niedziela, 30 marca 2014

7. "Wenn du suchst und dich selbst dabei verlierst, Dann find ich dich Und hol dich zu mir..."

Kolejny dzień zaczął się z pozoru zwyczajnie, tak jak zwykle. Gitarzysta obudził się w swoim ponurym pokoju z dokuczliwym bólem w mięśniach i kręgosłupie. Dodatkowo tym razem burczało mu w brzuchu. Nie jadł nic odkąd Bill był u niego ostatni raz. Zmieniło się właśnie to, że już nikt o niego nie dbał. A przynajmniej tak mogło to wyglądać z jego perspektywy. Bo innej widzieć nie chciał. Dobrze przecież wiedział, że w kuchni czekała na niego kolacja przygotowana przez Olivię. Dziewczyna okazała się być równie zawzięta co on, bo tak, jak obiecała nie przyniosła mu nawet jednej kanapki. Miał wrażenie, że wszyscy są przeciwko niemu. Oczekują od niego ciągle czegoś, czego on nie jest w stanie zrobić. Nie rozumieją z czym się musi zmagać każdego dnia. Nie chcą nawet spróbować. Najłatwiej jest powiedzieć: weź się w garść, musisz dalej żyć. Z jego strony jednak wygląda to zupełnie inaczej. On nie tylko stracił władzę w nogach. Kiedy człowieka dotyka taka tragedia nie jest mu łatwo się z tym pogodzić. W dodatku każdy jest inny i inaczej reaguje. Brak możliwości poruszania się o własnych siłach to jedno, a poczucie straty w jakiś sposób swojej męskości, to drugie. Najtrudniej jest przystosować do zmian swoją psychikę. Wyzbyć się bezsensownych myśli i odczuć związanych z inwalidztwem. To psychiczne nastawienie tak naprawdę świadczy o jego kalectwie.

- Tom, to jest Agatha. Będzie pomagała ci w rehabilitacji – oświadczył mu brat wskazując na stojącą obok młodą dziewczynę. Była bardzo ładna i wydawała się nawet sympatyczna. Wbrew pozorom to tylko pogarszało całą sprawę. Bill zapewne sądził, że młoda i piękna rehabilitantka zdoła wzbudzić w jego bliźniaku jakąkolwiek motywację do działania. Skutek był jednak odwrotny. Tom momentalnie poczuł jak wzrasta w nim ciśnienie i niewiele dzieliło go od wybuchu złości.
- Jakiej rehabilitacji? Prosiłem o coś takiego? - wysyczał spoglądając na niego wzrokiem mordercy.
- Nie musiałeś. To jest ci potrzebne Tom. Twój lekarz mówił...
- Nie interesuje mnie to – przerwał mu stanowczo. - Zapłać pani i niech więcej się tu nie zjawia. Chyba, że sam potrzebujesz jej pomocy – polecił tonem nie znoszącym sprzeciwu. Nie wyobrażał sobie, aby ktokolwiek miał dotykać jego nóg, męczyć się z podnoszeniem ich. A już na pewno nie kobieta. Nieważne, jak bardzo miało mu to pomóc. On sam w to nie wierzył. Dla niego było to głupie gadanie, stwarzanie złudnych nadziei. To zupełnie w stylu jego brata. Bill zawsze miał nadzieję na wszystko, nawet jeśli coś z góry miało być stracone. Czasami było to, aż irytujące.
- Tom, chcemy ci pomóc... Wiesz, że jeśli się postarasz, jest szansa...
- Przestań już pieprzyć! - jak do tej pory starał się nad sobą panować, tak w tym momencie nie umiał dłużej w sobie tego wszystkiego zdusić. Te słowa działały na niego jak płachta na byka. Miał już dość słuchania w kółko tego samego. Doprowadzało go to do obłędu.- Zostawcie mnie wszyscy w świętym spokoju.

