Dopisuje mi wena i jestem z tego powodu szczęśliwa, nic nie uszczęśliwia mnie tak jak pisanie.
Znowu zmieniłam szablon... Kosztowało mnie to wiele męki, ale jest w końcu dobrze i jestem usatysfakcjonowana ^^ Może poza tym, że musiałam usunąć muzykę... Niestety jej kod gryzł się z kodem na tło szablonu i nie znalazłam jeszcze na to sposobu. Może uda mi się to jakoś rozwiązać w najbliższym czasie.
Mam nadzieję, że odcinek przypadnie Wam do gustu moi Mili... A mi pozostaje prosić Was tylko o komentarze ;)
Pozdrawiam!
Odcinek z dedykacją dla redlips.bitch ;)
W
mieszkaniu panowała zadziwiająca cisza, gdy Bill przekroczył jego próg. Miał
wrażenie jakby nikogo w nim nie było. Wiedział jednak, że to niemożliwe. Choćby
dlatego, że sam Tom nie opuszcza swojego pokoju od tygodni. A z rozmowy, którą
przed chwilą z nim przeprowadził przez telefon, jasno wynikało, że dziś zjawiła
się również ich mama. Miał tylko nadzieję, że ta cisza nie jest zapowiedzią
jakiejś wielkiej burzy. I tak już się stresował tym co go czeka. Dopiero
uświadamiał sobie, że to co zrobił, nie zostanie przyjęte z entuzjazmem, ani
przez jego brata ani tym bardziej Olivię. Zaczynało dokuczać mu poczucie winy.
Mógł przecież ich jakoś uprzedzić o swoich planach. Działał jednak tak
spontanicznie, że chyba zaskoczył sam siebie.
Zdjął
w przedpokoju buty i niepewnym krokiem skierował się do kuchni. W głowie
układał już sobie przemówienie, jakim uraczy swoją rodzicielkę i ewentualnie
Olivię… A przynajmniej próbował. Bo nagle każde zdanie, jakie udało mu się
skleić w myślach, wydawało się nie mieć żadnego sensu.
-
Bill – Drgnął przerażony słysząc znienacka swoje imię. Jak z ziemi, wyrosła
przed nim Olivia. Najprawdopodobniej zmierzająca w tą samą stronę, co on. Spojrzał
na nią swoim lekko nieprzytomnym wzrokiem. Nie wyglądała na szczęśliwą. Jej
twarz nie była nawet odrobinę pogodna. Westchnął głośno i ciężko, wiedząc już,
że nie będzie łatwo. Już jedna kobieta ma do niego pretensje, a w kuchni czeka
kolejna. Obydwie będą żądały wyjaśnień. I
każda w innej kwestii...
-
Może pogadamy później? – odezwał się w końcu spoglądając znacząco w kierunku
pomieszczenia, w którym przebywała aktualnie jego matka. Brunetka nie mając
większego wyjścia, skinęła tylko głową przystając na jego propozycję. Czas i
tak niczego już nie zmieni. Była więc skłonna odłożyć tę dyskusję na później.
Może zdąży ochłonąć, co byłoby nawet wskazane. Bo na chwilę obecną miała ochotę
jedynie nawrzeszczeć na Wokalistę i uświadomić mu, jakim jest idiotą. W głowie
jej się nie mieściło, jak mógł jej coś takiego zrobić. Jak mógł zrobić to im
wszystkim!
Pani
Kaulitz siedziała przy stole popijając świeżo zaparzoną kawę. Zdążyła już sama
się obsłużyć w czasie, gdy oczekiwała pojawienia się kogokolwiek z domowników. Miała
również sporo czasu na przemyślenia i analizowanie sytuacji, którą zastała po
swoim przyjeździe. Nie mogła wyjść z szoku po tym, co zobaczyła tego ranka. Po
jej umyśle krążyło tylko jedno pytanie, dręczące ją nieustannie… Kim jest ta kobieta? Obawiała się
najgorszego. Wiedziała, że po swoich synach może spodziewać się wszystkiego.
