic osobistego. A może jednak trochę? Sam nie wiedział, dlaczego się tak denerwuje. Zdawał sobie sprawę, że ta rozmowa zapewne nie będzie należała do najprostszych. Tym bardziej, że tak na dobrą sprawę, niewiele wie o swojej... Nowej bratowej. Poza tym, że ma na imię Olivia i mieszka w Las Vegas. Zastanawiało go, czemu postanowiła zjawić się w Los Angeles. Minęło już trochę czasu odkąd się widzieli po raz ostatni, odkąd mieli jakikolwiek kontakt. Tymczasem, zadzwoniła wczoraj z rana zapowiadając swoją wizytę i prosząc o spotkanie. Czuł, że nie powinien odmawiać. Domyślał się też, że może chodzić o Toma. A mianowicie o ich ślub... Nie dziwiło go, że dziewczyna tak bardzo chciałaby się już od tego uwolnić. Nie dość, że musi mieć traumatyczne wspomnienia związane z wypadkiem, to jeszcze jest związana prawnie z jego bratem, który nie wykazuje nawet najmniejszych chęci do zmian swojego statusu cywilnego. Odkąd stracił władzę w nogach, nie zależy mu kompletnie na niczym. I nie ma mowy, aby choć przez chwilę pomyślał o innych. Chociażby o tej biednej dziewczynie, z którą ożenił się w tak idiotyczny sposób. Może dla niego to żaden problem, ale dla niej?
- Witaj, Bill – dźwięk aksamitnego, kobiecego głosu wyrwał go z rozmyślań. Był tak zajęty swoimi myślami, że nawet nie spostrzegł kiedy weszła. Automatycznie wstał z miejsca ściskając jej drobną dłoń na powitanie.
- Witaj – uśmiechnął się przyjaźnie skupiając na niej swoje czekoladowe spojrzenie. Miała naprawdę ładną urodę. Nie była jakoś nadzwyczajnie piękna, ale też nie brzydka. Wyglądała tak... Naturalnie. Lekko kręcone, brązowe włosy dodawały jej kobiecej twarzy wiele uroku, przez co mogła wydawać się bardzo słodka. I niebieskie, duże oczy. Wydawać by się mogło, że są jak każde inne. Te miały jednak w sobie coś więcej. Magię, która przyciągała. Bill zawsze dostrzegał takie szczegóły u kobiet. Tak, jego brat odkąd pamiętał miał dobry gust. I tym razem również znalazł sobie piękną dziewczynę... Szkoda tylko, że nagle przestała go interesować. Mało tego, zaczął ją nienawidzić. Co najmniej, jakby to ona własnymi rękoma połamała mu nogi. - Napijesz się czegoś? - zapytał, gdy zajęli już miejsca przy stoliku.
- Nie, dziękuję. Nie zabiorę ci zbyt wiele czasu. Dziękuję, że w ogóle zechciałeś się ze mną zobaczyć...
- A czemu miałbym nie chcieć? - zdziwił się.
- Nie wiem, może też obwiniasz mnie za to co się stało, podobnie jak twój brat – odparła bez przekonania.
- Eh, Olivia... Tom teraz obwinia wszystkich za wszystko. Jest rozżalony... Chyba przechodzi jakąś depresję. W każdym razie... Ja cię za nic nie winię. W ogóle o tym nie myślę. To się po prostu stało... Nie będziemy teraz szukać winnych – rzekł. To było jedyne, co mógł zrobić. Nie był w stanie pomóc jej uporać się z poczuciem winy, jedynie chciał zapewnić, że jego myślenie o tej całej sprawie znacznie różni się od myślenia jego brata. Niestety na niego wpływu nie miał już żadnego. - Przyjechałaś tu w sprawię rozwodu, prawda?
- Tak – potwierdziła wzdychając cicho. - Zaręczyłam się ostatnio... Chyba rozumiesz, że Tom musi mi dać ten rozwód. Nie wyjadę stąd, dopóki go nie dostanę – zarzekła się, co zabrzmiało bardzo poważnie. Niemal, jak groźba. O ile tylko, komukolwiek mogłoby coś grozić z tego tytułu...
