poniedziałek, 12 maja 2014

9. „Ich fall durch die Nacht und suche nach dir… Alles zerbricht tief in mir.”

Hm, chyba jestem zadowolona z tego odcinka. Mam nadzieję, że słusznie :D
I cóż więcej mogę rzec, zapraszam do czytania i komentowania. A także informuję, że założyłam sobie konto na ask.fm, więc jeśli ktoś ma ochotę, zapraszam. Poza tym jestem też aktywna na swojej stronie na facebooku. I tutaj również zapraszam :)
Pozdrawiam i do następnego, oby szybko! :D

Ciężki, przyspieszony, nierównomierny oddech, mocne bicie serca. I myśli… Tak głośne, że masz wrażenie, że za chwilę rozerwą Ci głowę…

Nie chcę pozwolić jej odejść.”


Kilka niepozornych słów, które od kilku minut huczały w jej głowie. Słów, których prawdopodobnie nie miała prawa słyszeć. A przynajmniej nie w taki sposób, nie w tym czasie. Możliwe, że słysząc to zbyt wcześnie, w nieodpowiednim momencie, zniszczyła wszystko. Wszystko, czyli coś, co nawet jeszcze nie istniało. Nie wiedziała co czuje. Było tego zbyt wiele, jak na jeden moment.
- Olivia? Jesteś tu? – drgnęła przestraszona, gdy drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł Bill. Spojrzała na niego swoimi wielkimi, niebieskimi oczami, w których wciąż tlił się strach. – Wszystko w porządku? – chłopak uniósł brew przyglądając się jej podejrzliwie. Wyglądała, jakby coś się stało. Dla niej tak właśnie było. Jej cały świat po raz kolejny został wywrócony do góry nogami.
- Tak, jasne – odparła pośpiesznie nie chcąc dać niczego po sobie poznać. Przecież nie mogła mu powiedzieć, że usłyszała kawałek jego rozmowy z Tomem. Sama nie umiała sobie z tym poradzić teraz, a co dopiero, jakby wyszło na jaw, że wie o wszystkim.
- Rozmawiałem z Tomem – zaczął, a jej serce stanęło, gdy na moment zamilkł, żeby głęboko odetchnąć. Czyżby chciał jednak zdradzić tajemnicę brata? – Rzeczywiście widać dużą poprawę, masz na niego naprawdę dobry wpływ – kontynuował spoglądając na nią z uśmiechem. Poczuła wielką ulgę, że nie poruszył tematu, który wciąż tak usilnie dręczył jej umysł. – Nie strzelał do mnie, ani nic.
- Może nie miał z czego – uśmiechnęła się lekko, jednocześnie rozluźniając atmosferę między nimi. – Ale cieszę się, że widzisz jakieś zmiany. Szczerze mówiąc, ja już zaczęłam się w tym gubić… Jego nastroje się tak często zmieniają. Raz jest dla mnie miły, a potem znowu nie chce nawet mnie widzieć.
- On chyba wciąż sam nie wie czego chce – stwierdził niepewnie. Nie mógł jej streścić całej swojej rozmowy z bratem, ale nie chciał też zostawiać jej z tym wszystkim zupełnie samej. Tym bardziej teraz, gdy wiedział, jak ważną rolę odgrywa w życiu Toma. Właściwie to trochę komplikowało pewne sprawy. Spodziewał się raczej, że Olivia pomoże Tomowi się jakoś podnieść z dołka, wtedy ten da jej rozwód i każdy pójdzie w swoją stronę. Los jednak postanowił po raz kolejny ich zaskoczyć. Być może to jakieś magiczne przeznaczenie, które zaczęło mocno odznaczać się w ich życiu.
