piątek, 17 lutego 2017

35. "Hier drin' ist es voll von dir."

Czas płynął nieubłaganie. I choć mieli go przed sobą jeszcze mnóstwo jako młodzi, dorośli ludzie, dopiero co wkraczający w najlepszy etap swojego życia, zdawało się, że było wręcz przeciwnie. To niewiadoma, która nad nimi wisiała, sprawiała, że nic nie wyglądało tak prosto i oczywiście. Bardzo starali się o tym nie myśleć i cieszyć każdą wspólnie spędzoną chwilą, ale z każdym kolejnym dniem było to coraz trudniejsze. Proces zbliżał się nieubłaganie, a wraz z nim wyczuwalne było w powietrzu specyficzne spięcie. Stres powoli dopadał ich obydwoje. Mimo to uśmiechali się i wciąż udawali, że wszystko jest w najlepszym porządku. Bo tak bardzo chcieli wierzyć, że to prawda. Podobno kłamstwo powtórzone określoną ilość razy, staje się prawdą. Ale czy rzeczywistością? Oddaliby wiele, by właśnie tak było. Tymczasem mogli tylko pozostać przy nadziei, że ich problemy już niebawem zostaną definitywnie rozwiązane. Ian wręcz zapewniał ich, że mało prawdopodobne jest, aby Tom trafił do więzienia. Niemniej, istniała taka opcja. A los lubił być wobec nich okrutny. Z tym nie dało się walczyć.
Został im równy tydzień. Siedem dni, którymi mogli się wspólnie cieszyć. I jakkolwiek naiwnie by to nie brzmiało, chcieli w tym  okresie być naprawdę idealni. Jak z obrazka. Radośni, kochający się, trwający w spokoju i beztrosce. To wydawało się niemożliwe do osiągnięcia w obecnej sytuacji, ale czasem wystarczy tylko odpowiednie nastawienie, aby człowiekowi było po prostu lżej. Żadne z nich nie zamierzało pozwolić, by strach zżerał wszystko, co dobre. Bo nawet jeśli to miałyby być ich ostatnie, wspólne dni, będą one najlepszymi. Takimi, które chce się pamiętać.
Tego dnia na dworze była piękna, wiosenna pogoda. Olivia zamierzała to wykorzystać i w końcu namówić Toma na opuszczenie swojego mieszkania. Zdawała sobie sprawę, że to nie będzie proste, ale miała w sobie wystarczająco dużo cierpliwości i siły, by nie odpuszczać. Tym bardziej że Tom niebawem i tak będzie zmuszony wyjść ze swojej strefy komfortu. Nie chciała, żeby jego pierwsze wyjście, od czasu wypadku, musiało kojarzyć się z czymś przykrym. Rozprawa w sądzie nie była dobrym powodem, aby przekraczać swoje bariery. Powinien mieć coś, co go bardziej zachęci i sprawi mu przyjemność. Coś, co spowoduje, że sam dojdzie do wniosku, że było warto. I wierzyła, że ona oraz jej syn, będą dla niego wystarczająco mocnym punktem zaczepienia.
- Liv!
Przygotowywała przekąski w kuchni, gdy dobiegło ją wołanie Toma. Mężczyzna bawił się Michaelem w jego nowym pokoiku już od jakiejś godziny. Ona w tym czasie mogła ogarnąć mieszkanie oraz siebie samą. Naprawdę dobrze było mieć tę drugą osobę u boku, która czasem mogła odciążyć od rodzicielskich obowiązków. A Tom naprawdę radził sobie świetnie w tej roli. Mike nie miał problemu z zaakceptowaniem go, właściwie od razu mu zaufał. Uwielbiał, gdy Muzyk się z nim bawił. To była najlepsza część każdego dnia dla tego małego szkraba. I wyglądało na to, że Tomowi też odpowiadała taka forma spędzania czasu. Gdzieś w głębi sam nadal był dzieciakiem. Gdy Olivia patrzyła na nich z boku, widziała częściej dwóch małych chłopców, niż dorosłego mężczyznę bawiącego się z dzieckiem. Ale to było na swój sposób urocze i w niczym żadnemu z nich nie przeszkadzało. Ważne było, że dla niej na nowo zamieniał się w jej Toma. Choć czasem miała wrażenie, że Gitarzysta za bardzo rozpieszcza jej syna. Wiedziała, że muszą nad tym jeszcze popracować, ale sporadycznie przymykała na to oko, nie mogąc się oprzeć widokowi dwóch tak szczęśliwych osób, które były dla niej najważniejsze.
