niedziela, 23 listopada 2014

18. "Wir haben uns. Wir haben Angst. Wir kommen nirgendwo an. Wir sind Träumer..."

Kolejny ranek jak zwykle przywitał Los Angeles bezchmurnym niebem obdarzając mieszkańców ciepłymi promieniami słońca. Tak ładna pogoda za oknem napawała pozytywną energią. A owej, tego dnia, wcale nie brakowało Olivii, która obudziła się w wyśmienitym humorze. Podobnie jak i również Tom. Obydwoje zdawali się być jak nowo narodzeni, co najmniej, jakby w ich życiu stał się jakiś cud. A przecież nie wydarzyło się nic wielkiego. To tylko kilka słów, kilka gestów, kilka wspólnych chwil… I świat przybiera zupełnie nowych, lepszych barw. Relacja między dwojgiem młodych ludzi zmieniła się diametralnie. Jeszcze tydzień temu nikt by nie powiedział, że to w ogóle możliwe. Tymczasem potrafili rozmawiać ze sobą bez żadnych spięć, dogadywali się tak, jakby znali się od lat i nie było między nimi ograniczających ich blokad.
Od razu po śniadaniu, Olivia pomogła Tomowi ponownie w wyborze ubrań na ten dzień. Spodziewał się dziś gości, więc chciała, by czuł się przy nich jak najlepiej. A odpowiedni wygląd, to już pierwszy krok do sukcesu oraz zmiany swojego nastawienia. Tym razem nie czuła się już tak dziwnie grzebiąc w jego rzeczach… Przynajmniej do czasu, gdy nie natknęła się na damskie ciuchy, których nigdy wcześniej tu nie widziała. To był moment, w którym coś nią wstrząsnęło. Jakby ktoś znienacka wylał na nią wiadro zimnej wody. I nie rozumiała, dlaczego reaguje w ten sposób. Przecież wiedziała, że istnieje w życiu Toma ktoś jeszcze. Jego dziewczyna. Wiedziała o tym kilka miesięcy temu, gdy z nim flirtowała w barze, gdy całowała jego usta, gdy tuliła się do jego nagiego torsu… Gdy brała z nim ślub. Wiedziała o tym także po wypadku, po powrocie do domu, po przyjeździe do Los Angeles. To, że jej nie widziała, nie oznaczało, że jej nie było. A chyba wolała nie mieć tej świadomości. Świadomości, która zaskakująco dogłębnie i mocno ją dotykała.
- Nienawidzę zakładać tych pieprzonych skarpetek – Drgnęła wyrwana z głębokiego zamyślenia, słysząc za sobą zirytowany głos Gitarzysty, który właśnie wysilał się by wcisnąć bawełniany materiał na swoje stopy. Musiała się w tej chwili ogarnąć, by nie zauważył, że cokolwiek jest nie tak. Nie powinna się tak zachowywać. Nie powinna… Mieć wyrzutów sumienia. W końcu, to ona tu teraz była… Nie Ria. To ona gotowała, sprzątała i prała dla Toma. To ona o niego dbała i zajmowała mu czas… I ona również wpieprzyła się między dwoje ludzi…
- Gdybyś nie był taki uparty i dał sobie pomóc, nie musiałbyś się męczyć – mruknęła odwracając się w jego kierunku wraz z wybranymi przez siebie rzeczami.
- Jeszcze nie zwariowałem, żebyś musiała mi skarpetki zakładać.
- No naprawdę, to byłoby istne szaleństwo – stwierdziła kręcąc przy tym z dezaprobatą głową i podeszła do niego podając mu jego rzeczy. – Mam rozumieć, że w niczym nie dasz sobie pomóc?
- Umiem się ubrać, naprawdę. Sama widziałaś, że umiem… - rzekł unosząc na nią swoje spojrzenie. – Poza tym… Chciałaś, żebym zaczął żyć czy coś tam… No to chyba powinienem się nauczyć, sam sobie radzić? – zapytał, zaskakując ją tym bardzo. To nie było głupie. Miał rację. Powinna pozwolić mu działać samemu, nie może całe życie skakać wokół niego, jak wokół małego dziecka. Dziecko już jedno ma…
- Dobrze, to ja też się przygotuję w tym czasie do pracy – westchnęła kierując się od razu do wyjścia. O siebie również musiała trochę zadbać.
- Musisz tam iść?
- Muszę, Tom. Chyba nie chcesz znowu zaczynać tego tematu? – spojrzała jeszcze na niego wymownie, gdy jego głos zatrzymał ją przy drzwiach. Ostatnia ich rozmowa na temat jej nowej pracy była dosyć burzliwa, ale sądziła, że doszli do jakiegoś porozumienia.
- Nie… Po prostu miałem jeszcze nadzieję, że może zmieniłaś zdanie. Poza tym… Kto będzie mnie bronił, jak ciebie nie będzie?
- Poradzisz sobie, jesteś dużym chłopcem. Pamiętasz, co mi obiecałeś?
- Pamiętam – potwierdził. Nie zapomni tej chwili chyba już do końca swojego życia.
- To dobrze. Pamiętaj, że wszystko co teraz robisz jest częścią tej obietnicy.
- Wiem.
- Ubieraj się, bo przyjaciele zastaną cię w samych gaciach jak tak dalej pójdzie – ponagliła go i posyłając mu swój uśmiech, zniknęła za drzwiami zamykając je za sobą. Westchnął ciężko zostając znowu sam ze swoimi myślami. Obawiał się trochę spotkania z chłopakami, dawno się nie widzieli. A ostatnim razem, nie był dla nich zbyt miły. Dla nikogo nie był. Wiele się zmieniło… Ale czy będzie potrafił rozmawiać z nimi jak kiedyś? W dodatku czuł się niepewnie, gdy Olivii nie było w pobliżu. Ona stała się jego ostoją. Emanowała od niej aura, która pozwalała mu zachować spokój i trzeźwe myślenie. Sprawiała, że potrafił myśleć szerzej i chować swoją cholerną dumę w kieszeń, przynajmniej na jakiś czas. A wtedy nagle wszystko jakby się układało, jakby jego przyszłość nie była całkiem stracona…

Długa droga jeszcze przed Tobą nim zrozumiesz, że Twoja przyszłość leży w Twoich rękach.

Siedział na łóżku a jego nogi zwisały swobodnie. Stopy stykały się z podłożem, którego nie czuł. Przypatrywał się im beznamiętnie od dłuższego czasu, próbując zrozumieć dlaczego wyglądają na całkiem zdrowe, a odmawiają mu posłuszeństwa. Chciałby móc poczuć ten cholerny dywan pod nogami. Chciałby móc wstać i po prostu wyjść z tego pokoju.

Nie możesz.
Nie możesz.
Nie możesz.

Dwa wyrazy huczały mu w głowie przyprawiając go nieustannie o białą gorączkę. Tak bardzo dobitne.

