środa, 28 stycznia 2015

21. "In mir wird es langsam kalt, Wie lang könn’ wir beide hier noch sein..."

Coś niesamowitego, kolejny odcinek ;)
Podczas mojej przerwy pojawiło się kilka zmian. Mianowicie założyłam grupę na facebooku, dla fanek Toma o dość nietypowej nazwie :D Zapraszam do dołaczania wszystkich zainteresowanych <link>
Zostam także współautorka spisu FFTH, na który również serdecznie zapraszam. Znajdziecie tam wszelkiego rodzaju opowiadania o TH. 
I na koniec zapraszam także do obserwacji mojej strony.
No to teraz... 21 rozdział przed nami ;)


4 kwietnia 2012r., Los Angeles

Kiedy mieszka się w takim mieście, jak Las Vegas czy Los Angeles nie zwraca się uwagi na coś takiego, jak pory roku. O ile Tom mógłby jeszcze o nich pamiętać ze względu, iż niegdyś mieszkał w Europie, Olivia właściwie nigdy nie miała okazji zauważyć jakichś specyficznych różnic. W mniemaniu Gitarzysty, wiele przez to traciła. On zdążył już docenić uroki każdej z czterech pór roku. Brakowało mu tego. Najbardziej zimy i wiosny. Te dwie były jego ulubionymi. Zima ze względu na śnieg i specyficzny, świąteczny klimat a wiosna natomiast przez swoją niezwykłą aurę. Uwielbiał patrzeć, gdy wszystko na nowo budzi się do życia. W tym również i on sam dostawał nowej energii. Tutaj, w Los Angeles pogoda była codzienną monotonią. Cały czas świeciło słońce i raz na ruski rok spadł deszcz. Chociaż w ostatnich miesiącach i tak było go dużo więcej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.
Obudził się dziś w bardzo dobrym nastroju. Naszła go nawet, przez chwilę, chęć by wyjść z domu. Perspektywa spędzenia dnia na świeżym powietrzu była bardzo kusząca, ale… Niestety, zdecydowanie nie był gotowy na podjęcie takich kroków. Nie chciał się jednak tym podłamywać i psuć sobie humoru, więc nie rozmyślał zbyt długo. Niemal od razu wstał z łóżka i przemieszczając się na swoim wózku, wykonał poranną toaletę. Odkąd jest niepełnosprawny, te najprostsze łazienkowe czynności zajmują mu mnóstwo czasu. Niemniej, woli go stracić sam niż ktokolwiek miałby go wyręczać. Ta samodzielność bardzo mu służy. Zaczął czuć się już o wiele lepiej, sam ze sobą. I to między innymi właśnie dlatego, że w końcu udało się go przekonać do korzystania z tego urządzenia. Zmieniał się i nawet sam zaczął to dostrzegać. Wiedział, że było to dobre. Tylko czasami trochę żałował… Miał wrażenie, że Olivia przez to znacznie się od niego oddaliła. To prawda, że sam niedawno zadecydował, że nie będzie jej dłużej mieszał w życiu. I sam starał się trzymać na dystans. Okazało się to jednak być dla niego niebywale męczące. Tęsknił za ich dawnymi relacjami. Za tym, jak przychodziła do niego, bez żadnego powodu i po prostu siadała obok rozpoczynając jakiś błahy temat do rozmowy. Mógł wtedy bezkarnie jej się przyglądać i zapamiętywać każdy szczegół z tych chwil, by potem do nich wracać, gdy czuł się gorzej… a teraz, wydawało się, że naprawdę niewiele ich łączy. Gdyby ktoś z boku na nich spojrzał, na pewno już nie uznałby ich za parę, jak bywało niegdyś. Prędzej Olivia zostałaby zdegradowana do roli opiekunki. Problem w tym, że on nie potrzebował żadnej opiekunki. Na Boga, on nawet nie chciał mieć w niej przyjaciółki… Czasem miał wrażenie, że za chwilę wybuchnie. Że jego uczucia i emocje, kłębiące się w głębi po prostu eksplodują. I najgorsze, że sam się blokował. Sam ją od siebie odpychał. Pozwalając jej myśleć, że nie jest już tak potrzebna, jak kiedyś. Ona przecież widziała to wszystko. Widziała i nie potrafiła zrozumieć co się dzieje. Co się nagle zmieniło. Nie umiała sobie z tym poradzić. Obydwoje skazywali się na istne, emocjonalne i psychiczne tortury. I gdyby tylko się nad tym dobrze zastanowili, na pewno doszliby do wniosku, że nie ma to najmniejszego sensu. Znowu się zawiesili. Stanęli w miejscu. Założyli swoje maski, zaczęli odgrywać role, których nienawidzą.
Obydwoje zamierzali zmienić swoje życie. Zapomnieli tylko, że te zmiany miały być ich wspólnymi… To razem mieli naprawiać swoje zniszczone dwa światy. Zapomnieli, że mieli połączyć je w jeden, cały.

