Na wstępie, dziękuję za tak liczne komentarze i mam nadzieję, że Wasze opinie będą towarzyszyły mi do samego końca :)
Jeśli są jakieś błędy, wybaczcie (ewentualnie je wskażcie), ale wciąż dużo brakuje mi do idealnego warsztatu.
Poza tym jestem zadowolona z tego odcinka. W ogóle z tego całego opowiadania. Uszczęśliwia mnie pisanie go. Uszczęśliwia mnie, że przyjmujecie je tak entuzjastycznie i podoba Wam się to, co tworzę. Dziękuję za Wasze wsparcie.
Zapraszam też do zagłosowania w mojej sondzie.
Pozdrawiam i zapraszam do czytania oraz pozostawienia swojej opinii :)
25 lutego 2012, Las
Vegas
Złota
obrączka błyszczała w blasku sztucznego światła podczas, gdy młoda dziewczyna obracała ją między swoimi
palcami, przyglądając się jej w głębokim zamyśleniu. Dawniej, gdy była jeszcze
małą dziewczynką, ten pierścień był dla niej ważnym symbolem. Zapewne, jak dla
każdego młodego człowieka nie znającego jeszcze gorzkiego smaku życia. Teraz
sama jest największym dowodem na to, że zarówno złota obrączka ofiarowana
drugiej osobie przed ołtarzem, jaki wypowiedzianych kilka słów, może stracić na
wartości. Choć, gdzieś w głębi towarzyszyło jej uczucie, że to wszystko jednak
ma swoje znaczenie. W końcu, cokolwiek wtedy nie zrobiła, kierowały nią
uczucia. Być może one właśnie zostały zapisane na gładkiej powierzchni złotych
obrączek. Mimo wszystko wiele by dała, aby móc stać się na powrót, taką małą,
beztrosko żyjącą istotą. Może wówczas zupełnie inaczej pokierowałaby swoim
życiem… Czasami nachodziły ją chwile, gdy żałowała wielu sytuacji, a nawet tego
jak w całości potoczyło się jej życie. Wtedy jednak wystarczyło, aby
przypomniała sobie o słodkim maleństwie, jakie wydała na świat przed ponad
rokiem. Nie miałaby go teraz przy sobie, gdyby pokierowała swoim życiem
inaczej. A nie potrafiła sobie wyobrazić, że mogłoby go nie być. Oczywiście
zawsze mogłaby mieć dziecko, nawet kilka, jeśli by tylko zechciała. W każdej
chwili. Ale żadne z nich nie byłoby NIM.
-
Hej, piękna – serce podeszło jej do gardła, gdy znienacka dotarł do niej głos
Iana, który właśnie przekroczył próg jej sypialni zamykając za sobą drzwi. W
pośpiechu wcisnęła obrączkę w ciasną kieszeń dżinsów niemal upuszczając ją przy
tym na podłogę. Na szczęście, jakaś niewyjaśniona siła nad nią cały czas czuwa
i nie pozwala, aby wszystko się wydało. Choć może właśnie powinno. Byłoby wtedy
dużo łatwiej. – Wszyscy już śpią… A ty, widzę, czekasz na mnie – podszedł do
niej od tyłu obejmując jej talię swoimi rękoma. Westchnęła cicho nie odczuwając
nawet odrobiny przyjemności z tego gestu. – Jak ci minął dzień?
-
W większości spędziłam go z synem – wzruszyła ramionami jednocześnie odsuwając
się od niego. A żeby jeszcze mieć do tego jakiś powód, zaczęła składać ubrania
leżące na krześle.
-
Ale wieczór możesz chyba spędzić ze mną? – uniósł brwi podążając za nią
wzrokiem. Nie odpowiedziała nic, więc znowu zrobił kilka kroków w jej stronę
zbliżając się znacznie, aż poczuła zapach jego perfum. Nigdy go nie lubiła,
drażnił ją. Właściwie ostatnio wszystko co związane z Ianem ją drażniło. Już
nawet nie potrafiła udawać, że tak nie jest. Wiedziała, że chłopak zaczyna to
dostrzegać. Jej obojętność była zbyt wyrazista, aby móc tego nie zauważyć. –
Okej, Liv. Chyba powinniśmy porozmawiać – rzekł w końcu, gdy najwyraźniej
stracił już resztki swojej cierpliwości. Postanowił wyłożyć karty na stół. Zaczynała
go już męczyć ta cała relacja.
-
O czym? – spojrzała na niego odkładając ubrania na półkę. Brunet prychnął
ironicznie. Doskonale wiedział, że Olivia cały czas z nim w coś gra. I coraz
bardziej mu się to nie podoba. Nie zasłużył sobie na takie traktowanie.
