piątek, 25 marca 2016

31. „Ich kenn’ dich nicht Und glaub’ daran, Dass ich’s zu dir schaffen kann…“

Tak łatwo można zapomnieć o całym świecie, spędzając czas z osobami, które nas uszczęśliwiają. Nagle wszystko, co złe odchodzi w niepamięć i przestaje mieć znaczenie. Przynajmniej na te kilka beztroskich godzin. Nie tylko Tom tak się czuł tego dnia. W jego mieszkaniu panowała niesamowita, radosna aura, która zarażała każdego, kto się w nim zjawiał. Uczucie szczęścia nie mogło pominąć nikogo. Nawet Bill musiał się temu poddać. Z przyjemnością obserwował, jak jego brat z Olivią się do siebie odnoszą, jaki stosunek Tom ma do synka dziewczyny.
Jeszcze przed paroma miesiącami nie posądziłby go o takie zachowanie. Mimo że Tom był od dawna w stałym związku, wciąż brakowało mu pewnej dojrzałości. I zdaje się, że właśnie to dostrzegł w nim dziś jego bliźniak. Można powiedzieć, że był z niego dumny. Udało mu się przejść przez najgorsze i wygrać walkę z samym sobą. Nie można jednak spoczywać na laurach, zdawał sobie z tego sprawę i żywił nadzieję, że Gitarzysta także. A jeśli nie, miał teraz kogoś, kto na pewno będzie mu o tym przypominał. Właściwie trochę, po cichu, zazdrościł bratu. Według niego, to, co mu się przytrafiło, było niezwykłe.
Oczywiście, nie chodziło tu o jego bezmyślność i spowodowanie wypadku, przez który obaj ucierpieli. Ale o uczucie. O miłość. Bo chyba tak może już to otwarcie nazywać. Miłością. Sam zawsze marzył, żeby uderzyło to w niego tak mocno. Tak, aby stracił rozum. Tom z pewnością go stracił tamtego dnia, gdy spotkał Olivię. To musiała być miłość od pierwszego wejrzenia. Ta chwila, gdy widzisz kogoś i czujesz, że to jest ta właściwa osoba. Osoba, dla której jesteś w stanie rzucić wszystko. Tom tak postąpił. I cokolwiek nim wtedy kierowało, teraz przerodziło się w coś prawdziwie szczerego i ważnego.
– Będę się już zbierał – rzekł, wstając od stołu. Miło się patrzyło na tą rodzinną sielankę, ale czuł, że potrzebuje chwili oddechu. Nie chciał z tego całego szczęścia popaść w jakiegoś melancholijnego doła. A to zawsze się tak kończyło.
– Nie zamierzasz już nigdy tu wracać na stałe?
Tom spojrzał na niego spod uniesionych brwi.
– No wiesz... Właściwie  może to odpowiedni czas na przecięcie pępowiny... – stwierdził niepewnie.
Sam się nad tym nie zastanawiał. Przywykł do tego, że nie mieszka już z Tomem. Wystarczało mu, że go odwiedzał. A jednocześnie wcale nie sprawiło to, że się od siebie oddalili. Praktycznie nic się nie zmieniło. A on chyba już nie wyobrażał sobie wrócić do tego mieszkania. Do miejsca, gdzie jego brat ma swoją małą rodzinę. Nie czuł się gotowy, by aż tak dogłębnie w tym uczestniczyć. Poza tym, to wciąż za mało miejsca na ich czwórkę. Jeżeli kiedykolwiek będą mieli w planach wspólne zamieszkanie, potrzeba na to dużo więcej przestrzeni.
– Na razie chyba jest dobrze, tak jak jest.
– Jeśli tobie to odpowiada, to w porządku. Wróć, jak będziesz chciał.
– Całkiem dobrze mi się mieszka bez takiego zrzędy jak ty. – Wyszczerzył się do niego. – Wypocząłem przez ten czas, nawet nie masz pojęcia.
– No wielkie dzięki.