I co się stało z Twoją pamięcią? Zapomniałeś już czego naprawdę pragniesz? Zapomniałeś już, jak wygląda Twoje szczęście?
Mogę Ci przypomnieć. Tylko ostrzegam, że będzie bolało. Za każdym razem, gdy na nie spojrzysz. Będzie rozrywało Twoje serce. Wiesz dlaczego? Na pewno wiesz.

Nie zdziwiło go, że gdy wyszedł z pokoju, w mieszkaniu panowała cisza. Olivia zdecydowanie nie robiła zbyt wiele hałasu swoją osobą. Zastanawiał się, czy jej ten nadmierny spokój w jakiś sposób nie doskwiera. Nie miała tu zbyt wielu atrakcji. Sam mógłby ich jej trochę zapewnić, gdyby był bardziej towarzyski. Właśnie, gdyby… Wciąż tyle gdybania. Najłatwiej jest myśleć o tym, co by było jakby coś wyglądało w naszym życiu inaczej. Trudniej natomiast sprawić, by faktycznie coś się zmieniło.
Kiedy wjechał do salonu, pierwsze co mu się rzuciło w oczy to Olivia stojąca na stołku przed jego meblami. Od razu skoczyło mu ciśnienie. Co ona znowu wymyśliła?  Wytrzeszczył oczy, gdy zobaczył, że dziewczyna jak gdyby nigdy nic wdrapuje się na powierzchnię szafki. Czy ona oszalała?
- Olivia, co ty wyprawiasz? – odezwał się zwracając tym samym na siebie uwagę. Brunetka nie spodziewając się tego, drgnęła przestraszona i w ostatniej chwili chwyciła się mebli by nie zlecieć. Muzyk widząc to tylko jeszcze bardziej się zirytował i nie zwlekając podjechał wózkiem znacznie bliżej, spoglądając na nią z dołu. – Złaź stąd i to natychmiast.
- Nie ma mowy! Wiesz ile tu jest kurzu!? Czy ktokolwiek, kiedykolwiek tutaj sprzątał? – zawołała z oburzeniem nawet nie myśląc o tym by go posłuchać.
- Nie wiem, ale na pewno nie ty będziesz to robić – odparł bez chwili zastanowienia. Nie podobało mu się, że Olivia znowu zajmuje się rzeczami, które nie należą do jej obowiązków. Nie jest tutaj jego gosposią, czy sprzątaczką. – Proszę, żebyś stąd zeszła nim zrobisz sobie krzywdę.
- Zejdę, jak to zetrę – oznajmiła jednocześnie spryskując powierzchnię mebli środkiem czyszczącym, a znajdujący się na nich kurz uniósł się ku górze drażniąc jej nozdrza. Ponownie się zachwiała, kichając głośno. Za każdym razem, gdy traciła stabilność, serce Gitarzysty podchodziło do gardła w obawie, że dziewczyna zaraz zleci i coś sobie zrobi.
- Czemu ty musisz być taka uparta, do cholery! Nie chcę, żebyś robiła takie rzeczy!
- Oj, co ty się tak pieklisz, Tom! – parsknęła z niezadowoleniem wymachując ściereczką, co nie było zbyt dobrym pomysłem. W jednej sekundzie straciła równowagę, a jej stopa zaczęła się osuwać. Tom zdążył zauważyć tylko jej dziwne wygibasy, które wyczyniała by zachować stabilność. Z marnym skutkiem. Mężczyzna nie mógł zbyt wiele zrobić siedząc na wózku, ale nie mógł też bezczynnie patrzeć na to, jak za chwilę spadnie i rozbije sobie głowę, albo stanie się coś gorszego. Odruchowo wyciągnął ręce w jej kierunku a jego dłonie zatrzymały się na jej pośladkach, przytrzymując ją i niemal przyciskając do szafki. Olivia już się nie chwiała. Właściwie nagle żadne z nich się nie ruszało. Jakby się zawiesili.
