piątek, 26 września 2014

15. "Deine Lügen sind erzählt, dein letzter Schuss hat mich verfehlt. Es ist zu spät."


Dopisuje mi wena i jestem z tego powodu szczęśliwa, nic nie uszczęśliwia mnie tak jak pisanie. 
Znowu zmieniłam szablon... Kosztowało mnie to wiele męki, ale jest w końcu dobrze i jestem usatysfakcjonowana ^^ Może poza tym, że musiałam usunąć muzykę... Niestety jej kod gryzł się z kodem na tło szablonu i nie znalazłam jeszcze na to sposobu. Może uda mi się to jakoś rozwiązać w najbliższym czasie.
Mam nadzieję, że odcinek przypadnie Wam do gustu moi Mili... A mi pozostaje prosić Was tylko o komentarze ;)
Pozdrawiam!

Odcinek z dedykacją dla redlips.bitch ;)

W mieszkaniu panowała zadziwiająca cisza, gdy Bill przekroczył jego próg. Miał wrażenie jakby nikogo w nim nie było. Wiedział jednak, że to niemożliwe. Choćby dlatego, że sam Tom nie opuszcza swojego pokoju od tygodni. A z rozmowy, którą przed chwilą z nim przeprowadził przez telefon, jasno wynikało, że dziś zjawiła się również ich mama. Miał tylko nadzieję, że ta cisza nie jest zapowiedzią jakiejś wielkiej burzy. I tak już się stresował tym co go czeka. Dopiero uświadamiał sobie, że to co zrobił, nie zostanie przyjęte z entuzjazmem, ani przez jego brata ani tym bardziej Olivię. Zaczynało dokuczać mu poczucie winy. Mógł przecież ich jakoś uprzedzić o swoich planach. Działał jednak tak spontanicznie, że chyba zaskoczył sam siebie.
Zdjął w przedpokoju buty i niepewnym krokiem skierował się do kuchni. W głowie układał już sobie przemówienie, jakim uraczy swoją rodzicielkę i ewentualnie Olivię… A przynajmniej próbował. Bo nagle każde zdanie, jakie udało mu się skleić w myślach, wydawało się nie mieć żadnego sensu.
- Bill – Drgnął przerażony słysząc znienacka swoje imię. Jak z ziemi, wyrosła przed nim Olivia. Najprawdopodobniej zmierzająca w tą samą stronę, co on. Spojrzał na nią swoim lekko nieprzytomnym wzrokiem. Nie wyglądała na szczęśliwą. Jej twarz nie była nawet odrobinę pogodna. Westchnął głośno i ciężko, wiedząc już, że nie będzie łatwo. Już jedna kobieta ma do niego pretensje, a w kuchni czeka kolejna.  Obydwie będą żądały wyjaśnień. I każda w innej kwestii...
- Może pogadamy później? – odezwał się w końcu spoglądając znacząco w kierunku pomieszczenia, w którym przebywała aktualnie jego matka. Brunetka nie mając większego wyjścia, skinęła tylko głową przystając na jego propozycję. Czas i tak niczego już nie zmieni. Była więc skłonna odłożyć tę dyskusję na później. Może zdąży ochłonąć, co byłoby nawet wskazane. Bo na chwilę obecną miała ochotę jedynie nawrzeszczeć na Wokalistę i uświadomić mu, jakim jest idiotą. W głowie jej się nie mieściło, jak mógł jej coś takiego zrobić. Jak mógł zrobić to im wszystkim!
Pani Kaulitz siedziała przy stole popijając świeżo zaparzoną kawę. Zdążyła już sama się obsłużyć w czasie, gdy oczekiwała pojawienia się kogokolwiek z domowników. Miała również sporo czasu na przemyślenia i analizowanie sytuacji, którą zastała po swoim przyjeździe. Nie mogła wyjść z szoku po tym, co zobaczyła tego ranka. Po jej umyśle krążyło tylko jedno pytanie, dręczące ją nieustannie… Kim jest ta kobieta? Obawiała się najgorszego. Wiedziała, że po swoich synach może spodziewać się wszystkiego. Nic nie powinno ją zaskakiwać. Niemniej jednak… Nigdy nie chciała widzieć, niektórych rzeczy osobiście. Wolała by byli dla niej idealni pomimo swoich wad. Zawsze byli…
- Cześć, mamo – Uniosła wzrok, gdy do pomieszczenia wszedł jej młodszy syn wraz z dziewczyną. Nie była pewna, ale wydawało jej się, że była to ta sama, którą zastała w łóżku z Tomem. Na jej widok, wstrząsnął nią nieprzyjemny dreszcz. – Wybacz, że musiałaś czekać.
- Nie szkodzi – odparła dosyć chłodno mierząc przy tym Olivię swoim spojrzeniem. Nie umknęło to wcale jej uwadze. Czuła się przeszyta na wylot, co tylko jeszcze bardziej ją zestresowało. Miała ochotę stąd zniknąć. Rozpłynąć się w powietrzu. Udawać, że nigdy jej tu nie było. Nie istnieje. – Czy ta pani… - zaczęła, lecz nie potrafiła dokończyć tej wypowiedzi. Głos ugrzązł jej w gardle. A słowa, które dręczyły jej myśli, nie chciały się wydobyć z jej ust. Nie była w stanie wypowiedzieć ich na głos.
- To Olivia…
- Dzień dobry, jestem… - Brunetka jakby dopiero teraz ocknęła się z jakiegoś amoku i wróciła do rzeczywistości. Chciała zrobić cokolwiek, by ta sytuacja nie musiała wyglądać jeszcze gorzej niż już wyglądała w oczach tej kobiety. Chciała jeszcze jakkolwiek się wybronić, wyjść z tego z twarzą. Problem nastał dopiero wtedy, gdy nie miała pojęcia, jak się przedstawić. Natychmiast pożałowała, że w ogóle się odezwała. Mogła pozostawić to Billowi. W końcu to on sprowadził tu swoją matkę, więc on powinien świecić przed nią oczami. A przecież nic nie wychodzi mu lepiej, jak świecenie oczami.
- Opiekunką…
- Żoną…
Gdy jej głos zbiegł się z głosem Wokalisty poczuła, jak jej serce na moment staje w bezruchu. Spojrzała na niego przerażona, w ogóle nie rozumiejąc, dlaczego to powiedział. Czy naprawdę chciał ją pogrążyć? Dlaczego to zrobił? Czuła, jak wzbiera się w niej coraz więcej emocji. Z jednej strony miała ochotę teraz rozpłakać się, jak małe dziecko, a z drugiej podejść do niego i udusić go gołymi rękami. Nie zrobiła jednak żadnej z tych rzeczy.
- Przepraszam – rzuciła w kierunku zdumionej kobiety i nim ktokolwiek się obejrzał, opuściła kuchnię tak szybko, jak tylko była w stanie. Uciekła.
Bill westchnął głęboko zamykając na chwilę oczy i katując się w głębi za swój długi jęzor. Za swoje roztargnienie. Za te wszystkie nieprzemyślane czyny i słowa. Nawet on sam nie sądził, że mógłby być tak bezmyślny. Nieświadomie pogarszał cały czas sytuację, niczego im nie ułatwiając. A w szczególności sobie. Teraz został z tym właściwie sam. I nie wiedział za co ma się łapać. Komu pierwszemu wszystko wyjaśnić, kogo pierwszego uspokoić. Najgorsza jednak była obawa, że Olivia nie zniesie już tej presji i po prostu odejdzie. Nigdy by sobie tego nie wybaczył. Dopiero teraz zdał sobie sprawę w jak bardzo niezręcznej i trudnej sytuacji ją postawił. Wcześniej nawet nie przyszło mu to do głowy.
- Czy możesz mi to wyjaśnić? – Głos jego matki sprawił, że na nowo wrócił do rzeczywistości. Widząc jej wyraz twarzy i słysząc ton głosu, stwierdził, że nie jest jeszcze gotów by wziąć na siebie całą odpowiedzialność za to wszystko. Wystraszył się.
