Kolejny dzień zaczął się z pozoru zwyczajnie, tak jak zwykle. Gitarzysta
obudził się w swoim ponurym pokoju z dokuczliwym bólem w mięśniach i
kręgosłupie. Dodatkowo tym razem burczało mu w brzuchu. Nie jadł nic odkąd Bill
był u niego ostatni raz. Zmieniło się właśnie to, że już nikt o niego nie dbał.
A przynajmniej tak mogło to wyglądać z jego perspektywy. Bo innej widzieć nie
chciał. Dobrze przecież wiedział, że w kuchni czekała na niego kolacja
przygotowana przez Olivię. Dziewczyna okazała się być równie zawzięta co on, bo
tak, jak obiecała nie przyniosła mu nawet jednej kanapki. Miał wrażenie, że
wszyscy są przeciwko niemu. Oczekują od niego ciągle czegoś, czego on nie jest
w stanie zrobić. Nie rozumieją z czym się musi zmagać każdego dnia. Nie chcą
nawet spróbować. Najłatwiej jest powiedzieć: weź się w garść, musisz dalej żyć.
Z jego strony jednak wygląda to zupełnie inaczej. On nie tylko stracił władzę w
nogach. Kiedy człowieka dotyka taka tragedia nie jest mu łatwo się z tym
pogodzić. W dodatku każdy jest inny i inaczej reaguje. Brak możliwości
poruszania się o własnych siłach to jedno, a poczucie straty w jakiś sposób
swojej męskości, to drugie. Najtrudniej jest przystosować do zmian swoją
psychikę. Wyzbyć się bezsensownych myśli i odczuć związanych z inwalidztwem. To
psychiczne nastawienie tak naprawdę świadczy o jego kalectwie.
- Tom, to jest Agatha. Będzie pomagała ci w rehabilitacji – oświadczył mu
brat wskazując na stojącą obok młodą dziewczynę. Była bardzo ładna i wydawała
się nawet sympatyczna. Wbrew pozorom to tylko pogarszało całą sprawę. Bill
zapewne sądził, że młoda i piękna rehabilitantka zdoła wzbudzić w jego
bliźniaku jakąkolwiek motywację do działania. Skutek był jednak odwrotny. Tom
momentalnie poczuł jak wzrasta w nim ciśnienie i niewiele dzieliło go od
wybuchu złości.
- Jakiej rehabilitacji? Prosiłem o coś takiego? - wysyczał spoglądając na
niego wzrokiem mordercy.
- Nie musiałeś. To jest ci potrzebne Tom. Twój lekarz mówił...
- Nie interesuje mnie to – przerwał mu stanowczo. - Zapłać pani i niech
więcej się tu nie zjawia. Chyba, że sam potrzebujesz jej pomocy – polecił tonem
nie znoszącym sprzeciwu. Nie wyobrażał sobie, aby ktokolwiek miał dotykać jego
nóg, męczyć się z podnoszeniem ich. A już na pewno nie kobieta. Nieważne, jak
bardzo miało mu to pomóc. On sam w to nie wierzył. Dla niego było to głupie
gadanie, stwarzanie złudnych nadziei. To zupełnie w stylu jego brata. Bill
zawsze miał nadzieję na wszystko, nawet jeśli coś z góry miało być stracone.
Czasami było to, aż irytujące.
- Tom, chcemy ci pomóc... Wiesz, że jeśli się postarasz, jest szansa...
- Przestań już pieprzyć! - jak do tej pory starał się nad sobą panować, tak
w tym momencie nie umiał dłużej w sobie tego wszystkiego zdusić. Te słowa
działały na niego jak płachta na byka. Miał już dość słuchania w kółko tego
samego. Doprowadzało go to do obłędu.- Zostawcie mnie wszyscy w świętym
spokoju.
