piątek, 15 sierpnia 2014

13. "Wir hab'n nichts falsch gemacht, die ganze Zeit gedacht... So könnt´ es weiter geh´n. Alles andere werden wir sehen..."

1 marca 2012, Los Angeles

Mężczyzna ze znudzeniem wpatrywał się w biały sufit nad sobą zastanawiając się, gdzie podziała się Olivia. Obudził się już ponad dwie godziny temu w kompletnej ciszy. Nie słyszał ani dziewczyny, ani nawet psa. Na jego szafce stał tylko talerzyk z kanapkami i kubek parującej jeszcze kawy. Sądził na początku, że może wyszła po prostu z psem, lecz trwało to już zbyt długo, jak na zwykły spacer. Może coś się stało? Dlaczego nie zostawiła mu żadnej wiadomości? Nie lubił żyć w niewiedzy. Odkąd nie mógł swobodnie się poruszać, musiał koniecznie wszystko wiedzieć zawczasu. Nie każdy jednak się z tym liczył. Frustrowało go to. I najgorsze, że nie mógł nic poradzić. Szczególnie, że Olivia była dość upartą i stanowczą kobietą. Często, gdy wdawał się z nią w jakieś dyskusje, zwyczajnie odpuszczał nie mając wystarczającej siły przebicia. Mimo wszystko, lubił to w niej. Jako jedyna z niewielu, nie cackała się z nim. Zauważył też pewne zmiany od feralnej nocy, kiedy dopadł go ból. Sam zmienił nieco swoje podejście po tym wydarzeniu. Dawno nic go tak nie wystraszyło. Prędko nie przyzna się jeszcze do błędu, ale coraz częściej zastanawia się nad swoim dalszym losem. I coraz częściej bierze pod uwagę, aby w końcu zacząć coś robić. Ma już dosyć tkwienia w jednym miejscu i zadręczania się przeszłością. Wciąż brakuje mu jeszcze wiary, lecz nie to jest najistotniejsze. Ważne, że ma o co walczyć. Mógłby chociaż spróbować. Jego brat zaraził go chyba swoją naiwnością. Widząc kręcącą się każdego dnia obok niego Olivię, nie mógł się oprzeć myśli, że może jeszcze jego życie nie jest do końca stracone. Tak długo przy nim wytrwała, więc może naprawdę jest dla nich jakaś szansa?
Dźwięki dochodzące z przedpokoju wyrwały go z zamyślenia. Serce od razu zabiło mu mocniej, gdy pomyślał, że dziewczyna wróciła i za chwilę ją zobaczy. Ta reakcja była całkowicie automatyczna, chciał się nawet za nią skarcić. Nie mógł tak bardzo się angażować i reagować za każdym razem w taki emocjonalny sposób. Nie mógł robić sobie złudnych nadziei. W końcu ona jest tu dla swojego rozwodu. To, że jest przy nim i mu pomaga, nic nie znaczy. W Las Vegas ma narzeczonego, własne życie.  Jak szybko można zyskać nadzieję, również tak samo łatwo można ją stracić…
Po chwili do jego pokoju wbiegł pies merdając wesoło ogonem, a zaraz za nim zjawiła się też Olivia. Bez słowa podeszła do okna, aby je odsłonić i wpuścić trochę światła. Pomieszczenie od razu nabrało nowych barw. Obserwował ją w milczeniu próbując odgadnąć, w jakim jest dziś nastroju. Zwykle było to łatwiejsze. Bo wpadała do jego pokoju pełna entuzjazmu. Tym razem jednak wydawała się być, jakby nieobecna. Nie przywitała się z nim nawet.
- Jak tam? Wyspałeś się? – podczas, gdy analizował jej zachowanie, dziewczyna zdążyła już stanąć przy nim i sprowadzić go z powrotem na ziemię swoim głosem. Uniósł na nią swoje rozkojarzone spojrzenie i zlustrował szybko wyraz twarzy. Była pogodna, jej oczy błyszczały jak zawsze. Czyli wszystko jest w porządku. Orientując się, że zbyt długo już milczy, skinął szybko głową dając jej tym odpowiedź.
- Gdzie byłaś? – odezwał się w końcu obawiając się, że brunetka zaraz sobie pójdzie, a on pozostanie dalej niczego nieświadomy.
- Ah… Poszliśmy ze Scottem na zakupy – odparła krótko zerkając z uśmiechem w kierunku psa, który leżał teraz na końcu łóżka przy nogach swojego pana.
- Tak długo? – dociekał wciąż nie uważając, aby zwykłe zakupy miały tyle trwać. Tym bardziej, że raczej nie zabrała psa do supermarketu.
- Teraz będziesz sporządzał raporty z moich wyjść? – uniosła brwi zdziwiona jego wyjątkową ciekawością. Zapewne nawet nie wiedział, że ma wszystko wypisane na swojej twarzy.
- Po prostu pytam… - wzruszył ramionami starając się zachować obojętność, lecz nie udało mu się ukryć swojego speszenia. Nie czuł wcale, aby posuwał się jakoś za daleko. Widocznie dziewczyna miała nieco inne odczucia. Nie miała mu jednak tego za złe, była po prostu trochę zaskoczona. Tom nigdy raczej nie wypytywał ją, dokąd chodzi. Co prawda, zwykle spędzała czas w mieszkaniu, a jak wychodziła, to faktycznie nie na dłużej niż godzinę. Mógł się przyzwyczaić, a może po prostu się o nią martwił? Już raz jej udowodnił, że nie jest mu obojętna.
- Zajrzałam jeszcze do baru naprzeciwko – rzekła w końcu nie czując potrzeby, aby trzymać go dłużej w niepewności. I tak wcześniej, czy później zapewne by się o tym dowiedział. – Zauważyłam ogłoszenie, że szukają kogoś do pracy – dodała od razu, gdy zauważyła jego pełne niezrozumienia spojrzenie.
- Że co? – wykrztusił nie będąc pewnym, czy dobrze ją zrozumiał. Właściwie to wolałby, aby okazało się, że nie zrozumiał.
- Chcę się tam zatrudnić – oznajmiła nieco jaśniej i dobitniej. – Nie mogę ciągle tu siedzieć i nic nie robić. Potrzebuję jakichś pieniędzy…
- Ty chyba sobie żartujesz – wypalił nagle, gdy przeanalizował w głowie jeszcze raz wszystkie informacje. Przestał przez chwilę kontrolować swoje emocje i nawet nie spostrzegł, gdy zaczął przekraczać granice, które sam sobie surowo wyznaczył. Olivia natomiast patrzyła w tej chwili na niego zdziwiona i tym razem, to ona niczego nie rozumiała. – Przecież ten bar, to jakaś tragedia. Wiesz, kto tam w ogóle chodzi? Największe śmiecie, menele i w ogóle nie wiadomo kto jeszcze! To miejsce w ogóle nie powinno istnieć na tej ulicy – wyrecytował nawet nie panując nad swoim głosem, który podniósł się o jeden ton wyżej. – Nie będziesz tam pracowała – zakończył stanowczo swój monolog powodując tym samym, że dziewczyna dosłownie zdębiała. Stała wpatrując się w niego, jak zahipnotyzowana i nawet nie drgnęła. Tom zaś odetchnął głęboko i odwrócił na chwilę swój wzrok sam zaczynając zdawać sobie sprawę z tego, co właśnie zrobił.
