Coś niesamowitego, kolejny odcinek ;)
Podczas mojej przerwy pojawiło się kilka zmian. Mianowicie założyłam grupę na facebooku, dla fanek Toma o dość nietypowej nazwie :D Zapraszam do dołaczania wszystkich zainteresowanych <link>
Zostałam także współautorka spisu FFTH, na który również serdecznie zapraszam. Znajdziecie tam wszelkiego rodzaju opowiadania o TH.
No to teraz... 21 rozdział przed nami ;)
4 kwietnia 2012r.,
Los Angeles
Kiedy
mieszka się w takim mieście, jak Las Vegas czy Los Angeles nie zwraca się uwagi
na coś takiego, jak pory roku. O ile Tom mógłby jeszcze o nich pamiętać ze
względu, iż niegdyś mieszkał w Europie, Olivia właściwie nigdy nie miała okazji
zauważyć jakichś specyficznych różnic. W mniemaniu Gitarzysty, wiele przez to
traciła. On zdążył już docenić uroki każdej z czterech pór roku. Brakowało mu
tego. Najbardziej zimy i wiosny. Te dwie były jego ulubionymi. Zima ze względu
na śnieg i specyficzny, świąteczny klimat a wiosna natomiast przez swoją
niezwykłą aurę. Uwielbiał patrzeć, gdy wszystko na nowo budzi się do życia. W
tym również i on sam dostawał nowej energii. Tutaj, w Los Angeles pogoda była
codzienną monotonią. Cały czas świeciło słońce i raz na ruski rok spadł deszcz.
Chociaż w ostatnich miesiącach i tak było go dużo więcej, niż ktokolwiek mógłby
się spodziewać.
Obudził
się dziś w bardzo dobrym nastroju. Naszła go nawet, przez chwilę, chęć by wyjść
z domu. Perspektywa spędzenia dnia na świeżym powietrzu była bardzo kusząca,
ale… Niestety, zdecydowanie nie był gotowy na podjęcie takich kroków. Nie
chciał się jednak tym podłamywać i psuć sobie humoru, więc nie rozmyślał zbyt
długo. Niemal od razu wstał z łóżka i przemieszczając się na swoim wózku,
wykonał poranną toaletę. Odkąd jest niepełnosprawny, te najprostsze łazienkowe
czynności zajmują mu mnóstwo czasu. Niemniej, woli go stracić sam niż
ktokolwiek miałby go wyręczać. Ta samodzielność bardzo mu służy. Zaczął czuć
się już o wiele lepiej, sam ze sobą. I to między innymi właśnie dlatego, że w
końcu udało się go przekonać do korzystania z tego urządzenia. Zmieniał się i
nawet sam zaczął to dostrzegać. Wiedział, że było to dobre. Tylko czasami
trochę żałował… Miał wrażenie, że Olivia przez to znacznie się od niego
oddaliła. To prawda, że sam niedawno zadecydował, że nie będzie jej dłużej
mieszał w życiu. I sam starał się trzymać na dystans. Okazało się to jednak być
dla niego niebywale męczące. Tęsknił za ich dawnymi relacjami. Za tym, jak
przychodziła do niego, bez żadnego powodu i po prostu siadała obok
rozpoczynając jakiś błahy temat do rozmowy. Mógł wtedy bezkarnie jej się
przyglądać i zapamiętywać każdy szczegół z tych chwil, by potem do nich wracać,
gdy czuł się gorzej… a teraz, wydawało się, że naprawdę niewiele ich łączy. Gdyby
ktoś z boku na nich spojrzał, na pewno już nie uznałby ich za parę, jak bywało
niegdyś. Prędzej Olivia zostałaby zdegradowana do roli opiekunki. Problem w
tym, że on nie potrzebował żadnej opiekunki. Na Boga, on nawet nie chciał mieć
w niej przyjaciółki… Czasem miał wrażenie, że za chwilę wybuchnie. Że jego
uczucia i emocje, kłębiące się w głębi po prostu eksplodują. I najgorsze, że
sam się blokował. Sam ją od siebie odpychał. Pozwalając jej myśleć, że nie jest
już tak potrzebna, jak kiedyś. Ona przecież widziała to wszystko. Widziała i
nie potrafiła zrozumieć co się dzieje. Co się nagle zmieniło. Nie umiała sobie
z tym poradzić. Obydwoje skazywali się na istne, emocjonalne i psychiczne
tortury. I gdyby tylko się nad tym dobrze zastanowili, na pewno doszliby do
wniosku, że nie ma to najmniejszego sensu. Znowu się zawiesili. Stanęli w
miejscu. Założyli swoje maski, zaczęli odgrywać role, których nienawidzą.