            Odłożyła nóż od warzyw na kuchenny blat i udała się do swoich chłopców zaciekawiona, dlaczego ją wołają. W głosie Toma brzmiała bardziej ekscytacja niż jakieś negatywne emocje, więc nie miała żadnych obaw, że mogło wydarzyć się coś niepożądanego podczas zabawy. Poza tym naprawdę ufała Muzykowi w sprawach opieki nad jej synem. Mimo że nie był w stanie czasem biegać za Michaelem i tak świetnie sobie radził z okiełznaniem go. Nigdy nie miała żadnych wątpliwości. Za każdym razem miała pewność, że jej syn jest w dobrych rękach i nic mu przy Tomie nie grozi. To było piękne uczucie. Uwielbiała je. I ta nieustanna myśl, że Tom jest dla niego, jak prawdziwy ojciec.
- Co się stało? – Zajrzała do pokoju, w którym zarówno Mike, jak i Tom siedzieli na dziecięcym dywanie we wzory ulic i różnych domków. Tom wyglądał nieco zabawnie na tle tych wszystkich zabawek.
- Powiedz jeszcze raz to, co przed chwilą, mamie – zwrócił się mężczyzna do Michaela, który stał przed nim, trzymając w rączce jeden ze swoich ulubionych samochodów.
Liv teraz także skupiła na nim swoje spojrzenie, będąc niezwykle zaintrygowana. Czyżby jej syn odkrył jakieś nowe słowa? Chłopiec jednak nie wydawał się zbyt poruszony i chyba nie zamierzał powtarzać tego, co udało mu się wcześniej powiedzieć.
- No dalej, Mike’i. Przecież tak ładnie powiedziałeś. No powiedz, jak mnie nazwałeś… - Tom próbował przekonać malucha, ale ten tylko zaczął mówić coś w swój dziecięcy, niezrozumiały sposób.
- Chyba nic z tego – stwierdziła bezradnie Olivia, spoglądając na zawiedzionego Gitarzystę. Wyglądał rozczulająco z tą swoją minką.
- Przysięgam, że przed chwilą powiedział do mnie tato. – Uniósł swoje czekoladowe tęczówki na dziewczynę, którą w tym momencie dosyć mocno zaskoczył. To było raczej ostatnie, czego się spodziewała i właściwie sama nie wiedziała, jak powinna zareagować. – Zawsze mówił Tom, a teraz było to tato! – Mężczyzna był naprawdę podekscytowany tym faktem, uważał to za coś wielkiego. Olivia dopiero teraz to dostrzegła.
- Chcesz, żeby tak do ciebie mówił? – Udało jej się w końcu wydusić z siebie głos. Emocje ściskały ją za gardło. Chyba nie była przygotowana dzisiaj na takie rewelacje. Właściwie nigdy wcześniej się nad tym nawet nie zastanawiała. Nie powinno być to dla niej dziwne, ale jednak… było. Nigdy nie rozmawiali z Tomem na ten temat. To nadal było dość trudne.
- A masz coś przeciwko? – zapytał, dochodząc do wniosku, że wcale nie musi jej to odpowiadać. Każde z nich mogło zupełnie inaczej podchodzić do tej sprawy. Sam był wniebowzięty, ale jego zapał trochę opadł, gdy dziewczyna wydała mu się tak bardzo niepewna.
