1 marca 2012, Los
Angeles
Mężczyzna
ze znudzeniem wpatrywał się w biały sufit nad sobą zastanawiając się, gdzie
podziała się Olivia. Obudził się już ponad dwie godziny temu w kompletnej
ciszy. Nie słyszał ani dziewczyny, ani nawet psa. Na jego szafce stał tylko
talerzyk z kanapkami i kubek parującej jeszcze kawy. Sądził na początku, że
może wyszła po prostu z psem, lecz trwało to już zbyt długo, jak na zwykły
spacer. Może coś się stało? Dlaczego nie zostawiła mu żadnej wiadomości? Nie
lubił żyć w niewiedzy. Odkąd nie mógł swobodnie się poruszać, musiał koniecznie
wszystko wiedzieć zawczasu. Nie każdy jednak się z tym liczył. Frustrowało go
to. I najgorsze, że nie mógł nic poradzić. Szczególnie, że Olivia była dość
upartą i stanowczą kobietą. Często, gdy wdawał się z nią w jakieś dyskusje,
zwyczajnie odpuszczał nie mając wystarczającej siły przebicia. Mimo wszystko,
lubił to w niej. Jako jedyna z niewielu, nie cackała się z nim. Zauważył też
pewne zmiany od feralnej nocy, kiedy dopadł go ból. Sam zmienił nieco swoje
podejście po tym wydarzeniu. Dawno nic go tak nie wystraszyło. Prędko nie
przyzna się jeszcze do błędu, ale coraz częściej zastanawia się nad swoim
dalszym losem. I coraz częściej bierze pod uwagę, aby w końcu zacząć coś robić.
Ma już dosyć tkwienia w jednym miejscu i zadręczania się przeszłością. Wciąż
brakuje mu jeszcze wiary, lecz nie to jest najistotniejsze. Ważne, że ma o co walczyć. Mógłby
chociaż spróbować. Jego brat zaraził go chyba swoją naiwnością. Widząc kręcącą
się każdego dnia obok niego Olivię, nie mógł się oprzeć myśli, że może jeszcze
jego życie nie jest do końca stracone. Tak długo przy nim wytrwała, więc może
naprawdę jest dla nich jakaś szansa?
Dźwięki
dochodzące z przedpokoju wyrwały go z zamyślenia. Serce od razu zabiło mu
mocniej, gdy pomyślał, że dziewczyna wróciła i za chwilę ją zobaczy. Ta reakcja
była całkowicie automatyczna, chciał się nawet za nią skarcić. Nie mógł tak
bardzo się angażować i reagować za każdym razem w taki emocjonalny sposób. Nie
mógł robić sobie złudnych nadziei. W końcu ona jest tu dla swojego rozwodu. To,
że jest przy nim i mu pomaga, nic nie znaczy. W Las Vegas ma narzeczonego,
własne życie. Jak szybko można zyskać nadzieję,
również tak samo łatwo można ją stracić…
Po
chwili do jego pokoju wbiegł pies merdając wesoło ogonem, a zaraz za nim
zjawiła się też Olivia. Bez słowa podeszła do okna, aby je odsłonić i wpuścić trochę
światła. Pomieszczenie od razu nabrało nowych barw. Obserwował ją w milczeniu
próbując odgadnąć, w jakim jest dziś nastroju. Zwykle było to łatwiejsze. Bo
wpadała do jego pokoju pełna entuzjazmu. Tym razem jednak wydawała się być,
jakby nieobecna. Nie przywitała się z nim nawet.
-
Jak tam? Wyspałeś się? – podczas, gdy analizował jej zachowanie, dziewczyna
zdążyła już stanąć przy nim i sprowadzić go z powrotem na ziemię swoim głosem. Uniósł
na nią swoje rozkojarzone spojrzenie i zlustrował szybko wyraz twarzy. Była
pogodna, jej oczy błyszczały jak zawsze. Czyli wszystko jest w porządku.
Orientując się, że zbyt długo już milczy, skinął szybko głową dając jej tym
odpowiedź.
-
Gdzie byłaś? – odezwał się w końcu obawiając się, że brunetka zaraz sobie
pójdzie, a on pozostanie dalej niczego nieświadomy.
