Kolejny
ranek jak zwykle przywitał Los Angeles bezchmurnym niebem obdarzając
mieszkańców ciepłymi promieniami słońca. Tak ładna pogoda za oknem napawała
pozytywną energią. A owej, tego dnia, wcale nie brakowało Olivii, która
obudziła się w wyśmienitym humorze. Podobnie jak i również Tom. Obydwoje
zdawali się być jak nowo narodzeni, co najmniej, jakby w ich życiu stał się jakiś
cud. A przecież nie wydarzyło się nic wielkiego. To tylko kilka słów, kilka gestów, kilka wspólnych chwil… I świat
przybiera zupełnie nowych, lepszych barw. Relacja między dwojgiem młodych ludzi
zmieniła się diametralnie. Jeszcze tydzień temu nikt by nie powiedział, że to w
ogóle możliwe. Tymczasem potrafili rozmawiać ze sobą bez żadnych spięć,
dogadywali się tak, jakby znali się od lat i nie było między nimi
ograniczających ich blokad.
Od
razu po śniadaniu, Olivia pomogła Tomowi ponownie w wyborze ubrań na ten dzień.
Spodziewał się dziś gości, więc chciała, by czuł się przy nich jak najlepiej. A
odpowiedni wygląd, to już pierwszy krok do sukcesu oraz zmiany swojego
nastawienia. Tym razem nie czuła się już tak dziwnie grzebiąc w jego rzeczach…
Przynajmniej do czasu, gdy nie natknęła się na damskie ciuchy, których nigdy
wcześniej tu nie widziała. To był moment, w którym coś nią wstrząsnęło. Jakby
ktoś znienacka wylał na nią wiadro zimnej wody. I nie rozumiała, dlaczego
reaguje w ten sposób. Przecież wiedziała, że istnieje w życiu Toma ktoś
jeszcze. Jego dziewczyna. Wiedziała o tym kilka miesięcy temu, gdy z nim flirtowała w barze, gdy całowała
jego usta, gdy tuliła się do jego nagiego torsu… Gdy brała z nim ślub. Wiedziała o tym także po wypadku, po powrocie
do domu, po przyjeździe do Los Angeles. To, że jej nie widziała, nie oznaczało,
że jej nie było. A chyba wolała nie mieć tej świadomości. Świadomości, która
zaskakująco dogłębnie i mocno ją dotykała.
-
Nienawidzę zakładać tych pieprzonych skarpetek – Drgnęła wyrwana z głębokiego
zamyślenia, słysząc za sobą zirytowany głos Gitarzysty, który właśnie wysilał
się by wcisnąć bawełniany materiał na swoje stopy. Musiała się w tej chwili
ogarnąć, by nie zauważył, że cokolwiek jest nie tak. Nie powinna się tak
zachowywać. Nie powinna… Mieć wyrzutów sumienia. W końcu, to ona tu teraz była…
Nie Ria. To ona gotowała, sprzątała i prała dla Toma. To ona o niego dbała i
zajmowała mu czas… I ona również
wpieprzyła się między dwoje ludzi…
-
Gdybyś nie był taki uparty i dał sobie pomóc, nie musiałbyś się męczyć –
mruknęła odwracając się w jego kierunku wraz z wybranymi przez siebie rzeczami.
-
Jeszcze nie zwariowałem, żebyś musiała mi skarpetki zakładać.
-
No naprawdę, to byłoby istne szaleństwo – stwierdziła kręcąc przy tym z
dezaprobatą głową i podeszła do niego podając mu jego rzeczy. – Mam rozumieć,
że w niczym nie dasz sobie pomóc?
-
Umiem się ubrać, naprawdę. Sama widziałaś, że umiem… - rzekł unosząc na nią
swoje spojrzenie. – Poza tym… Chciałaś, żebym zaczął żyć czy coś tam… No to
chyba powinienem się nauczyć, sam sobie radzić? – zapytał, zaskakując ją tym
bardzo. To nie było głupie. Miał rację. Powinna pozwolić mu działać samemu, nie
może całe życie skakać wokół niego, jak wokół małego dziecka. Dziecko już jedno
ma…
-
Dobrze, to ja też się przygotuję w tym czasie do pracy – westchnęła kierując
się od razu do wyjścia. O siebie również musiała trochę zadbać.
-
Musisz tam iść?
-
Muszę, Tom. Chyba nie chcesz znowu zaczynać tego tematu? – spojrzała jeszcze na
niego wymownie, gdy jego głos zatrzymał ją przy drzwiach. Ostatnia ich rozmowa
na temat jej nowej pracy była dosyć burzliwa, ale sądziła, że doszli do
jakiegoś porozumienia.