- Żartujesz? Oczywiście, że nie mam – odparła, otrząsając się ze swojego zdezorientowania, które chyba zaczynało odbierać jej rozum. To prawdopodobnie jedna z najpiękniejszych chwil w jej życiu. Coś, co na zawsze zapisze się w ich wspomnieniach. – Po prostu… chyba się nie spodziewałam. W ogóle o tym nie myślałam.
- Naprawdę? – Zdziwił się. On myślał bardzo często. Analizował ich przyszłość, zastanawiał się, jak to wszystko będzie wyglądało za kilka lat. Wyobrażał sobie siebie i Michaela, jako ojca i syna. Po prostu. Bo nie przyjmował do wiadomości, że ich relacja mogłaby wyglądać jakkolwiek inaczej. Kochał tego dzieciaka. Kochał jego matkę. Jedyne czego pragnął, to dać im wszystko, co najlepsze. Prawdziwy dom, szczęście. Chciał tworzyć z nimi rodzinę. – Nadal masz jakieś wątpliwości co do nas?
- Nie! – zaprzeczyła gwałtownie. Nie zamierzała wywoływać u Toma takich podejrzeń swoim dziwnym zachowaniem. – Po prostu jeszcze o tym nie rozmawialiśmy.
- Widocznie, Michael postanowił sam podjąć tę decyzję. – Tom uśmiechnął się do niej. – Może to i lepiej? Nie tak powinno być?
- Myślę, że to cudowne – stwierdziła, podchodząc do nich bliżej i usiadła obok. – Myślę, że nie mógł wybrać sobie lepszego taty. Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem szczęśliwa – wyznała, spoglądając mu w oczy. – Czasem nie mogę uwierzyć, że to wszystko jest prawdą. To, czego bałam się całe życie, zniknęło, gdy tylko się pojawiłeś.
- Kochanie… – Przyłożył dłoń do jej policzka, gładząc go delikatnie. Sam nie wiedział, co powinien powiedzieć. Nie spodziewał się, że ta rozmowa zajdzie, aż tak daleko. Mimo łez w jej oczach wiedział, że naprawdę jest szczęśliwa. Była po prostu poruszona i rozumiał ją doskonale. Teraz sam już nie wyobrażał sobie swojego życia bez nich. – Nie musisz już nigdy więcej się bać. Jesteś najsilniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek znałem. Nawet beze mnie poradziłabyś sobie ze wszystkim.
- Ale ja nie chcę bez ciebie – powiedziała cicho, nie zważając na to, że brzmiała, jak jakaś mała dziewczynka. – Tylko z tobą to wszystko ma sens.
- A ja się nigdzie nie wybieram. – Uśmiechnął się i nachylił, by złożyć krótki pocałunek na jej ustach. – A teraz uśmiechnij się, bo mamy powód do świętowania, a nie płakania – dodał, zagarniając ją w swoje ramiona. Tego potrzebowała. Wtuliła się w niego, obejmując go mocno. Ciepło jego ciała i dobrze znany jej zapach sprawiały, że wszystkie troski znikały w mgnieniu oka. Już było bezpiecznie. Już całe zło tego świata przestawało istnieć. Nie było przeszłości, nie było przyszłości. Było teraz. Byli oni.
Michael wyraźnie też chciał poczuć trochę tej miłości, bo po chwili zostawił wszystkie swoje zabawki, by wepchnąć się między swoją mamę a Toma. Obydwoje roześmiali się z tego, z jakim zaangażowaniem chłopiec próbował objąć ich oboje na raz swoimi krótkimi ramionkami. W końcu Tom przejął inicjatywę i zamknął zarówno Mike’a, jak i Olivię w niedźwiedzim uścisku. I tak o to po raz kolejny miał cały świat w swoich rękach. Tak po prostu.