Drgnął przestraszony, gdy nagle drzwi od jego sypialni otworzyły się gwałtownie wyrywając go z zamyślenia, a do środka wpadła Olivia. Zaraz za nią zjawił się również jego pies wesoło merdając ogonem. Nie zdążył nawet się jej przyjrzeć, jak przemknęła przez całe pomieszczenie. Dopiero, gdy usłyszał charakterystyczny dźwięk rozsuwanych zasłon, a jego oczy poraziło słońce zrozumiał, dokąd tak pędziła.
- Dzień dobry! Zobacz, jaki dziś piękny dzień – odezwała się w końcu, a jej głos wręcz kipiał entuzjazmem. Nie przywykł do tego. Nie mówiąc już o tym, że każdy zanim wchodził do jego pokoju, zawsze pukał wchodząc potem bardzo niepewnie, jakby miało się zaraz coś stać. A ona wpada tu jak burza, odsłania mu okna i jeszcze mówi swoim głosem, niczym skowronek, że jest piękny dzień.  - Otworzę na chwilę okno, przyda ci się trochę świeżego powietrza – dodała i nie czekając na pozwolenie uchyliła je. - Przykryj się, żebyś nie zmarzł – podeszła do jego łóżka chcąc poprawić mu kołdrę, ale ten od razu złapał za materiał sam naciągając ją na siebie. Patrzył na nią co najmniej, jakby właśnie spadła z księżyca. Trochę ją to bawiło. - Dziś już nie jesteś taki rozmowny – stwierdziła krzyżując ręce na piersi. - Obraziłeś się na mnie?
- Nie rozumiem, dlaczego ty się jeszcze nie obraziłaś – mruknął spoglądając na nią urażony, jakby zrobiła mu coś złego. Dziwiło go naprawdę jej zachowanie. Zupełnie, jakby nic się nie działo. Oczekiwał raczej, że będzie się na niego wściekała, jak każdy. Według niego powinna była się obrazić, zabrać swoje rzeczy i zniknąć. Przecież to najłatwiejsze, co można zrobić w takiej sytuacji. Bo właśnie to robił każdy...
- Jak mogę się na ciebie obrażać? Za co? - zapytała zdziwiona.- Jak na razie to ja wpadłam tu bez zapowiedzi, zamieszkałam bez twojego pozwolenia i robię wiele innych rzeczy, które się tobie nie podobają – podsumowała analizując wszystko po kolei. - Nie mówiąc już o tym, że zaciągnęłam cię do ołtarza. Hm, choć w sumie było trochę odwrotnie. Ale jednak nie da się ukryć, że to wszystko przez moją zaraźliwą fantazję – uśmiechnęła się pod nosem wracając myślami do pamiętnych chwil, które bardzo mocno odznaczyły się na kartach ich życia. Mimo wszystko czuła w głębi przyjemne ciepło, gdy to wspominała. Przyglądał jej się długo w milczeniu bardzo intensywnie przy tym myśląc. Jej twarz była cały czas taka promienna, oczy tętniły życiem. Zupełnie, jakby miała wszystko czego pragnie i była najszczęśliwszą kobietą na tej planecie. Pamiętał, że kiedy ją spotkał po raz pierwszy, nie była taka. To dlatego tak łatwo nawiązali ze sobą kontakt. Obydwoje byli przybici i potrzebowali nie tylko towarzystwa, ale i zrozumienia.
- To i tak tylko kwestia czasu – rzekł po chwili. Był pewien, że ona również w końcu odejdzie. Zniknie tak jak cała reszta. Jego życie już nigdy nie będzie takie samo...
- Kwestia czasu? - powtórzyła nie rozumiejąc co miał na myśli.
- Aż sobie odpuścisz. Własna dziewczyna mnie zostawiła więc to byłoby dziwne, gdybyś ty wytrzymała ze mną dłużej – stwierdził z przekonaniem. - I nie wierzę, że jesteś, aż tak dobra.
- Bo nie jestem – wzruszyła ramionami odczuwając nagły przypływ smutku. On zawsze budził w niej mieszane uczucia, potrafił diametralnie zmieniać jej stan emocjonalny i tak było do tej pory. Wystarczyło kilka słów, a blask w jej oczach przygasł. - Nie wstaniesz na śniadanie? - zmieniła temat. Jej głos nie był już tak radosny, jak przed kilkoma minutami. Zrobiło mu się nawet trochę przykro widząc, jaką wywołał w niej zmianę. Sam siebie nie rozumiał. Przecież chciał ją zniechęcić, a gdy mu się to zaczęło udawać, nagle źle się z tym czuje. - Nie wiem, co ci szkodzi... Serio próbuję cię jakoś zrozumieć.
- To nie próbuj...
- Ze mną też nie ma tak łatwo Kaulitz – oznajmiła mu pełna determinacji i nim się obejrzał zostawiła go samego. Nie zamknęła za sobą drzwi, co go tylko zirytowało. Nie cierpiał, gdy były otwarte. Szczególnie od czasu,  kiedy nie wychodzi ze swojego pokoju. Nie chciał widzieć, ani słyszeć co działo się poza nim. Ani, aby ktokolwiek inny mógł widzieć jego przez otwarte drzwi. W każdej chwili przecież mógł przyjść ktoś, nawet obcy. Nienawidził tego... Po chwili jednak ponownie ujrzał dziewczynę. Ku jego zdziwieniu przyniosła ze sobą srebrną tacę z jedzeniem, z którego jeszcze unosiła się para. Postawiła ją na biurku i podeszła do niego. - Nie patrz tak. Nie mam serca cię głodzić. Nie jestem tu po to, żebyś mi zszedł z głodu... Nie myśl sobie, że jestem taka miękka! Bo i tak się nie poddam – wyrecytowała pośpiesznie się tłumacząc. - A teraz... Weź chociaż usiądź! - rozkazała i odetchnęła głęboko następnie zabierając tacę z biurka. Tym razem to ona czuła, jak jej duma na tym cierpi. Nie udało jej się postawić na swoim. Nie tym razem, ale to jeszcze nie znaczy, że wszystko stracone. To tylko jedzenie... Musiał przecież jeść. Nie mogłaby w taki sposób się nad nim pastwić. I tak już wyglądał mizernie...
Tom postanowił się już z nią nie kłócić. Był niesamowicie głodny, więc wolał jej nie drażnić. Jego oczy, jak i żołądek, aż się radowały na widok jajecznicy i gorącej kawy. Podsunął się więc wyżej wykonując jednocześnie jej polecenie. Tak, to było jedyne w czym był w stanie ustąpić na daną chwilę. Prawdopodobnie tak samo, jak i ona.
- Smacznego – westchnęła cicho, gdy tylko położyła mu tacę na kolanach.
- Dziękuję – odparł z niemałym trudem. Choć to było oczywiste, że należy okazać wdzięczność za taki gest, dla niego było to wciąż nie lada wyzwanie. Nie chciał od niej niczego, a jednocześnie był na nią skazany. Olivia nie odezwała się już. Podeszła tylko do okna i zamknęła je kolejno rozglądając się po pokoju. Wciąż panował w nim bałagan, co bardzo drażniło jej oczy. Miała ochotę zgarnąć wszystkie walające się w tym pomieszczeniu ciuchy i zrobić wielkie pranie. Zastanawiała się tylko, czy to nie za dużo. Z drugiej strony jednak sam Tom nie był w stanie na razie tego zrobić. A ona miała nadzieję, że jeśli w pokoju zacznie panować przyjemniejsza atmosfera to i jego nastawienie się zmieni. Zdecydowanie wierzyła w cuda. Korzystając z tego, że Gitarzysta był zajęty jedzeniem, zaczęła zbierać z podłogi i mebli wszystkie rzeczy. - Co ty wyprawiasz? - usłyszała nagle jego głos, aż zadrżała. Nie mogło przecież umknąć to jego uwadze, a tak byłoby dużo lepiej dla wszystkich!