-
Chyba powinnaś mi coś wyjaśnić. Co się z tobą dzieje? Dotknąć cię nie mogę
nawet. Zachowujesz się wtedy, jakbym był twoją najgorszą zmorą – wyrzucił nie
zastanawiając się zbyt wiele. W przeciwieństwie do niej, nie zamierzał ukrywać
swoich uczuć. – Właściwie jest tak już od dobrych paru miesięcy. Nie mówiąc już
o tym, że od paru miesięcy też, nie
uprawiamy seksu.
-
Aha, bo seks jest taki ważny? – skrzyżowała ręce na piersi wbijając w niego
swoje niezadowolone spojrzenie. Była w bojowym nastroju. Jej frustracja już
dawno zaczęła się przekładać na relacje między nimi. Nie potrzebowała wiele, aby
w końcu wybuchnąć. Sama szukała tylko pretekstu, mogłaby się przyczepić każdej
błahostki.
-
Jest ważny, ale nie najważniejszy. Przecież dobrze wiesz, że nie o seks chodzi…
-
A jednak musiałeś mi to wytknąć – stwierdziła wciąż nie zmieniając swojego
tonu.
-
Tak, musiałem. Zadowolona? – przyznał patrząc jej przy tym odważnie w oczy.
Nigdy przed niczym się nie wahał. Nie zamierzał również spuszczać pokornie
głowy okazując swoją wielką skruchę, której wcale nie odczuwał. – Nie rozumiem
co się stało. Możesz mi to jakoś wyjaśnić? Skąd to twoje dziwne zachowanie? Zamierzasz
zostać moją żoną, a nawet nie potrafisz okazać mi odrobiny czułości – wyrecytował
kolejne zarzuty w jej kierunku. Miała ochotę go po prostu wyśmiać za to, że był
tak bardzo ślepy i naiwny. Jeszcze bardziej niż ona sama. Tak bardzo miała tego
dosyć. Jedyne co czuła to niesamowitą wściekłość na siebie, na niego, na
wszystko i wszystkich.
-
Zdradziłam cię! – wypaliła pod wpływem impulsu, a jej głos nie zadrżał nawet
przez moment. Oczy obojga ściemniały podczas, gdy nieprzerywalnie utrzymywali
kontakt wzrokowy. Mężczyzna wydawał się być w tej chwili zaskoczony choć jego
twarz wciąż wyglądała tak samo, nie wyrażając żadnych emocji, jakby
skamieniała. Ona jednak czytała z jego spojrzenia, jak z otwartej księgi. W
końcu znają się nie od dziś. – Widzisz do czego jestem zdolna? Nie jestem wcale
taka idealna, słodka i kochana, jak ci się wydaje. Nie będę perfekcyjną
gospodynią, wymarzoną żoną! – wyrzuciła na jednym oddechu dając upust emocjom,
a w jej oczach stanęły łzy. – Spójrz na mnie… Boże święty, Ian! – wzniosła oczy
ku górze, jakby chciała znaleźć wsparcie u samego Boga. – Ile jeszcze chcesz
żyć w tej fikcji? Wymyśliłeś sobie, że stworzysz ze mną rodzinę. I pozwoliłeś,
abym w to uwierzyła. Sama sobie to w końcu wmówiłam! Że tak będzie najlepiej.