-
Ah… Poszliśmy ze Scottem na zakupy – odparła krótko zerkając z uśmiechem w
kierunku psa, który leżał teraz na końcu łóżka przy nogach swojego pana.
-
Tak długo? – dociekał wciąż nie uważając, aby zwykłe zakupy miały tyle trwać. Tym
bardziej, że raczej nie zabrała psa do supermarketu.
-
Teraz będziesz sporządzał raporty z moich wyjść? – uniosła brwi zdziwiona jego
wyjątkową ciekawością. Zapewne nawet nie wiedział, że ma wszystko wypisane na swojej
twarzy.
-
Po prostu pytam… - wzruszył ramionami starając się zachować obojętność, lecz
nie udało mu się ukryć swojego speszenia. Nie czuł wcale, aby posuwał się jakoś
za daleko. Widocznie dziewczyna miała nieco inne odczucia. Nie miała mu jednak
tego za złe, była po prostu trochę zaskoczona. Tom nigdy raczej nie wypytywał
ją, dokąd chodzi. Co prawda, zwykle spędzała czas w mieszkaniu, a jak
wychodziła, to faktycznie nie na dłużej niż godzinę. Mógł się przyzwyczaić, a
może po prostu się o nią martwił? Już raz jej udowodnił, że nie jest mu
obojętna.
-
Zajrzałam jeszcze do baru naprzeciwko – rzekła w końcu nie czując potrzeby, aby
trzymać go dłużej w niepewności. I tak wcześniej, czy później zapewne by się o
tym dowiedział. – Zauważyłam ogłoszenie, że szukają kogoś do pracy – dodała od
razu, gdy zauważyła jego pełne niezrozumienia spojrzenie.
-
Że co? – wykrztusił nie będąc pewnym, czy dobrze ją zrozumiał. Właściwie to
wolałby, aby okazało się, że nie zrozumiał.
-
Chcę się tam zatrudnić – oznajmiła nieco jaśniej i dobitniej. – Nie mogę ciągle
tu siedzieć i nic nie robić. Potrzebuję jakichś pieniędzy…
-
Ty chyba sobie żartujesz – wypalił nagle, gdy przeanalizował w głowie jeszcze
raz wszystkie informacje. Przestał przez chwilę kontrolować swoje emocje i
nawet nie spostrzegł, gdy zaczął przekraczać granice, które sam sobie surowo
wyznaczył. Olivia natomiast patrzyła w tej chwili na niego zdziwiona i tym
razem, to ona niczego nie rozumiała. – Przecież ten bar, to jakaś tragedia. Wiesz,
kto tam w ogóle chodzi? Największe śmiecie, menele i w ogóle nie wiadomo kto
jeszcze! To miejsce w ogóle nie powinno istnieć na tej ulicy – wyrecytował
nawet nie panując nad swoim głosem, który podniósł się o jeden ton wyżej. – Nie
będziesz tam pracowała – zakończył stanowczo swój monolog powodując tym samym,
że dziewczyna dosłownie zdębiała. Stała wpatrując się w niego, jak
zahipnotyzowana i nawet nie drgnęła. Tom zaś odetchnął głęboko i odwrócił na
chwilę swój wzrok sam zaczynając zdawać sobie sprawę z tego, co właśnie zrobił.
-
Słucham? – Brunetka ocknęła się w końcu i dopiero poczuła, jak wzbierają się w
niej różne emocje. Przede wszystkim złość. Nie lubiła, gdy ktoś mówił jej co ma
robić lub próbował kierować jej życiem. A zachowanie Toma dodatkowo całkowicie
ją zaskoczyło.
-
Naprawdę mam to wszystko powtórzyć? – odwrócił głowę z powrotem w jej stronę
spoglądając na nią odważnie. Skoro już, aż tak się zapędził, musiał teraz
zachować swoją pewność siebie. Nie mogła go zdominować.
-
Nie – zaprzeczyła wciąż bojowo nastawiona. – Mam rozumieć, że teraz będziesz mi
mówił co mam robić? – zapytała krzyżując ostentacyjnie ręce na piersi.