- Sprzątam – rzuciła krótko nie zaprzestając swoich czynów. Całkowicie zbiło go to z tropu. Nie wiedział nawet, co ma teraz powiedzieć. Nie chciał, żeby to robiła, lecz nie umiał sensownie zaprotestować. Jego poczucie upokorzenia właśnie sięgało zenitu. Podczas, gdy Tom walczył sam ze sobą, brunetka zdążyła już zniknąć za drzwiami łazienki i wrócić z powrotem. - A ta pościel? Zmieniał ją ktoś odkąd postanowiłeś spędzić w tym łóżku resztę swojego życia? - przeniosła swoje przepełnione sceptycyzmem spojrzenie na ciemno-kremową kołdrę, którą mężczyzna w tym momencie mocno chwycił w dłonie przyciskając do siebie jednocześnie spoglądając na dziewczynę, jakby miała mu za chwilę odebrać jego ukochanego misia. Na jej twarz nie wiedzieć czemu wpłynął chytry uśmiech, co tylko go zaniepokoiło.
- Nawet o tym nie myśl! - zagrzmiał w końcu, ale jakoś tym razem nie zabrzmiało to zbyt groźnie. Olivia ułożyła usta w dzióbek i zacmokała dwa razy mierząc go swoim równie upartym wzrokiem. Widział w tych oczach mnóstwo cierpliwości i zaparcia. Nie sądził, że dojrzy to wszystko w niemal obcej osobie, a nie u swoich najbliższych. Gdyby miał ustawić ich w jakiejś kolejności, zaczynając od tego kto najbardziej się starał i nie dawał za wygraną, to zdecydowanie Olivia stałaby na podium. Na drugim miejscu uplasowałby się Bill, a potem ich matka. O niej też nie można zapominać. Przez pierwsze dni po powrocie, to ona najbardziej na niego naciskała. Może, gdyby mogła zostać nieco dłużej w Los Angeles w końcu udałoby jej się coś osiągnąć? Czwarte miejsce zajmują na równi Gustav i Georg. Niestety na piątym był zmuszony umieścić swoją dziewczynę. A może byłą dziewczynę? Sam wciąż nie wiedział, czy ich związek  w ogóle jeszcze istnieje. Na szczęście to nie było ostatnie miejsce! Ponieważ był jeszcze David Jost, który zajmuje zaszczytną ostatnią pozycję. Niby jest tym, któremu powinno zależeć bardziej niż wszystkim. Bo przecież między innymi Tom był dla niego źródłem pieniędzy. Bez niego zespół nie mógł ruszyć dalej. A nawet gdyby próbował, nie wypaliłoby to. Menadżer jednak miał najmniej siły i odpuścił bardzo szybko. Pozostawił całą swoją nadzieję w Billu i przyjaciołach Gitarzysty.
- Wiem, to będzie trudne zważywszy, że nie chcesz wyleźć z tego łóżka – jej głos przywrócił go ponownie do rzeczywistości. Zamrugał powiekami oczekując jej dalszych słów, miał nadzieję, że zdołał odwieść ją od tego pomysłu. - Ale chyba korzystasz z łazienki? - uniosła brwi posyłając mu swój uśmiech. Jego twarz momentalnie spochmurniała.
- Odpuść sobie – mruknął groźnie.
- Tom, proszę cię! - Gitarzysta, aż drgnął lekko, gdy podniosła swój głos niemal sama przy tym podskakując. - To przecież wszystko dla ciebie... Poczujesz się dużo lepiej, przysięgam! Nie masz ochoty zanurzyć się w świeżej pościeli? Przecież i tak nie masz lepszych atrakcji w tym łóżku! - patrzyła na niego niczym podekscytowana dziewczynka na swoją wymarzoną lalkę barbie, jej oczy błyszczały nienaturalnie, co było wręcz przerażające. I bałby się, gdyby nie jej argumenty, które brzmiały dla niego bardzo głupio, a przez to też go bawiły w jakiś sposób. Miał już totalnie mieszane uczucia, nie rozumiał samego siebie. Nie miał pojęcia co takiego ona robiła, że nie mógł się odnaleźć w sytuacjach, jakie stwarzała między nimi. - Proszę, nie każ mi czatować pod twoją sypialnią i czekać, aż doczołgasz się do łazienki, żebym mogła po cichu zmienić ci głupią pościel. Pewnie są jeszcze na niej ślady po twojej upojnej nocy z dziewczyną! Serio chcesz spędzić w tym resztę życia!?
- Czy ty jesteś normalna? - wypalił patrząc na nią, jak na totalną wariatkę. Czasami właśnie miał wrażenie, że Olivia jest jakimś nieokiełznanym szaleńcem. - Przekonujesz mnie do tego, jakby od tego zależało moje życie – dodał widząc jej nieco zaskoczony wyraz twarzy.
- A nie zależy? Przed chwilą powiedziałam, że zamierzasz spędzić tu resztę życia, czy nie? - zauważyła wciąż lustrując go swoim niebieskim spojrzeniem. I znowu go zatkało. Przez moment miał ochotę zaprzeczyć. Ale wtedy musiałby powiedzieć coś więcej, a on przecież nie miał na to najmniejszej ochoty. Jej dociekliwość powoli zaczynała już go męczyć. Może to jest właśnie jej sposób na niego? Dociekać wszystkiego bardzo dokładnie, aż się zmęczy i zgodzi się na wszystko dla świętego spokoju? - No Toom... - jęknęła żałośnie i dźgnęła go palcem w ramię. Dałaby sobie rękę uciąć, że gdyby był w stanie, to odskoczyłby na drugi koniec pokoju. Nie rozumiała za bardzo skąd w nim tyle strachu. Trochę ją to zaczynało martwić. Nie pozwalał się do siebie zbliżyć w żaden sposób, a tym bardziej dotknąć.
- Dobra! - zgodził się w końcu pod wpływem emocji, jakie już w nim zdążyły się zebrać podczas tej całej, bezsensownej dyskusji.
- No ucałowałabym cię! Ale boję się, że zszedłbyś na zawał – roześmiała się wesoło, a ten miał ochotę jedynie schować się pod kołdrę i już nigdy spod niej nie wychodzić. - Zrobimy to później – rzekła już poważniej, co zabrzmiało, jak dla niego dosyć dwuznacznie. Gdyby nie wiedział o co chodzi znowu miałby powód, aby się jej bać. Do czego to doszło, że obawiał się zwykłej, niewinnej dziewczyny? Brunetka ku jego wielkiej uldze nic więcej już nie mówiła. Wzięła z jego kolan tacę, na której przyniosła mu śniadanie. Kubek z niedopitą jeszcze kawą postawiła na nocnej szafce, a całą resztę zabrała ze sobą do kuchni pozostawiając go samego. W końcu mógł odetchnąć i już nawet nie przeszkadzało mu, że drzwi od sypialni wciąż były otwarte. Westchnął ciężko i zsunął się niżej zamykając oczy. Miał wrażenie, że od wczoraj gra w jakimś szalonym komedio-dramacie, czy coś... Nie zmieniało to faktu, że po jego twarzy błąkał się delikatny uśmiech. Świadczący tylko i wyłącznie o tym, że jest lepiej. Dużo lepiej...