Dla mnie, dla Mika – kontynuowała patrząc na niego z żalem. Bo choć podejmowała
swoje decyzje świadomie, on jej na nie pozwalał. On ją do nich wszystkich
przekonywał. Obiecywał, że zmieni jej świat. Był jej przyjacielem i pozwolił,
aby wpakowała się w coś, co ją ograniczało. Nie pozwalało swobodnie oddychać. Przytłaczało
każdego dnia i zmuszało do życia w kłamstwie. Życia złudzeniami i nadziejami. A,
co najgorsze, wierzyła przez niego, że tak jest lepiej. Dla wszystkich. – Przecież
to jest takie żałosne… Takie banalne. Przyjaciel, który zakochuje się w swojej
przyjaciółce. Wspaniały facet, niemal idealny! Mógłby dać jej wszystko. Jej i
dziecku… Mogłoby być, jak w najpiękniejszej bajce. Tyle, że to nie jest jakiś pieprzony film. Zawsze
byłeś i będziesz dla mnie tylko przyjacielem i choćbym spędziła z tobą kolejny
rok, kilka lat… Nigdy nie zdołam cię pokochać – ostatnie słowa wypowiedziała
już drżącym głosem podczas, gdy po jej policzkach zdążyły stoczyć się już
strumienie słonych łez. Mimo wszystko nie było jej łatwo wyznać mu, co tak
naprawdę czuje. Nie planowała tego, po prostu pękła. Musiała to z siebie w
końcu wyrzucić wiedząc, jak wielki ból mu tym zada. Zależało jej na nim, był
jej przyjacielem i wiele mu zawdzięczała. Ostatnią rzeczą, jakiej by dla niego
chciała, było cierpienie. Tymczasem sama musiała złamać mu serce. – Ian… - wypowiedziała
jego imię, gdy ten wciąż nie odezwał się ani słowem. Nie zareagował w żaden
sposób. Po prostu stał i patrzył na nią tymi swoimi oczyma pochłaniając jej
słowa każdą komórką swojego ciała podczas, gdy jego serce pękało właśnie na
milion kawałków. – Powiedz coś. Przecież… - nie dokończyła nawet. Brunet, jakby
dopiero co się ocknął z jakiegoś transu i bez słowa opuścił pokój pozostawiając
ją samą. – Boże… I co ja narobiłam… - wyszeptała przez łzy nie mając pojęcia,
co teraz ze sobą począć, ani w ogóle jak dalej będzie wyglądało jej życie.
Rzuciła wszystko na jedną kartę. Uwolniła się od kochającego ją ponad wszystko
faceta.
Kap,
kap, kap… Czy słyszysz?
26 lutego 2012, Los
Angeles
Duży,
łaciaty pies wtargnął do łazienki przez uchylone drzwi, gdy nad Los Angeles po
raz kolejny tego rozbrzmiał potężny grzmot. Zdecydowanie nie przepadał za
burzami o czym jego właściciele bardzo dobrze wiedzieli, lecz w tym momencie
nie mieli czasu, aby dotrzymać mu towarzystwa. Tom bowiem kończył właśnie brać
kąpiel, a jego brat starał się mu w tym pomóc, jak najlepiej potrafił. A nie
było to łatwe zadanie, zważywszy, że starszy Kaulitz nagle stał się bardzo
wstydliwy… Rozumiał go oczywiście i nie chciał za bardzo naciskać, ale też
wolał, żeby Gitarzysta choć raz na jakiś czas wziął porządną kąpiel. I tak
wystarczy już, że odstrasza swoim niezadbanym zarostem…
-
Oh, jeszcze jego mi tu brakowało do kompletu – mruknął niezadowolony Muzyk,
widząc swojego pupila kręcącego się niespokojnie po pomieszczeniu.
-
Daj spokój, wystraszył się – rzucił Bill, po czym przykucnął przy zwierzaku, aby go
pogłaskać. – No już dobrze, połóż się.
-
Dobra, podaj mi ręcznik – polecił chcąc, jak najszybciej wyjść z wanny i wrócić
do swojego łóżka. A przede wszystkim nie paradować dłużej nago przed bratem. Mimo
wszystko nie czuł się najlepiej w takiej sytuacji. Może kiedyś nie stanowiło to
tak dużego problemu jak teraz. Wypadek
jednak zmienił bardzo dużo, nie tylko w jego życiu, ale i psychice.
-
No, ale jak? Czekaj, musisz najpierw wyjść z tej wody…
-
Jezu Bill…
-
No co? Widziałem już twój tyłek, twojego przyjaciela także, nie raz. Nie różnią
się bardzo od moich!
-
Boże, jakie to żenujące…
-
Oj dobra mój ty wstydzioszku – zaśmiał się i podwinął rękawy swojej koszuli,
aby ich nie zamoczyć. Następnie już bez przedłużania chwycił brata pod
pachwinami i uniósł do góry. Kosztowało go to sporo wysiłku, zważywszy, że Tom
to bardzo postawny facet. Poradził sobie jednak z tym świetnie i po chwili
wyciągnął go z wanny kolejno usadawiając na klapie od sedesu. Gitarzysta
skrzywił się lekko czując zimny plastik na swojej nagiej skórze. Bill natomiast
mógł sobie teraz odetchnąć, co też uczynił, w międzyczasie podając bratu
ręcznik. – To chyba wystarczy ci teraz na miesiąc – zażartował sięgając ręką do
korka od wanny, aby spuścić wodę. Jego bliźniakowi jednak jakoś nie było do
śmiechu. Widocznie poczucie humoru również już całkowicie stracił. Wokalista
westchnął tylko ciężko i podsunął mu świeżą bieliznę oraz dres. – Poradzisz
sobie? – zapytał spoglądając na niego niepewnie.