– Przecież sam wiesz, jak bardzo byłeś nieznośny. Ta dziewczyna to anioł – ostatnie słowa dodał nieco ciszej, tak aby zostały tylko między nimi. Po minie Toma wiedział, że wcale nie musiał mu tego mówić. To był oczywisty fakt. – Ktoś nad tobą czuwa, bracie.
– Idź już, bo cię twoja fantazja ponosi. Zaraz zaczniesz widzieć nad głowami aureole.
– Już jedną widzę!
– Gdybym mógł wstać, zdzieliłby cię w łeb.
– To w końcu zrób tak, żebyś mógł! – Zawołał z entuzjazmem Wokalista.
Prawdopodobnie dzień, w którym Tom faktycznie wstanie, by mu przyłożyć, będzie jego najszczęśliwszym. Jakkolwiek masochistycznie to nie brzmi. Wiele by poświęcił, żeby jego brat znowu mógł chodzić. Nawet swoją nieskazitelną twarz.
– Próbuję… – mruknął nieco posępnie.
Bill już zamierzał powiedzieć coś pocieszającego, dodającego wsparcia, ale przeszkodził mu w tym dzwonek do drzwi. Obydwoje spojrzeli na sobie zdziwieni. Nikogo się nie spodziewali. Nikt nawet nie chciałby tu przychodzić po tym, jak ostatnimi czasy Tom traktował znajomych, czy przyjaciół. A z tego, co im wiadomo, zarówno ich matka, jak i panowie G., są w Niemczech.
– Masz dzisiaj rehabilitację? – Blondyn zmarszczył czoło, spoglądając z zapytaniem na brata. Ten zaś zaprzeczył ruchem głowy, co w sumie dla Billa było lekko rozczarowujące. Bardzo chętnie zobaczyłby Kathlyn. I tak, potrzebował do tego pretekstu. Ależ z niego tchórz, był pełen dezaprobaty dla samego siebie.
– Otworzysz?
– Już nie muszę – skwitował, gdy postać Olivii mignęła mu przez przedpokój. – Twoja żona przyjmie waszego gościa – dodał z wymownym wyrazem twarzy, dosadnie podkreślając słowo „żona”.
Tom zgromił go swoim spojrzeniem, nie mając pojęcia, dlaczego zrobiło mu się nagle tak gorąco. Odniósł nawet wrażenie, że się zarumienił. Czy to w ogóle możliwe?! Nie. To tylko złudzenie. Po prostu jest mu cieplej niż zwykle. Nic nadzwyczajnego.

Pobladła na widok wysokiego mężczyzny stojącego w drzwiach. Prędzej spodziewałaby się listonosza, chociaż dobrze wiedziała, że listy nie są dostarczane do ręki, w tym budynku. W pierwszej chwili zesztywniała, co nie było chyba najlepszą reakcją. Prawdopodobnie żaden przyjaciel nie chciałby być witany w taki sposób. Niemniej, to się działo mimowolnie. Mimo że już dawno wyjaśniła wszystkie sprawy z Ianem, nagle poczuła dziwny dyskomfort, gdy stał w drzwiach mieszkania Toma.
– Co ty tu robisz..? I skąd miałeś adres? – Burknęła, co pierwsze przyszło jej do głowy, nawet nie zastanawiając się, jak to musi dla niego nieprzyjemnie brzmieć. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że dała się lekko ponieść i zachowuje się co najmniej tak, jakby miała coś za uszami i chciała ukryć kochanka.
– Widzę, że tęskniłaś - mruknął bez przekonania. – Jak wiesz, mam swoje kontakty. Nie trudno było cię znaleźć. Swoją drogą, miło by było, gdybyś sama zostawiła mi swój adres. Zapomniałaś już, o co mnie prosiłaś? – Spojrzał na nią przenikliwie, ale zaraz przeniósł wzrok na Wokalistę, który wyszedł z kuchni, by sprawdzić, kto ich odwiedził. – To on już chodzi?
– To nie on – syknęła cicho, mając nadzieję, że Bill nie słyszał tej uwagi. – Bill, to mój przyjaciel, Ian – zwróciła się już bezpośrednio do zaintrygowanego chłopaka.