Może byś mógł, gdybyś naprawdę chciał.

Przymknął powieki oddychając głęboko. Musiał się uspokoić, wziąć w garść. To nie był odpowiedni moment, żeby znowu zacząć się nad sobą użalać. Właściwie od wczoraj, już żaden moment nie będzie nigdy na to odpowiedni. Złożył obietnicę, której musi dotrzymać. Od jego decyzji i postępowania zależy również życie kogoś innego. Wcześniej tego nie rozumiał, nie zastanawiał się nad tym. Jego egoizm pozwalał mu na nieustanne trwanie w bezczynności. Nie umiał już dłużej być tym egoistą. Padło zbyt wiele słów, spojrzeń i gestów. I choć trudno było uwierzyć, że cokolwiek jeszcze może się w jego życiu zmienić, on musiał mieć nadzieję. Nie sądził, że jest jeszcze zdolny, by ją w sobie odnaleźć. Może to dlatego, że wcale jej nie szukał. Olivia robiła to za niego. Z upartością największej oślicy, każdego dnia. Kiedy tylko o tym myślał, uśmiech automatycznie wkradał się na jego twarz. Każda najdrobniejsza myśl o tej kobiecie, sprawiała, że czuł się tak niewyobrażalnie dobrze.
- Tom, wychodzę już – Uniósł swój nieprzytomny wzrok, gdy dotarł do niego jej głos. Stała w drzwiach uśmiechając się pogodnie. Wyglądała całkiem zwyczajnie, jej nowa praca nie wymagała specjalnego ubioru. Ale według niego i tak była piękna. Nawet w tym powyciąganym swetrze i dżinsach. Właśnie w takiej kreacji była najpiękniejsza. A jeszcze piękniejsza potrafiła być, gdy trzymał ją nagą w swoich ramionach… - Bądź grzeczny.
- Jasne, powodzenia – odparł pospiesznie zdając sobie sprawę, że od dłuższej chwili wgapiał się w nią, jak popaprany a jego głowę zaczynały zaprzątać bardzo nieprzyzwoite myśli. Zdążył poczuć, jak robi mu się gorąco. Olivia na szczęście w porę wyszła, nie dostrzegając wypieków na jego twarzy. Znowu mógł się poczuć jak dzieciak. Już dawno nie fantazjował o żadnej dziewczynie. Nie czuł się z tym zbyt komfortowo. To nie było w jego stylu. Zawsze mógł mieć wszystko o czym pragnął, więc nie musiał o tym marzyć.

All along it was a fever
A cold sweat, hot-headed believer
I threw my hands in the air I said show me something
He said if you dare come a little closer*


- Nowy Jork? A może coś bardziej szalonego? – Mężczyzna opadł na kremową pościel tuż obok brunetki, która od dłuższego czasu leżała na brzuchu, przed laptopem przeglądając różne strony w Internecie. Omawiali właśnie miejsce swojego przyszłego zamieszkania. Nie mogli przecież do końca życia ukrywać się w hotelu, choć to było całkiem przyjemne i wygodne pod wieloma względami.
- Na przykład?
- Tokio – uśmiechnął się szeroko, gdy uniosła na niego swoje zdziwione spojrzenie. Nie spodziewała się po nim takich klimatów. Jego jednak od zawsze kręciły wielkie miasta, goniące za rozwojem technologii. Nieustannie tętniące życiem. Zawsze chciał odwiedzić Japonię, szczególnie właśnie Tokio. I nawet udało mu się spełnić to marzenie. Mimo to, nigdy nie myślał, by zamieszkać tam na stałe. Ale teraz… Teraz kiedy cały świat stał przed nim otworem, kiedy zamierzał odmienić całe swoje życie… Nie miał żadnych oporów. – Co o tym myślisz?
- To naprawdę szalone – roześmiała się głośno. Trudno było jej wyobrazić sobie, siebie w takim miejscu. Obawiała się dalekich wyjazdów, do obcych krajów. Nawet tych anglojęzycznych… a teraz miałaby zamieszkać w Azji? – ale jeśli ty tam będziesz, ja też chcę tam być – dodała spoglądając mu głęboko w oczy. Uwielbiał te momenty. Kiedy zatapiał się w jej spojrzeniu odczuwając spokój i pewność. Jakby były odpowiedzią na wszystkie wątpliwości.
- Olivka… Czy to możliwe, żeby w tak krótkim czasie móc kogoś… pokochać? - ostatni wyraz z trudem przeszedł mu przez gardło. Słowo KOCHAĆ przybierało nagle zupełnie innego znaczenia.
Nie odpowiedziała mu od razu. Odwróciła zmieszany wzrok skupiając go na klawiaturze komputera. Czuła, jak jej serce zaczyna bić dwa razy mocniej. Zdawała sobie sprawę z powagi wypowiedzianych przez niego słów. I choć nie było to dosłowne, brzmiało niemal jak wyznanie miłości. Między wierszami słyszała wyraźnie: „kocham cię, tylko jeszcze nie jestem pewien, czy to w ogóle jest możliwe. Kocham cię tylko jeszcze nie umiem przyznać się do tego przed samym sobą.”
- Myślę, że tak… - Przerwała panującą między nimi ciszę, na powrót obdarzając go swoim ciepłym spojrzeniem. - Można pokochać kogoś bezgranicznie, w tak krótkim czasie. Więź nadaje sensu, nie czas spędzony razem. Po prostu… trzeba to czuć – powiedziała cicho, dokładnie to co sama czuła. Wierzyła w to, jak w nic innego na świecie. Teraz i on również mógł uwierzyć.


Round and around and around and around we go
Oh, now, tell me now, tell me now, tell me now you know*