-
Nie… Po prostu miałem jeszcze nadzieję, że może zmieniłaś zdanie. Poza tym… Kto
będzie mnie bronił, jak ciebie nie będzie?
-
Poradzisz sobie, jesteś dużym chłopcem. Pamiętasz, co mi obiecałeś?
-
Pamiętam – potwierdził. Nie zapomni tej chwili chyba już do końca swojego
życia.
-
To dobrze. Pamiętaj, że wszystko co teraz robisz jest częścią tej obietnicy.
-
Wiem.
-
Ubieraj się, bo przyjaciele zastaną cię w samych gaciach jak tak dalej pójdzie
– ponagliła go i posyłając mu swój uśmiech, zniknęła za drzwiami zamykając je
za sobą. Westchnął ciężko zostając znowu sam ze swoimi myślami. Obawiał się
trochę spotkania z chłopakami, dawno się nie widzieli. A ostatnim razem, nie
był dla nich zbyt miły. Dla nikogo nie był. Wiele się zmieniło… Ale czy będzie
potrafił rozmawiać z nimi jak kiedyś? W dodatku czuł się niepewnie, gdy Olivii
nie było w pobliżu. Ona stała się jego ostoją. Emanowała od niej aura, która
pozwalała mu zachować spokój i trzeźwe myślenie. Sprawiała, że potrafił myśleć
szerzej i chować swoją cholerną dumę w kieszeń, przynajmniej na jakiś czas. A
wtedy nagle wszystko jakby się układało, jakby jego przyszłość nie była całkiem
stracona…
Długa
droga jeszcze przed Tobą nim zrozumiesz, że Twoja przyszłość leży w Twoich
rękach.
Siedział
na łóżku a jego nogi zwisały swobodnie. Stopy stykały się z podłożem, którego
nie czuł. Przypatrywał się im beznamiętnie od dłuższego czasu, próbując
zrozumieć dlaczego wyglądają na całkiem zdrowe, a odmawiają mu posłuszeństwa.
Chciałby móc poczuć ten cholerny dywan pod nogami. Chciałby móc wstać i po
prostu wyjść z tego pokoju.
Nie
możesz.
Nie
możesz.
Nie
możesz.
Dwa
wyrazy huczały mu w głowie przyprawiając go nieustannie o białą gorączkę. Tak
bardzo dobitne.
Może
byś mógł, gdybyś naprawdę chciał.
Przymknął
powieki oddychając głęboko. Musiał się uspokoić, wziąć w garść. To nie był
odpowiedni moment, żeby znowu zacząć się nad sobą użalać. Właściwie od wczoraj,
już żaden moment nie będzie nigdy na to odpowiedni. Złożył obietnicę, której
musi dotrzymać. Od jego decyzji i postępowania zależy również życie kogoś
innego. Wcześniej tego nie rozumiał, nie zastanawiał się nad tym. Jego egoizm
pozwalał mu na nieustanne trwanie w bezczynności. Nie umiał już dłużej być tym
egoistą. Padło zbyt wiele słów, spojrzeń
i gestów. I choć trudno było uwierzyć, że cokolwiek jeszcze może się w jego
życiu zmienić, on musiał mieć nadzieję. Nie sądził, że jest jeszcze zdolny, by
ją w sobie odnaleźć. Może to dlatego, że wcale jej nie szukał. Olivia robiła to
za niego. Z upartością największej oślicy, każdego dnia. Kiedy tylko o tym
myślał, uśmiech automatycznie wkradał się na jego twarz. Każda najdrobniejsza
myśl o tej kobiecie, sprawiała, że czuł się tak niewyobrażalnie dobrze.
-
Tom, wychodzę już – Uniósł swój nieprzytomny wzrok, gdy dotarł do niego jej
głos. Stała w drzwiach uśmiechając się pogodnie. Wyglądała całkiem zwyczajnie,
jej nowa praca nie wymagała specjalnego ubioru. Ale według niego i tak była
piękna. Nawet w tym powyciąganym swetrze i dżinsach. Właśnie w takiej kreacji
była najpiękniejsza. A jeszcze piękniejsza potrafiła być, gdy trzymał ją nagą w
swoich ramionach… - Bądź grzeczny.
-
Jasne, powodzenia – odparł pospiesznie zdając sobie sprawę, że od dłuższej
chwili wgapiał się w nią, jak popaprany a jego głowę zaczynały zaprzątać bardzo
nieprzyzwoite myśli. Zdążył poczuć, jak robi mu się gorąco. Olivia na szczęście
w porę wyszła, nie dostrzegając wypieków na jego twarzy. Znowu mógł się poczuć
jak dzieciak. Już dawno nie fantazjował o żadnej dziewczynie. Nie czuł się z
tym zbyt komfortowo. To nie było w jego stylu. Zawsze mógł mieć wszystko o czym
pragnął, więc nie musiał o tym marzyć.
