poniedziałek, 20 kwietnia 2015

26. "Wenn dieser tag der letzte ist, bitte, sag es mir noch nicht…"

Migoczące obrazy na ekranie plazmowego telewizora, choć były jedynym źródłem światła w salonie, utrudniały Muzykowi zaśnięcie. Mimo że powieki już automatycznie opadały mu ze znużenia, co chwilę unosił je z powrotem. Dawno tak bardzo się nie nudził a godzina na zegarku wskazywała dopiero kilka minut po dwudziestej. Nie była to jeszcze jego pora na spanie. Niemniej, gdy Bill pojechał na spotkanie z Kathlyn i zostawił go samego, nie miał co ze sobą zrobić. Siedział bezczynnie wgapiając się w jakąś przy nudnawą komedię romantyczną. Zapewne, gdyby Olivia nie poleciała do Vegas, oglądaliby wspólnie coś dużo ciekawszego, a przede wszystkim, nie przysypiałby przy tym. Z minuty na minutę, coraz mocniej nie mógł się doczekać jej powrotu. Tym bardziej po wiadomościach, którymi się dziś wymienili. Wiedział, że nie jest jej obojętny. Wiedział, że wróci tu dla niego. Te myśli sprawiały, że czuł się lepiej. Nawet nie wiedząc, co ich czeka. Czuł jednak, że wszystko między nimi będzie szło już tylko w lepszym kierunku. Miał nadzieję, że jego pozytywne podejście nie okaże się zgubne. Teraz, gdy odzyskał wiarę w siebie samego, nie chciał, by cokolwiek na nowo w nim to zaburzyło. To  Olivia jest jego stałym punktem. Jego ostatecznym przystankiem, na którym postanowił wysiąść, po długiej, męczącej podróży. Nigdy nie sądził, że w jego życiu nadejdzie, aż tak trudny czas, z którym nie będzie potrafił sobie poradzić bez pomocy drugiej osoby. Los jednak postanowił pewnego dnia wywrócić jego życie do góry nogami a on nie miał w tej kwestii zbyt wiele do powiedzenia. Może i sam się o to prosił, przez swój nierozsądek. Może i mógł sprawić, by to wszystko wyglądało zupełnie inaczej… ale nie cofnie tego. Musi być wdzięczny za to, że udało mu się przetrwać. Wdzięczny za ludzi obok siebie, którzy go w tym wspierali. Będzie budował swoją przyszłość na wdzięczności oraz sile, jaką w sobie odnalazł. Bo jeśli nie to ma być jego fundamentem, to co innego? Miał świadomość tego, że skoro tak wiele dostał, powinien również coś od siebie dać. Nawet jeżeli nikt tego od niego nie oczekiwał. I miał nadzieję, że nie zostanie odtrącony.
Przeciągnął się na kapnie, ziewając głośno. Miał dosyć leżenia, zaczynało mu być już niewygodnie, co też dał mu odczuć jego kręgosłup. Podniósł się więc i ostrożnie przeniósł na swój wózek, by móc przemieścić się do kuchni. Poruszanie się w ten sposób, z jednej strony było prostsze, bo nie musiał się czołgać po podłodze. Z drugiej jednak, jego mieszkanie nie miało, aż tak dużej przestrzeni by mógł swobodnie jeździć po nim wózkiem. Wniosek był jeden, albo w końcu stanie na nogi, albo będzie musiał zainwestować w nowy dom. Ta druga opcja wydawała mu się znacznie łatwiejsza do osiągnięcia. Oczywiście, jak to u niego bywa, najchętniej już by się przeprowadził i dał sobie spokój z dalszymi próbami „ożywienia” swoich dolnych kończyn. Mimo wszystko, nie zamierzał się poddawać. Na pewno nie teraz. Olivia nigdy, by mu tego nie wybaczyła. On sobie również wybaczać nie powinien. Może to nie było do końca dobre, że wszystko robił z myślą o niej… to zaczynało już wyglądać, jak jakaś obsesja. A przecież, bez dwóch zdań, to w jego interesie jest, by mógł znowu chodzić i normalnie funkcjonować. Tylko jego. Niemniej… skoro motywacja w postaci dziewczyny przynosiła dużo lepsze efekty, to też nie mogło być całkiem złe podejście. Nic nie jest czarnobiałe.