Olivia odstawiła brudne naczynia do zlewu, a sama oparła się rękoma o jego krawędź i odetchnęła kilka razy głęboko. Uśmiechnęła się do siebie szeroko. Wiedziała, że nie może się jeszcze cieszyć. W końcu nigdy nie powinno chwalić się dnia przed zachodem słońca, jednak nie mogła powstrzymać tego uczucia, które tliło się w głębi jej serca. Widziała, jak Tom zaczyna rozkwitać. I choć to był bardzo powolny proces i tak niesamowicie cieszył. Teraz nie miała już żadnych wątpliwości, że jej się uda. W dodatku nie sądziła, że będzie sprawiało jej to tak wiele przyjemności. Wciąż lubiła jego towarzystwo, nie mogła temu zaprzeczyć. Brakowało jej go i to bardzo. Teraz jej jedyną obawą było to, czy będzie chciała potem się z nim rozstać... Już na zawsze.
Z zamyślenia wyrwały ją wibracje telefonu. Sięgnęła do kieszeni spodni i wyciągnęła urządzenie, nie zdziwiło ją, gdy ujrzała na wyświetlaczu imię brata Gitarzysty. I tak długo wytrzymał. Nie zwlekając odebrała połączenie witając go swoim pełnym entuzjazmu głosem.
- Witaj Bill.
- Cześć. Dzwonię zapytać, jak sobie radzicie? - słyszała wyraźnie, że jest lekko zestresowany. Domyślała się, że nie było mu łatwo i najchętniej zostawiłby teraz wszystko, aby przyjechać do nich. Chciałby sam wszystko mieć pod kontrolą, pilnować swojego brata i dbać, żeby niczego mu nie brakowało. Ale obydwoje wiedzieli, że to mogłoby zniszczyć cały plan. Bill był zbyt uległy.
- Nie chcę przechwalić, ale coraz lepiej – odparła zadowolona. - Co prawda, nie udało mi się jeszcze wyciągnąć go z łóżka... Jesteśmy na etapie sprzątania i zacieśniania więzów. Tom staje się nawet trochę milszy – powiedziała wszystko, co tylko w tym momencie przychodziło jej do głowy chcąc, żeby Wokalista miał już jakiś obraz całej sytuacji. Miała nadzieję, że to go uspokoi.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Najgorzej było wczoraj... Ale dałam radę – rzekła z lekkim poczuciem dumy.
- Boże, a ja się tak martwiłem. Mam straszne wyrzuty sumienia, że go tak zostawiłem...
- Wiem, ale jest w dobrych rękach. Obiecuję, że o niego zadbam. Zresztą, możesz wpaść niedługo i zobaczyć, czy żyje – zażartowała chcąc rozluźnić atmosferę.
- O na pewno wpadnę. Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam... Pewnie zajrzę do was jutro. Żeby nie myślał, że go tak porzuciłem znowu. Pewnie jest na mnie wściekły.
- Bardzo możliwe. Nie był zbyt zadowolony widząc wczoraj mnie zamiast ciebie – przyznała przypominając sobie wczorajszą reakcję Toma na jej widok.
- Eh, jakoś go udobrucham, mam nadzieję. Dobra, skoro wszystko w porządku, mogę spać dziś spokojnie. Wpadnę jakoś jutro na chwilę.
- Dobrze, będę czekać.
- To do zobaczenia Liv.