- Za chwilę mamo… Za chwilę – zapewnił ją, lecz jego głos wcale nie brzmiał przekonująco. Nagle odmówił mu posłuszeństwa. Nie zwrócił jednak na to uwagi. W tym momencie musiał zacząć myśleć trzeźwo i naprawić to, co udało mu się w tak krótkim czasie, spieprzyć. Musiał porozmawiać z Olivią, przeprosić ją. Jeśli będzie trzeba, błagać na kolanach, żeby chociaż spróbowała go zrozumieć i nie była na niego zła…
Nie zważając na swoją rodzicielkę, udał się w ślady za dziewczyną, zostawiając ją samą sobie. Z mętlikiem w głowie i wciąż wymalowanym szokiem na twarzy. Był on jeszcze większy, gdy jej syn nie raczył powiedzieć nawet słowa w kwestii wyjaśnienia czegokolwiek. Kompletnie nie rozumiała co tu się dzieje i ani trochę jej się to nie podobało. Miała dosyć tej pokręconej sytuacji. I nie zamierzała dłużej czekać, aż ktoś łaskawie powie jej co się tutaj dzieje. Bez zastanowienia wstała ze swojego miejsca i skierowała się do sypialni Gitarzysty. Uznała, że to właśnie on powinien rozwiać jej wszelkie wątpliwości i udzielić odpowiedzi na nurtujące ją pytania.
Bez pukania, wtargnęła do jego pokoju, a jej nozdrza od razu podrażnił smród papierosowego dymu, co też tylko bardziej ją zirytowało. Zamknęła za sobą drzwi i podeszła żwawo do okna otwierając je na oścież. Dopiero wtedy poczuła na sobie spojrzenie swojego syna, który wpatrywał się w nią nieustannie, nie wiedząc czego może się spodziewać. Wyczuwał w powietrzu napięcie, jakie wprowadziła jego matka do tego pomieszczenia, przekraczając tylko jego próg.
- Wyjaśnij mi dziecko, co tu się dzieje… Bo chyba coś mnie ominęło – poleciła stanowczo, dając mu jednocześnie do zrozumienia, że nie uda mu się w żaden sposób jej zbyć. Chciała znać całą prawdę i to z najmniejszymi szczegółami. Nie zamierzała odpuszczać. Była jego matką i miała serdecznie dosyć ciągłych szopek, które przed nią odstawiano. – Kim jest ta kobieta, którą dziś tu zastałam? – zapytała prosto z mostu wbijając w niego swoje surowe spojrzenie. Tom poczuł, jak wzrasta w nim poziom adrenaliny. Jak się okazało, on także ma problem z mówieniem prawdy.
- Przyjaciółką…
- Och, to chyba mamy mały problem, synu – skwitowała nie ukrywając swojej irytacji, która sięgała już zenitu. – Wasze wersje się w żaden sposób ze sobą nie pokrywają. A są trzy. Przyjaciółka, żona i opiekunka. Ale chociaż odpada moja wersja z prostytutką. Mimo wszystko, to wielka ulga – kontynuowała i wydawało się, że ironia w jej głosie wzrastała bardziej z każdym kolejnym słowem padającym z jej ust. Tom zaciskał tylko dłonie na swojej pościeli wiedząc, że to jeszcze nie koniec. Był też w szoku, słysząc, że matka uznała Olivię za dziwkę. Fakt, że każdy powiedział jej co innego, też go nie uszczęśliwiał. Niemniej, wychodzi na to, że chociaż jedna osoba postawiła na szczerość. I z pewnością był to Bill, nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. – Mogę sama spróbować dojść do prawdy za pomocą weryfikacji… Z tego co wiem, jesteś cholernym uparciuchem i pieprzonym egoistą, który szczyci się swoją idiotyczną męską dumą i w żaden sposób nie pozwoli jej naruszyć… Więc opiekunka odpada. Nie było mnie na twoim ślubie, ani też nie czytałam o nim w gazetach… Żona też nie jest tu zbyt prawdopodobną opcją. Niemniej, po cholerę twój błyskotliwy brat miałby próbować mi wcisnąć taką bajkę? I może nie spędzam z tobą zbyt wiele czasu, ale z przyjaciółkami, też chyba nie sypiasz? Jakby nie patrzeć, przyjaciele służą do czegoś innego. Hm, jak widać, wychodzi na to, że żadna wersja z moich domysłów nie jest dobra…
- Dobrze już! – uniósł się przerywając jej w końcu. Nie chciał słyszeć ani słowa więcej. Miał dosyć. Czuł się przytłoczony i nie mógł tego znieść. Nie ma nic gorszego niż atak ze strony matki. – Olivia jest moją żoną. Mieszka ze mną i stara się pomóc… - oznajmił, postanawiając, że z jego ust nie padnie już żadne kłamstwo w kierunku matki.
- Tego się właśnie obawiałam – rzekła i z ciężkim westchnieniem opadła na fotel stojący pod ścianą. Mimo wszystko poczuła ulgę. Bo jednak jej syn nie stoczył się tak bardzo, by sypiać z prostytutkami, czy swoimi przyjaciółkami. A przede wszystkim dlatego, że był z nią w końcu szczery. I dzięki temu wszystkiemu, nie chciała się teraz go wyrzec za ślub, o którym nawet nic nie wiedziała. Najważniejsze wydarzenie w życiu, które ją ominęło. W innej sytuacji, wpadłaby w histerie i musieliby ją trzymać, by go nie rozszarpała. – Jakim cudem masz żonę, skoro nawet stąd nie wychodzisz…? – spojrzała na niego nadal niewiele rozumiejąc.
- To dłuższa historia…
- Z tego co wiem, nie masz nic ciekawszego do roboty – mruknęła nieco nieprzyjemnie, ale czuła, że miała do tego prawo. A on wiedział, że nie ma innego wyjścia, jak opowiedzieć jej wszystko od początku. Nawet, jakby chciał… Nie mógł uciec. Przecież był przykuty do tego cholernego łóżka. Każdy wchodził do jego pokoju i czegoś od niego chciał, a on musiał to wszystko spełniać. I nikogo nie obchodziło jego zdanie, czy uczucia.
- Właściwie to… Nie mam zbyt wiele do powiedzenia – stwierdził nagle, na co uniosła brwi zdziwiona. – Chciałem nowego, lepszego życia, mamo. I wtedy pojawiła się ona… Jakby ktoś mi ją zesłał. To była chwila… Tylko tyle wystarczyło, żebym był pewien. Znasz to uczucie? Nic go nie przebije… nic – mówiąc to pokręcił głową, jakby sam dla siebie. Jego wzrok stał się nieobecny, a ona wiedziała, że był myślami przy tamtych wydarzeniach. – Poczułem się szczęśliwy pierwszy raz od… Od dawna… I nie chciałem tego tracić. Więc wziąłem to co dawał mi los. Bez zbędnych pytań, bez wątpliwości, bez grama strachu… Ale widzisz, mamo… Każde szczęście ma swoją cenę – Głos mu zadrżał, gdy wypowiedział ostatnie zdanie, a w jego oczach stanęły łzy. Nie pozwolił im jednak się wydostać. Zacisnął zęby i patrzył odważnie na swoją rodzicielkę. Ta jednak sama była na tyle poruszona, że nie potrafiła bezczynnie siedzieć i patrzeć, jak cierpi. Podniosła się z miejsca i usiadła przy nim, by przytulić go do siebie. Musiał się poddać jej objęciom, bez względu na to, czy tego chciał i czy w ogóle wypadało tak czynić, dorosłemu mężczyźnie. Tuliła go do swojej piersi, jak małego chłopca. Utrudniając mu tym samym bycie twardym facetem. Walczył sam ze sobą, żeby nie stać się w tej chwili małym, niewinnym Tomem sprzed kilkunastu lat.
- To zadziwiające, że umiesz być tak niedojrzale dojrzały. Wiem, że nigdy nie pomyliłam się co do ciebie. Wiesz… Bill ściągnął mnie tu, żebym cię wspierała. Tyle, że ty wcale tego nie potrzebujesz. Nie ode mnie...
- Mamo… Przepraszam…
- Wszystko będzie dobrze, Tom – szepnęła składając czuły pocałunek na jego czole. - To wcale jeszcze nie koniec twojego szczęścia.  A ten wypadek, nie był jego ceną. To uczucie nie ma żadnej ceny.