- Skoro już rozmawiamy… Chciałam na weekend pojechać do domu. Dobrze by było, żebyś wtedy posiedział z bratem. Chyba, że będziemy, aż tak okrutni i zostawimy go samego sobie i może to zmusi go do jakiegoś działania – rzekła przypominając sobie, że podczas rozmowy ze swoim narzeczonym, zapowiedziała swój przyjazd. Wolała wcześniej uprzedzić o tym Billa. Perspektywa zostawienia Toma zupełnie samego nie była dla niej zbyt pozytywną opcją. Z drugiej strony jednak, pomimo wyrzutów sumienia, chciałaby tego spróbować. Była ciekawa, czy Gitarzysta nadal będzie się tak zapierał, gdy faktycznie nikogo przy nim nie będzie. Może właśnie wszyscy ludzie, którzy od początku wokół niego skakali, pomagali mu, dali mu tym samym nieme przyzwolenie na nie robienie kompletnie niczego. W końcu po co miał się starać, jak bez względu na to i tak ktoś zawsze był obok i o niego dbał? Mógł bezkarnie dalej się pogrążać w swoim kalectwie mając jednocześnie wszystko inne w głębokim poważaniu. – Będziemy tak wredni? – uniosła na niego swoje pytające spojrzenie podczas, gdy ten milczał w zamyśleniu. Sam miał w tym momencie mieszane uczucia. Kochał brata, jak nikogo innego na świecie i każdego dnia walczył ze swoimi wyrzutami sumienia spowodowanymi tym, że go zostawił pod cudzą opieką. A teraz miałby pozwolić, żeby faktycznie został całkowicie sam? W prawdzie to tylko niespełna trzy dni, ale jednak. Co jeśli Tom wykorzysta ten czas na kolejne idiotyczne przemyślenia i zamiast zacząć walczyć o siebie, o swoje życie, zechce zrobić coś głupiego?
- Nie. Nie dam rady, za bardzo się o niego boję – wydobył w końcu z siebie głos, gdy w jego głowie zaczęły pojawiać się już najstraszniejsze scenariusze. Na samą myśl o tym przechodziły go nieprzyjemne dreszcze, żołądek się skręcał, a serce podchodziło niemal do gardła. – On nie jest jeszcze gotowy. Jest po prostu za słaby psychicznie… - pokręcił z przejęciem głową.
- Może masz rację – przyznała i nawet zrobiło jej się trochę głupio, że w ogóle zaproponowała mu coś takiego. To chyba nie świadczyło o niej zbyt dobrze. Wokalista jednak wiedział, że dziewczyna wszystko, co robi, stara się robić tylko i wyłącznie dla dobra jego brata. Po prostu sytuacja jest już na tyle skomplikowana, że trudno znaleźć jakieś rozwiązanie, które byłoby najlepsze dla nich wszystkich. A w szczególności dla Toma. Dodatkowo jego zachowanie sprawia, że sami się już w tym gubią i nie wiedzą, co mają robić, w jaki sposób mu pomóc. Stąd też pojawiają się czasem bardzo radykalne pomysły. – I tak to już wystarczająco wredne, że spiskujemy za jego plecami – dodała po chwili.
- W tym przypadku akurat nie pozostawił nam wyboru.
- Zostaniesz na obiad? – zapytała zmieniając jednocześnie temat. Nie mogą w końcu żyć ciągle problemami. Zbliżała się pora obiadowa, więc dziewczyna musiała się zabrać za przygotowanie jakiegoś smacznego posiłku. – Zawsze będzie mi milej zjeść w towarzystwie… - dodała chcąc go jakoś zachęcić, choć to było zbędne. Nie trzeba było wcale go namawiać, gdyby tylko miał więcej czasu, nawet by się nie zastanawiał. Wzywały go jednak obowiązki, czego w tym momencie bardzo żałował. Chętnie spędziłby miłe popołudnie w towarzystwie Olivii. Bardzo ją lubił i w sumie chciałby ją też nieco bliżej poznać.
