sobota, 26 kwietnia 2014

8. "Ich kämpf mich... Durch die Mächte hinter dieser Tür, Werde sie besiegen Und dann führn sie mich zu dir..."

Suchość w ustach, ostry ból głowy. Te objawy przypominały mu niezłego kaca po dobrej imprezie. To nawet by się zgadzało, gdyby nie fakt, że miał wrażenie, jakby ból, który odczuwał w głowie był tylko źródłem od którego wszystko się zaczyna i ciągnie poprzez kark, kręgosłup, mięśnie i... Właśnie. Co z nogami? Dlaczego boli go wszystko oprócz nóg? Nie pamiętał zbyt wiele. Potrzebował sporo czasu, aby w ogóle przypomnieć sobie chociaż jeden szczegół. Pierwsze, co udało mu się odtworzyć, to siebie i jakąś dziewczynę stojących przed ołtarzem. Zwątpił, czy to jest rzeczywiste wspomnienie, czy może wytwór jego wyobraźni. To było tak nierealne, że uznał to za sen. Wciąż jednak coś mu nie grało. Do jego uszu zaczęło docierać irytujące pikanie, a przez nos wyczuwał dość nieprzyjemny, dziwny zapach. Wiedział, że nie wróży to nic dobrego. Nie chciał otwierać nawet oczu, wolał żyć w nieświadomości... Przynajmniej przez chwilę. Odwiodło go od tego jednak ciepło, które poczuł na swojej prawej ręce. Ktoś trzymał jego dłoń przesuwając delikatnie opuszkami palców po jej wierzchu. Było to nawet przyjemne, lecz nie potrafił się na tym skupić, gdy ból dawał mu się nieustannie we znaki. Jasne światło poraziło go w oczy, gdy tylko zaczął uchylać powoli powieki.
- Tom? - cichy szept dotarł do jego uszu, a kiedy już zdołał otworzyć oczy ujrzał młodą dziewczynę siedzącą przy nim. Miała lekko rozczochrane włosy i wystraszone spojrzenie. Jej oczy były nienaturalnie wielkie. Był pewien, że skądś ją zna. - Jak dobrze, że już wróciłeś. Zawiadomię lekarza... - poderwała się z miejsca chcąc już wybiec z sali, lecz zatrzymał ją chwytając za dłoń. Spojrzała na niego z niepokojem i widząc ten wyraz twarzy, wiedziała, że już nic nie będzie dobrze.
- Powiedz mi... Że będę mógł chodzić – wychrypiał słabym głosem. Dziewczyna miała wrażenie, jakby coś w tym momencie przeniknęło przez jej ciało wstrząsając nią całą.- Nie milcz. Powiedz to Olivia – jego głos ponownie wyraziście zadźwięczał w jej głowie. Tym razem brzmiał tak stanowczo, że wzbudził w niej jeszcze większy strach. Nie wiedział nawet, jak przypomniał sobie jej imię. Samo wypłynęło z jego ust, zupełnie nieświadomie.
- Nie mogę – wyszeptała ledwo wydobywając z siebie głos, który nagle odmówił jej posłuszeństwa. Nie chciała być tą, która przekaże mu te informacje. Nie chciała, aby to od niej usłyszał, że nie wstanie z tego łóżka o własnych siłach. Nie potrafiła znieść myśli, że to ona miałaby rozwalić jego świat prawdą. Puścił jej rękę, a jej ciało ogarnął na nowo nieznany chłód.
- Dlaczego... Dlaczego... Dlaczego... - powtarzał w kółko nie mogąc się opamiętać. Jego ciśnienie momentalnie się podniosło, co brunetka od razu zauważyła na ekranie medycznego sprzętu stojącego obok łóżka. Nie wiedziała, co ma robić. Uspokoić go, czy iść po lekarza. Sama czuła się w tej chwili, jak sparaliżowana. Patrzyła na niego przerażona, a jego głos odbijał się echem w jej głowie... - Nie! Nie! To nie prawda! Powiedz do cholery, że będę chodził! Powiedz to! Słyszysz!? Olivia! Błagam! Olivia! Powiedz!