Żałosny wyraz twarzy Billa, który płaszczył się przed nią od dobrych kilku minut, faktycznie zaczął działać. Było jej go żal. Żal, że jest takim idiotą. I może to wcale nie jest jego winą…? Może ludzie po prostu mają w sobie taki gen „skończonego idioty”, który ujawnia się zawsze w najmniej odpowiednich momentach? A może to tylko durne usprawiedliwienie dla jego zachowania, bo dziewczyna ma zbyt dobre serce i wiecznie z łatwością ulega wpływom ludzi, którzy umiejętnie mydlą jej oczy…
- Przepraszam cię…
- Przestań to w kółko powtarzać, Bill – warknęła w końcu, gdy po raz setny słyszała od niego to samo słowo. Nawet jeśli jego skrucha była szczera, powtarzając ciągle „przepraszam” sprawiał, że traciło ono na swoim znaczeniu. Stawało się puste i bezwartościowe. – Ja po prostu myślałam, że jesteśmy w tym razem… A ty za moimi plecami sprowadzasz tutaj swoją matkę. Nie zważając na tą całą popieprzoną sytuację… Co ty sobie w ogóle myślałeś? – wbiła w niego swoje pełne pretensji spojrzenie, aż przeszedł go dreszcz. Pierwszy raz patrzyła na niego w taki sposób. Pierwszy raz widział ją w ogóle tak wściekłą. I zdecydowanie to nie pasowało do jej osoby. Wolał, gdy była miła i traktowała go przyjaźnie.
- Nie wiem… Myślałem, że możemy potrzebować pomocy. Że Tom znowu zacznie odstawiać sceny… Dlatego chciałem, żeby mama tu była i w razie potrzeby nim potrząsnęła – rzekł przedstawiając argumenty, które nim kierowały. Mimo wszystko wciąż liczył na jakiekolwiek zrozumienie. Nie chciał przecież źle. Wszystko robił z myślą o bracie, dla jego dobra.
- Szkoda, że nie wpadło ci jeszcze do tej durnej pały, żeby mnie o tym poinformować! Uzgodnić cokolwiek! – fuknęła na niego nawet nie myśląc o tym, aby się uspokoić. Była już zmęczona emocjami, jakie się w niej kotłowały, musiała pozwolić im wyjść na światło dzienne. Nawet jeżeli miałoby się to odbić na Billu. Tak czy siak, to on był przyczyną tego, że jej uczucia zostały skumulowane i przeciążone.
- Pały..? – uniósł brew spoglądając na nią niepewnie. Dziwnie się czuł słysząc z jej ust takie słowa. I choć to nie był czas ani miejsce, automatycznie w głowie zaświtały mu dziwne myśli zupełnie nie pasujące do zaistniałej sytuacji.
- Serio? Nie odwracaj znowu kota ogonem – zmrużyła groźnie oczy i skrzyżowała ręce na piersi. Już miał otwierać usta, aby coś powiedzieć, gdy w tym samym momencie po mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. I poczuł nagle jak robi mu się słabo. Teraz na pewno będzie skończony. Całkowicie zapomniał o jeszcze jednym szczególe. Był pewien, że Olivia go za to zabije. – Coś tak pobladł? – szturchnęła go nie spuszczając z niego swojego dociekliwego wzroku. Zaczynała się domyślać, że Wokalista ma coś jeszcze za uszami, o czym nie raczył jej wspomnieć. – Jeszcze jakaś „niespodzianka”?
- Zaprosiłem kogoś jeszcze… - przyznał, a dziewczyna zaczęła oddychać głęboko. Wiedział już, że wolałby teraz rozmawiać ze swoją matką, nawet gdyby miał przekazywać jej najgorsze informacje z tego świata. Do tej pory sądził, że to jego mama jest straszna, gdy się wścieka… Mylił się. Olivia przebija wszystkie wściekłe kobiety, jakie kiedykolwiek stanęły na jego drodze.
- Bill… Czy ty… - Nie dokończyła, gdy z przedpokoju dobiegł ich jakiś donośny, męski głos.
- Dzień dobry pani Simone!
Ponownie wbiła swoje spojrzenie w milczącego Blondyna. Żałował, że nie zdążył otworzyć drzwi przed swoją mamą i nie mógł przełożyć wizyty przyjaciół na inny termin. Teraz już byli w środku i Olivia będzie mogła znowu się na niego wściekać. Właściwie dlaczego on się jej tak boi? Czy to nie jego mieszkanie? Czy to nie jego brat? Czy to nie jest bardziej jego sprawa, niż jej..?  A czy to nie jemu najbardziej zależy na tym, by Olivia tu została…?
- Pomyślałem tez, że samo wsparcie mamy może nie wystarczyć… - wyznał po chwili niczym mały, skruszony chłopiec.
- Nie wierzę, po prostu nie wierzę – Z jej ust wydobyło się żałosne jęknięcie i już nawet nie miała słów, aby znowu na niego nawrzeszczeć i zwyzywać go od kretynów. Kompletnie nie pojmowała jego toku myślenia. Już pomijając, że nic z nią wcześniej nie ustalił… Co chciał tym osiągnąć? Bo tak naprawdę wszystko psuł. Postanowił nagle zrzucić na swojego brata najbliższych, żeby truli mu głowę i przytłaczali. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że każda z tych osób, patrząca na Toma z żalem i błagająca go, by się za siebie wziął, przygwożdżała go tylko jeszcze bardziej do tego cholernego materaca na łóżku. – Pójdziesz i powiesz im, żeby wyszli? Czy ja mam to zrobić? – zapytała beznamiętnie.