- Słucham? – Brunetka ocknęła się w końcu i dopiero poczuła, jak wzbierają się w niej różne emocje. Przede wszystkim złość. Nie lubiła, gdy ktoś mówił jej co ma robić lub próbował kierować jej życiem. A zachowanie Toma dodatkowo całkowicie ją zaskoczyło.
- Naprawdę mam to wszystko powtórzyć? – odwrócił głowę z powrotem w jej stronę spoglądając na nią odważnie. Skoro już, aż tak się zapędził, musiał teraz zachować swoją pewność siebie. Nie mogła go zdominować.
- Nie – zaprzeczyła wciąż bojowo nastawiona. – Mam rozumieć, że teraz będziesz mi mówił co mam robić? – zapytała krzyżując ostentacyjnie ręce na piersi.
- To nie jest odpowiednie miejsce dla takich osób, jak ty – rzekł spokojnie. Nie planował się z nią kłócić, ani zbyt mocno ingerować w jej życie. Tak naprawdę, w ogóle nie planował tego wszystkiego mówić, ale to wyszło zupełnie samo. Nie zapanował nad tym. Dał się ponieść swoim emocjom. Chciał dla niej dobrze, lecz chyba nie do końca potrafił odpowiednio to przekazać. – Uważam, że żadna kobieta nie powinna w takim miejscu pracować…
- Świetnie. Dzięki, że podzieliłeś się ze mną swoim zdaniem – powiedziała dość ironicznym tonem. – Ja jednak zamierzam się tam zatrudnić. Praca nie wydaje się być jakaś skomplikowana, a z czegoś muszę żyć. Także zachowaj swoje złote myśli dla siebie. Bo ja niestety nie mogę leżeć całymi dniami w łóżku nic nie robiąc.
- Ale ja się nie zgadzam! – zaprotestował czując, jak wzrasta w nim ciśnienie. W tym przypadku zupełnie nie rozumiał jej uporu. Nie wiedział też, jak ma przemówić jej do rozsądku. – To nie jest odpowiednie miejsce. Powiedziałbym nawet, że jest niebezpieczne. Nie powinnaś…
- Przestań – przerwała mu stanowczo. – Podjęłam już decyzję.
- Olivia! – zawołał widząc, że dziewczyna zmierza już do wyjścia. Nie chciał kończyć w ten sposób rozmowy. – Przecież nie robię ci na złość! Chcę, żebyś…
- Co? – zatrzymała się odwracając na piecie w jego stronę. Jej oczy były ciemne i błyszczały, tym razem ze złości. Trudno było mu pojąć, dlaczego tak bardzo ją to zdenerwowało. Nie chciał niczego złego. – Co chcesz? – powtórzyła, gdy nie odpowiadał. Szukał odpowiednich słów, ale nie miał pojęcia co mógłby jej odpowiedzieć. Nie mógł posunąć się jeszcze dalej. To i tak przekroczyło już wszelkie granice.
- Nie wiem. Po prostu zasługujesz na coś więcej – wydobył w końcu z siebie głos, co przyszło mu z niebywałym trudem. Nawet już nie miał odwagi na nią patrzeć. Jej twarz natomiast momentalnie złagodniała, może nawet zrobiło jej się odrobinę głupio. Od razu go zaatakowała, a nawet nie wzięła pod uwagę, że to wszystko z troski. Przecież nie każdy musiał chcieć rządzić jej życiem, niektórym po prostu na niej zależało. Westchnęła cicho czując, jak negatywne emocje z niej już uchodzą.
- Nie musisz się o mnie martwić. To tylko praca na zapleczu, będę pomagała w przygotowywaniu posiłków i czasem zmywała. Nie będę miała nawet styczności z ludźmi, którzy tam przychodzą – wyjaśniła sądząc, że to może go trochę uspokoić. – Wiem, że to nie jest praca marzeń. Ale jest blisko…
- Mam nadzieję, że prędko z niej zrezygnujesz – mruknął wciąż nie będąc z tego powodu zadowolonym. Nie wyobrażał sobie jej pracującej w tak obskurnym miejscu. Gdyby tylko mógł, sam postarałby się jeszcze w tym momencie, aby to miejsce zniknęło z pola ziemi. Żałował, że stał się takim nieporadnym, nic nie znaczącym człowiekiem. Brunetka nie odpowiedziała już nic, tylko wyszła z pokoju pozostawiając go samego z kotłującymi się w głowie myślami i tymi wszystkimi niezrozumiałymi uczuciami. Nie trwało to jednak długo, gdyż ku jego zdziwieniu, wróciła zaraz w dodatku taszcząc coś ze sobą. Wyglądało mu to na jakieś rury…
- Co to jest? – zapytał od razu obawiając się tego, co dziewczyna zamierza zrobić. Ta uśmiechnęła się tylko i zaczęła rozkładać wszystko na podłodze koło jego łóżka. Mężczyzna oparł się na jednym łokciu wychylając lekko, aby móc widzieć jej poczynania.
- Coś, co ułatwi ci życie, nim odzyskasz sprawność – rzekła w końcu zaspakajając jego ciekawość, po czym skupiła swoją uwagę na jakiejś instrukcji. Tom wciąż niewiele rozumiał jednak w jego głowie przede wszystkim zapisały się słowa „odzyskasz sprawność”. Ta dziewczyna naprawdę w to wierzyła. Bardziej od niego samego. Opadł z powrotem na pościel czując powracający natłok myśli. – Hm, potrzebuję chyba wiertarkę – Jej głos nie pozwolił mu na zbyt długie rozmyślenia. A słysząc to, co powiedziała, wytrzeszczył oczy ponownie na nią spoglądając.
- Co ty zamierzasz robić?
- Muszę to jakoś przymocować do twojego łóżka. Dzięki temu będzie ci się dużo łatwiej podnosić. Będziesz miał taką rączkę, jak w szpitalnych łóżkach. Genialne prawda? – wyjaśniła patrząc na niego z uśmiechem. Niebywałe było dla niego, jak ta kobieta potrafiła zaskakiwać. W dodatku jeszcze przed kilkoma minutami sprawiała wrażenie, jakby chciała go zamordować, a potem tak po prostu przeszła do porządku dziennego i jeszcze zamierza bawić się w jakiegoś konserwatora tylko po to, aby jemu było łatwiej… - I nie patrz na mnie, jak na wariatkę, bo mogę użyć tej wiertarki także do innych, mniej przyjemnych dla ciebie celów – zagroziła widząc jego zszokowany wzrok. – Więc… Macie coś takiego w tym domu?
- Tak, ale… Czy ty w ogóle się na tym znasz? Może trzeba po kogoś zadzwonić? – nie był ani trochę przekonany do jej pomysłu. Zupełnie nie widział jej, jako operatorkę wiertarki…
- Nie wierzysz w moje umiejętności? – parsknęła z oburzeniem. – Sama sobie znajdę te wiertarkę – dodała nie zamierzając dłużej czekać na pomoc ze strony Gitarzysty. Zamierzała mu udowodnić, że gdy chce, potrafi zrobić dosłownie wszystko. Nie miała kolorowego życia, musiała nauczyć się, dawać sobie radę. Nic nie było jej straszne. On natomiast miał teraz kolejny powód, aby czuć się beznadziejnie. Kobieta z wiertarką. Czy to nie powinna być jego działka? Kolejna rzecz ujmująca jego męskości. I jak on ma się z tym wszystkim pogodzić?