Obydwoje
zamierzali zmienić swoje życie. Zapomnieli tylko, że te zmiany miały być ich
wspólnymi… To razem mieli naprawiać swoje zniszczone dwa światy. Zapomnieli, że
mieli połączyć je w jeden, cały.
I co się stało z
Twoją pamięcią? Zapomniałeś już czego naprawdę pragniesz? Zapomniałeś już, jak
wygląda Twoje szczęście?
Mogę Ci
przypomnieć. Tylko ostrzegam, że będzie bolało. Za każdym razem, gdy na nie
spojrzysz. Będzie rozrywało Twoje serce. Wiesz dlaczego? Na pewno wiesz.
Nie
zdziwiło go, że gdy wyszedł z pokoju, w mieszkaniu panowała cisza. Olivia
zdecydowanie nie robiła zbyt wiele hałasu swoją osobą. Zastanawiał się, czy jej
ten nadmierny spokój w jakiś sposób nie doskwiera. Nie miała tu zbyt wielu
atrakcji. Sam mógłby ich jej trochę zapewnić, gdyby był bardziej towarzyski. Właśnie,
gdyby… Wciąż tyle gdybania. Najłatwiej jest myśleć o tym, co by było jakby coś
wyglądało w naszym życiu inaczej. Trudniej natomiast sprawić, by faktycznie coś
się zmieniło.
Kiedy
wjechał do salonu, pierwsze co mu się rzuciło w oczy to Olivia stojąca na
stołku przed jego meblami. Od razu skoczyło mu ciśnienie. Co ona znowu
wymyśliła? Wytrzeszczył oczy, gdy
zobaczył, że dziewczyna jak gdyby nigdy nic wdrapuje się na powierzchnię
szafki. Czy ona oszalała?
-
Olivia, co ty wyprawiasz? – odezwał się zwracając tym samym na siebie uwagę.
Brunetka nie spodziewając się tego, drgnęła przestraszona i w ostatniej chwili
chwyciła się mebli by nie zlecieć. Muzyk widząc to tylko jeszcze bardziej się
zirytował i nie zwlekając podjechał wózkiem znacznie bliżej, spoglądając na nią
z dołu. – Złaź stąd i to natychmiast.
-
Nie ma mowy! Wiesz ile tu jest kurzu!? Czy ktokolwiek, kiedykolwiek tutaj
sprzątał? – zawołała z oburzeniem nawet nie myśląc o tym by go posłuchać.
-
Nie wiem, ale na pewno nie ty będziesz to robić – odparł bez chwili
zastanowienia. Nie podobało mu się, że Olivia znowu zajmuje się rzeczami, które
nie należą do jej obowiązków. Nie jest tutaj jego gosposią, czy sprzątaczką. –
Proszę, żebyś stąd zeszła nim zrobisz sobie krzywdę.
-
Zejdę, jak to zetrę – oznajmiła jednocześnie spryskując powierzchnię mebli
środkiem czyszczącym, a znajdujący się na nich kurz uniósł się ku górze
drażniąc jej nozdrza. Ponownie się zachwiała, kichając głośno. Za każdym razem,
gdy traciła stabilność, serce Gitarzysty podchodziło do gardła w obawie, że
dziewczyna zaraz zleci i coś sobie zrobi.
-
Czemu ty musisz być taka uparta, do cholery! Nie chcę, żebyś robiła takie rzeczy!
