wtorek, 4 sierpnia 2015

28. "Die Wärme trägt und bis in die Unendlichkeit..."


Ciepły podmuch wiatru musnął jego twarz. Rozkoszował się tą chwilą, nie pamiętając kiedy ostatni raz doświadczył czegoś tak banalnego. Przesiadując w mieszkaniu, nie miał zbyt wielu okazji. Nawet na nie, nie czekał. Same go zaskakiwały i wtedy rozumiał, jak wiele traci. A to, co udało mu się w ogóle momentami poczuć, zawdzięczał Olivii. Tego dnia również musiała zajrzeć do niego z samego rana i otworzyć okno w jego sypialni. Zapewne nie zdawała sobie sprawy, jak taki drobiazg mógłby wpłynąć na jego myślenie. Mimo świadomości, że wciąż nie udało mu się przełamać na tyle, by opuścić mury swojego mieszkania, nie umiał się tym zbyt długo dręczyć. Nie, gdy co chwilę powracały do niego wizje z zeszłego dnia. Wciąż nie potrafił uwierzyć w to, co się wydarzyło. Jego marzenia ziszczały się z rzeczywistością. A co najważniejsze, sam się do tego przyczynił. Nareszcie zdobył się na odwagę, by wziąć od życia to, czego pragnie. I pomyśleć, że mógłby mieć to już dawno, gdyby tylko nie był tak uparty i głupi. Tym bardziej trudno pojąć, jak Olivia może chcieć takiego głupca. Choć słyszał nie raz, że w związku powinna panować równowaga. Mianowicie, powinien być jeden głupiec i jeden mędrzec, na przykład. Może to ma jakiś głębszy sens?
Zaśmiał się do swoich własnych myśli. Jego samoocena chyba jeszcze nigdy nie była tak niska, ale tym razem w ogóle mu to nie przeszkadzało. Był tak szczęśliwy, że nie miało dla niego większego znaczenia, czy jest największym idiotą na tym świecie. Już nawet jego męskie ego przestało to jakkolwiek odczuwać. Liczyło się tylko to, że Olivia była jego. Tak prawdziwie, tak bardzo realnie, jak jeszcze nigdy. Co prawda, obydwoje chyba nadal są w lekkim szoku. Czują się dość niepewnie w tej sytuacji i trochę potrwa nim się otrząsną, by wspólnie cieszyć się sobą, tak jak powinni… Ale to tylko kwestia czasu. Czasu, którego mają mnóstwo. Są młodzi i piękni, a przede wszystkim już nic nie stoi im na przeszkodzie. To może wydawać się lekko przerażające. Nagle, z dnia na dzień, droga przed nimi zaczęła wydawać się przejrzysta, bez żadnych niepożądanych nieudogodnień. Tak po prostu, zaczęli widzieć wspólną przyszłość usłaną różami. To zdecydowanie musiała być miłość, jeśli byli w stanie myśleć, aż tak naiwnie. Ale jeśli kiedykolwiek mieliby właśnie w ten sposób myśleć, to była najwyższa i najbardziej odpowiednia dla nich pora.
Dochodzące zza drzwi tuptanie małych nóżek, przypomniało mu również o istnieniu Michaela. Ten uroczy chłopiec za każdym razem przyprawiał go o uśmiech na twarzy. Właściwie ze wszystkich jego obaw, czuł się najmniej pewnie, co do synka Olivii. Mimo że ich pierwsze spotkanie przebiegło całkiem pomyślnie i nikt na tym nie ucierpiał. Mimo że chłopiec nawet go polubił i tak gdzieś w głębi bał się, że sobie zwyczajnie nie poradzi w nowej roli. Niemniej zależało mu na tyle mocno, by próbować. Walczyć i pod żadnym pozorem się nie poddawać. Wiedział, że jest w stanie stworzyć z Olivią i jej synkiem, rodzinę… Jego własną, małą rodzinę.
Nie tracąc więcej czasu, podniósł się do pozycji siedzącej. Przetarł dłońmi jeszcze lekko zaspaną twarz i westchnął głęboko, gdy jego spojrzenie natknęło się na wózek stojący obok łóżka. Nadal nie lubił tej „maszyny” i to się chyba nigdy nie zmieni. A powinno. On powinien zmienić swoje nastawienie, bo przecież prawdopodobnie jeszcze przez długi czas będzie musiał korzystać z pomocy w tej postaci.