All along it was a fever
A cold sweat, hot-headed believer
I threw my hands in the air I said show me something
He said if you dare come a little closer*
A cold sweat, hot-headed believer
I threw my hands in the air I said show me something
He said if you dare come a little closer*
- Nowy Jork? A może coś bardziej szalonego? – Mężczyzna opadł
na kremową pościel tuż obok brunetki, która od dłuższego czasu leżała na
brzuchu, przed laptopem przeglądając różne strony w Internecie. Omawiali
właśnie miejsce swojego przyszłego zamieszkania. Nie mogli przecież do końca
życia ukrywać się w hotelu, choć to było całkiem przyjemne i wygodne pod wieloma
względami.
- Na przykład?
- Tokio – uśmiechnął się szeroko, gdy uniosła na niego swoje
zdziwione spojrzenie. Nie spodziewała się po nim takich klimatów. Jego jednak
od zawsze kręciły wielkie miasta, goniące za rozwojem technologii. Nieustannie
tętniące życiem. Zawsze chciał odwiedzić Japonię, szczególnie właśnie Tokio. I
nawet udało mu się spełnić to marzenie. Mimo to, nigdy nie myślał, by
zamieszkać tam na stałe. Ale teraz… Teraz kiedy cały świat stał przed nim
otworem, kiedy zamierzał odmienić całe swoje życie… Nie miał żadnych oporów. –
Co o tym myślisz?
- To naprawdę szalone – roześmiała się głośno. Trudno było
jej wyobrazić sobie, siebie w takim miejscu. Obawiała się dalekich wyjazdów, do
obcych krajów. Nawet tych anglojęzycznych… a teraz miałaby zamieszkać w Azji? –
ale jeśli ty tam będziesz, ja też chcę tam być – dodała spoglądając mu głęboko
w oczy. Uwielbiał te momenty. Kiedy zatapiał się
w jej spojrzeniu odczuwając spokój i pewność. Jakby były odpowiedzią na
wszystkie wątpliwości.
- Olivka… Czy to możliwe, żeby w tak krótkim czasie móc kogoś…
pokochać? - ostatni wyraz z trudem przeszedł mu
przez gardło. Słowo KOCHAĆ przybierało nagle zupełnie innego znaczenia.
Nie odpowiedziała
mu od razu. Odwróciła zmieszany wzrok skupiając go na klawiaturze komputera.
Czuła, jak jej serce zaczyna bić dwa razy mocniej. Zdawała sobie sprawę z
powagi wypowiedzianych przez niego słów. I choć nie było to dosłowne, brzmiało
niemal jak wyznanie miłości. Między wierszami słyszała wyraźnie: „kocham cię, tylko jeszcze nie jestem
pewien, czy to w ogóle jest możliwe. Kocham cię tylko jeszcze nie umiem
przyznać się do tego przed samym sobą.”
- Myślę, że tak… - Przerwała panującą między nimi ciszę, na powrót
obdarzając go swoim ciepłym spojrzeniem. - Można pokochać kogoś bezgranicznie, w tak krótkim
czasie. Więź nadaje sensu, nie
czas spędzony razem. Po prostu… trzeba to czuć – powiedziała cicho, dokładnie to co sama czuła. Wierzyła
w to, jak w nic innego na świecie. Teraz i on również mógł uwierzyć.
Round and around and around and around
we go
Oh, now, tell me now, tell me now, tell me now you know*
Oh, now, tell me now, tell me now, tell me now you know*
Odgłos,
najpierw otwieranych a następnie zamykanych drzwi dochodzący z przedpokoju, był
dla niego znakiem, że jego goście właśnie przybyli. Poczuł lekki stres słysząc
coraz wyraźniejsze głosy oraz zbliżające się kroki. Od dawna nie widział się z
przyjaciółmi, nie wiedział jak będą zachowywać się wobec niego. A tego obawiał
się chyba najbardziej. Brakowało mu pewności siebie i nie wynikało to przez
brak zaufania do chłopaków z zespołu, ale bardziej z tego, że czuł się jak
trędowaty. I uważał, że jego kalectwo automatycznie stawia go w tym gorszym
świetle. Sam pamiętał swoje myśli, które nie raz krążyły mu w głowie na widok
osoby niepełnosprawnej. Nigdy z nich nie szydził, niemniej zawsze odczuwał dużo
współczucia, a nawet litości dla takich ludzi. Nie chciał tego samego dla
siebie. Nie potrzebował. Tylko, że nie ma zbytnio wpływu na to, co ktoś sobie o
nim pomyśli.