Otworzył szeroko oczy wybudzając się gwałtownie ze snu. A właściwie koszmaru, który jednocześnie był rzeczywistym wydarzeniem z jego przeszłości. Nie miał pojęcia dlaczego wciąż musi przeżywać to od nowa, dlaczego tamta chwila nie chce dać mu spokoju. Oddychał ciężko, a jego serce biło znacznie mocniej niż zwykle. Ciemność panująca w jego sypialni w niczym nie pomagała. Przeciwnie. Miał wrażenie, że wydarzy się zaraz jeszcze coś złego. Poczuł się, jak mały chłopiec, który boi się ciemności. Sięgnął ręką do lampki nocnej stojącej na szafce obok łóżka i zapalił ją od razu rozglądając się po pokoju na tyle ile był w stanie ze swojej pozycji. Niewiele widział leżąc, więc oparł łokcie o materac łóżka i uniósł się na nich. Drzwi były uchylone, dostrzegł mrugające światło, które prawdopodobnie dochodziło z salonu. Zrobiło mu się lepiej, gdy przypomniał sobie, że nie jest sam. W dodatku Olivia jeszcze nie spała, co z drugiej strony go dziwiło ze względu na to, że był środek nocy. Może nie tylko on cierpi przez wciąż powracające koszmarne wspomnienia? W każdym razie przydałoby mu się teraz jakieś towarzystwo. Może obecność Olivii w jego mieszkaniu nie jest wcale przypadkowa, ani ten wciąż powracający sen. Wszystko tak naprawdę mogłoby się jakoś ze sobą łączyć. To, że była ostatnio tak blisko, nasilało jego wspomnienia, tego mógł być pewien.
Nagle przebłyski światła z salonu zgasły, a do jego uszu dotarło ciche skrzypienie paneli. Odruchowo złapał za włącznik od lampki chcąc ją wyłączyć, nie zdążył jednak tego zrobić nim dziewczyna zajrzała do jego pokoju. Z jakichś bliżej nieznanych mu powodów mimo wszystko nie chciał, aby go teraz widziała. I on nagle nie chciał widzieć jej.
- Wszystko w porządku? - zapytała mając na uwadze, że chłopak jeszcze niedawno smacznie spał. W jednej chwili poczuł jak narasta w nim złość. Przypomniał sobie znowu swój sen, przypomniał sobie sytuację sprzed kilku miesięcy, w szpitalu i już jej obecność nie działała w najmniejszym stopniu uspokajająco.
- Jasne – bąknął zbywając ją tym samym. Nie powie przecież, że miał koszmar i obudził się z przerażeniem, jak małe dziecko. A może powinien. Powinien, uświadomić jej, że jest urzeczywistnieniem jego koszmarów. Gdy na nią patrzy, widzi przyczynę utraty swojego życia.
- Może potrzebujesz czegoś? - drążyła wciąż darząc go swoim przenikliwym, pełnym podejrzenia niebieskim spojrzeniem. Wykazywała wobec niego tyle troski i zrozumienia, zupełnie jakby chciała tym odpokutować za swoje grzechy. Przynajmniej w jego mniemaniu tak było. Z jej perspektywy wyglądało to zupełnie inaczej i nawet do głowy by jej nie przyszło, że w tym momencie jest darzona nienawiścią.
- Nie, dzięki. Zamknij drzwi jeśli możesz – odparł oschle i nie czekając na nic, zgasił światło ponownie kładąc się na łóżku.  Powoli do niej docierało, że coś jest nie tak. Nie miała jednak na to żadnego wpływu. Mimo wszystko czuła w głębi jakieś rozczarowanie. Widocznie jest bardziej naiwna niż dotychczas sądziła. Czego się spodziewała? Że Tom zechce z nią porozmawiać? Że jej zaufa? A może nagle zmieni swoje nastawienie i postanowi ogarnąć swoje życie? Poprawa ich relacji zdecydowanie była tylko chwilowym epizodem. Pozwolił jej uwierzyć, że coś zaczyna się zmieniać na lepsze... Dał nadzieję, żeby potem ją ponownie odebrać. Tak jak wtedy... Obiecał odmienić jej życie. Obiecał jej nowy start, szczęście, spokój... Ale tego już nie pamięta. Bo przecież liczy się tylko on i jego inwalidztwo. Liczą się tylko i wyłącznie jego uczucia. To nie z nim  chciała spędzić swoje życie. Tamten człowiek zginął w wypadku 30 grudnia 2012 roku w Las Vegas.
Zamknęła drzwi według jego życzenia i udała się do swojego tymczasowego pokoju z przekonaniem, że już na pewno nie zaśnie. Znowu będzie zaprzątała sobie głowę jakimś egoistycznym dupkiem. Być może popełniła błąd przyjeżdżając tutaj, zgadzając się pomóc Billowi. Traciła zapał i siły, zaczynała tęsknić za domem, swoimi bliskimi. Nawet za Ianem, który tak naprawdę wciąż był dla niej najlepszym, najwspanialszym przyjacielem pod słońcem. Teraz on obiecał odmienić jej życie... Wymazać przeszłość, a stworzyć przyszłość.