- Jak to?
- Naprawdę cię to dziwi, czy tylko udajesz?
- Po prostu… Dlaczego mam ich wypraszać? Przecież specjalnie prosiłem, żeby przylecieli… Aż z Niemiec.
- Nie mówię ci, żebyś kazał im wracać do Niemiec, tylko wyjść stąd. Zaproś ich na inny dzień, gdy Tom będzie miał ochotę się z nimi zobaczyć – oznajmiła dobitnie z nad wyrazistym spokojem, który tylko podkreślał wciąż kotłującą się w niej złość. – Dobrze, sama się tym zajmę! – uniosła teatralnie ręce widząc, że nie ma na co liczyć ze strony Billa. Nie zamierzała czekać nawet na jego reakcję. Zostawiła go w pokoju i szybkim krokiem udała się w kierunku pomieszczenia skąd dochodziły głosy. Nie musiała jednak iść daleko, gdyż dwóch rosłych mężczyzn wyszło jej naprzeciw zmierzając najprawdopodobniej do sypialni Gitarzysty. Nie było im dane jednak zajść dalej, bo Olivia stanęła im na drodze.
- Dzień dobry – rzuciła na wstępie starając się być miła. W końcu nie oni tu zawinili, tylko ich genialny przyjaciel. Trudno jednak było trzymać nerwy na wodzy. Mężczyźni patrzyli na nią nieco zaskoczeni pomimo że wiedzieli, iż ją tutaj zastaną.
- Cześć. Olivia, prawda? – Georg odezwał się jako pierwszy lustrując ją uważnie swoim spojrzeniem. Wyglądała dokładnie tak, jak opisywał ją Bill.
- Owszem – potwierdziła natychmiast. – Miło, że przyjechaliście… Ale nie możecie dzisiaj zobaczyć się z Tomem – oznajmiła na wstępie stawiając kawę na ławę.
- Jak to? – zdziwił się zerkając niepewnie na stojącego obok przyjaciela. Co jak co, ale na to przygotowani nie byli. Dawno nie widzieli się z Bliźniakami, sądzili, że dziś spędzą razem trochę czasu.
- Przykro mi. Bill da wam znać, kiedy będziecie mogli przyjść…
- Nie rozumiem. Dlaczego teraz nie możemy się z nim zobaczyć? – Basista jednak nie dawał tak łatwo za wygraną, co nie podobało się Olivii i wiele też utrudniało. To nie było najłatwiejsze i najprzyjemniejsze zadanie wypraszać nie swoich gości i przyjaciół. Chyba naprawdę dziś Billowi stanie się jakaś krzywda.
- Myślę, że wasz przyjaciel wam to wyjaśni.
- Och, daj spokój. Chociaż się przywitamy – wtrącił się Gustav, który od razu wyrwał się do przodu chcąc wejść do pokoju Toma. Brunetka jednak była szybsza i w mgnieniu oka znalazła się przed drzwiami zasłaniając wejście. – No bez jaj…
- Ej, serio… Co ty robisz? – Georg roześmiał się chyba nie do końca wierząc, że to wszystko dzieje się na poważnie. Niemniej, wyglądało to komicznie, gdy tak drobna dziewczyna próbowała zatarasować przejście dwóm, wielkim facetom. – Daj nam wejść na moment i sobie pójdziemy.
- Właśnie o to chodzi, że żaden moment – zakomunikowała stanowczo. – I to nie są żadne żarty.
- Ona mówi poważnie… - Z sąsiedniego pokoju wyszedł w końcu Bill, który nareszcie raczył wspomóc Olivię, choć i bez niego by sobie świetnie poradziła. Nie potrzebowała już od niego żadnego wsparcia.
- Zapomniałeś wspomnieć, że ta urocza żona Toma jest tak zaborcza i niemiła – mruknął urażony Perkusista i niechętnie cofnął się do tyłu. – Wyjaśnisz nam o co chodzi?
- Jasne, że wam wyjaśnię. Ale może już nie tutaj. Chodźcie, pójdę z wami… Dla mnie już dziś chyba też tutaj nie ma miejsca – stwierdził spoglądając w kierunku dziewczyny. Nie drgnęła nawet na milimetr. Jej twarz nie wyrażała już żadnych emocji, schowała je wszystkie w sobie tylko ze względu na Gustava i Georga. Nie chciała robić przy nich scen. Ale jej złość na Billa, przekroczyła w tym momencie wszelkie granice. Tym bardziej, że faktycznie wyszła przez niego na idiotkę. Wredną sukę. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie uczestniczyła w takiej sytuacji.
Dopiero, gdy cała trójka skierowała się do wyjścia i po chwili opuściła mieszkanie, dotarło do niej co dziś się wydarzyło. Każda sytuacja z osobna. Każda chwila, słowo, uczucie. I jej wszystkie działania pod wpływem emocji. Żadne nie było nawet trochę przemyślane. I nie wierzyła, że stoi przyklejona do drzwi od pokoju Toma. Niczym rycerz broniący twierdzy.
- Niezłe posunięcie.