Kiedy dotarł do kuchni, zaczął również doceniać fakt, iż jest wysoki. Dzięki temu udało mu się sięgnąć włącznika światła i nie musiał robić wszystkiego po omacku. Bez większego trudu też wstawił wodę na herbatę oraz przygotował sobie na nią kubek. Następnie zajrzał do lodówki zastanawiając się, co zjeść na kolację. Nie obeszło się bez myśli, że dużo przyjemniej jada się kolację we dwoje. Naprawdę nie był w stanie przestać powiązywać wszystkiego z Olivią. Chyba już całkowicie oszalał na jej punkcie. Będzie musiał jej o tym powiedzieć. Nie musi się już przecież bać… Udowodniła mu, że nic nie stoi na przeszkodzie ich szczęściu. Teraz powinni pozwolić sobie na szczerą rozmowę. On powinien wyznać jej swoje uczucia. Pytanie tylko, czy zdoła się przełamać. Nigdy nie był zbyt wylewny a szczególnie po wypadku. Najchętniej napisałby wszystko na kartce i jej to po prostu dał… ale kto chciałby się związać z dorosłym facetem, który zachowuje się w tak dziecinny sposób? Chciał być dla niej mężczyzną. Nawet jeśli nie może robić tych wszystkich rzeczy, którymi na co dzień zajmują się faceci. Na szczęście, mówić jeszcze może. Będzie, więc mówił. Na głos, wszystko. Począwszy od tego, jak bardzo jest piękna i skończywszy na tym, jak… mocno ją kocha.
Zacisnął mocniej dłoń na rączce od drzwiczek lodówki, gdy przyznał się w myślach do swoich uczuć a te myśli zaowocowały dziwnym dreszczem, który przeszedł jego ciało. Znowu budził się w nim strach. Skoro boi się tego we własnej głowie, jak zareaguje, gdy pozwoli temu ujrzeć światło dzienne..?

Już raz kochałeś. A może po prostu, próbowałeś kochać? Przecież pamiętasz, to nie była ta kobieta z magiczną aurą, której szukałeś. Pozwoliłeś Jej odejść, by móc bezpiecznie otulić się ciepłymi ramionami swoich złudzeń.

Zamknął lodówkę, wbijając swoje puste spojrzenie w podłogę. Co, jeśli znowu się pomylił..? Co, jeśli to wcale nie miłość… Może to wciąż ta niewłaściwa kobieta. Może to znowu jego złudzenie, którym chce się okryć.
- Co za pieprzenie… Ogarnij się człowieku, żadne magiczne aury nie istnieją… - mruknął pod nosem, kręcąc jednocześnie z dezaprobatą głową dla samego siebie. Popadał już w paranoję. Zdecydowanie nie powinien zostawać na dłużej sam. Brak towarzystwa bardzo źle odbijał się na jego psychice. A właściwie, brak Olivii. Może po prostu, powinien do niej zadzwonić? To choć trochę mogłoby załagodzić jego tęsknotę. Chciałby usłyszeć jej głos…
Przetarł twarz dłońmi i zalał herbatę wrzątkiem. Nie zamierzał jednak jej teraz pić. Potrzebował swojego telefonu, by móc zadzwonić. Oczywiście nie miał go przy sobie, więc był zmuszony udać się do sypialni. Nie zdążył tam nawet dotrzeć. Ba, ledwo wyjechał z kuchni, gdy usłyszał, że ktoś wchodzi do mieszkania. Akurat znajdował się blisko przedpokoju, więc już po chwili jego wózek stał w progu. Zaskoczył go widok Olivii. Zupełnie nie wiedział, skąd się tutaj nagle wzięła. Miała wrócić dopiero następnego dnia. Musiał ściągnąć ją tu swoimi myślami. Może faktycznie jakaś moc istnieje..?