-
Tak. Możesz już iść – rzekł nie mając tyle wątpliwości co jego młodszy brat. Choćby
miał wyjść z siebie, da sobie radę. Nie może dopuścić jeszcze do tego, aby ktoś
go ubierał. Wystarczy mu już żenujących sytuacji, jak na jeden dzień. Bill nie
dyskutował więcej z nim w tej kwestii. Zabrał leżącego pod umywalką psa i obydwoje
opuścili pomieszczenie pozostawiając Gitarzystę samego z nadzieją, że
faktycznie chłopak nie będzie miał żadnych problemów.
W
czasie, gdy Tom walczył z ubieraniem się w łazience, Wokalista ogarnął trochę
jego sypialnię i wytrzepał pościel następnie układając ją odpowiednio na łóżku.
Gdy skończył udał się do kuchni, aby przyrządzić coś do jedzenia. Spoglądał co
jakiś czas na zegarek z myślą o Olivii, która miała dziś wrócić z Las Vegas.
Zastanawiał się, czy dziewczyna faktycznie wróci… Nachodziły go bowiem dziwne
myśli, że może zmieniła zdanie. To nie byłoby w sumie tak bardzo zaskakujące.
Wcale nie musi przecież wracać i dalej użerać się z Tomem. W Las Vegas ma swoją
rodzinę, swoje życie. Mogłaby wieść spokojny los, gdyby starszy Kaulitz jej
tego nie utrudniał. Z drugiej strony jednak wolał wierzyć, że brunetka się nie
wycofała i wciąż chce im pomóc. Szczególnie ze względu na Toma. Teraz, gdy już
ma pewność, jak bardzo mu na niej zależy, obecność Olivii w tym mieszkaniu była
podwójnie wskazana.
-
Toom!? – zawołał w pewnej chwili, przerywając smarowanie chleba masłem, nie
słysząc żadnych oznak życia dochodzących
z łazienki.
-
Co!?
-
Nic. Sprawdzam, czy żyjesz! – rzucił uśmiechając się pod nosem i powrócił do
poprzedniej czynności nucąc przy tym pod nosem jakąś tylko jemu znaną melodię. Bardzo
stęsknił się za bratem, na co wskazuje jego dobry nastrój, który towarzyszy mu
od dwóch dni. Może niedługo znowu będą mogli razem mieszkać? Tom zaczyna
zachowywać się, jak człowiek. Jeszcze trochę i może nawet stanie się cud! Tak
bardzo wyczekiwany przez wszystkich, a nawet wymodlony. Bo czasem, w sytuacjach
kryzysowych, które wydają się naprawdę nie mieć żadnego wyjścia, zaczyna się
wierzyć, że już tylko siły nadprzyrodzone mogą cokolwiek zdziałać.
Nie
licząc nawet na to, że Tom zechce przenieść się na czas kolacji do kuchni,
wziął ze sobą talerz z jedzeniem i udał się do jego sypialni. Gdy już tam
dotarł, zastał go znowu w łóżku. Ten obraz już mu nieco zbrzydł, ale nie chciał
się już odzywać, aby nie psuć nastroju. Jeszcze na pewno do tego wróci. Zresztą
nie tylko on… Tak, może wystarczy, że Olivia go męczy w tej kwestii. Niech ona
będzie już tą złą. Tom i tak ją lubi, więc w niczym jej to nie zaszkodzi.
-
Dałeś radę, widzę – zaczął, stawiając talerz na etażerce. – Zjedz coś.
-
Dzięki – rzucił zabierając się za posiłek. Od wypadku, każde „dziękuję”, czy
„proszę”, kosztowało go zdecydowanie za wiele. Dawniej takie słowa nie
stanowiły dla niego żadnego problemu. Czyżby stał się gorszym egoistą niż był
kiedyś? Nawet własnemu bratu z trudem potrafił wyrazić swoją wdzięczność, na
którą właśnie on, zasługiwał najbardziej ze wszystkich.
-
Olivia dzisiaj wraca… Nie odzywała się do ciebie? – zagadnął siadając na skraju
łóżka. Gitarzysta obdarzył go swoim zdziwionym spojrzeniem.
-
Niby dlaczego miałaby się do mnie odzywać? Nawet nie ma mojego numeru, z tego
co wiem – odrzekł przeżuwając jedną z kanapek. Wokalista tylko pokiwał głową
nie kontynuując już tego tematu. Ne potrafił wyzbyć się obawy, że dziewczyna
już nie wróci. Nie wiedział, dlaczego ta wizja była dla niego tak bardzo przerażająca.