-
Oj, co ty się tak pieklisz, Tom! – parsknęła z niezadowoleniem wymachując
ściereczką, co nie było zbyt dobrym pomysłem. W jednej sekundzie straciła
równowagę, a jej stopa zaczęła się osuwać. Tom zdążył zauważyć tylko jej dziwne
wygibasy, które wyczyniała by zachować stabilność. Z marnym skutkiem. Mężczyzna
nie mógł zbyt wiele zrobić siedząc na wózku, ale nie mógł też bezczynnie
patrzeć na to, jak za chwilę spadnie i rozbije sobie głowę, albo stanie się coś
gorszego. Odruchowo wyciągnął ręce w jej kierunku a jego dłonie zatrzymały się
na jej pośladkach, przytrzymując ją i niemal przyciskając do szafki. Olivia już
się nie chwiała. Właściwie nagle żadne z nich się nie ruszało. Jakby się
zawiesili.
Muzyk
poczuł, jak robi mu się gorąco przez zaistniałą sytuację. A mianowicie jego
dłonie na jej tyłku… Chyba obydwoje doszli do wniosku, że coś tu jest nie tak. Olivia
dziękowała w duchu, że jest odwrócona do niego tyłem i nie może zobaczyć teraz jej
czerwonej twarzy. Tak na dobrą sprawę,
nie pierwszy raz dotykał jej pośladków. Niemniej… To w tym momencie i tak było
niezręczne. Zbyt wiele się między nimi zmieniło, żeby mogli przejść obok tego
obojętnie. Sami to w sobie zmienili. Nagle
zaczęli udawać, że nigdy nic między nimi nie było. Nigdy ich usta nie łączyły
się ze sobą, nigdy ich dotyk nie wzbudzał dreszczy… Nigdy ich serca nie biły
dla siebie a ciała nie płonęły w namiętnym tańcu.
-
Czy teraz… przekonałaś się, że to był głupi pomysł? – Wydobył w końcu z siebie
głos, który zdecydowanie nie brzmiał naturalnie. Powoli też zaczął wycofywać
swoje ręce cały czas upewniając się, że dziewczynie nic już nie grozi.
-
Może trochę… - mruknęła niepewnie i odetchnęła głęboko, by móc się trochę
opanować. Kiedy to uczyniła, odwróciła się ostrożnie przodem do niego. Obydwoje
mieli miny, jak dwoje zawstydzonych dzieci. Oczywiście, jak na dorosłych ludzi
przystało, nie zamierzali też poruszać tego niezręcznego tematu. Spoglądała na niego
z góry, swoim pełnym skruszenia spojrzeniem. To wcale nie znaczyło, że miał
rację. To ona po prostu jest zbyt roztrzepana i nieuważna. Poza tym, gdyby się
tu nie zjawił i nie zaczął niepotrzebnej dyskusji, nic by się nie stało. Wytarłaby
ten kurz i nawet by o niczym nie wiedział.
Westchnął
cicho. Nawet nie umiał się na nią złościć. A gdyby mógł, sam by wszedł na te
meble by zetrzeć dla niej ten cholerny brud. Bez słowa wyciągał do niej rękę,
aby pomóc jej zejść. Wolał już nie ryzykować pozwalając jej to czynić samej.
-
Druga też – zażyczyła sobie, sama wyciągając do niego obydwie ręce. Wyglądała w
tym momencie, jak mała dziewczynka. I tak też trochę się czuła. Podobało jej
się to uczucie. Gdy chwyciła go za obie dłonie i zeskoczyła tuż obok. Szkoda
tylko, że nie była już tą małą dziewczynką i nie opadła na dół z tą specyficzną
dla dzieci lekkością. – Muszę się przyzwyczaić, że już nie leżysz całymi dniami
w łóżku…
-
Tego chyba chciałaś…
-
Tak… Tego chciałam – przyznała cicho odwracając od niego wzrok. Tego chciała. I
nagle zdała sobie sprawę, że wszystko to, po co z nim zamieszkała, właściwie
już zostało spełnione. Jej rola dobiega powoli końca, o ile już tak się nie
stało. Bo jakby się głębiej zastanowić… Co ma tu jeszcze do zrobienia? Tom dał
się przekonać do rehabilitacji, wstał z łóżka. Zaczyna powoli wracać do życia. Początkowo
jeszcze zależało jej na rozwodzie… Z czasem jednak ta kwestia straciła na
znaczeniu. Na ten moment stała się nawet przerażająca. To przecież jedyna
rzecz, która ich jeszcze jakoś łączy. Jeśli podpiszą ten kawałek papieru
kończący ich związek, który tak naprawdę nigdy nawet nie zaistniał… Wszystko
inne również się dla nich skończy. Nie będzie już nadziei. Olivia wróci do Las
Vegas, Tom zostanie w Los Angeles… I każde z nich będzie żyło, jak gdyby nigdy
nic się nie wydarzyło. Albo raczej
udając, że nic się nie wydarzyło.
