Czasami mam wrażenie, że to co piszę nie jest
dla Was zrozumiałe… I to w sumie przykre, bo oznacza chyba, że jednak nie umiem
zbyt dobrze pisać… W każdym razie zamierzam bronić nie tylko siebie, ale i swoich bohaterów :D
Poza tym zapraszam do obserwowania mojej strony na facebooku TUTAJ, jeśli ktoś jest zainteresowany bieżącymi informacjami, różnymi dyskusjami itp.
A dziś odpowiem na wszystkie komentarze o! ;)
Kate: Kiedy Bill obwiniał Olivię? Chyba nie w tym
opowiadaniu. Być może nie był dla niej zbyt miły, czy nawet mógł mieć jakiś
żal… Ale chyba miał do tego pełne prawo. Tym bardziej, że jego brat leżał
nieprzytomny, nie wiedział nawet czy przeżyje. I owszem, Olivia i Tom byli
świadomi tego co robią. Ale raczej nie mogli przewidzieć swojego wypadku.
Sądzę, że mają więc prawo do żalu. Tym bardziej, że tli się w nich ponadto
wiele różnych uczuć. Wszystko z czasem się jeszcze wyjaśni. Nie chcę zdradzać
wszystkiego, a niektóre komentarze niestety zmuszają mnie do wyjaśnień.
Sparkle: Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, Olivia pojawiła
się pod koniec poprzedniego odcinka… Więc, tak spotkali się i siłą rzeczą będą
rozmawiać :D I nie wiem o jakich stokrotkach mówisz, chyba Cię wyobraźnia
poniosła Skarbie ;p
QueenBlack: Może to zabrzmi dziwnie, ale czasem właśnie
ten najboleśniejszy czas jest najlepszą porą na pisanie… :)
Freiheit: Absolutnie nie potrzebuję żadnej przerwy,
nawet nie narzekam na brak weny :D Musiałaś źle mnie zrozumieć ;) Swoją drogą
dłuższe przerwy nie zawsze służą, czasem przynoszą odwrotne skutki. I nie
przesadzałabym z tym, że Bill jest miły… Jest normalny raczej :D Minęło trochę
czasu i każdy miał go dużo, aby wszystko sobie poukładać. Wcześniej mógł być
nieco rozgoryczony, ale też znowu nie przesadzajmy z jego wrogością do Liv :D
Evie P: Jest mi bardzo miło widzieć Cię wśród
czytelników moich opowiadań i mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej ;) Dziękuję
również za miłe słowa.
Twoje myśli czasami mają tak wielką moc, jakiej nigdy byś się nie
spodziewał. Zastanawiałeś się kiedyś, czy pojawiają się one w Twojej głowie z
jakiegoś konkretnego powodu? Czy może każda z nich jest czystym przypadkiem?
- Co ty tutaj robisz? - wykrztusił zszokowany. Nie wierzył własnym oczom.
Przed chwilą uważał Rię, za ostatnią osobę, która mogłaby się pojawić w jego
mieszkaniu... A tymczasem Olivia we własnej osobie stoi w jego sypialni.
Dziewczyna, której na pewno nie chciał w tej chwili oglądać. A przynajmniej tak
sobie wmawiał od dłuższego czasu. O czym innym świadczyły jego intensywne myśli
i wspomnienia krążące wokół niej.
- Chyba pora pozamykać pewne sprawy Tom...
- Jak tu weszłaś? Drzwi były zamknięte – rzekł oschle całkowicie ignorując
jej słowa. Nie zamierzał być dla niej miły, w ogóle nie chciał z nią rozmawiać.
Nie rozumiał skąd się tutaj wzięła i czego od niego chce po tym wszystkim, co
się wydarzyło.
- Dostałam klucze od twojego brata – uśmiechnęła się lekko niezrażona jego
nieuprzejmością.
- Świetnie. A gdzie on jest?