Tykanie naściennego zegara wypełniało ciszę panującą w niewielkim pomieszczeniu. Młody Wokalista wsłuchiwał się w ten dźwięk wyczekując niecierpliwie pojawienia się lekarza. Zapewniał, że wróci za pięć minut, a chłopak dałby sobie rękę uciąć, że minęło już co najmniej piętnaście. Nie śpieszył się nigdzie, ale jednak nie chciałby spędzić w tym miejscu całego swojego dnia. Przyszedł do najlepszej w mieście placówki rehabilitacyjnej, aby znaleźć kogoś, kto pomoże jego bratu. Tym razem nie zamierzał pozwolić, żeby Tom odprawił rehabilitanta z kwitkiem. Poza tym miał wsparcie Olivii, więc obydwoje, jeśli będzie trzeba, zmuszą go do podjęcia współpracy. Oczywiście ustalili, że porozmawiają z Tomem na ten temat, nim wprowadzą w jego życie te zmianę. Tyle, że zdanie Gitarzysty i tak nie będzie miało zbyt wielkiego znaczenia. Szczególnie, gdy będzie negatywne. Tego nawet nie zamierzają brać pod uwagę.
- Przepraszam za opóźnienia panie Kaulitz, już jesteśmy – Gruby męski głos zakłócił dźwięk tykających wskazówek, a wraz z tym przemyślenia Billa. Lekarz wrócił na swoje miejsce za biurko, a osoba, która z nim przyszła stanęła obok chłopaka. Jej długie, opalone nogi zwróciły jego uwagę. Od razu przeniósł na nią swój wzrok zdumiewając się, że widzi kobietę. – To Kathlyn, jedna z naszych najlepszych rehabilitantek. Zajmie się pana bratem i gwarantuję poprawę już po kilku tygodniach pracy – oświadczył z pełnym satysfakcji wyrazem twarzy. Bill milczał przez dłuższą chwilę analizując wszystko w głowie po kilka razy. Wygląd dziewczyny nieco przysłaniał mu rozum. Była piękna, a fartuch, który na sobie miała tylko to podkreślał. Uwydatniał jej wszystkie walory. Duże piersi, zgrabny tyłek i idealne nogi. W dodatku jej twarz była równie perfekcyjna podkreślona delikatnym makijażem i luźno opadającymi na ramiona, długimi, ciemnymi włosami.
- Sądziłem… Że będzie to raczej mężczyzna – odparł niepewnie, gdy już odzyskał trzeźwość myślenia. Pamiętał ostatnią próbę, gdy przyprowadził do Toma rehabilitantkę. Skończyło się to źle, nawet bardziej niż źle. – Bez urazy… - uśmiechnął się przepraszająco w kierunku nieznajomej.
- Zapewniam pana, że Kathlyn poradzi sobie równie dobrze co mężczyzna. Niestety wszyscy inni rehabilitanci są już zajęci.
- Rozumiem… A czy to nie jest zbyt duży wysiłek, jak dla takiej drobnej kobiety?
- Nie o siłę tu chodzi, panie Kaulitz – mężczyzna uśmiechnął się życzliwie. – Oczywiście może pan zrezygnować. Możemy poczekać, aż któryś z rehabilitantów będzie wolny…
- Nie, nie. Nie możemy dłużej czekać – zaprzeczył natychmiast. Tom będzie musiał się z tym jakoś pogodzić i może w końcu zacząć się cieszyć oraz doceniać to, że otaczają go same piękne kobiety. – Chciałbym podjąć z panią współpracę, ale uprzedzam, że to nie będzie prosta sprawa – podniósł się z miejsca stając teraz naprzeciw ciemnowłosej i do niej kierując swoje słowa. Mógł też przyjrzeć się bliżej jej twarzy i dostrzec przyjazną zieleń jej oczu.
- Nie boję się trudnych spraw – odparła z pewnością w głosie. Brzmiała przekonująco, ale i tak obawiał się, że przypadek Toma mógłby ją zniechęcić. A jej osoba natomiast mogłaby zniechęcić jego… - Proszę się tak bardzo nie martwić. Naprawdę jestem dobra w tym co robię.
- Nie wątpię w pani umiejętności… Po prostu mój brat jest trudny…
- W takim razie, proponuję, abyście państwo sobie wszystko ustalili w naszej kawiarence na dole. Chyba się jakoś dogadacie.
- Oczywiście. Dziękuję bardzo – Bill uścisnął dłoń lekarza. – W takim razie, zapraszam panią na kawę – rzekł do dziewczyny, która nie mając większego wyboru skinęła tylko głową kierując się już w stronę wyjścia. – Będziemy w kontakcie. Do widzenia – pożegnał się jeszcze z mężczyzną, po czym opuścił gabinet wraz z rehabilitantką. Przypuszczał, że nie będzie łatwo rozmawiać mu o sprawach brata podczas, gdy uroda kobiety tak bardzo go rozpraszała. Nie mógł jednak nic poradzić, że wywarła na nim takie wrażenie. To byłoby chyba trochę nieodpowiednie, a nawet głupie, umawiać się z rehabilitantką brata. Stanowczo powinien sobie wybić to z głowy. Teraz najważniejszy jest Tom i jego powrót do zdrowia. Właśnie na tym powinien się skupić zarówno on, jak i ona.