- Do zobaczenia – pożegnała się z uśmiechem i zakończyła rozmowę. Bill był jedyną osobą, którą miała po swojej stronie od dnia wypadku w Las Vegas. Nie wiedziała, dlaczego był taki w stosunku do niej, ale dzięki temu uznała go za bardzo sympatycznego i ciepłego mężczyznę. Nie oceniał tak jak wielu innych ludzi. Potrafił wysilić się nieco bardziej i nie szedł na łatwiznę. Dostrzegał to, czego nie widzieli inni. Ceniła sobie to bardzo. Między innymi również dla niego chciała pomóc Tomowi się pozbierać. Tak naprawdę to leży w interesie ich trójki najbardziej.

środa, 5 marca 2014

6. "Irgendwo ist der ort, Den nur wir beide kennen."

Czasami mam wrażenie, że to co piszę nie jest dla Was zrozumiałe… I to w sumie przykre, bo oznacza chyba, że jednak nie umiem zbyt dobrze pisać… W każdym razie zamierzam bronić nie tylko siebie, ale i swoich bohaterów :D
Poza tym zapraszam do obserwowania mojej strony na facebooku TUTAJ, jeśli ktoś jest zainteresowany bieżącymi informacjami, różnymi dyskusjami itp. 
A dziś odpowiem na wszystkie komentarze o! ;)

Kate: Kiedy Bill obwiniał Olivię? Chyba nie w tym opowiadaniu. Być może nie był dla niej zbyt miły, czy nawet mógł mieć jakiś żal… Ale chyba miał do tego pełne prawo. Tym bardziej, że jego brat leżał nieprzytomny, nie wiedział nawet czy przeżyje. I owszem, Olivia i Tom byli świadomi tego co robią. Ale raczej nie mogli przewidzieć swojego wypadku. Sądzę, że mają więc prawo do żalu. Tym bardziej, że tli się w nich ponadto wiele różnych uczuć. Wszystko z czasem się jeszcze wyjaśni. Nie chcę zdradzać wszystkiego, a niektóre komentarze niestety zmuszają mnie do wyjaśnień.
Sparkle: Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, Olivia pojawiła się pod koniec poprzedniego odcinka… Więc, tak spotkali się i siłą rzeczą będą rozmawiać :D I nie wiem o jakich stokrotkach mówisz, chyba Cię wyobraźnia poniosła Skarbie ;p
QueenBlack: Może to zabrzmi dziwnie, ale czasem właśnie ten najboleśniejszy czas jest najlepszą porą na pisanie… :)
Freiheit: Absolutnie nie potrzebuję żadnej przerwy, nawet nie narzekam na brak weny :D Musiałaś źle mnie zrozumieć ;) Swoją drogą dłuższe przerwy nie zawsze służą, czasem przynoszą odwrotne skutki. I nie przesadzałabym z tym, że Bill jest miły… Jest normalny raczej :D Minęło trochę czasu i każdy miał go dużo, aby wszystko sobie poukładać. Wcześniej mógł być nieco rozgoryczony, ale też znowu nie przesadzajmy z jego wrogością do Liv :D
Evie P: Jest mi bardzo miło widzieć Cię wśród czytelników moich opowiadań i mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej ;) Dziękuję również za miłe słowa.

Za wszelkie błędy przepraszam.

Twoje myśli czasami mają tak wielką moc, jakiej nigdy byś się nie spodziewał. Zastanawiałeś się kiedyś, czy pojawiają się one w Twojej głowie z jakiegoś konkretnego powodu? Czy może każda z nich jest czystym przypadkiem?