-
Cześć, Tom. Możemy? – Zza drzwi wychyliła się blond głowa jego brata, który
najprawdopodobniej został wysłany na obadanie terenu. Mężczyzna skinął tylko
głową dając im przyzwolenie a sam jednocześnie próbował się rozluźnić i wymusić
na swojej twarzy jakiś przyjemniejszy wyraz. Lekki uśmiech by nie zaszkodził. Od
pierwszego wrażenia też wiele zależy. Co innego, gdy zobaczy się przed sobą
ponurego faceta, który wygląda, jakby nie miał ochoty dłużej żyć a co innego,
gdy będzie sprawiał wrażenie pozytywnie nastawionego. On był gdzieś pomiędzy
tymi dwoma opcjami.
-
Cześć, stary!
Nie
kazali mu długo na siebie czekać. Po krótkiej chwili cała trójka zawitała w
jego sypialni. Georg od razu do niego podszedł podając mu rękę i obejmując go
przyjaźnie. Gustav zaraz uczynił podobnie i obydwaj uśmiechali się przy tym
serdecznie. Zupełnie, jakby wpadli w odwiedziny do kumpla jak za dawnych lat. Niemniej,
sądził, że po tym radosnym przywitaniu nastanie niezręczna cisza, która będzie
musiał zapełnić Bill. Mylił się jednak. Muzycy wcale nie wydawali się być
skrępowani, czy w jakikolwiek inny sposób ograniczani. Georg usiadł obok niego,
a Gustav naprzeciwległym fotelu.
-
Trudniej się do ciebie dostać niż, gdy fanki okupowały wasze mieszkanie – stwierdził
Perkusista opierając się wygodnie o miękkie oparcie fotela. Tom uśmiechnął się
na myśl o Olivii, która tak zacięcie go wczoraj broniła. – Przyznam, że
zaskoczyłeś mnie wyborem kobiety.
-
Oj tak. Wydaje się być zbyt dominująca, jak na ciebie – dorzucił ze śmiechem
Georg. – Właśnie, gdzie ona teraz jest? – Przeniósł swoje zaciekawione
spojrzenie na milczącego Gitarzystę.
-
Poszła do pracy…
-
Jakiej pracy? – wtrącił zdziwiony Bill. Nie wiedział nic na ten temat. Co
prawda, Olivia ostatnio się na niego obraziła, ale praca to chyba nie jest coś,
co się dzieje z dnia na dzień.
-
Uparła się na pracę w tej spelunie u nas. Nie udało mi się wybić jej tego z
głowy – wyjaśnił bez entuzjazmu. Nadal nie podobał mu się ten pomysł. I był
pewien, że wcześniej czy później, dziewczyna sama się do tego przekona. Oby
tylko nie musiała zbyt mocno żałować, że go nie posłuchała. Nie chciał, by
stało jej się coś złego.
-
Cóż, widać kto rządzi w tym związku – rzucił zadziornie Geo, na co jego
przyjaciel obdarzył go tylko swoim surowym spojrzeniem. Jeśli chodzi o poziom
dokuczliwości, czy żartów to na pewno się nie zmieniło. – Powiem szczerze, że
wczoraj nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. Ale widzę, że to głębsza sprawa i
chętnie bym ją poznał. Może się pomyliłem.
-
Oczywiście, że się pomyliłeś – zapewnił go nie mając co do tego najmniejszych
wątpliwości. – Po prostu nie możesz pogodzić się z tym, że kobieta mówiła ci co
możesz, a czego nie – Posłał mu swój wredny uśmiech odgryzając się przy tym za
wcześniejszą uwagę. Zdecydowanie nic się między nimi nie zmieniło.
-
Myślę, że nie powinniśmy obgadywać Olivii za jej plecami. Sami ją poznacie, gdy
wróci z tej swojej pracy – Wokalista przerwał im dyskusję, która według niego
do niczego nie prowadziła. I była w tym
słuszność. Sam nie chciałby, żeby ktoś mówił o nim w taki sposób pod
jego nieobecność. – Jestem pewien, że się do niej przekonacie. To bardzo
sympatyczna osoba.
-
Właśnie – Tom poparł go bez wahania. Jemu najbardziej zależało, by jego
przyjaciele polubili Olivię. Przede wszystkim dlatego, żeby ona mogła czuć się
przy nich dobrze. Po ostatnim spotkaniu z nimi miała wyrzuty sumienia i zapewne
obawiała się kolejnego. A nie powinno tak być. – To może opowiecie teraz co u
was? U mnie jak widać, bez większych zmian.
-
Zależy, jak na to spojrzeć. Nowa kobieta w życiu to ogromna zmiana. A wasza
historia w ogóle jest szalona…
-
Wolałbym się jednak w nią nie zagłębiać.
