niedziela, 24 listopada 2013

1. "Der Blick zurück ist Schwarz und vor uns liegt die Nacht, es gibt kein zurück zum Glück."

Długo kazałam czekać na pierwszy odcinek, ale tak prawdopodobnie będzie częściej ^^ 
To opowiadanie jest dla mnie dużym wyzwaniem, mam nadzieję, że mu podołam. Cieszę się, że wzbudziło w Was takie zainteresowanie i otrzymałam wiele pozytywnych opinii :) Wasze komentarze bardzo motywują, więc dziękuję i zachęcam do pozostawiania kolejnych.


Styczeń 2012
Niebieskie, oszklone spojrzenie utkwione było w złotym, błyszczącym pierścionku na jej drobnej dłoni. Obracała go nerwowo starając się nad sobą panować. Nie chciała znowu płakać. Przecież to nic nie zmieniało. Od kilku dni łzy lały się z jej oczu, jak strumienie. Nie mogła sobie poradzić z tym, co się wydarzyło. I była pewna, że nie będzie mogła normalnie żyć dopóki nie usłyszy od lekarzy, że z chłopakiem wszystko jest już w porządku. Że wyjdzie z tego. Czuła się winna, choć to nie ona prowadziła samochód. Czuła się winna, bo to ona przeżyła. To ona jest już niemal zdrowa. I to ona płacze na szpitalnym korytarzu ze swojej bezradności, głupoty… Z żalu. Oddałaby w tej chwili wszystko, aby tylko cofnąć czas. Zmienić bieg wydarzeń. Najlepiej nigdy nie chciałaby go spotkać na swojej drodze. Nigdy nawet go nie ujrzeć! Zawsze się pilnowała, miała jakieś swoje zasady. Tamtego dnia złamała je wszystkie. I zniszczyła wszystko… Nie tylko sobie, ale i jemu. Co z tego, że on też brał w tym udział! Że od niego też wiele zależało. To ona powinna była chociażby przerwać to w odpowiednim momencie. Jednak brąz jego oczu był zbyt hipnotyzujący, natarczywy. I ten uśmiech. Nie potrafiła się temu oprzeć, a cała reszta potoczyła się już sama…
- Kim ty właściwie jesteś? – usłyszała niespodziewanie nad sobą czyjś ponury głos. Uniosła niepewnie swoje spojrzenie na jego właściciela nie wiedząc, co ma mu w ogóle odpowiedzieć. Nie znała go, lecz domyślała się, że musi być rodziną Toma. Przesiadywał tu każdego dnia, tak jak ona. Tyle, że on wchodził do sali, w której leżał chłopak. – Widzę cię tu co dziennie, ciągle siedzisz w tym samym miejscu. Znałaś mojego brata? – dodał przerażając ją jednocześnie swoimi słowami. Jak miała mu odpowiedzieć. Co niby miała mu powiedzieć? Miała się przyznać tak po prostu do wszystkiego? Na pewno winiłby ją tak samo, jak ona siebie. – Chyba, że… - urwał na moment ciągle się w nią uparcie wpatrując. Zaczął sklejać w głowie pewne fakty i dochodzić do poprawnej odpowiedzi na jego pytania. – Ty jesteś tą dziewczyną, która jechała z nim w samochodzie? – dokończył z nieco większym przejęciem w głosie niż do tej pory. Wtedy też dziewczyna skinęła głową nie mogąc nadal wydobyć z siebie głosu. – Kim ty jesteś? – zapytał nie rozumiejąc, dlaczego nic o niej nie wie. Przecież skoro była znajomą Toma, musiałby mu o niej coś wspomnieć. A tymczasem pierwszy raz ujrzał ja w szpitalu i do tej pory nie miał pojęcia kim jest.
- To zabawna historia – odezwała się w końcu starając się zachować spokój. Właściwie wiedziała już, że popełnia błąd. Chciała powiedzieć zbyt wiele, jak na początek, lecz to wypływało już samo. Nie wiedziała, jak i co ma mówić. – Jestem żoną twojego brata.

Wydaje ci się, że kogoś znasz lepiej niż on sam siebie? Nawet nie wiesz w jak wielkim błędzie jesteś.