- Nie ma go – wzruszyła obojętnie ramionami, a jej twarz przybrała
poważniejszy wyraz. - I nie będzie – dodała widząc jego zdezorientowane
spojrzenie.
- Dzięki za odwiedziny, ale nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Możesz już
sobie iść – oznajmił wyraźnie niezadowolony z przebiegu sytuacji i odwrócił od
niej swój wzrok. Nie mógł w tej chwili zrobić nic więcej. Gdyby tylko miał
władzę w nogach, wyprowadziłby ją nawet siłą. W tej sytuacji jednak potrafił jedynie
odwrócić swoje spojrzenie, jakby to miało w czymkolwiek mu pomóc. Dziewczyna
westchnęła jedynie ciężko nawet nie myśląc, aby ruszyć się z miejsca. Nie tym
razem... Już raz ustąpiła. Dała mu dużo czasu, aby mógł dojść do siebie po
wypadku. To jednak zdawało się nie nadejść prędko, a może nawet wcale?
- Nie zamierzam nigdzie iść Tom –
uświadomiła go swoim stanowczym głosem. - Przyleciałam tu specjalnie po to,
abyś łaskawie ruszył tyłek i dał mi rozwód – dodała podkreślając bardzo
wyraźnie każde słowo. - I nie ruszę się stąd dopóki nie zaczniesz współpracować
– zapewniła nim ten zdołał otworzyć usta. Czuł jak z każdą kolejną chwilą
wzrasta w nim coraz większa złość i nie umiał tego w sobie zatrzymać. Nie
radził sobie. A jej obecność tylko to pogarszała. Patrzył na nią i wszystko do
niego wracało. Każda sekunda, o której nie chciał pamiętać. Gotował się w
środku ze swojej bezradności.
- Nie dostaniesz żadnego rozwodu, nie zamierzam nic w tej sprawie robić –
warknął zdenerwowany. - A teraz wyjdź, zanim zadzwonię po policję. Nie masz
prawa mnie nachodzić... - urwał, gdy dotarł do niego jej śmiech. Dokładnie taki
sam, jak wtedy... Miał ochotę zacząć wrzeszczeć czując natłok emocji, jaki się
w nim wzbierał. A ona stała sobie taka niewinna, nieporuszona wyśmiewając
bezkarnie jego groźby.
- Doprawdy? I co im powiesz Tom? Że twoja żona nie chce opuścić twojego
mieszkania, które jakby nie patrzeć jest po części jej, czyli moje? - podeszła
bliżej nie spuszczając z niego swojego przeszywającego wzroku. Tom uniósł głowę
zaskoczony jej słowami. Nie miał już argumentów, zwyczajnie odjęło mu mowę. -
Wszystko zależy od ciebie Tom, możemy załatwić to szybko i nigdy więcej mnie
nie zobaczysz – powiedziała już znacznie łagodniej. Jej spojrzenie także było
cieplejsze i mógł dostrzec w nim troskę. To w dziwny sposób działało na niego
pozytywnie. Jego złość ustawała. Ale nie zmieniało to jego nastawienia, ani tym
bardziej toku myślenia.
- Wiesz... Możesz sobie tutaj siedzieć ile chcesz, wszystko mi jedno –
odezwał się w końcu i tym razem to ona patrzyła na niego ze zdziwieniem.
Spodziewała się, że nie będzie łatwo. Wręcz przeciwnie, wiedziała, że dużo
czasu będzie musiała poświęcić, aby Tom w końcu odzyskał rozum. Mimo to, cały
czas miała jakąś nadzieję. Naiwną, ale jednak... Dlatego teraz czuła lekkie
rozczarowanie. Co nie zmieniało faktu, że nie zamierzała się poddawać. Obiecała
sobie, że nie wróci do domu bez rozwodu, choćby miała spędzić tu najbliższe
miesiące użerając się z upartością Kaulitza. Nie rozumiała go w tym momencie,
ani trochę. To było jej kolejnym zadaniem, jakie sobie wyznaczyła. Zrozumieć
tego chłopaka, który niegdyś był tak uroczy, że zawładnął nią całą. Począwszy
od umysłu, aż po ciało i serce... To przez niego jej przyszłość stanęła pod
wielkim znakiem zapytania.