Zwróciła gwałtownie swoje spojrzenie na kobietę stojącą przy wejściu od kuchni. Nie miała pojęcia, jak długo tam stała, jak wiele widziała i słyszała. Nie wiedziała też, czy ma traktować jej słowa, jako komplement, czy przeciwnie. Uspokoiła się jednak, gdy na twarzy pani Kaulitz pojawił się lekki uśmiech. Mogła chyba odetchnąć z ulgą… Albo wcale nie.


sobota, 13 września 2014

14. "Ich will da nich’ allein sein, lass uns gemeinsam. In die Nacht... Irgendwann wird es Zeit sein, lass uns gemeinsam. In die Nacht..."


Wiem, że bardzo czekaliście na ten odcinek... Niestety nie mam już żadnych tak zwanych "zapasów" i trudno jest systematycznie publikować. A uwierzcie, naprawdę chciałabym robić to znacznie częściej! Mnie również sprawia wiele radości dzielenie się z Wami moją twórczością, a przede wszystkim, czytanie Waszych komentarzy <3
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia co wydarzy się w kolejnym odcinku... Ale publikuję już ten i liczę na jakiś przypływ inspiracji :D
A tymczasem, nie przedłużam. Zapraszam do czytania, a jeśli ktoś jeszcze nie wie, założyłam niedawno konto na Instagramie. Jeżeli macie ochotę do mnie dołączyć, możecie pozostawić również swoje nazwy profili, chętnie Was zaobserwuję :D 
Pozdrawiam i życzę dużo cierpliwości w wyczekiwaniu piętnastki xD


„Za duże mnie otacza łóżko, za duży mnie przykrywa koc.”

Mocne uderzenia deszczu o szybę poprzedzone głośnym grzmotem, wyrwały dziewczynę z objęć Morfeusza. Mimo przerwanego snu, poczuła ulgę. Śnił jej się wypadek, pierwszy raz od dawna. Sądziła, że już uporała się z tym koszmarem… Tymczasem on znowu zaczął powracać. A razem z nim wszystkie uczucia i emocje związane z tamtym feralnym dniem. Kolejny raz poczuła się źle. I chociaż już nie spała, w jej głowie nadal przewijały się obrazy z mary nocnej. Kiedyś ktoś powiedział jej, że gdy spojrzy się w okno tuż po przebudzeniu wtedy, to co śniło się danej nocy, znika z pamięci. Nigdy tego nie próbowała i wydawało jej się to być zbyt nierealne. Bo przecież nie można zapomnieć o czymś, co wydarzyło się naprawdę. Dodatkowo szalejąca za oknem burza tylko wzbudzała w niej większe przerażenie. Miała wrażenie, jakby pogoda za oknem była odzwierciedleniem jej wszystkich emocji i myśli. Jej serce wciąż mocno biło, gdy wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w sufit oddychając przy tym głęboko. Żałowała, że jest sama. Chciałaby, aby w tym momencie na wolnym miejscu obok niej był ktoś, do kogo mogłaby się przytulić. Rozpaczliwie potrzebowała odrobinę czułości i czyjegoś ciepła. Jeszcze przed paroma miesiącami myślała, że już nigdy jej tego nie zabraknie. Los w końcu się do niej uśmiechnął… Najwyraźniej tylko na chwilę, aby zaraz wszystko jej odebrać. Za jednym zamachem. Nie rozumiała brutalności życia, ani też czym sobie na ową zasłużyła z jego strony. Zawsze starała się przyjmować pokornie wszystko od swojego losu, nawet najbardziej bolesne wydarzenia. Walczyła ile tylko miała sił… I choć nie była nigdy sama, taka się czuła. Dlatego, gdy poznała Toma, jej świat nagle się zmienił. Dostrzegła w nim osobę, która mogłaby wypełnić towarzyszącą jej nieustannie pustkę. Wydawało jej się, że w jakiś sposób do siebie pasują, że potrafiliby być dla siebie wzajemnie oparciem. Cały czas wierzyła, że to nie było tylko chwilowe złudzenie. Musiała w to wierzyć. Teraz tylko to jej pozostało.
Przetarła dłońmi zaspaną twarz, gdy pokój kolejny raz został rozświetlony przez blask błyskawicy. Zsunęła z siebie kołdrę czując, że jest jej zbyt duszno. Podniosła się do pozycji siedzącej spuszczając swobodnie nogi na podłogę i rozejrzała się dookoła nie bardzo wiedząc co chciałaby ze sobą zrobić. Czuła, że prędko znowu nie zaśnie, a elektryczny zegarek stojący na komodzie wskazywał drugą w nocy. Po chwili wstała w końcu i wyszła z pokoju nasłuchując uważnie, czy Tom jakimś przypadkiem również się nie obudził. Z tego co wiedziała, często zdarzało mu się nie spać w nocy. Tym razem jednak nie docierał do niej żaden dźwięk, który mógłby na to wskazywać. Być może nie słyszała nic przez burzę, która wciąż zakłócała spokój w Los Angeles. Chciała już sobie odpuścić i skierować się do łazienki, aby przemyć twarz zimną wodą, lecz coś podkusiło ją, żeby zajrzeć do pokoju Gitarzysty. Nie potrafiła ominąć bezinteresownie tych drzwi. Chwyciła za zimną klamkę, aż przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, lecz nie przejęła się tym za bardzo. Była zbyt skupiona na tym, że za chwilę przekroczy kolejny raz pewne granice. Bała się wejść do jego sypialni, w środku nocy i zupełnie bez powodu… Tak przynajmniej sądziła, że nie ma żadnego powodu. Bo jak mogła wytłumaczyć swoje zachowanie? Tym, że miała uczucie..? Z jednej strony miała nadzieję, że chłopak śpi, wtedy nie musiałaby się z niczego tłumaczyć. Z drugiej jednak, przeciwnie. Nieświadomie szukała u niego wsparcia,  które niegdyś jej obiecywał. Potrzebowała go w tej chwili.
Nacisnęła srebrną klamkę i choć wiedziała, że drzwi od razu jej ustąpią i tak poczuła się dziwnie zaskoczona. Ostrożnie przekroczyła próg pokoju, bojąc się, że drewniana podłoga mogłaby w każdej chwili zaskrzypieć i jeszcze obudzić Gitarzystę. Nie rozumiała po co w ogóle to robi, skoro chce, aby spał i o niczym nie wiedział. Jej wzrok od razu skupił się na łóżku, gdzie leżał mężczyzna. Było zbyt ciemno, aby mogła być pewna, że śpi. Takie jednak sprawiał wrażenie. Odwrócony na prawy bok z twarzą przytuloną do poduszki. Drgnęła lekko wystraszona, gdy nagle spostrzegła, że nie ona jedna tej nocy chciała towarzyszyć Tomowi. Pies, który leżał tuż obok niego, poderwał się nagle ze swojego miejsca i zeskoczył na podłogę, następnie chowając się sprawnie pod łóżkiem. Zwierzak nie przepadał za burzami, więc nawet w tym momencie nie zwracał uwagi na Olivię, która zjawiła się w pomieszczeniu. Ta jednak widząc go, odetchnęła z ulgą. Zdała sobie sprawę, że naprawdę wyszłaby na kretynkę, gdyby Tom ją tutaj przyłapał. Nie miała nawet przygotowanej żadnej, sensownej wymówki. Domyślała się, że samo: pomyliłam pomieszczenia, w tym przypadku by nie zadziałało. Zbyt dobrze już znała rozkład mieszkania, a Tom nie był taki głupi. Stała tak dłuższą chwilę wpatrzona w sylwetkę Muzyka, miała wrażenie, że to jej w jakiś sposób także pomaga. Może wcale nie potrzebuje, aż tak wiele. Może wystarcza jej sama jego obecność. Sama świadomość, że jest tuż obok. Może musiała go tylko zobaczyć…
„Znów obudziła mnie ta cisza(...)
Za duże mnie otacza łóżko, za duży mnie przykrywa koc.”*