-
To nie jest odpowiednie miejsce dla takich osób, jak ty – rzekł spokojnie. Nie
planował się z nią kłócić, ani zbyt mocno ingerować w jej życie. Tak naprawdę,
w ogóle nie planował tego wszystkiego mówić, ale to wyszło zupełnie samo. Nie
zapanował nad tym. Dał się ponieść swoim emocjom. Chciał dla niej dobrze, lecz
chyba nie do końca potrafił odpowiednio to przekazać. – Uważam, że żadna
kobieta nie powinna w takim miejscu pracować…
-
Świetnie. Dzięki, że podzieliłeś się ze mną swoim zdaniem – powiedziała dość
ironicznym tonem. – Ja jednak zamierzam się tam zatrudnić. Praca nie wydaje się
być jakaś skomplikowana, a z czegoś muszę żyć. Także zachowaj swoje złote myśli
dla siebie. Bo ja niestety nie mogę leżeć całymi dniami w łóżku nic nie robiąc.
-
Ale ja się nie zgadzam! – zaprotestował czując, jak wzrasta w nim ciśnienie. W
tym przypadku zupełnie nie rozumiał jej uporu. Nie wiedział też, jak ma
przemówić jej do rozsądku. – To nie jest odpowiednie miejsce. Powiedziałbym
nawet, że jest niebezpieczne. Nie powinnaś…
-
Przestań – przerwała mu stanowczo. – Podjęłam już decyzję.
-
Olivia! – zawołał widząc, że dziewczyna zmierza już do wyjścia. Nie chciał
kończyć w ten sposób rozmowy. – Przecież nie robię ci na złość! Chcę, żebyś…
-
Co? – zatrzymała się odwracając na piecie w jego stronę. Jej oczy były ciemne i
błyszczały, tym razem ze złości. Trudno było mu pojąć, dlaczego tak bardzo ją
to zdenerwowało. Nie chciał niczego złego. – Co chcesz? – powtórzyła, gdy nie
odpowiadał. Szukał odpowiednich słów, ale nie miał pojęcia co mógłby jej
odpowiedzieć. Nie mógł posunąć się jeszcze dalej. To i tak przekroczyło już
wszelkie granice.
-
Nie wiem. Po prostu zasługujesz na coś więcej – wydobył w końcu z siebie głos,
co przyszło mu z niebywałym trudem. Nawet już nie miał odwagi na nią patrzeć.
Jej twarz natomiast momentalnie złagodniała, może nawet zrobiło jej się
odrobinę głupio. Od razu go zaatakowała, a nawet nie wzięła pod uwagę, że to
wszystko z troski. Przecież nie każdy musiał chcieć rządzić jej życiem,
niektórym po prostu na niej zależało.
Westchnęła cicho czując, jak negatywne emocje z niej już uchodzą.
-
Nie musisz się o mnie martwić. To tylko praca na zapleczu, będę pomagała w
przygotowywaniu posiłków i czasem zmywała. Nie będę miała nawet styczności z
ludźmi, którzy tam przychodzą – wyjaśniła sądząc, że to może go trochę
uspokoić. – Wiem, że to nie jest praca marzeń. Ale jest blisko…
-
Mam nadzieję, że prędko z niej zrezygnujesz – mruknął wciąż nie będąc z tego
powodu zadowolonym. Nie wyobrażał sobie jej pracującej w tak obskurnym miejscu.
Gdyby tylko mógł, sam postarałby się jeszcze w tym momencie, aby to miejsce
zniknęło z pola ziemi. Żałował, że stał się takim nieporadnym, nic nie znaczącym
człowiekiem. Brunetka nie odpowiedziała już nic, tylko wyszła z pokoju
pozostawiając go samego z kotłującymi się w głowie myślami i tymi wszystkimi
niezrozumiałymi uczuciami. Nie trwało to jednak długo, gdyż ku jego zdziwieniu,
wróciła zaraz w dodatku taszcząc coś ze sobą. Wyglądało mu to na jakieś rury…
-
Co to jest? – zapytał od razu obawiając się tego, co dziewczyna zamierza
zrobić. Ta uśmiechnęła się tylko i zaczęła rozkładać wszystko na podłodze koło
jego łóżka. Mężczyzna oparł się na jednym łokciu wychylając lekko, aby móc
widzieć jej poczynania.