- Bardzo bym chciał, ale niestety nie mogę. Mam ostatnio strasznie dużo roboty w związku z zespołem. Po wypadku Toma, wszystko się skomplikowało… Byliśmy w trakcie nagrywania nowego materiału i teraz wszystko stanęło w miejscu. A zespół ma podpisaną masę zobowiązań, co oczywiście mojego kochanego braciszka nie obchodzi… Więc praktycznie sam muszę jakoś ratować nam dupę – wyjaśnił, co nie brzmiało zbyt entuzjastycznie. Brunetka teraz współczuła mu jeszcze bardziej niż do tej pory. Właściwie już sama nie wiedziała, kto jest w gorszej sytuacji. Ona sobie jeszcze jakoś mogła poradzić, Tom nie narobił jej, aż takich problemów. Ten ślub tak naprawdę nie był aż tak poważną sprawą. To jest coś, co można zawsze rozwiązać. Gorzej jeśli ma się inne zobowiązania, jak w przypadku jego zespołu. Do tego dochodzą jeszcze przyjaciele, rodzina, dla których jest ważną osobą. Każdy przeżywa to, co się z nim dzieje i jest przy tym bezradny. Zdecydowanie nie chciałaby być na ich miejscu. Już i tak wystarczająco jest wciągnięta w to wszystko. Nie planowała tego, że będzie jej, aż tak zależało. Nie sądziła nawet, że jest to możliwe. Wystarczyło jednak, żeby tu przyjechała, zobaczyła goKilka wspomnień, powracających uczuć, emocji i nagle nie potrafi przejść obok niego obojętnie. Sama nie była w stanie tego pojąć. Znowu zaczynał na nią działać, tak jak wtedy, gdy pierwszy raz go spotkała. Po raz kolejny nie umiała się temu oprzeć. Pozwalała wciągać się na nowo w ten wir zapomnienia… I tym razem też nie pojawił się nikt, kto chciałby, czy w ogóle potrafił, przemówić jej do rozsądku. 

Wydaje Ci się, że panujesz nad sytuacją? Masz rację, wydaje Ci się. W końcu złudzenia, to Twoi najwięksi przyjaciele. Zawsze dotrzymują Ci towarzystwa i pozwalają robić to, na co masz ochotę. A co najważniejsze, pozwalają myśleć, że to jest dobre. Bo złudzenia nie przyjaźnią się z Twoim rozsądkiem… Tyle w Tobie sprzeczności, czy jesteś w stanie w ogóle świadomie kierować swoim życiem?

Przytulna, hotelowa restauracja tego dnia nie była zbyt oblegana przez klientów, dzięki czemu para młodych ludzi siedzących przy jednym ze stolików w rogu sali, mogli cieszyć się w spokoju swoim towarzystwem oraz dobrym posiłkiem. Nie mówili za wiele. Częściej na siebie patrzyli posyłając sobie słodkie uśmiechy, niżeli się odzywali. W zupełności im to odpowiadało i wcale nie wynikało z braku tematów do rozmów. Bowiem tych nigdy nie było im mało.
Mężczyzna z pełnym zdumieniem spoglądał na swoją towarzyszkę, która zjadła znacznie więcej od niego, zastanawiając się przy tym, jak ona pomieściła to w swoim drobnym ciele. Nie mówiąc już o tym, że kobiety zazwyczaj przesadnie dbają o linię. A makaron zdecydowanie nie należy do dietetycznych posiłków.
- Chcesz dokładkę? – zagadnął z uśmiechem odrywając ją tym samym od jedzenia.
- Nie, coś ty. Zaraz pęknę – spojrzała na niego zaskoczona i złapała za serwetkę, następnie wycierając nią usta. – Wiem, strasznie szybko i dużo jem. Zawsze tak mam, jak jestem bardzo głodna… Ja w ogóle lubię jeść. Mam nadzieję, że cię to nie przeraża?
- Skąd – zaprzeczył od razu. – To nawet urocze. Rzadko spotykane w tych czasach…
- A ty zawsze jesz tak mało?
- Mało? – roześmiał się. – Przecież to największa porcja, jaką tutaj serwują.
- I jej nie dokończyłeś – zauważyła. – A przecież, jak mówiłeś, uwielbiasz makaron – uśmiechnęła się do niego pamiętając doskonale jego słowa.