- Naprawdę rozumiem... Tyle, że z nim naprawdę jest źle. Ostatnio wyrzucił swoją dziewczynę z domu, do mnie się prawie nie odzywa. Z nikim nie rozmawia. Siedzi zamknięty w swoim pokoju i ma wszystko w dupie. Czekam tylko, aż zrobi coś durnego... Nie wiem, jak do niego dotrzeć. I szczerze wątpię, że będzie chciał w ogóle rozmawiać z tobą na temat rozwodu, Olivia – zakończył spoglądając na nią ze współczuciem. Był bezradny, sam nie mógł w żaden sposób jej pomóc. Ale ona teraz nie szukała współczucia, ani wsparcia. Jedyne czego chciała to rozwodu, żeby to wszystko skończyło się raz na zawsze. Potrzebowała wolności. Nowego życia... Zawsze o tym marzyła. I teraz, gdy pojawiła się okazja, ona jest ograniczona przez jakiś głupi papierek... A może bardziej przez własną głupotę.
- Nie zamierzam się nad nim rozczulać – skwitowała denerwując się już lekko. - Jeśli będzie trzeba, to go zmuszę. Nie będzie przecież zachowywał się, jak rozpieszczony dzieciak całe życie... Rozumiem, że jest mu ciężko po tym, co się stało. Tylko przecież on musi zacząć żyć i przede wszystkim, dać żyć innym!
- Masz rację, zgadzam się z tobą. I naprawdę chciałbym ci pomóc... Sam chcę, aby Tom się w końcu ogarnął – westchnął ciężko. - Tęsknię za swoim bratem. I najgorsza jest ta bezradność... Przecież nic nie jest wcale przesądzone. Lekarze mówili, że jeśli będzie się rehabilitował może kolejna operacja przywróciłaby mu władzę w nogach. Tylko, że on się zaparł! Nie chce robić zupełnie nic, nawet dla samego siebie. Już nie mówię o tym, że zachowuje się, jak ostatni dupek – wyrzucił z siebie. Nie chciał się użalać, ale słowa same wypływały z jego ust. Potrzebował w końcu z kimś się tym podzielić. Może to dziwne, ale właśnie w niej ujrzał osobę, która mogłaby go zrozumieć. A przede wszystkim osobę, która jest silniejsza od niego i mogłaby cokolwiek zdziałać w sprawie jego bliźniaka. - Pewnie zamierzasz zatrzymać się w hotelu? - zmienił nagle temat nim dziewczyna zdążyła w ogóle jakkolwiek zareagować na jego wywód. Przytaknęła skinięciem głowy. - Mam pewien plan. Oczywiście nie musisz się zgadzać... Nie mam prawa nawet o nic cię prosić w tej sytuacji.
- Jaki plan? - uniosła brwi zaciekawiona czując jednocześnie, jak zapala się w niej iskierka nadziei, że może jednak coś uda się jej zdziałać. Zrobi wszystko, aby dotrzeć do Toma i odzyskać swoją wolność.

`

Kolejny nowy dzień, który przynosi za sobą to samo rozczarowanie, co zawsze. Budzi się i odruchowo próbuje wstać... Nie może. I nagle dopada go rzeczywistość. To był tylko sen. Sen, w którym mógł biegać ze swoim psem po zielonej łące czując zapach świeżej trawy i muśnięcia ciepłego wiatru na swojej skórze. Tej nocy, towarzyszył mu ktoś jeszcze. Dziewczyna, nie widział jej twarzy. Miała na sobie białą, cienką sukienkę na ramiączkach i brązowe długie włosy. Był pewien, że ją zna. I to bardzo dobrze. Kogo, jak kogo, ale jej nie mógłby zapomnieć. Kobieta, która odmieniła jego życie. Często wracał do niej myślami. I to w dobrym kontekście... Wtedy jednak wściekał się na samego siebie. Nie chciał myśleć o niej w dobry sposób. Pragnął ją nienawidzić. Gdyby jej nie poznał, nigdy by nie pozwolił sobie na tak wiele. Nigdy nie trafiłby na wózek. Stracił wszystko w ciągu chwili, przez nią. Przeklinał się w duchu, że dał się wtedy tak łatwo omamić. Zauroczyć. Była taka śliczna... Słodka i niewinna. A jednocześnie taka kobieca i pociągająca. Jej głębokie, niebieskie oczy. Gładka, śniada cera... Świetna figura, piersi. Do tego charakter. Zupełnie, jakby znalazł ideał swojej kobiety! Ideał, który był dla niego przekleństwem. Właśnie w to wierzył, albo raczej sobie wmawiał. Leżąc od kilku tygodni w łóżku miał wiele czasu, aby o tym rozmyślać. I z pewnością nie wychodziło mu to na dobre.