Dwie miotające się,
zagubione dusze… Tak bardzo do siebie podobne. Tak bardzo siebie łaknące. Tak
bardzo otulone strachem i niepewnością. To się nie skończy, dopóki Ty o tym nie
zadecydujesz. Powiedz, jak długo chcesz jeszcze być za swoją ścianą,
oddzielającą Cię od samego siebie?
Ten
dzień zdawał się mu minąć niezwykle szybko. Być może dlatego, że przez jego większą część był zajęty rehabilitacją. Znowu
spędził z Kathlyn kilka dobrych godzin na ćwiczeniach. Przywykł już do jej
obecności, nie była już dla niego tak krępująca jak na początku. Udało mu się
nawet ją polubić. Choć nie widział w jej osobie, aż tyle zalet, co jego brat.
Ten potrafił opowiadać o niej godzinami, czego czasem nie dało się już słuchać.
Gitarzysta jednak starał się być cierpliwy i w milczeniu znosił to wszystko,
uśmiechając się i przytakując co trochę. Nie mógłby przecież uczynić inaczej. Widział,
że rehabilitantka wpadła w oko jego bliźniakowi i właściwie tylko z jego
powodu, jeszcze nie zaczął działać w żaden konkretny sposób. Miał nadzieję
jednak, że Bill w końcu się otrząśnie. Ta jego nagła potrzeba zachowania
moralności była irytująca, a Gitarzysta nie chciał być przyczyną, przez którą
jego brat nie chce się umówić z dziewczyną na randkę. Chyba i bez tego,
wystarczająco już wszystkim namieszał w życiu. Ciągle ktoś podporządkowywał się
tak, by to jemu było lepiej. To nie może dłużej trwać. Nie jest pępkiem świata,
nie chciał nim być. Zbyt mocno zależało mu na bliskich. Zasługują, aby móc
skupić się teraz na sobie, na własnym życiu. W szczególności Olivia i Bill… Ten
drugi był najmniejszym problemem. To jego brat. Znał go, wiedział, że zawsze
sobie poradzi. Jeśli przetrwał już tyle podłego zachowania i bólu z jego
strony, przetrwa wszystko inne. Poza tym, Bill to Bill. Jeśli faktycznie coś
poczuł do rehabilitantki, nigdy w życiu sobie nie odpuści. Nie spocznie dopóki
coś się między nimi nie zrodzi. Będzie walczył o swoje. Bo kto, jak kto, ale on
wierzy w te wszystkie duperele o przeznaczeniu, o niezwykłej, pięknej miłości… Czasami
sprawiał wrażenie, że mógłby uwierzyć nawet w istnienie magii. Nie raz
przychodził do Toma, mówiąc coś o tym, że wszechświat go wysłuchał. A ten
patrzył tylko na niego wielkimi oczyma, kompletnie nic nie rozumiejąc. Ale taki
był właśnie jego młodszy brat. Nieustannie wierzący w coś, czego inni nawet nie
potrafili dostrzec. Dryfujący pośród swoich marzeń i nadziei. I przy tym prawie
nigdy nie wątpił. W przeciwieństwie do Toma. Muzyk ostatnio nie miał ani
jednego dnia wolnego od swoich lęków i wątpliwości. Nawet dziś, pomimo swojego
dobrego nastroju. Nastroju, który chyba po prostu gdzieś wyparował.