Wbrew wszelkim obawom Gitarzysty, Olivia świetnie sobie poradziła z przymocowaniem uchwytu do jego łóżka i już po niespełna pół godziny, mógł spokojnie korzystać z tego przydatnego wynalazku. A sama dziewczyna była z siebie dumna, co najmniej jakby zrobiła naprawdę coś niezwykłego. Miło było patrzeć, jak cieszą ją tak małe rzeczy. W dodatku to wszystko dla niego. Ułatwianie mu życia, sprawiało jej radość. Czy mógłby spotkać w swoim życiu kogoś bardziej bezinteresownego? Już nawet nie brał pod uwagę rozwodu. Ten temat od dawna przestał być poruszany, zupełnie jakby nikomu już na tym nie zależało. I może właśnie tak było? Chciałby czasem móc zajrzeć do jej głowy, wyczytać jej wszystkie myśli, poznać obawy, uczucia. Tak wiele jeszcze chciałby o niej wiedzieć.
- To teraz może będziesz chętniej wstawał z tego łóżka – skomentowała patrząc na niego wymownie. – Boję się, że w końcu zapomnisz jak wygląda świat za oknem.
- A było już tak pięknie – bąknął pod nosem niezadowolony z przebiegu sytuacji. Miał nadzieję, że ten temat już dawno został zakończony. Przynajmniej w jakimś stopniu. Miał już dosyć słuchania w kółko tego samego, to było na dłuższą metę męczące, a co najważniejsze, nie przynosiło pożądanych rezultatów. On naprawdę zdawał sobie sprawę z sytuacji w jakiej się znajdował, wiedział co robi… A właściwie czego nie robi. Miał tego wszystkiego pełną świadomość i nie potrzebował, by ktokolwiek sterczał nad nim i próbował przekazać mu po raz setny coś, co już od dawna sam wie.
- Hm? Kiedy było pięknie? – uniosła brwi krzyżując ręce na piersi. Mężczyzna natomiast wywrócił teatralnie oczami zawiedziony, że Brunetka jednak to usłyszała. Tyle trudnych pytań i odpowiedzi, które nie chcą przejść przez gardło… - Czasem mam ochotę zdzielić cię patelnią w łeb, Kaulitz.
- Więc co cię od tego powstrzymuje, Kaulitz? – zapytał podkreślając ostatni wyraz, który i bez tego odbiłby się echem w jej głowie. Znowu zdała sobie sprawę, że jest jego żoną. Tak łatwo o tym zapomnieć, gdy ich relacje nie przypominają nawet normalnych stosunków, dwójki związanych ze sobą ludzi. Zbił ją z tropu na dłuższą chwilę. Sprawił, że w jej głowie znowu zapanował chaos, nad którym nie umiała zapanować. Każdego dnia na nowo mieszał w jej uczuciach i myślach. Sam zaś nie miał pełnej świadomości znaczenia tego zwrotu, gdy go użył wręcz automatycznie. Kiedy zdał sobie z tego sprawę również poczuł się dosyć dziwnie. Mimo że przed paroma minutami sam rozmyślał o ich małżeństwie, w tym kontekście wyglądało to trochę inaczej. Wzbudzało zupełnie nowe emocje.

„Tajemnica w mojej głowie… Słowa są jak zakazany raj (...)

