poniedziałek, 21 września 2015

29. "Wenn du atmest Fühlst du mich."

- To wszystko wydaje się teraz takie piękne, Tom… Ale nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że jestem dziewczyną po przejściach. Ja wiem – Uniosła dłoń uciszając go jej gestem, nim ten zdołał w ogóle rozchylić usta, by cokolwiek powiedzieć. – Każdy w życiu przez coś przechodzi, to jest nieuniknione. Nie ma ludzi nieskazitelnie szczęśliwych… Ale jest część tych, którzy przeżywają pewne tragedie, odmieniające ich całe życie.
- Czy to coś zmienia?
- Mam nadzieję, że nie – odparła niepewnie. Była już tak bliska wyjawienia mu całej prawdy, tak niewiele brakowało, by runęły między nimi wszystkie mury. Coś jednak wciąż zaciskało się na jej gardle, nie pozwalając wyznać niczego więcej.
- Mimo tego, nadal chcę być częścią twojego życia. Wybrałem Olivkę po przejściach, a nie tą sprzed nich. Zauroczyłaś mnie sobą taką, jaka jesteś teraz – Objął dłonią jej policzek, gładząc go czule. Choć jej oczy zaszły łzami, poczuła się szczęśliwa, słysząc od niego te słowa. Nie musiała obawiać się, że czarne chmury przeszłości zaleją deszczem nowy, lepszy rozdział ich życia. Wierzyła mu. – Tylko ciebie chcę.

- Pachniesz, jak ta zapachowa zawieszka do samochodu - Gitarzysta przesunął nosem po nagiej skórze na ramieniu dziewczyny. Przeszył ją przyjemny dreszcz, gdy poczuła na sobie ten subtelny dotyk w połączeniu z ciepłem, które od niego biło. Ustąpiło to jednak miejsca rozbawieniu, wywołanemu słowami, które padły z jego ust.
- Wszystkim kobietom prawisz tak oryginalne komplementy?
- Nie, tylko tym, które pachną jak zawieszka do samochodu - odparł z powagą, ale po chwili również parsknął śmiechem. - Dobra... ale naprawdę tak pachniesz.
- Dobrze, że chociaż nie śmierdzę.
- To prawda, jest to znaczący plus w tej sytuacji.
- I zawsze możesz zawiesić mnie w swoim samochodzie. Nie ma to, jak taka wielofunkcyjna kobieta.
- Nie mogłem trafić lepiej – podsumował i choć w dalszym ciągu wesołe uśmiechy nie schodziły z ich twarzy, można było bez problemu wyczuć w tym zdaniu wystarczającą ilość powagi. Pozwalało to Olivii czuć się wciąż niezwykle wyjątkowo. Lekko onieśmielona uczuciem, z którym Muzyk wcale się nie ukrywał, ułożyła głowę na jego piersi, wsłuchując się w przyjemny dźwięk bicia serca. Mężczyzna objął ją ramieniem, przyciskając mocniej do siebie. Wolną ręką odnalazł jej drobną dłoń, by spleść ze sobą ich palce. Ten wieczór mógłby nigdy się dla nich nie kończyć. Wszystko wydawało się takie proste a ich umysły i ciała takie beztroskie. Żadne z nich nie potrzebowało nadchodzącego dnia, pełnego niewiadomych. Nie byli pewni, czy mają w sobie na tyle siły, by się zmierzyć z codziennością życia. Z drugiej strony jednak, nie mogli tkwić w miejscu. Nie teraz, gdy wszystko między nimi zaczęło się zmieniać. Gdy stali się dla siebie najważniejszymi osobami na świecie.
- Powinnam iść już do siebie – powiedziała cicho, nie zapominając wcale, że jej synek śpi za ścianą i w każdej chwili może się zbudzić, a wtedy nie ujrzy obok swojej mamy. Czuła się, jakby popełniała zbrodnię, spędzając czas w sypialni Toma, zamiast czuwać przy swoim dziecku. Ale czy naprawdę, to było takie złe?
- Wiem, ale wcale nie chcę cię wypuszczać ze swoich ramion – wyznał, mając świadomość, że i tak nie zdoła jej przy sobie zatrzymać tej nocy. To tylko skłaniało go do myśli o ich przyszłości i kolejnych zmianach, które powinny nastąpić. Mały Michael powinien mieć swój pokój, albo chociaż swoje własne, bezpieczne miejsce do spania. Bo nie miał żadnych wątpliwości, że miejsce Olivii jest u jego boku.
- A ja wcale nie chcę byś mnie z nich wypuszczał.
Podniosła głowę, podsuwając się wyżej, by ich twarze mogły znaleźć się na podobnej wysokości. Uśmiechnęła się do niego czule, przyglądając się jego twarzy. Nie był pewien, czy to co poczuł w tym momencie, jest w stu procentach prawdziwe, czy może znowu ogarnęło go jakieś złudzenie. Ale widział w jej oczach miłość. I tak bardzo trudno było mu uwierzyć, że zdołała go nią obdarzyć.
Opuszkami palców dotknęła jego policzka, pieszcząc szorstką skórę na jego twarzy. Jej dotyk był tak przyjemny i kojący, jakby swoimi dłońmi odprawiała najpiękniejszą magię, wprawiając go w stan błogości. Przymknął powieki, rozkoszując się tą chwilą, dopóki jeszcze ją miał. Olivia badała dokładnie każdy milimetr jego twarzy, zapamiętując jej strukturę. Był tak nieziemsko cudowny. I nie umniejszał temu bujny zarost, który już dawno wymknął się spod czyjejkolwiek kontroli. Przysunęła się jeszcze bliżej, aby tylko móc sięgnąć jego ponętnych ust, które tak dziś kusiły ją przez cały dzień. Czuła, że nie wytrzyma kolejnych minut bez zasmakowania ich. Nie mogła dłużej czekać na jego inicjatywę, gdy sama w głębi wręcz drżała z pragnienia. Lepszego momentu już nie będzie, a ona nie widzi powodu, dla którego miałaby sobie tego odmawiać. 
Obrysowała jego wargi, wywołując tym ruchem niemałe poruszenie w organizmie Toma. Ten jednak trwał wciąż z zewnątrz niewzruszony, pozwalając jej na wszystko. Miał tylko cichą nadzieję, że na tym się nie skończy. Przywykł już do tego, że to Olivia rozdaje karty. Godziło to jego honor, jako mężczyzny, ale póki co wolał, by to od niej głównie zależały ich losy. W końcu była dużo bardziej zorganizowana, świadoma. To ona zawsze stawiała go na przysłowiowe nogi. Oczywiście nie miało być tak już zawsze. Mimo wszystko Tom Kaulitz nadal jest mężczyzną i będzie musiał odzyskać swoją pozycję. Gdy tylko będzie na to gotowy. Tymczasem nie przeszkadzała mu obecna sytuacja. Czuł się pewniej, gdy Liv wychodziła z inicjatywą, nie musiał się wtedy obawiać, że zrobi coś niewłaściwego. Wiedział wtedy, że dziewczyna jest bardzo zdeterminowana i bierze to na co ma ochotę. Nie zamierzał w żaden sposób jej tego utrudniać. 
Pocałowała go krótko, lecz jego usta tego wieczoru przyciągały do siebie jak magnez. Nie potrafiła się od nich oderwać, co od razu poczuł, gdy się do nich namiętnie przyssała. Nie będąc jej dłużnym, ułożył dłonie na jej talii, zsuwając je od razu na pośladki, za które podsunął ją jeszcze wyżej. Teraz niemal leżała na nim, wciąż spijając całą słodycz z jego warg. Objęła jego twarz dłońmi, nie pozwalając mu na zaczerpnięcie zbyt wielu oddechów. Jej język prowadził dzikie tańce wraz z jego nad czym stracił już kontrolę. Pozwalał jej się rządzić nawet w swoich ustach, ale nie zamierzał być zbyt potulny. Korzystając z okazji, przesunął dłońmi po jej nagich udach wdzierając się zaraz pod koszulę a stamtąd niedaleko już mu było do jej pośladków. Podczas, gdy Olivia była całkowicie pochłonięta jego ustami, on podważył materiał jej bielizny, by mieć dostęp do jej nagiej skóry. Dopiero, gdy zacisnął ręce na jej pośladkach, dziewczyna zorientowała się, że jej towarzysz też nie próżnuje. Oderwała się od niego, czując jak podniecenie gwałtownie wstrząsnęło jej ciałem za sprawą jego mocnego dotyku. Spojrzała mu w oczy, dostrzegając w nich ten specyficzny blask. Znała go dobrze jeszcze z początków ich znajomości. Między innymi właśnie tym ją urzekł. Tą dzikością w swoich oczach. 
- Próbujesz mnie zatrzymać? - rzuciła zadziornie, wiedząc do czego prowadzą jego zagrania. Jeszcze przed paroma sekundami zdawał się być taki niewinny, a teraz czuła jego ręce na swoich pośladkach. I to uczucie doprowadzało ją do obłędu. 
- Nie muszę, sama się już zatrzymałaś. 
- Ale nie planowałam... och...
- Hm?
- Dlaczego mam wyrzuty sumienia?
- Jakie?
- Że jestem tu z tobą, zajmujemy się sobą... a moje dziecko śpi za ścianą, zupełnie samo w nadal obcym dla siebie miejscu. 
- Przecież nie dzieje mu się żadna krzywda, a ty nadal jesteś moją żoną. Co jest w tym niewłaściwego? 
- Ale żeś wyciągnął argument z tą żoną - Dźgnęła go palcem w klatkę piersiową, uśmiechając się mimowolnie. Nigdy wcześniej nie mówił o tym tak otwarcie. To był raczej wciąż temat tabu, a przynajmniej tak jej się wydawało do tej pory. 
- Tak naprawdę nie potrzebujesz argumentów, by tu być - Przeniósł ręce z powrotem na jej talię, przyciągając ją ponownie do siebie. - Myślałem, że nie trzeba cię do tego przekonywać. 
- Ja też... ale to wszystko wygląda zupełnie inaczej, gdy ma się przy sobie dziecko. 
- Możesz go tutaj po prostu przynieść i położyć między nami - stwierdził, wpatrując się w jej zatroskaną twarz. Jeśli przed paroma minutami wszystko wydawało się takie proste i beztroskie, to właśnie minęło. Rozprysło się w powietrzu i nie wiadomo nawet, w którym momencie. 
- Tutaj? - Spojrzała na niego zaskoczona. Nigdy, by jej to nawet do głowy nie przyszło. A już na pewno nie spodziewała się, że jemu wpadnie i zaproponuje coś podobnego. 
- Tak,to duże łóżko. Pomieści nas wszystkich, włącznie z psem - Wzruszył ramionami nie widząc żadnego problemu. Ta propozycja przyszła mu z niebywałą łatwością, nawet nie musiał się nad tym zastanawiać. To było dla niego niemal oczywiste w przeciwieństwie do Olivii, która zdawała się być nadal w wielkim szoku. 
- Ale... Naprawdę nie będzie ci to przeszkadzało?
- A w czym ma mi to przeszkadzać? - uniósł zawadiacko brew do góry. - Raczej ty powinnaś się zastanowić, bo wiesz... nie będziesz mogła już tak zachłannie maltretować moich ust - dodał jeszcze z chytrym uśmiechem. I tym razem oberwał z pięści w ramię, co wcale nie było takie delikatne mimo iż Olivia była drobnej postury. 
- Coś ci się nie podobało?
- Ależ nic takiego nie mówię. Przeciwnie... Bardzo mi się podoba, gdy jesteś taka napalona. 
- Nie byłam.... wcale napalona! -  zaprzeczyła gwałtownie, niemal się przy tym zapowietrzając z oburzenia. - To chyba ty! Wciskasz łapy, gdzie nie trzeba! 
- Ależ moje łapy są zawsze tam gdzie trzeba. 
- Głupi jesteś. 
- Dobrze, że ty jesteś chociaż mądra. 
- Tak ci się tylko wydaje, umiem świetnie udawać - skwitowała z przekonaniem, wcale nie zamierzając przestawać się z nim droczyć. Prawdopodobnie to jedna z lepszych rozrywek, właśnie to pokochała. 
- We wszystkim jesteś taka świetna, coraz bardziej mi się to podoba.
- Za bardzo mnie idealizujesz, za jakiś czas będziesz rozczarowany.
- Gdybym miał być, byłbym już dawno. Nie znamy się od dziś.
- Przestań mnie macać, Tom - mruknęła stanowczo, gdy jego silne dłonie przesunęły się wzdłuż jej talii, powodując przyjemny dreszcz na ciele. 
- Nawet nie wiesz, jak cudownie jest móc cię dotykać bez żadnych barier.
- Bardzo szybko się ich wyzbyłeś.
- A ty nie?
- Prawdopodobnie nigdy ich nie miałam. 
- To chyba czas, bym i ja przestał się ograniczać - rzekł dość niepewnie, gdy serce zabiło mu mocniej na samą myśl o tym, co chciał jej wyznać. Patrzyła na niego uważnie, niczego jeszcze nieświadoma. Jego twarz nie zdradzała zbyt wiele. Tylko oczy mówiły, jak bardzo jest w nią wpatrzony. Jakby sam nie wierzył, że ktoś taki może istnieć naprawdę. - Boisz się poważnych deklaracji, Liv? - zapytał całkiem poważnie, zmieniając tym całkowicie panujący między nimi nastrój.
- Przecież to ty się ich boisz - zauważyła sprytnie, posyłając mu swój delikatny uśmiech. 
- Przy tobie chyba nie muszę się już ich bać. 
- Zgadza się - potwierdziła bez wahania. - Więc... chcesz mi coś powiedzieć? - Pociągnęła temat, czując jak coś powoli ściska jej żołądek. Dokładnie w taki sam sposób, jak za każdym razem, gdy ma wydarzyć się coś ważnego. Zupełnie, jakby już wiedziała, co za chwilę usłyszy z jego ust. Może ona sama nie do końca, ale jej serce bez wątpienia i wyraźnie dawało o tym znak. 
- Nie pamiętam kiedy ostatni raz to robiłem... 
- Być może nie było to warte zapamiętania... 
- Chyba powinno wyglądać to zupełnie inaczej.
- Jak?
- Nie tak... nie tak zwyczajnie.
- A może to tylko dobra wymówka?
- Może tak. 
- Pójdę do Mikie'go - Zadecydowała, tracąc już nadzieję, że usłyszy od niego cokolwiek. Widocznie wciąż potrzebował czasu, tylko sama nie wiedziała na co. Było jej przykro, a nawet odczuwała złość. Bo chciała, by chociaż ten jeden krok wyszedł od niego. Tylko tyle było jej potrzebne, może tym razem oczekiwała zbyt wiele. 
Zsunęła się z niego, nie dając po sobie poznać, że coś jest nie tak. A przynajmniej bardzo się starała, by niczego nie zauważył. Niemniej, mężczyzna nie musiał dostrzegać żadnych wskazówek, mając własne sumienie i uczucia. Wiedział, że ta rozmowa nie powinna się tak skończyć. Nie to było celem. Znowu miał spieprzyć sprawę? Znowu stchórzyć? Może najwyższy czas zacząć działać, a nie tylko myśleć o działaniu. 
- Oli... 
- Hm? - mruknęła jedynie, siedząc do niego plecami. Nie zamierzała się odwracać, aby przypadkiem nie wyczytał czegoś z jej oczu.  Nie powinna tak tego przeżywać, wiedziała o tym. Jednak to było silniejsze. Kilka głupich słów, a tak wiele zmienia. Czasem potrafią obrócić całe życie o 180 stopni. 
Milczał jeszcze przez chwilę, ale poczuła, jak dotyka jej dłoni. Przymknęła powieki, gdy przyjemne ciepło rozlało się po jej sercu wyzbywając z niej wszelkie niedorzeczne wątpliwości. 
- Kocham cię, Olivka. 
Czekała na to tak długo, a teraz gdy stało się rzeczywistością, odebrało jej mowę. Widocznie nie wierzyła w niego na tyle mocno, by przygotować się na to, że właśnie tego wieczoru usłyszy wyznanie miłości.
- I czuję, jakbym kochał cię od zawsze...
Odwróciła się do niego, będąc już dogłębnie poruszona. O ile marzyła usłyszeć od niego te dwa słowa, o kolejnych nawet nie śniła.
- Jeszcze wczoraj bałem się ciebie dotknąć, to wszystko między nami jest takie świeże... wydaje się takie kruche i łatwe do zniszczenia. Nie chciałbym stracić tego, nim w ogóle zdąży to rozkwitnąć...
Słuchała go z uwagą, ale jednocześnie walczyła z buzującymi w niej emocjami. Z jednej strony rozumiała go doskonale, lecz z drugiej... Do cholery, o czym on pieprzy? Przecież ważne jest tu i teraz. Czy to nie było niegdyś jego mottem?