Drgnął przestraszony, gdy nagle drzwi od jego sypialni otworzyły się
gwałtownie wyrywając go z zamyślenia, a do środka wpadła Olivia. Zaraz za nią
zjawił się również jego pies wesoło merdając ogonem. Nie zdążył nawet się jej
przyjrzeć, jak przemknęła przez całe pomieszczenie. Dopiero, gdy usłyszał
charakterystyczny dźwięk rozsuwanych zasłon, a jego oczy poraziło słońce
zrozumiał, dokąd tak pędziła.
- Dzień dobry! Zobacz, jaki dziś piękny dzień – odezwała się w końcu, a jej
głos wręcz kipiał entuzjazmem. Nie przywykł do tego. Nie mówiąc już o tym, że
każdy zanim wchodził do jego pokoju, zawsze pukał wchodząc potem bardzo
niepewnie, jakby miało się zaraz coś stać. A ona wpada tu jak burza, odsłania
mu okna i jeszcze mówi swoim głosem, niczym skowronek, że jest piękny
dzień. - Otworzę na chwilę okno, przyda
ci się trochę świeżego powietrza – dodała i nie czekając na pozwolenie uchyliła
je. - Przykryj się, żebyś nie zmarzł – podeszła do jego łóżka chcąc poprawić mu
kołdrę, ale ten od razu złapał za materiał sam naciągając ją na siebie. Patrzył
na nią co najmniej, jakby właśnie spadła z księżyca. Trochę ją to bawiło. -
Dziś już nie jesteś taki rozmowny – stwierdziła krzyżując ręce na piersi. -
Obraziłeś się na mnie?
- Nie rozumiem, dlaczego ty się jeszcze nie obraziłaś – mruknął spoglądając
na nią urażony, jakby zrobiła mu coś złego. Dziwiło go naprawdę jej zachowanie.
Zupełnie, jakby nic się nie działo. Oczekiwał raczej, że będzie się na niego
wściekała, jak każdy. Według niego powinna była się obrazić, zabrać swoje
rzeczy i zniknąć. Przecież to najłatwiejsze, co można zrobić w takiej sytuacji.
Bo właśnie to robił każdy...
- Jak mogę się na ciebie obrażać? Za co? - zapytała zdziwiona.- Jak na
razie to ja wpadłam tu bez zapowiedzi, zamieszkałam bez twojego pozwolenia i
robię wiele innych rzeczy, które się tobie nie podobają – podsumowała
analizując wszystko po kolei. - Nie mówiąc już o tym, że zaciągnęłam cię do
ołtarza. Hm, choć w sumie było trochę odwrotnie. Ale jednak nie da się ukryć,
że to wszystko przez moją zaraźliwą fantazję – uśmiechnęła się pod nosem
wracając myślami do pamiętnych chwil, które bardzo mocno odznaczyły się na
kartach ich życia. Mimo wszystko czuła w głębi przyjemne ciepło, gdy to
wspominała. Przyglądał jej się długo w milczeniu bardzo intensywnie przy tym
myśląc. Jej twarz była cały czas taka promienna, oczy tętniły życiem. Zupełnie,
jakby miała wszystko czego pragnie i była najszczęśliwszą kobietą na tej
planecie. Pamiętał, że kiedy ją spotkał po raz pierwszy, nie była taka. To
dlatego tak łatwo nawiązali ze sobą kontakt. Obydwoje byli przybici i potrzebowali
nie tylko towarzystwa, ale i zrozumienia.
- To i tak tylko kwestia czasu – rzekł po chwili. Był pewien, że ona
również w końcu odejdzie. Zniknie tak jak cała reszta. Jego życie już nigdy nie
będzie takie samo...
- Kwestia czasu? - powtórzyła nie rozumiejąc co miał na myśli.
- Aż sobie odpuścisz. Własna dziewczyna mnie zostawiła więc to byłoby
dziwne, gdybyś ty wytrzymała ze mną dłużej – stwierdził z przekonaniem. - I nie
wierzę, że jesteś, aż tak dobra.