Odgłos, najpierw otwieranych a następnie zamykanych drzwi dochodzący z przedpokoju, był dla niego znakiem, że jego goście właśnie przybyli. Poczuł lekki stres słysząc coraz wyraźniejsze głosy oraz zbliżające się kroki. Od dawna nie widział się z przyjaciółmi, nie wiedział jak będą zachowywać się wobec niego. A tego obawiał się chyba najbardziej. Brakowało mu pewności siebie i nie wynikało to przez brak zaufania do chłopaków z zespołu, ale bardziej z tego, że czuł się jak trędowaty. I uważał, że jego kalectwo automatycznie stawia go w tym gorszym świetle. Sam pamiętał swoje myśli, które nie raz krążyły mu w głowie na widok osoby niepełnosprawnej. Nigdy z nich nie szydził, niemniej zawsze odczuwał dużo współczucia, a nawet litości dla takich ludzi. Nie chciał tego samego dla siebie. Nie potrzebował. Tylko, że nie ma zbytnio wpływu na to, co ktoś sobie o nim pomyśli.
- Cześć, Tom. Możemy? – Zza drzwi wychyliła się blond głowa jego brata, który najprawdopodobniej został wysłany na obadanie terenu. Mężczyzna skinął tylko głową dając im przyzwolenie a sam jednocześnie próbował się rozluźnić i wymusić na swojej twarzy jakiś przyjemniejszy wyraz. Lekki uśmiech by nie zaszkodził. Od pierwszego wrażenia też wiele zależy. Co innego, gdy zobaczy się przed sobą ponurego faceta, który wygląda, jakby nie miał ochoty dłużej żyć a co innego, gdy będzie sprawiał wrażenie pozytywnie nastawionego. On był gdzieś pomiędzy tymi dwoma opcjami.
- Cześć, stary!
Nie kazali mu długo na siebie czekać. Po krótkiej chwili cała trójka zawitała w jego sypialni. Georg od razu do niego podszedł podając mu rękę i obejmując go przyjaźnie. Gustav zaraz uczynił podobnie i obydwaj uśmiechali się przy tym serdecznie. Zupełnie, jakby wpadli w odwiedziny do kumpla jak za dawnych lat. Niemniej, sądził, że po tym radosnym przywitaniu nastanie niezręczna cisza, która będzie musiał zapełnić Bill. Mylił się jednak. Muzycy wcale nie wydawali się być skrępowani, czy w jakikolwiek inny sposób ograniczani. Georg usiadł obok niego, a Gustav naprzeciwległym fotelu.
- Trudniej się do ciebie dostać niż, gdy fanki okupowały wasze mieszkanie – stwierdził Perkusista opierając się wygodnie o miękkie oparcie fotela. Tom uśmiechnął się na myśl o Olivii, która tak zacięcie go wczoraj broniła. – Przyznam, że zaskoczyłeś mnie wyborem kobiety.
- Oj tak. Wydaje się być zbyt dominująca, jak na ciebie – dorzucił ze śmiechem Georg. – Właśnie, gdzie ona teraz jest? – Przeniósł swoje zaciekawione spojrzenie na milczącego Gitarzystę.
- Poszła do pracy…
- Jakiej pracy? – wtrącił zdziwiony Bill. Nie wiedział nic na ten temat. Co prawda, Olivia ostatnio się na niego obraziła, ale praca to chyba nie jest coś, co się dzieje z dnia na dzień.
- Uparła się na pracę w tej spelunie u nas. Nie udało mi się wybić jej tego z głowy – wyjaśnił bez entuzjazmu. Nadal nie podobał mu się ten pomysł. I był pewien, że wcześniej czy później, dziewczyna sama się do tego przekona. Oby tylko nie musiała zbyt mocno żałować, że go nie posłuchała. Nie chciał, by stało jej się coś złego.
- Cóż, widać kto rządzi w tym związku – rzucił zadziornie Geo, na co jego przyjaciel obdarzył go tylko swoim surowym spojrzeniem. Jeśli chodzi o poziom dokuczliwości, czy żartów to na pewno się nie zmieniło. – Powiem szczerze, że wczoraj nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. Ale widzę, że to głębsza sprawa i chętnie bym ją poznał. Może się pomyliłem.
- Oczywiście, że się pomyliłeś – zapewnił go nie mając co do tego najmniejszych wątpliwości. – Po prostu nie możesz pogodzić się z tym, że kobieta mówiła ci co możesz, a czego nie – Posłał mu swój wredny uśmiech odgryzając się przy tym za wcześniejszą uwagę. Zdecydowanie nic się między nimi nie zmieniło.
- Myślę, że nie powinniśmy obgadywać Olivii za jej plecami. Sami ją poznacie, gdy wróci z tej swojej pracy – Wokalista przerwał im dyskusję, która według niego do niczego nie prowadziła. I była w tym słuszność. Sam nie chciałby, żeby ktoś mówił o nim w taki sposób pod jego nieobecność. – Jestem pewien, że się do niej przekonacie. To bardzo sympatyczna osoba.
- Właśnie – Tom poparł go bez wahania. Jemu najbardziej zależało, by jego przyjaciele polubili Olivię. Przede wszystkim dlatego, żeby ona mogła czuć się przy nich dobrze. Po ostatnim spotkaniu z nimi miała wyrzuty sumienia i zapewne obawiała się kolejnego. A nie powinno tak być. – To może opowiecie teraz co u was? U mnie jak widać, bez większych zmian.
- Zależy, jak na to spojrzeć. Nowa kobieta w życiu to ogromna zmiana. A wasza historia w ogóle jest szalona…
- Wolałbym się jednak w nią nie zagłębiać.
- Szkoda, bo w sumie nie mieliśmy okazji jeszcze o tym pogadać a chętnie poznałbym więcej szczegółów.
- Może kiedyś – uciął nie będąc jeszcze gotowym na opowiadanie historii swojego życia.
- No dobra, nie naciskam. Będziesz chciał, to nam powiesz. Na razie lepiej skupmy się na twojej rehabilitacji. Dojrzałeś już do tego? Czy trzeba ci nakopać do tyłka?
- Raczej nie mam wyjścia, gdy stawiacie mnie przed faktem – rzekł poważnie, rzucając przy tym pełne wyrzutu spojrzenie bratu. Bill tylko zrobił minę w stylu „to wszystko dla twojego dobra” i nawet się nie odezwał. Tchórz.
- Słuchaj Tom, Bill i tak miał zbyt wiele cierpliwości. Na jego miejscu już dawno bym cię do tego zmusił. Więc chyba nie powinieneś narzekać, doceń te starania – Gustav bez zastanowienia stanął w obronie przyjaciela. Osobiście podziwiał go, że był w stanie zwlekać z tym wszystkim, aż tak długo. Patrząc każdego dnia, jak jego ukochany bliźniak zatraca się w sobie i dosłownie powoli znika.  Wszyscy najbliżsi zastanawiali się na co on tak naprawdę czeka… I w sumie nie wiedzą tego do dziś, ale nie to jest istotne. Bo w końcu zaczęło się coś dziać. W końcu z Tomem jest lepiej. W końcu coś się zmienia, na lepsze. Nieważne jest więc jakie były i są tego przyczyny.
- Z pewnością – bąknął pod nosem zaciskając mocno usta. Na język cisnęło mu się znacznie więcej słów. Dużo mniej przyjemnych. Trudno mu było się powstrzymać od wypowiedzenia ich na głos i rozpoczęcia zaciętej dyskusji. Bo na pewno nie skończyłoby się to dobrze i nikt nie wyszedłby stąd z uśmiechem na twarzy. Kolejni ludzie, którzy z taką łatwością potrafili ocenić sytuację. Ocenić jego. Bo to przecież… takie proste.

Pozwalasz, by słowa ugrzęzły Ci w gardle.
Próbujesz zachować pozory i udawać, że wcale się nimi nie dławisz… Podczas, gdy te zatapiają się w Tobie. Zamieszkują w Twojej duszy, aby pozostać w Tobie na zawsze.
Nigdy nie wypowiedziane.
Nigdy nie usłyszane.
Słowa.