Blondyn kiwnął głową, ale i tak lustrował ich oboje podejrzliwym wzrokiem.
– Miło poznać. Właściwie, to już wychodzę – odezwał się, podchodząc bliżej nich. – Czy zaprosisz Iana do środka? – Uniósł brew, zerkając wyniośle na wciąż zmieszaną Olivię.
Jej zachowanie oraz wyraz twarzy były na tyle dziwne, że nie można było nie zauważyć, iż coś jest na rzeczy. Wcale nie sprawiała wrażenia, jakby Ian był jej przyjacielem, a co dopiero był tutaj mile widziany. Tak, zdecydowanie nie była jeszcze gotowa na konfrontację z Tomem. Nie teraz, nie dzisiaj. Nie w momencie, gdy dopiero, co rozpoczęła się ich sielanka.
– Jasne, że zaproszę – mruknęła, starając się zachować dobrą minę. – Wejdź, porozmawiamy na spokojnie. – Wskazała gestem ręki na wnętrze mieszkania.
Mężczyzna, nie odzywając się, spełnił jej prośbę. Choć równie dobrze mógłby teraz unieść wysoko głowę i wyjść. Bo chyba tego wymagał jego honor, a z pewnością przyniosłoby to wielką ulgę samej dziewczynie. Czasem sam nie rozumiał, za co tak naprawdę ją pokochał.
– To powodzenia. – Bill pożegnał się i w szybkim tempie ulotnił z mieszkania.
Cokolwiek się szykowało, wolał nie brać w tym udziału. Poza tym, to nie dotyczyło jego. Przynajmniej dopóki nie zostanie w to wtajemniczony przez Toma lub Olivię. Miał tylko nadzieję, że pojawienie się tajemniczego przyjaciela nie zaprzepaści tego, co właściwie dopiero zaczęło rozkwitać między jego bratem a dziewczyną. Choć zdawał sobie sprawę, że wszystko tak naprawdę może wywrócić się w jednej chwili do góry nogami. Takie właśnie jest życie. Walczysz o coś, starasz się, godzinami, tygodniami, latami... A gdy zostaje ci odebrane, zajmuje to moment.
– Naprawdę nie sądziłem, że będziesz traktowała mnie, jak intruza, Liv. – Ian zabrał głos dopiero, gdy Bill zamknął za sobą drzwi. Nie znał go, więc nie chciał poruszać przy nim jakichkolwiek tematów, które dotyczyły jego relacji z Olivią. Poza tym, był za porządnym facetem, by mieszać w swoje prywatne sprawy osoby trzecie. Doskonale wiedział, że rozgłos niczemu nie służy. Jego doświadczenie zawodowe również ukształtowało pogląd na życie.
– Nie traktuję... – zaprzeczyła, choć sama nie była, co do tego przekonana. – Ja po prostu... Nie spodziewałam się ciebie. Powinieneś był mnie uprzedzić.
– Dlaczego? Chyba mam prawo się z tobą zobaczyć, jako przyjaciel.
– Ale ja tu nie mieszkam sama.
- I o to ci chodzi? – Rzucił jej pełne wyrzutu spojrzenie. – Czego się boisz? Że Tom mnie pozna? Że co? Że coś mu powiem? Że zaczniemy ze sobą rywalizować?
– Wolałabym go wcześniej uprzedzić o twojej wizycie, po prostu – odpowiedziała chłodno, czując, że zaczyna się już gotować od środka.
Nie lubiła być stawiana przed faktem dokonanym. Tym bardziej teraz, gdy układała sobie życie na nowo i ostatnie czego potrzebowała, to dodatkowych konfliktów. Jest jeszcze tak wiele spraw, których nie omówiła z Tomem. Mnóstwo rzeczy, o których mu nie powiedziała. Potrzebuje na to znacznie więcej czasu, nie mogą jej tego w taki sposób utrudniać.
– Mogę wyjść. Będziesz miała czas, żeby uświadomić swojego chłopaka, z kim żyłaś przez ostatnie dwa lata.