Dałby sobie rękę uciąć, że gdy tylko ją ujrzał, miał wrażenie, jakby wokół niej rozświetlało się jakieś magiczne światło. I zapewne już spokojnie mógłby tę rękę stracić. Wyobraźnia tego wieczoru ponosiła go niesamowicie. Powinien w końcu zejść na ziemię, bo jeszcze trafi do zakładu psychiatrycznego i tyle z tego wszystkiego będzie.
- Co się stało? Myślałem, że wracasz jutro… - Otrząsnął się w końcu i przerwał ciszę, która sam nie wiedział, dlaczego między nimi panowała. Był na tyle zaskoczony, że nie zauważył nawet w pierwszej chwili jej niepewnego wyrazu twarzy, przerażenia w oczach. A ona stała przed tymi drzwiami, wystraszona, zagubiona, ściskając swojego syna za rękę i cały czas gotowa do ucieczki.
- Ja… - Chciała coś powiedzieć. Udzielić mu jakiejkolwiek odpowiedzi, ale gdy tylko spróbowała a jego wzrok powędrował znacznie niżej, głos ugrzęzł jej w gardle. Dopiero teraz zauważył, że przywiozła ze sobą znacznie większy bagaż niż zwykle a koło jej nogi, stało dziecko. Zastanawiał się, czy znowu nie ma jakichś omamów. Może ta cała sytuacja w ogóle jest tylko wytworem jego szalonej wyobraźni, a Olivii wcale tutaj nie ma.
Uniósł na nią swój pełen niezrozumienia wzrok, próbując odczytać cokolwiek z jej twarzy. Jej wyraz zdradzał wszystko. Nie musiał nawet pytać. Wystarczyło tylko, że spojrzał w jej oczy i wiedział już, że to jej dziecko. Nie potrafiła tego ukryć. Przyjeżdżając tu z nim, nawet nie zamierzała. Tylko w jej głowie wyglądało to zupełnie inaczej, gdy sobie to wyobrażała. Dużo prościej było w Vegas, w samolocie… Dużo prościej nim nie przekroczyła progu mieszkania, nim nie stanęła z Tomem oko w oko. Nagle sparaliżował ją strach i nie wiedziała nawet, co zrobić. Była winna mu wyjaśnienia, lecz nie potrafiła nawet wydobyć z siebie żadnego słowa. Lecąc tu, miała nadzieję, że Tom ją zrozumie… że przyjmie ją wraz z jej synkiem. Tak po prostu… I właściwie dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo było to głupie i naiwne. Nie miała pojęcia, jak mogła przylecieć z dzieckiem do obcego miasta, w ciemno. Bez wcześniejszej rozmowy z Gitarzystą. Od tego powinna była zacząć. Ale przecież nie mogła dłużej czekać… Po prostu nie mogła.
- Wejdźcie do środka… Przecież nie będziemy tak stali w przedpokoju – Dźwięk jego głosu ponownie tego wieczoru zakłócił ciszę wypełniającą pomieszczenie. Czuł się zdezorientowany, nie wiedział co ma myśleć ani w jaki sposób się zachować. Wszystko nagle tak diametralnie się zmieniło. Wszystko poza tym, że to wciąż była ta sama Olivia. Ta sama, która jeszcze przed paroma minutami emanowała dla niego magią. Ta sama, którą kochał. Ta sama, z którą wiązał swoją przyszłość. I to było frustrujące, że mimo zaistniałej sytuacji, nadal tego cholernie chciał. Każda komórka jego ciała nie pozwalała mu myśleć, ani tym bardziej czuć, inaczej. Nagle obudziło się w nim tyle silnych emocji, gdy przemknęło mu przez głowę, że to co się jeszcze nawet nie zaczęło, mogłoby skończyć się w tym momencie. W jednej sekundzie.