Czarnowłosy mężczyzna milczał przez kilka następnych minut starając się poukładać to wszystko sobie w głowie. Nie wychodziło mu to jednak, może dlatego, że wcale tego nie chciał. Nie chciał przyjąć tego wszystkiego do świadomości. Tego było już za wiele. Nie dość, że jego brat walczy o życie, to teraz okazuje się, że ma żonę… O której istnieniu sam Bill Kaulitz nie miał bladego pojęcia. Nie wiedział nawet co ma czuć. Złość? Żal? A może powinien się cieszyć? W końcu ślub zwykle jest dobrą nowiną… Ale chyba nie w tym przypadku.
- Więc… Co się tak naprawdę stało? – spojrzał na nią oczekując wyjaśnień. Dziewczyna nie chciała słyszeć tego pytania, a już na pewno na nie odpowiadać. Tak trudno jest się przyznać do błędu, do swojej własnej głupoty.
- Mieliśmy po prostu wypadek… Ja nawet nie wiem, jak do tego doszło – mruknęła niepewnie.
- O tym, że Tom był pijany i naćpany, jak największy śmieć też pewnie nie masz pojęcia – uśmiechnął się krzywo doskonale wiedząc, że dziewczyna nie mówi mu całej prawdy.
- Ja też byłam! Więc jak mam cokolwiek pamiętać! – uniosła się czując, jak wzrasta w niej ciśnienie. To było dla niej niesamowicie stresujące. Od kilku dni nie myśli o niczym innym, to frustrujące i męczące.
- To widzę, że się świetnie dobraliście – skwitował z lekką ironią.
- Wiem tylko, że spotkaliśmy się na imprezie. Potem pamiętam już tylko wypadek… - spuściła wzrok na swoje dłonie. Wciąż przechodziły ją nieprzyjemne dreszcze na samą myśl o tym, co się stało. Ciągle pamiętała, jak leżała zszokowana nie wiedząc co się dzieje. I ten moment, w którym zorientowała się, że nie ma obok niej Toma.
- Chwila, jak to „spotkaliście się na imprezie”? – nie do końca rozumiał, co ma na myśli. Bo przecież z tego, co już się dowiedział byli małżeństwem. Nie miał pojęcia, jak i kiedy, ale jednak. Więc zdecydowanie coś tu nie pasowało.
- To w ogóle bezsensu! Nie powinnam ci tego wszystkiego mówić. To sprawa miedzy tobą i twoim bratem. Zresztą… Wszystko byśmy rozwiązali i nie byłoby problemu! Tylko ten głupi wypadek…
- O czym ty mówisz dziewczyno?
- Jeszcze się nie domyśliłeś? Jesteśmy w Las Vegas! – powiedziała nieco głośniej podkreślając ostatnie słowa. – Nasz ślub to zwykła farsa.
- To chyba jakiś koszmarny sen – mruknął pod nosem kompletnie już zdołowany. Marzył jedynie o tym, aby ktoś wyskoczył zza ściany i krzyknął, że to wszystko żart, a on naiwnie dał się nabrać.
- Też bym chciała, żeby to był sen. Przykro mi, że to wszystko tak się potoczyło…
- Przykro ci!? On może umrzeć!
- Przecież wiem! Co ty sobie w ogóle myślisz? Ja też się martwię! – zarzuciła mu denerwując się.
- No tak, w końcu jesteś jego żoną – zakpił. – Ciekawe, czy będziesz taka troskliwa, jak wyląduje na wózku inwalidzkim.
- Co?
- Tak, jeśli przeżyje grozi mu wózek! Wiesz, co to dla niego znaczy?
Chyba nie do końca zdawał sobie sprawę, że ton jego głosu i te wszystkie słowa kierowane do dziewczyny wzbudzają w niej poczucie winy. Czuła, że tak będzie, dlatego bała się rozmowy z nim. Wystarczyły jej wyrzuty sumienia, które już wcześniej miała… Teraz tylko wszystko się pogorszyło. I co miała zrobić? Nie mogła właściwie nic. Mogła jedynie się modlić, aby Tom wyzdrowiał. Ale też nie wierzyła, że to coś zmieni. Miała teraz uciekać się do Boga? Nigdy nie żyła z nim w jakiejś harmonii, raczej był jej obojętny. Mogłaby go prosić o pomoc, lecz czy to będzie miało wpływ na dalszy los?
- Naprawdę mi przykro, Bill. Ale to nie jest wyłącznie moja wina… I mam już tego dosyć! Dlaczego mam się obwiniać o to, co się stało? Nie chciałam tego! Ale ja nawet nie prowadziłam tego samochodu! – zerwała się z miejsca nie wytrzymując już tego panującego napięcia. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. – Nie obwiniam Toma, bo wiem, że obydwoje popełniliśmy wiele błędów tamtego dnia. Świadomie, czy nie… Razem ponosimy teraz tego konsekwencje. Tylko, co ja mogę?
- Nikt nic nie może – odparł chłodno. – Gdybym wtedy tam był do niczego by nie doszło.