Poczuł
rozczarowanie, gdy skończył swoją pracę z Kathlyn i nagle okazało się, że jest
zupełnie sam. Olivia wciąż nie wróciła z pracy. Nie wiedział nawet kiedy
wyszła. Nie spędzał z nią zbyt wiele czasu i coraz mocniej za tym tęsknił. Brakowało
mu też pewności, czy to, że się od niej odsunął w ogóle przynosiło pożądane
przez niego efekty. Bo miał wrażenie, że po prostu stanęli w miejscu. Nic poza
tym. Olivia nagle nie zaczęła zmieniać swojego życia przez to, że dał jej od
siebie odpocząć. Czy to miało, więc jakikolwiek sens..?
Siedział
w salonie, w zupełnej ciszy a jedynym źródłem światła była stojąca w kącie
lampa. Jego głowę cały czas zaprzątały myśli o dziewczynie. Mętlik w uczuciach
nie był mu wcale obcy. To się chyba nigdy nie skończy. On nie potrafi tego
skończyć. Miał ochotę zapalić papierosa, lecz jak na złość nie miał go pod ręką.
Nie uśmiechało mu się przemieszczać do sypialni. Poruszanie się na wózku nie
było najwygodniejszym zajęciem i mimo wszystko wolał tego unikać kiedy tylko
się da. Westchnął ciężko i automatycznie spojrzał w okno, za którym panowała
już ciemność. A jej nadal nie ma… Nie powinna wracać sama o tak późnej porze. Powinien
po nią wyjść. Czekać każdego wieczoru przed wyjściem z jej pracy, witać
utęsknionym pocałunkiem, chwytać za rękę i prowadzić bezpiecznie do domu… Och,
gdyby tylko mógł tak po prostu ją całować, czy zagarniać ją w swoje objęcia…
Nawet nie pozwoliłby jej tam pracować.
Otrząsnął
się ze swoich głębokich przemyśleń i sięgnął po telefon, chcąc sprawdzić
godzinę. Nim jednak zdążył w ogóle podświetlić ekran, usłyszał hałas w
przedpokoju. Ktoś dosłownie wpadł do mieszkania od razu zatrzaskując za sobą
drzwi i zamykając je na klucz. Przeniósł swój wzrok w kierunku wejścia do
salonu, ale nikogo w nim jeszcze nie ujrzał. Serce zaczęło bić mu mocniej w
piersi. To wszystko wydało mu się zbyt niepokojące.
-
Olivia?! – zawołał, cały czas wyczekując pojawienia się dziewczyny. Był pewien,
że to ona. I niestety, ale przeczucie podpowiadało mu, że stało się coś złego.
– To ty?! – Jego głos ponownie rozbrzmiał po mieszkaniu, gdy nie uzyskał
odpowiedzi. Dochodził do niego jedynie dziwny dźwięk, przypominający szloch.
Skłoniło go to, aby przenieść się na swój wózek. Musiał sprawdzić co się
dzieje.
-
Tak! – Po chwili dotarł do niego jej niewyraźny głos. Zmarszczył swoje grube
brwi, zastanawiając się, dlaczego wciąż nie wyszła z przedpokoju. Nie zamierzał
dłużej na to czekać. Mimo że się odezwała i tak był zaniepokojony.
-
Co się dzieje? Dlaczego nie wchodzisz? – Podjechał sprawnie pod wejście od
holu, wytężając swój wzrok, by w panującym tam półmroku dostrzec postać Olivii.
Nie rozumiał, czemu nadal tkwiła w miejscu. – Liv?
-
Nie chciałam, żebyś mnie widział – wypaliła w pełni szczerze, robiąc przy tym
kilka kroków w jego kierunku. Teraz już i tak było jej wszystko jedno, skoro sam
się tu pofatygował. Liczyła na to, że uda jej się przemknąć niezauważalnie do
pokoju, lecz sama sobie to uniemożliwiła robiąc zbyt wiele hałasu swoim
powrotem.
Mężczyzna
nie wiedział, co ma myśleć o jej słowach. Dopiero, gdy ujrzał jej twarz,
rzeczywistość uderzyła w niego ze zdwojoną siłą a serce niemal wyskoczyło z
piersi. Jego dłonie automatycznie zacisnęły się na kołach wózka. Nie pamiętał
kiedy ostatni raz tak podskoczyło mu ciśnienie a wściekłość wypełniła każdą
komórkę jego ciała.