Obserwował ją, gdy bez słowa wzięła na ręce towarzyszącego jej chłopca i przeszła obok, kierując się do salonu. Niewiele myśląc, ruszył w jej ślady. Kompletnie nie wiedział, czego się teraz spodziewać.
- Daj mi chwilę… Położę go tylko i będziemy mogli porozmawiać… - zwróciła się do niego. Dawno już nie słyszał w jej głosie tyle niepewności i obaw. Jakby nie czuła się bezpiecznie. Wiedział, dlaczego tak jest. Doskonale znał powód. I jedyne co miał ochotę zrobić, to przytulić ją do siebie i zapewnić, że nie musi się bać… Tak po prostu. Nie musi się bać.
Skinął tylko głową, pozwalając jej zabrać syna do pokoju Billa. Miał dzięki temu również chwilę dla siebie. Kilka minut podczas, których mógł odetchnąć i poukładać w głowie swoje rozbiegane myśli. Pierwsze oszołomienie powoli już z niego schodziło. Zaczynał podchodzić do sytuacji znacznie trzeźwiej. Nie miał pojęcia co za chwilę usłyszy, jaką historię opowie mu dziewczyna, ale był pewien, że musi w ogóle dać jej szansę na powiedzenie czegokolwiek. Chociaż nie mógł się oszukiwać… Mogłaby mu wcisnąć największy kit a i tak, to by niczego nie zmieniło. Pojawienie się tego dziecka, przeraziło go niezwykle, lecz mimo to, nie umiał zrezygnować z tego, co już się w nim zagnieździło. Nie był na nią zły. Nie mógł być. Za co? Nigdy wcześniej nie wspomniała słowem o istnieniu tego chłopca. Ani przed wypadkiem, w Vegas ani po, w Los Angeles. Ale przecież… zupełnie nie miała takiego obowiązku. Nie zwierzali się sobie. Nie opowiadali sobie swoich życiorysów. Nie zdążyli nawet przeżyć tego, co planowali. Zbyt szybko się to dla nich skończyło. To dlatego nigdy się nie dowiedział. Co prawda, mógłby stwierdzić, że przecież mieszkając z nim, miała tak wiele okazji do przyznania się, że jest matką. Mógłby, lecz i to nie jest wciąż żadnym argumentem. Bo przez ten cały czas, była tutaj dla niego. Każdego dnia walczyła z nim. Walczyła o niego, o jego życie. Skupiała na nim całą swoją uwagę. Podnosiła go z największego bagna. Zupełnie sama. W którym momencie miałaby powiedzieć mu, że ma dziecko?
Uderzyło to w niego, jak grom, gdy zdał sobie sprawę, ile Olivia dla niego poświęciła. Przecież zamieszkała z nim, zostawiła swoje życie… zostawiła swoje dziecko… Była w stanie to zrobić i ani razu mu niczego nie wypomniała. Nie mógł uwierzyć, że zasłużył sobie, na aż tak wiele z jej strony. Czy to mógł być najszczerszy dowód jej uczuć..?