Nic nie powinno ją zaskakiwać. Niemniej jednak… Nigdy nie chciała widzieć,
niektórych rzeczy osobiście. Wolała by byli dla niej idealni pomimo swoich wad.
Zawsze byli…
-
Cześć, mamo – Uniosła wzrok, gdy do pomieszczenia wszedł jej młodszy syn wraz z
dziewczyną. Nie była pewna, ale wydawało jej się, że była to ta sama, którą
zastała w łóżku z Tomem. Na jej widok, wstrząsnął nią nieprzyjemny dreszcz. –
Wybacz, że musiałaś czekać.
-
Nie szkodzi – odparła dosyć chłodno mierząc przy tym Olivię swoim spojrzeniem. Nie
umknęło to wcale jej uwadze. Czuła się przeszyta na wylot, co tylko jeszcze
bardziej ją zestresowało. Miała ochotę stąd zniknąć. Rozpłynąć się w powietrzu.
Udawać, że nigdy jej tu nie było. Nie istnieje. – Czy ta pani… - zaczęła, lecz
nie potrafiła dokończyć tej wypowiedzi. Głos ugrzązł jej w gardle. A słowa,
które dręczyły jej myśli, nie chciały się wydobyć z jej ust. Nie była w stanie
wypowiedzieć ich na głos.
-
To Olivia…
-
Dzień dobry, jestem… - Brunetka jakby dopiero teraz ocknęła się z jakiegoś
amoku i wróciła do rzeczywistości. Chciała zrobić cokolwiek, by ta sytuacja nie
musiała wyglądać jeszcze gorzej niż już wyglądała w oczach tej kobiety. Chciała
jeszcze jakkolwiek się wybronić, wyjść z tego z twarzą. Problem nastał dopiero
wtedy, gdy nie miała pojęcia, jak się przedstawić. Natychmiast pożałowała, że w
ogóle się odezwała. Mogła pozostawić to Billowi. W końcu to on sprowadził tu
swoją matkę, więc on powinien świecić przed nią oczami. A przecież nic nie
wychodzi mu lepiej, jak świecenie oczami.
-
Opiekunką…
-
Żoną…
Gdy
jej głos zbiegł się z głosem Wokalisty poczuła, jak jej serce na moment staje w
bezruchu. Spojrzała na niego przerażona, w ogóle nie rozumiejąc, dlaczego to
powiedział. Czy naprawdę chciał ją pogrążyć? Dlaczego to zrobił? Czuła, jak
wzbiera się w niej coraz więcej emocji. Z jednej strony miała ochotę teraz
rozpłakać się, jak małe dziecko, a z drugiej podejść do niego i udusić go
gołymi rękami. Nie zrobiła jednak żadnej z tych rzeczy.
-
Przepraszam – rzuciła w kierunku zdumionej kobiety i nim ktokolwiek się
obejrzał, opuściła kuchnię tak szybko, jak tylko była w stanie. Uciekła.
Bill
westchnął głęboko zamykając na chwilę oczy i katując się w głębi za swój długi
jęzor. Za swoje roztargnienie. Za te wszystkie nieprzemyślane czyny i słowa. Nawet
on sam nie sądził, że mógłby być tak bezmyślny. Nieświadomie pogarszał cały
czas sytuację, niczego im nie ułatwiając. A w szczególności sobie. Teraz został
z tym właściwie sam. I nie wiedział za co ma się łapać. Komu pierwszemu
wszystko wyjaśnić, kogo pierwszego uspokoić. Najgorsza jednak była obawa, że
Olivia nie zniesie już tej presji i po prostu odejdzie. Nigdy by sobie tego nie
wybaczył. Dopiero teraz zdał sobie sprawę w jak bardzo niezręcznej i trudnej
sytuacji ją postawił. Wcześniej nawet nie przyszło mu to do głowy.
-
Czy możesz mi to wyjaśnić? – Głos jego matki sprawił, że na nowo wrócił do
rzeczywistości. Widząc jej wyraz twarzy i słysząc ton głosu, stwierdził, że nie
jest jeszcze gotów by wziąć na siebie całą odpowiedzialność za to wszystko. Wystraszył
się.