Nie chciał chyba zostać z tym wszystkim zupełnie sam. Niby każdy próbował ich
wspierać, pomagać… Ale jakby nie patrzeć, wszyscy trzymali się z dala. – Ria
się do ciebie odzywała? – tym razem to starszy Kaulitz uniósł na brata
niepewnie swój pytający wzrok. Bill uniósł brwi wyrwany z zamyślenia szybko
analizując jego słowa.
-
Ria… Zajęła się pracą. Dzwoniła raz… Ale niczego nowego to nie wniosło. Chcesz
z nią pogadać?
-
Nie – zaprzeczył odwracając głowę w innym kierunku. – Zostawiła mnie. Nie mam o
czym z nią rozmawiać – dodał z nutą goryczy i żalu. Wiedział, że sam ją
właściwie wyrzucił, ale i tak w jego głowie wyglądało to zupełnie inaczej. Nie
tak wyobrażał sobie jej reakcję. Może i chciał, aby go zostawiła… Żeby przestała
się nad nim litować. Nie zmieniało to jednak faktu, że czuł się rozczarowany. Bo
jeśli go naprawdę kochała… Czemu tak łatwo odpuściła? Może nic dla niej nie
znaczył… Może faktycznie stwierdziła, że skoro może mieć każdego, to po co ma
się męczyć z kaleką, który w dodatku sam ją odtrącał.
-
Tom… Wiesz, że to dla nas wszystkich nie jest łatwe. Myślę, że ona jeszcze
wróci…
-
Kiedy? Jak już dojdę do siebie? Najlepiej wrócić na gotowe, prawda? – uniósł
się czując narastający w nim gniew. Bill zawsze wszystkich musiał bronić. Nigdy
nie dotrze do niego, że nie można stać po każdej stronie. Czasem trzeba wybrać.
Spojrzeć na coś trzeźwym okiem. – Miłość tak wygląda? Po to się zakochałem?
-
A kochasz ją w ogóle? – wypalił sam się już irytując tą sytuacją. – Kochasz
kobietę, którą postanowiłeś najpierw zdradzić, a potem opuścić bez słowa? –
przypomniał mu o pewnych faktach chcąc dać mu tym do myślenia. Bo chyba
stanowczo potrzebował jakiegoś kopa, żeby w końcu poukładać swoje popieprzone
uczucia i myśli. Sam już nie wiedział, czego chce.
-
Nie wiem – mruknął znacznie pokorniejąc. – Nie czuję przy niej tego, co przy
Olivii. Nigdy nie czułem… - wyznał drżącym głosem. Z trudem te słowa przeszły
mu przez gardło. Nadal nie potrafił przyznać się do swoich uczuć.
-
Musisz najpierw zająć się swoim zdrowiem… Dopiero potem poskładaj serce – rzekł
czując się bezradnie w tej sytuacji. Nie wiedział, jak ma mu pomóc. Sam nie
chciałby być nigdy w takiej sytuacji uczuciowej. Rozdarty. Nie rozumiejący
swoich uczuć. To na pewno nie ułatwiało mu pozbierania się po wypadku. A
wypadek nie ułatwiał pojęcia zachowania swojego serca…
Miłość
lubi często być złudzeniem. Tak bardzo jej pragniesz, że dajesz wciągnąć się w
sidła wyimaginowanego uczucia. I nie dostrzegasz nawet tej różnicy. Między
miłością, a zwykłym przyzwyczajeniem…
Młoda
dziewczyna z ciężkim westchnieniem przekroczyła próg mieszkania stawiając w
kącie swoją niewielką walizkę. Znowu to miejsce. Obce miasto, obce mieszkanie…
Obcy ludzie. Teraz właściwie nie wydawało się to wszystko takie niedorzeczne,
gdy w Las Vegas nie trzymało jej już nic. Miała stworzyć tam dom dla swojego
syna, szczęśliwą rodzinę. Los jednak chciał inaczej, albo właściwie ona sama.
Zrujnowała wszystko w jednej chwili. I choć czuła wielką ulgę, z drugiej strony
paradoksalnie towarzyszył jej potężny ciężar. Nie miała już siły myśleć o
ostatnich wydarzeniach, a na pewno już o swojej przyszłości, której nie
widziała w kolorowych barwach. Kompletnie nie wiedziała, co dalej począć ze
swoim życiem.
Na
jej twarz wpłynął delikatny uśmiech, gdy pies Toma przybiegł ją powitać
merdając wesoło ogonem. Pogłaskała go po sierści mówiąc przy tym kilka czułych
słówek.