Muzyk poczuł, jak robi mu się gorąco przez zaistniałą sytuację. A mianowicie jego dłonie na jej tyłku… Chyba obydwoje doszli do wniosku, że coś tu jest nie tak. Olivia dziękowała w duchu, że jest odwrócona do niego tyłem i nie może zobaczyć teraz jej czerwonej twarzy.  Tak na dobrą sprawę, nie pierwszy raz dotykał jej pośladków. Niemniej… To w tym momencie i tak było niezręczne. Zbyt wiele się między nimi zmieniło, żeby mogli przejść obok tego obojętnie. Sami to w sobie zmienili. Nagle zaczęli udawać, że nigdy nic między nimi nie było. Nigdy ich usta nie łączyły się ze sobą, nigdy ich dotyk nie wzbudzał dreszczy… Nigdy ich serca nie biły dla siebie a ciała nie płonęły w namiętnym tańcu.
- Czy teraz… przekonałaś się, że to był głupi pomysł? – Wydobył w końcu z siebie głos, który zdecydowanie nie brzmiał naturalnie. Powoli też zaczął wycofywać swoje ręce cały czas upewniając się, że dziewczynie nic już nie grozi.
- Może trochę… - mruknęła niepewnie i odetchnęła głęboko, by móc się trochę opanować. Kiedy to uczyniła, odwróciła się ostrożnie przodem do niego. Obydwoje mieli miny, jak dwoje zawstydzonych dzieci. Oczywiście, jak na dorosłych ludzi przystało, nie zamierzali też poruszać tego niezręcznego tematu. Spoglądała na niego z góry, swoim pełnym skruszenia spojrzeniem. To wcale nie znaczyło, że miał rację. To ona po prostu jest zbyt roztrzepana i nieuważna. Poza tym, gdyby się tu nie zjawił i nie zaczął niepotrzebnej dyskusji, nic by się nie stało. Wytarłaby ten kurz i nawet by o niczym nie wiedział.
Westchnął cicho. Nawet nie umiał się na nią złościć. A gdyby mógł, sam by wszedł na te meble by zetrzeć dla niej ten cholerny brud. Bez słowa wyciągał do niej rękę, aby pomóc jej zejść. Wolał już nie ryzykować pozwalając jej to czynić samej.
- Druga też – zażyczyła sobie, sama wyciągając do niego obydwie ręce. Wyglądała w tym momencie, jak mała dziewczynka. I tak też trochę się czuła. Podobało jej się to uczucie. Gdy chwyciła go za obie dłonie i zeskoczyła tuż obok. Szkoda tylko, że nie była już tą małą dziewczynką i nie opadła na dół z tą specyficzną dla dzieci lekkością. – Muszę się przyzwyczaić, że już nie leżysz całymi dniami w łóżku…
- Tego chyba chciałaś…
- Tak… Tego chciałam – przyznała cicho odwracając od niego wzrok. Tego chciała. I nagle zdała sobie sprawę, że wszystko to, po co z nim zamieszkała, właściwie już zostało spełnione. Jej rola dobiega powoli końca, o ile już tak się nie stało. Bo jakby się głębiej zastanowić… Co ma tu jeszcze do zrobienia? Tom dał się przekonać do rehabilitacji, wstał z łóżka. Zaczyna powoli wracać do życia. Początkowo jeszcze zależało jej na rozwodzie… Z czasem jednak ta kwestia straciła na znaczeniu. Na ten moment stała się nawet przerażająca. To przecież jedyna rzecz, która ich jeszcze jakoś łączy. Jeśli podpiszą ten kawałek papieru kończący ich związek, który tak naprawdę nigdy nawet nie zaistniał… Wszystko inne również się dla nich skończy. Nie będzie już nadziei. Olivia wróci do Las Vegas, Tom zostanie w Los Angeles… I każde z nich będzie żyło, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Albo   raczej udając, że nic się nie wydarzyło.