-
Za chwilę mamo… Za chwilę – zapewnił ją, lecz jego głos wcale nie brzmiał
przekonująco. Nagle odmówił mu posłuszeństwa. Nie zwrócił jednak na to uwagi. W
tym momencie musiał zacząć myśleć trzeźwo i naprawić to, co udało mu się w tak
krótkim czasie, spieprzyć. Musiał porozmawiać z Olivią, przeprosić ją. Jeśli
będzie trzeba, błagać na kolanach, żeby chociaż spróbowała go zrozumieć i nie
była na niego zła…
Nie
zważając na swoją rodzicielkę, udał się w ślady za dziewczyną, zostawiając ją
samą sobie. Z mętlikiem w głowie i wciąż wymalowanym szokiem na twarzy. Był on
jeszcze większy, gdy jej syn nie raczył powiedzieć nawet słowa w kwestii
wyjaśnienia czegokolwiek. Kompletnie nie rozumiała co tu się dzieje i ani
trochę jej się to nie podobało. Miała dosyć tej pokręconej sytuacji. I nie
zamierzała dłużej czekać, aż ktoś łaskawie powie jej co się tutaj dzieje. Bez
zastanowienia wstała ze swojego miejsca i skierowała się do sypialni
Gitarzysty. Uznała, że to właśnie on powinien rozwiać jej wszelkie wątpliwości
i udzielić odpowiedzi na nurtujące ją pytania.
Bez
pukania, wtargnęła do jego pokoju, a jej nozdrza od razu podrażnił smród
papierosowego dymu, co też tylko bardziej ją zirytowało. Zamknęła za sobą drzwi
i podeszła żwawo do okna otwierając je na oścież. Dopiero wtedy poczuła na
sobie spojrzenie swojego syna, który wpatrywał się w nią nieustannie, nie
wiedząc czego może się spodziewać. Wyczuwał w powietrzu napięcie, jakie
wprowadziła jego matka do tego pomieszczenia, przekraczając tylko jego próg.
-
Wyjaśnij mi dziecko, co tu się dzieje… Bo chyba coś mnie ominęło – poleciła
stanowczo, dając mu jednocześnie do zrozumienia, że nie uda mu się w żaden
sposób jej zbyć. Chciała znać całą prawdę i to z najmniejszymi szczegółami. Nie
zamierzała odpuszczać. Była jego matką i miała serdecznie dosyć ciągłych
szopek, które przed nią odstawiano. – Kim jest ta kobieta, którą dziś tu
zastałam? – zapytała prosto z mostu wbijając w niego swoje surowe spojrzenie. Tom
poczuł, jak wzrasta w nim poziom adrenaliny. Jak się okazało, on także ma
problem z mówieniem prawdy.
-
Przyjaciółką…
-
Och, to chyba mamy mały problem, synu – skwitowała nie ukrywając swojej
irytacji, która sięgała już zenitu. – Wasze wersje się w żaden sposób ze sobą
nie pokrywają. A są trzy. Przyjaciółka, żona i opiekunka. Ale chociaż odpada
moja wersja z prostytutką. Mimo wszystko, to wielka ulga – kontynuowała i
wydawało się, że ironia w jej głosie wzrastała bardziej z każdym kolejnym
słowem padającym z jej ust. Tom zaciskał tylko dłonie na swojej pościeli
wiedząc, że to jeszcze nie koniec. Był też w szoku, słysząc, że matka uznała
Olivię za dziwkę. Fakt, że każdy powiedział jej co innego, też go nie
uszczęśliwiał. Niemniej, wychodzi na to, że chociaż jedna osoba postawiła na
szczerość. I z pewnością był to Bill, nie miał co do tego najmniejszych
wątpliwości. – Mogę sama spróbować dojść do prawdy za pomocą weryfikacji… Z
tego co wiem, jesteś cholernym uparciuchem i pieprzonym egoistą, który szczyci
się swoją idiotyczną męską dumą i w żaden sposób nie pozwoli jej naruszyć… Więc
opiekunka odpada. Nie było mnie na twoim ślubie, ani też nie czytałam o nim w
gazetach… Żona też nie jest tu zbyt prawdopodobną opcją. Niemniej, po cholerę
twój błyskotliwy brat miałby próbować mi wcisnąć taką bajkę? I może nie spędzam
z tobą zbyt wiele czasu, ale z przyjaciółkami, też chyba nie sypiasz? Jakby nie
patrzeć, przyjaciele służą do czegoś innego. Hm, jak widać, wychodzi na to, że
żadna wersja z moich domysłów nie jest dobra…
-
Dobrze już! – uniósł się przerywając jej w końcu. Nie chciał słyszeć ani słowa
więcej. Miał dosyć. Czuł się przytłoczony i nie mógł tego znieść. Nie ma nic
gorszego niż atak ze strony matki. – Olivia jest moją żoną. Mieszka ze mną i
stara się pomóc… - oznajmił, postanawiając, że z jego ust nie padnie już żadne
kłamstwo w kierunku matki.