-
Coś, co ułatwi ci życie, nim odzyskasz sprawność – rzekła w końcu zaspakajając
jego ciekawość, po czym skupiła swoją uwagę na jakiejś instrukcji. Tom wciąż
niewiele rozumiał jednak w jego głowie przede wszystkim zapisały się słowa
„odzyskasz sprawność”. Ta dziewczyna naprawdę w to wierzyła. Bardziej od niego
samego. Opadł z powrotem na pościel czując powracający natłok myśli. – Hm,
potrzebuję chyba wiertarkę – Jej głos nie pozwolił mu na zbyt długie
rozmyślenia. A słysząc to, co powiedziała, wytrzeszczył oczy ponownie na nią
spoglądając.
-
Co ty zamierzasz robić?
-
Muszę to jakoś przymocować do twojego łóżka. Dzięki temu będzie ci się dużo
łatwiej podnosić. Będziesz miał taką rączkę, jak w szpitalnych łóżkach.
Genialne prawda? – wyjaśniła patrząc na niego z uśmiechem. Niebywałe było dla
niego, jak ta kobieta potrafiła zaskakiwać. W dodatku jeszcze przed kilkoma
minutami sprawiała wrażenie, jakby chciała go zamordować, a potem tak po prostu
przeszła do porządku dziennego i jeszcze zamierza bawić się w jakiegoś
konserwatora tylko po to, aby jemu było łatwiej… - I nie patrz na mnie, jak na
wariatkę, bo mogę użyć tej wiertarki także do innych, mniej przyjemnych dla
ciebie celów – zagroziła widząc jego zszokowany wzrok. – Więc… Macie coś
takiego w tym domu?
-
Tak, ale… Czy ty w ogóle się na tym znasz? Może trzeba po kogoś zadzwonić? –
nie był ani trochę przekonany do jej pomysłu. Zupełnie nie widział jej, jako
operatorkę wiertarki…
-
Nie wierzysz w moje umiejętności? – parsknęła z oburzeniem. – Sama sobie znajdę
te wiertarkę – dodała nie zamierzając dłużej czekać na pomoc ze strony
Gitarzysty. Zamierzała mu udowodnić, że gdy chce, potrafi zrobić dosłownie
wszystko. Nie miała kolorowego życia, musiała nauczyć się, dawać sobie radę. Nic
nie było jej straszne. On natomiast miał teraz kolejny powód, aby czuć się
beznadziejnie. Kobieta z wiertarką. Czy to nie powinna być jego działka? Kolejna
rzecz ujmująca jego męskości. I jak on ma się z tym wszystkim pogodzić?
Tykanie
naściennego zegara wypełniało ciszę panującą w niewielkim pomieszczeniu. Młody
Wokalista wsłuchiwał się w ten dźwięk wyczekując niecierpliwie pojawienia się
lekarza. Zapewniał, że wróci za pięć minut, a chłopak dałby sobie rękę uciąć,
że minęło już co najmniej piętnaście. Nie śpieszył się nigdzie, ale jednak nie
chciałby spędzić w tym miejscu całego swojego dnia. Przyszedł do najlepszej w
mieście placówki rehabilitacyjnej, aby znaleźć kogoś, kto pomoże jego bratu.
Tym razem nie zamierzał pozwolić, żeby Tom odprawił rehabilitanta z kwitkiem. Poza
tym miał wsparcie Olivii, więc obydwoje, jeśli będzie trzeba, zmuszą go do
podjęcia współpracy. Oczywiście ustalili, że porozmawiają z Tomem na ten temat,
nim wprowadzą w jego życie te zmianę. Tyle, że zdanie Gitarzysty i tak nie
będzie miało zbyt wielkiego znaczenia. Szczególnie, gdy będzie negatywne. Tego
nawet nie zamierzają brać pod uwagę.
-
Przepraszam za opóźnienia panie Kaulitz, już jesteśmy – Gruby męski głos
zakłócił dźwięk tykających wskazówek, a wraz z tym przemyślenia Billa. Lekarz
wrócił na swoje miejsce za biurko, a osoba, która z nim przyszła stanęła obok chłopaka.