– Mojego męża - rzuciła bezmyślnie. Ten impuls był silniejszy. Sama nie rozumiała, dlaczego to powiedziała, przecież wcale nie chciała go zranić. A jednak, bardzo dobitnie go poprawiła.
Widziała w jego oczach niedowierzanie zmieszane z bólem. W tym momencie poczuła się jak zimna suka. Nie umiała znaleźć innego określenia na swoje zachowanie. Nie miała pojęcia, co nią kierowało. Może strach, może niepewność? Może to, że Ian wciąż budził w niej wątpliwości? Wiedziała, co do niej czuje. Mimo że się rozstali, mimo że obiecał jej przyjaźń. Doskonale zdawała sobie sprawę, że uczucia nie wyparowują z człowieka ot tak. Dlatego było jej na rękę, że mężczyzna znajdował się tak daleko. Mogli jedynie czasem porozmawiać przez telefon. A teraz nagle zjawił się, bez uprzedzenia. Pod pretekstem zobaczenia jej? Pomocy? Czy powinna temu ufać? Widocznie nie może już ufać nawet samej sobie.
– Olivia? – Głos Toma sprowadził ją na ziemię. Poczuła, jak serce zaczyna jej mocniej bić z napływu adrenaliny. Naprawdę się bała i sama nie wiedziała dokładnie czego. Chyba było tego zbyt wiele. – Wszystko w porządku? Czemu tu stoisz... stoicie? – Muzyk po chwili zjawił się w wejściu, spoglądając ze zdziwieniem na swoją ukochaną oraz jej towarzysza.
Nie wyglądali na zbyt szczęśliwych. Nieznajomy sprawiał wrażenie bardzo przejętego, a nawet dało się dostrzec w jego oczach łzy. Natomiast Olivia była przestraszona.
– Wybacz, że was nachodzę. Jestem przyjacielem Olivii. – Ian bez wahania podszedł do Gitarzysty, wyciągając dłoń. – Ian Stank.
– Cześć, Tom, ale pewnie już wiesz – odparł niepewnie. Mimo że brunet sprawiał dobre pierwsze wrażenie i tak czuł się dość dziwnie w jego obecności. Wolał być ostrożny.
– Byłem w okolicy i pomyślałem, że was odwiedzę. Olivia zapewne nie wspominała, że jestem adwokatem.
– Ogólnie rzecz biorąc, to chyba w ogóle mi o tobie nie wspominała.
– Tak też myślałem. Widocznie marny ze mnie przyjaciel – skwitował z żartem, co tak naprawdę nie bawiło ani jego ani tym bardziej samą Olivię. Milczała jednak, bo nawet nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć w takiej sytuacji. Czuła się naprawdę głupio. Nie tak powinno to wszystko wyglądać. Właśnie dlatego między innymi była wściekła na Iana, że zjawił się tak nagle. – W każdym razie... Wrócę kiedy indziej. Olivia ma mój numer. – Dodał, odwracając się w kierunku brunetki. – Miło było cię w końcu poznać, Tom - powiedział jeszcze, posyłając przyjazny uśmiech muzykowi, po czym skierował się do drzwi.
Mijając Olivię, rzucił jej tylko wymowne spojrzenie, które w tej chwili niewiele jej mówiło. Była zbyt rozkojarzona, żeby ogarnąć cokolwiek. Niemniej, musiała docenić, że Ian nie zachowywał się jak dupek. Nawet słowem nie pisnął Tomowi o tym, co łączyło go z Olivią. Właściwie nie zdradził zupełnie niczego, co mogłoby jej jakkolwiek zaszkodzić. A mógłby. Szczególnie po tym, jak go potraktowała. Zasłużyła sobie, by jej się odpłacił. Z tym, że on taki nie był. Powinna o tym wiedzieć. Spieprzyła sprawę, i to bardzo. Nie pierwszy raz zresztą. Mogłaby teraz katować się w myślach, ale czekała ją jeszcze rozmowa z Tomem. Musi mu to wszystko wytłumaczyć. Ma szansę jeszcze wyjść z tego cało. I to w sumie również dzięki Ianowi. Dał jej czas, którego tak potrzebowała.