- Co ty tutaj robisz? - wykrztusił zszokowany. Nie wierzył własnym oczom. Przed chwilą uważał Rię, za ostatnią osobę, która mogłaby się pojawić w jego mieszkaniu... A tymczasem Olivia we własnej osobie stoi w jego sypialni. Dziewczyna, której na pewno nie chciał w tej chwili oglądać. A przynajmniej tak sobie wmawiał od dłuższego czasu. O czym innym świadczyły jego intensywne myśli i wspomnienia krążące wokół niej.
- Chyba pora pozamykać pewne sprawy Tom...
- Jak tu weszłaś? Drzwi były zamknięte – rzekł oschle całkowicie ignorując jej słowa. Nie zamierzał być dla niej miły, w ogóle nie chciał z nią rozmawiać. Nie rozumiał skąd się tutaj wzięła i czego od niego chce po tym wszystkim, co się wydarzyło.
- Dostałam klucze od twojego brata – uśmiechnęła się lekko niezrażona jego nieuprzejmością.
- Świetnie. A gdzie on jest?
- Nie ma go – wzruszyła obojętnie ramionami, a jej twarz przybrała poważniejszy wyraz. - I nie będzie – dodała widząc jego zdezorientowane spojrzenie.
- Dzięki za odwiedziny, ale nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Możesz już sobie iść – oznajmił wyraźnie niezadowolony z przebiegu sytuacji i odwrócił od niej swój wzrok. Nie mógł w tej chwili zrobić nic więcej. Gdyby tylko miał władzę w nogach, wyprowadziłby ją nawet siłą. W tej sytuacji jednak potrafił jedynie odwrócić swoje spojrzenie, jakby to miało w czymkolwiek mu pomóc. Dziewczyna westchnęła jedynie ciężko nawet nie myśląc, aby ruszyć się z miejsca. Nie tym razem... Już raz ustąpiła. Dała mu dużo czasu, aby mógł dojść do siebie po wypadku. To jednak zdawało się nie nadejść prędko, a może nawet wcale?
- Nie zamierzam  nigdzie iść Tom – uświadomiła go swoim stanowczym głosem. - Przyleciałam tu specjalnie po to, abyś łaskawie ruszył tyłek i dał mi rozwód – dodała podkreślając bardzo wyraźnie każde słowo. - I nie ruszę się stąd dopóki nie zaczniesz współpracować – zapewniła nim ten zdołał otworzyć usta. Czuł jak z każdą kolejną chwilą wzrasta w nim coraz większa złość i nie umiał tego w sobie zatrzymać. Nie radził sobie. A jej obecność tylko to pogarszała. Patrzył na nią i wszystko do niego wracało. Każda sekunda, o której nie chciał pamiętać. Gotował się w środku ze swojej bezradności.
- Nie dostaniesz żadnego rozwodu, nie zamierzam nic w tej sprawie robić – warknął zdenerwowany. - A teraz wyjdź, zanim zadzwonię po policję. Nie masz prawa mnie nachodzić... - urwał, gdy dotarł do niego jej śmiech. Dokładnie taki sam, jak wtedy... Miał ochotę zacząć wrzeszczeć czując natłok emocji, jaki się w nim wzbierał. A ona stała sobie taka niewinna, nieporuszona wyśmiewając bezkarnie jego groźby.
- Doprawdy? I co im powiesz Tom? Że twoja żona nie chce opuścić twojego mieszkania, które jakby nie patrzeć jest po części jej, czyli moje? - podeszła bliżej nie spuszczając z niego swojego przeszywającego wzroku. Tom uniósł głowę zaskoczony jej słowami. Nie miał już argumentów, zwyczajnie odjęło mu mowę. - Wszystko zależy od ciebie Tom, możemy załatwić to szybko i nigdy więcej mnie nie zobaczysz – powiedziała już znacznie łagodniej. Jej spojrzenie także było cieplejsze i mógł dostrzec w nim troskę. To w dziwny sposób działało na niego pozytywnie. Jego złość ustawała. Ale nie zmieniało to jego nastawienia, ani tym bardziej toku myślenia.
- Wiesz... Możesz sobie tutaj siedzieć ile chcesz, wszystko mi jedno – odezwał się w końcu i tym razem to ona patrzyła na niego ze zdziwieniem. Spodziewała się, że nie będzie łatwo. Wręcz przeciwnie, wiedziała, że dużo czasu będzie musiała poświęcić, aby Tom w końcu odzyskał rozum. Mimo to, cały czas miała jakąś nadzieję. Naiwną, ale jednak... Dlatego teraz czuła lekkie rozczarowanie. Co nie zmieniało faktu, że nie zamierzała się poddawać. Obiecała sobie, że nie wróci do domu bez rozwodu, choćby miała spędzić tu najbliższe miesiące użerając się z upartością Kaulitza. Nie rozumiała go w tym momencie, ani trochę. To było jej kolejnym zadaniem, jakie sobie wyznaczyła. Zrozumieć tego chłopaka, który niegdyś był tak uroczy, że zawładnął nią całą. Począwszy od umysłu, aż po ciało i serce... To przez niego jej przyszłość stanęła pod wielkim znakiem zapytania.
- Cóż... W takim razie idę się rozpakować. Bill pozwolił mi zająć swój pokój...
- Jak to? - wtrącił przestraszony, co było słychać wyraźnie w jego głosie i widać po wyrazie twarzy. - A on gdzie będzie spał?
- Na pewno nie tutaj – mruknęła wzruszając przy tym ramionami. - Widzisz, wszyscy stracili już chyba cierpliwość. Jesteś zdany na siebie... I ewentualnie na mnie. Jako twoja żona... Chyba mam pewnie zobowiązania – dodała z uśmiechem. Wyczuwał w tym odrobinę złośliwości i tylko bardziej go to denerwowało. Wiedział, że to wszystko nie dzieje się bez powodu. Był pewien, że Bill również maczał w tym swoje palce. Nie wybaczy mu tego na pewno! A już w szczególności nie da im tej satysfakcji i nie pozwoli osiągnąć tego, czego tak bardzo chcą. Może i jest niepełnosprawny, ale ma jeszcze swój rozum wbrew temu, co o nim myślą. Mimo wszystko zrobiło mu się przykro, że brat go tak zostawił. Bał się, że bez niego całkowicie przestanie sobie radzić. Bill pomagał mu w wielu czynnościach... Może nie tak znowu wielu, bo przecież życie Toma ograniczało się do wizyt w łazience i swojej sypialni.

Możesz być wrednym, kto Ci zabroni? Gorzej, gdy chcesz komuś zrobić na złość, a jedynym, któremu w ten sposób wyrządzisz krzywdę, jesteś Ty sam. A może to nie jest wcale Twoja złośliwość? Może to zwyczajna chęć zatrzymania przy sobie kogoś, na kim Ci zależy... Może nie widzisz innego rozwiązania. Nagle pojawiła się szansa, a Ty nie masz już nic do stracenia, więc stawiasz wszystko na jedną kartę.