- Nie bądź głupi, teraz zamierzasz brać na siebie odpowiedzialność za to wszystko? Nawet cię tam nie było, jak słusznie zauważyłeś. W ogóle nie masz o tym wszystkim pojęcia…
- Ty przed chwilą nic nie pamiętałaś – wytknął już zupełnie jej nie rozumiejąc. Miał wrażenie, jakby sama nie wiedziała, co mówi.
- Bill! Co się dzieje!? Gdzie jest Tom!? – obydwoje zwrócili swoje spojrzenia w kierunku rudowłosej dziewczyny, która podeszła do nich żwawym krokiem. Na jej twarzy widać było przejęcie i przerażenie. Czarnowłosy chłopak na jej widok pobladł zdając sobie sprawę, że problemy właśnie przybrały jeszcze większych rozmiarów. – Nie mogłam wcześniej złapać samolotu…
- Tom jeszcze jest nieprzytomny – chłopak stanął obok niej. – Jego stan jest ciężki, wciąż walczy o życie. I grozi mu inwalidztwo – wyjaśnił omijając niewygodne szczegóły. Choć i te informacje nie były łatwe dla niego do przekazania. Kobieta wydawała się być jeszcze bardziej przestraszona niż przed kilkoma sekundami, wiedziała, że jest źle, ale nie spodziewała się, że aż tak. Nie mogąc wydobyć z siebie żadnego słowa usiadła obok nieznajomej w ogóle nie zwracając na nią uwagi. Nawet przyszło jej do głowy, że to jeszcze nie koniec nowin.
- Co on tam w ogóle robił? – wykrztusiła w końcu spoglądając załzawionymi oczami na Billa.
- Też chciałbym to wiedzieć – mruknął bezradnie, a jego czekoladowe tęczówki utkwiły w postaci milczącej dziewczyny, której do tej pory nie poznał nawet imienia, a przecież jest żoną jego brata. Jak on mógł zrobić coś tak głupiego?
- To na pewno przez naszą kłótnię. Znowu wszystko zepsułam…
- Daj spokój Ria – położył dłoń na jej ramieniu chcąc dodać jej tym otuchy. Jemu samemu nie było łatwo. To wszystko kompletnie nie mieściło mu się w głowie. Bał się, że jego brat umrze i nigdy więcej już go nie zobaczy. Ale bał się też tego, że przeżyje i będzie cierpiał z powodu swojego kalectwa. Do tego jeszcze jego „żona”. Tego jest zbyt wiele, aby mógł to ogarnąć.
- Ja już lepiej pójdę – dziewczyna siedząca obok Rii podniosła się nagle z miejsca. Wyglądała na zszokowaną. Bill domyślił się od razu, że nie miała pojęcia o istnieniu rudowłosej. Tak, zdecydowanie to wszystko było jakąś totalną pomyłką. Nie miało prawa się wydarzyć!
- Nie, przestań. Chyba też chcesz wiedzieć co się z nim dzieje. Nie musisz nigdzie iść… To wszystko jest w ogóle chore. Ale trzeba to przyjąć… Nie możemy teraz niczego odwrócić. A to i tak się wyda… - zatrzymał ją odruchowo. Dla każdego z nich Tom coś znaczył i każdy miał prawo być i na niego czekać. Nawet jeśli wygodniej byłoby, jakby po prostu wyszła i zniknęła z ich życia…
- O co chodzi? Kim ona jest? – Ria wykazała swoje zainteresowanie nieznajomą dziewczyną wyczuwając pewne zagrożenie.
- Jestem Olivia…
- Olivia jechała z Tomem samochodem – wtrącił Bill chcąc od razu wszystko wyjaśnić i mieć to jak najszybciej za sobą. – Jest także od kilku dni jego żoną – dodał tego również nie zamierzając ukrywać. Uważał, że Ria powinna znać całą prawdę, choćby miała być dla niej najgorsza.
- Słucham? – roześmiała się nerwowo. Na jej nieszczęście mina chłopaka jednoznacznie wskazywała na powagę sytuacji. – To jakieś żarty! Żeby od razu brać ślub!? Co ja mu takiego zrobiłam! Ze mną chodzi szmat czasu, a nawet się nie zaręczył!
- Myślę, że teraz nie czas na takie… rozważania – stwierdził czarnowłosy z myślą o swoim nieprzytomnym bracie. – Musimy teraz wspierać Toma, aby udało mu się dojść do siebie po tym wszystkim.
- Nie wiem, czy w takiej sytuacji będę mu do czegokolwiek potrzebna – mruknęła rozżalona rudowłosa. W głowie jej się nie mieściło, że Gitarzysta mógł posunąć się do czegoś takiego. Jeszcze niedawno ją kochał! Może ostatnio im się nie układało najlepiej… Ale przecież to jeszcze nie powód do przekreślania wszystkiego, co było między nimi.
- Przestań, przecież to wszystko nie jest nawet na poważnie! Tom wyzdrowieje i wezmą rozwód! Prawda? – Wokalista spojrzał na Olivię, która energicznie potrząsnęła głową zgadzając się z nim. – No właśnie. Teraz tylko musimy czekać…