Sama nie mogła znaleźć słów, a zapewne, gdyby je znalazła, to wstrząsnęłaby nim porządnie. Zamiast tego jednak, wdrapała się z powrotem na łóżko i chwyciła mocno, obiema rękami jego twarz przyciągając do siebie, by następnie spojrzeć mu głęboko w oczy i obdarzyć najbardziej namiętnym pocałunkiem, na jaki kiedykolwiek było ją stać.

wtorek, 4 sierpnia 2015

28. "Die Wärme trägt und bis in die Unendlichkeit..."


Ciepły podmuch wiatru musnął jego twarz. Rozkoszował się tą chwilą, nie pamiętając kiedy ostatni raz doświadczył czegoś tak banalnego. Przesiadując w mieszkaniu, nie miał zbyt wielu okazji. Nawet na nie, nie czekał. Same go zaskakiwały i wtedy rozumiał, jak wiele traci. A to, co udało mu się w ogóle momentami poczuć, zawdzięczał Olivii. Tego dnia również musiała zajrzeć do niego z samego rana i otworzyć okno w jego sypialni. Zapewne nie zdawała sobie sprawy, jak taki drobiazg mógłby wpłynąć na jego myślenie. Mimo świadomości, że wciąż nie udało mu się przełamać na tyle, by opuścić mury swojego mieszkania, nie umiał się tym zbyt długo dręczyć. Nie, gdy co chwilę powracały do niego wizje z zeszłego dnia. Wciąż nie potrafił uwierzyć w to, co się wydarzyło. Jego marzenia ziszczały się z rzeczywistością. A co najważniejsze, sam się do tego przyczynił. Nareszcie zdobył się na odwagę, by wziąć od życia to, czego pragnie. I pomyśleć, że mógłby mieć to już dawno, gdyby tylko nie był tak uparty i głupi. Tym bardziej trudno pojąć, jak Olivia może chcieć takiego głupca. Choć słyszał nie raz, że w związku powinna panować równowaga. Mianowicie, powinien być jeden głupiec i jeden mędrzec, na przykład. Może to ma jakiś głębszy sens?
Zaśmiał się do swoich własnych myśli. Jego samoocena chyba jeszcze nigdy nie była tak niska, ale tym razem w ogóle mu to nie przeszkadzało. Był tak szczęśliwy, że nie miało dla niego większego znaczenia, czy jest największym idiotą na tym świecie. Już nawet jego męskie ego przestało to jakkolwiek odczuwać. Liczyło się tylko to, że Olivia była jego. Tak prawdziwie, tak bardzo realnie, jak jeszcze nigdy. Co prawda, obydwoje chyba nadal są w lekkim szoku. Czują się dość niepewnie w tej sytuacji i trochę potrwa nim się otrząsną, by wspólnie cieszyć się sobą, tak jak powinni… Ale to tylko kwestia czasu. Czasu, którego mają mnóstwo. Są młodzi i piękni, a przede wszystkim już nic nie stoi im na przeszkodzie. To może wydawać się lekko przerażające. Nagle, z dnia na dzień, droga przed nimi zaczęła wydawać się przejrzysta, bez żadnych niepożądanych nieudogodnień. Tak po prostu, zaczęli widzieć wspólną przyszłość usłaną różami. To zdecydowanie musiała być miłość, jeśli byli w stanie myśleć, aż tak naiwnie. Ale jeśli kiedykolwiek mieliby właśnie w ten sposób myśleć, to była najwyższa i najbardziej odpowiednia dla nich pora.
Dochodzące zza drzwi tuptanie małych nóżek, przypomniało mu również o istnieniu Michaela. Ten uroczy chłopiec za każdym razem przyprawiał go o uśmiech na twarzy. Właściwie ze wszystkich jego obaw, czuł się najmniej pewnie, co do synka Olivii. Mimo że ich pierwsze spotkanie przebiegło całkiem pomyślnie i nikt na tym nie ucierpiał. Mimo że chłopiec nawet go polubił i tak gdzieś w głębi bał się, że sobie zwyczajnie nie poradzi w nowej roli. Niemniej zależało mu na tyle mocno, by próbować. Walczyć i pod żadnym pozorem się nie poddawać. Wiedział, że jest w stanie stworzyć z Olivią i jej synkiem, rodzinę… Jego własną, małą rodzinę.
Nie tracąc więcej czasu, podniósł się do pozycji siedzącej. Przetarł dłońmi jeszcze lekko zaspaną twarz i westchnął głęboko, gdy jego spojrzenie natknęło się na wózek stojący obok łóżka. Nadal nie lubił tej „maszyny” i to się chyba nigdy nie zmieni. A powinno. On powinien zmienić swoje nastawienie, bo przecież prawdopodobnie jeszcze przez długi czas będzie musiał korzystać z pomocy w tej postaci.