- Cóż... W takim razie idę się rozpakować. Bill pozwolił mi zająć swój
pokój...
- Jak to? - wtrącił przestraszony, co było słychać wyraźnie w jego głosie i
widać po wyrazie twarzy. - A on gdzie będzie spał?
- Na pewno nie tutaj – mruknęła wzruszając przy tym ramionami. - Widzisz,
wszyscy stracili już chyba cierpliwość. Jesteś zdany na siebie... I ewentualnie
na mnie. Jako twoja żona... Chyba mam pewnie zobowiązania – dodała z uśmiechem.
Wyczuwał w tym odrobinę złośliwości i tylko bardziej go to denerwowało.
Wiedział, że to wszystko nie dzieje się bez powodu. Był pewien, że Bill również
maczał w tym swoje palce. Nie wybaczy mu tego na pewno! A już w szczególności
nie da im tej satysfakcji i nie pozwoli osiągnąć tego, czego tak bardzo chcą.
Może i jest niepełnosprawny, ale ma jeszcze swój rozum wbrew temu, co o nim
myślą. Mimo wszystko zrobiło mu się przykro, że brat go tak zostawił. Bał się,
że bez niego całkowicie przestanie sobie radzić. Bill pomagał mu w wielu
czynnościach... Może nie tak znowu wielu, bo przecież życie Toma ograniczało
się do wizyt w łazience i swojej sypialni.
Możesz być wrednym, kto Ci zabroni? Gorzej, gdy chcesz komuś zrobić na
złość, a jedynym, któremu w ten sposób wyrządzisz krzywdę, jesteś Ty sam. A
może to nie jest wcale Twoja złośliwość? Może to zwyczajna chęć zatrzymania
przy sobie kogoś, na kim Ci zależy... Może nie widzisz innego rozwiązania.
Nagle pojawiła się szansa, a Ty nie masz już nic do stracenia, więc stawiasz
wszystko na jedną kartę.
- Tak mamo, wszystko w porządku – brunetka westchnęła cicho do telefonu
sprawdzając jednocześnie zapasy żywności w lodówce, które okazały się być dosyć
spore ku jej radości. Czuła się dosyć nieswojo krążąc po cudzym mieszkaniu i
szperając w różnych miejscach, ale nie miała zbyt dużego wyboru. Poza tym
obydwaj właściciele właściwie pozwolili jej tu zostać... Chociaż każdy z
zupełnie różnych powodów.
- Zatrzymałaś się w hotelu?
- U koleżanki... Jednak jest w mieście i pozwoliła mi u siebie zostać
dopóki czegoś nie znajdę... - skłamała. Nie po raz pierwszy musiała wcisnąć
swojej rodzicielce jakąś wymyśloną historię. Było jej z tym ciężko, ale nie
miała wyjścia. Albo raczej go nie widziała. Nie chciała myśleć, co by było,
gdyby matka dowiedziała się całej prawdy! Chciała ją przed tym uchronić,
zresztą nie tylko ją. Jedyną osobą, która znała całą prawdę, była ona sama. I
pilnie jej strzegła. - Wiesz, dostałam tę pracę, o której ci mówiłam. Wszystko
się układa po mojej myśli, nie masz się czym martwić.
- To dobrze... Wolałabym jednak, żebyś szybko stamtąd wróciła.
- Wiem... Wrócę, jak tylko
wykonam tu swoje obowiązki. No i zarobię trochę kasy... - kolejne kłamstwo. Z
czasem przestawała już zwracać uwagę na to, kiedy mówiła prawdę, a kiedy
kłamała. Przyzwyczajała się. Musiała... Tak samo było z wyrzutami sumienia.