- Nie możesz spać? – lekko zachrypnięty głos rozbrzmiał po pokoju przyprawiając ją niemal o zawał serca. Podskoczyła automatycznie do tyłu przy okazji uderzając łokciem w drzwi. Syknęła z bólu i nie wiedziała już, czy łapać się za serce, czy obolałe miejsce. – Pewnie spodziewałaś się, że cię nie przyłapię – dodał przewracając się jednocześnie na plecy, a Olivia dopiero teraz zdołała się uspokoić i ogarnąć wzburzone emocje. Nie wiedziała co mu odpowiedzieć, więc na początek podeszła trochę bliżej, cały czas masując swój łokieć, aby móc chociaż w minimalnym stopniu widzieć jego twarz. Tom zapalił nocną lampkę ułatwiając jej to znacznie, ale obydwoje z braku przyzwyczajenia do jasnego światła zmrużyli od razu oczy. – Boisz się burzy? – zapytał, gdy już udało mu się unormować swój wzrok. Wydał jej się być dziś wyjątkowo gadatliwy, w przeciwieństwie do niej samej. Zaprzeczyła ruchem głowy i usiadła niepewnie na skraju łóżka, tuż przy nim. Mogłaby uczynić to po drugiej stronie, gdzie cała połowa była wolna… Ale wtedy nie byłaby tak blisko niego. Poza tym ciekawiło ją, dlaczego Tom mimo, że sypia sam, nadal robi to w taki sposób, jakby czekał, aż ktoś zajmie miejsce obok. Czy to możliwe, że bierze pod uwagę wyłącznie swojego psa? A może naprawdę na kogoś czeka? Może na powrót swojej dziewczyny? A może to tylko zwykłe przyzwyczajenie… - Więc po prostu bezsenność – jego głos ponownie wyrwał ją z zamyślenia. Brzmiał wyjątkowo uprzejmie, wręcz melancholijnie. I nie pytał wcale, czego szuka w jego sypialni w środku nocy. Nie utrudniał niczego.
- Myślisz… Że mogłabym się obok ciebie położyć? – odezwała się w końcu spuszczając swój wzrok na podłogę. Czuła się teraz, jak mała dziewczynka. Zawstydzona i zagubiona. To pytanie wydawało jej się głupie i dziecinne, dlatego nie miała odwagi na niego spojrzeć. Nie rozumiała też, dlaczego w ogóle je zadała. Zjawiła się tutaj, aby pogrążyć się w jego oczach? Nie potrzebowała dużo czasu, żeby naszły ją głupie myśli. Poczuła się nagle, jakby chciała zająć czyjeś miejsce. Bo z pewnością nie należało ono do niej. W tym momencie chciała już tylko uciec, ale było na to za późno.
- Proszę… - Muzyk nie wydawał się mieć problemu z przyzwoleniem jej na zajęcie miejsca obok siebie. Był może trochę zaskoczony, że w ogóle chciała położyć się u jego boku, ale nie miał nic przeciwko temu. Skoro właśnie tego chciała… Może nawet potrzebowała. – Wszystko w porządku? – zapytał, gdy Brunetka podniosła się, aby obejść łóżko i wejść na nie z drugiej strony. Nadal czuła, że to nieodpowiednie, ale nie potrafiła i może nawet nie chciała się już z tego wycofać. Wsunęła się więc pod kołdrę, a jej nozdrza od razu omiótł jego silny zapach. Miała nawet wrażenie, że na chwilę zakręciło jej się przez to w głowie. W każdym razie na pewno odpłynęła na kilka sekund i dopiero, jak otrzeźwiała dotarło do niej pytanie Gitarzysty.
- Nie jest w porządku, Tom – odparła zgodnie z prawdą. Był pierwszą osobą przed którą nie musiała niczego udawać, której nie musiała okłamywać. I było jej z tym dobrze. On natomiast spodziewał się zupełnie innej odpowiedzi. Tej typowej, fałszywej. Dlatego zabrakło mu słów, aby jakkolwiek teraz zareagować. – Ale nie musimy o tym mówić.
- W takim razie… Może chcesz się przytulić?
- Chcę. Ale…  Nie chcę, żebyśmy jutro musieli czuć się głupio – rzekła, a głos nie wiedzieć czemu, zadrżał jej lekko. – Dlatego może lepiej wrócę już do siebie… - dodała od razu się odkrywając. Było jej tak bardzo głupio, że chciała tylko jak najprędzej uciec. Widocznie była zbyt naiwna wierząc, że mężczyzna jej na to pozwoli. Mimo, że nie spędzał aktywnie czasu, nadal miał w sobie dość siły, aby ją zatrzymać. I nie musiał wiele robić. Wystarczyło, że chwycił ją za przedramię powstrzymując od kolejnego ruchu.
- Dawniej nie byłaś taka płochliwa.
- Po prostu…
- Wracaj pod kołdrę. Jeszcze tego nie było, żeby jakaś dziewczyna uciekała mi z łóżka – przerwał jej, a ona po raz pierwszy od bardzo dawna ujrzała jego figlarny wyraz twarzy. Była wręcz oszołomiona. Myślała, że to się już nigdy nie zdarzy. Że tamtego Toma już po prostu nie ma, że zginął w tym pieprzonym wypadku… Na zawsze. Odjęło jej mowę, więc po prostu posłusznie wykonała jego polecenie wracając na swoje poprzednie miejsce i patrząc przy tym na niego, jakby spadł właśnie z księżyca.
Światło zgasło, a ona wciąż była w szoku. W szoku, że w ogóle zjawiła się w środku nocy w jego sypialni, że odważyła się położyć obok niego, że on zgodził się na to wszystko i zatrzymał ją przy sobie.