-
Co się stało? – wydusił patrząc cały czas na jej rozmazaną od makijażu, zapłakaną,
twarz. – Ktoś cię skrzywdził? – kolejne pytaniem z trudem przeszło mu przez gardło.
Na samą myśl coś nim telepało w środku. A wściekłość potęgowała się jeszcze
mocniej, gdy wiedział, że nie może wstać z tego cholernego wózka i po prostu
wyjść, by wymierzyć sprawiedliwość człowiekowi, przez którego z tych niewinnych,
niebieskich tęczówek wylały się dziś strumienie łez.
Ku
jego uldze, Olivia zaprzeczyła ruchem głowy. Niemniej, nie satysfakcjonowała go
ta odpowiedź. Coś musiało być nie tak. Nie był pewien, czy może jej do końca ufać
w tej odpowiedzi. Na szczęście nie musiał wcale na nią naciskać, by sama zaczęła
mówić. Kiedy tylko się pojawił, od razu zmiękła wiedząc, że niczego przed nim
nie ukryje. Wiedząc, że potrzebuje by wiedział i mógł ją wesprzeć. Potrzebowała
tego.
-
Miałeś rację… - wyznała cicho opadając na kolana tuż przed jego nogami. Nadal
niczego nie pojmował. – Jestem głupia i naiwna, przepraszam… - uniosła na niego
swoje zapłakane spojrzenie. Serce mu pękało na ten widok. – Znając swoje
szczęście, powinnam była trzymać się od tego miejsca z daleka. Wiesz, nawet
mnie to nie dziwi… To było do przewidzenia… - dodała z goryczą w głosie. Jej
głowę wypełniały wspomnienia. I nie były to wspomnienia z dzisiejszego
wieczoru. Te były dużo gorsze, dużo bardziej bolesne. Te, które zagnieździły
się w niej już na zawsze. I nigdy nie znikną. Nauczyła się o tym nie myśleć na
widok swojego dziecka, lecz nie umiała całkowicie wymazać tego ze swojej pamięci.
Ze swojej przeszłości. Po prostu nie da się wyrzucić czegoś do kosza. Życie
byłoby dużo prostsze, gdyby faktycznie można było usuwać z niego to co gorsze.
-
Powiesz mi co się stało? – zapytał łagodnie. Choć nie było to dla niego łatwe,
zdobył się na wewnętrzny spokój, by móc ofiarować jej swoje wsparcie. Miał wrażenie,
że za tym wszystkim kryje się coś dużo głębszego. Obawiał się tego. Teraz, gdy
była mu tak bliska, tak bardzo ważna… Nie mógł sobie wyobrazić jej cierpiącej.
-
Na szczęście nic, poza tym, że ktoś przywrócił mi bolesne wspomnienia – szepnęła
układając głowę na jego kolanach. Od razu zaczął gładzić jej włosy wkładając w
to jak najwięcej czułości, której tak potrzebowała. Gdyby mógł zrobiły znacznie
więcej. Gdyby się dało, gdyby wiedział jak… - Przyciągam do siebie samych psycholi… Co ja mam w sobie takiego,
Tom? Przecież… Już trzeba być naprawdę chodzącą porażką, by kolejny raz w życiu
spotkało cię to samo…
-
Liv, czy ktoś cię skrzywdził? – powtórzył jeszcze raz tego wieczoru, to samo
pytanie. Tym razem jednak nieco dobitniej. Wiedział, że o czymś wciąż mu nie
mówi. Jej słowa cały czas były owiane tajemnicą.
-
Dziś nie – odparła podnosząc głowę a ich spojrzenia zetknęły się ze sobą. W tym
momencie nie potrzebował już niczego więcej. Jej oczy były odpowiedzią na
wszystkie pytania. Skrywały w sobie bolesną drogę wprost do jej okaleczonej
duszy. – Dziś miałam więcej szczęścia niż rozumu, najwyraźniej – Uśmiechnęła
się krzywo, sama już nie wiedząc czy ma się śmiać czy płakać. Czuła się żałośnie.