-
Szkoda, bo w sumie nie mieliśmy okazji jeszcze o tym pogadać a chętnie
poznałbym więcej szczegółów.
-
Może kiedyś – uciął nie będąc jeszcze gotowym na opowiadanie historii swojego życia.
-
No dobra, nie naciskam. Będziesz chciał, to nam powiesz. Na razie lepiej skupmy
się na twojej rehabilitacji. Dojrzałeś już do tego? Czy trzeba ci nakopać do
tyłka?
-
Raczej nie mam wyjścia, gdy stawiacie mnie przed faktem – rzekł poważnie,
rzucając przy tym pełne wyrzutu spojrzenie bratu. Bill tylko zrobił minę w
stylu „to wszystko dla twojego dobra” i nawet się nie odezwał. Tchórz.
-
Słuchaj Tom, Bill i tak miał zbyt
wiele cierpliwości. Na jego miejscu już dawno bym cię do tego zmusił. Więc
chyba nie powinieneś narzekać, doceń te starania – Gustav bez zastanowienia stanął
w obronie przyjaciela. Osobiście podziwiał go, że był w stanie zwlekać z tym
wszystkim, aż tak długo. Patrząc każdego dnia, jak jego ukochany bliźniak
zatraca się w sobie i dosłownie powoli znika.
Wszyscy najbliżsi zastanawiali się na co on tak naprawdę czeka… I w
sumie nie wiedzą tego do dziś, ale nie to jest istotne. Bo w końcu zaczęło się
coś dziać. W końcu z Tomem jest lepiej. W końcu coś się zmienia, na lepsze.
Nieważne jest więc jakie były i są tego przyczyny.
- Z pewnością – bąknął pod nosem zaciskając
mocno usta. Na język cisnęło mu się znacznie więcej słów. Dużo mniej
przyjemnych. Trudno mu było się powstrzymać od wypowiedzenia ich na głos i
rozpoczęcia zaciętej dyskusji. Bo na pewno nie skończyłoby się to dobrze i nikt
nie wyszedłby stąd z uśmiechem na twarzy. Kolejni ludzie, którzy z taką
łatwością potrafili ocenić sytuację. Ocenić jego. Bo to przecież… takie proste.
Pozwalasz, by słowa ugrzęzły Ci w gardle.
Próbujesz zachować pozory i udawać, że wcale
się nimi nie dławisz… Podczas, gdy te zatapiają się w Tobie. Zamieszkują w
Twojej duszy, aby pozostać w Tobie na zawsze.
Nigdy nie wypowiedziane.
Nigdy nie usłyszane.
Słowa.
Było kilka minut po dwudziestej drugiej, gdy
młoda dziewczyna opuściła miejsce swojej pracy, wychodząc tylnymi drzwiami. O
tej porze bar pękał w szwach a ona nie chciała narażać się na nieprzyjemności
ze strony pijanych klientów. Wolała, żeby jej pierwszy dzień pracy dobiegł
końca w spokoju. I co najważniejsze, aby w żadnym przypadku nie musiało okazać
się, że jednak Tom miał rację. Nie tylko on miał dobrą znajomą noszącą zacne
imię, duma. Wbrew pozorom mają ze sobą o wiele więcej wspólnego, niż ktokolwiek
mógłby pomyśleć.
Odpowiadało jej, że mieszkanie Toma znajdowało
się po drugiej strony ulicy. Nie musiała się martwić o późne powroty a
dodatkowo mogła szybciej dotrzeć na miejsce. Dziś jakoś wyjątkowo nie mogła się
doczekać ponownego spotkania z Muzykiem. Była ciekawa jak przebiegła wizyta
jego przyjaciół. Trochę żałowała, że nie mogła przy tym być. W końcu to też
jest jakiś krok na przód… Zaczynała czuć się trochę, jak matka obserwująca
postępy swojego syna. To zdecydowanie nie było dobrym uczuciem. Tym bardziej,
że ona ma już kogo obserwować… I wcale tego nie robi. Po raz kolejny
zdecydowała się opuścić swoje dziecko próbując ułożyć sobie życie. Mimo że
robiła to także dla niego, nie mogła wyzbyć się poczucia egoizmu. Nie ma
gorszego uczucia dla matki, jak to, gdy zawodzi swoje jedyne dziecko. Nic nie
było tak, jak powinno i nikt nie wiedział tego lepiej od niej samej. Myśl o
tym, że już niedługo będzie lepiej, pozwalała jej przetrwać. Nadzieja, która
niosła za sobą wiarę na tą lepszą przyszłość.