Było kilka minut po dwudziestej drugiej, gdy młoda dziewczyna opuściła miejsce swojej pracy, wychodząc tylnymi drzwiami. O tej porze bar pękał w szwach a ona nie chciała narażać się na nieprzyjemności ze strony pijanych klientów. Wolała, żeby jej pierwszy dzień pracy dobiegł końca w spokoju. I co najważniejsze, aby w żadnym przypadku nie musiało okazać się, że jednak Tom miał rację. Nie tylko on miał dobrą znajomą noszącą zacne imię, duma. Wbrew pozorom mają ze sobą o wiele więcej wspólnego, niż ktokolwiek mógłby pomyśleć.
Odpowiadało jej, że mieszkanie Toma znajdowało się po drugiej strony ulicy. Nie musiała się martwić o późne powroty a dodatkowo mogła szybciej dotrzeć na miejsce. Dziś jakoś wyjątkowo nie mogła się doczekać ponownego spotkania z Muzykiem. Była ciekawa jak przebiegła wizyta jego przyjaciół. Trochę żałowała, że nie mogła przy tym być. W końcu to też jest jakiś krok na przód… Zaczynała czuć się trochę, jak matka obserwująca postępy swojego syna. To zdecydowanie nie było dobrym uczuciem. Tym bardziej, że ona ma już kogo obserwować… I wcale tego nie robi. Po raz kolejny zdecydowała się opuścić swoje dziecko próbując ułożyć sobie życie. Mimo że robiła to także dla niego, nie mogła wyzbyć się poczucia egoizmu. Nie ma gorszego uczucia dla matki, jak to, gdy zawodzi swoje jedyne dziecko. Nic nie było tak, jak powinno i nikt nie wiedział tego lepiej od niej samej. Myśl o tym, że już niedługo będzie lepiej, pozwalała jej przetrwać. Nadzieja, która niosła za sobą wiarę na tą lepszą przyszłość.
Zwolniła, gdy dochodziła już pod właściwy budynek. Musiała teraz spróbować w jakiś sposób zagłuszyć wyrzuty sumienia, wywołane przez myśli o swoim nieudanym życiu, nim pojawi się w mieszkaniu Toma. Nie potrzebowała, by jeszcze on cokolwiek zauważył i nie daj Boże, zaczął ciągnąć za język. Pewne tajemnice nie powinny wychodzić na światło dzienne. Przynajmniej do czasu, który sama nie uzna za odpowiedni.
Mimo później pory, zdecydowała się wykonać telefon do swojej matki. Nie dzwoniła do niej zbyt często. Przede wszystkim przez brak czasu, tyle się ostatnio działo. Cały czas się dzieje. Z drugiej strony natomiast, za każdym razem, gdy dzwoniła do domu czuła, jak się rozpada. Kontakt z bliskimi łamał ją. Zmuszał do myślenia o tym, co zostawiła za sobą w Las Vegas. O tym, gdzie jest, a gdzie powinna być.
- Olivia? Stało się coś? – Po kilku sygnałach kobieta odebrała, wyraźnie zaniepokojona nagłym telefonem od córki. Olivia odetchnęła głęboko i oparła się plecami o ścianę budynku zbierając jednocześnie w sobie siły. Nagle ogarnęło ją potworne uczucie zmęczenia. Zmęczenia życiem.
- Nie, nic się nie stało – zaprzeczyła łagodnie, by ją uspokoić. - Dzwonię tylko zapytać, co słychać?
- Trochę późną porę sobie na to wybrałaś.
- Wiem, wybacz. Nie miałam wcześniej na to czasu. Więc co u was?
- Wszystko w porządku. Tęsknimy tylko za tobą.
- Ja za wami też. Przyjadę do was w weekend.
- Dobrze by było. Powinniśmy chyba porozmawiać…
- O czym? – Zmarszczyła brwi przeczuwając już, że nie spodoba jej się temat owej rozmowy. Zbyt dawno nikt nie wtrącał się w jej życie. Widocznie nie mogło tak pozostać do końca. Przez chwilę wydawało się jej, że zdołała chwycić mocno za ster i samodzielnie kierować swoim statkiem. Niemniej, wystarczył moment, żeby ktoś to skutecznie zaburzył. Pozwolił zwątpić.
- O twoim życiu – odparła krótko na co Liv wywróciła oczami, czego na szczęście kobieta nie mogła zobaczyć.
- Och, mamo proszę cię. Nawet nie myśl o tym, że będę rozmawiała z tobą na temat Iana – zarzekła się od razu. Dotychczasowe milczenie jej matki w tej sprawie było zbyt podejrzane. Przecież nikt tak bardzo nie stał murem za tym związkiem, jak ona. Uważała tego faceta za ósmy cud świata. Za cud, który został zesłany specjalnie dla jej córki i zbrodnią byłoby odrzucenie go.
- Dziecko, przecież tak nie można…
- Jak nie można? – westchnęła głośno z rezygnacją. – Zresztą, nieważne. Nie będę z tobą o tym rozmawiała. Zadzwonię jutro, w dzień. Ucałuj ode mnie małego – Postanowiła uciąć tę dyskusję nim zdążyłaby się za nadto rozwinąć. Nie miała siły na telefoniczne sprzeczki z rodzicielką. Ostatnie czego było jej trzeba to kłótnie na temat jej związku z Ianem. A wiedziała, że inaczej by się to na pewno nie skończyło. Matka była kolejną osobą, która najchętniej ułożyłaby jej całe życie według swojego własnego planu. Kolejną osobą, która wiedziała, co jest dla niej najlepsze. Dla jej córki i wnuka. Drugą taką osobą, był sam Ian. Nic dziwnego, że mieli ze sobą taki świetny kontakt.
- Dobrze. Do usłyszenia.
Zakończyła połączenie wrzucając telefon z powrotem do torebki. To zdecydowanie nie był dobry pomysł, aby dzwonić do domu akurat w tym momencie. Miała nadzieję, ze dzięki temu choć trochę poczuje się lepiej, lecz stało się zupełnie odwrotnie. Nie dość, że wciąż towarzyszyły jej wyrzuty sumienia, to dodatkowo jeszcze się zirytowała. Już nawet straciła ochotę na rozmowę z Tomem. Będzie musiała się wymigać zmęczeniem po pracy i po prostu od razu iść spać. Miała tylko nadzieję, że jego goście już wyszli. W innym wypadku znowu mogłaby wyjść w ich oczach na niezbyt sympatyczną.
W mieszkaniu, jak się okazało, było zbyt cicho jak na obecność kilku osób. Wywnioskowała więc, że Tom musi być sam. Odetchnęła z ulgą na tę myśl i zdejmując w przedpokoju buty, zamknęła drzwi na klucz. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Zaraz też przybiegł do niej pies merdając wesoło ogonem, aby się przywitać. Pogłaskała go po łebku mówiąc przy tym kilka czułych słówek i od razu poprawił jej się nastrój. Zwierzakowi chyba także, bo gdy od niej odchodził, był jeszcze bardziej zadowolony niż przed paroma chwilami.
- Cześć – Serce podeszło jej niemal do gardła, gdy wyrósł przed nią Bill. Całkowicie o nim zapomniała a jakby nie patrzeć, również był właścicielem tego mieszkania. Niemniej, nie miała najmniejszej ochoty teraz się z nim widzieć a już na pewno rozmawiać.
- Cześć – mruknęła tylko, obdarzając go przelotnym spojrzeniem i wyminęła go kierując się w stronę pokoju Toma. Nie musiała wiele mówić, żeby widział, że wciąż jest na niego obrażona. Chyba nie należała do ludzi, którzy szybko zapominają.
- Nie będziesz już ze mną rozmawiać? – zawołał za nią podążając w jej ślady.
- Nie mam już dziś siły na kolejne rozmowy, Bill – odparła wchodząc do pokoju, w którym też zamknęła za sobą drzwi, by przypadkiem Billowi nie wpadło do głowy przychodzić tu za nią. Jak trochę się pomęczy, nic mu nie będzie. I na szczęście, chłopak wiedział kiedy odpuścić. Jedna noc więcej go nie zbawi.
- A jakbym był goły? – Drgnęła, gdy znajomy głos wyrwał ją z zamyślenia. Przez moment zapomniała, że przecież przyszła do Toma. Odwróciła się w jego kierunku unosząc przy tym z zaintrygowaniem brwi. Aż jej się cisnęło na usta, żeby mu coś odpowiedzieć, ale powstrzymała się od tego. Zastąpiła to jedynie wymownym uśmiechem. – Ech, o czym ja w ogóle mówię. To tylko bardziej was zachęca by wchodzić tutaj bez pukania – wywrócił teatralnie oczami, a dziewczyna zaśmiała się pod nosem.
- O tak. Rozgryzłeś nas – potwierdziła podejmując się jego gry. Te słowa zdecydowanie przypominały dawnego Toma. – Jak tam? Bardzo cię wymęczyli? – Zmieniła temat podchodząc do niego bliżej. W odpowiedzi wzruszył obojętnie ramionami, wyraźnie również nie mając ochoty wdawać się w dłuższe rozmowy. Czuł się rozdarty i sam nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Nie było źle, ale nie było również tak, jakby tego chciał. I być może już nigdy nie będzie.
- A u ciebie, jak?
- Podobnie – uśmiechnęła się lekko. – To co, chyba czas iść spać po tym pełnym wrażeń dniu…
- A film? – Spojrzał na nią spod uniesionych brwi. Pamiętał doskonale. Nie mógłby zapomnieć. Nie mógłby nie wykorzystać tej sytuacji. – Dziś ja miałem coś wybrać. Obiecałaś.
- Nic ci nie obiecywałam – zaprzeczyła ze śmiechem, co po części było zgodne z prawdą. Wspominała coś o tym, że będzie mógł wybrać film, ale nie obiecywała mu tego. Choć jemu wcale nie zależało na tytule czy gatunku filmu. Był skłonny obejrzeć cokolwiek. Nawet najbardziej ckliwy romans… Byle mu przy tym towarzyszyła. Byle była tak blisko, jak wczoraj. – W takim razie przygotuj coś, a ja w tym czasie się ogarnę i do ciebie wrócę.
- Okej – rzucił zadowolony i od razu podniósł się łapiąc za laptopa leżącego na szafce. To nagłe rozpromienienie na jego twarzy, nie umknęło jej uwadze. Te nagłe iskierki w oczach. Ten nagły uśmiech…. Zobaczyła to wszystko.