(…)


Pierwsze wspólne śniadanie. On, ona i jej syn. Łatwo było zapomnieć o wszelkich niedociągnięciach, z pozoru nic nieznaczących szczegółach i dać się złapać w sidła złudzenia, które pozwalało czuć się, jakby już byli rodziną. Bez żadnych barier. Nie ograniczał go nawet jego własny rozum, który najwyraźniej sam postanowił odpuścić wszelkie dokuczliwe analizy. Dzięki temu mógł siedzieć przy stole, ze stoickim spokojem spożywając śniadanie i jednocześnie obserwując, z uśmiechem błąkającym się po twarzy, Olivię karmiącą małego Michaela. Chłopiec zajadał się swoją owsianką z niezwykłą radością, wymachując przy tym energicznie rączkami i co chwilę śmiejąc się lub gaworząc na zmianę. Czasem jego niebieskie oczka niepewnie spoglądały w kierunku Toma, do którego obecności chyba wciąż nie zdołał całkowicie przywyknąć. Gitarzysta uśmiechał się wtedy jedynie do niego, sam nie czując się jeszcze na tyle odważnym, by podjąć jakikolwiek dialog z maluchem. Jak się jednak okazało, to niemowlak kolejny raz podjął inicjatywę i gdy tylko Olivia spuściła go na moment z oka, nie wiedzieć kiedy, Tom poczuł na swojej brodzie lepką maź. Winowajca mógł być tylko jeden a największy dowód zbrodni znajdował się na maleńkiej rączce dziecka, zanurzonej w miseczce. Michael nie wydawał się zbyt przejęty swoim czynem, poza tym, że bardzo podobał mu się jego efekt. A mianowicie, z uradowanym wyrazem twarzy, przyglądał się umazanej twarzy Muzyka, wskazując przy tym swoim paluszkiem na jego brodę. 
- O Boże... - Olivia otworzyła usta z zaskoczenia, gdy tylko powróciła do swojego syna i ujrzała, co takiego zmalował. Mimo tego że Tom wcale nie wydawał się być zły, poczuła się lekko zakłopotana. - Mike... Nie wolno rzucać jedzeniem... w ludzi! Ani w cokolwiek... nie robi się tak - skarciła chłopca, choć nie do końca wierzyła, że mały to zrozumie. Następnie przeniosła swoje niepewne spojrzenie na Gitarzystę, który wciąż milczał, co ją nieco niepokoiło. Wyraz jego twarzy niewiele zdradzał, nie mogła wyczytać z niego, jak bardzo jest niezadowolony. Miała wrażenie, że jej synek ostatnio nie ukazywał się w jego oczach zbyt pozytywnie. Choć mogło jej się tak tylko wydawać przez ten cały stres, który odczuwała w związku ze zmianami, jakie nastąpiły w ich życiu. Bardzo zależało jej na tym, aby Tom akceptował jej dziecko i czuł się dobrze z jego obecnością, co było chyba oczywiste. Trudno jednak było jej jeszcze wyczuć na ile reakcje Muzyka wobec nowej sytuacji są szczere. Mógł być przecież w jakimś szoku, może sam jeszcze do końca nie wie, czy mu to wszystko odpowiada. Olivia zdawała sobie sprawę, że ta sytuacja jest dla niego trudna, nawet jeżeli tego nie okazywał w żaden sposób. - Przepraszam cię, nie wiem co mu w ogóle wpadło do głowy - zwróciła się do niego, pełna nadziei, że odkupi winy swojego syna. Uśmiech, który mimowolnie pojawił się na twarzy Muzyka rozwiewał wszystkie wątpliwości. Nie potrafił dłużej utrzymać poważnej miny. Chciał choć przez chwilę udawać surowego, ale zdecydowanie mu to nie wychodzi. Jest za miękki. A całe wydarzenie dodatkowo wydawało mu się niezwykle zabawne. 
- To nic takiego. Myślałem, że wszystkie dzieci tak mają - stwierdził wciąż lekko rozbawiony. Olivia mogła odetchnąć z ulgą i właściwie dopiero teraz zauważyła, jak Tom zabawnie wygląda. Zaśmiała się cicho, by mu się zbytnio nie narazić. 
- No nie jest to cecha wrodzona. 
- Widocznie to musi być jego nowy sposób na zwrócenie mojej uwagi... Coś w stylu: "Tom, nie ignoruj mnie!" - zażartował, na co Michael zareagował śmiechem zupełnie, jakby go zrozumiał. A może po prostu reagował tak na dźwięk jego imienia, opcji było wiele. Z czasem zapewne będzie mu to znacznie łatwiej rozszyfrować. - Myślę, że się ze mną zgadza - dodał spoglądając z uśmiechem na małego. 
- Na pewno chciał się z tobą podzielić w ramach okazania swojej sympatii. To byłoby całkiem logiczne wytłumaczenie. I znacznie lepsze od myśli, że moje dziecko jest takie niegrzeczne - rzekła Brunetka, czochrając przy tym chłopca po włosach. 
- Owsianka bardzo odżywcza na brodę. 
- Prawda? Może chcesz więcej? – Posłała mu wymowne spojrzenie.
- Myślę, że będzie lepiej, jeśli jednak wyląduje ona w brzuchu tego szkraba. 
- Prawdopodobnie mu się znudziła, skoro uznał za odpowiednie, rzucanie nią.
Temat owsianki okazał się być niezwykle ciekawy, czego Tom w życiu by się nie spodziewał. Nigdy przecież nie widział siebie przy jednym stole z dzieckiem, które rzuca w niego jedzeniem. Wiele razy wyobrażał sobie przyszłość, ale nie zdarzyło się jeszcze, by wyglądała ona tak, jak tego ranka. Można więc sądzić, że wcale tego nie pragnął. Jednak radość, która biła z jego wyrazu twarzy, czy głosu, nie zdołałaby oszukać nawet największego głupca. Niezależnie od tego, jak widział siebie za kilka lat, niezależnie od tego, jak kształtowały się jego marzenia, cele, wszelkie plany… Nie mógł zaprzeczyć, że był szczęśliwy z myślami krążącymi wokół Olivii i jej synka.  
Wesołe iskierki co chwilę rozświetlały nie tylko jego tęczówki, ale również Olivii. Mimo że wciąż panowała wokół nich ta niezwykła atmosfera pełna nieśmiałości, nie odczuwali z tego powodu żadnego dyskomfortu. Obydwoje chcieli zagłębiać się  w to, z każdą kolejną minutą, coraz silniej. Z nadzieją, że już wkrótce powstanie z tego coś dobrego. Coś, co odmieni ich całe życie, już na zawsze.


- Przydałoby się zrobić jakieś zakupy… - zaczęła w pewnym momencie dziewczyna, gdy już wraz z Tomem posprzątali po śniadaniu. Dźwięk jej głosu od razu pozwolił mu rozpoznać, że wbrew pozorom za jej wypowiedzią kryło się coś więcej. Uchwycił jej niepewne spojrzenie, którym go obdarzyła, zagryzając przy tym lekko dolną wargę. Jej usta na chwilę znacząco zatrząsnęły myślami Gitarzysty. Były tak ponętne i kuszące, a ich subtelne zagryzanie przez Brunetkę tylko pogłębiało to dziwne uczucie, które ściskało jego żołądek na ten widok. Olivia z pewnością nie była świadoma tego, jak bardzo prowokujące jest jej zachowanie. Nie mogła być, zważywszy, iż w jej głowie teraz myśli przybierały zupełnie inny tor. Stąd ta niepewność i zawahanie w jej głosie. – Może… Może chciałbyś dołączyć? – wydusiła w końcu, co natychmiast sprowadziło Toma na ziemię. Zamrugał energicznie powiekami, a jego spojrzenie wyostrzyło się znacznie. Najpierw ogarnęło go zdumienia, które zaraz zostało zastąpione lekkim przerażeniem. Automatycznie pokręcił głową, odmawiając jej niemo. Po wyrazie jego twarzy mogła bez problemu odgadnąć, jak bardzo wystraszyła go tą propozycją. Zdawała sobie sprawę, że nie będzie łatwo i Tom pewnie się nie zgodzi, ale chciała chociaż spróbować. Jeszcze trochę jej zajmie przyjęcie odpowiedniej taktyki, by go przekonać do zmiany swojego nastawienia. Ale była na to gotowa. – W porządku. Może innym razem – Uśmiechnęła się lekko, podchodząc do niego. – Pójdę sama z Mike’m. Chciałbyś coś?
Mężczyzna ponownie zaprzeczył ruchem głowy. Jego milczenie oraz znajome uczucie tlące się w brązowych tęczówkach, zdradzały, jak bardzo źle się czuje w tej sytuacji. Znowu zawodził. Dorosły facet, który nie ma odwagi opuścić murów swojego mieszkania. Czy z takim człowiekiem Olivia zechce dzielić swoje życie..?

Już zechciała.

- Nie przejmuj się tym. Nigdzie nam się nie spieszy – Ujęła go za podbródek, unosząc lekko jego głowę. Mimo tego gestu nie poczuł się tym razem jak mały chłopiec. Gdy spojrzał w jej oczy, wszelkie jego lęki oddaliły się o całą milę. Odnajdywał w nich wszystko, czego w danym momencie potrzebował. Była jego ukojeniem. Czułość wylewająca się z niebieskiego oceanu jej tęczówek otaczała z niebywałą dokładnością jego zszarganą duszę. Znowu to poczuł. Kolejny raz czuł, że to była właśnie Ona. Ta właściwa i jedyna. Zesłana specjalnie dla niego.

Dziewczyna emanująca aurą.

I nagle coś  w nim pękło. Przeszłość uderzyła  w niego, jak meteoryt o ziemię. Jedno wspomnienie, tak bardzo odległe i tak bardzo niemożliwe, by mogło mieć cokolwiek wspólnego z teraźniejszością. Jednak patrzył w jej oczy, lustrował jej twarz, włosy. I w głębi siebie był pewien, że jakaś cząstka niego zdążyła zapamiętać ten obraz już przed laty. Serce zabiło mu mocniej z nagłego przypływu adrenaliny, a temperatura jego ciała zdawała się znacznie wzrosnąć.
Delikatne muśnięcie warg, które poczuł na swoim policzku, wyrwało go z objęć przeszłości. Ponownie ujrzał uśmiech na jej twarzy, sam nie mogąc jeszcze dojść do siebie po wspomnieniu, które przed momentem zatrząsnęło jego umysłem.
- Wrócimy szybko.
- W porządku – Z ledwością udało mu się wydobyć z siebie niebezpiecznie drżący głos. Modlił się w duchu, by Olivia nie zauważyła jego dziwnego zachowania. Nie był chyba gotów, by się z tego odpowiednio wytłumaczyć. Wciąż ogarniał go szok, nie pozwalając jeszcze na trzeźwe myślenie.
Na szczęście nie pytała już o nic, wyszła z kuchni a on odprowadził ją swoim zmieszanym wzrokiem. Nadal nie był w stanie pojąć tego, co przed chwilą odkrył. To zdecydowanie zbyt wiele wydarzeń, jak na ostatnie dni. I to zdecydowanie zmieniłoby jeszcze więcej, niż kiedykolwiek mógłby się spodziewać… Ale jednocześnie, to zdecydowanie najbardziej niemożliwe.