(…)


Pierwsze wspólne śniadanie. On, ona i jej syn. Łatwo było zapomnieć o wszelkich niedociągnięciach, z pozoru nic nieznaczących szczegółach i dać się złapać w sidła złudzenia, które pozwalało czuć się, jakby już byli rodziną. Bez żadnych barier. Nie ograniczał go nawet jego własny rozum, który najwyraźniej sam postanowił odpuścić wszelkie dokuczliwe analizy. Dzięki temu mógł siedzieć przy stole, ze stoickim spokojem spożywając śniadanie i jednocześnie obserwując, z uśmiechem błąkającym się po twarzy, Olivię karmiącą małego Michaela. Chłopiec zajadał się swoją owsianką z niezwykłą radością, wymachując przy tym energicznie rączkami i co chwilę śmiejąc się lub gaworząc na zmianę. Czasem jego niebieskie oczka niepewnie spoglądały w kierunku Toma, do którego obecności chyba wciąż nie zdołał całkowicie przywyknąć. Gitarzysta uśmiechał się wtedy jedynie do niego, sam nie czując się jeszcze na tyle odważnym, by podjąć jakikolwiek dialog z maluchem. Jak się jednak okazało, to niemowlak kolejny raz podjął inicjatywę i gdy tylko Olivia spuściła go na moment z oka, nie wiedzieć kiedy, Tom poczuł na swojej brodzie lepką maź. Winowajca mógł być tylko jeden a największy dowód zbrodni znajdował się na maleńkiej rączce dziecka, zanurzonej w miseczce. Michael nie wydawał się zbyt przejęty swoim czynem, poza tym, że bardzo podobał mu się jego efekt. A mianowicie, z uradowanym wyrazem twarzy, przyglądał się umazanej twarzy Muzyka, wskazując przy tym swoim paluszkiem na jego brodę. 
- O Boże... - Olivia otworzyła usta z zaskoczenia, gdy tylko powróciła do swojego syna i ujrzała, co takiego zmalował. Mimo tego że Tom wcale nie wydawał się być zły, poczuła się lekko zakłopotana. - Mike... Nie wolno rzucać jedzeniem... w ludzi! Ani w cokolwiek... nie robi się tak - skarciła chłopca, choć nie do końca wierzyła, że mały to zrozumie. Następnie przeniosła swoje niepewne spojrzenie na Gitarzystę, który wciąż milczał, co ją nieco niepokoiło. Wyraz jego twarzy niewiele zdradzał, nie mogła wyczytać z niego, jak bardzo jest niezadowolony. Miała wrażenie, że jej synek ostatnio nie ukazywał się w jego oczach zbyt pozytywnie. Choć mogło jej się tak tylko wydawać przez ten cały stres, który odczuwała w związku ze zmianami, jakie nastąpiły w ich życiu. Bardzo zależało jej na tym, aby Tom akceptował jej dziecko i czuł się dobrze z jego obecnością, co było chyba oczywiste. Trudno jednak było jej jeszcze wyczuć na ile reakcje Muzyka wobec nowej sytuacji są szczere. Mógł być przecież w jakimś szoku, może sam jeszcze do końca nie wie, czy mu to wszystko odpowiada. Olivia zdawała sobie sprawę, że ta sytuacja jest dla niego trudna, nawet jeżeli tego nie okazywał w żaden sposób. - Przepraszam cię, nie wiem co mu w ogóle wpadło do głowy - zwróciła się do niego, pełna nadziei, że odkupi winy swojego syna. Uśmiech, który mimowolnie pojawił się na twarzy Muzyka rozwiewał wszystkie wątpliwości. Nie potrafił dłużej utrzymać poważnej miny. Chciał choć przez chwilę udawać surowego, ale zdecydowanie mu to nie wychodzi. Jest za miękki. A całe wydarzenie dodatkowo wydawało mu się niezwykle zabawne. 
- To nic takiego. Myślałem, że wszystkie dzieci tak mają - stwierdził wciąż lekko rozbawiony. Olivia mogła odetchnąć z ulgą i właściwie dopiero teraz zauważyła, jak Tom zabawnie wygląda. Zaśmiała się cicho, by mu się zbytnio nie narazić. 
- No nie jest to cecha wrodzona. 
- Widocznie to musi być jego nowy sposób na zwrócenie mojej uwagi... Coś w stylu: "Tom, nie ignoruj mnie!" - zażartował, na co Michael zareagował śmiechem zupełnie, jakby go zrozumiał. A może po prostu reagował tak na dźwięk jego imienia, opcji było wiele. Z czasem zapewne będzie mu to znacznie łatwiej rozszyfrować. - Myślę, że się ze mną zgadza - dodał spoglądając z uśmiechem na małego. 
- Na pewno chciał się z tobą podzielić w ramach okazania swojej sympatii. To byłoby całkiem logiczne wytłumaczenie. I znacznie lepsze od myśli, że moje dziecko jest takie niegrzeczne - rzekła Brunetka, czochrając przy tym chłopca po włosach. 
- Owsianka bardzo odżywcza na brodę. 
- Prawda? Może chcesz więcej? – Posłała mu wymowne spojrzenie.
- Myślę, że będzie lepiej, jeśli jednak wyląduje ona w brzuchu tego szkraba. 
- Prawdopodobnie mu się znudziła, skoro uznał za odpowiednie, rzucanie nią.
Temat owsianki okazał się być niezwykle ciekawy, czego Tom w życiu by się nie spodziewał. Nigdy przecież nie widział siebie przy jednym stole z dzieckiem, które rzuca w niego jedzeniem. Wiele razy wyobrażał sobie przyszłość, ale nie zdarzyło się jeszcze, by wyglądała ona tak, jak tego ranka. Można więc sądzić, że wcale tego nie pragnął. Jednak radość, która biła z jego wyrazu twarzy, czy głosu, nie zdołałaby oszukać nawet największego głupca. Niezależnie od tego, jak widział siebie za kilka lat, niezależnie od tego, jak kształtowały się jego marzenia, cele, wszelkie plany… Nie mógł zaprzeczyć, że był szczęśliwy z myślami krążącymi wokół Olivii i jej synka.  
Wesołe iskierki co chwilę rozświetlały nie tylko jego tęczówki, ale również Olivii. Mimo że wciąż panowała wokół nich ta niezwykła atmosfera pełna nieśmiałości, nie odczuwali z tego powodu żadnego dyskomfortu. Obydwoje chcieli zagłębiać się  w to, z każdą kolejną minutą, coraz silniej. Z nadzieją, że już wkrótce powstanie z tego coś dobrego. Coś, co odmieni ich całe życie, już na zawsze.