Zwolniła, gdy dochodziła już pod właściwy
budynek. Musiała teraz spróbować w jakiś sposób zagłuszyć wyrzuty sumienia,
wywołane przez myśli o swoim nieudanym życiu, nim pojawi się w mieszkaniu Toma.
Nie potrzebowała, by jeszcze on cokolwiek zauważył i nie daj Boże, zaczął
ciągnąć za język. Pewne tajemnice nie powinny wychodzić na światło dzienne.
Przynajmniej do czasu, który sama nie uzna za odpowiedni.
Mimo później pory, zdecydowała się wykonać
telefon do swojej matki. Nie dzwoniła do niej zbyt często. Przede wszystkim
przez brak czasu, tyle się ostatnio działo. Cały czas się dzieje. Z drugiej
strony natomiast, za każdym razem, gdy dzwoniła do domu czuła, jak się rozpada.
Kontakt z bliskimi łamał ją. Zmuszał do myślenia o tym, co zostawiła za sobą w
Las Vegas. O tym, gdzie jest, a gdzie powinna być.
- Olivia? Stało się coś? – Po kilku sygnałach
kobieta odebrała, wyraźnie zaniepokojona nagłym telefonem od córki. Olivia
odetchnęła głęboko i oparła się plecami o ścianę budynku zbierając jednocześnie
w sobie siły. Nagle ogarnęło ją potworne uczucie zmęczenia. Zmęczenia życiem.
- Nie, nic się nie stało – zaprzeczyła
łagodnie, by ją uspokoić. - Dzwonię tylko zapytać, co słychać?
- Trochę
późną porę sobie na to wybrałaś.
- Wiem, wybacz. Nie miałam wcześniej na to czasu.
Więc co u was?
- Wszystko
w porządku. Tęsknimy tylko za tobą.
- Ja za wami też. Przyjadę do was w weekend.
- Dobrze
by było. Powinniśmy chyba porozmawiać…
-
O czym? – Zmarszczyła brwi przeczuwając już, że nie spodoba jej się temat owej
rozmowy. Zbyt dawno nikt nie wtrącał się w jej życie. Widocznie nie mogło tak
pozostać do końca. Przez chwilę wydawało się jej, że zdołała chwycić mocno za
ster i samodzielnie kierować swoim statkiem. Niemniej, wystarczył moment, żeby
ktoś to skutecznie zaburzył. Pozwolił zwątpić.
-
O twoim życiu – odparła krótko na co
Liv wywróciła oczami, czego na szczęście kobieta nie mogła zobaczyć.
-
Och, mamo proszę cię. Nawet nie myśl o tym, że będę rozmawiała z tobą na temat
Iana – zarzekła się od razu. Dotychczasowe milczenie jej matki w tej sprawie
było zbyt podejrzane. Przecież nikt tak bardzo nie stał murem za tym związkiem,
jak ona. Uważała tego faceta za ósmy cud świata. Za cud, który został zesłany
specjalnie dla jej córki i zbrodnią byłoby odrzucenie go.
-
Dziecko, przecież tak nie można…
-
Jak nie można? – westchnęła głośno z rezygnacją. – Zresztą, nieważne. Nie będę
z tobą o tym rozmawiała. Zadzwonię jutro, w dzień. Ucałuj ode mnie małego –
Postanowiła uciąć tę dyskusję nim zdążyłaby się za nadto rozwinąć. Nie miała
siły na telefoniczne sprzeczki z rodzicielką. Ostatnie czego było jej trzeba to
kłótnie na temat jej związku z Ianem. A wiedziała, że inaczej by się to na
pewno nie skończyło. Matka była kolejną osobą, która najchętniej ułożyłaby jej
całe życie według swojego własnego planu. Kolejną osobą, która wiedziała, co
jest dla niej najlepsze. Dla jej córki i wnuka. Drugą taką osobą, był sam Ian. Nic
dziwnego, że mieli ze sobą taki świetny kontakt.
-
Dobrze. Do usłyszenia.
Zakończyła
połączenie wrzucając telefon z powrotem do torebki. To zdecydowanie nie był
dobry pomysł, aby dzwonić do domu akurat w tym momencie. Miała nadzieję, ze
dzięki temu choć trochę poczuje się lepiej, lecz stało się zupełnie odwrotnie.
Nie dość, że wciąż towarzyszyły jej wyrzuty sumienia, to dodatkowo jeszcze się
zirytowała. Już nawet straciła ochotę na rozmowę z Tomem. Będzie musiała się
wymigać zmęczeniem po pracy i po prostu od razu iść spać. Miała tylko nadzieję,
że jego goście już wyszli. W innym wypadku znowu mogłaby wyjść w ich oczach na
niezbyt sympatyczną.