- Boję się, że możesz jeszcze bardziej od tego postradać rozum – odparła w końcu przerywając gnębiącą ich ciszę i poczuła się jeszcze gorzej, gdy ich spojrzenia spotkały się ze sobą. Nie odwróciła jednak wzroku. Obydwoje odważnie patrzyli sobie w oczy i mogliby teraz wyczytać z nich nawzajem dosłownie wszystko. Wszystko, co tylko chcieli. Bo obydwoje mieli za sobą te same przeżycia, towarzyszyły im te same wspomnienia. Czuli to samo i myśleli o tym samym. To był właśni ten moment. – Idę... Przygotować obiad – Poddała się i spuściła wzrok, odwracając głowę. Wycofała się, bo przestała czuć się bezpiecznie. Wychodząc nie spojrzała już na niego ani razu, a gdy tylko zamknęła za sobą drzwi poczuła nagle, jak jej serce mocno bije. Pomyślałaby, że coś jej dolega, gdyby nie to, że zdarzyło jej się to nie pierwszy raz. Musiała po prostu odczekać, aż się uspokoi. By potem móc po prostu iść do kuchni i robić to co zawsze, udając, że nic się nie wydarzyło.

Tak blisko jesteś tu, a tak bardzo za daleko…”*

*Manchester - Tajemnica




***

Ich muss durch den Monsun
Hinter die Welt, ans Ende der Zeit
Bis kein Regen mehr fällt
Gegen den Sturm, am Abgrund entlang
Und wenn ich nicht mehr kann, denk ich daran
Irgendwann laufen wir zusamm'
Durch den Monsun, dann wird alles gut

***


piątek, 1 sierpnia 2014

12."Die Träume verbrennen, die Liebe friert ein, wir schreien zusammen allein..."


Zdarzają się sytuacje, kiedy Twoje sny wydają się być rzeczywistością. Budzisz się i masz wrażenie, że to wszystko wciąż się dzieje. A najgorsze – czujesz to.