– Chcesz mi coś powiedzieć? – Zapytał, gdy na niego spojrzała. Stała jak ta sierota, bojąc się odezwać, czy chociażby ruszyć. – Liv?
– Właściwie... Właściwie to mam ci bardzo wiele do powiedzenia, Tom – powiedziała cicho, czując, że będzie potrzebowała bardzo wiele siły, by przez to przebrnąć. Wiedziała, że jak już zacznie, nie może przestać. Nie może czegokolwiek zostawiać na później, zatajać. Musi być szczera i wyznać mu wszystko, włącznie z tym, co najmroczniejsze i najmniej pożądane, by o tym pamiętać.

(…)

Tom nie przypuszczał, że usypianie dziecka, może trwać tak naprawdę za każdym razem inną ilość czasu. Odkąd mały Mike jest z nimi, nie zdarzyło się jeszcze, by były jakieś problemy z zasypianiem chłopca. Może właśnie dlatego zdążył już uznać go za dziecko wręcz idealne. Bo taki się właśnie wydawał. Był grzeczny, słuchał się i nie robił za wiele hałasu. Nie bałaganił, sam nawet rzadko kiedy się brudził. Przede wszystkim był niesamowicie uroczy, a ten fakt rozczulał Muzyka coraz bardziej. Kiedy stał się taki "miękki"? Gdzie te czasy, gdy małe dzieci go przerażały? Kojarzyły mu się wówczas jedynie z jednym wielkim wrzeszczącym i cuchnącym bałaganem.
Zastanawiał się, czy jego nastawienie byłoby inne, gdyby to nie był syn Olivii. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej obawiał się, że nie jest sam ze sobą do końca szczery. Bo co, jeśli wcale nie zależy mu na dziecku? Co, jeśli robi to wszystko tylko ze względu na Liv? Naprawdę mógłby być takim dupkiem? Olivia na pewno, by mu tego nie wybaczyła, co było dla niego oczywiste. To jedynie głupie wątpliwości. Strach, który co chwilę próbuje złapać go w swoje sidła. Odwieźć od tego, co czyni go szczęśliwym. Może jakaś jego część jeszcze nie pogodziła się z tym, jak bardzo się zmienił. W tym miejscu pojawia się konflikt, ponieważ jemu osobiście bardzo podoba się „nowy on”. I założyłby się, że nie tylko jemu tak bardzo się to podoba.
Więc, co jest nie tak? Dlaczego wiecznie jego głupi mózg próbuje wszystko zamącić? Sprowadzić go znowu na złą drogę. O co w tym chodzi? Zapewne nie rozgryzie tego zbyt prędko, o ile w ogóle. Musi mieć w sobie więc wiele siły i samozaparcia, by się nie poddawać. Mimo to wierzy, że zdoła to przezwyciężyć. Bo przecież ma podobno największą broń, jaka może istnieć na świecie. Miłość.
Westchnął ciężko, przecierając dłońmi zmęczoną twarz. Półmrok panujący w sypialni połączony z ciszą już go nużył. W międzyczasie też zdążył zapomnieć o czym właściwie mieli rozmawiać wraz z Olivią. Jego myśli zeszły na zupełnie inne tory, co wydawało mu się być dziwne, bo chyba powinien bardziej się przejmować tym, co dziewczyna zamierzała mu wyznać tego wieczoru. Wbrew temu i tak czuł się spokojnie i pewnie. Wcale nie bał się usłyszeć prawdy. Zapewne jedyną osobą, która się jej bała, była Olivia. Nie łudził się, że to będzie przyjemna historia. Był na to gotów. O tak, od pewnego czasu był gotów na wiele nieprzewidzianych sytuacji. Nauczył się już, że jego życie jest dosyć wymagające i albo się do niego dostosuje, albo będzie się wiecznie męczył. Wybrał pierwszą opcję, aczkolwiek nie oznaczało to, że zamierza pozostać bierny.