Niemożliwe.

Chcecie wiedzieć jak zrobić majonez?
Tak, majonez. Ten który dostajesz w fast foodzie, ten który wyciskasz z tubki.
Myślę, że nie ma nic bardziej trudniejszego do zrobienia.
Bierzemy razem jajka, cytrynę, sól i olej.
Uwierzcie mi w porównaniu z tym chyba łatwiej się zakochać w kimś o kim nigdy nie myślałeś i który nigdy nie spodobałby Ci się:
Naprawdę taki majonez może doprowadzić do szału, kiedy przez chwilę wydaje się idealny a za chwilę wszystkie składniki rozdzielają się.
Ale jeśli ma Wam się udać, to nie można Was powstrzymać! *

***


*”Trzy metry nad niebem” (film - 2004)

czwartek, 7 maja 2015

27. "Fühlst du mich, wenn du atmest. Fühlst du mich, hier in meinem Arm…"


Pierwsza noc jest najtrudniejsza, ale w końcu mija. Nastaje po niej dzień, który pozwala poczuć Ci się znacznie lepiej. I nie wiesz, jak to działa. Tak po prostu jest. Otwierasz oczy i nie jest już tak źle, jak było zeszłego dnia. Nadal masz wątpliwości, nadal się boisz i nadal nie wiesz, co cię czeka… ale to uczucie w środku pozwala Ci się podnieść, by żyć.

Westchnął głęboko, powoli wybudzając się ze snu. Mimo że powieki wciąż miał zamknięte czuł, że nastał już dzień. Chętnie przespałby go cały ze względu, że w nocy miał wiele trudności z zaśnięciem. Nie mógł sobie na to jednak pozwolić. Te czasy w jego życiu już minęły. Nie jest już tym samym człowiekiem. A teraz, gdy Olivia zdecydowała się przenieść na stałe do Los Angeles… wraz ze swoim synem, zmieni się wszystko. On musiał dopilnować tego, by się zmieniło. Na lepsze. Dlatego nie może całymi dniami wylegiwać się w łóżku. Już nie.
Otworzył w końcu oczy, przeciągając się na łóżku. Ta chwila jednak została mu drastycznie przerwana, gdy ujrzał stojącego przy nim małego chłopca, którego widok przyprawił go niemal o zawał serca. Kompletnie nie wiedział skąd się tutaj wziął. Gitarzysta patrzył na dziecko z przerażeniem podczas, gdy ten bez większego zainteresowania jego osobą, jeździł małym samochodzikiem po pościeli, tuż obok nóg mężczyzny. W pierwszej chwili krzyczał w myślach, gdzie jest Olivia i co, jeśli wyszła zostawiając go samego z dzieckiem..? Szybko jednak się opamiętał. Wiedział, że dziewczyna przecież nie zrobiłaby mu czegoś takiego w pierwszy dzień. Przecież jeszcze wczoraj chciała się wyprowadzać… Odetchnął kilka razy głęboko, mówiąc sobie w duchu, że to tylko mały, bezbronny chłopiec i nie powinien się go obawiać. Na Boga, jest przecież dorosłym facetem. Jak może się tak bać dziecka!? Zdecydowanie nie spodziewał się takiego poranka. A może powinien właśnie się do tego powoli zacząć przyzwyczajać…?
Tak, Tom. To jest właśnie to, czego chcesz… Twoje nowe życie.
Przełknął ciężko ślinę, wciąż przyglądając się niepewnie chłopcu. Był całkiem uroczy w tej swojej małej, blond czuprynce. Dodatkowo cały czas wydawał z siebie bliżej niezidentyfikowane odgłosy. Tom dopiero po chwili zorientował się, że to najprawdopodobniej dźwięki samochodu, którym się bawił. Mimowolnie zaśmiał się pod nosem. Nadal nie miał pojęcia, jak mały znalazł się w jego sypialni, ale przestało być to już dla niego takie kłopotliwe. Dopiero, gdy postanowił podnieść się do pozycji siedzącej, chłopiec zwrócił na niego swoją uwagę. Uśmiechnął się do niego i był to chyba najsłodszy dziecięcy uśmiech, jaki kiedykolwiek widział. A niestety zbyt wiele nie było mu dane widzieć. I jeszcze jedno, to był zdecydowanie uśmiech Olivii.
Zdziwił się, gdy podszedł do niego, wręczając mu zabawkę. Nie był do końca pewien, jak powinien się wobec niego zachowywać, ale wziął od niego samochód. Wtedy zauważył, że chłopiec ma przy sobie również drugi. Po chwili gaworząc coś w swoim języku, wskazał na trzymany przez Muzyka pojazd, który jak sam zauważył okazał się być koparką. I swoimi drobnymi rączkami zaczął pokazywać mu, że  łopata przy niej jest ruchoma. Tom podjął więc temat i zaczął nią poruszać, udając, że nabiera piasek.  Nie chciał odstawać od swojego towarzysza i sam również zaczął naśladować dźwięki pojazdu. Mógł przez ten krótki czas poczuć się znowu, jak dziecko i to było całkiem przyjemne. Szczególnie, gdy chłopca niesamowicie to cieszyło. Jego niebieskie oczka i rysy twarzy, do złudzenia przypominały mu Olivię. A może po prostu chciał ją w nim widzieć. Bowiem miał świadomość, że gdzieś jest również ojciec chłopca i to zdecydowanie było dla niego mniej pozytywne. Nie zamierzał jednak teraz o tym myśleć. To była też kolejna kwestia do wyjaśniania z Olivią.
Skupił całą swoją uwagę na chłopcu i zabawie z nim, której ten ewidentnie się od niego domagał. Widocznie brakowało mu kompana a to, że postanowił przyjść do Toma, było dla niego naprawdę pozytywnym zaskoczeniem. Podczas, gdy wspólnie bawili się plastikowymi samochodami, drzwi jego sypialni uchyliły się znacznie. Na początku sądził, że Olivia szuka swojej małej zguby, ale jak się okazało to tylko pies postanowił dotrzymać im towarzystwa. Pierwsze co zrobił, podszedł do chłopca, by go obwąchać. A dla małego było to nie lada frajdą, co okazał swoim słodkim, radosnym śmiechem. Od razu zaczął go również głaskać i przytulać. Tom przyglądał się temu z niemałym rozbawieniem. Dobrze, że Scotty jest cierpliwym i przyjaznym stworzeniem, naturalnie wszelkie tarmoszenie ze strony małego blondyna znosił bardzo dzielnie. W końcu jednak i jemu się to znudziło, bowiem przyszedł tutaj w zupełnie innym celu. Chciał jedynie wpakować się swojemu panu na łóżko. A gdy tylko to uczynił, chłopiec był bardzo zawiedziony. Nie zraził się jednak i postanowił również dołączyć do zwierzaka. Wtedy dopiero Gitarzysta lekko się przestraszył, ponieważ synek Olivii podjął się próby wejścia na łóżko. Zdecydowanie był jeszcze zbyt niski, by poradzić sobie z tym bez większych problemów. Tom w obawie, że chłopiec może spaść albo po prostu nie podołać takiemu wyzwaniu, od razu wyciągnął do niego rękę, chcąc mu w tym pomóc. Przede wszystkim dla bezpieczeństwa. Nie słyszał jeszcze  jego płaczu i na pewno nie chciał go słyszeć w najbliższym czasie.
Mały spojrzał niepewnie na jego wielką dłoń. Mimo wszystko chyba jego zaufanie było ograniczone, bo długo się wahał nim zdecydował się w ogóle go dotknąć.
- No dalej, mały… - Mężczyzna chciał go nieco bardziej zachęcić do przyjęcia jego pomocy. Co chyba poskutkowało, bo chłopiec po chwili chwycił go za palce, po czym już bez problemu udało mu się wdrapać na łóżko. A sam Tom nie umiał otrząść się z zachwytu po uczuciu, jakie go ogarnęło, gdy mała rączka zacisnęła się na jego palcach. Dotarło do niego, jak jeszcze wiele doświadczeń w życiu mu brakuje. Pięknych doświadczeń. Z uśmiechem obserwował, jak chłopiec porusza się na czworakach po jego łóżku, depcząc przy okazji również jego nogi, czego nawet nie mógł poczuć. I trochę go to zabolało. Naprawdę chciałby móc czuć, jak ten mały szkrab po nim chodzi. Nie skupiał się na tym jednak zbyt długo, bo wesołe gaworzenie chłopca znowu wypełniło jego sypialnie, gdy w końcu udało mu się usiąść przy psie i na nowo wytargać go za jego długie uszy.  Tom zaśmiał się, gdy jego zwierzach westchnął głęboko. – Nie pośpisz dzisiaj, kolego – rzucił w jego kierunku z szerokim uśmiechem. To naprawdę było urocze. I nawet nie wiedział kiedy te wszystkie negatywne uczucia, wątpliwości, te wszystkie myśli, pytania, które dręczyły go w nocy, zniknęły. Kompletnie już nie myślał o niczym. Liczyły się tylko te minuty, które wypełniał mały blondynek, siedzący teraz na jego łóżku. Nie mógł uwierzyć, że taki widok potrafi sprawić tyle radości. Jego humor poprawił się diametralnie. A synek Olivii przestał zupełnie być dla niego przerażający.
Żaden z nich nie zauważył, gdy Olivia zjawiła się w pomieszczeniu. W pierwszej chwili oniemiała widząc swojego syna siedzącego na łóżku Toma, który natomiast przyglądał się jego zabawom z psem. Jeszcze przed chwilą była przerażona, kiedy zauważyła, że Michael nagle gdzieś zniknął. A co gorsza, że prawdopodobnie udał się do sypialni Gitarzysty. Ten widok jednak sprawił, że jej obawy zniknęły, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. I nie mogła uwierzyć własnym oczom. Niespodziewana radość zalała jej serce a uśmiech sam wkradał się na twarz. Nie powinna reagować zbyt impulsywnie, bo przecież to wszystko jeszcze nic nie znaczy. Nie może robić sobie zbyt wielu nadziei, wyobrażać nie wiadomo czego. Powinna myśleć bardziej trzeźwo. Potrzebny jej dystans, by znowu się nie przejechać na swoich złudzeniach.
- Przepraszam cię… Dosłownie na chwilę spuściłam go z oka – odezwała się w końcu, zwracając jednocześnie na siebie uwagę i żwawym krokiem podeszła do łóżka. Tom spojrzał na nią zdziwiony, znowu nie wiedząc, za co te przeprosiny. – Obudził cię?
- Nie, skąd – zaprzeczył zgodnie z prawdą. – Był tak cicho, że nawet go nie zauważyłem.
- Nie myślałam, że mógłby tu zawędrować… - Olivia mimo wszystko wciąż czuła się lekko zakłopotana tą sytuacją, co było wyraźnie po niej widać.
- Daj spokój, przecież nic się nie stało. Pobawiliśmy się trochę a potem przyszedł Scotty i chyba mu się spodobał – oznajmił z uśmiechem, chcąc ją uspokoić. Nie widział powodu, by musiała czuć się z tym źle. – Ja też mu się chyba spodobałem – dodał jeszcze, nie ukrywając swojej dumy. Na co dziewczyna uniosła brew przyglądając mu się podejrzliwie.
- Nie myślałam, że jest tak bardzo ufny… Zwykle nie podchodzi sam z siebie do ludzi, których widzi pierwszy raz w życiu.
- On po prostu ma czuja – skwitował z przekonaniem. – Wyczuł, że jestem sławny, bogaty i do tego przystojny. Idealny materiał na kumpla. Chłopak wie, jak się ustawić – wyjaśnił z charakterystycznym dla siebie samouwielbieniem. Zdecydowanie dopisywał mu dobry nastrój, czym dziewczyna była wręcz zachwycona. Uwielbiała go takiego pewnego siebie nawet, gdy czasem odzywała się w nim jego narcystyczna natura. To był dobry znak.
- Do tego jaki zabawny i skromny.
- Mówię, ideał – wzruszył niewinnie ramionami, obdarzając ją swoim promiennym spojrzeniem.
- Mnie nie musisz tego mówić – rzekła z wymownym uśmiechem, choć brzmiało to całkowicie poważnie. Miało tak brzmieć. On również nie miał problemów z wychwyceniem tego a mrowienie w jego żołądku było tylko na to największym dowodem. – Chodź, łobuzie. Wystarczy ci tej samowolki – Zwróciła się do syna, od razu też biorąc go na ręce. – Mogę koparkę, czy będziesz się jeszcze bawił? – spojrzała na Toma, szczerząc się  przy tym do niego. Gitarzysta od razu zszedł na ziemię orientując się, że cały czas trzyma w ręce zabawkę. Zrobił tylko oburzoną minę i podał ją Olivii. – Śniadanie czeka w kuchni – dodała jeszcze i wraz z chłopcem, opuściła jego sypialnię. Mężczyzna zaśmiał się pod nosem kręcąc przy tym z dezaprobatą głową dla samego siebie. Czuł się jak dzieciak, ale chyba polubił to już. Zdecydowanie.
- I co o tym myślisz, kolego? – Poczochrał swojego psa po łebku, ale ten tylko uniósł na niego swoje ospałe spojrzenie. – Jak zwykle, zero wsparcia – mruknął bezradny i niewiele myśląc, odrzucił kołdrę na bok, by w końcu wstać i się trochę ogarnąć. Chciał zjeść śniadanie w towarzystwie Olivii, więc musiał się trochę sprężyć, by nie czekała na niego zbyt długo.