- To prawda… Ale chyba wolę patrzeć na ciebie, niż jeść – stwierdził, wpatrując się w nią z uśmiechem, a na jej twarzy pojawiły się od razu szkarłatne rumieńce. Zwykle nie było tak łatwo ją zawstydzić, lecz jemu udawało się to coraz częściej. Kompletnie rozmiękczał jej silną, zdyscyplinowaną osobowość.

Wystarczył moment, aby dziewczyna totalnie odpłynęła zatracając się we własnym wspomnieniu. Czuła się, jak zauroczona nastolatka. Ale to było silniejsze od niej. Mogła wmawiać sobie co tylko chciała, lecz te kilka ostatnich dni grudnia, było najlepszym czasem w jej życiu. I za każdym razem, gdy o tym myślała, marzyła, żeby to wszystko wróciło. Chciała cofnąć czas i go zatrzymać już na zawsze…
Rzeczywistość jednak bardzo szybko i dość drastycznie postanowiła sprowadzić ją na ziemię. Kiedy nieświadomie chciała oprzeć się o ścianę, okazało się, że tej ściany wcale w tym miejscu nie ma. W rezultacie niemal się zabiła, przy okazji wymachując odruchowo rękoma i zrzucając wszystko co znajdowało się na wiszącej w łazience półce, robiąc przy tym mnóstwo hałasu. W pierwszej chwili zupełnie nie wiedziała, co się właściwie stało i za co ma się brać. Za obolałą rękę, czy porozbijane perfumy i cały bałagan jaki powstał.
- Cholera, świetnie. Po prostu świetnie – bąknęła pod nosem spoglądając na szkło leżące pod jej nogami i masując jednocześnie swoją dłoń. – Już totalnie odjęło ci rozum, idiotko – ponownie odezwała się sama do siebie, po czym przykucnęła chcąc zacząć zbierać resztki buteleczek po kosmetykach. Nieodpowiednie ułożenie stopy jednak zapewniło jej kolejne atrakcje. Nie zdołała utrzymać równowagi i poleciała do tyłu, na szczęście zatrzymując się w pozycji siedzącej. To nie zmieniało jednak faktu, że próbując podtrzymać się rękoma, wbiła sobie szkło w dłonie kalecząc się przy tym. Ta niefortunność w tym momencie zaczęła wydawać jej się cholernie podejrzana. Przeszło jej nawet przez myśl, że to jakaś kara za jej naiwność i głupie marzenia związane z Gitarzystą. Skrzywiła się czując przeszywający ból spowodowany przebiciem skóry przez kawałki szkła.
- Olivia!? – drgnęła, gdy niespodziewanie usłyszała wołanie Toma z sypialni. Jeszcze tego jej brakowało. Chciała już się podnieść, aby do niego pójść, lecz wtem ponownie dotarł do niej jej krzyk: – Wszystko w porządku!? – chłopak wydał jej się być lekko zaniepokojony. I to była chwila, kiedy wpadł jej do głowy pewien bardzo wredny pomysł. Postanowiła wykorzystać złośliwość losu także przeciwko Kaulitzowi. Tyle, że w jej mniemaniu i tak to było dla jego dobra. Nie odezwała się ani słowem, starała się nawet nie poruszać, aby nie doszły do niego żadne dźwięki. W ciszy i napięciu oczekiwała tego, co się wydarzy.
Muzyk tymczasem wciąż leżał w swoim łóżku uważnie nasłuchując jakichkolwiek odgłosów i nie rozumiał, czemu brunetka mu nie odpowiada. Hałas, jaki przed chwilą do niego dotarł był dosyć niepokojący. Co jeśli coś jej się stało? Nie trudno było o nieprzyjemne wizje. W końcu ostatnio stał się mistrzem pesymizmu.