– Jestem. Mały dzisiaj był wyjątkowo marudny. – Brunetka zjawiła się w pomieszczeniu, od razu ściągając na siebie spojrzenie zamyślonego mężczyzny.
Uśmiechnął się do niej wyrozumiale a jednocześnie zachęcająco, bo dziewczyna zdawała się bać wejść w głąb pokoju. Wiedziała jednak, że już przed tym nie ucieknie. Podjęła dzisiaj decyzję i powinna się do niej zastosować pomimo swoich obaw.
– A ty..? Co robiłeś? – Zapytała, podchodząc w końcu do niego. Nie miała pojęcia, w jaki sposób mogłaby przejść do tematu, który nad nimi wisiał odkąd Ian opuścił mieszkanie Toma. A właściwie wisiał on już od bardzo dawna, z tym, że dopiero dzisiaj stało się to nad wyraz oczywiste.
– Ciekawe, co mógłbym tu sam robić, czekając na ciebie? – Uniósł brwi z lekkim rozbawieniem. Dostrzegał zmieszanie Olivii i wiedział, że próbuje po prostu go jakoś zagadać. Była urocza w tej swojej nieporadności.
– Pewnie bardzo się nudziłeś –stwierdziła, siadając obok niego.
Od razu wykorzystał okazję i objął ją w talii, pozbywając się wszelkiego dystansu między nimi. Olivii wyraźnie się to spodobało, o czym świadczył wyraz jej twarzy oraz spojrzenie, jakim go obdarzyła. Uśmiechnął się wymownie, spoglądając na jej usta. Chyba obydwoje przypomnieli sobie poranek, gdy Bill przerwał im ich gorące pocałunki, a perspektywa tego, że Billa już nie ma w mieszkaniu, tylko pobudziła ich zmysły. Mieli porozmawiać, ale czy jeden niewinny pocałunek mógłby temu zapobiec..?
Nawet nie zauważyła, kiedy twarz Toma tak się do niej zbliżyła. Coś znowu ścisnęło jej żołądek, a gdy patrzyła w jego czekoladowe oczy, czuła, że Gitarzysta myśli o tym samym.
– To teraz pewnie nie będę – mruknął, a jego oddech zatrzymał się na jej ustach. W jednej chwili obudziło się w niej stado motyli, które nagle zdecydowało wydostać się na zewnątrz. Postanowiła już mu nie odpowiadać, a przynajmniej nie słownie. Musnęła jego wargi, a gdy odwzajemnił pieszczotę, przyssała się do niego, jak pijawka. Była spragniona i w tym wypadku na pewno nie chodziło o jego krew. Obydwoje wiedzieli do czego to dąży i nie opierali się, choć mieli zupełnie inne plany na ten wieczór. Ta myśl gdzieś świtała w głowie Olivii, lecz nie mogła się na niej skupiać. Jedyne, czego teraz chciała, to Tom. Potrzebowała go. Jego bliskości, ciepła, jego ciała, pocałunków. A wszystko to miała, tak naprawdę, na wyciągnięcie ręki. Był tu z nią i dla niej.
Jako że pocałunki stawały się coraz głębsze i zachłanniejsze, w końcu wylądowała na kolanach Toma, by im obojgu mogło być wygodniej. Mężczyzna od razu ułożył dłonie na jej biodrach, przyciskając drobne ciało do siebie. Nic się jeszcze nie zaczęło dziać, a już odczuwał rosnące napięcie w bokserkach. Jedno musiał przyznać, Olivia potrafiła całować. I to tak, że odbierało mu oddech. A jednym takim pocałunkiem sprawiała, że cały świat przestawał istnieć.