Dwie miotające się, zagubione dusze… Tak bardzo do siebie podobne. Tak bardzo siebie łaknące. Tak bardzo otulone strachem i niepewnością. To się nie skończy, dopóki Ty o tym nie zadecydujesz. Powiedz, jak długo chcesz jeszcze być za swoją ścianą, oddzielającą Cię od samego siebie?

Ten dzień zdawał się mu minąć niezwykle szybko. Być może dlatego, że przez  jego większą część był zajęty rehabilitacją. Znowu spędził z Kathlyn kilka dobrych godzin na ćwiczeniach. Przywykł już do jej obecności, nie była już dla niego tak krępująca jak na początku. Udało mu się nawet ją polubić. Choć nie widział w jej osobie, aż tyle zalet, co jego brat. Ten potrafił opowiadać o niej godzinami, czego czasem nie dało się już słuchać. Gitarzysta jednak starał się być cierpliwy i w milczeniu znosił to wszystko, uśmiechając się i przytakując co trochę. Nie mógłby przecież uczynić inaczej. Widział, że rehabilitantka wpadła w oko jego bliźniakowi i właściwie tylko z jego powodu, jeszcze nie zaczął działać w żaden konkretny sposób. Miał nadzieję jednak, że Bill w końcu się otrząśnie. Ta jego nagła potrzeba zachowania moralności była irytująca, a Gitarzysta nie chciał być przyczyną, przez którą jego brat nie chce się umówić z dziewczyną na randkę. Chyba i bez tego, wystarczająco już wszystkim namieszał w życiu. Ciągle ktoś podporządkowywał się tak, by to jemu było lepiej. To nie może dłużej trwać. Nie jest pępkiem świata, nie chciał nim być. Zbyt mocno zależało mu na bliskich. Zasługują, aby móc skupić się teraz na sobie, na własnym życiu. W szczególności Olivia i Bill… Ten drugi był najmniejszym problemem. To jego brat. Znał go, wiedział, że zawsze sobie poradzi. Jeśli przetrwał już tyle podłego zachowania i bólu z jego strony, przetrwa wszystko inne. Poza tym, Bill to Bill. Jeśli faktycznie coś poczuł do rehabilitantki, nigdy w życiu sobie nie odpuści. Nie spocznie dopóki coś się między nimi nie zrodzi. Będzie walczył o swoje. Bo kto, jak kto, ale on wierzy w te wszystkie duperele o przeznaczeniu, o niezwykłej, pięknej miłości… Czasami sprawiał wrażenie, że mógłby uwierzyć nawet w istnienie magii. Nie raz przychodził do Toma, mówiąc coś o tym, że wszechświat go wysłuchał. A ten patrzył tylko na niego wielkimi oczyma, kompletnie nic nie rozumiejąc. Ale taki był właśnie jego młodszy brat. Nieustannie wierzący w coś, czego inni nawet nie potrafili dostrzec. Dryfujący pośród swoich marzeń i nadziei. I przy tym prawie nigdy nie wątpił. W przeciwieństwie do Toma. Muzyk ostatnio nie miał ani jednego dnia wolnego od swoich lęków i wątpliwości. Nawet dziś, pomimo swojego dobrego nastroju. Nastroju, który chyba po prostu gdzieś wyparował.
Poczuł rozczarowanie, gdy skończył swoją pracę z Kathlyn i nagle okazało się, że jest zupełnie sam. Olivia wciąż nie wróciła z pracy. Nie wiedział nawet kiedy wyszła. Nie spędzał z nią zbyt wiele czasu i coraz mocniej za tym tęsknił. Brakowało mu też pewności, czy to, że się od niej odsunął w ogóle przynosiło pożądane przez niego efekty. Bo miał wrażenie, że po prostu stanęli w miejscu. Nic poza tym. Olivia nagle nie zaczęła zmieniać swojego życia przez to, że dał jej od siebie odpocząć. Czy to miało, więc jakikolwiek sens..?