- Olivia! – ponowił próbę przywołania dziewczyny, ale i tym razem bezskutecznie. Z każdą kolejną sekundą ciszy jego napięcie rosło. Przecież to niemożliwe, żeby go nie słyszała. – Olivia! – po raz kolejny wywołał jej imię tym razem jednak już zrzucając z siebie kołdrę. To był dość energiczny i niezupełnie świadomy ruch. Przejął się bardzo tym, że dziewczyna nie daje żadnych znaków życia. I choć nie była to dla niego łatwa decyzja, nie mógł tak po prostu zostać na miejscu i wszystko zignorować. Działał bardziej instynktownie. Gdyby się nad tym zastanawiał, faktycznie może nie byłby w stanie zrobić czegokolwiek przez swoje samozaparcie. A jednak udało mu się wygramolić z łóżka. Kosztowało go to wiele wysiłku, ale zrobił to. Pokonał swoje słabości, odłożył dumę na bok i znalazł się na tej przeklętej podłodze, jak zwykle, gdy chciał dostać się do łazienki. W tym przypadku chociaż już nie towarzyszyły mu te wstrętne, dręczące myśli. Nie odczuwał tego poniżenia, co zawsze. Zwykle czuł się w takim momencie, jak jakieś pełzające zwierzę. Teraz liczyła się tylko dziewczyna i to, aby do niej jak najszybciej dotrzeć, co w jego sytuacji było nie lada wyzwaniem. Może, gdyby zaczął używać wózka, teraz nie musiałby się, aż tak męczyć. Jeśli coś jej się stało, a on nie zdąży, z pewnością będzie to kolejna rzecz, której sobie nigdy nie będzie w stanie wybaczyć.
Nie wiedział od razu, z którego pomieszczenia dochodził go wcześniej hałas. Dopiero widząc uchylone drzwi łazienki, stwierdził, że to będzie najbardziej prawdopodobne miejsce. Przez chwilę zastanawiał się też, czy nie zastanie jej tam na przykład zupełnie nagiej, leżącej pod prysznicem… Nie rozumiał, skąd w takim momencie w jego głowie, tak głupie myśli. Widocznie działanie w stresie nie do końca łączy się z zupełnym brakiem wahania przed podejmowaniem decyzji…
Już przy wejściu poczuł dość intensywny, znajomy zapach, co go tylko zdziwiło. Zmarszczył tylko nos i popchnął lekko drzwi usuwając tym ruchem ostatnią przeszkodę. Nie musiał się wcale dużo rozglądać, aby dostrzec dziewczynę. Siedziała na podłodze, tuż przy umywalce i w tej chwili patrzyła na niego oczami pełnymi strachu. Gdy tylko go ujrzała, serce podeszło jej do gardła. Liczyła się teraz tylko z tym, że chłopak ją znienawidzi do granic możliwości. Miała tylko i wyłącznie czarne wizje. W dodatku bała się, jak jeszcze nigdy.
Gitarzysta natomiast nie wiedział, czy ma się cieszyć, że nic jej nie jest, czy po prostu ją sam, własnymi rękoma zabić.
Poczuł ulgę, lecz bardzo szybko zastąpiła ją złość. I wcale nie pomógł widok krwi sączącej się z rany na ręce Olivii. Nie potrzebował wiele czasu, żeby dojść do tego, że to zwyczajny podstęp. Może nawet sama to wszystko celowo zorganizowała. Zacisnął mocno zęby czując nagłą bezradność, jaka go ogarniała. Nie wiedział, jak wybrnąć z tej sytuacji.
- Jednak przyszedłeś… - powiedziała cicho, ledwo wydobywając z siebie w ogóle głos. Bała się go, choć nie wiedziała do końca dlaczego. Przecież nie mógł nic tak naprawdę jej zrobić.
- Dlaczego się nie odzywałaś? – zapytał chłodno chociaż sam znał doskonale odpowiedź. – Bawi cię to? Myślałem, że coś ci się stało. Wystraszyłaś mnie do cholery. Ile ty masz lat!? – kontynuował dając ponieść się emocjom, podczas gdy brunetka tylko milczała uparcie się w niego wpatrując. Obydwoje mieli teraz mieszane uczucia i właściwie żadne nie wiedziało, co dalej. O tym wcześniej nie pomyślała. Jej plan uwzględniał tylko wyciągnięcie Toma z łóżka… Może nie wierzyła, że to się w ogóle uda?