- Bo nie jestem – wzruszyła ramionami odczuwając nagły przypływ smutku. On
zawsze budził w niej mieszane uczucia, potrafił diametralnie zmieniać jej stan
emocjonalny i tak było do tej pory. Wystarczyło kilka słów, a blask w jej
oczach przygasł. - Nie wstaniesz na śniadanie? - zmieniła temat. Jej głos nie był
już tak radosny, jak przed kilkoma minutami. Zrobiło mu się nawet trochę
przykro widząc, jaką wywołał w niej zmianę. Sam siebie nie rozumiał. Przecież
chciał ją zniechęcić, a gdy mu się to zaczęło udawać, nagle źle się z tym
czuje. - Nie wiem, co ci szkodzi... Serio próbuję cię jakoś zrozumieć.
- To nie próbuj...
- Ze mną też nie ma tak łatwo Kaulitz – oznajmiła mu pełna determinacji i
nim się obejrzał zostawiła go samego. Nie zamknęła za sobą drzwi, co go tylko
zirytowało. Nie cierpiał, gdy były otwarte. Szczególnie od czasu, kiedy nie wychodzi ze swojego pokoju. Nie
chciał widzieć, ani słyszeć co działo się poza nim. Ani, aby ktokolwiek inny
mógł widzieć jego przez otwarte drzwi. W każdej chwili przecież mógł przyjść
ktoś, nawet obcy. Nienawidził tego... Po chwili jednak ponownie ujrzał
dziewczynę. Ku jego zdziwieniu przyniosła ze sobą srebrną tacę z jedzeniem, z
którego jeszcze unosiła się para. Postawiła ją na biurku i podeszła do niego. -
Nie patrz tak. Nie mam serca cię głodzić. Nie jestem tu po to, żebyś mi zszedł
z głodu... Nie myśl sobie, że jestem taka miękka! Bo i tak się nie poddam –
wyrecytowała pośpiesznie się tłumacząc. - A teraz... Weź chociaż usiądź! -
rozkazała i odetchnęła głęboko następnie zabierając tacę z biurka. Tym razem to
ona czuła, jak jej duma na tym cierpi. Nie udało jej się postawić na swoim. Nie
tym razem, ale to jeszcze nie znaczy, że wszystko stracone. To tylko
jedzenie... Musiał przecież jeść. Nie mogłaby w taki sposób się nad nim
pastwić. I tak już wyglądał mizernie...
Tom postanowił się już z nią nie kłócić. Był niesamowicie głodny, więc
wolał jej nie drażnić. Jego oczy, jak i żołądek, aż się radowały na widok
jajecznicy i gorącej kawy. Podsunął się więc wyżej wykonując jednocześnie jej
polecenie. Tak, to było jedyne w czym był w stanie ustąpić na daną chwilę.
Prawdopodobnie tak samo, jak i ona.
- Smacznego – westchnęła cicho, gdy tylko położyła mu tacę na kolanach.
- Dziękuję – odparł z niemałym trudem. Choć to było oczywiste, że należy
okazać wdzięczność za taki gest, dla niego było to wciąż nie lada wyzwanie. Nie
chciał od niej niczego, a jednocześnie był na nią skazany. Olivia nie odezwała
się już. Podeszła tylko do okna i zamknęła je kolejno rozglądając się po
pokoju. Wciąż panował w nim bałagan, co bardzo drażniło jej oczy. Miała ochotę
zgarnąć wszystkie walające się w tym pomieszczeniu ciuchy i zrobić wielkie
pranie. Zastanawiała się tylko, czy to nie za dużo. Z drugiej strony jednak sam
Tom nie był w stanie na razie tego zrobić. A ona miała nadzieję, że jeśli w
pokoju zacznie panować przyjemniejsza atmosfera to i jego nastawienie się
zmieni. Zdecydowanie wierzyła w cuda. Korzystając z tego, że Gitarzysta był
zajęty jedzeniem, zaczęła zbierać z podłogi i mebli wszystkie rzeczy. - Co ty
wyprawiasz? - usłyszała nagle jego głos, aż zadrżała. Nie mogło przecież umknąć
to jego uwadze, a tak byłoby dużo lepiej dla wszystkich!