To była już kolejna noc, podczas której śnił, że traci nogi. Tym razem widział jednak, jak jeden z lekarzy, tak po prostu, bez mrugnięcia okiem, odcina mu je. Towarzyszył mu przy tym potworny ból, zupełnie, jakby nie dostał żadnego znieczulenia. Krzyczał przeraźliwie jednocześnie nie mogąc się poruszyć. Ta bezsilność sprawiała, że marzył tylko i wyłącznie o śmierci. Mogłoby się zdawać, że to tylko koszmarny sen, że jeśli się obudzi, wszystko minie. To była jednak pierwsza noc, gdy sen ziszczał się z realnością, bo choć otworzył oczy i odzyskał pełną świadomość, ból nie minął. Czuł dziwny ból, którego źródła nie potrafił zlokalizować, a po czole spływały mu krople słonego potu. Było mu duszno, miał wrażęnie, że jego skóra płonie. Jego oddech był nienaturalnie przyspieszony i ciężki, serce biło mocniej niż zwykle. Umysł wypełniała panika. Przerażenie mieszało się z cierpieniem. Nadal miał wrażenie, jakby ktoś pozbawił go dolnych kończyn. W ciemnościach nie potrafił nic dostrzec, ale jego wyobraźnia podsuwała mu wizję wyciekających z niego litrów krwi. Nie wiedział, jak to wszystko się stało. Jak to jest możliwe. Przecież, jeśli nawet naprawdę straciłby nogi, nie powinien nic czuć. Jego nogi od dłuższego czasu były martwe. A przynajmniej tak sądził… Dlaczego czuł ból? Dlaczego miał wrażenie, że za chwilę zemdleje nie mogąc go znieść… Podczas, gdy na co dzień nie może się nawet poruszyć.
Nie wiedział, co się z nim dzieje, ani co ma zrobić. Właściwie nie mógł nic. Leżał bezwładnie i czuł, jak ból paraliżuje go całego. Może to już koniec? Dotychczas myślał, że jego życie skończyło się wraz z wypadkiem. Teraz jednak miał inne odczucie. Jakby koniec był dopiero przed nim. I nie mógł znieść tej myśli. Nie umiał się poddać bez żadnej próby walki.
Pomimo ostrego, przeszywającego bólu, spróbował się podnieść. Za pierwszym razem nie przyniosło to żadnego rezultatu i niemal od razu wylądował z powrotem na materacu. Zebrał w sobie jednak więcej sił i wielkim zaparciem, podpierając się rękami podniósł swój tułów siadając. Wtedy spojrzał na swoje nogi wyciągając w ich kierunku ręce, aby ich dotknąć. Musiał je poczuć. Sprawdzić, czy są na swoim miejscu. Były, całe. Nic się pod tym względem nie zmieniło. Oddychał głośno i szybko, z trudem łapiąc powietrze. Wydawało mu się, jakby w pokoju temperatura sięgała z czterdzieści stopni Celsjusza. Drżącymi dłońmi, lekko już spanikowany, chwycił za materiał swojej koszulki i zaczął nieporadnie ściągać ją z siebie, niemal ją przy tym rozrywając. Odrzucił materiał na podłogę, gdy już udało mu się z nim uporać i rozejrzał się zdezorientowany dookoła. Chciał sprawdzić, czy w ogóle jest w tym samym miejscu, w którym przed paroma godzinami zasypiał. Obraz mu się rozmazywał w oczach. Próbował przełknąć ślinę, ale nagle poczuł, że prawie w ogóle jej nie ma. Jego usta były spierzchnięte, a w buzi panowała suchość. Sięgnął ręką w kierunku nocnego stolika, na którym stała butelka z wodą. Chwycił ją, chcąc ugasić swoje pragnienie, lecz gdy zaczął odkręcać nakrętkę, butelka wyśliznęła mu się na podłogę turlając się, aż pod samą ścianę.
- Boże… Co jeszcze… - sapnął ledwo wydobywając z siebie głos i przetarł dłońmi mokrą od potu twarz. Ból był tak okropny, że stracił już poczucie bezwładu. Nie miał pojęcia, jak to wszystko jest w ogóle możliwe. Przez chwilę myślał, że to jakiś cud. Może właśnie odzyskuje władzę w nogach, a ten ból jest tylko tego zapowiedzią. Niewiele myśląc przeniósł je ostrożnie na podłogę. Bał się, że jeśli zbyt mocno ich dotknie, wtedy ból mógłby się nasilić. Tak się jednak nie stało. A gdy tylko spróbował się podnieść, upadł niczym małe, nieświadome niczego dziecko, uderzając przy tym skronią o kant szafki. W tym momencie w pokoju nagle rozbłysło jasne światło drażniąc jego oczy. Czyżby trafił do nieba…?
- Boże! Tom! – usłyszał przestraszony, znajomy głos i już po chwili czuł, jak ktoś chwyta go mocno za ramię. – Co się stało? – doszedł go słodki zapach lawendy, gdy dziewczyna pochylała się nad nim próbując go podnieść. Jeszcze nie do końca docierało do niego, co się dzieje. Stracił poczucie rzeczywistości. Olivia z wielkim trudem i wysiłkiem w końcu wtaszczyła jego ciało na łóżko. Przez chwilę wątpiła już, że w ogóle jej się to uda. Mężczyzna był naprawdę ciężki, a ona zbyt wątła, aby go udźwignąć. Na szczęście dała sobie radę, w czym pomógł jej przypływ adrenaliny. Była wystraszona widząc chłopaka w takim stanie. Nie wiedziała, co się stało. A Tom nie wyglądał dobrze. – Tom? – powtórzyła jego imię zastanawiając się, czy Gitarzysta ją w ogóle słyszy. Przyłożyła rękę do jego czoła. Rozpalone. Czuła, jak jej serce bije mocniej ze strachu.
- Moje nogi… - szepnął głosem pełnym bólu. Dziewczyna odruchowo spojrzała w kierunku jego nóg. Nie dostrzegła jednak żadnych zmian.
- Krwawisz… - przenosząc z powrotem wzrok na jego twarz spostrzegła ranę w okolicy prawej skroni. – Powiedz mi, co się stało. Miałeś zły sen? – dopytywała chcąc poznać choć kilka szczegółów, żeby wiedzieć, co w ogóle ma robić. Może potrzebował pomocy lekarza.
- Boli, tak strasznie boli…
- Czujesz ból? – spojrzała na niego zdziwiona, choć dobrze wiedziała, że to nie był czas na zadawanie zbyt wielu pytań i zdumienia. Wydało jej się to jednak dość dziwne i niezrozumiałe. Tom nigdy wcześniej nie narzekał, aby coś mu doskwierało. Bill także nic o tym nie wspominał. W odpowiedzi usłyszała tylko jego żałosne jęknięcie. – Dzwonię po pogotowie – zadecydowała stanowczo nie widząc żadnego innego wyjścia z tej sytuacji.
- Zostań – złapał ją szybko za rękę, gdy tylko chciała się podnieść z miejsca. Jego wzrok był pełen rozpaczy i bólu, aż ścisnęło ją coś w żołądku.
- Spokojnie… Wezmę tylko telefon i przyniosę coś na twoją ranę – powiedziała opanowanym głosem gładząc delikatnie trzymającą ją dłoń, chcąc w ten sposób pomóc mu się choć trochę uspokoić. – Zaraz wrócę, obiecuję – zapewniła go jednocześnie wyswobadzając się z jego żelaznego uścisku. Nie tracąc czasu pobiegła najpierw do łazienki, po wodę utlenioną, wacik i jakiś plaster, a wracając zgarnęła ze swojej tymczasowej sypialni telefon. Wróciła do Toma po niecałych trzech minutach i usiadła blisko niego od razu dzwoniąc po pogotowie. Przekazała wszystko co wiedziała lekarzowi na dyżurze, a ten zapewnił ją, że niebawem się zjawią. Wysłała także krótką wiadomość do Billa, informując go o wszystkim. Żałowała, że go tutaj nie było. Mogliby już skończyć te całą farsę i wrócić do normalności. Ta sytuacja ją zaskoczyła. Musiała jednak zachować spokój. Przerażenie próbowało objąć nad nią kontrolę, ale nie poddała się temu. Jedynie ręce trochę jej się trzęsły, gdy namaczała wacik wodą utlenioną. – Będzie szczypało… - uprzedziła nie będąc pewna nawet, czy chłopak ją słyszał. Pieczenie rany nie mogło jednak równać się z bólem, jaki odczuwał od kilkunastu minut, więc nawet nie poczuł, jak przyłożyła mu wacik do skroni. Była bardzo delikatna, nie chciała jeszcze bardziej pogarszać sytuacji. Jego wzrok przeniósł się na jej twarz, gdy w skupieniu odkażała ranę. Obserwował ją mając wrażenie, że to koi ból. A może po prostu zaczynał się już do niego przyzwyczajać? – Musisz mieć bardzo wysoką gorączkę – rzekła, gdy nakleiła już plaster i ponownie dotknęła jego czoła. – Mocno się uderzyłeś? – zapytała z troską, a chłopak zaprzeczył ruchem głowy. Nie miał siły już mówić. – Zaraz powinni przyjechać. Wszystko będzie dobrze – uśmiechnęła się do niego blado gładząc czule jego rozpalony policzek. Sama chciała w to wierzyć. Bała się, że jego stan się pogorszył, że to jakieś kolejne powikłania po wypadku… Nie mogło tak być. Musiała przestać tak myśleć. Wszystko będzie dobrze… Wszystko będzie dobrze…