W
mieszkaniu, jak się okazało, było zbyt cicho jak na obecność kilku osób. Wywnioskowała
więc, że Tom musi być sam. Odetchnęła z ulgą na tę myśl i zdejmując w
przedpokoju buty, zamknęła drzwi na klucz. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Zaraz
też przybiegł do niej pies merdając wesoło ogonem, aby się przywitać.
Pogłaskała go po łebku mówiąc przy tym kilka czułych słówek i od razu poprawił
jej się nastrój. Zwierzakowi chyba także, bo gdy od niej odchodził, był jeszcze
bardziej zadowolony niż przed paroma chwilami.
-
Cześć – Serce podeszło jej niemal do gardła, gdy wyrósł przed nią Bill.
Całkowicie o nim zapomniała a jakby nie patrzeć, również był właścicielem tego
mieszkania. Niemniej, nie miała najmniejszej ochoty teraz się z nim widzieć a
już na pewno rozmawiać.
-
Cześć – mruknęła tylko, obdarzając go przelotnym spojrzeniem i wyminęła go
kierując się w stronę pokoju Toma. Nie musiała wiele mówić, żeby widział, że
wciąż jest na niego obrażona. Chyba nie należała do ludzi, którzy szybko
zapominają.
-
Nie będziesz już ze mną rozmawiać? – zawołał za nią podążając w jej ślady.
-
Nie mam już dziś siły na kolejne rozmowy, Bill – odparła wchodząc do pokoju, w
którym też zamknęła za sobą drzwi, by przypadkiem Billowi nie wpadło do głowy
przychodzić tu za nią. Jak trochę się pomęczy, nic mu nie będzie. I na
szczęście, chłopak wiedział kiedy odpuścić. Jedna noc więcej go nie zbawi.
-
A jakbym był goły? – Drgnęła, gdy znajomy głos wyrwał ją z zamyślenia. Przez
moment zapomniała, że przecież przyszła do Toma. Odwróciła się w jego kierunku
unosząc przy tym z zaintrygowaniem brwi. Aż jej się cisnęło na usta, żeby mu
coś odpowiedzieć, ale powstrzymała się od tego. Zastąpiła to jedynie wymownym
uśmiechem. – Ech, o czym ja w ogóle mówię. To tylko bardziej was zachęca by
wchodzić tutaj bez pukania – wywrócił teatralnie oczami, a dziewczyna zaśmiała
się pod nosem.
-
O tak. Rozgryzłeś nas – potwierdziła podejmując się jego gry. Te słowa
zdecydowanie przypominały dawnego Toma. – Jak tam? Bardzo cię wymęczyli? – Zmieniła
temat podchodząc do niego bliżej. W odpowiedzi wzruszył obojętnie ramionami,
wyraźnie również nie mając ochoty wdawać się w dłuższe rozmowy. Czuł się
rozdarty i sam nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Nie było źle, ale
nie było również tak, jakby tego chciał. I być może już nigdy nie będzie.
-
A u ciebie, jak?
-
Podobnie – uśmiechnęła się lekko. – To co, chyba czas iść spać po tym pełnym
wrażeń dniu…
-
A film? – Spojrzał na nią spod uniesionych brwi. Pamiętał doskonale. Nie mógłby
zapomnieć. Nie mógłby nie wykorzystać tej sytuacji. – Dziś ja miałem coś
wybrać. Obiecałaś.
-
Nic ci nie obiecywałam – zaprzeczyła ze śmiechem, co po części było zgodne z
prawdą. Wspominała coś o tym, że będzie mógł wybrać film, ale nie obiecywała mu
tego. Choć jemu wcale nie zależało na tytule czy gatunku filmu. Był skłonny
obejrzeć cokolwiek. Nawet najbardziej ckliwy romans… Byle mu przy tym
towarzyszyła. Byle była tak blisko, jak wczoraj. – W takim razie przygotuj coś,
a ja w tym czasie się ogarnę i do ciebie wrócę.
-
Okej – rzucił zadowolony i od razu podniósł się łapiąc za laptopa leżącego na
szafce. To nagłe rozpromienienie na jego twarzy, nie umknęło jej uwadze. Te
nagłe iskierki w oczach. Ten nagły uśmiech…. Zobaczyła to wszystko.
Widziała a jej
serce drżało.
*Rihanna ft. Mikky Ekko – Stay
***
Drogi Czytelniku!
Komentarz od Ciebie jest wyrażeniem szacunku dla mojej pracy oraz motywacją do dalszej publikacji.
Jeśli więc szanujesz moją pracę i chciał/abyś poznać dalsze losy bohaterów, zostaw po sobie ślad.
Nie zarabiam na publikacji, największą i jedyną nagrodą dla mnie jest Twoja opinia.
***
Moi Kochani zapraszam Was do oddania głosu w sondzie na Miłość z Las Vegas w kategorii: blog miesiąca.