Siedział w salonie, w zupełnej ciszy a jedynym źródłem światła była stojąca w kącie lampa. Jego głowę cały czas zaprzątały myśli o dziewczynie. Mętlik w uczuciach nie był mu wcale obcy. To się chyba nigdy nie skończy. On nie potrafi tego skończyć. Miał ochotę zapalić papierosa, lecz jak na złość nie miał go pod ręką. Nie uśmiechało mu się przemieszczać do sypialni. Poruszanie się na wózku nie było najwygodniejszym zajęciem i mimo wszystko wolał tego unikać kiedy tylko się da. Westchnął ciężko i automatycznie spojrzał w okno, za którym panowała już ciemność. A jej nadal nie ma… Nie powinna wracać sama o tak późnej porze. Powinien po nią wyjść. Czekać każdego wieczoru przed wyjściem z jej pracy, witać utęsknionym pocałunkiem, chwytać za rękę i prowadzić bezpiecznie do domu… Och, gdyby tylko mógł tak po prostu ją całować, czy zagarniać ją w swoje objęcia… Nawet nie pozwoliłby jej tam pracować.
Otrząsnął się ze swoich głębokich przemyśleń i sięgnął po telefon, chcąc sprawdzić godzinę. Nim jednak zdążył w ogóle podświetlić ekran, usłyszał hałas w przedpokoju. Ktoś dosłownie wpadł do mieszkania od razu zatrzaskując za sobą drzwi i zamykając je na klucz. Przeniósł swój wzrok w kierunku wejścia do salonu, ale nikogo w nim jeszcze nie ujrzał. Serce zaczęło bić mu mocniej w piersi. To wszystko wydało mu się zbyt niepokojące.
- Olivia?! – zawołał, cały czas wyczekując pojawienia się dziewczyny. Był pewien, że to ona. I niestety, ale przeczucie podpowiadało mu, że stało się coś złego. – To ty?! – Jego głos ponownie rozbrzmiał po mieszkaniu, gdy nie uzyskał odpowiedzi. Dochodził do niego jedynie dziwny dźwięk, przypominający szloch. Skłoniło go to, aby przenieść się na swój wózek. Musiał sprawdzić co się dzieje.
- Tak! – Po chwili dotarł do niego jej niewyraźny głos. Zmarszczył swoje grube brwi, zastanawiając się, dlaczego wciąż nie wyszła z przedpokoju. Nie zamierzał dłużej na to czekać. Mimo że się odezwała i tak był zaniepokojony.
- Co się dzieje? Dlaczego nie wchodzisz? – Podjechał sprawnie pod wejście od holu, wytężając swój wzrok, by w panującym tam półmroku dostrzec postać Olivii. Nie rozumiał, czemu nadal tkwiła w miejscu. – Liv?
- Nie chciałam, żebyś mnie widział – wypaliła w pełni szczerze, robiąc przy tym kilka kroków w jego kierunku. Teraz już i tak było jej wszystko jedno, skoro sam się tu pofatygował. Liczyła na to, że uda jej się przemknąć niezauważalnie do pokoju, lecz sama sobie to uniemożliwiła robiąc zbyt wiele hałasu swoim powrotem.
Mężczyzna nie wiedział, co ma myśleć o jej słowach. Dopiero, gdy ujrzał jej twarz, rzeczywistość uderzyła w niego ze zdwojoną siłą a serce niemal wyskoczyło z piersi. Jego dłonie automatycznie zacisnęły się na kołach wózka. Nie pamiętał kiedy ostatni raz tak podskoczyło mu ciśnienie a wściekłość wypełniła każdą komórkę jego ciała.
- Co się stało? – wydusił patrząc cały czas na jej rozmazaną od makijażu, zapłakaną, twarz. – Ktoś cię skrzywdził? – kolejne pytaniem z trudem przeszło mu przez gardło. Na samą myśl coś nim telepało w środku. A wściekłość potęgowała się jeszcze mocniej, gdy wiedział, że nie może wstać z tego cholernego wózka i po prostu wyjść, by wymierzyć sprawiedliwość człowiekowi, przez którego z tych niewinnych, niebieskich tęczówek wylały się dziś strumienie łez.
Ku jego uldze, Olivia zaprzeczyła ruchem głowy. Niemniej, nie satysfakcjonowała go ta odpowiedź. Coś musiało być nie tak. Nie był pewien, czy może jej do końca ufać w tej odpowiedzi. Na szczęście nie musiał wcale na nią naciskać, by sama zaczęła mówić. Kiedy tylko się pojawił, od razu zmiękła wiedząc, że niczego przed nim nie ukryje. Wiedząc, że potrzebuje by wiedział i mógł ją wesprzeć. Potrzebowała tego.