- Tak mamo, wszystko w porządku – brunetka westchnęła cicho do telefonu sprawdzając jednocześnie zapasy żywności w lodówce, które okazały się być dosyć spore ku jej radości. Czuła się dosyć nieswojo krążąc po cudzym mieszkaniu i szperając w różnych miejscach, ale nie miała zbyt dużego wyboru. Poza tym obydwaj właściciele właściwie pozwolili jej tu zostać... Chociaż każdy z zupełnie różnych powodów.
- Zatrzymałaś się w hotelu?
- U koleżanki... Jednak jest w mieście i pozwoliła mi u siebie zostać dopóki czegoś nie znajdę... - skłamała. Nie po raz pierwszy musiała wcisnąć swojej rodzicielce jakąś wymyśloną historię. Było jej z tym ciężko, ale nie miała wyjścia. Albo raczej go nie widziała. Nie chciała myśleć, co by było, gdyby matka dowiedziała się całej prawdy! Chciała ją przed tym uchronić, zresztą nie tylko ją. Jedyną osobą, która znała całą prawdę, była ona sama. I pilnie jej strzegła. - Wiesz, dostałam tę pracę, o której ci mówiłam. Wszystko się układa po mojej myśli, nie masz się czym martwić.
- To dobrze... Wolałabym jednak, żebyś szybko stamtąd wróciła.
- Wiem... Wrócę, jak tylko wykonam tu swoje obowiązki. No i zarobię trochę kasy... - kolejne kłamstwo. Z czasem przestawała już zwracać uwagę na to, kiedy mówiła prawdę, a kiedy kłamała. Przyzwyczajała się. Musiała... Tak samo było z wyrzutami sumienia. Musiała nauczyć się z nimi żyć. - Ucałuj ode mnie Mika i Iana. Odezwę się niedługo – postanowiła zakończyć te rozmowę, która i tak tylko ją stresowała. Teraz potrzebowała chwili czasu, żeby wszystko przemyśleć i poukładać. Trochę za szybko się ostatnio toczy jej życie. Najwyższy czas zwolnić... Ostatnim razem, gdy pozwoliła na szybki rozwój wydarzeń, nie skończyło się to dla niej dobrze. I nie tylko dla niej.
- Dobrze, to do usłyszenia – ciepły głos matki wyrwał ją z chwilowego zamyślenia, a po chwili słyszała w uchu już tylko denerwujące dudnienie sygnału zakończonego połączenia. Odłożyła telefon i usiadła przy stole zastanawiając się, co właściwie teraz powinna zrobić. W tym mieszkaniu było tak cicho, że wzbudzało w niej to, aż strach. Tom, tak jak mówił jego brat, siedział cały czas w swoim pokoju i również nie dawał znaku życia. To było nie do zniesienia. Jakby wcale go nie było... Jakby nie istniał. Teraz doskonale rozumiała Billa i każdego innego, kto nie lubił już przebywać w tym miejscu. Sama najchętniej by stąd uciekła, jak najdalej. Z tym, że podjęła już decyzję i nie wycofa się bez walki. Nawet sama myśl o tym, że łączyło ją coś z Tomem... Że był kiedyś innym człowiekiem, była dla niej mobilizacją. Poza tym wierzyła, że on nadal taki jest. Przecież to żaden problem założyć maskę i ukryć wszystko, co ma związek z jakimikolwiek uczuciami. Sama wiele razy tak robiła i zajęło jej trochę czasu nim przestała oszukiwać wszystkich wokół, a przede wszystkim, samą siebie.
Po chwili namysłu zdecydowała się zajrzeć do niego. W końcu odkąd była w jego pokoju ostatni raz minęło już sporo czasu. Może czegoś potrzebuje... Chociaż z drugiej strony nie miała zamiaru mu usługiwać. W ten sposób na pewno niczego nie osiągną! Trudno było w tej sytuacji znaleźć najlepsze rozwiązanie.
Weszła do jego pokoju bez uprzedzenia stwierdzając, że pukanie jest zbędne. Nie trudno było się domyślić, że chłopak nadal nie chce jej widzieć. W sumie nie do końca wiedziała, dlaczego. Trudno było jej zrozumieć, że to na nią zrzucił całą odpowiedzialność. Osobiście już dawno wyzbyła się poczucia winy, a przynajmniej tego jednostronnego. Nie uważała, aby jej udział w tym, co się stało był większy, niż jego.
- Oh, no nie spodziewałam się, że znowu zastanę cię w łóżku – zironizowała na wstępie jednocześnie zwracając na siebie jego uwagę. - A jaśnie pan żyje powietrzem, czy czasami coś jednak je? - uniosła brwi przyglądając mu się z uwagą. Mimo tego, że leżał z tym swoim naburmuszonym wyrazem twarzy i był nieogolony pewnie od tygodni, nadal wyglądał męsko i pociągająco. To było według niej dziwne, nienormalne wręcz. A może to z nią jest coś nie tak?
- Rodzony brat się na mnie wypiął, więc raczej pożyję powietrzem – mruknął niechętnie. Trudno było mu przywyknąć do jej obecności. W dodatku była w jego mieszkaniu dopiero kilka godzin, a zdążyła już namieszać mu na nowo w głowie.
- Odleżyn się nabawisz, jak tak dalej będziesz gnić w tym łóżku. Toaletę też sobie zamontowałeś pod tyłkiem?