Podobało mu się, że była wciąż taka pewna siebie w tych sprawach i nadal umiała przejąć kontrolę. Akurat w tym przypadku nie bała się brać od niego, czego chciała. Sam nie zamierzał się ograniczać. Nauczył się już zapominać o swojej niepełnosprawności dolnych kończyn i skupiał się na sprawności pozostałych. Dlatego, gdy dziewczyna z zaangażowaniem wciąż całowała jego usta, spijając z nich całą namiętność, Muzyk wdarł się dłońmi pod jej bluzkę z rozkoszą dotykając miękkiej, nagiej skóry. Olivia zareagowała na to natychmiast głośnym sapnięciem w jego usta, więc, niewiele się zastanawiając, rozpiął jej stanik, pragnąc się go jak najszybciej pozbyć. Dobrze się składało, że akurat tego wieczoru ich pragnienia były tak bardzo ze sobą zbieżne.
Szatynka oderwała się od niego i dawno nie widział, by jakaś kobieta poruszała się w takim tempie. W mgnieniu oka dziewczyna pozbyła się swojej bluzki oraz stanika i zaraz także zaczęła ściągać wąskie dżinsy, przy czym prawie się potknęła o własne nogi. Był to komiczny widok, ale Tom ograniczał swoją mimikę twarzy, by nie psuć nastroju. Z przyjemnością obserwował, jak Liv pozbywa się wszelkiego odzienia, a gdy stanęła przed nim całkiem naga, nie było już mu w ogóle do śmiechu. Przełknął ciężko ślinę, wgapiając się w nią bez opamiętania. Widział to ciało już wiele razy, ale i tak robiło na nim niesamowite wrażenie. Teraz żałował, że nie mógł wstać. Bo gdyby tylko mógł, przyparłby ją do ściany i sprawił, że krzyczałaby głośniej, niż kiedykolwiek.
– Teraz ty – rzuciła wyzywająco, robiąc krok w jego stronę.
Tom westchnął głęboko, zdążywszy już się rozmarzyć. Nie zamierzał jednak dyskutować, posłusznie zdjął koszulkę i zaczął rozpinać spodnie. Olivia zaś w międzyczasie pozbyła się jego skarpetek i pomogła zsunąć uciążliwy materiał z nóg. Uśmiechnęła się uroczo, gdy ujrzała wybrzuszenie pod jego obcisłymi bokserkami. Je także wspólnymi siłami usunęli ze swojej drogi. Weszła na łóżko, klęcząc nad nim w taki sposób, że jego uda znajdowały się między jej kolanami. Jednocześnie jej piersi znalazły się tak blisko twarzy Toma, że doznał chwilowego zamroczenia umysłu. Ta pozycja zdecydowanie mu się podobała. Pozwoliła mu w ten sposób również się wykazać. Miał swobodny dostęp do najważniejszych części jej ciała. Nie mógłby tego zlekceważyć. Jego usta same ciągnęły do brodawek, a ręce do pośladków szatynki. Zamruczała rozkosznie, gdy zaczął pieścić jej piersi, jednocześnie sunąc dłońmi w okolicach jej ud. Wsunęła palce w jego włosy, przyciskając go niekontrolowanie jeszcze bardziej do siebie i niszcząc przy tym jego fryzurę. Swoim dotykiem wyzwalał w niej emocje, które uwielbiała.
– Wygodnie ci? Może chcesz się oprzeć… – Sapnęła w pewnej chwili, mając na uwadze kręgosłup Toma.
– Jest dobrze – odparł, nie odrywając warg od jej skóry. – Bardzo dobrze…
– Czuję – wymruczała cicho z myślą o jego przyrodzeniu. Ocierała się o niego już od kilku minut, co tylko budziło w niej jeszcze większe żądze. Mężczyzna natomiast sam się sobie dziwił, że jest w stanie to wszystko tak cierpliwie znosić. Koncentrował się jednak na piersiach dziewczyny, zdążył już zapomnieć, jakie to przyjemne uczucie móc je dotykać i całować. Mimo że mieli przed sobą całą noc, ich ruchy wciąż były gwałtowne i pośpieszne i nie mogli nad tym zapanować. Namiętność wzięła górę.