Jej długie, opalone nogi zwróciły jego uwagę. Od razu przeniósł na nią swój
wzrok zdumiewając się, że widzi kobietę. – To Kathlyn, jedna z naszych
najlepszych rehabilitantek. Zajmie się pana bratem i gwarantuję poprawę już po
kilku tygodniach pracy – oświadczył z pełnym satysfakcji wyrazem twarzy. Bill
milczał przez dłuższą chwilę analizując wszystko w głowie po kilka razy. Wygląd
dziewczyny nieco przysłaniał mu rozum. Była piękna, a fartuch, który na sobie
miała tylko to podkreślał. Uwydatniał jej wszystkie walory. Duże piersi,
zgrabny tyłek i idealne nogi. W dodatku jej twarz była równie perfekcyjna
podkreślona delikatnym makijażem i luźno opadającymi na ramiona, długimi, ciemnymi
włosami.
-
Sądziłem… Że będzie to raczej mężczyzna – odparł niepewnie, gdy już odzyskał
trzeźwość myślenia. Pamiętał ostatnią próbę, gdy przyprowadził do Toma
rehabilitantkę. Skończyło się to źle, nawet bardziej niż źle. – Bez urazy… -
uśmiechnął się przepraszająco w kierunku nieznajomej.
-
Zapewniam pana, że Kathlyn poradzi sobie równie dobrze co mężczyzna. Niestety
wszyscy inni rehabilitanci są już zajęci.
-
Rozumiem… A czy to nie jest zbyt duży wysiłek, jak dla takiej drobnej kobiety?
-
Nie o siłę tu chodzi, panie Kaulitz – mężczyzna uśmiechnął się życzliwie. – Oczywiście
może pan zrezygnować. Możemy poczekać, aż któryś z rehabilitantów będzie wolny…
-
Nie, nie. Nie możemy dłużej czekać – zaprzeczył natychmiast. Tom będzie musiał
się z tym jakoś pogodzić i może w końcu zacząć się cieszyć oraz doceniać to, że
otaczają go same piękne kobiety. – Chciałbym podjąć z panią współpracę, ale
uprzedzam, że to nie będzie prosta sprawa – podniósł się z miejsca stając teraz
naprzeciw ciemnowłosej i do niej kierując swoje słowa. Mógł też przyjrzeć się
bliżej jej twarzy i dostrzec przyjazną zieleń jej oczu.
-
Nie boję się trudnych spraw – odparła z pewnością w głosie. Brzmiała
przekonująco, ale i tak obawiał się, że przypadek Toma mógłby ją zniechęcić. A
jej osoba natomiast mogłaby zniechęcić jego… - Proszę się tak bardzo nie
martwić. Naprawdę jestem dobra w tym co robię.
-
Nie wątpię w pani umiejętności… Po prostu mój brat jest trudny…
-
W takim razie, proponuję, abyście państwo sobie wszystko ustalili w naszej
kawiarence na dole. Chyba się jakoś dogadacie.
-
Oczywiście. Dziękuję bardzo – Bill uścisnął dłoń lekarza. – W takim razie,
zapraszam panią na kawę – rzekł do dziewczyny, która nie mając większego wyboru
skinęła tylko głową kierując się już w stronę wyjścia. – Będziemy w kontakcie.
Do widzenia – pożegnał się jeszcze z mężczyzną, po czym opuścił gabinet wraz z
rehabilitantką. Przypuszczał, że nie będzie łatwo rozmawiać mu o sprawach brata
podczas, gdy uroda kobiety tak bardzo go rozpraszała. Nie mógł jednak nic
poradzić, że wywarła na nim takie wrażenie. To byłoby chyba trochę
nieodpowiednie, a nawet głupie, umawiać się z rehabilitantką brata. Stanowczo
powinien sobie wybić to z głowy. Teraz najważniejszy jest Tom i jego powrót do
zdrowia. Właśnie na tym powinien się skupić zarówno on, jak i ona.
Wbrew
wszelkim obawom Gitarzysty, Olivia świetnie sobie poradziła z przymocowaniem
uchwytu do jego łóżka i już po niespełna pół godziny, mógł spokojnie korzystać
z tego przydatnego wynalazku. A sama dziewczyna była z siebie dumna, co
najmniej jakby zrobiła naprawdę coś niezwykłego. Miło było patrzeć, jak cieszą
ją tak małe rzeczy. W dodatku to wszystko dla niego. Ułatwianie mu życia, sprawiało
jej radość. Czy mógłby spotkać w swoim życiu kogoś bardziej
bezinteresownego? Już nawet nie brał pod uwagę rozwodu. Ten temat od dawna
przestał być poruszany, zupełnie jakby nikomu już na tym nie zależało. I może
właśnie tak było? Chciałby czasem móc zajrzeć do jej głowy, wyczytać jej
wszystkie myśli, poznać obawy, uczucia. Tak wiele jeszcze chciałby o niej
wiedzieć.