Przecież wiesz, że czasem warto jest robić coś, o co sama byś siebie nigdy nie posądziła. Przekonałaś się już o tym nie raz. Bo serce czasem próbuje decydować za Ciebie… A wtedy możesz poczuć się szczęśliwa. Pamiętasz jeszcze to uczucie? Szczęśliwa…

Ranek w Los Angeles okazał się dużo spokojniejszy i cieplejszy, a po nocnej burzy nie było praktycznie żadnego śladu. Słońce znowu ogrzewało miasto swoimi promieniami wysuszając ostatnią kroplę z kałuż. Młody mężczyzna obudził się właśnie ze snu ogarniając całe pomieszczenie swoim ospałym spojrzeniem. Do jego nozdrzy docierał bowiem zapach, który nie pasował do całej reszty. Całkowicie zapomniał, że nie spał wcale sam. W końcu zdarzyło mu się to pierwszy raz od długich miesięcy i już właściwie nie pamiętał, jak to jest budzić się obok drugiej osoby. Nawet nie miał pojęcia, jak gdzieś w głębi za tym tęsknił. Podniósł się na łokciach i spojrzał w kierunku leżącej obok dziewczyny. Spała na brzuchu, głowę miała odwróconą w jego kierunku, dzięki czemu mógł widzieć jej spokojną, beztroską twarz.  Jej brązowe, lekko falowane włosy były w wyjątkowym nieładzie porozrzucane na poduszce. Jedną rękę trzymała pod brzuchem, a druga spoczywała swobodnie na wierzchu kołdry. Uśmiechnął się do siebie na ten widok. Wyglądała tak uroczo. Na chwilę nawet zapomniał, że jest niepełnosprawny i że wszystko jest inaczej niż było kiedyś. I pomyśleć, że tak mógłby wyglądać każdy jego poranek. Mógłby budzić się obok niej, całować ją w usta i mówić: dzień dobry, kochanie… Czy nie tak właśnie miało być? Westchnął cicho, co bardziej jednak  przypominało jęk rozpaczy  i opadł z powrotem na poduszkę zamykając na chwilę oczy. Otworzył je z powrotem, gdy dziewczyna poruszyła się niespokojnie, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem, a jej ręka wylądowała na jego brzuchu. Nagle jej ciało znalazło się znacznie bliżej. Objęła go niczego nieświadoma w pasie zarzucając na niego również swoją nogę. Zwykle gdy spała w takiej pozycji… przytulała po prostu kołdrę. Nawet nie przypuszczała, że tego ranka czeka ją taka niespodzianka. Tom niewiele miał do powiedzenia w tej kwestii. Nie chciał jej budzić, a już na pewno nie odtrącać. Zresztą, nie przeszkadzało mu to w niczym. Było mu dobrze, gdy czuł ciepło jej ciała oraz ładny, liliowy zapach szamponu do włosów. Wdychał go i czuł się spokojniejszy. Miał przy tym nieodpartą chęć dotknięcia jej. Pogładzenia jedwabistych włosów, albo chociaż gładkiej skóry. To jednak przekroczyłoby wszelkie granice. Nie mógł tak po prostu posunąć się, aż tak daleko. Wszystko było w porządku dopóki to jej działania zbliżały ich do siebie.
- Halo! Jesteście, chłopcy!? – cały spokój, który jeszcze przed momentem odczuwał, zniknął w mgnieniu oka, gdy do jego uszu dotarł znajomy głos. Jego serce gwałtownie przyspieszyło, a w głowie zaistniał totalny chaos myśli. Nie wiedział, co ma zrobić. Wiedział, że w sypialni za chwilę zjawi się jego matka i zastanie go w łóżku z Olivią. Nie miał pojęcia, jak w ogóle weszła do mieszkania. Czyżby Olivia zapomniała zamknąć drzwi na klucz? Niemożliwe. Była zbyt rozsądna. Mógł teraz wymyślić nawet najlepszy plan w swoim życiu, lecz i tak nie potrafiłby go zrealizować będąc cały czas przykutym do łóżka. A przecież nie zbudzi teraz dziewczyny i nie każe jej się chować w szafie. Od dawna nie jest już głupim gówniarzem. Dlaczego więc obawia się swojej matki? Bardzo chciałby stanąć na wysokości zadania. Zachować się, jak prawdziwy mężczyzna… Nie czuł się jednak na tyle pewny i silny. – Tom? – zamarł, kiedy kobieta przekroczyła próg jego pokoju. Dopiero po chwili mógł dostrzec zdziwienie na jej twarzy, wywołane tym, że nie zastała go samego. – Oh, nie sądziłam, że jesteś z kimś… Poczekam w kuchni – dodała nieco ciszej będąc wyraźnie skrępowana tą sytuacją. Gitarzysta odetchnął z ulgą. Chyba spodziewał się nieco gorszej reakcji. Nie zmieniało to jednak faktu, że nadal nie bardzo wiedział, jak rozegrać całą tą sytuację. Przede wszystkim, w takiej sytuacji chyba był zmuszony obudzić Olivię. To również nie było takim prostym zadaniem, gdyż kompletnie nie umiał się do tego zabrać. Zdawał sobie jednak sprawę, że jego mama siedzi sama w kuchni i wypadałoby dotrzymać jej jakiegoś towarzystwa. A przede wszystkim poznać powód jej wizyty.
Nie chcąc dłużej zwlekać obrócił się ostrożnie na bok. Cały czas zachowywał się tak, jakby nie chciał jej obudzić, co kompletnie mijało się z celem. Działał jednak automatycznie, nie potrafił inaczej. Może miał nadzieję, że dziewczyna sama jakimś cudem otworzy oczy… Najpierw odgarnął z jej twarzy niesforne kosmyki włosów, przy czym nie mógł się powstrzymać, aby nie dotknąć jej gładkiego policzka. Przejechał po nim delikatnie opuszkami swoich palców, kreśląc nikomu nieznane wzory… Czuł się beznadziejnie z myślą, że tak żałośnie wykorzystuje okazje. Olivia spała, nie była niczego świadoma, a on bezkarnie przyglądał się jej i dotykał jej skóry. A jej usta… Tak bardzo pragnął ich teraz zasmakować. Choć na krótką chwilę. Przypomnieć sobie, jak smakują.