Musiała nauczyć się z nimi żyć. - Ucałuj ode mnie Mika i Iana. Odezwę się
niedługo – postanowiła zakończyć te rozmowę, która i tak tylko ją stresowała.
Teraz potrzebowała chwili czasu, żeby wszystko przemyśleć i poukładać. Trochę
za szybko się ostatnio toczy jej życie. Najwyższy czas zwolnić... Ostatnim
razem, gdy pozwoliła na szybki rozwój wydarzeń, nie skończyło się to dla niej
dobrze. I nie tylko dla niej.
- Dobrze, to do usłyszenia – ciepły głos matki wyrwał ją z
chwilowego zamyślenia, a po chwili słyszała w uchu już tylko denerwujące
dudnienie sygnału zakończonego połączenia. Odłożyła telefon i usiadła przy
stole zastanawiając się, co właściwie teraz powinna zrobić. W tym mieszkaniu
było tak cicho, że wzbudzało w niej to, aż strach. Tom, tak jak mówił jego
brat, siedział cały czas w swoim pokoju i również nie dawał znaku życia. To
było nie do zniesienia. Jakby wcale go nie było... Jakby nie istniał. Teraz
doskonale rozumiała Billa i każdego innego, kto nie lubił już przebywać w tym
miejscu. Sama najchętniej by stąd uciekła, jak najdalej. Z tym, że podjęła już
decyzję i nie wycofa się bez walki. Nawet sama myśl o tym, że łączyło ją coś z
Tomem... Że był kiedyś innym człowiekiem, była dla niej mobilizacją. Poza tym
wierzyła, że on nadal taki jest. Przecież to żaden problem założyć maskę i
ukryć wszystko, co ma związek z jakimikolwiek uczuciami. Sama wiele razy tak
robiła i zajęło jej trochę czasu nim przestała oszukiwać wszystkich wokół, a
przede wszystkim, samą siebie.
Po chwili namysłu zdecydowała się zajrzeć do niego. W końcu odkąd była w
jego pokoju ostatni raz minęło już sporo czasu. Może czegoś potrzebuje...
Chociaż z drugiej strony nie miała zamiaru mu usługiwać. W ten sposób na pewno
niczego nie osiągną! Trudno było w tej sytuacji znaleźć najlepsze rozwiązanie.
Weszła do jego pokoju bez uprzedzenia stwierdzając, że pukanie jest zbędne.
Nie trudno było się domyślić, że chłopak nadal nie chce jej widzieć. W sumie
nie do końca wiedziała, dlaczego. Trudno było jej zrozumieć, że to na nią zrzucił
całą odpowiedzialność. Osobiście już dawno wyzbyła się poczucia winy, a
przynajmniej tego jednostronnego. Nie uważała, aby jej udział w tym, co się
stało był większy, niż jego.
- Oh, no nie spodziewałam się, że znowu zastanę cię w łóżku – zironizowała
na wstępie jednocześnie zwracając na siebie jego uwagę. - A jaśnie pan żyje
powietrzem, czy czasami coś jednak je? - uniosła brwi przyglądając mu się z
uwagą. Mimo tego, że leżał z tym swoim naburmuszonym wyrazem twarzy i był
nieogolony pewnie od tygodni, nadal wyglądał męsko i pociągająco. To było
według niej dziwne, nienormalne wręcz. A może to z nią jest coś nie tak?
- Rodzony brat się na mnie wypiął, więc raczej pożyję powietrzem – mruknął
niechętnie. Trudno było mu przywyknąć do jej obecności. W dodatku była w jego
mieszkaniu dopiero kilka godzin, a zdążyła już namieszać mu na nowo w głowie.
- Odleżyn się nabawisz, jak tak dalej będziesz gnić w tym łóżku. Toaletę
też sobie zamontowałeś pod tyłkiem?