-
To teraz może będziesz chętniej wstawał z tego łóżka – skomentowała patrząc na
niego wymownie. – Boję się, że w końcu zapomnisz jak wygląda świat za oknem.
-
A było już tak pięknie – bąknął pod nosem niezadowolony z przebiegu sytuacji. Miał
nadzieję, że ten temat już dawno został zakończony. Przynajmniej w jakimś
stopniu. Miał już dosyć słuchania w kółko tego samego, to było na dłuższą metę
męczące, a co najważniejsze, nie przynosiło pożądanych rezultatów. On naprawdę
zdawał sobie sprawę z sytuacji w jakiej się znajdował, wiedział co robi… A
właściwie czego nie robi. Miał tego wszystkiego pełną świadomość i nie
potrzebował, by ktokolwiek sterczał nad nim i próbował przekazać mu po raz
setny coś, co już od dawna sam wie.
-
Hm? Kiedy było pięknie? – uniosła brwi krzyżując ręce na piersi. Mężczyzna
natomiast wywrócił teatralnie oczami zawiedziony, że Brunetka jednak to
usłyszała. Tyle trudnych pytań i odpowiedzi, które nie chcą przejść przez gardło… -
Czasem mam ochotę zdzielić cię patelnią w łeb, Kaulitz.
-
Więc co cię od tego powstrzymuje, Kaulitz? – zapytał podkreślając
ostatni wyraz, który i bez tego odbiłby się echem w jej głowie. Znowu zdała
sobie sprawę, że jest jego żoną. Tak łatwo o tym zapomnieć, gdy ich relacje nie
przypominają nawet normalnych stosunków, dwójki związanych ze sobą ludzi. Zbił
ją z tropu na dłuższą chwilę. Sprawił, że w jej głowie znowu zapanował chaos,
nad którym nie umiała zapanować. Każdego
dnia na nowo mieszał w jej uczuciach i myślach. Sam zaś nie miał pełnej świadomości
znaczenia tego zwrotu, gdy go użył wręcz automatycznie. Kiedy zdał sobie z tego
sprawę również poczuł się dosyć dziwnie. Mimo że przed paroma minutami sam
rozmyślał o ich małżeństwie, w tym kontekście wyglądało to trochę inaczej.
Wzbudzało zupełnie nowe emocje.
„Tajemnica
w mojej głowie… Słowa są jak zakazany raj (...)
-
Boję się, że możesz jeszcze bardziej od tego postradać rozum – odparła w końcu
przerywając gnębiącą ich ciszę i poczuła się jeszcze gorzej, gdy ich spojrzenia
spotkały się ze sobą. Nie odwróciła jednak wzroku. Obydwoje odważnie patrzyli
sobie w oczy i mogliby teraz wyczytać z nich nawzajem dosłownie wszystko.
Wszystko, co tylko chcieli. Bo obydwoje mieli za sobą te same przeżycia,
towarzyszyły im te same wspomnienia. Czuli to samo i myśleli o tym samym. To
był właśni ten moment. – Idę...
Przygotować obiad – Poddała się i spuściła wzrok, odwracając głowę. Wycofała
się, bo przestała czuć się bezpiecznie. Wychodząc nie spojrzała już na niego
ani razu, a gdy tylko zamknęła za sobą drzwi poczuła nagle, jak jej serce mocno
bije. Pomyślałaby, że coś jej dolega, gdyby nie to, że zdarzyło jej się to nie
pierwszy raz. Musiała po prostu odczekać, aż się uspokoi. By potem móc po
prostu iść do kuchni i robić to co zawsze, udając, że nic się nie wydarzyło.
Tak
blisko jesteś tu, a tak bardzo za daleko…”*
*Manchester - Tajemnica
***
Ich muss durch den Monsun
Hinter die Welt, ans Ende der Zeit
Bis kein Regen mehr fällt
Gegen den Sturm, am Abgrund entlang
Und wenn ich nicht mehr kann, denk ich daran
Irgendwann laufen wir zusamm'
Durch den Monsun, dann wird alles gut
***