*

To niesamowicie dziwne uczucie, gdy w życiu z dnia na dzień pojawia się dziecko. Zazwyczaj przyszły rodzic ma czas, by się przygotować na tak wielkie zmiany, oswoić z myślą, że już za kilka miesięcy pojawi się niewinna istota, za którą stanie się odpowiedzialny. On nie miał takiej szansy. Syn Olivii pojawił się nagle, a Muzyk wcześniej nawet nie miał pojęcia o jego istnieniu. Był dla niego właściwie obcym człowiekiem. Niemniej, to wciąż wyglądałoby tak samo bez względu na to, kiedy by go poznał. Nadal byłby obcy, nadal musiałby włożyć wiele wysiłku, by zbudować jakąkolwiek więź z dzieckiem. Bo przecież, tego właśnie chciał. Tego potrzebowali. Skoro pragnął mieć Olivię przy sobie, spędzić z nią najbliższe  lata swojego życia… Już czuł się z siebie dumny, że jego pierwsza konfrontacja z Michaelem odbyła się bez żadnych szkód a chłopiec ewidentnie zdążył go obdarzyć sympatią i to ze wzajemnością. Miał nadzieję, że to się nie zmieni. A w każdym razie, nie pójdzie w tą negatywną stronę. Bo jak najbardziej, mogło się rozwijać. Istniała bowiem możliwość, że kiedyś pokocha to dziecko. Był pewien, że to się wydarzy, jeśli zdecydują się z Olivia na wspólne życie. Choć ledwo znał jej syna, już stał się dla niego ważny. Bo był częścią jej. Kobiety, którą kochał.
- Miejmy to już za sobą, Tom… Nie mam siły, by dłużej się dręczyć. Myślę, że ty też chcesz już mieć jasność – Przeniósł swoje spojrzenie na Olivię, która zdecydowała się jako pierwsza zabrać głos. Nie oznaczało to jednak, że nagle nabrała tyle odwagi. Ponieważ wciąż niesamowicie obawiała się tego wszystkiego, co mogło nastąpić. Mimo że Tom nie dał jej ani przez chwilę powodu do strachu, czy wątpliwości. Ona i tak czuła, że bez rozmowy nigdy żadne z nich nie zazna spokoju. Nie mogą udawać, że wszystko jest normalnie. Bo nie było. – Dziś odpowiem na wszystkie twoje pytania, nawet jeżeli te odpowiedzi miałyby sprawić, że każesz mi zniknąć ze swojego życia… - dodała nieco ciszej. Nie miała pojęcia, co by ze sobą poczęła, gdyby Tom faktycznie zdecydował się ją zostawić. I nie miała siły nawet o tym myśleć.
- A jeśli nie mam pytań? – odezwał się po krótkiej chwili, wprawiając brunetkę w niemałe zaskoczenie. To było niemożliwe. Nie mógł być… aż tak idealny. Wpatrywała się w niego, nie mogąc pojąć, dlaczego z jego ust nie pada masa zarzutów, wątpliwości, żądań odpowiedzi…
- Mam dziecko. Ma na imię Michael i ma 19 miesięcy. Miałam 19 lat, gdy go urodziłam… - Sama nawet nie wiedziała, w którym momencie i jak, słowa zaczęły wypływać z jej ust. Nie pytał o nic, ale chciała mu odpowiedzieć. Chciała, by wiedział. Może tylko, dlatego, żeby wszystko miedzy nimi było jasne… a może dlatego, by się przed nim usprawiedliwić. Bo jest tak wiele czynników, które mogłaby postawić ją w złym świetle. A ona tak bardzo nie chciała, aby ją w nim widział… - Wtedy, w Las Vegas, kiedy my… Chciałam ci powiedzieć, ale bałam się. Między nami nagle zaczęło się coś dziać… Było tak cudownie. Bałam się, że gdy ci powiem, przestanie tak być. Nie chciałam tego psuć… Nigdy nie czułam się szczęśliwsza, Tom – wyznała drżącym głosem a jej oczy wypełniły się łzami. Słuchał jej w milczeniu, lecz jego serce w piersi znowu biło dwa razy szybciej. W głowie na nowo rodził się chaos myśli. Ożywiły się w nim ponownie tak dobrze znane mu uczucia i emocje. – To wcale nie tak, że zostawiłam dziecko… że chciałam go opuścić i uciec z tobą. Nie zrobiłabym tego… nie zostawiłabym swojego syna. Nigdy… Jest dla mnie wszystkim. Ja po prostu… Mój Boże, wierzyłam, że w odpowiednim momencie będę mogła ci o nim powiedzieć i po prostu zabierzemy go ze sobą. To brzmi teraz tak żałośnie… Wierzysz mi? – Dopiero po tych słowach, otrząsnął się, powracając do rzeczywistości. Olivia patrzyła na niego zapłakanymi oczami, będąc niemal roztrzęsiona. Tak bardzo jej zależało, że przestawała panować już nad swoim ciałem. Emocje przejmowały nad nią kontrolę.
- Nawet przez chwilę nie pomyślałem, że mogłabyś go porzucić – rzekł bez grama wątpliwości w głowie, patrząc jej przy tym cały czas w oczy. – Liv… Wiem, że jesteś dobrą mamą. Najlepszą, jaką możesz być dla swojego syna.
- Skąd możesz… Prawie zginęłam, prawie go opuściłam… - wyszeptała, chowając twarz w dłoniach. Tom zacisnął na moment powieki, by sam zebrać w sobie siłę. Złe wspomnienia nie były odpowiednim kompanem przy tej rozmowie. Dodatkowo, nie mógł znieść tego, jak Olivia cierpi. Nie wiedział jakich powinien użyć słów, by móc jej ulżyć. Wesprzeć. Dać do zrozumienia, że już wszystko jest w porządku. Że to tylko przykra przeszłość, która nie musi mieć już dla nich znaczenia… tego złego. Bo jak najbardziej powinni wyciągać z niej wszystko co najlepsze i to garściami.
- Ale jesteś tutaj. Jesteśmy wszyscy… razem – Wyciągnął do niej rękę, by zdjąć z jej twarzy dłonie i zmusić do kontaktu wzrokowego. – Zobacz, jak daleko zaszliśmy… dzięki tobie. Tylko dzięki tobie… - mówiąc to, starł palcem kolejne łzy, które wypływały z jej oczu. Patrzyła na niego, nie mogąc wydobyć z siebie już głosu. A nawet jeśli, jakimś cudem, by jej się to teraz udało… nie było słów, które zdołałyby wyrazić to co czuła. I każde z tych uczuć, wywołał w niej on. Były one tak dobre, że sprawiały wrażenie jakiegoś złudzenia. Jakby to wszystko nie działo się w rzeczywistości… jakby było tylko pięknym snem. – Chodź do mnie, bo ja nie mogę podejść do ciebie… chcę cię przytulić.
Pociągnęła nosem, przecierając mokre policzki rękawem bluzki. W dalszym ciągu czekały na nią jego ciepłe, bezpieczne ramiona a ta myśl, nie pozwalała jej tego zignorować. Nie zwlekając, podniosła się ze swojego miejsca, by pokonać dzielący ich niewielki dystans i już po chwili siedziała obok niego, na kanapie, ufnie wtulając się w jego pierś. Gitarzysta przymknął powieki, gładząc ją delikatnie po plecach. Po kilku minutach ciało dziewczyny znacznie się uspokoiło a oczy nie wylewały już strumieni gorzkich łez. Nie chciał jednak jeszcze wypuszczać jej ze swoich objęć. Napawał się jej bliskością, nie mogąc się tym nasycić. Chciałby, żeby wiedziała, jak bardzo mu na niej zależy. Nie wiedział tylko w jaki sposób mógłby jej to przekazać. Nie był chyba jeszcze gotów do wyznania jej swojej miłości. Miał zbyt wiele wątpliwości… Potrzebował więcej czasu. Choć to mogło wydawać się śmieszne. Planował z nią poważną przyszłość a bał się swoich uczuć.
- Właściwie… mam tylko jedno pytanie – odezwał się dość niepewnie, przerywając panującą między nimi ciszę. Olivia oderwała się od jego ciepłego torsu, by móc obdarzyć go swoim spojrzeniem. Była trochę zdezorientowana i może nawet przestraszona. Bo jednak chciał się czegoś dowiedzieć. A nie miała pojęcia, jaki temat z jej życia poruszy.  Przed kilkoma minutami była w stanie opowiedzieć mu całą historię swojego życia a teraz znowu czuła, jakby coś ją blokowało. Nie zdawała sobie nawet sprawy, jak bardzo się myliła w kwestii pytań Toma. Szybko jednak rozwiał jej wątpliwości, jednocześnie kolejny raz zaskakując. – Zostaniesz ze mną? Na stałe… - Z trudem udało mu się zapanować nad swoim głosem, który nagle zaczął się łamać. To były tak ważne słowa, że nawet one budziły w nim przerażenie. Nie wierzył, że powiedział to na głos. Patrząc jej prosto w oczy. A wyraz jej twarzy ewidentnie świadczył o tym, że i ona nie mogła uwierzyć. Miała ochotę przetrzeć oczy, uszczypnąć się, zrobić cokolwiek, co potwierdziłoby realność tej sytuacji. Serca obojgu biły teraz w nienaturalnie przyspieszonym tempie i obydwoje mieli wrażenie, że słyszą je wzajemnie. Nie tego się spodziewała, ale jednocześnie nie mogła otrzymać od niego niczego lepszego. Euforia w ciągu sekundy zalała jej ciało, a w oczach na nowo stanęły łzy. Nie chciała już płakać, nie miała przecież powodu. Po prostu nie potrafiła pomieścić w sobie tego szczęścia. Kilka prostych słów, które poruszyły jej serce. Sprawiły, że życie zmieniło swój kolor. Strach nie był już głównym, dominującym nad pozostałymi uczuciami. – Tylko tyle… chcę.
- A ja… dlatego tutaj jestem, Tom – wydobyła w końcu z siebie tych kilka słów, nie wiedząc jak lepiej mogłaby wyrazić to, co chciała mu przekazać. – To wszystko trochę się pokomplikowało… ale tak naprawdę wydarzenia z Vegas nadal tkwią w moich wspomnieniach i mają dla mnie dużą wartość. Ja wcale nie zapomniałam… ani jednej chwili, którą tam razem spędziliśmy. Jakkolwiek to szalone i nieodpowiedzialne było… Chcę do tego wracać i cieszyć się tym nieustannie – Zakończyła niemal szeptem, jakby bała się usłyszeć brzmienia tych słów oprawionych własnym, rzeczywistym głosem.
To tylko kilka niepozornych wyznań, dla niego jednak były odzwierciedleniem jej najprawdziwszych, najszczerszych uczuć. I wcale nie potrzebował słyszeć teraz dwóch, magicznych słów, kierowanych właśnie do niego. W zupełności wystarczało mu to, co już otrzymał. Nigdy nie spodziewał się, że dostanie od niej, aż tak wiele. Zdecydowanie mógł zaliczyć tę chwilę do jednej z najbardziej poruszających w swoim życiu. I czuł, obydwoje czuli… tak silnie czuli, że w tym momencie zmienia się dla nich wszystko. Już nigdy nie będzie tak, jak było przed tymi kilkoma słowami, które padły tego dnia z ich ust. Już nigdy nie będzie tak, jak było przed tymi paroma uczuciami, czy myślami. Już nic, nigdy nie będzie wyglądało tak samo.
- Olivka… - Wypowiedział cichym, lekko drżącym głosem ulubione zdrobnienie jej imienia, którego nie miał odwagi używać od miesięcy. Bo przecież ten drobiazg znaczył dla nich obojga tak wiele, że nikt nawet, by ich o to nie śmiał podejrzewać. Patrzył w jej głębokie, niebieskie oczy i nie potrafił w żaden sposób odpowiednio dobrać słów. Nie był nawet pewien, czy w ogóle chce, cokolwiek jeszcze dodawać. Miał wrażenie, że już nie muszą mówić nic więcej. – Po prostu… Pocałuję cię teraz tak mocno, aż zabraknie ci tchu.