Widziała a jej serce drżało.



*Rihanna ft. Mikky Ekko – Stay



***
Drogi Czytelniku!
Komentarz od Ciebie jest wyrażeniem szacunku dla mojej pracy oraz motywacją do dalszej publikacji.
Jeśli więc szanujesz moją pracę i chciał/abyś poznać dalsze losy bohaterów, zostaw po sobie ślad.
Nie zarabiam na publikacji, największą i jedyną nagrodą dla mnie jest Twoja opinia.

***
Moi Kochani zapraszam Was do oddania głosu w sondzie na Miłość z Las Vegas w kategorii: blog miesiąca.
Sonda znajduje się na dole pod tym linkiem:

niedziela, 16 listopada 2014

Zagłosuj na bloga miesiąca: Miłość z Las Vegas

Moi Drodzy, Miłość z Las Vegas bierze udział w małym konkursie na bloga miesiąca. Żeby zagłosować, należy wejść na stronę SpisFanfiction i oddać swój głos w sondzie, która znajduje się na samym dole strony. Liczę na Wasze wsparcie, bardzo się przyda tym bardziej, że mamy niezłe rywalki :) Zapraszam do głosowania, pozdrawiam i dziękuję tym, którzy już oddali swoje głosy. 

czwartek, 6 listopada 2014

17. "Hauch mir deine Liebe ein. Ich will endlich bei dir sein Ich will endlich bei dir sein..."