Przyszłość. Czasem masz, co do niej konkretne plany… A ona tymczasem sama planuje wywinąć ci numer…

poniedziałek, 4 listopada 2013

Prolog.

Nowoczesne, błyszczące audi mknęło nocą przez ulice Las Vegas niczym nieokiełznany huragan. Wszystko dookoła świeciło i wydawało się być, dla dwojga młodych ludzi siedzących w samochodzie, jeszcze bardziej kolorowe niż w rzeczywistości. Z radia wydobywały się głośnie dźwięki rockowej muzyki, a oni sami trwali w błogim transie będąc nieświadomi tego, co właściwie robią. Śmiali się głośno i krzyczeli z napływu adrenaliny, która wypełniała ich z każdą sekundą coraz bardziej. Dziewczyna piszczała jeszcze głośniej w momentach, gdy mężczyzna dodawał gazu. To był pierwszy raz w jego życiu, kiedy pozwolił sobie na przekroczenie wszelkich granic. W tej chwili nie myślał, nie było mowy nawet o odrobinie rozsądku. Podobnie, jak dziewczyna siedząca u jego boku. Na co dzień, nigdy nie pozwoliłaby sobie na coś takiego. Jednak ten wieczór był inny. Stracili nad sobą kontrolę, pozwolili sobie na zbyt wiele. Mieli wrażenie, jakby byli w innym świecie. Jakby istnieli tylko oni.
- Nie mogę się już doczekać, kiedy cię w końcu przelecę – oświadczył kierowca bez najmniejszego skrępowania, na co jego towarzyszka roześmiała się perliście.
- To będzie nasza noc… - jej głos nagle ucichł, jakby zagubiony gdzieś w gęstym powietrzu. Obydwoje usłyszeli potężny huk, aby następnie ich uszy wypełniła grobowa, przerażająca cisza. Pierwsze, co poczuła to zdezorientowanie. Nie wiedziała, co się stało i dlaczego już nie jadą. A przede wszystkim, dlaczego widzi wszystko do góry nogami, a w ustach czuje krew.

Szok.

Zamrugała powiekami zaczynając odczuwać przeszywający jej całe ciało ból. Miała wrażenie, że każda część jej ciała jest czymś rozgniatana. Minęła dobra chwila zanim powoli dotarło do niej, że wydarzył się wypadek. A co gorsza, że ona brała w nim udział. I nie tylko ona. Dopiero teraz z trudem skierowała swoje spojrzenie na miejsce obok, gdzie powinien znajdować się mężczyzna. Nie było go.

Rzeczywistość.

- Tom – wyszeptała jego imię, tak cicho i niewyraźnie, że nawet jeśli by mógł, z pewnością by jej nie usłyszał. Nie dostała odpowiedzi. Nie miała pojęcia, co się z nim stało. Przypomniała sobie jednak, że chłopak nie miał zapiętych pasów. Zaczynała odczuwać jakiś paraliżujący strach, który nie pozwalał skupiać jej się na bólu i tym, co się dzieje. To uczucie stało się silniejsze, gdy tylko w końcu zaczęły dochodzić do niej dźwięki, czyjeś głosy. W jej głowie powstał chaos. A każdy najmniejszy dźwięk z otoczenia drażnił ją niesamowicie. Miała ochotę zacząć krzyczeć, lecz nie była w stanie.
- Halo! Słyszy mnie pani!?

Przerażenie.

- Gdzie jest Tom? – jej zamglony, niewyraźny wzrok uniósł się na jakąś nieznaną jej kobietę, która pochylała się nad nią z zatroskanym wyrazem twarzy.
- Jaki Tom?


Żyjesz i nigdy nie wiesz, kiedy to się skończy. Nie myślisz o tym. Skupiasz się na tym, co jest… I gdy nagle to nadchodzi, możliwość końca. Nie wiesz, co się dzieje. Jednak dalej żyjesz i nie wiesz o czym masz myśleć. O tym, że przeżyłaś… Czy, że kogoś brakuje u twego boku. Nigdy się nie zastanawiałaś kim tak naprawdę są ludzie, którzy Cię otaczają. Jaki jest sens ich istnienia tuż obok ciebie. Znałaś go od kilku dni… Nie był dla ciebie nikim ważnym! Nawet się nie zakochałaś. Więc dlaczego zrobiłaś, aż tak wiele, aby wasze życia się połączyły? I dlaczego pozwoliłaś, aby obydwa stanęły w obliczu zagrożenia? Dlaczego nie mogłaś tak jak zawsze, unieść dumnie głowę, wypiąć pierś do przodu i udawać niedostępną. Bo co? Miałaś gorszy dzień? Tylko dlaczego ktoś ma płacić taką cenę za twoje gorsze dni…