*
            Po wspólnym obiedzie nadeszła ta idealna pora, by wyjść na spacer. Słońce za oknem wciąż mocno świeciło, ciesząc swoim ciepłem mieszkańców Los Angeles. I dodawało temu dniu jeszcze więcej uroku. Choć i bez tego był to już zarówno dla Olivii, jak i Toma, wspaniały dzień. Wkroczyli w kolejny etap swojego związku i obydwojgu dodawało to skrzydeł. Niemniej, Olivia nie zamierzała spoczywać na laurach. Chciała iść na całość i zawalczyć jeszcze bardziej. Trochę się tym stresowała, bo miała obawy, że Tomowi mogłoby się to nie spodobać. Był dosyć drażliwy na punkcie tematu dotyczącego jego wyjścia z domu. Z tym że każde z nich w głębi siebie dobrze wiedziało, że kiedyś musi nadejść ten moment. Nie mógł spędzić reszty życia w tym mieszkaniu. Nie mógł, jeśli naprawdę zamierzał dotrzymać słowa tworzenia prawdziwej, szczęśliwej rodziny. Nie mógł, jeśli naprawdę chciał być sobą. Musiał w pełni powrócić do normalności. Nie mógł tylko o tym wszystkim marzyć i odwlekać to w nieskończoność. Bo słowa są tylko początkiem naszych czynów.
            Olivia dosyć niepewnym krokiem przemierzyła salon, ściskając nerwowo w dłoniach czapeczkę swojego syna. Tom siedział na kanapie, przeglądając coś na swoim laptopie i z pewnością, niczego się nie spodziewał. Ta jego nieświadomość tylko bardziej ją stresowała. Najmocniej przerażało ją, że mogłaby teraz zakłócić  ich święty spokój. Bo przecież jest tak idealnie. Niczym w najpiękniejszym filmie. Właśnie dlatego powinna to zrobić. Życie nie jest filmem. Nikt tu nie napisze cudownego scenariusza ze wzruszającym, szczęśliwym zakończeniem.
- Co robisz? – zagadnęła, zaglądając mu przez ramię, choć bez większego zainteresowania treścią strony.
- Sprawdzam, jak daleko zabrnęły głupoty, które o mnie wypisują tak zwani „dziennikarze” – rzekł z ironią w głosie. Wiedział, że nic dobrego mu nie przyniesie czytanie o sobie w sieci, ale nie mógł się powstrzymać. Zaczęło się od jednego niepozornego artykułu, a skończyło na jakichś fanowskich stronach. – A co tam? – Oderwał wzrok od ekranu i przeniósł go na dziewczynę, jednocześnie składając komputer. Nie zamierzał dłużej psuć sobie nerwów. Tym bardziej, gdy miał przy sobie ukochaną osobę. To nią powinien zaprzątać sobie głowę. Najlepiej dwadzieścia cztery godziny na dobę. – Wszystko gra? – zapytał, gdy dostrzegł zagubienie na twarzy Liv. Znał ją na tyle dobrze, że od razu widział, że coś jest nie tak. Jeszcze pół godziny temu wręcz promieniała a teraz… No właśnie sam nie wiedział, jak to określić. Była podejrzanie dziwna.
- Tak – potwierdziła, posyłając mu swój uśmiech. Westchnęła głośno, przygotowując się do ponownego zabrania głosu. Teraz albo nigdy. – Na dworze jest dzisiaj tak ładnie i chciałam wyjść z Mike’m na spacer.
- Świetny pomysł. Mały powinien przebywać dużo na powietrzu. Będzie mógł się wybiegać i może w końcu zaśnie o przyzwoitej porze – skwitował z rozbawieniem, pamiętając dobrze wszystkie wieczory, gdy godzinami starali się z Olivią, by Michael poszedł spać zaraz po obejrzeniu swojej ulubionej bajki. Nigdy im się to jeszcze nie udało.