Atmosfera podczas obiadu, początkowo była dosyć napięta. Olivia wciąż była obrażona na Toma, a sam Gitarzysta myślał tylko o swoim upokorzeniu, jakie musiał znosić. Jedynie pani Kaulitz była w dobrym nastroju i to tylko dzięki niej, cała sytuacja została uratowana. Bowiem po kilku minutach jej opowieści i zagadywania ich oboje różnymi tematami, w końcu się rozluźnili, a ich twarze pojaśniały. Sama mama Toma od razu wyczuła, że coś było nie tak. Dlatego też ucieszyła się w duchu, gdy udało jej się to w delikatny sposób załagodzić. A nie chciała wnikać w ich osobiste sprawy. Uważała to za niestosowne. Byli jeszcze bardzo młodzi, wiedziała, że muszą nauczyć się sami sobie radzić z takimi rzeczami. Bo w życiu czekają ich dużo gorsze problemy. Problemy, których nikt nigdy nie będzie za nich rozwiązywał. Wbrew pozorom, mogło być jeszcze trudniej niż było aktualnie, choć pewnie nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Pamiętała doskonale, jak to jest mieć te dwadzieścia parę lat i sądzić, że to teraźniejszy kłopot jest tym najstraszniejszym i najtrudniejszym do przejścia. Człowiek myśli, że nic gorszego go już spotkać nie może… Życie jednak jest dużo hojniejsze w tej kwestii. Grunt to nauczyć się przeżywać to razem, w miłości i wzajemnym wsparciu. Wtedy wszystko jest możliwe.
- Ach, jak późno się już zrobiło – Rudowłosa kobieta spojrzała odruchowo na zegarek wiszący na ścianie, który wskazywał piątą po południu. – Powinnam się zbierać. Muszę jeszcze sobie pogadać z twoim braciszkiem – dodała zerkając z uśmiechem na swojego syna. Dobrze było go widzieć siedzącego, jak człowiek przy stole. I choć wiedziała, że było to dla niego jedno z najtrudniejszych zadań ostatnimi czasy, radził sobie z tym świetnie. Była z niego dumna. Mimo wszystko potrafił się jeszcze jakoś zachować i nie siedział cały czas obrażony, strzelając do wszystkich nieprzyjemnymi słowami. Dostrzegała wielkie postępy.
- Ze mną też miał pogadać, a nawet się nie pokazał – mruknął z niezadowoleniem. Tak bardzo go zapewniał, że porozmawiają, jak przyjdzie,  tymczasem zwyczajnie się zwinął. Pewnie Olivia już dała mu popalić. Uśmiechnął się na samą myśl o tym. Chyba sam nie musiał już opieprzać brata za jego głupotę, gdy wyręczyła go w tym taka urocza i niewinna osóbka.
- No cóż, na pewno jeszcze to nadrobicie – stwierdziła podnosząc się jednocześnie ze swojego miejsca. – Mam nadzieję, że się nie pogniewacie jeśli zostawię was z tymi brudnymi naczyniami? Ale macie zmywarkę z tego co pamiętam.
- Oczywiście, proszę się nie przejmować. I tak już pani wiele zrobiła – Olivia od razu poderwała się z miejsca by podziękować i odprowadzić panią Simone do drzwi.
- Trzymaj się synu. Wpadnę jeszcze do was, obyś był grzeczny. Nie sprawiaj zbyt wiele kłopotu, Olivii – puściła mu oczko i ucałowała w czoło na pożegnanie, na co ten wywrócił oczami. Całe życie będzie traktowała go jak małe dziecko… I jak on ma być dojrzały? Na szczęście mieszkają teraz na różnych kontynentach i jej rozczulanie się nad nim jest znacznie ograniczone. Kiedy obydwie kobiety wyszły z kuchni, został sam. I nie bardzo miał co ze sobą zrobić, bo oczywiście nie mógł się zbytnio ruszyć. Znowu przypomniał sobie, że wbrew pozorom wcale nie jest normalnie. Bo przecież siedzi na tym przeklętym wózku.
Od niechcenia zaczął zbierać brudne talerze na jeden stos. Oczywiście tylko te, które udało mu się dosięgnąć ze swojego miejsca. W tym przypadku długie ręce się bardzo przydały. Mógł właściwie odsunąć się od stołu, przejechać wózkiem na jego drugą stronę. Mógł się ruszyć jakkolwiek za jego pomocą. Ale nie chciał. Wolał udawać, że go wcale nie ma. I mówił sobie, że to pierwszy i ostatni raz… Jednak w głębi duszy wiedział, że wcale tak nie będzie. Olivia nie odpuści. Nikt mu nie odpuści. A ona szczególnie… Stanie na rzęsach by wyciągnąć go z tego łóżka już na zawsze. Chyba powinien jej to ułatwić. Czuł, że powinien. Tylko, że wciąż było zbyt trudno. Nadal nie potrafił się ogarnąć. Bał się tego. Cały czas tak cholernie się bał. I gdyby nie miał jej przy sobie… Gdyby tak o niego nie walczyła, nie dbała o jego samopoczucie… Nie dawała powodów do budzenia się każdego ranka…  Wszystko by się skończyło. Nic by się nie zmieniło. Zatraciłby się w swoim żalu, zadręczył. Zniknąłby sam w sobie. Na zawsze.
- Uff… Nie było tak źle – Wrócił do rzeczywistości, gdy Olivia zjawiła się ponownie w kuchni oddychając głęboko z ulgą. Od razu podeszła do stołu i zaczęła z niego sprzątać, a on milczał przyglądając jej się jedynie w skupieniu. Znowu odpłynął… Pozwolił sobie zapomnieć o swojej niepełnosprawności, o tym, że ich relacja nie jest wcale taka idealna. Pozwolił sobie marzyć. O tym, jakby wyglądało ich wspólne życie. W sumie… Niewiele różniłoby się od aktualnego. A może właśnie bardzo… Ale jak widział ją krzątającą się po kuchni, czuł się jakby nic złego nigdy się nie wydarzyło. Gdyby tylko mogło być tak naprawdę. – Swoją drogą… Miałam czekać z tym na Billa, ale nie zamierzam w najbliższym czasie z nim gadać – zaczęła odwracając się nagle w jego kierunku i wyrywając go tym z zamyślenia. – Powinieneś o czymś wiedzieć.
- Tak? – uniósł na nią swój wciąż lekko nieprzytomny wzrok.
- Od poniedziałku zaczniesz rehabilitację i… I jeśli chociaż spróbujesz się buntować, uduszę cię własnymi rękami. Przysięgam – oświadczyła pełna determinacji, a jej wyraz twarzy tylko to potwierdzał. Zaskoczyła go tą wiadomością. Może nawet trochę był rozczarowany, że coś wydarzyło się za jego plecami, po raz kolejny. Nic mu nie wspominali o żadnym leczeniu. A teraz Olivia stawiała go przed faktem. Nie podobało mu się to. Poczuł się trochę na niej zawiedziony. Ale  z drugiej strony, wiedział, że gdyby choć próbowała wcześniej podjąć z nim ten temat… Sprzeciwiałby się. Nie mógł więc chyba się jej dziwić. Sam, swoim zachowaniem, doprowadził do tego, że nikt już nawet nie chce niczego z nim konsultować. Nawet jeżeli chodzi o jego życie. – A jestem jeszcze młoda i nie chcę iść do więzienia - uzupełniła zaraz swoją wypowiedź, nie pozwalając mu zbyt długo myśleć.