-
Tego się właśnie obawiałam – rzekła i z ciężkim westchnieniem opadła na fotel
stojący pod ścianą. Mimo wszystko poczuła ulgę. Bo jednak jej syn nie stoczył
się tak bardzo, by sypiać z prostytutkami, czy swoimi przyjaciółkami. A przede
wszystkim dlatego, że był z nią w końcu szczery. I dzięki temu wszystkiemu, nie
chciała się teraz go wyrzec za ślub, o którym nawet nic nie wiedziała. Najważniejsze
wydarzenie w życiu, które ją ominęło. W innej sytuacji, wpadłaby w histerie i
musieliby ją trzymać, by go nie rozszarpała. – Jakim cudem masz żonę, skoro
nawet stąd nie wychodzisz…? – spojrzała na niego nadal niewiele rozumiejąc.
-
To dłuższa historia…
-
Z tego co wiem, nie masz nic ciekawszego do roboty – mruknęła nieco
nieprzyjemnie, ale czuła, że miała do tego prawo. A on wiedział, że nie ma
innego wyjścia, jak opowiedzieć jej wszystko od początku. Nawet, jakby chciał…
Nie mógł uciec. Przecież był przykuty do tego cholernego łóżka. Każdy wchodził
do jego pokoju i czegoś od niego chciał, a on musiał to wszystko spełniać. I
nikogo nie obchodziło jego zdanie, czy uczucia.
-
Właściwie to… Nie mam zbyt wiele do powiedzenia – stwierdził nagle, na co
uniosła brwi zdziwiona. – Chciałem nowego, lepszego życia, mamo. I wtedy
pojawiła się ona… Jakby ktoś mi ją zesłał. To była chwila… Tylko tyle
wystarczyło, żebym był pewien. Znasz to uczucie? Nic go nie przebije… nic –
mówiąc to pokręcił głową, jakby sam dla siebie. Jego wzrok stał się nieobecny,
a ona wiedziała, że był myślami przy tamtych wydarzeniach. – Poczułem się
szczęśliwy pierwszy raz od… Od dawna… I nie chciałem tego tracić. Więc wziąłem
to co dawał mi los. Bez zbędnych pytań, bez wątpliwości, bez grama strachu… Ale
widzisz, mamo… Każde szczęście ma swoją cenę – Głos mu zadrżał, gdy
wypowiedział ostatnie zdanie, a w jego oczach stanęły łzy. Nie pozwolił im
jednak się wydostać. Zacisnął zęby i patrzył odważnie na swoją rodzicielkę. Ta
jednak sama była na tyle poruszona, że nie potrafiła bezczynnie siedzieć i
patrzeć, jak cierpi. Podniosła się z miejsca i usiadła przy nim, by przytulić
go do siebie. Musiał się poddać jej objęciom, bez względu na to, czy tego
chciał i czy w ogóle wypadało tak czynić, dorosłemu mężczyźnie. Tuliła go do
swojej piersi, jak małego chłopca. Utrudniając mu tym samym bycie twardym
facetem. Walczył sam ze sobą, żeby nie stać się w tej chwili małym, niewinnym
Tomem sprzed kilkunastu lat.