- Stłukłam te wszystkie drogie kosmetyki… - odezwała się nagle przerywając ciszę, co zabrzmiało jak skruszony głos małej, niewinnej dziewczynki. Zamrugał energicznie powiekami, jak tylko dotarł do niego sens jej słów. Nie wiedział, czy ma się śmiać, czy płakać. Nienawidzić, czy kochać. Może już nie potrafił jej od siebie dłużej odpychać… - I tak ich nie używasz, prawda? – spojrzała na niego niepewnie, na co westchnął cicho.
- Na górze, w tej szafce jest apteczka – skinął głową w kierunku owego obiektu, a brunetka uniosła brwi wyrażając swoje niezrozumienie. – Podaj mi ją. Chyba sam nie wstanę, prawda? – wyjaśnił nieco dobitniej, ale wciąż wydawał się być przy tym spokojny.
- Po co ci…
- Nie wiem, czy to jakiś szok, czy cokolwiek… Ale jakbyś nie zauważyła, krwawisz. Pokaleczyłaś sobie łapy, sieroto – przerwał jej spoglądając znacząco w kierunku jej dłoni. Zaskoczył ją na tyle, że nie była w stanie wyrazić swojego oburzenia wobec słów, jakich użył. Dlatego też bez słowa wstała i wykonała jego polecenie. Apteczka faktycznie znajdowała się tam, gdzie powiedział. Przy okazji narobiła jeszcze więcej bałaganu zostawiając na wszystkim czego dotknęła, ślady krwi. Gitarzysta w tym czasie zdążył się ostrożnie przenieść bliżej niej jednocześnie mając nadzieję, że tego nie zauważy. – Na dół – wskazał jej podłogę, a sam ręką odgarnął na bok z niej potłuczone szkło, aby Olivia znowu sobie czegoś nie zrobiła. – Skoro już tu jestem, to chociaż opatrzę ci te rany. Nie pomagasz mi patrząc na mnie, jak na upośledzonego – rzucił czując na sobie cały czas jej zdziwione spojrzenie. Nie było mu łatwo wyjść z łóżka, pełzać przez pół mieszkania do łazienki… I wszystko tylko po to, aby dowiedzieć się, że to głupi podstęp ze strony dziewczyny. A teraz jeszcze siedzieć przed nią na podłodze, gdy ta patrzyła na niego w taki drażniący sposób. Czuł się taki obnażony… Co najmniej, jakby ktoś kazał mu chodzić nago po ulicy. Choć może to byłoby lepsze od kalectwa…
- Nie patrzę tak wcale na ciebie – ocknęła się w końcu i sprawnie zajęła miejsce obok niego. Potrzebowała kilku minut, żeby się ogarnąć i chyba nareszcie jej się to udało. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że jej pomysł się sprawdził. Może był najdurniejszy, jaki kiedykolwiek w ogóle wpadł jej do głowy… Ale nie zmieniało to faktu, że Tom teraz był z nią w łazience. Siedział tuż obok i zamierzał opatrzyć jej rany. Może ten mały wypadek nie był żadną złośliwością losu, żadną karą… Może to kolejne przeznaczenie. Mała, pomocna dłoń od nieprzewidywalnego losu… - Po prostu nie sądziłam, że naprawdę tutaj przyjdziesz – dodała nieco ciszej wciąż będąc tym bardzo zafascynowana.
- Nie przyszedłem. Prędzej przypełznąłem – mruknął bez entuzjazmu i odebrał od niej apteczkę, aby następnie wyciągnąć z niej wodę utlenioną oraz waciki. – Teraz chociaż tobie się dostanie za twoje głupie pomysły, bo będzie cholernie piekło – rzekł unosząc na nią swoje spojrzenie.
- I tak było warto – odparła bez zawahania patrząc mu prosto w oczy, a jej twarz ozdobił chytry uśmiech.