- Miałeś rację… - wyznała cicho opadając na kolana tuż przed jego nogami. Nadal niczego nie pojmował. – Jestem głupia i naiwna, przepraszam… - uniosła na niego swoje zapłakane spojrzenie. Serce mu pękało na ten widok. – Znając swoje szczęście, powinnam była trzymać się od tego miejsca z daleka. Wiesz, nawet mnie to nie dziwi… To było do przewidzenia… - dodała z goryczą w głosie. Jej głowę wypełniały wspomnienia. I nie były to wspomnienia z dzisiejszego wieczoru. Te były dużo gorsze, dużo bardziej bolesne. Te, które zagnieździły się w niej już na zawsze. I nigdy nie znikną. Nauczyła się o tym nie myśleć na widok swojego dziecka, lecz nie umiała całkowicie wymazać tego ze swojej pamięci. Ze swojej przeszłości. Po prostu nie da się wyrzucić czegoś do kosza. Życie byłoby dużo prostsze, gdyby faktycznie można było usuwać z niego to co gorsze.
- Powiesz mi co się stało? – zapytał łagodnie. Choć nie było to dla niego łatwe, zdobył się na wewnętrzny spokój, by móc ofiarować jej swoje wsparcie. Miał wrażenie, że za tym wszystkim kryje się coś dużo głębszego. Obawiał się tego. Teraz, gdy była mu tak bliska, tak bardzo ważna… Nie mógł sobie wyobrazić jej cierpiącej.
- Na szczęście nic, poza tym, że ktoś przywrócił mi bolesne wspomnienia – szepnęła układając głowę na jego kolanach. Od razu zaczął gładzić jej włosy wkładając w to jak najwięcej czułości, której tak potrzebowała. Gdyby mógł zrobiły znacznie więcej. Gdyby się dało, gdyby wiedział jak… - Przyciągam do siebie  samych psycholi… Co ja mam w sobie takiego, Tom? Przecież… Już trzeba być naprawdę chodzącą porażką, by kolejny raz w życiu spotkało cię to samo…
- Liv, czy ktoś cię skrzywdził? – powtórzył jeszcze raz tego wieczoru, to samo pytanie. Tym razem jednak nieco dobitniej. Wiedział, że o czymś wciąż mu nie mówi. Jej słowa cały czas były owiane tajemnicą.
- Dziś nie – odparła podnosząc głowę a ich spojrzenia zetknęły się ze sobą. W tym momencie nie potrzebował już niczego więcej. Jej oczy były odpowiedzią na wszystkie pytania. Skrywały w sobie bolesną drogę wprost do jej okaleczonej duszy. – Dziś miałam więcej szczęścia niż rozumu, najwyraźniej – Uśmiechnęła się krzywo, sama już nie wiedząc czy ma się śmiać czy płakać. Czuła się żałośnie. Znowu przeżywała swój tragiczny los. Teraz, gdy nauczyła się życia na nowo, znowu coś musiało niszczyć jej świat. Nigdy nie będzie na tyle silna, by stawić temu sama czoła.
Coś ściskało go w żołądku, mdliło, sprawiało, że robiło mu się słabo. To wizje, które przedzierały się przez jego umysł. Nie potrafił tego znieść. Pomieścić w sobie tych wszystkich uczuć. Miał kolejny powód, by nie wierzyć w dobro tego świata. By nie wierzyć w istnienie Boga. Nigdy już nie ujrzy w tym sensu.
- Chodź tu, proszę… - Wsunął dłonie pod jej pachwiny, skłaniając do tego by się podniosła i usiadła na jego kolanach. Chciał ją po prostu przytulić i być może sam potrzebował tego bardziej od niej. Nie sprzeciwiała się temu. Właściwie tylko na to czekała. Bez wahania wdrapała się na jego kolana, od razu obejmując rękoma kark i wtulając się w niego z ufnością. W tym momencie wszystkie emocje, które w sobie dotychczas dusiła, wybuchły niczym bomba. Po raz kolejny tego wieczoru, zaniosła się płaczem czując boleśnie, jak cała się rozpada od środka. Gitarzysta odruchowo ścisnął ją mocniej w swoich ramionach nie mogąc uczynić w tej chwili nic więcej, by jej ulżyć. Znowu ta bezradność. Jej jednak było lepiej w jego ramionach niż gdziekolwiek indziej.  Nareszcie mogła poczuć, że nie jest sama. Że komuś na niej zależy. Tulił ją do siebie pozwalając na okazanie swojej słabości i nie wymagał niczego w zamian. Tyle jej wystarczyło.

