Długo kazałam czekać na pierwszy odcinek, ale tak prawdopodobnie będzie częściej ^^
To opowiadanie jest dla mnie dużym wyzwaniem, mam nadzieję, że mu podołam. Cieszę się, że wzbudziło w Was takie zainteresowanie i otrzymałam wiele pozytywnych opinii :) Wasze komentarze bardzo motywują, więc dziękuję i zachęcam do pozostawiania kolejnych.
Niebieskie,
oszklone spojrzenie utkwione było w złotym, błyszczącym
pierścionku na jej drobnej dłoni. Obracała go nerwowo starając
się nad sobą panować. Nie chciała znowu płakać. Przecież to
nic nie zmieniało. Od kilku dni łzy lały się z jej oczu, jak
strumienie. Nie mogła sobie poradzić z tym, co się wydarzyło. I
była pewna, że nie będzie mogła normalnie żyć dopóki nie
usłyszy od lekarzy, że z chłopakiem wszystko jest już w porządku.
Że wyjdzie z tego. Czuła się winna, choć to nie ona prowadziła
samochód. Czuła się winna, bo to ona przeżyła. To ona jest już
niemal zdrowa. I to ona płacze na szpitalnym korytarzu ze swojej
bezradności, głupoty… Z żalu. Oddałaby w tej chwili wszystko,
aby tylko cofnąć czas. Zmienić bieg wydarzeń. Najlepiej nigdy nie
chciałaby go spotkać na swojej drodze. Nigdy nawet go nie ujrzeć!
Zawsze się pilnowała, miała jakieś swoje zasady. Tamtego dnia
złamała je wszystkie. I zniszczyła wszystko… Nie tylko sobie, ale
i jemu. Co z tego, że on też brał w tym udział! Że od niego też
wiele zależało. To ona powinna była chociażby przerwać to w
odpowiednim momencie. Jednak brąz jego oczu był zbyt hipnotyzujący,
natarczywy. I ten uśmiech. Nie potrafiła się temu oprzeć, a cała
reszta potoczyła się już sama…
-
Kim ty właściwie jesteś? – usłyszała niespodziewanie nad sobą
czyjś ponury głos. Uniosła niepewnie swoje spojrzenie na jego
właściciela nie wiedząc, co ma mu w ogóle odpowiedzieć. Nie
znała go, lecz domyślała się, że musi być rodziną Toma.
Przesiadywał tu każdego dnia, tak jak ona. Tyle, że on wchodził
do sali, w której leżał chłopak. – Widzę cię tu co dziennie,
ciągle siedzisz w tym samym miejscu. Znałaś mojego brata? –
dodał przerażając ją jednocześnie swoimi słowami. Jak miała mu
odpowiedzieć. Co niby miała mu powiedzieć? Miała się przyznać
tak po prostu do wszystkiego? Na pewno winiłby ją tak samo, jak ona
siebie. – Chyba, że… - urwał na moment ciągle się w nią
uparcie wpatrując. Zaczął sklejać w głowie pewne fakty i
dochodzić do poprawnej odpowiedzi na jego pytania. – Ty jesteś tą
dziewczyną, która jechała z nim w samochodzie? – dokończył z
nieco większym przejęciem w głosie niż do tej pory. Wtedy też
dziewczyna skinęła głową nie mogąc nadal wydobyć z siebie
głosu. – Kim ty jesteś? – zapytał nie rozumiejąc, dlaczego
nic o niej nie wie. Przecież skoro była znajomą Toma, musiałby mu
o niej coś wspomnieć. A tymczasem pierwszy raz ujrzał ja w
szpitalu i do tej pory nie miał pojęcia kim jest.
-
To zabawna historia – odezwała się w końcu starając się
zachować spokój. Właściwie wiedziała już, że popełnia błąd.
Chciała powiedzieć zbyt wiele, jak na początek, lecz to wypływało
już samo. Nie wiedziała, jak i co ma mówić. – Jestem żoną
twojego brata.
Wydaje
ci się, że kogoś znasz lepiej niż on sam siebie? Nawet nie wiesz
w jak wielkim błędzie jesteś.
Czarnowłosy
mężczyzna milczał przez kilka następnych minut starając się
poukładać to wszystko sobie w głowie. Nie wychodziło mu to
jednak, może dlatego, że wcale tego nie chciał. Nie chciał
przyjąć tego wszystkiego do świadomości. Tego było już za
wiele. Nie dość, że jego brat walczy o życie, to teraz okazuje
się, że ma żonę… O której istnieniu sam Bill Kaulitz nie miał
bladego pojęcia. Nie wiedział nawet co ma czuć. Złość? Żal? A
może powinien się cieszyć? W końcu ślub zwykle jest dobrą
nowiną… Ale chyba nie w tym przypadku.
-
Więc… Co się tak naprawdę stało? – spojrzał na nią
oczekując wyjaśnień. Dziewczyna nie chciała słyszeć tego
pytania, a już na pewno na nie odpowiadać. Tak trudno jest się
przyznać do błędu, do swojej własnej głupoty.