Czasami dochodzisz w życiu do takiego momentu, kiedy już nawet nie chcesz miłości. Pragniesz tylko zmiany na lepsze. Pragniesz być szczęśliwym człowiekiem i jednocześnie dać szczęście swoim najbliższym. Ludziom, którzy są dla Ciebie wszystkim, co najcenniejsze. Poświęcasz dla nich swoje własne serce...

- Halo? – dziewczyna w ostatniej chwili zdążyła odebrać połączenie będąc przy tym zmuszona przerwać swój poranny prysznic. Krople wody skapywały po jej ciele, które okrywał jedynie biały, miękki ręcznik. Nie była ani trochę zadowolona, że komuś zachciało się dzwonić akurat o tej porze.
- Witaj Liv – zdziwiła się słysząc po drugiej stronie głos swojego chłopaka. A właściwie od niedawna już narzeczonego… Co prawda myślała o nim bardzo wiele minionej nocy, ale mimo wszystko nie spodziewała się, że tak nagle zadzwoni. Choć to powinno być zupełnie naturalne. Przecież kochający facet dzwoni do swojej kobiety. Tym bardziej, gdy znajduje się ona w innym mieście i nie mają możliwości nawet się ze sobą zobaczyć.
- Cześć, stało się coś? – zapytała nim zdążyła ugryźć się w język. Zdecydowanie za późno zdała sobie sprawę z tego, jak głupie było to pytanie. – To znaczy… Cieszę się, że dzwonisz. Co u ciebie? – dodała szybko nie chcąc, aby Ian pomyślał sobie, że wcale nie wyczekiwała z utęsknieniem telefonu od niego.
- U mnie? Wszystko po staremu. Powiedz lepiej, co z tobą? Kiedy wracasz? – wolałaby nie słyszeć tego pytania. Znowu musiała się jakoś wytłumaczyć, a szczerze miała tego dość. Męczyło ją ciągłe wyjaśnianie tej całej sytuacji swoim bliskim. Nie mogła powiedzieć im całej prawdy, a oni cały czas chcieli coś wiedzieć. W dodatku czekali, aż wróci. Tymczasem ona nie ma bladego pojęcia kiedy to nastąpi.
- Nie wiem. Przecież dopiero co tu przyjechałam… Mam tu pracę i w ogóle. Przecież wiesz… Nie jestem tu na wakacjach.
- Tak, ale nie musiałaś wcale nigdzie wyjeżdżać. W ogóle nie musisz już pracować… Powinniśmy zająć się przygotowaniami do naszego ślubu. Zamieszkalibyśmy w końcu wszyscy razem, ja bym pracował, a ty byś mogła zająć się wychowywaniem dziecka… - oznajmił swoim typowo przekonującym tonem, na co Olivia wywróciła teatralnie oczami. Nie pierwszy raz słyszała od niego taką wersję ich wspólnej przyszłości. Niestety nie do końca jej to odpowiadało. Zawsze odkładała te rozmowę na później nie chcąc psuć sobie nastroju możliwą kłótnią. Ian był mężczyzną, który za priorytet miał bycie prawdziwą, głową rodziny. To on chciał utrzymywać całe domostwo i dbać o to, aby niczego im nie brakowało. Ona zaś miała leżeć i pachnieć, w międzyczasie zajmując się domowymi obowiązkami i wychowaniem dzieci. Zapewne nie jednej kobiecie pasowałby taki układ, dość wygodny… Jednak pozostawały jeszcze pewne ambicje, których Olivii mimo wszystko nie brakowało.
- Zależy mi na tej pracy – podkreśliła dobitnie coś, co mówiła już mu wiele razy. I zamierzała to powtarzać, aż do skutku. – Przyjadę może w któryś weekend…
- No wypadałoby… Chyba pamiętasz, że zostawiłaś tutaj nie tylko mnie?
- Oczywiście, że pamiętam! – oburzyła się podnosząc nieco swój ton. Bardzo nie lubiła, gdy ktokolwiek próbował jej zasugerować, że nie wywiązuje się odpowiednio ze swoich obowiązków. Pomimo tego, że często była zajęta i robiła wiele innych rzeczy, nie zawsze mądrych, nigdy nie zapomniała, że jest jeszcze ktoś kto na nią czeka i jej potrzebuje. – Jak tylko skończę swoją pracę w Los Angeles wezmę urlop…
- I myślisz, że to wystarczy? – drążył, a ona powoli zaczynała tracić swoją cierpliwość. Czasami miała wrażenie, że Ian jest przeciwko niej. Choćby nie wiem, jak bardzo starał się ją wspierać i jej pomagać zdarzało mu się podcinać jej skrzydła. Prowokował w niej pojawienie się wyrzutów sumienia. Doskonale wiedziała, że najchętniej trzymałby ją blisko siebie. Najlepiej zamkniętą w mieszkaniu, odizolowaną od wielkiego świata. Jego nadmierna troska czasami ją przerażała.