- Przydałoby się zrobić jakieś zakupy… - zaczęła w pewnym momencie dziewczyna, gdy już wraz z Tomem posprzątali po śniadaniu. Dźwięk jej głosu od razu pozwolił mu rozpoznać, że wbrew pozorom za jej wypowiedzią kryło się coś więcej. Uchwycił jej niepewne spojrzenie, którym go obdarzyła, zagryzając przy tym lekko dolną wargę. Jej usta na chwilę znacząco zatrząsnęły myślami Gitarzysty. Były tak ponętne i kuszące, a ich subtelne zagryzanie przez Brunetkę tylko pogłębiało to dziwne uczucie, które ściskało jego żołądek na ten widok. Olivia z pewnością nie była świadoma tego, jak bardzo prowokujące jest jej zachowanie. Nie mogła być, zważywszy, iż w jej głowie teraz myśli przybierały zupełnie inny tor. Stąd ta niepewność i zawahanie w jej głosie. – Może… Może chciałbyś dołączyć? – wydusiła w końcu, co natychmiast sprowadziło Toma na ziemię. Zamrugał energicznie powiekami, a jego spojrzenie wyostrzyło się znacznie. Najpierw ogarnęło go zdumienia, które zaraz zostało zastąpione lekkim przerażeniem. Automatycznie pokręcił głową, odmawiając jej niemo. Po wyrazie jego twarzy mogła bez problemu odgadnąć, jak bardzo wystraszyła go tą propozycją. Zdawała sobie sprawę, że nie będzie łatwo i Tom pewnie się nie zgodzi, ale chciała chociaż spróbować. Jeszcze trochę jej zajmie przyjęcie odpowiedniej taktyki, by go przekonać do zmiany swojego nastawienia. Ale była na to gotowa. – W porządku. Może innym razem – Uśmiechnęła się lekko, podchodząc do niego. – Pójdę sama z Mike’m. Chciałbyś coś?
Mężczyzna ponownie zaprzeczył ruchem głowy. Jego milczenie oraz znajome uczucie tlące się w brązowych tęczówkach, zdradzały, jak bardzo źle się czuje w tej sytuacji. Znowu zawodził. Dorosły facet, który nie ma odwagi opuścić murów swojego mieszkania. Czy z takim człowiekiem Olivia zechce dzielić swoje życie..?