- Sprzątam – rzuciła krótko nie zaprzestając swoich czynów. Całkowicie
zbiło go to z tropu. Nie wiedział nawet, co ma teraz powiedzieć. Nie chciał,
żeby to robiła, lecz nie umiał sensownie zaprotestować. Jego poczucie
upokorzenia właśnie sięgało zenitu. Podczas, gdy Tom walczył sam ze sobą,
brunetka zdążyła już zniknąć za drzwiami łazienki i wrócić z powrotem. - A ta
pościel? Zmieniał ją ktoś odkąd postanowiłeś spędzić w tym łóżku resztę swojego
życia? - przeniosła swoje przepełnione sceptycyzmem spojrzenie na ciemno-kremową
kołdrę, którą mężczyzna w tym momencie mocno chwycił w dłonie przyciskając do
siebie jednocześnie spoglądając na dziewczynę, jakby miała mu za chwilę odebrać
jego ukochanego misia. Na jej twarz nie wiedzieć czemu wpłynął chytry uśmiech,
co tylko go zaniepokoiło.
- Nawet o tym nie myśl! - zagrzmiał w końcu, ale jakoś tym razem nie
zabrzmiało to zbyt groźnie. Olivia ułożyła usta w dzióbek i zacmokała dwa razy
mierząc go swoim równie upartym wzrokiem. Widział w tych oczach mnóstwo
cierpliwości i zaparcia. Nie sądził, że dojrzy to wszystko w niemal obcej
osobie, a nie u swoich najbliższych. Gdyby miał ustawić ich w jakiejś
kolejności, zaczynając od tego kto najbardziej się starał i nie dawał za
wygraną, to zdecydowanie Olivia stałaby na podium. Na drugim miejscu
uplasowałby się Bill, a potem ich matka. O niej też nie można zapominać. Przez
pierwsze dni po powrocie, to ona najbardziej na niego naciskała. Może, gdyby
mogła zostać nieco dłużej w Los Angeles w końcu udałoby jej się coś osiągnąć?
Czwarte miejsce zajmują na równi Gustav i Georg. Niestety na piątym był
zmuszony umieścić swoją dziewczynę. A może byłą dziewczynę? Sam wciąż nie
wiedział, czy ich związek w ogóle
jeszcze istnieje. Na szczęście to nie było ostatnie miejsce! Ponieważ był
jeszcze David Jost, który zajmuje zaszczytną ostatnią pozycję. Niby jest tym,
któremu powinno zależeć bardziej niż wszystkim. Bo przecież między innymi Tom był
dla niego źródłem pieniędzy. Bez niego zespół nie mógł ruszyć dalej. A nawet
gdyby próbował, nie wypaliłoby to. Menadżer jednak miał najmniej siły i
odpuścił bardzo szybko. Pozostawił całą swoją nadzieję w Billu i przyjaciołach
Gitarzysty.
- Wiem, to będzie trudne zważywszy, że nie chcesz wyleźć z tego łóżka – jej
głos przywrócił go ponownie do rzeczywistości. Zamrugał powiekami oczekując jej
dalszych słów, miał nadzieję, że zdołał odwieść ją od tego pomysłu. - Ale chyba
korzystasz z łazienki? - uniosła brwi posyłając mu swój uśmiech. Jego twarz
momentalnie spochmurniała.
- Odpuść sobie – mruknął groźnie.
- Tom, proszę cię! - Gitarzysta, aż drgnął lekko, gdy podniosła swój głos
niemal sama przy tym podskakując. - To przecież wszystko dla ciebie... Poczujesz
się dużo lepiej, przysięgam! Nie masz ochoty zanurzyć się w świeżej pościeli?