- Chcesz się kłócić? Bo za chwilę do tego dojdzie – mruknęła poirytowana. – Porozmawiamy, jak przyjadę w sobotę. A teraz wybacz, właśnie wychodzę do pracy – skłamała nie mając ochoty dłużej kontynuować tej rozmowy.
- Dobrze, będziemy czekać. Kocham cię.
- Do zobaczenia – rzuciła tylko ignorując jego nagły przypływ czułości i rozłączyła się nieco gwałtownie odkładając swój telefon na szafkę. Ramka ze zdjęciem, która na niej stała niebezpiecznie zadrżała. Brunetka wbiła swoje ciemnoniebieskie spojrzenie w fotografię, na której znajdowali się bliźniacy Kaulitz, uśmiechnięci od ucha do ucha. To zdjęcie wysyłało niesamowicie pozytywną energię sprawiając, że jej nastrój natychmiast się poprawił.  Wzięła je do ręki przyglądając się znacznie uważniej postaci Toma. Pamiętała to roześmiane spojrzenie i szczery, uśmiech. Być może już na zawsze pozostanie to tylko na obrazku…

- Spójrz co mam! – wysoki mężczyzna wpadł do łazienki od razu podchodząc do dużej, białej wanny, w której Olivia brała relaksującą kąpiel. Wyrwał ją właśnie z głębokiego zamyślenia, więc patrzyła na niego lekko zdezorientowanym spojrzeniem. A gdy dostrzegła, co trzyma w dłoni, aż rozchyliła usta z zaskoczenia.
- Ty mówiłeś poważnie? – wykrztusiła po chwili wciąż wpatrując się, jak zaklęta w dwie złote obrączki spoczywające na jego dłoni.
- Rozmyśliłaś się? – uniósł brwi wyraźnie tracąc swój entuzjazm. Ogarnęło go lekkie poczucie strachu, że dziewczyna postanowiła się wycofać. To byłaby dla niego pewnego rodzaju porażka, a nawet upokorzenie. Bo jak to w ogóle by wyglądało? Oświadczył się jej, jak jakiś szaleniec, ona się zgodziła, żeby sobie z niego zażartować, a on wziął wszystko na poważnie i poleciał od razu po obrączki… Czy to nie byłoby żałosne?
- Nie… - zaprzeczyła przenosząc powoli na niego swój niepewny wzrok. – Ja po prostu… Myślałam, że będziesz chciał się z tego wycofać. Że to wszystko było tylko tak o… Na chwilę…
- Przecież chcę tego samego co ty. Obydwoje pragniemy tej zmiany. Może ślub nie jest do tego wszystkiego konieczny, ale… Dlaczego nie? To całkowicie nowy, szalony start.

- Eh, Tom nawet jak jest chory, czy nie wychodzi z łóżka ma szczęście – skomentował Wokalista zjawiając się nagle w drzwiach. Uśmiechnął się widząc zaskoczenie wymalowane na twarzy brunetki, która niemal opuściła ramkę ze zdjęciem na podłogę słysząc znienacka jego głos. – Ciągle otaczają go piękne kobiety – uzupełnił zauważając, że Olivia wciąż nie bardzo rozumie, co ma na myśli. Tym razem na jej twarz wpłynął lekki rumieniec i przy okazji dotarło do niej, że wciąż ma na sobie tylko ręcznik.
- Wybacz, telefon dzwonił i musiałam wyjść z łazienki…
- Daj spokój, nie musisz się tłumaczyć. A już na pewno nie przepraszać! Wiesz, ja nie mam na co narzekać – posłał jej szeroki, wymowny uśmiech. To tylko wprawiło ją w jeszcze większe zakłopotanie. – Poza tym, możesz się czuć swobodnie.