Już zechciała.

- Nie przejmuj się tym. Nigdzie nam się nie spieszy – Ujęła go za podbródek, unosząc lekko jego głowę. Mimo tego gestu nie poczuł się tym razem jak mały chłopiec. Gdy spojrzał w jej oczy, wszelkie jego lęki oddaliły się o całą milę. Odnajdywał w nich wszystko, czego w danym momencie potrzebował. Była jego ukojeniem. Czułość wylewająca się z niebieskiego oceanu jej tęczówek otaczała z niebywałą dokładnością jego zszarganą duszę. Znowu to poczuł. Kolejny raz czuł, że to była właśnie Ona. Ta właściwa i jedyna. Zesłana specjalnie dla niego.

Dziewczyna emanująca aurą.

I nagle coś  w nim pękło. Przeszłość uderzyła  w niego, jak meteoryt o ziemię. Jedno wspomnienie, tak bardzo odległe i tak bardzo niemożliwe, by mogło mieć cokolwiek wspólnego z teraźniejszością. Jednak patrzył w jej oczy, lustrował jej twarz, włosy. I w głębi siebie był pewien, że jakaś cząstka niego zdążyła zapamiętać ten obraz już przed laty. Serce zabiło mu mocniej z nagłego przypływu adrenaliny, a temperatura jego ciała zdawała się znacznie wzrosnąć.
Delikatne muśnięcie warg, które poczuł na swoim policzku, wyrwało go z objęć przeszłości. Ponownie ujrzał uśmiech na jej twarzy, sam nie mogąc jeszcze dojść do siebie po wspomnieniu, które przed momentem zatrząsnęło jego umysłem.
- Wrócimy szybko.
- W porządku – Z ledwością udało mu się wydobyć z siebie niebezpiecznie drżący głos. Modlił się w duchu, by Olivia nie zauważyła jego dziwnego zachowania. Nie był chyba gotów, by się z tego odpowiednio wytłumaczyć. Wciąż ogarniał go szok, nie pozwalając jeszcze na trzeźwe myślenie.
Na szczęście nie pytała już o nic, wyszła z kuchni a on odprowadził ją swoim zmieszanym wzrokiem. Nadal nie był w stanie pojąć tego, co przed chwilą odkrył. To zdecydowanie zbyt wiele wydarzeń, jak na ostatnie dni. I to zdecydowanie zmieniłoby jeszcze więcej, niż kiedykolwiek mógłby się spodziewać… Ale jednocześnie, to zdecydowanie najbardziej niemożliwe.

Niemożliwe.

Chcecie wiedzieć jak zrobić majonez?
Tak, majonez. Ten który dostajesz w fast foodzie, ten który wyciskasz z tubki.
Myślę, że nie ma nic bardziej trudniejszego do zrobienia.
Bierzemy razem jajka, cytrynę, sól i olej.
Uwierzcie mi w porównaniu z tym chyba łatwiej się zakochać w kimś o kim nigdy nie myślałeś i który nigdy nie spodobałby Ci się:
Naprawdę taki majonez może doprowadzić do szału, kiedy przez chwilę wydaje się idealny a za chwilę wszystkie składniki rozdzielają się.
Ale jeśli ma Wam się udać, to nie można Was powstrzymać! *

***


*”Trzy metry nad niebem” (film - 2004)