- Mhmm… - mruknęła, układając mu dłonie na ramionach i pochyliła się tak, że jej usta znalazły się tuż przy jego uchu. Przyjemny dreszcz przeszedł mu po karku i na chwilę zapomniał, o czym w ogóle trwała dyskusja. – Chciałabym, abyś poszedł z nami – wyznała, całując jego policzek. Prawie udało jej się zamroczyć całkowicie jego umysł. – Co ty na to? – Przesunęła dłonią z jego ramienia, aż na klatkę piersiową, drapiąc go delikatnie po torsie. Jeśli chciała go rozproszyć, udawało jej się to doskonale. Trudno było mu się teraz skupić na faktach. Coś tak czuł, że czeka ich nieco trudniejsza rozmowa, gdy w pierwszej chwili zobaczył jej niepewny wyraz twarzy. Chyba już podświadomie przygotowywał się na to od pewnego czasu, bo nie odczuł jakiegoś silnego stresu spowodowanego wizją ewentualnego wyjścia z domu. Czyżby był już gotowy?
- Czy ty próbujesz mnie przekupić tymi pieszczotami? – zapytał, spoglądając na nią spod uniesionych brwi. Olivia zaśmiała się tylko i obeszła kanapę, stając u jej boku, by nie musiał dłużej patrzeć na nią „do góry nogami”. – To chyba musisz włożyć w to więcej wysiłku – dodał, krzyżując ręce na piersi. Starał się nie myśleć o tym, że prawdopodobnie dzisiaj po raz pierwszy od powrotu z Vegas wyjdzie z domu. Bo w głębi czuł, że właśnie tak się stanie. Czy mógłby jej odmówić? I czy w ogóle chciał po raz kolejny się temu opierać? Był tylko człowiekiem. Mimo wszystko tęsknił za przebywaniem na świeżym powietrzu, za słońcem, wiatrem. Zapachem. Nawet za przemieszczaniem się po zatłoczonych chodnikach. Dawniej był bardzo aktywny pod tym względem. Nie było dnia, aby nie wychodził z domu. Nawet jeśli nie miał żadnych planów, zawsze wychodził choćby na długie spacery ze swoim psem. Tak po prostu. Był także częstym gościem na siłowni czy basenie. Nie wspominając już o nocnych wyprawach na imprezy czy zwykłe spotkania ze znajomymi na mieście. Tęsknota za tym wszystkim była nieunikniona. Bo choć był szczęśliwy, mając przy sobie Olivię, wiedział, że to jeszcze nie jest całkiem jego życie. Bardzo się zmienił, ale pewnych kwestii nie chciał zupełnie eliminować ze swojego świata.
- Nie za dużo byś chciał? – Zmrużyła groźnie oczy, podejmując jego grę. Zdecydowanie odpowiadało jej żartobliwe rozwiązanie tej kwestii. Przynajmniej cały niepokój, który jej towarzyszył, zniknął. Miała dobre przeczucia.
- Hm… Chciałbym bardzo wiele. Pytanie, jak wiele mi dasz? – Nie spuszczał z niej swojego wzroku, prowokując ją coraz bardziej. Po cichu chyba liczył, że spacer zostanie odrobinę przełożony, a to po południe skończy się w nieco inny sposób. I tu wcale nie chodziło o przekupstwo!
- Dam ci wszystko i jeszcze więcej. – Ta odpowiedź lekko go zaskoczyła. Taka deklaracja z jej ust była niesamowicie kusząca. Nawet jeśli robiła to tylko po to, aby wyciągnąć go dzisiaj z domu. Choć szczerze wątpił, że to był jedyny powód. O ile w ogóle nim był.
- Uwielbiam, gdy jesteś taka tajemnicza.
- Nie nakręcaj się, bo naprawdę zaraz wychodzimy. – Uśmiechnęła się zadziornie, jednocześnie sprowadzając go na ziemię. I powiedziała to w taki sposób, jakby decyzja została już podjęta.   – Pomyśl tylko, ile dobrej energii będziemy mieć po takim spacerze. I jak będziemy mogli ją wykorzystać – zasugerowała, by tak całkiem nie stracił swojego zapału. Co, jak co, ale potrafiła wzbudzić w nim pozytywne myślenie.