- Jesteście okropni. W ogóle się ze mną nie liczycie – bąknął pod nosem. Właściwie nie wiedział, jak powinien w tej sytuacji zareagować. Kolejny raz czuł się rozdarty. Rozdarty między swoimi uczuciami, a rozsądkiem, a dodatkowo swoją dumą. Kiedy jest w pełni przekonany, że ową dumę już dawno zgubił, gdzieś po drodze ostatnich wydarzeń, nagle okazuje się, że jakieś jej resztki wciąż w nim żyją. Blokują go.
- Znowu ci się włączyła faza „obrażony, pokrzywdzony chłopiec”? – spojrzała na niego z irytacją. Dobrze znała już ten ton, ten wyraz twarzy. – Kaulitz, do cholery. Przecież chcemy cię postawić na nogi. Daj sobie w końcu pomóc. Mam cię błagać, żebyś zechciał wyzdrowieć? Proszę bardzo! Mogę cię błagać…
- Przestań – przerwał jej stanowczo widząc, jak zaczyna się unosić i przy tym rzucać bezmyślnymi słowami. Nie oczekiwał, że ktokolwiek będzie go o coś błagał, a już na pewno nie ona. A w tej chwili wyglądała i brzmiała, jakby faktycznie miała paść przed nim na kolana.
- Tom… Ja też tam byłam – Podeszła do niego bliżej znacznie łagodniejąc, a w jej oczach mógł dostrzec ból jaki niosły za sobą wspomnienia z tamtego dnia. I chyba po raz pierwszy dotarło do niego, że nie tylko on cierpiał. – I to było najgłupsze wydarzenie w moim… W naszym życiu. Po prostu najgłupsze. Dlatego nie możemy pozwolić, żeby odebrało nam wszystko. Nie możesz pozwolić zostać swojej duszy pod wrakiem tamtego samochodu. Bo jesteś tu potrzebny. Nie mogę wiedzieć, jak się czujesz… Bo to ja wyszłam z tego wypadku cało...
- I to chyba najlepsza rzecz z tego wszystkiego… Jeszcze tego brakowało, żeby tobie coś się stało. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Nigdy… - wyznał spuszczając wzrok. I bez tego czuł się już wystarczająco winny temu co stało się w Las Vegas. Nie wyobrażał sobie nawet, co by było gdyby Olivia ucierpiała na tym w jakikolwiek fizyczny sposób. Chyba sam by tego nie przeżył. Na szczęście nie doznała większego uszczerbku na zdrowiu i dziękował za to Bogu. Nie zmieniało to jednak faktu, że również to przeżywała. Ona także nie zapomni o tym do końca swojego życia. A teraz dodatkowo przejmuje się nim… Zależy jej na tym, by on doszedł do siebie. Ona naprawdę robi to dla niego…
- A ja sobie nie wybaczę jeśli nie wyzdrowiejesz. Jeśli chociaż nie spróbujesz… - powiedziała cicho czując, jak pod powiekami zbierają jej się łzy. To był od dłuższego czasu najważniejszy i jedyny cel w jej życiu. Nic innego nie miało dla niej sensu. Liczyło się tylko to, by Tom stanął na nogi. By zawalczył o siebie. I nie było żadnych innych powodów, dla których przyleciała do Los Angeles. On był jedynym. -  A jeśli wiesz co znaczy żyć z takim brzemieniem… I jeśli choć trochę ci zależy, żebym i ja wyszła z tego cało… Nie pozwolisz mi z tym żyć. Zrobisz wszystko co trzeba, żeby tylko twój stan się poprawił i żebyśmy obydwoje mogli wrócić do normalności.
- To brzmi jak szantaż emocjonalny…
- Niech brzmi jakkolwiek! – rzuciła nieco zbyt nerwowo. Trudno jej było panować nad emocjami. Nie chciała wybuchnąć przed nim płaczem… I tak wystarczająco już okazała swoją słabość.  - Musisz mi to obiecać – zażądała takim tonem, jakby zależało od tego ich całe życie. Aż przeszył go dreszcz.
- Co? – zająkał się uświadamiając sobie, czego od niego wymaga. Obietnice to ostatnie, co przychodziło mu  z łatwością w życiu. Dane słowa były dla niego bardzo ważne, nie potrafił zawodzić. A jeśli zawodził… Ta porażka była dla niego czymś nie do zniesienia. Wiedział, że jeśli złoży obietnicę, już nie będzie mógł się wycofać. Nie będzie mógł zwątpić. A przecież tak często to robił... Bo dużo łatwiej jest się poddać niż walczyć.
- Obiecaj, Tom. Spraw, żeby ten pieprzony wypadek miał sens… - Jej oczy zabłysnęły od łez. Czuł się przyparty do muru. Jak miał powiedzieć: nie? Patrząc w jej zrozpaczone, niebieskie oczy? Te same, które pokochał już pierwszego dnia, gdy tylko je ujrzał.
- Chciałbym…
- Pozwól sobie tylko pomóc, nic więcej…
- Nie mogę ci obiecać, że się uda…- Próbował wpłynąć na nią jakkolwiek, by wycofała się z prośbą o złożenie obietnicy. Jego wymówki jednak do niej nie docierały. Zupełnie jakby wcale go nie słyszała. Ignorowała każde słowo trwając uparcie przy swoim. Nie da za wygraną dopóki nie usłyszy tego, co chce usłyszeć.
- Obiecaj, Tom.
- Olivia…
- Obiecaj. Po prostu to zrób – Jej głos brzmiał desperacko. Nie zważała na to. Już i tak nie mogła się przed nim bardziej obnażyć, czy poniżyć.
- Obiecuję… Obiecuję… - wyszeptał cicho, gdy z jej oczu wypłynęła pierwsza łza. Starła ją szybko i odetchnęła z ulgą. A on zacisnął mocno dłonie na materiale swoich spodni czując, jak coś rozdziera go od środka. Bolało go, że jej oczy były mokre z jego powodu. Nie chciał być ciągle przyczyną czyjegoś cierpienia... jej cierpienia. Sądził, że jeśli zamknie się w swoim pokoju, nikogo do siebie nie dopuszczając, nikogo więcej ta tragedia nie dotknie. Ale ona tu była. Przedzierała się przez mury, którymi tak starannie odizolował się od świata. I choć nie raz, sprawiało jej to wiele wysiłku i bólu, nie chciała odejść. Robiła więcej niż była w stanie zrobić. Zatracał się w tym uczuciu bezsilności i cierpienia, przeszywało go to na wskroś. Ona stojąc tuż obok niego, widziała to. Widziała jak walczył sam ze sobą. Zbliżyła się do niego i pochyliła nad nim po czym przyłożyła swoje wilgotne wargi do jego czoła, składając na nim krótki acz znaczący pocałunek.
- Obiecałeś mi, więc i ja obiecam tobie. Wszystko będzie dobrze - szept jej słów przedostał się od razu do jego wnętrza, wypełniając każdą ranę na jego duszy. I... uwierzył jej.