-
To zadziwiające, że umiesz być tak niedojrzale dojrzały. Wiem, że nigdy nie
pomyliłam się co do ciebie. Wiesz… Bill ściągnął mnie tu, żebym cię wspierała.
Tyle, że ty wcale tego nie potrzebujesz. Nie ode mnie...
-
Mamo… Przepraszam…
-
Wszystko będzie dobrze, Tom – szepnęła składając czuły pocałunek na jego czole.
- To wcale jeszcze nie koniec twojego szczęścia. A ten wypadek, nie był jego ceną. To uczucie
nie ma żadnej ceny.
Żałosny
wyraz twarzy Billa, który płaszczył się przed nią od dobrych kilku minut,
faktycznie zaczął działać. Było jej go żal. Żal, że jest takim idiotą. I może
to wcale nie jest jego winą…? Może ludzie po prostu mają w sobie taki gen
„skończonego idioty”, który ujawnia się zawsze w najmniej odpowiednich
momentach? A może to tylko durne usprawiedliwienie dla jego zachowania, bo
dziewczyna ma zbyt dobre serce i wiecznie z łatwością ulega wpływom ludzi,
którzy umiejętnie mydlą jej oczy…
-
Przepraszam cię…
-
Przestań to w kółko powtarzać, Bill – warknęła w końcu, gdy po raz setny
słyszała od niego to samo słowo. Nawet jeśli jego skrucha była szczera,
powtarzając ciągle „przepraszam” sprawiał, że traciło ono na swoim znaczeniu.
Stawało się puste i bezwartościowe. – Ja po prostu myślałam, że jesteśmy w tym
razem… A ty za moimi plecami sprowadzasz tutaj swoją matkę. Nie zważając na tą
całą popieprzoną sytuację… Co ty sobie w ogóle myślałeś? – wbiła w niego swoje
pełne pretensji spojrzenie, aż przeszedł go dreszcz. Pierwszy raz patrzyła na
niego w taki sposób. Pierwszy raz widział ją w ogóle tak wściekłą. I
zdecydowanie to nie pasowało do jej osoby. Wolał, gdy była miła i traktowała go
przyjaźnie.
-
Nie wiem… Myślałem, że możemy potrzebować pomocy. Że Tom znowu zacznie
odstawiać sceny… Dlatego chciałem, żeby mama tu była i w razie potrzeby nim
potrząsnęła – rzekł przedstawiając argumenty, które nim kierowały. Mimo
wszystko wciąż liczył na jakiekolwiek zrozumienie. Nie chciał przecież źle.
Wszystko robił z myślą o bracie, dla jego dobra.
-
Szkoda, że nie wpadło ci jeszcze do tej durnej pały, żeby mnie o tym
poinformować! Uzgodnić cokolwiek! – fuknęła na niego nawet nie myśląc o tym,
aby się uspokoić. Była już zmęczona emocjami, jakie się w niej kotłowały,
musiała pozwolić im wyjść na światło dzienne. Nawet jeżeli miałoby się to odbić
na Billu. Tak czy siak, to on był przyczyną tego, że jej uczucia zostały
skumulowane i przeciążone.
-
Pały..? – uniósł brew spoglądając na nią niepewnie. Dziwnie się czuł słysząc z
jej ust takie słowa. I choć to nie był czas ani miejsce, automatycznie w głowie
zaświtały mu dziwne myśli zupełnie nie pasujące do zaistniałej sytuacji.
-
Serio? Nie odwracaj znowu kota ogonem – zmrużyła groźnie oczy i skrzyżowała
ręce na piersi. Już miał otwierać usta, aby coś powiedzieć, gdy w tym samym
momencie po mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. I poczuł nagle jak robi mu
się słabo. Teraz na pewno będzie skończony. Całkowicie zapomniał o jeszcze
jednym szczególe. Był pewien, że Olivia go za to zabije. – Coś tak pobladł? –
szturchnęła go nie spuszczając z niego swojego dociekliwego wzroku. Zaczynała
się domyślać, że Wokalista ma coś jeszcze za uszami, o czym nie raczył jej
wspomnieć. – Jeszcze jakaś „niespodzianka”?