- Jestem już… Szybko zasnął, pierwszy raz leciał samolotem… - Głos Olivii przedarł się przez gąszcz jego myśli. Uniósł głowę obdarzając ją swoim spojrzeniem. Nie był już zszokowany, nie patrzył na nią, jakby spadła z kosmosu. Z jego oczu bił ciepły blask. Tym razem to ona była zaskoczona. Nie spodziewała się ujrzeć dziś w nim tyle pozytywnych uczuć. Poczuła się dzięki temu dużo lepiej, ale nadal nie była niczego pewna. Nadal musiała wyjawić mu wszystko. Nie wiedziała, czy jest na to gotowa. Nagle ją to przerosło. Była całkowicie rozdarta. Z jednej strony żałowała, że przyleciała tutaj ze swoim synkiem bez uprzedzenia a z drugiej, przecież właśnie tego dzisiaj chciała. Taką podjęła decyzję. – Tom… Wiem, że powinnam była chociaż zadzwonić… - zaczęła, siadając na kanapie. – Ja po prostu… To był impuls. Musiałam się stamtąd wynieść. Potrzebowałam tego…  a jeżeli bym nie zrobiła tego dzisiaj, to nie zrobiłabym nigdy… rozumiesz? – spojrzała na niego zagubiona. – Nie wiem, co ja sobie w ogóle myślałam… Sama nie wierzę, że to zrobiłam. Przyjechałam do ciebie, jak gdyby nigdy nic z dzieckiem i… Mój Boże… - westchnęła zrezygnowana chowając twarz w dłoniach.
- Liv…
- Przepraszam cię. Po prostu… Pozwól nam zostać tutaj kilka dni, dopóki nie znajdę jakiegoś mieszkania… - zwróciła się do niego ponownie. W tej sytuacji to było według niej jedyne najrozsądniejsze wyjście. Nie miała prawa zwalać mu się z dzieckiem na głowę. To, że postanowiła przeprowadzać rewolucję w swoim życiu, nie oznaczało wcale, że może wciągać to wszystkich dookoła. Nie przemyślała tego zbyt dobrze, dlatego teraz obydwoje muszą czuć się tak bardzo niekomfortowo. W tej chwili, gdy na to patrzyła z boku, kompletnie nie mogła pojąć, co sobie myślała w Vegas, gdy postanowiła spakować syna i wrócić tu razem z nim. Może faktycznie wciąż jest nieodpowiedzialną gówniarą, może jej matka cały czas ma racje. Nigdy nie zapomni jej wyrazu twarzy, gdy patrzyła na poczynania Olivii. Próbowała ją zatrzymywać, ale to był jedyny raz, kiedy jej słowa nawet w najmniejszym stopniu nie docierały do dziewczyny. Działała spontanicznie i wtedy nie odczuwała żadnego strachu, była po prostu podekscytowana. Podekscytowana nowymi zmianami w swoim życiu, tym, że w końcu się usamodzielni, że będzie wolna. Tom wtedy nie był jej priorytetem, nie zastanawiała się w jaki sposób mógłby zareagować. Ba, ona była pewna, że przyjmie ją z radością. Nawet z dzieckiem. Tyle, że pierwsza faza ekscytacji minęła nim się obejrzała a zaraz po niej zaczęła powracać przerażająca rzeczywistość oraz trzeźwość myślenia.
Mężczyzna patrzył na nią przez dłuższą chwilę w milczeniu, wciąż analizując w głowie jej słowa. Uderzyło to w niego. Domyślał się powodów, dla których postanowiła się od niego wyprowadzić i naprawdę na swój sposób, rozumiał to. Nie zmieniało to jednak faktu, że najzwyczajniej nie potrafiłby jej na to pozwolić. Nie widział sensu, by Olivia miała szukać sobie nowego miejsca zamieszkania. Przecież pokój Billa nadal był w pełni do jej dyspozycji a pojawienie się dziecka, tego nie zmieniało. Czuł się  wręcz zobowiązany, by ją tutaj zatrzymać.