- Nie wierzę. Ty naprawdę chcesz mnie przekupić za seks! – zawołał ze śmiechem, gdy cała ta dyskusja wydała się mu już totalnie dwuznaczna.
- Wcale nie! Skąd ci to przyszło do głowy? – zaprotestowała, lecz nie wyczuł w tym ani grama przekonania, co ponownie go rozbawiło. Uwielbiał ją. Naprawdę ją uwielbiał. W takich chwilach czuł to najmocniej. Nie miał wątpliwości, że jest dla niego stworzona. Poznał w swoim życiu mnóstwo kobiet, z jedną nawet próbował stworzyć stały, prawdziwy związek, ale z żadną nigdy nie czuł się tak dobrze. I to było niesamowite. To uczucie, gdy już znajdzie się tę właściwą osobę. Świat po prostu zaczyna wyglądać zupełnie inaczej.
- Jesteś niemożliwa.
- To mamy coś wspólnego.
- Oj, niejedno – potwierdził z szerokim uśmiechem. – Ale wiesz, że i tak bym się zgodził? – dodał, unosząc przy tym znacząco swoje brwi. Tym razem to Olivia była zaskoczona i jednocześnie poczuła ulgę. Tak bardzo się tym przejmowała, a on nie zamierzał nawet protestować! Nie usłyszała ani jednego ale! Czy to możliwe? Co prawda odbyła się między nimi dyskusja, lecz wyszła ona bardziej z jej strony, niżeli z jego.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Och… A tak się bałam – wyznała, nie kryjąc się ze swoimi uczuciami. Rozbawienie, co prawda zniknęło już z ich twarzy, ale żadne wciąż nie odczuwało żadnego dyskomfortu.
- Aż taki jestem straszny?
- Nie. Po prostu… nie wiedziałam, jak zareagujesz. Nie chciałam naciskać…
- Kochanie, tylko ty możesz na mnie naciskać, kiedy uznasz to za stosowne.
- To brzmi dość dwuznacznie.
- Cóż, może tak powinno brzmieć. – Posłał jej swój cwaniacki uśmiech. Tak naprawdę stary Tom nadal w nim żył. Tyle że teraz to on miał nad nim kontrolę. Sam decydował, kiedy i na ile może sobie pozwolić. I właściwie było to o wiele lepsze, niżeli miałby być nim na stałe. Naprawdę lubił nowego siebie.
            Po tej rozmowie obydwoje czuli się spokojniejsi. W rzeczywistości niewiele było im trzeba. Wystarczyła zwykła, luźna dyskusja. Z pozoru nic nie znacząca, bo nie była nawet całkiem poważna. Niemniej wniosła bardzo wiele. I może właśnie dzięki temu Tomowi było łatwiej zdobyć się na pewnego rodzaju odwagę i w końcu wyjść do ludzi. Pomagał mu w tym fakt, że nie będzie sam. Miał przy sobie Olivię oraz Michaela, a to było dla niego najważniejszym wsparciem. Gdy nie pomagała myśl, że robi to dla siebie, patrzył na nich i wiedział, że ma jeszcze mocniejszy argument. Najbardziej obawiał się chyba spojrzeń ludzi. Nie wiedział, czy jest na to gotowy. Dawniej ci ludzie patrzyli na niego z podziwem. Był kimś. Błyszczał w świetle reflektorów. A gdy schodził ze sceny, wciąż był przystojnym mężczyzną, przyciągającym uwagę kobiet i wzbudzającym zazdrość u wielu facetów. A teraz? Był tylko Tomem na wózku. Nikt już nie podziwiał jego wyglądu czy choćby charyzmy. Nie podziwiał jego gry na gitarze i nie śmiał się z żenujących żartów. Teraz mógł jedynie liczyć na współczujące lub szydercze spojrzenia. I choć bardzo starał się o tym nie myśleć, nie było łatwo. Walczył.