-
Wróciłaś – usłyszała uradowany głos należący do Billa, który stał w wejściu do
przedpokoju. Uniosła na niego swoje wciąż przygaszone spojrzenie i posłała mu
przyjazny uśmiech. Co miałaby mu powiedzieć? Sądził, że nie wróci? Teraz to
jedyne, co ma do zrobienia w życiu. Pomóc człowiekowi, który przez nią cierpi. I
może przy okazji sama się pozbierać. – Brakowało nam ciebie.
-
Nie było mnie tylko dwa dni – stwierdziła wyprostowując się. – Jak Tom?
-
Trudno stwierdzić – westchnął nie bardzo wiedząc, co jej powiedzieć. To wciąż
było zbyt skomplikowane. Cieszył się jednak, że ją widzi. Wiedział, że go nie
zawiedzie. – Ale chyba są jakieś postępy.
-
Powinnam iść się z nim przywitać? – zapytała niepewnie. Co prawda ostatnimi
czasy mieli dobre stosunki, ale z Tomem nigdy nic nie wiadomo. Jego nastawienie
lubi się zmieniać, niczym pogoda. Raz traktuje ją, jak swoją przyjaciółkę, a
drugim razem, jak największego wroga.
-
Myślę, że to dobry pomysł – pokiwał głową zgadzając się z nią. Odetchnęła więc
głęboko i nie mówiąc już nic więcej skierowała się do pokoju Gitarzysty. Nie
miała dziś wojowniczego nastroju, była zbyt przytłoczona własnymi problemami,
dlatego też nie czuła się zbyt pewnie. Zapukała więc najpierw i dopiero, gdy
usłyszała pozwolenie, weszła do sypialni.
Chłopak
wydawał się być w dość dobrym humorze. Uśmiechnął się nawet na jej widok, co
zdecydowanie było dobrym znakiem. Nie musiała się już obawiać, że zostanie
zwyzywana i wyrzucona… Odwzajemniła jego uśmiech podchodząc trochę bliżej.
-
I jak się czujesz? – zagadnęła nie do końca wiedząc, jak zacząć rozmowę.
-
W porządku – odpowiedział przyglądając jej się z uwagą. Chyba brakowało mu tego
widoku. Nadal mu się podobała. Mógł sobie wmawiać co chciał, ale fakty i tak w
końcu zawsze go dopadały. Dziś jednak nie promieniała tak jak zawsze. Wyglądała
na zmęczoną, a nawet smutną. Może, gdyby nie był takim upartym osłem, dupkiem,
skończonym egoistą… Może wtedy odważyłby się zapytać ją, co się stało. Ale nie
potrafił. To było silniejsze od niego. – Myśleliśmy, że już nie wrócisz…
-
Nie zostawiam niedomkniętych spraw – stwierdziła rozwiewając tym jego wszelkie
wątpliwości. – Rozczarowany?
-
W sumie, już do ciebie przywykłem – wzruszył obojętnie ramionami.
-
I słusznie. Pójdę się ogarnąć, jestem zmęczona – oznajmiła kierując się już do
wyjścia. – Dobranoc, Tom.
-
Dobranoc, Oliv… - uciął zdając sobie
sprawę, co chciał powiedzieć. To zdecydowanie było nie na miejscu. Wspomnienia
jednak próbowały na nowo wedrzeć się do jego umysłu, a nawet rzeczywistości. Nie
może już nazywać jej tak jak kiedyś. To byłoby zbyt dwuznaczne. Mogłoby
zdradzić jego uczucia. A tego nie chciał. – Dobranoc – rzucił szybko czując na
sobie jej palące spojrzenie i odwrócił się na bok nie chcąc przedłużać tej
chwili. Dziewczyna też odpuściła wychodząc i zamykając za sobą drzwi. Mogła się
jedynie domyślać, co chciał zrobić. Doskonale pamiętała, w jaki słodki sposób
zawsze zdrabniał jej imię. Na początku było to dla niej irytujące, bo czuła
się, jak mała dziewczynka. Z czasem jednak spodobało jej się to. I czuła się
już tylko wyjątkowo…
Zagłosuj w sondzie.
Okay...
OdpowiedzUsuńBoli mnie głowa i kac mnie męczy. Mimo tego nie mogłam tego nie przeczytać.
Nie lubię Rii, w tym opowiadaniu jest straszna. Ugh.
Tom za to zrobił się taki....taki rozczulający(?) Aż mi się lepiej czyta. A Bill to mnie rozbawił tym tekstem o tyłku. Całość dzisiaj taka luźna, urocza i ogólnie. Chyba mój ulubiony odcinek. Jeeeej <3 a Olivia...matko ona się rozstała z tym Ianem czy jak mu tam. I dobrze zrobiła! Chociaż tego dzieciaka mi trochę szkoda.