- Przepisałem tabletki, gdyby taki epizod jeszcze się powtórzył. Prawdopodobnie po prostu nieruszane mięśnie dały w końcu o sobie znać. Aczkolwiek, nie wykluczam, że może mieć to podłoże psychiczne… - lekarz zerknął w kierunku śpiącego w tym momencie Toma. – Zalecam sesję z psychiatrą. Pacjent wyraźnie potrzebuje takiej pomocy.
- On się w życiu na to nie zgodzi – Olivia pokręciła ze zrezygnowaniem głową. Znała Toma na tyle dobrze, by wiedzieć, że taka opcja nawet nie wchodzi w grę. Muzyk jest uparty, jak osioł. Ledwo rozmawia z nią, czy z bratem, a co dopiero z psychiatrą.
- Rozumiem… Mimo to, proszę spróbować go przekonać. Bo zdaje sobie pani sprawę, że mąż ma coraz mniej czasu? – mężczyzna wbił w nią swoje wymowne spojrzenie. A ona doznała lekkiego szoku, gdy uderzyły w nią jego słowa. MĄŻ. To zabrzmiało tak bardzo… Dziwnie. Nie była chyba na to przygotowana. W jednej chwili stała się żoną. Nie to jednak było teraz najistotniejsze. – Ja wszystko rozumiem, ale to największa głupota z możliwych, żeby tak zaprzepaszczać jedyną szansę na odzyskanie sprawności – dodał, a Olivia skinęła tylko głową zgadzając się z nim. Bo nie miała pojęcia, co mogłaby odpowiedzieć. Czuła się za to odpowiedzialna. Właściwie wszyscy pozwalali Tomowi rujnować sobie życie. Stali obok i patrzyli, jak się stacza. Nie mogła znieść tej myśli. Sama dała się w to jeszcze wciągnąć. Nie tak miało być.
- Zrobię wszystko, aby stanął na nogi – rzekła z niebywałą determinacją i przeniosła swój wzrok na Gitarzystę. Wyglądał całkiem niewinnie, gdy spał. Nawet go takiego pamiętała. Przyjaznego, gotowego na wszystko. Pozytywnie nastawionego do życia. Zamierzała to wszystko odzyskać. Nie pozwoli mu dłużej tkwić w miejscu. Choćby miała go zmusić siłą. Choćby sama miała zacząć go rehabilitować. Zrobi to.