Wpatrywał się w jej lekko zaróżowione wargi, jak w najsłodszy, kuszący owoc. Miał świadomość, że dzieliło ich od siebie zaledwie kilka nic nie znaczących centymetrów… Mógł po prostu to zrobić. Pocałować ją.
Nie odważył się.
- Olivia… - wypowiedział w końcu jej imię. Zdawało mu się, że nieco za cicho, aby jego głos mógł przedrzeć się przez jej sny. Odchrząknął więc pozbywając się porannej chrypy i powtórzył próbę. – Olivia… - dotknął jej nagiego ramienia, a po jego ciele przeszedł niespodziewanie dreszcz. Te wszystkie uczucia, które teraz się w nim kłębiły, zdecydowanie utrudniały mu wykonanie swojego ważnego zadania, jakim było obudzenie brunetki. Na szczęście ktoś chyba nad nim czuwa, bo dziewczyna jakby czytając w jego myślach, uniosła nagle powieki. Jej duże, niebieskie oczy błyszczały teraz będąc skupione na jego twarzy, która znajdowała się zdecydowanie bliżej niż powinna. Gitarzysta dopiero po chwili zorientował się, że dzieli ich zbyt mała odległość, a on gapi się na nią, jak na ósmy cud świata. Odsunął się więc od razu starając jednocześnie zachować naturalny wyraz twarzy. – Wybacz, że cię budzę… Ale mamy niezapowiedzianego gościa – rzekł od razu chcąc, żeby ta sytuacja, jak najszybciej przestała wyglądać dziwnie. Olivia wciąż była trochę zaspana i jeszcze nie do końca przyswajała wszystkie informacje, jakie próbowały przebić się przez jej myśli. Potrzebowała chwili, aby przeanalizować wszystko i dotrzeć do momentu, w którym znalazła się w łóżku Toma. A dopiero później mogła myśleć nad jego słowami. Niezapowiedziany gość? – Moja mama… - Na dźwięk słowa „mama” miała wrażenie, że serce jej stanęło. MAMA TOMA? Nie mogło chyba stać się gorzej. Co ona niby ma zrobić? Wyjść i przedstawić się jako żona Toma?
- Jak to twoja mama? – poderwała się gwałtownie do pozycji siedzącej i od razu zrzuciła z siebie kołdrę. – Dlaczego?! – spojrzała desperacko na zaskoczonego Muzyka, który przestał ją za nią nadążać.
- Nie wiem… Ale może ci to wyjaśni?
- Słucham? Mi? – niemal zakrztusiła się powietrzem, gdy wszystko nagle zaczęło docierać do niej w przyspieszonym tempie. – Ja nie chcę z nią rozmawiać, Tom! Jak ty sobie to wyobrażasz!? – Jej głos z emocji stał się, aż piskliwy, co odbiło się na słuchu mężczyzny. Nie sądził, że Olivia przejmie się tym, aż tak bardzo. Żadne z nich jednak tego nie zaplanowało, więc musieli po prostu teraz stawić temu czoła. – O Boże… Naprawdę, nie wierzę… Po prostu nie wierzę – lamentowała jednocześnie wstając z jego łóżka. – Nawet nie mam, jak się ubrać… Gdzie ona jest?
- W kuchni chyba…
- Świetnie. Dzwoń po Billa! – nakazała zmierzając do drzwi. - Przecież nie będę się teraz tłumaczyć waszej matce… Co ja mam jej niby powiedzieć… - mruknęła jeszcze pod nosem, co już ledwie dosłyszał, a dziewczyna wychyliła głowę do przedpokoju sprawdzając w ten sposób, czy pani Kaulitz przypadkiem nie ma gdzieś na horyzoncie. Gdy uznała, że ma „bezpieczną” drogę, szybko przemknęła do pokoju Billa, w którym miała swoje rzeczy. Wzięła pierwsze lepsze ciuchy i zamknęła się w łazience.
Panika dziewczyny zaskoczyła go bardzo. Z pewnością żadne z nich nie liczyło, że w taki sposób Olivia pozna jego matkę. Nie była to najwygodniejsza sytuacja, ale przecież zawsze mogło być gorzej. Nie zwlekając dłużej, sięgnął po telefon leżący na szafce i wybrał numer brata. Nie chciał się narażać dziewczynie, tym bardziej, gdy była taka wzburzona. Jakby nie patrzeć, jest trochę od niej zależny…
- Tak, Tom? Właśnie do was wchodzę – usłyszał od razu po drugiej stronie, gdy Bill tylko odebrał połączenie.
- To masz świetne wyczucie, bo mama tutaj jest – oznajmił mu z przekąsem.
- Och, już? Liczyłem, że będzie nieco później…
- Jak to? Dzwoniła do ciebie i nic nam nie powiedziałeś? – zawołał zaskoczony.

- Właściwie to ja do niej. Zaczekaj chwilę, zaraz będę na górze. Pogadamy, jak wejdę – Wokalista uciął szybko rozmowę i nie dając już dojść bratu do słowa, rozłączył się. Doskonale zdawał sobie sprawę z konsekwencji, jakie go czekały za sprowadzenie matki do Los Angeles. Niemniej jednak zdecydował się na ten krok i to jeszcze nie był koniec niespodzianek, jakie zafundował na dziś swojemu bliźniakowi. Tom natomiast już był wściekły i kolejny raz żałował, że nie może chodzić. Chętnie wstałby z tego łóżka i nakopał bratu do tyłka. Denerwowało go również to, że siedząc w swoim łóżku nie będzie wiedział o czym toczą się rozmowy w jego kuchni. A był pewien, że będą go obgadywać. Wszyscy troje.