- Przyszłaś, żeby mi dokuczać? Więc lepiej wyjdź. Kto, jak kto, ale ty nie
masz prawa kwestionować tego wszystkiego. Nie masz pojęcia, co to znaczy. Sama
wyszłaś z tego cała, ledwo z jakimiś żałosnymi zadrapaniami – wysyczał
rozzłoszczony. W tym momencie cieszył się, że nic nie wyszło z ich planów i
wszystko skończyło się na wypadku. Teraz widział z kim naprawdę ma do
czynienia. To kolejna wredna suka na jego drodze, nikt więcej.
- Robię kolację. Będzie w kuchni, jeśli masz ochotę, zapraszam – odparła
ignorując jego słowa, choć dotknęły ją bardzo. Nie mogła jednak pozwolić sobie
na takie słabości. Musiała liczyć się z tym, że jeszcze pewnie nie raz usłyszy
od niego coś równie bolesnego, albo nawet bardziej. Wszystko ma swoje
konsekwencje...
- Jasne! Już lecę na swoich magicznych skrzydłach, bo na nogach przyjść
przecież nie mogę! - zawołał z ironią.
- Boże, ty naprawdę jesteś nieznośny. Jeśli liczysz na to, że będę się nad
tobą użalać i skakać wokół twojej rozkapryszonej osoby, to się grubo mylisz!
Nie przyniosę ci jedzenia do pokoju, zapomnij. Mogę jedynie pomóc ci wsiąść na
wózek i popchnąć do kuchni! - wyrecytowała głośno tracąc już swoją cierpliwość.
Nawet ona miała jakieś granice. Nie chciała też ciągle być jego tarczą, na
której mógł bezkarnie się wyżywać. Nie zasłużyła sobie na to. Nikt sobie nie
zasłużył...
- Nikt cię o nic nie prosi! Zostaw mnie w spokoju!
- Czekam w kuchni – oznajmiła dobitnie i wyszła zamykając za sobą drzwi, o
które zaraz oparła się plecami oddychając głęboko. Teraz czuła, jak jej emocje
sięgają zenitu. Miała ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Nie spodziewała
się, że to będzie, aż tak bardzo bolało. Tymczasem każde jego słowo
przepełnione nienawiścią i żalem, było jak sztylet wbijany prosto w serce.
- Olivia..!? - jej serce gwałtownie przyspieszyło, gdy usłyszała nagle jego
nawoływanie. W tym momencie chyba pierwszy raz, odkąd się tu zjawiła, poczuła
jak zapala się w niej nadzieja. Przetarła szybko twarz zbierając się w garść i
uchyliła drzwi zaglądając niepewnie do środka. Od razu poczuła na sobie jego
czekoladowe spojrzenie. Wciąż miał dumny wyraz twarzy, ale wydawał się być
łagodniejszy niż wcześniej. Nie wiedziała, czego może się spodziewać tym razem.
- Ktoś musi wyprowadzić psa... - słysząc to miała szczerą ochotę się roześmiać,
lecz zastąpiła to jedynie niewinnym uśmiechem pod nosem. To był jednak
największy dowód na to, że Tom jeszcze ma w sobie coś z człowieka. I czasem
potrafi pohamować swoją złość. Naprawdę poczuła wielką ulgę i już wcale nie
była na niego zła.
- No myślę, że ktoś powinien wyprowadzić twojego psa Tom – przyznała
wchodząc w głąb pokoju i skrzyżowała ręce na piersi wlepiając w niego swoje
niebieskie spojrzenie.
- Więc? - uniósł brwi spoglądając na nią znacząco.
- No więc?
- Wyprowadzisz go?
- Mogłabym iść z twoim psem na spacer Tom, mogłabym – odparła wciąż czekając,
aż Gitarzysta zrozumie o co jej chodzi. A mianowicie czekała tylko na jedno,
magiczne słowo. - Wystarczy, że mnie o to poprosisz – dodała zauważając, że
chłopak ma wyraźny problem z domyśleniem się tak oczywistej rzeczy.