We got time,
So darling just say you'll stay right by my side.
We got love,
So darling just swear you'll stand right by my side*


***


*Christina Perri – Be my forever

Zapraszam na moje nowe opowiadanie, wyjątkowo o Billu, dość specyficzne.

Dziś moje 22 urodziny, więc chcę w prezencie 22 różne opinie na temat tego odcinka xD 

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

26. "Wenn dieser tag der letzte ist, bitte, sag es mir noch nicht…"

Migoczące obrazy na ekranie plazmowego telewizora, choć były jedynym źródłem światła w salonie, utrudniały Muzykowi zaśnięcie. Mimo że powieki już automatycznie opadały mu ze znużenia, co chwilę unosił je z powrotem. Dawno tak bardzo się nie nudził a godzina na zegarku wskazywała dopiero kilka minut po dwudziestej. Nie była to jeszcze jego pora na spanie. Niemniej, gdy Bill pojechał na spotkanie z Kathlyn i zostawił go samego, nie miał co ze sobą zrobić. Siedział bezczynnie wgapiając się w jakąś przy nudnawą komedię romantyczną. Zapewne, gdyby Olivia nie poleciała do Vegas, oglądaliby wspólnie coś dużo ciekawszego, a przede wszystkim, nie przysypiałby przy tym. Z minuty na minutę, coraz mocniej nie mógł się doczekać jej powrotu. Tym bardziej po wiadomościach, którymi się dziś wymienili. Wiedział, że nie jest jej obojętny. Wiedział, że wróci tu dla niego. Te myśli sprawiały, że czuł się lepiej. Nawet nie wiedząc, co ich czeka. Czuł jednak, że wszystko między nimi będzie szło już tylko w lepszym kierunku. Miał nadzieję, że jego pozytywne podejście nie okaże się zgubne. Teraz, gdy odzyskał wiarę w siebie samego, nie chciał, by cokolwiek na nowo w nim to zaburzyło. To  Olivia jest jego stałym punktem. Jego ostatecznym przystankiem, na którym postanowił wysiąść, po długiej, męczącej podróży. Nigdy nie sądził, że w jego życiu nadejdzie, aż tak trudny czas, z którym nie będzie potrafił sobie poradzić bez pomocy drugiej osoby. Los jednak postanowił pewnego dnia wywrócić jego życie do góry nogami a on nie miał w tej kwestii zbyt wiele do powiedzenia. Może i sam się o to prosił, przez swój nierozsądek. Może i mógł sprawić, by to wszystko wyglądało zupełnie inaczej… ale nie cofnie tego. Musi być wdzięczny za to, że udało mu się przetrwać. Wdzięczny za ludzi obok siebie, którzy go w tym wspierali. Będzie budował swoją przyszłość na wdzięczności oraz sile, jaką w sobie odnalazł. Bo jeśli nie to ma być jego fundamentem, to co innego? Miał świadomość tego, że skoro tak wiele dostał, powinien również coś od siebie dać. Nawet jeżeli nikt tego od niego nie oczekiwał. I miał nadzieję, że nie zostanie odtrącony.
Przeciągnął się na kapnie, ziewając głośno. Miał dosyć leżenia, zaczynało mu być już niewygodnie, co też dał mu odczuć jego kręgosłup. Podniósł się więc i ostrożnie przeniósł na swój wózek, by móc przemieścić się do kuchni. Poruszanie się w ten sposób, z jednej strony było prostsze, bo nie musiał się czołgać po podłodze. Z drugiej jednak, jego mieszkanie nie miało, aż tak dużej przestrzeni by mógł swobodnie jeździć po nim wózkiem. Wniosek był jeden, albo w końcu stanie na nogi, albo będzie musiał zainwestować w nowy dom. Ta druga opcja wydawała mu się znacznie łatwiejsza do osiągnięcia. Oczywiście, jak to u niego bywa, najchętniej już by się przeprowadził i dał sobie spokój z dalszymi próbami „ożywienia” swoich dolnych kończyn. Mimo wszystko, nie zamierzał się poddawać. Na pewno nie teraz. Olivia nigdy, by mu tego nie wybaczyła. On sobie również wybaczać nie powinien. Może to nie było do końca dobre, że wszystko robił z myślą o niej… to zaczynało już wyglądać, jak jakaś obsesja. A przecież, bez dwóch zdań, to w jego interesie jest, by mógł znowu chodzić i normalnie funkcjonować. Tylko jego. Niemniej… skoro motywacja w postaci dziewczyny przynosiła dużo lepsze efekty, to też nie mogło być całkiem złe podejście. Nic nie jest czarnobiałe.
Kiedy dotarł do kuchni, zaczął również doceniać fakt, iż jest wysoki. Dzięki temu udało mu się sięgnąć włącznika światła i nie musiał robić wszystkiego po omacku. Bez większego trudu też wstawił wodę na herbatę oraz przygotował sobie na nią kubek. Następnie zajrzał do lodówki zastanawiając się, co zjeść na kolację. Nie obeszło się bez myśli, że dużo przyjemniej jada się kolację we dwoje. Naprawdę nie był w stanie przestać powiązywać wszystkiego z Olivią. Chyba już całkowicie oszalał na jej punkcie. Będzie musiał jej o tym powiedzieć. Nie musi się już przecież bać… Udowodniła mu, że nic nie stoi na przeszkodzie ich szczęściu. Teraz powinni pozwolić sobie na szczerą rozmowę. On powinien wyznać jej swoje uczucia. Pytanie tylko, czy zdoła się przełamać. Nigdy nie był zbyt wylewny a szczególnie po wypadku. Najchętniej napisałby wszystko na kartce i jej to po prostu dał… ale kto chciałby się związać z dorosłym facetem, który zachowuje się w tak dziecinny sposób? Chciał być dla niej mężczyzną. Nawet jeśli nie może robić tych wszystkich rzeczy, którymi na co dzień zajmują się faceci. Na szczęście, mówić jeszcze może. Będzie, więc mówił. Na głos, wszystko. Począwszy od tego, jak bardzo jest piękna i skończywszy na tym, jak… mocno ją kocha.
Zacisnął mocniej dłoń na rączce od drzwiczek lodówki, gdy przyznał się w myślach do swoich uczuć a te myśli zaowocowały dziwnym dreszczem, który przeszedł jego ciało. Znowu budził się w nim strach. Skoro boi się tego we własnej głowie, jak zareaguje, gdy pozwoli temu ujrzeć światło dzienne..?