Czuł się jak upośledzony. Leżał całymi dniami i nocami wpatrując się w sufit. Miał wrażenie, że niedługo naprawdę oszaleje i trafi do szpitala psychiatrycznego. Widział co się z nim dzieje, a mimo to niczego nie zmieniał. Wciąż tkwił uparcie w miejscu odrzucając każdą pomocną dłoń. Stawał się samotny i zaczynał się tego bać. Nigdy wcześniej nie znał tego uczucia. Zawsze miał kogoś bliskiego... Teraz też by mógł, gdyby tylko wszystkich od siebie nie odtrącał. Wydawało mu się, że już nawet pies nie ma ochoty z nim przebywać. Kiedyś potrafił przeleżeć z nim w łóżku godzinami, a teraz ledwo co w ogóle zagląda do jego pokoju. A może to już jego paranoja?
Był rozdarty. Z jednej strony chciał coś zmienić, ruszyć się w końcu, pogodzić ze swoją stratą. Z drugiej jednak... To wydawało się niemożliwe. Nie miał w sobie siły, aby się z tego podnieść. Potrzebował jakiejś motywacji, ale nie miał żadnej. Nikt też nie potrafił dać mu porządnego kopa. Wszyscy chcieli dobrze, lecz byli zbyt delikatni. Za bardzo się rozczulali. Ich współczucie doprowadzało go do szaleństwa. Czuł się wtedy jeszcze gorzej. Jak ostatnia sierota... Przecież zawsze był silnym, twardym mężczyzną pożądanym przez setki tysięcy kobiet. A teraz? Która zechce chociażby spojrzeć na takiego inwalidę? To najgłupsze co może być, ale chyba najmocniej ze wszystkiego boli go ten fakt. Zupełnie, jakby cała jego męskość była ukryta w dwóch kończynach. Sam, gdy o tym myślał, uważał to za szczyt debilizmu. Widocznie był jakimś debilem. To by wiele wyjaśniało. Nagły wyjazd do Las Vegas, cały spędzony czas w towarzystwie ledwo poznanej dziewczyny, a potem ślub... I wypadek. Jakim trzeba być debilem, aby wsiąść za kierownicę będąc nie tylko pijanym, ale i naćpanym?

Brunetka roześmiała się głośno, gdy jej drobne ciało zostało przygwożdżone do zimnej ściany budynku, z którego przed chwilą wyszła wraz ze swoim świeżo poślubionym małżonkiem. Tom od razu naparł na nią całując, zachłannie jej słodkie usta.
- I co teraz? - oderwał się od niej po długim pocałunku oddychając ciężko i spojrzał prosto w roześmiane, niebieskie tęczówki.
- Wszystko to, czego chcieliśmy – uśmiechnęła się do niego powodując tym również uśmiech na jego twarzy. Patrzył na nią swoimi błyszczącymi oczami i nie mógł uwierzyć, że to wszystko naprawdę się wydarzyło. I dzieje się nadal. To największe szaleństwo w jego całym życiu. Spotkał dziewczynę i postanowił odmienić całe swoje życie. Wspólnie postanowili. Nigdy nie sądził, że tak łatwo będzie zrezygnować z dotychczasowego życia. Wbrew pozorom była to świadoma decyzja. Może niezbyt przemyślana... Ale wiedział co robi. Każde słowo, każdy ruch miał znaczenie.
- Ale nie wyjadę nigdzie bez nocy poślubnej – rzekł stanowczo niczym mały oburzony chłopiec, co było kolejnym powodem do śmiechu u dziewczyny. - Najpierw hotel, a rano... - przejechał dłonią po jej rumianym policzku gładząc go czule.
- Wahasz się? - zapytała nie spuszczając z niego wzroku nawet na chwilę. Czuła jak serce wciąż mocno jej bije z natłoku wrażeń.