Bill pojawił się dopiero po kilku godzinach. Wiadomość od Olivii przeczytał z dużym opóźnieniem. Spał, więc nic nie słyszał. Dziewczyna w ogóle nie wzięła pod uwagę takiej opcji. Mogła od razu do niego zadzwonić. Była jednak zbyt zestresowana, aby myśleć aż tak racjonalnie. Chłopak wpadł do mieszkania, jak burza natychmiast chcąc biec do pokoju brata, lecz został zatrzymany w połowie drogi przez brunetkę. Ta akurat wracała od Toma, już nieco spokojniejsza. A przynajmniej tak jej się przez chwilę wydawało…
- Co się dzieje!? Spałem, nie słyszałem sms ‘a… Dopiero, jak się przebudziłem… Jestem najszybciej, jak tylko mogłem… - zaczął się pośpiesznie tłumaczyć gestykulując przy tym nerwowo, a dziewczyna próbowała uspokoić go gestem ręki. Musiała nieźle go wystraszyć… W sumie sama już dawno się tak bardzo nie bała. Nie chciałaby przeżywać tego kolejny raz. Sądziła, że jest silniejsza. Chyba jednak się przeliczyła… Widząc cierpienie bliskiej osoby, zupełnie traciła głowę. Ogarniała ją bezsilność. Zupełnie, jak wtedy… Podczas wypadku.
- Spokojnie, już wszystko jest w porządku. Tom miał jakiś dziwny atak bólu… Ale zadzwoniłam po pogotowie i już wszystko wróciło do normy. Lekarz mówił, że to się zdarza… Jednak nie miał pewności, czy nie ma to związku bardziej z jego sferą psychiczną. To skomplikowane… - wyjaśniła mu wszystko na tyle dokładnie, na ile sama potrafiła. Czuła się trochę jakby to, co się wydarzyło, było zupełnie poza nią. Jakby wcale to do niej nie docierało. – Teraz śpi...
- Boże… Myślisz, że on jest jeszcze bardziej chory..? – spojrzał na nią z przerażeniem jednocześnie z wypisaną na twarzy nadzieją, jakby to ona miała mu przepowiedzieć, jaka przyszłość czeka jego brata. Jakby od niej to wszystko zależało.
- Nie, nie… To nie tak. On potrzebuje po prostu pomocy. Wiem, że nie pójdzie do żadnego psychologa, a już na pewno nie do psychiatry. Pomyślałam, że może sama spróbuję z nim porozmawiać. Tak normalnie… O naszym wypadku. Chcę go przekonać do rehabilitacji. Wiem, że robiłeś to już tysiąc razy… Ja też próbowałam. Ale może źle się do tego zabieraliśmy? Nie wiem już sama, Bill… To wszystko zaczyna mnie już przerastać – wyrecytowała sama nie wiedząc już, co począć. Raz wydawało jej się, że jest lepiej, a potem nagle wszystko się sypało. I tak w kółko. Sama już się w tym po prostu gubiła. Do tego jeszcze jej prywatne życie się waliło. Czuła się już przytłoczona. Mimo to, chciała dalej walczyć. Gdyby tylko jeszcze wiedziała, jak…
- Dobrze… Nie popadajmy w paranoje, musimy się uspokoić przede wszystkim – widząc jej nagłe spanikowanie sam postanowił zapanować nad swoimi emocjami. Nie mogli teraz obydwoje się rozkleić. Nie było czasu na rozczulanie się nad sobą.
- Wiem, ale nadal nie mogę wyjść z szoku. Bałam się, że coś mu się stało… Że jego stan się pogorszył, albo wyszły jakieś dodatkowe powikłania po wypadku… Co jeśli nagle miałby jakiś krwotok, albo cokolwiek innego! Jakby umarł… Boże!
- Olivia! – zawołał nieco głośniej i dobitniej łapiąc ją przy tym mocno za ramiona. Była cała roztrzęsiona, jakby dopiero teraz wszystkie kłębiące się w niej emocje, zaczęły uchodzić. Widział teraz dokładnie, jak bardzo jej zależało na Tomie. Od samego początku była tu tylko i wyłącznie dla niego, a nie po to, aby uzyskać głupi rozwód. Oni naprawdę coś do siebie czuli. Cokolwiek ich łączy, pozwala im przetrwać. – Nic złego się nie dzieje. Świetnie sobie poradziłaś – rzekł, gdy już patrzyła na niego szeroko otwartymi, pełnymi łez oczami. – Dziękuję ci – uśmiechnął się do niej lekko, na co ona pokiwała tylko głową podczas, gdy z jej oczu zaczęły wypływać pojedyncze łzy. Nie czekała zbyt długo na jego kolejną reakcję, tylko sama rzuciła mu się w ramiona. Potrzebowała, aby ktoś ją po prostu przytulił. Potrzebowała czyjegoś ciepła, odrobiny bliskości. Czuła się tak potwornie źle. I choć bardzo chciała, nie umiała się pozbierać. Wokalista nieco zaskoczony tym gestem odwzajemnił niepewnie jej uścisk. Właściwie sam zamierzał ją przytulić, lecz nie spodziewał się, że go w tym uprzedzi. Z tej perspektywy wyglądało to jakoś inaczej i nie czuł się już aż tak pewnie.
- Przepraszam… Muszę się pozbierać. Ale jak się już coś sypie, to wszystko na raz – oderwała głowę od jego torsu, aby obdarzyć go swoim spojrzeniem. Była cała zapłakana. Nie wiedział do końca jak mógłby jej pomóc. – Tylko pojechałam do Vegas i od razu rozwaliłam swój związek z Ianem. Teraz wróciłam  i Tom dostał jakiegoś ataku… Czy to nie ja jestem jakimś pechowcem? Może ja ściągam te wszystkie nieszczęścia na siebie i na ludzi dookoła mnie?
- Przestań opowiadać takie głupoty, Olivia – rzekł surowo w ogóle nie chcąc tego słuchać. Sam nigdy jej za nic nie winił i nie uważał, aby ktokolwiek powinien. Każdy czasem popełnia błędy, lecz nie zawsze faktycznie są one złe. Często po prostu nie ma się wpływu na to, co się dzieje. Po prostu nie ma.
- Ale to wszystko tak wygląda.
- Nic z tego wszystkiego nie jest twoją winą…
- Nie no, jednak związek to sobie sama rozwaliłam poznając twojego brata i idąc z nim do łóżka, a potem udając przed swoim facetem, że wszystko jest w porządku, podczas, gdy wcale nie było…
- To znaczy, że już nie jesteście razem? – uniósł brwi w zdziwieniu, na co dziewczyna skinęła tylko głową. Zrobiło mu się niesamowicie głupio, gdy doznał lekkiego uczucia radości z tego powodu. To było bardzo egoistyczne. Chciał tylko jak najlepiej dla swojego brata. A prawdopodobnie wszystko, co dla niego najlepsze w tym momencie, stało przed nim. – Przykro mi…
- Niepotrzebnie. I tak go nie kochałam… Boże, jestem beznadziejna! Byłam z nim choć nic do niego nie czułam! A teraz złamałam mu serce – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu, kompletnie już nie kontrolując swoich słów. Wystarczył jeden impuls, aby totalnie się załamała. - I w dodatku, opowiadam ci to wszystko… Jak to w ogóle ciebie nie dotyczy. Nie powinnam zawracać ci tym głowy, kiedy masz poważniejsze problemy…
- Daj spokój, przecież jesteś moją bratową, nie? – szturchnął ją lekko z zadziornym uśmiechem. Zrobiło jej się głupio, gdy zorientowała się, że zwyczajnie zaczęła użalać się nad sobą. I to jeszcze człowiekowi, którego najmniej powinno to interesować. Bill jednak wcale nie miał jej tego za złe. W jakiś sposób stała mu się bliska. Sam nawet nie wiedział kiedy. Mimo wszystko te parę niepozornych słów odrobinę ją rozweseliło. – Jeszcze się wszystko ułoży, zobaczysz. A kto wie… Może zostaniesz z nami znacznie dłużej?
- Co masz na myśli? – zamrugała powiekami próbując zanalizować dokładniej jego słowa.
- Nic takiego – wzruszył niewinnie ramionami. Wolał na razie nie wnikać w ten temat. Póki co, mają ważniejsze sprawy na głowie. – A teraz leć do łóżka. Ja trochę posiedzę i też się położę.
- No dobrze… Dziękuję, że mnie wysłuchałeś. No i, że mogłam zmoczyć twoją koszulkę… - powiedziała nieśmiało dotykając materiału pokrywającego jego tors. – Dobrze, że nie miałam makijażu…
- Nie przejmuj się – roześmiał się przyjaźnie. Nie czuł się źle, gdy traktowano go jak przyjaciela. Zawsze był tym dobrym, więc nie było to dla niego też nic nadzwyczajnego.
- To dobranoc.
- Dobranoc – odparł i odprowadził ją wzrokiem, aż pod same drzwi, za którymi po chwili zniknęła. Został sam. W mieszkaniu panowała błoga cisza, a on mógł teraz na spokojnie, powoli zacząć sobie wszystko układać. Nie tylko Olivia miała mętlik w głowie. Co prawda, ona nieco bardziej to dzisiaj okazała i zwyczajnie spanikowała. Rozumiał to. Sam jednak musiał zachować trzeźwe myślenie. Dodatkowo uzyskał nowe informacje dotyczące życia dziewczyny. Pojawiła się nowa nadzieja, że to małżeństwo nie musi wcale być jakąś głupią farsą. Tym bardziej, że dostrzegał między swoim bratem a nią pewne uczucia. Nie mógł jednoznacznie nazwać tego miłością. Bo właściwie bał się tego słowa… Ale ewidentnie coś tliło się w ich sercach. Nie wiedział jeszcze jak, ale musiał to jakoś ogarnąć. Miał wrażenie, że coraz więcej zbiera mu się takich sytuacji „do ogarnięcia”.

Z ciężkim westchnieniem opadł na kanapę czując nagły przypływ zmęczenia. Nie tyle co fizycznego, ale psychicznego. To wszystko musiało się w końcu rozwiązać. I to jak najszybciej, bo powoli tracił siły. Zresztą nie tylko on… Cała ich trójka przestaje dawać sobie radę. Są uwikłani w tą sytuację, jak w jakąś pajęczą sieć. I żadne z nich się nie uwolni, jeśli nie zaczną ze sobą odpowiednio współpracować.

Zagłosuj w sondzie.