- Niedaleko jest park z placem zabaw. Możemy tam podejść – zaproponował, gdy już udało im się zjechać windą na dół. Nie zabrakło też bezcennego wyrazu twarzy portiera, który się zapomniał i pozwolił sobie na wytrzeszcz oczu. To akurat bardziej rozbawiło Toma, niż zdenerwowało.
- Dzień dobry! – Starszy mężczyzna poderwał się ze swojego miejsca i ukłonił grzecznie, gdy już do niego dotarło, że jest w pracy i wypadałoby się odpowiednio zachować. Olivia i Tom nie omieszkali mu odpowiedzieć i najszybciej, jak tylko potrafili, opuścili budynek.
            Pierwsze co poczuł to przyjemny chłód wiatru na swojej twarzy. Uczucie to było tak silne, że zapomniał na chwilę o całym świecie. Nie mógł uwierzyć, że przesiedział tyle czasu zamknięty w swoim mieszkaniu. I jakim cudem nie oszalał? Ten cud chyba właśnie pchał jego wózek.
- Pozwól mi samemu – zwrócił się do dziewczyny. Nie chciał, żeby ich pierwsze wyjście wyglądało w taki sposób. Nadal miał resztki swojego honoru. I w głębi wciąż tkwiła myśl, że Olivia powinna prowadzić wózek swojego małego synka, a nie swojego dorosłego faceta. Jeżeli dało się zrobić jeszcze cokolwiek, by czuł się lepiej i nie zadeptywał co chwilę swojego ego, zamierzał to uczynić. Bardzo się starał, aby to po południe było dla nich udane. Pod żadnym pozorem nie chciał tego zepsuć. Dlatego pilnował swoich myśli, nie pozwolił im mieszać sobie w głowie. To była prawdziwa walka.
- Na pewno? Dla mnie to żaden problem.
- Wiem. Ale powinnaś skupić się na Michaelu, ja sobie poradzę.
- W porządku. – Nie zamierzała się sprzeczać. Wiedziała jakie to dla niego ważne. Nawet jeśli wydawało się najgłupszym problemem na świecie, dla niego odgrywało znaczącą rolę, więc i również dla niej. Liczyło się tylko to, aby on czuł się jak najlepiej. Była przeszczęśliwa, że zrobił kolejny, wielki krok naprzód. Od tego momentu już musiało się wszystko ułożyć. Nie przyjmowała do siebie żadnej innej wersji wydarzeń.
            Pozwoliła mu, by poruszał się samodzielnie, a sama szła obok, obserwując cały czas Michaela, który był wniebowzięty, skacząc i biegając po trawie. Ten widok automatycznie wywoływał uśmiech na jej twarzy. Czy nie tak zawsze sobie to wyobrażała? Siebie u boku ukochanego mężczyzny i dziecko, które ma pełną, kochającą rodzinę. Mike był szczęśliwy. Powoli osiągała wszystkie swoje cele. Mimo przeciwności losu udawało się jej to.
            Zerkała, co jakiś czas na Toma, ale niewiele potrafiła wyczytać z jego twarzy. Ciekawiło ją, o czym myślał i jak się czuł. Nie chciała jednak pytać wprost. Nie powinni robić z tego wszystkiego jakiegoś wielkiego wydarzenia. Trzeba podejść do tego zwyczajnie, jakby robił to każdego dnia. A całą wyjątkowość tego dnia po prostu zachowają dla siebie w swoich wspomnieniach.