-
Mieliśmy po prostu wypadek… Ja nawet nie wiem, jak do tego doszło
– mruknęła niepewnie.
-
O tym, że Tom był pijany i naćpany, jak największy śmieć też
pewnie nie masz pojęcia – uśmiechnął się krzywo doskonale
wiedząc, że dziewczyna nie mówi mu całej prawdy.
-
Ja też byłam! Więc jak mam cokolwiek pamiętać! – uniosła się
czując, jak wzrasta w niej ciśnienie. To było dla niej
niesamowicie stresujące. Od kilku dni nie myśli o niczym innym, to
frustrujące i męczące.
-
To widzę, że się świetnie dobraliście – skwitował z lekką
ironią.
-
Wiem tylko, że spotkaliśmy się na imprezie. Potem pamiętam już
tylko wypadek… - spuściła wzrok na swoje dłonie. Wciąż
przechodziły ją nieprzyjemne dreszcze na samą myśl o tym, co się
stało. Ciągle pamiętała, jak leżała zszokowana nie wiedząc co
się dzieje. I ten moment, w którym zorientowała się, że nie ma
obok niej Toma.
-
Chwila, jak to „spotkaliście się na imprezie”? – nie do końca
rozumiał, co ma na myśli. Bo przecież z tego, co już się
dowiedział byli małżeństwem. Nie miał pojęcia, jak i kiedy, ale
jednak. Więc zdecydowanie coś tu nie pasowało.
-
To w ogóle bezsensu! Nie powinnam ci tego wszystkiego mówić. To
sprawa miedzy tobą i twoim bratem. Zresztą… Wszystko byśmy
rozwiązali i nie byłoby problemu! Tylko ten głupi wypadek…
-
O czym ty mówisz dziewczyno?
-
Jeszcze się nie domyśliłeś? Jesteśmy w Las Vegas! –
powiedziała nieco głośniej podkreślając ostatnie słowa. –
Nasz ślub to zwykła farsa.
-
To chyba jakiś koszmarny sen – mruknął pod nosem kompletnie już
zdołowany. Marzył jedynie o tym, aby ktoś wyskoczył zza ściany i
krzyknął, że to wszystko żart, a on naiwnie dał się nabrać.
-
Też bym chciała, żeby to był sen. Przykro mi, że to wszystko tak
się potoczyło…
-
Przykro ci!? On może umrzeć!
-
Przecież wiem! Co ty sobie w ogóle myślisz? Ja też się martwię!
– zarzuciła mu denerwując się.
-
No tak, w końcu jesteś jego żoną – zakpił. – Ciekawe, czy
będziesz taka troskliwa, jak wyląduje na wózku inwalidzkim.
-
Co?
-
Tak, jeśli przeżyje grozi mu wózek! Wiesz, co to dla niego znaczy?
Chyba
nie do końca zdawał sobie sprawę, że ton jego głosu i te
wszystkie słowa kierowane do dziewczyny wzbudzają w niej poczucie
winy. Czuła, że tak będzie, dlatego bała się rozmowy z nim.
Wystarczyły jej wyrzuty sumienia, które już wcześniej miała…
Teraz tylko wszystko się pogorszyło. I co miała zrobić? Nie mogła
właściwie nic. Mogła jedynie się modlić, aby Tom wyzdrowiał.
Ale też nie wierzyła, że to coś zmieni. Miała teraz uciekać się
do Boga? Nigdy nie żyła z nim w jakiejś harmonii, raczej był jej
obojętny. Mogłaby go prosić o pomoc, lecz czy to będzie miało
wpływ na dalszy los?
-
Naprawdę mi przykro, Bill. Ale to nie jest wyłącznie moja wina…
I mam już tego dosyć! Dlaczego mam się obwiniać o to, co się
stało? Nie chciałam tego! Ale ja nawet nie prowadziłam tego
samochodu! – zerwała się z miejsca nie wytrzymując już tego
panującego napięcia. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. –
Nie obwiniam Toma, bo wiem, że obydwoje popełniliśmy wiele błędów
tamtego dnia. Świadomie, czy nie… Razem ponosimy teraz tego
konsekwencje. Tylko, co ja mogę?
-
Nikt nic nie może – odparł chłodno. – Gdybym wtedy tam był do
niczego by nie doszło.
-
Nie bądź głupi, teraz zamierzasz brać na siebie odpowiedzialność
za to wszystko? Nawet cię tam nie było, jak słusznie zauważyłeś.
W ogóle nie masz o tym wszystkim pojęcia…
-
Ty przed chwilą nic nie pamiętałaś – wytknął już zupełnie
jej nie rozumiejąc. Miał wrażenie, jakby sama nie wiedziała, co
mówi.