- Proszę wyprowadź mojego psa, będę wdzięczny – wypowiedział te słowa
niemal przez zaciśnięte zęby i z towarzyszącym temu sztucznym uśmiechem, ale
jej to wystarczyło. Dla niej to był krok do przodu, postęp. Widziała ile go to
kosztowało.
- Z przyjemnością – uśmiechnęła się do niego, a on jakby przeżył dejavu.
Pamiętał doskonale ten uśmiech. Najszczerszy, jaki kiedykolwiek było dane mu
widzieć. To miała właśnie ona. To, czego nie miały inne kobiety, które
dotychczas spotykał. Szczery, prawdziwy uśmiech. I wiele innych szczegółów... -
Scotty, chodź ze mną piesku – zwróciła się do zwierzaka, który leżał przy łóżku
z mordką na łapkach i spoglądał na nią smutno. - No chodź – podeszła do niego i
pogłaskała go po łebku na zachętę. Tom obserwował te scenę z żalem. Sam marzył
o tym, aby móc podejść do swojego pupila, pobawić się z nim, wyjść na długi
spacer do parku. Nie dość, że nie mógł, to musiał się jeszcze płaszczyć przed
dziewczyną, aby ona zrobiła to za niego. W dodatku jego zwierzak chyba nie miał
nic przeciwko temu, bo już wcale się nie opierał, tylko posłusznie udał się za
brunetką. Widział ją pierwszy raz na oczy i od razu z nią poszedł! Czuł, że już
będzie tylko gorzej. Niedługo zostanie bez grama swojej dumy. Bez honoru... Bez
krzty męskości.
Pf, mam wrażenie że w odpowiedzi na komentarz jesteś dla mnie niemiła! xD
OdpowiedzUsuńNieważne :D Wiesz już że Olivia jest wredna istotą, która tak niepoprawnie zwróciła mu uwagę... Biedny, niepełnosprawny Tommy :(
Jak masz to chętnie poczytam kolejne rozdziały na gg ... :D
Pozdrawiam
O pierwsza :) co tak krótko ? Czekam na więcej!!!!
OdpowiedzUsuńTom to buc! Ja rozumie, że nie jest łatwo mu z tym wszystkim, ale jakby się choć troszku, tak tyćku tyćku postarał byłoby mu łatwiej. Ale Olivia ustawi go do pionu :D Już to widzę XD
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział :-)
Pozdrawiam ;*
Twoje opowiadanie jest genialne!! :) znalazłam je na Forum THNews :) jestem Twoją fanką! Mam nadzieję,że dodasz szybko nowy rozdział. Swoją drogą bardzo fajnie piszesz jesteś wielka! :)
OdpowiedzUsuńBuziaki! :D
O kurczę! Nie sądziłam, że tak szybko Olivia przełamie pierwsze lody z Tomem aż tak szybko. Jeśli tym przełamaniem można nazwać krótką wymianę zdań. Jednak, mimo tego, iż Kaulitz zachowuje się jak gbur, to Olivia się nie załamała. I to mi się w niej podoba! Nie wiem, co zrobiłabym na jej miejscu, ale na pewno starałabym się zachowywać tak, jak ona. Duma! :)
OdpowiedzUsuńScotty wiedział kto tu jest dobry człowiekiem, oj Olivka zostanie na długo! Przynajmniej mam nadzieje, że tak będzie. Lubię postacie, które walczą o jak najmniejszy, ale znaczący szczegół tak jak to słowo jedyne w swoim rodzaju "proszę". Mam dziwne wrażenie, że przypomina mi ona zielarkę Angele z Eragona, ale bladego pojęcia nie mam dlaczego. Jest już tak pozna godzina?! Dziewczyno wciągają mnie tym swoim opowiadaniem! Oczywiście to dobrze wróży :D Eh, w połowie tego odcinka musiałam pójść po butelkę wody do kuchni, gdyż zrobiło mi się suche w gardle. Zabieram się za kolejny odcinek :*
OdpowiedzUsuń