Błysk
flesza od jakiegoś czasu był mu już całkowicie obcy. Zdążył zapomnieć, że w ogóle
ktokolwiek na świecie potrafił przez sen wyrecytować jego całą biografię. I
właściwie, w ogóle mu tego nie brakowało. Nagle cała ta sława przestała wydawać
się znacząca w jego życiu. Bo przecież od początku chodziło głównie o muzykę.
Zarabianie na swojej pasji wymagało niebywałego wyczucia i kontroli.
Wystarczyła sekunda, aby stracić nad tym panowanie. A potem nie było już
odwrotu. Można było już tylko uciekać i opowiadać naokoło, że nigdy się tego
tak naprawdę nie chciało. Że to wszystko stało się zbyt przytłaczające. Można
było już tylko schować się gdzieś na drugim końcu świata i udawać, że to nie
była ich wina.
Wychodząc z budynku, w którym
przed paroma minutami ważyły się jego losy, nie miał żadnej drogi ucieczki.
Mało tego, będąc na wózku, trudno było mu się jakkolwiek ukryć. W jednej chwili
ogarnęło go przerażenie. Bo cały świat właśnie go zobaczył. W pełnej
okazałości. Tego bezbronnego, niepełnosprawnego Toma Kaulitza, który niemal
stracił życie przez swoją bezmyślność. Rzeczywistość nadal była okrutna. Mimo
że odnalazł już swoje szczęście, w głębi czuł ten rozdzierający go wstyd.
– Czy to prawda, że powiedział
pan przed sądem, że nie żałuje!? – krzyknął jeden z nachalnych dziennikarzy. A
potem te niszczące pytania zaczęły padać już lawinowo. Tom nawet nie nadążał z
rejestrowaniem ich.
Jaki
był wyrok?!
Czy
naprawdę czujesz się bezkarny?!
Dlaczego
ukrywał się pan przez tyle miesięcy?!
Czy
teraz wróci pan do swojej kariery!?
Ile
musiałeś zapłacić, by cię nie zamknęli?!