I hope that you see right through my walls
I hope that you catch me 'cause I'm already falling
I'll never let our love get so close
You put your arms around me and I'm home*

Od początku wiedział, że ta praca jest najgorszym z możliwych pomysłów. Mimo wszystko nigdy nie chciał, by jego przypuszczenia musiały się urzeczywistnić. Żałował, że w ogóle coś takiego wpadło mu do głowy. Bo jeżeli faktycznie wierzyć w te wszystkie brednie o przyciąganiu, może to właśnie on ściągnął to na Olivię. Nie spodziewał się jednak, że za tym mogłoby się kryć coś jeszcze więcej. Jej przeszłość. Nie miał bladego pojęcia o tym, co wydarzyło się w jej życiu. Właściwie bardzo niewiele wiedział o jej przeszłości. I to był chyba odpowiedni moment, żeby zacząć to w końcu zmieniać. Może nie mógł być dla niej kimś więcej, mężczyzną jej życia. Może nie mógł być jej księciem z bajki. Bo był tylko zwykłym kaleką, który rozpieprzył jej życie. Ale mógł być dla niej przyjacielem. Mógł być dla niej oparciem, którego potrzebowała. Chciał nim być. Dzięki temu miał ją blisko siebie. Czuł się dla niej ważny. I nie uważał tego za egoizm, bo był pewien, że ona też tego chce.

Czasem próbujesz zastąpić miłość, stworzoną przez siebie atrapą. Często jest nią przyjaźń. Przyjaźń… Nawet ta najprawdziwsza, najszczersza… zawsze będzie tylko nieudolną próbą wypełnienia pustki. Obiecuję Ci, że każdego dnia będziesz to czuł. Będziesz czuł miłość, której nie chcesz do siebie dopuścić. Miłość, której nie potrafisz Jej wyznać. A uwierz, kochasz ją. Kochasz tak bardzo, ze sam nie jesteś w stanie pomieścić w sobie tej miłości…