Już raz kochałeś. A może po prostu, próbowałeś kochać? Przecież pamiętasz, to nie była ta kobieta z magiczną aurą, której szukałeś. Pozwoliłeś Jej odejść, by móc bezpiecznie otulić się ciepłymi ramionami swoich złudzeń.

Zamknął lodówkę, wbijając swoje puste spojrzenie w podłogę. Co, jeśli znowu się pomylił..? Co, jeśli to wcale nie miłość… Może to wciąż ta niewłaściwa kobieta. Może to znowu jego złudzenie, którym chce się okryć.
- Co za pieprzenie… Ogarnij się człowieku, żadne magiczne aury nie istnieją… - mruknął pod nosem, kręcąc jednocześnie z dezaprobatą głową dla samego siebie. Popadał już w paranoję. Zdecydowanie nie powinien zostawać na dłużej sam. Brak towarzystwa bardzo źle odbijał się na jego psychice. A właściwie, brak Olivii. Może po prostu, powinien do niej zadzwonić? To choć trochę mogłoby załagodzić jego tęsknotę. Chciałby usłyszeć jej głos…
Przetarł twarz dłońmi i zalał herbatę wrzątkiem. Nie zamierzał jednak jej teraz pić. Potrzebował swojego telefonu, by móc zadzwonić. Oczywiście nie miał go przy sobie, więc był zmuszony udać się do sypialni. Nie zdążył tam nawet dotrzeć. Ba, ledwo wyjechał z kuchni, gdy usłyszał, że ktoś wchodzi do mieszkania. Akurat znajdował się blisko przedpokoju, więc już po chwili jego wózek stał w progu. Zaskoczył go widok Olivii. Zupełnie nie wiedział, skąd się tutaj nagle wzięła. Miała wrócić dopiero następnego dnia. Musiał ściągnąć ją tu swoimi myślami. Może faktycznie jakaś moc istnieje..?
Dałby sobie rękę uciąć, że gdy tylko ją ujrzał, miał wrażenie, jakby wokół niej rozświetlało się jakieś magiczne światło. I zapewne już spokojnie mógłby tę rękę stracić. Wyobraźnia tego wieczoru ponosiła go niesamowicie. Powinien w końcu zejść na ziemię, bo jeszcze trafi do zakładu psychiatrycznego i tyle z tego wszystkiego będzie.
- Co się stało? Myślałem, że wracasz jutro… - Otrząsnął się w końcu i przerwał ciszę, która sam nie wiedział, dlaczego między nimi panowała. Był na tyle zaskoczony, że nie zauważył nawet w pierwszej chwili jej niepewnego wyrazu twarzy, przerażenia w oczach. A ona stała przed tymi drzwiami, wystraszona, zagubiona, ściskając swojego syna za rękę i cały czas gotowa do ucieczki.
- Ja… - Chciała coś powiedzieć. Udzielić mu jakiejkolwiek odpowiedzi, ale gdy tylko spróbowała a jego wzrok powędrował znacznie niżej, głos ugrzęzł jej w gardle. Dopiero teraz zauważył, że przywiozła ze sobą znacznie większy bagaż niż zwykle a koło jej nogi, stało dziecko. Zastanawiał się, czy znowu nie ma jakichś omamów. Może ta cała sytuacja w ogóle jest tylko wytworem jego szalonej wyobraźni, a Olivii wcale tutaj nie ma.
Uniósł na nią swój pełen niezrozumienia wzrok, próbując odczytać cokolwiek z jej twarzy. Jej wyraz zdradzał wszystko. Nie musiał nawet pytać. Wystarczyło tylko, że spojrzał w jej oczy i wiedział już, że to jej dziecko. Nie potrafiła tego ukryć. Przyjeżdżając tu z nim, nawet nie zamierzała. Tylko w jej głowie wyglądało to zupełnie inaczej, gdy sobie to wyobrażała. Dużo prościej było w Vegas, w samolocie… Dużo prościej nim nie przekroczyła progu mieszkania, nim nie stanęła z Tomem oko w oko. Nagle sparaliżował ją strach i nie wiedziała nawet, co zrobić. Była winna mu wyjaśnienia, lecz nie potrafiła nawet wydobyć z siebie żadnego słowa. Lecąc tu, miała nadzieję, że Tom ją zrozumie… że przyjmie ją wraz z jej synkiem. Tak po prostu… I właściwie dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo było to głupie i naiwne. Nie miała pojęcia, jak mogła przylecieć z dzieckiem do obcego miasta, w ciemno. Bez wcześniejszej rozmowy z Gitarzystą. Od tego powinna była zacząć. Ale przecież nie mogła dłużej czekać… Po prostu nie mogła.
- Wejdźcie do środka… Przecież nie będziemy tak stali w przedpokoju – Dźwięk jego głosu ponownie tego wieczoru zakłócił ciszę wypełniającą pomieszczenie. Czuł się zdezorientowany, nie wiedział co ma myśleć ani w jaki sposób się zachować. Wszystko nagle tak diametralnie się zmieniło. Wszystko poza tym, że to wciąż była ta sama Olivia. Ta sama, która jeszcze przed paroma minutami emanowała dla niego magią. Ta sama, którą kochał. Ta sama, z którą wiązał swoją przyszłość. I to było frustrujące, że mimo zaistniałej sytuacji, nadal tego cholernie chciał. Każda komórka jego ciała nie pozwalała mu myśleć, ani tym bardziej czuć, inaczej. Nagle obudziło się w nim tyle silnych emocji, gdy przemknęło mu przez głowę, że to co się jeszcze nawet nie zaczęło, mogłoby skończyć się w tym momencie. W jednej sekundzie.
Obserwował ją, gdy bez słowa wzięła na ręce towarzyszącego jej chłopca i przeszła obok, kierując się do salonu. Niewiele myśląc, ruszył w jej ślady. Kompletnie nie wiedział, czego się teraz spodziewać.
- Daj mi chwilę… Położę go tylko i będziemy mogli porozmawiać… - zwróciła się do niego. Dawno już nie słyszał w jej głosie tyle niepewności i obaw. Jakby nie czuła się bezpiecznie. Wiedział, dlaczego tak jest. Doskonale znał powód. I jedyne co miał ochotę zrobić, to przytulić ją do siebie i zapewnić, że nie musi się bać… Tak po prostu. Nie musi się bać.
Skinął tylko głową, pozwalając jej zabrać syna do pokoju Billa. Miał dzięki temu również chwilę dla siebie. Kilka minut podczas, których mógł odetchnąć i poukładać w głowie swoje rozbiegane myśli. Pierwsze oszołomienie powoli już z niego schodziło. Zaczynał podchodzić do sytuacji znacznie trzeźwiej. Nie miał pojęcia co za chwilę usłyszy, jaką historię opowie mu dziewczyna, ale był pewien, że musi w ogóle dać jej szansę na powiedzenie czegokolwiek. Chociaż nie mógł się oszukiwać… Mogłaby mu wcisnąć największy kit a i tak, to by niczego nie zmieniło. Pojawienie się tego dziecka, przeraziło go niezwykle, lecz mimo to, nie umiał zrezygnować z tego, co już się w nim zagnieździło. Nie był na nią zły. Nie mógł być. Za co? Nigdy wcześniej nie wspomniała słowem o istnieniu tego chłopca. Ani przed wypadkiem, w Vegas ani po, w Los Angeles. Ale przecież… zupełnie nie miała takiego obowiązku. Nie zwierzali się sobie. Nie opowiadali sobie swoich życiorysów. Nie zdążyli nawet przeżyć tego, co planowali. Zbyt szybko się to dla nich skończyło. To dlatego nigdy się nie dowiedział. Co prawda, mógłby stwierdzić, że przecież mieszkając z nim, miała tak wiele okazji do przyznania się, że jest matką. Mógłby, lecz i to nie jest wciąż żadnym argumentem. Bo przez ten cały czas, była tutaj dla niego. Każdego dnia walczyła z nim. Walczyła o niego, o jego życie. Skupiała na nim całą swoją uwagę. Podnosiła go z największego bagna. Zupełnie sama. W którym momencie miałaby powiedzieć mu, że ma dziecko?
Uderzyło to w niego, jak grom, gdy zdał sobie sprawę, ile Olivia dla niego poświęciła. Przecież zamieszkała z nim, zostawiła swoje życie… zostawiła swoje dziecko… Była w stanie to zrobić i ani razu mu niczego nie wypomniała. Nie mógł uwierzyć, że zasłużył sobie, na aż tak wiele z jej strony. Czy to mógł być najszczerszy dowód jej uczuć..?
- Jestem już… Szybko zasnął, pierwszy raz leciał samolotem… - Głos Olivii przedarł się przez gąszcz jego myśli. Uniósł głowę obdarzając ją swoim spojrzeniem. Nie był już zszokowany, nie patrzył na nią, jakby spadła z kosmosu. Z jego oczu bił ciepły blask. Tym razem to ona była zaskoczona. Nie spodziewała się ujrzeć dziś w nim tyle pozytywnych uczuć. Poczuła się dzięki temu dużo lepiej, ale nadal nie była niczego pewna. Nadal musiała wyjawić mu wszystko. Nie wiedziała, czy jest na to gotowa. Nagle ją to przerosło. Była całkowicie rozdarta. Z jednej strony żałowała, że przyleciała tutaj ze swoim synkiem bez uprzedzenia a z drugiej, przecież właśnie tego dzisiaj chciała. Taką podjęła decyzję. – Tom… Wiem, że powinnam była chociaż zadzwonić… - zaczęła, siadając na kanapie. – Ja po prostu… To był impuls. Musiałam się stamtąd wynieść. Potrzebowałam tego…  a jeżeli bym nie zrobiła tego dzisiaj, to nie zrobiłabym nigdy… rozumiesz? – spojrzała na niego zagubiona. – Nie wiem, co ja sobie w ogóle myślałam… Sama nie wierzę, że to zrobiłam. Przyjechałam do ciebie, jak gdyby nigdy nic z dzieckiem i… Mój Boże… - westchnęła zrezygnowana chowając twarz w dłoniach.
- Liv…
- Przepraszam cię. Po prostu… Pozwól nam zostać tutaj kilka dni, dopóki nie znajdę jakiegoś mieszkania… - zwróciła się do niego ponownie. W tej sytuacji to było według niej jedyne najrozsądniejsze wyjście. Nie miała prawa zwalać mu się z dzieckiem na głowę. To, że postanowiła przeprowadzać rewolucję w swoim życiu, nie oznaczało wcale, że może wciągać to wszystkich dookoła. Nie przemyślała tego zbyt dobrze, dlatego teraz obydwoje muszą czuć się tak bardzo niekomfortowo. W tej chwili, gdy na to patrzyła z boku, kompletnie nie mogła pojąć, co sobie myślała w Vegas, gdy postanowiła spakować syna i wrócić tu razem z nim. Może faktycznie wciąż jest nieodpowiedzialną gówniarą, może jej matka cały czas ma racje. Nigdy nie zapomni jej wyrazu twarzy, gdy patrzyła na poczynania Olivii. Próbowała ją zatrzymywać, ale to był jedyny raz, kiedy jej słowa nawet w najmniejszym stopniu nie docierały do dziewczyny. Działała spontanicznie i wtedy nie odczuwała żadnego strachu, była po prostu podekscytowana. Podekscytowana nowymi zmianami w swoim życiu, tym, że w końcu się usamodzielni, że będzie wolna. Tom wtedy nie był jej priorytetem, nie zastanawiała się w jaki sposób mógłby zareagować. Ba, ona była pewna, że przyjmie ją z radością. Nawet z dzieckiem. Tyle, że pierwsza faza ekscytacji minęła nim się obejrzała a zaraz po niej zaczęła powracać przerażająca rzeczywistość oraz trzeźwość myślenia.
Mężczyzna patrzył na nią przez dłuższą chwilę w milczeniu, wciąż analizując w głowie jej słowa. Uderzyło to w niego. Domyślał się powodów, dla których postanowiła się od niego wyprowadzić i naprawdę na swój sposób, rozumiał to. Nie zmieniało to jednak faktu, że najzwyczajniej nie potrafiłby jej na to pozwolić. Nie widział sensu, by Olivia miała szukać sobie nowego miejsca zamieszkania. Przecież pokój Billa nadal był w pełni do jej dyspozycji a pojawienie się dziecka, tego nie zmieniało. Czuł się  wręcz zobowiązany, by ją tutaj zatrzymać.
- O czym ty mówisz? Nie pozwolę ci przecież pójść teraz na ulicę. Poza tym… jakie mieszkanie? Zostaniesz tutaj… Obydwoje zostaniecie – rzekł stanowczo, nie biorąc pod uwagę nawet innych opcji. W tym przypadku pochopne działanie nie było dla Olivii korzystne. Rozumiał ją, o dziwo, bardzo dobrze rozumiał. Dlatego nie pozwoli jej teraz uciec. Bo ona mu nie pozwoliła i wyszło mu to na dobre. Nastał jego czas. Nie chodzi nawet o wdzięczność, czy powinność… On po prostu tego chciał. – Nie wiem co się wydarzyło… Nie miałem nawet pojęcia, że masz dziecko. Ale to jest w tym momencie najmniej istotne… Chcę, żebyś wiedziała, że nie mam żalu. Nie jestem na ciebie zły, nic z tych rzeczy. Ja… - urwał, sam nie wiedząc co właściwie chce jej powiedzieć. Serce biło mu tak mocno, jakby to był właśnie ten moment. Ten, w którym miał wyznać swoje uczucia. Czuł, że to mogłoby być odpowiednie w tej sytuacji. Że wiele by zmieniło między nimi. Pozwoliłoby jej poczuć się również lepiej. Dałby jej pewność, że wciąż jest tutaj mile widziana. A przede wszystkim on by miał pewność. Dwa słowa, które mogłyby diametralnie zmienić ich życie.  – Po prostu zostańcie.
Znowu stchórzył.
Słysząc to, wstała z miejsca i podeszła do niego. Przykucnęła przed nim, chwytając go za obie ręce i ścisnęła je lekko. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wiele znaczyły dla niej jego słowa. Jak wiele znaczyło to, że nie żądał wyjaśnień. Nie zadawał pytań. Po prostu był i pozwolił być jej.
- Dziękuję… - szepnęła spoglądając na niego szklanymi już od łez oczami. Wzruszał ją swoim zachowaniem. Tym co mówił a nawet sposobem w jaki na nią dzisiaj patrzył. Nie oceniał. Nigdy jej nie oceniał i nie zrobił tego także dzisiaj. A mógł… miał prawo do wszystkiego. To było, aż dziwne, że nieustannie był tak spokojny i cierpliwy.
- Nie masz za co, Liv… - zapewnił, posyłając jej delikatny uśmiech. – Idź spać, porozmawiamy jutro, jak już wszystkie emocje opadną – dodał jeszcze, widząc, że dziewczyna jest już zmęczona. Obojgu przyda się trochę snu i wypoczynku. Noc to zawsze dobry czas na przemyślenia, czy chociażby pogodzenie się z jakimiś wydarzeniami. Na drugi dzień najczęściej wszystko wygląda zupełnie inaczej. Można spojrzeć na coś świeżym okiem, zauważyć nowe szczegóły.
- W porządku – zgodziła się z nim. Cieszyła się, że nie drążą tematu. Ona też potrzebowała chwili, by odetchnąć i ułożyć sobie to w głowie. – To dobranoc, śpij dobrze – Podniosła się, lecz nim odeszła, ucałowała go jeszcze krótko w policzek. Jej też brakowało już odwagi na większa śmiałość w jego kierunku. Ale nie umiała z drugiej strony całkowicie zrezygnować. Mimo swoich obaw, nadal pragnęła przy nim być oraz tego, aby on również to odwzajemniał.
Kolejny raz się mijali, bojąc się mówić sobie wszystkiego.