Zachowywali się, jak napaleni nastolatkowie, ale żadne z nich nawet się nad tym nie zastanawiało. Liczyła się dla nich dana chwila. Zupełnie tak, jak kilka miesięcy temu w Las Vegas. Cokolwiek wtedy między nimi się zrodziło, zagnieździło się w nich już na stałe. Nadal trwa i budzi się za każdym razem, gdy tylko temu na to pozwalają. I znowu są tylko oni, we dwoje. Ich własne, małe szaleństwo pełne emocji i uczuć, które zbierali w sobie tygodniami.
– Kocham cię…
O ile wcześniej potrzebował wiele czasu i siły, aby wyznać to, co czuł, tym razem przyszło mu to z niebywałą łatwością. Te słowa wręcz same wypłynęły z jego ust, pomiędzy kolejnymi pocałunkami. Nie sądził, że byłby zdolny kiedykolwiek przyznać przed samym sobą, że jest jeszcze w stanie kochać kogoś z taką siłą. Ba, przecież on nawet nie myślał, że taka miłość może istnieć. Taka piękna, wielka i prosta za razem. Bo w inny sposób, nie potrafiłby jej określić.
– Ja ciebie też, Tom – szepnęła, odrywając jego usta od swojego dekoltu i przyciągając do swojej twarzy, złożyła na nich soczysty pocałunek.
W międzyczasie objęła dłonią jego twardą męskość i nakierowała ją odpowiednio, aby mógł się w niej zatopić. Tym razem uczynili to powoli i precyzyjnie, rozkoszując się dogłębnie każdym najmniejszym ruchem. Przylgnęła do niego całym swoim ciałem, chłonąc jego bliskość i ciepło.

I rodzą się chwilę, gdy nawet najsilniejszą rozkosz i pragnienie, są w stanie przebić najprostsze uczucia.

– Mieliśmy rozmawiać… – Jej delikatny głos przerwał panującą między nimi ciszę.
Dotychczas mogli słuchać jedynie swoich oddechów i bić serc. Leżeli tak w milczeniu już kilkanaście minut, ale gdy tylko emocje minęły, musiała wrócić rzeczywistość. Olivia już nie była  w stanie dłużej wypierać swoich myśli. Nadal czekała ją poważna rozmowa z Tomem.
– Język ciał, to też jakiś sposób na rozmowę – skwitował z uśmiechem. W przeciwieństwie do dziewczyny, nie przejmował się tym tak bardzo. Nie uważał, aby nowe informacje z przeszłości mogły, aż tak bardzo zaważyć na ich relacjach. Przecież ją kocha. Ona kocha jego. Co się może zmienić? A na pewno już niczego nie zmieni jeden dzień zwłoki. Bo cokolwiek, by się nie wydarzyło, czasu nie da się cofnąć.
– Przecież wiesz…
– Wiem. Ale jutro też jest dzień – oznajmił, już znacznie poważniej. Niepewność i strach w jej oczach wręcz nakazywały mu sprawić, by poczuła się spokojna i bezpieczna.
– Boję się – wyznała drżącym głosem, a jej niebieskie oczy przysłoniły słone łzy. Ufała mu na tyle, że potrafiła to przed nim przyznać, ale jeszcze nie na tyle, by pozbyć się tego nurtującego strachu.
– A ja cię kocham – odparł, spoglądając na nią. – I będę cię kochał mimo tego, co mi powiesz jutro, czy za miesiąc.
Objął czule jej policzek, ścierając kciukiem zagubioną łzę.
– Obiecujesz?

– Obiecuję. 

***

Tak, udało się Wam. Po dwóch miesiącach. Wow, tak naprawdę nie wiem, czy powinnam być pełna podziwu, czy rozczarowania. W każdym razie, ja wywiązałam się z umowy. Mam nadzieję, że rozdział Was nie zawiódł. 
Zapraszam na swoją stronę na Facebooku, jeśli jeszcze jej nie śledzicie. Dodaję tam na bieżąco wszystkie istotne, lub mniej, informacje na temat opowiadań w tym oczywiście Vegas. I jeszcze pochwalę się moim małym "dziełem" : 

(kliknij w obrazek)

Czy tym razem uda Wam się skomentować odcinek w krótszym czasie niż dwa miesiące? :D
22 komentarze i do następnego! ;)