Sonda znajduje się na dole pod tym linkiem:
Przeczytałam.
OdpowiedzUsuńNic Ci nie napisze bo nie wiem co.
Dziwne, ale nie potrafię naskrobać nawet słowa odnośnie odcinka.
EEEJ, jestem pierwsza? xD Jak miło! :D Idę czytać, hue hue hue
OdpowiedzUsuńChciałoby się huehuehue :D
UsuńNawet nie wiem, co napisać. Choć może zaraz się rozbudzę. Nie wiem w jaki sposób, ale popudziłaś mnie tym odcinkiem do pisania. Oj tak, zaraz zacznę tylko pierw skomentuję to, co mam do skomentowania.
OdpowiedzUsuńTom wydaje się nareszcie coś rozumieć. Chce sobie pomóc, chociaż jak widać jeszcze nie potrafi przystopować. Bill jest chyba urażony zachowaniem brata, a co dopiero Olivii. Przejdzie mu, przynajmniej mam taką nadzieję. Swoją drogą mam dziwne przeczucia, co do rozmowy Liv z matką, coś mi tu niegra.
Nie pozostaje mi już nic innego, jak życzyć Ci dużo weny i czekania na kolejny wpis! :3
Wowowowowowwo *.* No powiem Ci, ze miła niespodzianka w niedzielny wieczor. xD Takze bardzo dziekujemy i liczymy na wiecej takich niespodzianek w przyszłosci :P Odcinek super. Okropnie cieszą mnie zmiany w relacji Tom-Liv itp. :) Zycze im jak njalepiej i byc moze wprowadzenia do fabuły małymi kroczkami dziecka Olivii? To by było cos xD a co tam, nie moze byc wiecznie różowo haha xd
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i wiecej takich "umilaczy czasu" w postaci nowego rozdziału w niedzielne samotne wieczory/noce :33 Pozdrawiam <3 :**
Vicky.
Żal mi Toma. Z pewnego siebie, silnego mężczyzny stał się kaleką, ale jednocześnie wkurza mnie to, że nie weźmie się w garść. Liv całe życie nie będzie na niego czekać... Liczę na to, że w końcu uświadomi sobie, że chcieć to móc. Bo właśnie od jego zapału zależy przyszły sukces i stanie się znów niezależnym Tomem...
OdpowiedzUsuńTo takie słodkie, że oboje się w sobie zadużyli, ale żadne z nich się do tego nie przyznało. Na dłuższą metę to nierozsądne, ale czuję, że relacje między nimi będą się systematycznie poprawiać.
I strasznie ciekawi mnie wątek synka Liv. Kiedy Tom go pozna i czy w ogóle go pozna. I czy zaakceptuje. No nic, pozostaje mi czekać na kolejne odcinki :)
Życzę weny! :-*
Z jednej strony fajnie być na bieżąco, ale z drugiej takie czekanie na rozdział jest okropne! :D mogłabym tak czytać chociaż rozdzialik dziennie :D ale wiem, że tak się nie da niestety :( no, a co do odcinka to super, że Tom w końcu zaczyna wracać do normalności, pomału bo pomału, ale zawsze coś :P i mam nadzieję, że niedługo będą tworzyć z Liv i jej dzieckiem szczęśliwą rodzinkę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Klaudia :)
Niech on zaczyna ta rehabilitację i wraca do pełni sił ! ♡
OdpowiedzUsuńcukiierkoowaa
Tak bardzo miło się czyta jak Tom wydaje się być bardziej żywy niż kilka odcinków temu... :)
OdpowiedzUsuńNa prawdę, uśmiech sam się na twarzy maluje ! :)
Poza tym mam nadzieję,że ich małżeństwo przetrwa i że Tom wróci do sił.
Życzę dużo weny ! :*
Mały chłopczyk dorasta. W końcu. Ale wiedziałam, że prędzej czy później tak się stanie. Olivia jest dla niego olbrzymim oparciem, a jednocześnie jego sumieniem.
OdpowiedzUsuńKurcze, to dziwne, że ta przemiana Toma to tak naprawdę jej zasługa. Wychodzi na to, że Bill tak na prawdę nic nie zdziałał w tym temacie i to mnie trochę deprymuje. Czyżby wraz z zakochaniem miłości do bliźniaka zeszła nieco na drugi plan? Pewnie tak nie jest, ale w gruncie rzeczy z pozycji obserwatora tak to właśnie wygląda.
Ściskam i życzę weny.
P.S. Do twojego nowego-starego bloga robiłam już jedno podejście, ale mi nie wyszło. Do trzech razy sztuka!
Pisz więcej pisz!
OdpowiedzUsuń