*





Sam do końca nie wiedział, dlaczego informacja o tym, że jego brat również nie miał o niczym pojęcia, przyniosła mu tyle ulgi. Chyba dzięki temu nie czuł się oszukany. Nikt niczego przed nim nie zatajał, to było najważniejsze. Może wolałby dowiedzieć się o tym w inny sposób, ale ten też nie należał do najgorszych z możliwych. To nadal było dla niego czymś nowym i szokującym. Przecież myślał o Olivii naprawdę poważnie. Chciał, by łączyło ich coś więcej. A przede wszystkim, żeby było to długotrwałe. Był na to gotowy. Już dawno dojrzał do poważnych relacji z kobietami, potrzebował tylko tej odpowiedniej. I czuł, że właśnie ją znalazł. Pytanie tylko, czy był gotowy również na dziecko. Nie jego dziecko. Miał świadomość tego, że wiążąc się z kimś, bierze się również na siebie jego życiowe doświadczenia, jego przeszłość. Wszystko, co ma jakiekolwiek powiązanie z tą osobą. Bo na tym polega między innymi miłość. Nie można sobie wybrać, mówiąc: ciebie biorę ze sobą i będę kochał, ale to co przeżyłaś musisz zostawić w starym domu. Bał się tego, co ich czeka. Z jednej strony serce podpowiadało mu, że jeśli zechce, będzie w stanie dokonać wszystkiego, by byli razem szczęśliwi. Niestety rozum za wszelką cenę próbował go odstraszyć. Ledwo radził sobie sam ze sobą, dopiero co zaczął się ogarniać… a teraz miałby być odpowiedzialny również za dziecko..? Jak? Ten chłopiec jest taki mały… Nie może mieć więcej niż dwóch lat. Kompletnie nie umiał wyobrazić sobie siebie w roli ojca. Czy byłby w stanie w ogóle pokochać nie swoje dziecko? Czy umiałby je wychowywać będąc na wózku? To wszystko zaczynało go przytłaczać. Ale wciąż nie wyobrażał sobie życia bez Olivii. Dawno już nie czuł się tak rozdarty i jednocześnie sfrustrowany.
Długo nie spał tej nocy, próbując ogarnąć ostatnie wydarzenia w swojej głowie. Próbował przekonywać samego siebie, że da sobie z tym radę. Tylko wciąż towarzyszyło mu nieodparte wrażenie, że byłoby dużo prościej, gdyby nie ograniczał go wózek. Wtedy może nawet w ogóle nie miałby wątpliwości. Po prostu stanąłby na wysokości zadania. Teraz też powinien. W innym wypadku, znowu ją straci. A z pewnością nie był gotowy na tak wielką stratę. Na samą myśl o tym, robiło mu się gorzej. Musiał dać sobie szansę. Dać ją Olivii i przede wszystkim jej dziecku. Może to wcale nie będzie takie trudne… Wszystkiego można się nauczyć. Nikt przecież nie rodzi się od razu wykwalifikowanym ojcem.
- Mój Boże… w co ja się pakuję..? – szepnął do siebie, przytulając mocniej głowę do poduszki. Plątanina myśli nie pozwalała mu zasnąć pomimo zmęczenia. Jego wyobraźnia również zaczęła się już uruchamiać. Wszelkie wizje jego wspólnego życia z Olivią same wypełniały głowę. Widział wszystko przed swoimi oczami, jakby działo się naprawdę. I to było przyjemne. Bo w jego umyśle, wszystko było piękne. Ze wszystkim sobie radził. Nie było niczego co stawałoby na drodze ich szczęściu. Sam tworzył scenariusz ich życia. I uśmiechał się do siebie, czując, jak bardzo pragnie, by ziściło się to z rzeczywistością. A żeby tak się stało, sam musiał się o to postarać. Nie było nawet mowy o tym, że będzie łatwo. Nigdy nie będzie.

Każdego dnia podejmujesz decyzje, które mają wpływ na Twoje życie. Nawet jeśli są drobne, z pozoru nic nie znaczące. Czasem samo to, że wstaniesz z łóżka potrafi całkowicie odmienić Twój los. I ten nieustanny strach przed odpowiedzialnością za wszystko, co zrobisz. Bo przecież rzeczywistość nie jest Twoją wyobraźnią. W rzeczywistości nie cofniesz swojej decyzji, nie cofniesz czasu. Nie wrócisz do punktu wyjścia. Nie zaczniesz niczego od nowa, jeśli nie doprowadzisz do końca poprzedniego działania. Paradoksem jest, że w życiu najtrudniej jest czynić to wszystko w zgodzie ze samym sobą. Bo to nasze uczucia są tym, czego najbardziej się boimy. Ich konsekwencje. Ale czymże byłoby Twoje życie bez tych uczuć? Próbowałeś egzystować bez nich. I nigdy więcej nie chciałeś do tego już wracać. Wolisz cierpieć niż być pustą skałą. Cierpienie jest piękne.

***

Obserwuj stronę "Powody, za które kochamy Toma Kaulitza"


Daj mi jeść - skomentuj odcinek.
Dzięki! ;)