- Przyszłaś, żeby mi dokuczać? Więc lepiej wyjdź. Kto, jak kto, ale ty nie masz prawa kwestionować tego wszystkiego. Nie masz pojęcia, co to znaczy. Sama wyszłaś z tego cała, ledwo z jakimiś żałosnymi zadrapaniami – wysyczał rozzłoszczony. W tym momencie cieszył się, że nic nie wyszło z ich planów i wszystko skończyło się na wypadku. Teraz widział z kim naprawdę ma do czynienia. To kolejna wredna suka na jego drodze, nikt więcej.
- Robię kolację. Będzie w kuchni, jeśli masz ochotę, zapraszam – odparła ignorując jego słowa, choć dotknęły ją bardzo. Nie mogła jednak pozwolić sobie na takie słabości. Musiała liczyć się z tym, że jeszcze pewnie nie raz usłyszy od niego coś równie bolesnego, albo nawet bardziej. Wszystko ma swoje konsekwencje...
- Jasne! Już lecę na swoich magicznych skrzydłach, bo na nogach przyjść przecież nie mogę! - zawołał z ironią.
- Boże, ty naprawdę jesteś nieznośny. Jeśli liczysz na to, że będę się nad tobą użalać i skakać wokół twojej rozkapryszonej osoby, to się grubo mylisz! Nie przyniosę ci jedzenia do pokoju, zapomnij. Mogę jedynie pomóc ci wsiąść na wózek i popchnąć do kuchni! - wyrecytowała głośno tracąc już swoją cierpliwość. Nawet ona miała jakieś granice. Nie chciała też ciągle być jego tarczą, na której mógł bezkarnie się wyżywać. Nie zasłużyła sobie na to. Nikt sobie nie zasłużył...
- Nikt cię o nic nie prosi! Zostaw mnie w spokoju!
- Czekam w kuchni – oznajmiła dobitnie i wyszła zamykając za sobą drzwi, o które zaraz oparła się plecami oddychając głęboko. Teraz czuła, jak jej emocje sięgają zenitu. Miała ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Nie spodziewała się, że to będzie, aż tak bardzo bolało. Tymczasem każde jego słowo przepełnione nienawiścią i żalem, było jak sztylet wbijany prosto w serce.
- Olivia..!? - jej serce gwałtownie przyspieszyło, gdy usłyszała nagle jego nawoływanie. W tym momencie chyba pierwszy raz, odkąd się tu zjawiła, poczuła jak zapala się w niej nadzieja. Przetarła szybko twarz zbierając się w garść i uchyliła drzwi zaglądając niepewnie do środka. Od razu poczuła na sobie jego czekoladowe spojrzenie. Wciąż miał dumny wyraz twarzy, ale wydawał się być łagodniejszy niż wcześniej. Nie wiedziała, czego może się spodziewać tym razem. - Ktoś musi wyprowadzić psa... - słysząc to miała szczerą ochotę się roześmiać, lecz zastąpiła to jedynie niewinnym uśmiechem pod nosem. To był jednak największy dowód na to, że Tom jeszcze ma w sobie coś z człowieka. I czasem potrafi pohamować swoją złość. Naprawdę poczuła wielką ulgę i już wcale nie była na niego zła.
- No myślę, że ktoś powinien wyprowadzić twojego psa Tom – przyznała wchodząc w głąb pokoju i skrzyżowała ręce na piersi wlepiając w niego swoje niebieskie spojrzenie.
- Więc? - uniósł brwi spoglądając na nią znacząco.
- No więc?
- Wyprowadzisz go?
- Mogłabym iść z twoim psem na spacer Tom, mogłabym – odparła wciąż czekając, aż Gitarzysta zrozumie o co jej chodzi. A mianowicie czekała tylko na jedno, magiczne słowo. - Wystarczy, że mnie o to poprosisz – dodała zauważając, że chłopak ma wyraźny problem z domyśleniem się tak oczywistej rzeczy.
- Proszę wyprowadź mojego psa, będę wdzięczny – wypowiedział te słowa niemal przez zaciśnięte zęby i z towarzyszącym temu sztucznym uśmiechem, ale jej to wystarczyło. Dla niej to był krok do przodu, postęp. Widziała ile go to kosztowało.

- Z przyjemnością – uśmiechnęła się do niego, a on jakby przeżył dejavu. Pamiętał doskonale ten uśmiech. Najszczerszy, jaki kiedykolwiek było dane mu widzieć. To miała właśnie ona. To, czego nie miały inne kobiety, które dotychczas spotykał. Szczery, prawdziwy uśmiech. I wiele innych szczegółów... - Scotty, chodź ze mną piesku – zwróciła się do zwierzaka, który leżał przy łóżku z mordką na łapkach i spoglądał na nią smutno. - No chodź – podeszła do niego i pogłaskała go po łebku na zachętę. Tom obserwował te scenę z żalem. Sam marzył o tym, aby móc podejść do swojego pupila, pobawić się z nim, wyjść na długi spacer do parku. Nie dość, że nie mógł, to musiał się jeszcze płaszczyć przed dziewczyną, aby ona zrobiła to za niego. W dodatku jego zwierzak chyba nie miał nic przeciwko temu, bo już wcale się nie opierał, tylko posłusznie udał się za brunetką. Widział ją pierwszy raz na oczy i od razu z nią poszedł! Czuł, że już będzie tylko gorzej. Niedługo zostanie bez grama swojej dumy. Bez honoru... Bez krzty męskości.