Ile razy już słyszałeś, że wszystko będzie dobrze? I przytakiwałeś tylko głową, udając, że się zgadzasz. Że te słowa coś znaczą. A w głębi duszy, były dla ciebie niczym. Nie rozumiałeś wtedy, że czasem to jedno zdanie: "Wszystko będzie dobrze." , kryje w sobie znacznie więcej wartości i uczuć niż nie jedno, konkretne wydarzenie z Twojego życia. Bo, gdy ktoś mówi Ci, że wszystko będzie dobrze... Mówi Ci również: "Jesteś dla mnie kimś ważnym. Pomogę Ci sprawić, by naprawdę było dobrze.". Nie, nie każdy... Ale wiesz już jak to rozpoznać, prawda? To ten spokój, ta nadzieja wypełniająca Twoje serce... To wszystko jest dowodem, że to jest ta osoba.

To był pierwszy wieczór od niepamiętnych czasów, gdy obydwoje w końcu poczuli się lepiej. Jakby jakiś ciężar spadł im z serc. Przestali się zadręczać, rozluźnili się, otworzyli swoje umysły. Pozwolili sobie zapomnieć o wszystkim na te kilka godzin i nawet nie byli tego do końca świadomi. Bo dla nich jakby czas trochę stanął w miejscu.
Kiedy tylko Olivia skończyła sprzątać w kuchni, obydwoje przenieśli się do jego pokoju. Muzyk oczywiście od razu chciał wrócić do łóżka, uważał, że już i tak zbyt długo męczył się na wózku. Była to dla niego katorga, Liv zdawała sobie z tego sprawę, dlatego nie dyskutowała z nim już na ten temat i pozwoliła czynić to co chciał. Zasłużył sobie na to, była z niego dumna. Robił ogromne postępy, a to tylko radowało jej serce. I wszystko zaczęło przybierać jaśniejszych barw. Spędzili w swoim towarzystwie bardzo miło czas na różnych rozmowach. Tematy pojawiały się same, z znikąd. Tom, aż dziwił się sobie, że potrafi w ogóle jeszcze z kimś tak rozmawiać i czuć się przy tym swobodnie. Zdecydowanie przełamali dziś między sobą kolejne, niewidzialne bariery, które ich ograniczały. I teraz było znacznie lepiej.
- To co oglądamy? - Dziewczyna dosyć gwałtownie wtargnęła na łóżko, którego materac, aż zadrżał i usadawiając się wygodnie obok Toma, przechyliła głowę tak by móc zajrzeć mu na ekran laptopa, którego trzymał na kołdrze.
- Jakiś horror - odparł przesuwając palcem po pulpicie a Olivia, słysząc tylko słowo "horror", od razu bez pytania zabrała mu komputer z nóg.
- No chyba oszalałeś – skwitowała z oburzeniem, gdy spojrzał na nią zaskoczony. – Romans. Najlepiej dramat. Romantyczny dramat - dodała wystukując odpowiednie wyrażenia w wyszukiwarce internetowej.
- No chyba nie! Ej, nie będę oglądał babskich filmów… - Tym razem to on wyraził swoje niezadowolenie marszcząc przy tym swoje brwi.
- Będziesz – powiedziała pełna przekonania szukając jednocześnie odpowiedniego tytułu na jednej ze stron, która jej się wyświetliła. – „Twój na zawsze”! - niemal okrzyknęła z radością.
- Liv, ty tak serio? - mruknął zdezorientowany, gdy spostrzegł zdjęcie Roberta Pattisona, którego kojarzył jedynie z sagi "Zmierzch". Nie był przekonany do tego pomysłu.
- Jak najbardziej!
- Czy ja w ogóle mam coś do powiedzenia?
- Nie - zaprzeczyła bez wahania i oparła się wygodniej o poduszkę ustawiając również odpowiednio laptopa, aby obydwoje mogli dobrze widzieć.
- Świetnie… - westchnął zrezygnowany. - To po co pytałaś mnie o zdanie?
- Nie pytałam - stwierdziła posyłając mu swój szeroki uśmiech. Ten widok chyba był w stanie wynagrodzić mu cierpienie podczas oglądania romansu. Widok... i jej obecność. Siedziała tuż obok niego, tak blisko, że stykali się bokami, a on czuł zapach jej szamponu do włosów. - To włączam, zgaś lampkę - poleciła, a po pokoju rozniosły się pierwsze dźwięki z filmu. Posłusznie zgasił światło i pozwolił by ogarnęła ich niezwykła atmosfera. Był dość sceptycznie nastawiony do filmu wybranego przez brunetkę, ale zmienił zdanie już po pierwszych kilku minutach. Zaintrygował go na tyle, że wczuł się w losy bohaterów pochłaniając każdą kolejną scenę, jaka się wyświetlała. Właściwie przez prawie dwie godziny trwania filmu nie odzywali się do siebie. Tom czasem tylko zerkał na Olivię z przyjemnością wyczytując z jej twarzy emocje, które towarzyszyły jej podczas oglądania. Doszedł do wniosku, że chciałby móc tak przyglądać jej się częściej. Zrobiło mu się jeszcze milej, gdy w połowie filmu oparła głowę na jego ramieniu. Naprawdę czuł się jakby między nimi nie zmieniło się nic od tych dni spędzonych razem w Vegas. Jakby wypadek nigdy nie miał miejsca... jakby to co tam zaczęli, trwało dalej. Oddałby wszystko, żeby tak było.
Poczuł, jak przechodzi go zimny dreszcz, kiedy w filmie został ukazany zamach z 11 września. To był zdecydowanie jeden z najbardziej zaskakujących dla niego elementów... i coś ścisnęło go w środku. Bo główny bohater zginął. Bo ona została sama. Bo po tym wszystkim co razem przeszli... nie wierzył, że tak bardzo go to poruszyło. Ale tak właśnie się stało. Był wstrząśnięty przez dobrą chwilę. A gdy spojrzał na Olivie, widział jak po jej policzku płynie samotna łza...
- I powiedz mi teraz, że wolałbyś durny horror... - odezwała się dopiero, gdy pojawiły się końcowe napisy.
- Nie powiem - odparł zgodnie z prawdą. Choć jak już wcześniej zauważył... obejrzałby z nią wszystko. - Ale popsuł ci się od tego humor.
- Nie popsuł... To tylko przeżycia... one wciąż się we mnie tlą, ale to minie - uśmiechnęła się do niego lekko i odsunęła by nieco się rozprostować. - Chyba pora iść spać...
- Dziś też do mnie przyjdziesz?
- Nie, nie martw się. Dziś dam ci się wyspać - zaśmiała się i choć brzmiało to dla niego uroczo, nie był szczęśliwy... Bo chciał, żeby przyszła. Chciał przy niej zasypiać i budzić się... zeszłej nocy przypomniał sobie jakie to wspaniałe uczucie i uzależnił się od niego na nowo. - Dziękuję ci za miły wieczór... Jutro możesz ty wybrać film.
- Och, naprawdę?
- Naprawdę - zapewniła z rozbawieniem i odkładając laptopa na bok, wstała z łóżka. - Potrzebujesz czegoś może jeszcze?
- Nie, poradzę sobie... dziękuje.
- W takim razie... dobrej nocy.
- Tobie również.




***
Drogi Czytelniku!
Komentarz od Ciebie jest wyrażeniem szacunku dla mojej pracy oraz motywacją do dalszej publikacji.
Jeśli więc szanujesz moją pracę i chciał/abyś poznać dalsze losy bohaterów, zostaw po sobie ślad.
Nie zarabiam na publikacji, największą i jedyną nagrodą dla mnie jest Twoja opinia.

***
Moi Kochani zapraszam Was do oddania głosu w sondzie na Miłość z Las Vegas w kategorii: blog miesiąca.
Sonda znajduje się na dole pod tym linkiem:

W związku z tym, że od wczoraj publikuję kolejne opowiadanie, chciam Was na nie serdecznie zaprosić :)
Trzy miesiace