-
Bill! Co się dzieje!? Gdzie jest Tom!? – obydwoje zwrócili swoje
spojrzenia w kierunku rudowłosej dziewczyny, która podeszła do
nich żwawym krokiem. Na jej twarzy widać było przejęcie i
przerażenie. Czarnowłosy chłopak na jej widok pobladł zdając
sobie sprawę, że problemy właśnie przybrały jeszcze większych
rozmiarów. – Nie mogłam wcześniej złapać samolotu…
-
Tom jeszcze jest nieprzytomny – chłopak stanął obok niej. –
Jego stan jest ciężki, wciąż walczy o życie. I grozi mu
inwalidztwo – wyjaśnił omijając niewygodne szczegóły. Choć i
te informacje nie były łatwe dla niego do przekazania. Kobieta
wydawała się być jeszcze bardziej przestraszona niż przed kilkoma
sekundami, wiedziała, że jest źle, ale nie spodziewała się, że
aż tak. Nie mogąc wydobyć z siebie żadnego słowa usiadła obok
nieznajomej w ogóle nie zwracając na nią uwagi. Nawet przyszło
jej do głowy, że to jeszcze nie koniec nowin.
-
Co on tam w ogóle robił? – wykrztusiła w końcu spoglądając
załzawionymi oczami na Billa.
-
Też chciałbym to wiedzieć – mruknął bezradnie, a jego
czekoladowe tęczówki utkwiły w postaci milczącej dziewczyny,
której do tej pory nie poznał nawet imienia, a przecież jest żoną
jego brata. Jak on mógł zrobić coś tak głupiego?
-
To na pewno przez naszą kłótnię. Znowu wszystko zepsułam…
-
Daj spokój Ria – położył dłoń na jej ramieniu chcąc dodać
jej tym otuchy. Jemu samemu nie było łatwo. To wszystko kompletnie
nie mieściło mu się w głowie. Bał się, że jego brat umrze i
nigdy więcej już go nie zobaczy. Ale bał się też tego, że
przeżyje i będzie cierpiał z powodu swojego kalectwa. Do tego
jeszcze jego „żona”. Tego jest zbyt wiele, aby mógł to
ogarnąć.
-
Ja już lepiej pójdę – dziewczyna siedząca obok Rii podniosła
się nagle z miejsca. Wyglądała na zszokowaną. Bill domyślił się
od razu, że nie miała pojęcia o istnieniu rudowłosej. Tak,
zdecydowanie to wszystko było jakąś totalną pomyłką. Nie miało
prawa się wydarzyć!
-
Nie, przestań. Chyba też chcesz wiedzieć co się z nim dzieje. Nie
musisz nigdzie iść… To wszystko jest w ogóle chore. Ale trzeba
to przyjąć… Nie możemy teraz niczego odwrócić. A to i tak się
wyda… - zatrzymał ją odruchowo. Dla każdego z nich Tom coś
znaczył i każdy miał prawo być i na niego czekać. Nawet jeśli
wygodniej byłoby, jakby po prostu wyszła i zniknęła z ich życia…
-
O co chodzi? Kim ona jest? – Ria wykazała swoje zainteresowanie
nieznajomą dziewczyną wyczuwając pewne zagrożenie.
-
Jestem Olivia…
-
Olivia jechała z Tomem samochodem – wtrącił Bill chcąc od razu
wszystko wyjaśnić i mieć to jak najszybciej za sobą. – Jest
także od kilku dni jego żoną – dodał tego również nie
zamierzając ukrywać. Uważał, że Ria powinna znać całą prawdę,
choćby miała być dla niej najgorsza.
-
Słucham? – roześmiała się nerwowo. Na jej nieszczęście mina
chłopaka jednoznacznie wskazywała na powagę sytuacji. – To
jakieś żarty! Żeby od razu brać ślub!? Co ja mu takiego
zrobiłam! Ze mną chodzi szmat czasu, a nawet się nie zaręczył!
-
Myślę, że teraz nie czas na takie… rozważania – stwierdził
czarnowłosy z myślą o swoim nieprzytomnym bracie. – Musimy teraz
wspierać Toma, aby udało mu się dojść do siebie po tym
wszystkim.
-
Nie wiem, czy w takiej sytuacji będę mu do czegokolwiek potrzebna –
mruknęła rozżalona rudowłosa. W głowie jej się nie mieściło,
że Gitarzysta mógł posunąć się do czegoś takiego. Jeszcze
niedawno ją kochał! Może ostatnio im się nie układało
najlepiej… Ale przecież to jeszcze nie powód do przekreślania
wszystkiego, co było między nimi.
-
Przestań, przecież to wszystko nie jest nawet na poważnie! Tom
wyzdrowieje i wezmą rozwód! Prawda? – Wokalista spojrzał na
Olivię, która energicznie potrząsnęła głową zgadzając się z
nim. – No właśnie. Teraz tylko musimy czekać…
Przyszłość.
Czasem masz, co do niej konkretne plany… A ona tymczasem sama
planuje wywinąć ci numer…