-
Zaprosiłem kogoś jeszcze… - przyznał, a dziewczyna zaczęła oddychać głęboko. Wiedział
już, że wolałby teraz rozmawiać ze swoją matką, nawet gdyby miał przekazywać
jej najgorsze informacje z tego świata. Do tej pory sądził, że to jego mama
jest straszna, gdy się wścieka… Mylił się. Olivia przebija wszystkie wściekłe
kobiety, jakie kiedykolwiek stanęły na jego drodze.
-
Bill… Czy ty… - Nie dokończyła, gdy z przedpokoju dobiegł ich jakiś donośny,
męski głos.
-
Dzień dobry pani Simone!
Ponownie
wbiła swoje spojrzenie w milczącego Blondyna. Żałował, że nie zdążył otworzyć
drzwi przed swoją mamą i nie mógł przełożyć wizyty przyjaciół na inny termin. Teraz
już byli w środku i Olivia będzie mogła znowu się na niego wściekać. Właściwie
dlaczego on się jej tak boi? Czy to nie jego mieszkanie? Czy to nie jego brat?
Czy to nie jest bardziej jego sprawa, niż jej..? A czy to nie jemu najbardziej zależy na tym,
by Olivia tu została…?
-
Pomyślałem tez, że samo wsparcie mamy może nie wystarczyć… - wyznał po chwili
niczym mały, skruszony chłopiec.
-
Nie wierzę, po prostu nie wierzę – Z jej ust wydobyło się żałosne jęknięcie i
już nawet nie miała słów, aby znowu na niego nawrzeszczeć i zwyzywać go od
kretynów. Kompletnie nie pojmowała jego toku myślenia. Już pomijając, że nic z
nią wcześniej nie ustalił… Co chciał tym osiągnąć? Bo tak naprawdę wszystko
psuł. Postanowił nagle zrzucić na swojego brata najbliższych, żeby truli mu
głowę i przytłaczali. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że każda z tych osób,
patrząca na Toma z żalem i błagająca go, by się za siebie wziął, przygwożdżała
go tylko jeszcze bardziej do tego cholernego materaca na łóżku. – Pójdziesz i
powiesz im, żeby wyszli? Czy ja mam to zrobić? – zapytała beznamiętnie.
-
Jak to?
-
Naprawdę cię to dziwi, czy tylko udajesz?
-
Po prostu… Dlaczego mam ich wypraszać? Przecież specjalnie prosiłem, żeby
przylecieli… Aż z Niemiec.
-
Nie mówię ci, żebyś kazał im wracać do Niemiec, tylko wyjść stąd. Zaproś ich na
inny dzień, gdy Tom będzie miał ochotę się z nimi zobaczyć – oznajmiła dobitnie
z nad wyrazistym spokojem, który tylko podkreślał wciąż kotłującą się w niej
złość. – Dobrze, sama się tym zajmę! – uniosła teatralnie ręce widząc, że nie
ma na co liczyć ze strony Billa. Nie zamierzała czekać nawet na jego reakcję. Zostawiła
go w pokoju i szybkim krokiem udała się w kierunku pomieszczenia skąd
dochodziły głosy. Nie musiała jednak iść daleko, gdyż dwóch rosłych mężczyzn
wyszło jej naprzeciw zmierzając najprawdopodobniej do sypialni Gitarzysty. Nie
było im dane jednak zajść dalej, bo Olivia stanęła im na drodze.
-
Dzień dobry – rzuciła na wstępie starając się być miła. W końcu nie oni tu
zawinili, tylko ich genialny przyjaciel. Trudno jednak było trzymać nerwy na
wodzy. Mężczyźni patrzyli na nią nieco zaskoczeni pomimo że wiedzieli, iż ją
tutaj zastaną.
-
Cześć. Olivia, prawda? – Georg odezwał się jako pierwszy lustrując ją uważnie
swoim spojrzeniem. Wyglądała dokładnie tak, jak opisywał ją Bill.