- Nie, a ty? - zaprzeczył zadając jej przy tym to samo pytanie, a dziewczyna pokręciła głową także przecząc. Na jego twarz wpłynął wielki uśmiech i ponownie zbliżył się do niej muskając jej wargi. Ta zaś sięgnęła w międzyczasie do swojej małej torebki i wyciągnęła z niej maleńkie, foliowe opakowanie pokazując je Gitarzyście.
- Ktoś dał nam prezent ślubny – wyjaśniła, gdy chłopak patrzył ze zdziwieniem na zawartość opakowania. - Właściwie... Nie mam pojęcia co to jest – dodała śmiejąc się przy tym lekko.
- Wygląda jak Aviomarin – skwitował rozbawiony. - Ale domyślam się, że daje większego kopa niż tabletki lokomocyjne.
- Z pewnością – zgodziła się z nim. - Nigdy nie brałam żadnych narkotyków... Myślisz, że warto próbować? - spojrzała na niego pytająco. Ufała mu. W ciągu kilku dni zdążyła mu zaufać, jak nikomu innemu w ciągu kilku ostatnich lat. To było chyba w tym wszystkim najdziwniejsze.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz – wzruszył ramionami. Sam miał już pewne doświadczenia z pewnymi substancjami. Nie zawsze kończyły się one dobrze, ale też nigdy specjalnie nie żałował. Ani też nie przeginał. To zdarzało się raczej sporadycznie. Nie był jakimś zagorzałym fanem tego typu używek, zdecydowanie wolał napić się dobrego piwa, czy drinka. - Ale to nie jest konieczne, abyśmy byli szczęśliwi. My w ogóle od tygodnia zachowujemy się, jakbyśmy byli pod wpływem narkotyków – zauważył nie ukrywając swojego rozbawienia.
- Jesteśmy szaleni – podsumowała opierając czoło na jego ramieniu. - Obiecaj mi, że to się nie skończy... - szepnęła tuląc się do jego torsu. Tom objął ją swoim ramieniem przyciskając do siebie jeszcze mocniej.
- Chciałbym... Chciałbym, aby się nie kończyło. Ale boję się obietnic... Nie jestem człowiekiem, który potrafi łatwo pogodzić się z porażką. Gdybym złamał obietnicę...
- To jej nie łam – przerwała mu unosząc na niego swoje smutne spojrzenie. Oczy, które przed chwilą błyszczały ze szczęścia, teraz były przepełnione strachem i nadzieją. Nie chciał jej zawieść. - Chyba żadne z nas nie szuka przygody na miesiąc, czy dwa Tom.
- To prawda – skinął głową. - Ale czy to wystarczy by mieć pewność?
- Ja ją mam – powiedziała cicho ponownie chowając się w jego bezpiecznych ramionach.

Mężczyzna drgnął niespodziewanie wyrwany z głębokiego zamyślenia, gdy dotarł do niego jakiś hałas,  prawdopodobnie z przedpokoju. Skierował swoje spojrzenie na drzwi oczekując, że za chwilę ujrzy w nich Billa. Kto inny miałby do niego przyjść? Tylko jego brat, jako jedyny jeszcze ma jakieś resztki cierpliwości. Może po prostu to zwykłe poczucie obowiązku. Może to przez ich dawne obietnice, jakie sobie składali... Ich braterską miłość.
- Bill...!? - zawołał niepewnie słysząc zbliżające się kroki. Często miał jakieś dziwne obawy, że może ktoś włamał się do mieszkania... I wtedy on sam nie mógłby nic zrobić, w żaden sposób sobie poradzić. Uspokajała go jednak myśl, że drzwi są zamknięte na klucz i nikt poza Billem nie ma do nich dostępu. No i Rią... Ale ona była akurat ostatnią osobą, której teraz by się spodziewał.
- Witaj Tom – serce niemal wyskoczyło mu z piersi na dźwięk znajomego, kobiecego głosu. Patrzył teraz z przerażeniem  na dziewczynę stojącą w progu, jakby była jakimś duchem. Przed chwilą o niej myślał, a teraz stoi przed nim. Dokładnie taka sama, jak w jego wspomnieniach.