Znowu przeżywała swój tragiczny los. Teraz, gdy nauczyła się życia na nowo,
znowu coś musiało niszczyć jej świat. Nigdy nie będzie na tyle silna, by stawić
temu sama czoła.
Coś
ściskało go w żołądku, mdliło, sprawiało, że robiło mu się słabo. To wizje,
które przedzierały się przez jego umysł. Nie potrafił tego znieść. Pomieścić w
sobie tych wszystkich uczuć. Miał kolejny powód, by nie wierzyć w dobro tego
świata. By nie wierzyć w istnienie Boga. Nigdy już nie ujrzy w tym sensu.
-
Chodź tu, proszę… - Wsunął dłonie pod jej pachwiny, skłaniając do tego by się
podniosła i usiadła na jego kolanach. Chciał ją po prostu przytulić i być może
sam potrzebował tego bardziej od niej. Nie sprzeciwiała się temu. Właściwie
tylko na to czekała. Bez wahania wdrapała się na jego kolana, od razu obejmując
rękoma kark i wtulając się w niego z ufnością. W tym momencie wszystkie emocje,
które w sobie dotychczas dusiła, wybuchły niczym bomba. Po raz kolejny tego
wieczoru, zaniosła się płaczem czując boleśnie, jak cała się rozpada od środka.
Gitarzysta odruchowo ścisnął ją mocniej w swoich ramionach nie mogąc uczynić w
tej chwili nic więcej, by jej ulżyć. Znowu ta bezradność. Jej jednak było
lepiej w jego ramionach niż gdziekolwiek indziej. Nareszcie mogła poczuć, że nie jest sama. Że
komuś na niej zależy. Tulił ją do siebie pozwalając na okazanie swojej słabości
i nie wymagał niczego w zamian. Tyle jej wystarczyło.
I hope that you see right through my walls
I hope that you catch me 'cause I'm already falling
I'll never let our love get so close
You put your arms around me and I'm home*
Od
początku wiedział, że ta praca jest najgorszym z możliwych pomysłów. Mimo
wszystko nigdy nie chciał, by jego przypuszczenia musiały się urzeczywistnić. Żałował,
że w ogóle coś takiego wpadło mu do głowy. Bo jeżeli faktycznie wierzyć w te
wszystkie brednie o przyciąganiu, może to właśnie on ściągnął to na Olivię. Nie
spodziewał się jednak, że za tym mogłoby się kryć coś jeszcze więcej. Jej
przeszłość. Nie miał bladego pojęcia o tym, co wydarzyło się w jej życiu. Właściwie
bardzo niewiele wiedział o jej przeszłości. I to był chyba odpowiedni moment,
żeby zacząć to w końcu zmieniać. Może nie mógł być dla niej kimś więcej,
mężczyzną jej życia. Może nie mógł być jej księciem z bajki. Bo był tylko
zwykłym kaleką, który rozpieprzył jej życie. Ale mógł być dla niej przyjacielem.
Mógł być dla niej oparciem, którego potrzebowała. Chciał nim być. Dzięki temu
miał ją blisko siebie. Czuł się dla niej ważny. I nie uważał tego za egoizm, bo
był pewien, że ona też tego chce.
Czasem
próbujesz zastąpić miłość, stworzoną przez siebie atrapą. Często jest nią
przyjaźń. Przyjaźń… Nawet ta najprawdziwsza, najszczersza… zawsze będzie tylko
nieudolną próbą wypełnienia pustki. Obiecuję Ci, że każdego dnia będziesz to
czuł. Będziesz czuł miłość, której nie chcesz do siebie dopuścić. Miłość,
której nie potrafisz Jej wyznać. A uwierz, kochasz ją. Kochasz tak bardzo, ze
sam nie jesteś w stanie pomieścić w sobie tej miłości…
Czuła
się dobrze z tym, że nie musi rozdrapywać starych ran. Wyjaśniać mu
wszystkiego. Nie wymagał tego od niej. Mogła po prostu być, napawać się jego
ciepłem i bliskością. Zapominać o całym złu tego świata.