Pozdrawiam i dużo weny! <3
Dobrze, że Liv w końcu powiedziała Ianowi prawdę; każdy na nią zasługuje, zwłaszcza, że jemu bardzo na niej zależało, miał już jakieś plany na wspólne życie, chciał być ojcem Mike'a i w ogóle. W każdym razie rozumiem decyzję Liv, tylko po co te wątpliwości? Dziewczyny to jednak skomplikowany gatunek - za dużo myślą i analizują. xD A Tom to teraz zupełnie inny człowiek i pewnie jak już dojdzie do siebie - [nie mam tu na myśli pełnej sprawności, bo musiałby się zdarzyć cud, jak podejrzewam (dobrze, że to tylko opowiadanie...)] - to nie wróci do tego, co było. Jestem ciekawa roli Rii w tej historii, czy jeszcze się pojawi, czy już raczej będzie wspominana podczas podobnych rozmów. Oby wróciła i zawalczyła o niego. Byłoby ciekawie, chociaż nie wyobrażam sobie, żeby ktoś teraz miał wtargnąć między Toma i Liv; no może poza słodkim Mike'iem (nie umiem tego odmieniać :x). A co do Twojego warsztatu, droga Ka., to jak dla mnie jest idealny. :D Czekam zatem na więcej. Pozdrawiam. :*
OdpowiedzUsuńMiło czytać, że mam idealny warsztat, ale no niestety to się mija chyba z prawdą xD W każdym razie, dziękuję. I mogę zdradzić, że Ria oczywiście jeszcze się pojawi :)
UsuńStrasznie mi się podoba ten odcinek, i nie wiem czy to sprawka tego, że Oliwia w końcu powiedziała Ianowi prawdę czy dlatego, iż Tom w tym odcinku był taki słodki podczas kąpieli. Może to te dwa fakty to sprawiają.
OdpowiedzUsuńBill rozwalił mi dziś doszczętnie mózg, i nawet nie wiem jak mam skomentować jego zachowanie i teksty... Genialne ( kurde coś mi dzisiaj nie idzie pisanie bo piszę to słowo już 7 raz... Genialne a nie Geinalne )... Bywa. Ria, to taka sucza, serio mam ochotę jej nakopać i to porządnie.
Ty i błędy, chyba se żartujesz? Nigdy jeszcze w żadnym twoim opowiadaniu nie znalazłam błędu... Nigdy. Więc nie pisz ta. Zgadzam się z "Chocolate Lover" - Twój warsztat jest genialny, nie powtarzalny...
Pozdrawiam :*
Do następnego :*
Cóż za progres... Z odcinka na odcinek idzie im coraz lepiej. Aż miło czytać.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: wow! Olivia podjęła decyzję, która uratuje ją od największego błędu życia. Już zaczynałam się bać, że to może zabrnąć troszeczkę za daleko, ale ona wykazując się rozsądkiem (albo i nie) przerwała to w odpowiednim momencie. Małżeństwo 'z rozsądku' może i niekiedy jest dobrym wyborem, ale tylko wtedy kiedy obie strony się z tym godzą. Ona nie potrafiła. Chęć stworzenia dla dziecka domu nie była wystarczająco silna, by dziewczyna zgodziła się co dzień okłamywać samą siebie. Jej obecne położenie, choć nie najlepsze, daje nadzieję dla Toma. Bo taka rozbita dziewczyna będzie szukać pocieszenia i (mam nadzieję) znajdzie je w jego ramionach. Tym bardziej, że w końcu wziął się w garść.
Ściskam i życzę weny.
P.S. Z kim ona ma to dziecko, bo przecież nie z Tomem?!
Oczywiście, że nie z Tomem! Choć to byłby ciekawy pomysł, jak teraz o tym myślę ;) Jednak nieco inaczej ułożyłam jej życiorys. Wszystko się wyjaśni, niestety trzeba będzie na to trochę poczekać.
UsuńW końcu się zebrałam i przeczytałam wszystkie odcinki.
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest genialne! Fabuła toczy się powoli, ale czyta się miło i przyjemnie. Każda sytuacja potęguje ciekawość, co wydarzy się dalej. Szczerze mówiąc, nie wiem czemu, spodziewałam się, że jak Liv przyzna się Ianowi, to ją wyrzucą z domu z dzieckiem i stanie w progu z Maxem zaskakując wszystkich :D Ale poczekam na to później :)
Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek i jednocześnie zapraszam do siebie. Może Ci się spodoba (www.podwojna-milosc.blog.onet.pl).