- Mimo wszystko, ubiorę się – odparła starając się nie spłonąć ze wstydu i czym prędzej ulotniła się do łazienki. Czuła na sobie palące spojrzenie Billa dopóki nie zamknęła za sobą drzwi. Sam chłopak zaś w ogóle nie czuł się skrępowany tą sytuacją. Być może to było nieco wredne z jego strony, może trochę niestosowne… Ale jakoś nie mógł sobie darować. Lubił patrzeć na ładne kobiety, jak każdy facet. Kiedy jednak Olivia zamknęła za sobą drzwi, nie miał już czego podziwiać. Postanowił więc w końcu odwiedzić swojego starszego o całe dziesięć minut braciszka. Czuł się trochę zestresowany, bo nie był pewien jego reakcji. Spodziewał się, że Tom może być jeszcze wredniejszy niż zwykle, a przede wszystkim wściekły na niego za to, że go tak zostawił na pastwę jakiejś dziewczyny.  I nie miało tu nic do rzeczy, że była ona formalnie  jego żoną…
Nie zwlekając dłużej udał się do pokoju brata zmierzyć się z tym, co go tam czekało. Na szczęście nie został rozstrzelany, gdy przekroczył próg. Tom akurat przeglądał coś na swoim laptopie. Samo to, że zaczął w ogóle korzystać z tego urządzenia, było chyba jakąś małą rewolucją. Widocznie nuda musiała w końcu zacząć mu porządnie doskwierać.
- Cześć Tom – przywitał się zwracając na siebie jego uwagę, a gdy ten nie zaczął rzucać w niego poduszkami, ani innymi przedmiotami, które miał pod ręką odważył się podejść bliżej.
- Przypomniałeś sobie o mnie? Czy ta wariatka się poskarżyła? – zapytał nie szczędząc sobie złośliwości, lecz jego oczy zdradzały całą prawdę. Nie był zły.
- Ładnie tak mówić o swojej żonie? – uniósł brwi przysiadając obok niego na łóżku. Tego już nie skomentował. Samo słowo „żona” wzbudzało w nim jakieś dziwne uczucia. Chyba jeszcze się do tego nie przyzwyczaił. Może nie sądził, że ludzie zaczną traktować to wszystko tak poważnie. – Tom… Olivia chce ci pomóc… Tak jak my wszyscy. Jej też się na pewno nie uśmiecha, że musi się z tobą męczyć.
- A kto jej każe? Niech wraca tam skąd przyszła!
- Więc po co się z nią żeniłeś? – wypalił irytując się już tą sytuacją. Znał swojego brata i wiedział, że nie popełniłby takiej głupoty nieświadomie. Musiało być coś, co nim wtedy kierowało. Nikt przecież go do tego nie zmuszał… Jednak ani Olivia, ani Tom nie powiedzieli mu nigdy jak było naprawdę.
- Bo myślałem, że to coś zmieni w moim życiu – odparł sucho wbijając wzrok w ścianę. – Jak widać zmieniło, ale nie to co chciałem.
- Nie rozumiem. Co ty chciałeś zmieniać?
- Życie.
- A co było złego w twoim życiu? – drążył wciąż starając się choć trochę go zrozumieć. Bo jak nie on, to kto?
- Przestało być... Moje – wyznał z trudem wydobywając z siebie głos, który nagle ugrzęzł mu w gardle. Bill wbił w niego swoje zdezorientowane spojrzenie. – Przestałem być chyba szczęśliwy.
- I postanowiłeś szukać szczęścia w Las Vegas?
- Nie wiem. Niczego nie postanawiałem, po prostu tam pojechałem. I nagle spotkałem ją… Wiesz jak to jest, gdy spotykasz kogoś kto cię rozumie? – ostatnie słowa wypowiedział znacznie ciszej, jakby bał się, że Olivia go usłyszy.
- Wiem, że to dość ważne w życiu… Ale chyba jeszcze nie jest wystarczającym powodem, aby się żenić?
- Przecież nie wziąłem z nią ślubu w ten sam dzień. Wtedy jeszcze nawet mi to do głowy nie wpadło… Nie umiem ci tego wytłumaczyć. To trzeba po prostu przeżyć, poczuć.
- Dobrze… Pomijając już to wszystko, dlaczego nie chcesz dać jej rozwodu? – Bill chciał w pełni wykorzystać chwilę, gdy jego brat w końcu się przed nim jakoś otworzył. Miał mnóstwo pytań i sam nie wiedział od czego powinien zacząć. Bał się, że za chwilę znowu straci Toma, znowu nic od niego nie usłyszy.
- Myślisz, że tu chodzi o ten głupi ślub?
- W takim razie o co tak naprawdę chodzi Tom?
- Ja nie chcę pozwolić jej odejść.


Czasami potrafisz sprawić, że odpowiednio dobrane słowa zmieniają spojrzenie na wszystko. Od Ciebie zależy ich brzmienie i sens. A wypowiedziane na głos, przy świadkach zdecydowanie brzmią zupełnie inaczej niż w Twoich myślach… Docierają do Ciebie z podwójną siłą. I nie masz już szans, aby się z tego wycofać…