Te
noc spędzili razem. Muzyk znowu pozwolił jej wybrać jakiś film, typu dramat,
wyciskający łzy. Widział już ich tak wiele, że powoli się przyzwyczajał. Nie
tylko do tego gatunku filmów, ale w pewien sposób również zaczął porównywać to
wszystko do życia realnego. Nie każdy kończył się szczęśliwie, ale każdy z pewnością dawał do myślenia. Dowiedział
się też czegoś nowego o Olivii, że nawet gdy jest smutna, ogląda smutne filmy.
Trudno było mu to pojąć, bo przecież w ten sposób tylko pogarszała swój nastrój…
ale widocznie coś musiało w tym być. Dziś jednak wcale się nie wzruszała. Sprawdzał
co jakiś czas stan jej niebieskich tęczówek, czy przypadkiem znowu nie wylewają
strumieni łez. Na szczęście tak nie było. Dziewczyna nawet nie wytrzymała do
końca filmu, ponieważ zwyczajnie zasnęła, wtulona w jego klatkę piersiową. Była
wykończona po całym dniu i dodatkowych „atrakcjach”, które zapewne długo
pozostaną w jej pamięci. I w jego również. Nie chciał już dziś zagłębiać się w
ten temat, wolał z tym poczekać na odpowiedniejszy dla nich czas. Nie musieli
się spieszyć…
Sam
dokończył oglądanie filmu, gładząc przy tym nieustannie Olivię po włosach. Nie
mógł się znowu wyzbyć z siebie tego dziwnego uczucia… bliskości między nimi. Czuł
się, jakby łączyło ich coś niezwykłego. Leżała w jego łóżku, obok niego. Tuliła
się do jego piersi. Jej zapach unosił się w powietrzu przyjemnie drażniąc jego
nozdrza. Mógł trzymać ją w swoich objęciach, dotykać jej włosów, skóry. Miał ją
w tej chwili tylko dla siebie. Zupełne jakby była jego. Kto ośmieliłby się
powiedzieć, że nie jest, gdyby ujrzał ich w tej sytuacji..?
Z
ostrożnością odkładał komputer na podłogę, by pod żadnym pozorem nie wybudzić
dziewczyny ze snu. Zgasił lampkę i na nowo objął ją swoim ramieniem, nie
zamierzając tej nocy wypuszczać jej ze swoich objęć nawet na chwilę. Jej sen
był spokojny, czuła się przy nim dobrze i bezpiecznie. To tylko utwierdzało go
w przekonaniu, że obydwoje są tam, gdzie być powinni. I może… może jeszcze potrafił
być dla niej mężczyzną..?
Złożył
krótki pocałunek na jej czole, po czym oparł brodę o czubek jej głowy przymykając
powieki. Napawał się ich bliskością jeszcze długo, pozwalając sobie zapomnieć o wszelkich barierach, które od
pewnego czasu stały między nimi. Chciał chociaż tej jednej nocy czuć się, jakby
nigdy nic złego się nie wydarzyło. Wierzyć, że kocha miłością odwzajemnioną. I,
że nikt ani nic nie odbierze mu skarbu, który tak usilnie próbuje ukryć w
swoich ramionach…
Dla Ciebie mógłbym wszystko zmienić
Mógłbym nawet uwierzyć
Naprawdę na dużo mnie stać
Mógłbym nawet uwierzyć
Naprawdę na dużo mnie stać
Najchętniej zamknąłbym Cię w klatce,
Bo kocham na Ciebie patrzeć
Naprawdę na dużo mnie stać
Bo kocham na Ciebie patrzeć
Naprawdę na dużo mnie stać
To wszystko czego chcę
To wszystko czego mi brak
To wszystko czego ja nigdy nie będę miał**
To wszystko czego mi brak
To wszystko czego ja nigdy nie będę miał**
***
*Christina Perri – Arms
**Myslovitz – Dla
Ciebie
***
Drogi Czytelniku,
będzie mi bardzo miło, gdy zostawisz swoja opinię w komentarzu.
Kilka słów od Ciebie jest dla mnie jedyna nagroda za moja pracę oraz motywacja do dalszego publikowania swojej twórczości.
***