Czuła się dobrze z tym, że nie musi rozdrapywać starych ran. Wyjaśniać mu wszystkiego. Nie wymagał tego od niej. Mogła po prostu być, napawać się jego ciepłem i bliskością. Zapominać o całym złu tego świata.
Te noc spędzili razem. Muzyk znowu pozwolił jej wybrać jakiś film, typu dramat, wyciskający łzy. Widział już ich tak wiele, że powoli się przyzwyczajał. Nie tylko do tego gatunku filmów, ale w pewien sposób również zaczął porównywać to wszystko do życia realnego. Nie każdy kończył się szczęśliwie, ale  każdy z pewnością dawał do myślenia. Dowiedział się też czegoś nowego o Olivii, że nawet gdy jest smutna, ogląda smutne filmy. Trudno było mu to pojąć, bo przecież w ten sposób tylko pogarszała swój nastrój… ale widocznie coś musiało w tym być. Dziś jednak wcale się nie wzruszała. Sprawdzał co jakiś czas stan jej niebieskich tęczówek, czy przypadkiem znowu nie wylewają strumieni łez. Na szczęście tak nie było. Dziewczyna nawet nie wytrzymała do końca filmu, ponieważ zwyczajnie zasnęła, wtulona w jego klatkę piersiową. Była wykończona po całym dniu i dodatkowych „atrakcjach”, które zapewne długo pozostaną w jej pamięci. I w jego również. Nie chciał już dziś zagłębiać się w ten temat, wolał z tym poczekać na odpowiedniejszy dla nich czas. Nie musieli się spieszyć…
Sam dokończył oglądanie filmu, gładząc przy tym nieustannie Olivię po włosach. Nie mógł się znowu wyzbyć z siebie tego dziwnego uczucia… bliskości między nimi. Czuł się, jakby łączyło ich coś niezwykłego. Leżała w jego łóżku, obok niego. Tuliła się do jego piersi. Jej zapach unosił się w powietrzu przyjemnie drażniąc jego nozdrza. Mógł trzymać ją w swoich objęciach, dotykać jej włosów, skóry. Miał ją w tej chwili tylko dla siebie. Zupełne jakby była jego. Kto ośmieliłby się powiedzieć, że nie jest, gdyby ujrzał ich w tej sytuacji..?
Z ostrożnością odkładał komputer na podłogę, by pod żadnym pozorem nie wybudzić dziewczyny ze snu. Zgasił lampkę i na nowo objął ją swoim ramieniem, nie zamierzając tej nocy wypuszczać jej ze swoich objęć nawet na chwilę. Jej sen był spokojny, czuła się przy nim dobrze i bezpiecznie. To tylko utwierdzało go w przekonaniu, że obydwoje są tam, gdzie być powinni. I może… może jeszcze potrafił być dla niej mężczyzną..?
Złożył krótki pocałunek na jej czole, po czym oparł brodę o czubek jej głowy przymykając powieki. Napawał się ich bliskością jeszcze długo, pozwalając sobie  zapomnieć o wszelkich barierach, które od pewnego czasu stały między nimi. Chciał chociaż tej jednej nocy czuć się, jakby nigdy nic złego się nie wydarzyło. Wierzyć, że kocha miłością odwzajemnioną. I, że nikt ani nic nie odbierze mu skarbu, który tak usilnie próbuje ukryć w swoich ramionach…

Dla Ciebie mógłbym wszystko zmienić
Mógłbym nawet uwierzyć
Naprawdę na dużo mnie stać
Najchętniej zamknąłbym Cię w klatce,
Bo kocham na Ciebie patrzeć
Naprawdę na dużo mnie stać
To wszystko czego chcę
To wszystko czego mi brak
To wszystko czego ja nigdy nie będę miał**

***

*Christina Perri – Arms

**Myslovitz – Dla Ciebie 

***

Drogi Czytelniku, 

będzie mi bardzo miło, gdy zostawisz swoja opinię w komentarzu.

Kilka słów od Ciebie jest dla mnie jedyna nagroda za moja pracę oraz motywacja do dalszego publikowania swojej twórczości.


***