            Gdy dotarli na plac zabaw, Michael od razu zniknął w piaskownicy, dołączając do innych bawiących się dzieci. Olivia i Tom zatrzymali się przy jednej z ławek, na której dziewczyna mogła usiąść. Obydwoje mieli z tego miejsca dobrą widoczność na Mike’a i jednocześnie mieli też chwilę dla siebie. Tom starał się nie zwracać uwagi na ludzi, którzy przechodzili obok. Bardzo mocno ich ignorował, nie wiedział nawet, czy na niego patrzą. Chyba tak było dla niego najlepiej. Mógł skupić się na Olivii. Minie jeszcze pewnie sporo czasu, zanim będzie w stanie sam gdziekolwiek wyjść. To było straszne, jak bardzo bał się tego świata. Dawniej strach dla niego niemal nie istniał. Nawet nie miał czasu, żeby myśleć o czymś takim jak strach. To uczucie było dla niego zdecydowanie obce… a teraz stało się jego towarzyszem w codzienności. I wcale nie dało się go tak łatwo wyprosić.
- O czym myślisz? – Głos dziewczyny przerwał panującą między nimi ciszę. Właściwie w samą porę, bo Tom powoli zaczynał schodzić w złym kierunku ze swoimi myślami. Chociaż z drugiej strony nie bardzo miał ochotę dzielić się nimi z kimkolwiek.
- O niczym. – Wzruszył ramionami, posyłając jej swój uśmiech. Nie było to prawdą, ale wolał ją subtelnie zbyć, niż zagłębiać się w takie nieprzyjemne tematy. – Tak po prostu, delektuję się świeżym powietrzem i wybornym towarzystwem.
- Jasne. – Roześmiała się, nie wierząc mu ani przez chwilę. – Ale w porządku, nie będę cię męczyć. Sam powiesz, jeśli zechcesz.
Westchnął jedynie, łapiąc jej dłoń i splótł ją ze swoją. Uśmiechnął się do siebie, widząc błyszczące obrączki na ich palcach. Czasami zapominał, że wzięli ślub w Vegas. To wciąż wydawało się tak szalone i niedorzeczne, ale miało swój urok. Nadal lubił wracać do tamtych dni. Mimo że wiązały się z tragedią w jego życiu. Chociaż z dnia na dzień ta tragedia przestawała wyglądać już tak strasznie. Gdy tak rozmyślał nad tym, co wydarzyło się w Las Vegas, przyszło mu do głowy coś równie szalonego. Wizja Olivii w prawdziwej, białej sukni ślubnej. Takiej z welonem. I on stojący obok. Tak, stojący. Nie wyobrażał sobie siebie na wózku tego dnia. Jeszcze nie wiedział, jak to osiągnie, ale nie było mowy, by wyglądało to inaczej. A już w tym momencie, miał pewność, że taki dzień dla nich jeszcze nadejdzie. Wezmą ślub z prawdziwego zdarzenia. Z gośćmi, w kościele, z księdzem! Będą kwiaty, będzie muzyka na żywo. I jeszcze razem zatańczą na swoim weselu. Przetańczą całą noc.

What if I would love you 'till the end?



5 komentarzy:

  1. ! Wspaniały odcinek! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle spóźniona -,-
    Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym, że Tomasz zdecydował się na opuszczenie domu. W sumie miałam nadzieję i po cichutku liczyłam na to, że zrobi ten krok w niedalekiej przyszłości, ale jak już to zrobił to totalnie mnie zaskoczył.
    Lubię ich dwuznaczne dialogi, fajnie nimi manipulujesz, tak naturalnie. Martwię się, że to ich szczęście zostanie dość brutalnie przerwane wyrokiem czy innymi nieprzyjemnymi rzeczami ;/ Mam nadzieję, że tak się jednak nie stanie, ale nie mam pojęcia co Ci siedzi w głowie.
    Tak czy inaczej czytać będę dalej ;D
    Życzę dużo weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. miłości z Wrocławia, ja tu tęsknię ;/ Opowiesz jak było na koncercie? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ka., żyjesz tam? Ja tutaj tęsknię, kto jak nie Ty opisze mi ten ich ślub i wesele?

    OdpowiedzUsuń

Komentarze przed dodaniem wysyłane są do moderacji ze względu na spam.