Przecież i tak nie masz lepszych atrakcji w tym łóżku! - patrzyła na niego
niczym podekscytowana dziewczynka na swoją wymarzoną lalkę barbie, jej oczy
błyszczały nienaturalnie, co było wręcz przerażające. I bałby się, gdyby nie
jej argumenty, które brzmiały dla niego bardzo głupio, a przez to też go bawiły
w jakiś sposób. Miał już totalnie mieszane uczucia, nie rozumiał samego siebie.
Nie miał pojęcia co takiego ona robiła, że nie mógł się odnaleźć w sytuacjach,
jakie stwarzała między nimi. - Proszę, nie każ mi czatować pod twoją sypialnią
i czekać, aż doczołgasz się do łazienki, żebym mogła po cichu zmienić ci głupią
pościel. Pewnie są jeszcze na niej ślady po twojej upojnej nocy z dziewczyną!
Serio chcesz spędzić w tym resztę życia!?
- Czy ty jesteś normalna? - wypalił patrząc na nią, jak na totalną
wariatkę. Czasami właśnie miał wrażenie, że Olivia jest jakimś nieokiełznanym
szaleńcem. - Przekonujesz mnie do tego, jakby od tego zależało moje życie –
dodał widząc jej nieco zaskoczony wyraz twarzy.
- A nie zależy? Przed chwilą powiedziałam, że zamierzasz spędzić tu resztę
życia, czy nie? - zauważyła wciąż lustrując go swoim niebieskim spojrzeniem. I
znowu go zatkało. Przez moment miał ochotę zaprzeczyć. Ale wtedy musiałby
powiedzieć coś więcej, a on przecież nie miał na to najmniejszej ochoty. Jej
dociekliwość powoli zaczynała już go męczyć. Może to jest właśnie jej sposób na
niego? Dociekać wszystkiego bardzo dokładnie, aż się zmęczy i zgodzi się na
wszystko dla świętego spokoju? - No Toom... - jęknęła żałośnie i dźgnęła go
palcem w ramię. Dałaby sobie rękę uciąć, że gdyby był w stanie, to odskoczyłby
na drugi koniec pokoju. Nie rozumiała za bardzo skąd w nim tyle strachu. Trochę
ją to zaczynało martwić. Nie pozwalał się do siebie zbliżyć w żaden sposób, a
tym bardziej dotknąć.
- Dobra! - zgodził się w końcu pod wpływem emocji, jakie już w nim zdążyły
się zebrać podczas tej całej, bezsensownej dyskusji.
- No ucałowałabym cię! Ale boję się, że zszedłbyś na zawał – roześmiała się
wesoło, a ten miał ochotę jedynie schować się pod kołdrę i już nigdy spod niej
nie wychodzić. - Zrobimy to później – rzekła już poważniej, co zabrzmiało, jak
dla niego dosyć dwuznacznie. Gdyby nie wiedział o co chodzi znowu miałby powód,
aby się jej bać. Do czego to doszło, że obawiał się zwykłej, niewinnej
dziewczyny? Brunetka ku jego wielkiej uldze nic więcej już nie mówiła. Wzięła z
jego kolan tacę, na której przyniosła mu śniadanie. Kubek z niedopitą jeszcze
kawą postawiła na nocnej szafce, a całą resztę zabrała ze sobą do kuchni
pozostawiając go samego. W końcu mógł odetchnąć i już nawet nie przeszkadzało
mu, że drzwi od sypialni wciąż były otwarte. Westchnął ciężko i zsunął się
niżej zamykając oczy. Miał wrażenie, że od wczoraj gra w jakimś szalonym
komedio-dramacie, czy coś... Nie zmieniało to faktu, że po jego twarzy błąkał
się delikatny uśmiech. Świadczący tylko i wyłącznie o tym, że jest lepiej. Dużo
lepiej...
Olivia odstawiła brudne naczynia do zlewu, a sama oparła się rękoma o jego
krawędź i odetchnęła kilka razy głęboko. Uśmiechnęła się do siebie szeroko.