Wyłapałam kilka przesuniętych przecinków i jedno jakieś źle złożone zdanie, ale nic drażniącego!
Pozdrawiam i czekam na więcej!
Kaś :)
Cieszę się bardzo, że opowiadanie przypadło Ci do gustu :) A na Twoim blogu już byłam i nawet zostawiałam komentarze ;)
UsuńAaaaaaaaaaaa! Taka była moja reakcja po przeczytaniu prologu i pierwszego odcinka! Piękne! Zaskakujące! Niebanalne! Koocham po prostu! :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że nie lecisz z fabułą na skręcenie karku, tylko akcja toczy się w umiarkowanym tempie :) Oprócz tego nie mogę się doczekać zmagań Toma z jego 'rzekomym' brakiem męskości, jak dowie się o Mike'u, no i oczywiście, jego reakcji kiedy zda sobie sprawę, że Olivia nadal na niego leci :D Generalnie, wszystkiego się nie mogę doczekać! ;D
A co do błędów... nie żebym specjalnie je wychwytywała, ale w oczy rzucały mi się chyba tylko niektóre błędy interpunkcyjne, a tak to spoko :) Jak wkręcę w czytanie to nie widzę błędów, choćby nawet były :)
Pozdrawiam ;)
Wiem, ze znowu długo nie pisałam, ale w końcu się ogarnelam i komentuje ;) Ciesze sie, ze Liv zerwala swoje zareczynu z Ianem. Co jak co, ale ukladanie swojego zycia patrzac tylko na rozsadek jest okropne. Nawet jeali chciala zapewnic dom dziecku. Mam tylko nadzieje, ze nie bedzie sie tym zbytnio zadreczac. I moglaby np. z Billem pogadac o swojej sytuacji, bo trzymajac swoje mysli i emocje caly czas w sobie mozna oszalec. To taka wolna mysl xd Nie wazne.
OdpowiedzUsuńI ciesze sie tez, ze z Tomem jest lepiej. Kilka szczerych i powaznych slow od Billa sie sprawdza. Mam nadzieje, ze nie bedzie to tylko krotkotrwaly efekt.
Lubie czytac Twoje opowiadania<3
QB
Już wiem dlaczego tak przyjemnie mi się czytało to opowiadanie. Najwyraźniej jestem bardziej podobna do Liv niż mi się wydawało. Związek z przyjacielem to nie jest mądry pomysł, bo po pierwsze jeśli coś się zrypie to przyjaźń nigdy nie pozostanie bez szwanku, a po drugie... przyjaciela nigdy nie pokocha się tak...chyba nawet nie umiem tego określić. No po prostu przyjaciele są jak bracia zatem żadna kobieta nie wyobrazi sobie siebie u boku brata, bo to takie błeh! :) Bill jest rozbrajająco szczery, w tym odcinku to w ogóle rozłożył mnie na łopatki swoimi słowami "Widziałem już twój tyłek, twojego przyjaciela także, nie raz. Nie różnią się bardzo od moich!", śmiałam się jak głupia do monitora.
OdpowiedzUsuńNo i przede wszystkim... szkoda mi Toma, ale mimo wszystko jest niesamowicie urokliwym facetem. W takim mogłabym się zakochać <3
Pozdrawiam, życzę dużo weny i czekam na więcej,
frozen.
www.trotz-aller.blogspot.com
Nie lubię Rii w tej wersji, jest taka...upierdliwa. Ojoj, uczucia Toma do Olivii powracają, to dobry znak. Mam nadzieje, że się w końcu przełamie i powie wszystko co leży mu na sercu. Billowi, Olivii czy Simone to bez znaczenia, byleby wypowiedział te wszystkie rzeczy, które go strofują i popatrzył na nie z zupełnie innej perspektywy. Podobała się rozmowa z Ianem była wtedy taka bezpośrednia, musiała to powiedzieć i zrobiła to. Może w końcu się od niej odczepi, skoro jest tak bardzo zadufany w sobie dupkiem. Dziękuje za uwagę i zabieram się za czytanie następnego odcinka
OdpowiedzUsuńWreszcie jestem i nadrabiam. Wybacz za te opóźnienia w komentowaniu, ale nie mogłam wcześniej.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że Olivia powiedziała Ianowi, że nic nie będzie z ich związku. Przynajmniej ma jeden problem z głowy. Oby mężczyzna jej odpuścił i nie nękał w żaden sposób.
Jak miło czyta się o Tomie, z którym jest coraz lepiej. Nawet nie krzyczy już na nikogo, a to dobry znak.
Jestem ciekawa dalszego ciągu, więc idę czytać kolejny rozdział.