-
Owszem – potwierdziła natychmiast. – Miło, że przyjechaliście… Ale nie możecie
dzisiaj zobaczyć się z Tomem – oznajmiła na wstępie stawiając kawę na ławę.
-
Jak to? – zdziwił się zerkając niepewnie na stojącego obok przyjaciela. Co jak
co, ale na to przygotowani nie byli. Dawno nie widzieli się z Bliźniakami,
sądzili, że dziś spędzą razem trochę czasu.
-
Przykro mi. Bill da wam znać, kiedy będziecie mogli przyjść…
-
Nie rozumiem. Dlaczego teraz nie możemy się z nim zobaczyć? – Basista jednak
nie dawał tak łatwo za wygraną, co nie podobało się Olivii i wiele też
utrudniało. To nie było najłatwiejsze i najprzyjemniejsze zadanie wypraszać nie
swoich gości i przyjaciół. Chyba naprawdę dziś Billowi stanie się jakaś
krzywda.
-
Myślę, że wasz przyjaciel wam to wyjaśni.
-
Och, daj spokój. Chociaż się przywitamy – wtrącił się Gustav, który od razu
wyrwał się do przodu chcąc wejść do pokoju Toma. Brunetka jednak była szybsza i
w mgnieniu oka znalazła się przed drzwiami zasłaniając wejście. – No bez jaj…
-
Ej, serio… Co ty robisz? – Georg roześmiał się chyba nie do końca wierząc, że
to wszystko dzieje się na poważnie. Niemniej, wyglądało to komicznie, gdy tak
drobna dziewczyna próbowała zatarasować przejście dwóm, wielkim facetom. – Daj
nam wejść na moment i sobie pójdziemy.
-
Właśnie o to chodzi, że żaden moment – zakomunikowała stanowczo. – I to nie są
żadne żarty.
-
Ona mówi poważnie… - Z sąsiedniego pokoju wyszedł w końcu Bill, który nareszcie
raczył wspomóc Olivię, choć i bez niego by sobie świetnie poradziła. Nie
potrzebowała już od niego żadnego wsparcia.
-
Zapomniałeś wspomnieć, że ta urocza żona Toma jest tak zaborcza i niemiła –
mruknął urażony Perkusista i niechętnie cofnął się do tyłu. – Wyjaśnisz nam o
co chodzi?
-
Jasne, że wam wyjaśnię. Ale może już nie tutaj. Chodźcie, pójdę z wami… Dla
mnie już dziś chyba też tutaj nie ma miejsca – stwierdził spoglądając w
kierunku dziewczyny. Nie drgnęła nawet na milimetr. Jej twarz nie wyrażała już
żadnych emocji, schowała je wszystkie w sobie tylko ze względu na Gustava i Georga.
Nie chciała robić przy nich scen. Ale jej złość na Billa, przekroczyła w tym
momencie wszelkie granice. Tym bardziej, że faktycznie wyszła przez niego na
idiotkę. Wredną sukę. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę. Nie
sądziła, że kiedykolwiek będzie uczestniczyła w takiej sytuacji.
Dopiero,
gdy cała trójka skierowała się do wyjścia i po chwili opuściła mieszkanie,
dotarło do niej co dziś się wydarzyło. Każda sytuacja z osobna. Każda chwila,
słowo, uczucie. I jej wszystkie działania pod wpływem emocji. Żadne nie było
nawet trochę przemyślane. I nie wierzyła, że stoi przyklejona do drzwi od
pokoju Toma. Niczym rycerz broniący
twierdzy.
-
Niezłe posunięcie.
Zwróciła
gwałtownie swoje spojrzenie na kobietę stojącą przy wejściu od kuchni. Nie
miała pojęcia, jak długo tam stała, jak wiele widziała i słyszała. Nie
wiedziała też, czy ma traktować jej słowa, jako komplement, czy przeciwnie. Uspokoiła
się jednak, gdy na twarzy pani Kaulitz pojawił się lekki uśmiech. Mogła chyba
odetchnąć z ulgą… Albo wcale nie.