Wiedziała, że nie może się jeszcze cieszyć. W końcu nigdy nie powinno chwalić
się dnia przed zachodem słońca, jednak nie mogła powstrzymać tego uczucia,
które tliło się w głębi jej serca. Widziała, jak Tom zaczyna rozkwitać. I choć
to był bardzo powolny proces i tak niesamowicie cieszył. Teraz nie miała już
żadnych wątpliwości, że jej się uda. W dodatku nie sądziła, że będzie sprawiało
jej to tak wiele przyjemności. Wciąż lubiła jego towarzystwo, nie mogła temu
zaprzeczyć. Brakowało jej go i to bardzo. Teraz jej jedyną obawą było to, czy
będzie chciała potem się z nim rozstać... Już na zawsze.
Z zamyślenia wyrwały ją wibracje telefonu. Sięgnęła do kieszeni spodni i
wyciągnęła urządzenie, nie zdziwiło ją, gdy ujrzała na wyświetlaczu imię brata
Gitarzysty. I tak długo wytrzymał. Nie zwlekając odebrała połączenie witając go
swoim pełnym entuzjazmu głosem.
- Witaj Bill.
- Cześć. Dzwonię zapytać, jak sobie radzicie? - słyszała wyraźnie,
że jest lekko zestresowany. Domyślała się, że nie było mu łatwo i najchętniej
zostawiłby teraz wszystko, aby przyjechać do nich. Chciałby sam wszystko mieć
pod kontrolą, pilnować swojego brata i dbać, żeby niczego mu nie brakowało. Ale
obydwoje wiedzieli, że to mogłoby zniszczyć cały plan. Bill był zbyt uległy.
- Nie chcę przechwalić, ale coraz lepiej – odparła zadowolona. - Co prawda,
nie udało mi się jeszcze wyciągnąć go z łóżka... Jesteśmy na etapie sprzątania
i zacieśniania więzów. Tom staje się nawet trochę milszy – powiedziała
wszystko, co tylko w tym momencie przychodziło jej do głowy chcąc, żeby
Wokalista miał już jakiś obraz całej sytuacji. Miała nadzieję, że to go
uspokoi.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Najgorzej było wczoraj... Ale dałam radę – rzekła z lekkim
poczuciem dumy.
- Boże, a ja się tak martwiłem. Mam straszne wyrzuty sumienia, że go tak
zostawiłem...
- Wiem, ale jest w dobrych rękach. Obiecuję, że o niego zadbam. Zresztą,
możesz wpaść niedługo i zobaczyć, czy żyje – zażartowała chcąc rozluźnić
atmosferę.
- O na pewno wpadnę. Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam... Pewnie
zajrzę do was jutro. Żeby nie myślał, że go tak porzuciłem znowu. Pewnie jest
na mnie wściekły.
- Bardzo możliwe. Nie był zbyt zadowolony widząc wczoraj mnie zamiast
ciebie – przyznała przypominając sobie wczorajszą reakcję Toma na jej widok.
- Eh, jakoś go udobrucham, mam nadzieję. Dobra, skoro wszystko w
porządku, mogę spać dziś spokojnie. Wpadnę jakoś jutro na chwilę.
- Dobrze, będę czekać.
- To do zobaczenia Liv.
- Do zobaczenia – pożegnała się z uśmiechem i zakończyła rozmowę. Bill był
jedyną osobą, którą miała po swojej stronie od dnia wypadku w Las Vegas. Nie
wiedziała, dlaczego był taki w stosunku do niej, ale dzięki temu uznała go za
bardzo sympatycznego i ciepłego mężczyznę. Nie oceniał tak jak wielu innych
ludzi. Potrafił wysilić się nieco bardziej i nie szedł na łatwiznę. Dostrzegał
to, czego nie widzieli inni. Ceniła sobie to bardzo. Między innymi również dla
niego chciała pomóc Tomowi się pozbierać. Tak naprawdę to leży w interesie ich
trójki najbardziej.