- O czym ty mówisz? Nie pozwolę ci przecież pójść teraz na ulicę. Poza tym… jakie mieszkanie? Zostaniesz tutaj… Obydwoje zostaniecie – rzekł stanowczo, nie biorąc pod uwagę nawet innych opcji. W tym przypadku pochopne działanie nie było dla Olivii korzystne. Rozumiał ją, o dziwo, bardzo dobrze rozumiał. Dlatego nie pozwoli jej teraz uciec. Bo ona mu nie pozwoliła i wyszło mu to na dobre. Nastał jego czas. Nie chodzi nawet o wdzięczność, czy powinność… On po prostu tego chciał. – Nie wiem co się wydarzyło… Nie miałem nawet pojęcia, że masz dziecko. Ale to jest w tym momencie najmniej istotne… Chcę, żebyś wiedziała, że nie mam żalu. Nie jestem na ciebie zły, nic z tych rzeczy. Ja… - urwał, sam nie wiedząc co właściwie chce jej powiedzieć. Serce biło mu tak mocno, jakby to był właśnie ten moment. Ten, w którym miał wyznać swoje uczucia. Czuł, że to mogłoby być odpowiednie w tej sytuacji. Że wiele by zmieniło między nimi. Pozwoliłoby jej poczuć się również lepiej. Dałby jej pewność, że wciąż jest tutaj mile widziana. A przede wszystkim on by miał pewność. Dwa słowa, które mogłyby diametralnie zmienić ich życie.  – Po prostu zostańcie.
Znowu stchórzył.
Słysząc to, wstała z miejsca i podeszła do niego. Przykucnęła przed nim, chwytając go za obie ręce i ścisnęła je lekko. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wiele znaczyły dla niej jego słowa. Jak wiele znaczyło to, że nie żądał wyjaśnień. Nie zadawał pytań. Po prostu był i pozwolił być jej.
- Dziękuję… - szepnęła spoglądając na niego szklanymi już od łez oczami. Wzruszał ją swoim zachowaniem. Tym co mówił a nawet sposobem w jaki na nią dzisiaj patrzył. Nie oceniał. Nigdy jej nie oceniał i nie zrobił tego także dzisiaj. A mógł… miał prawo do wszystkiego. To było, aż dziwne, że nieustannie był tak spokojny i cierpliwy.
- Nie masz za co, Liv… - zapewnił, posyłając jej delikatny uśmiech. – Idź spać, porozmawiamy jutro, jak już wszystkie emocje opadną – dodał jeszcze, widząc, że dziewczyna jest już zmęczona. Obojgu przyda się trochę snu i wypoczynku. Noc to zawsze dobry czas na przemyślenia, czy chociażby pogodzenie się z jakimiś wydarzeniami. Na drugi dzień najczęściej wszystko wygląda zupełnie inaczej. Można spojrzeć na coś świeżym okiem, zauważyć nowe szczegóły.
- W porządku – zgodziła się z nim. Cieszyła się, że nie drążą tematu. Ona też potrzebowała chwili, by odetchnąć i ułożyć sobie to w głowie. – To dobranoc, śpij dobrze – Podniosła się, lecz nim odeszła, ucałowała go jeszcze krótko w policzek. Jej też brakowało już odwagi na większa śmiałość w jego kierunku. Ale nie umiała z drugiej strony całkowicie zrezygnować. Mimo swoich obaw, nadal pragnęła przy nim być oraz tego, aby on również to odwzajemniał.
Kolejny raz się mijali, bojąc się mówić sobie wszystkiego.


*





Sam do końca nie wiedział, dlaczego informacja o tym, że jego brat również nie miał o niczym pojęcia, przyniosła mu tyle ulgi. Chyba dzięki temu nie czuł się oszukany. Nikt niczego przed nim nie zatajał, to było najważniejsze. Może wolałby dowiedzieć się o tym w inny sposób, ale ten też nie należał do najgorszych z możliwych. To nadal było dla niego czymś nowym i szokującym. Przecież myślał o Olivii naprawdę poważnie. Chciał, by łączyło ich coś więcej. A przede wszystkim, żeby było to długotrwałe. Był na to gotowy. Już dawno dojrzał do poważnych relacji z kobietami, potrzebował tylko tej odpowiedniej. I czuł, że właśnie ją znalazł. Pytanie tylko, czy był gotowy również na dziecko. Nie jego dziecko. Miał świadomość tego, że wiążąc się z kimś, bierze się również na siebie jego życiowe doświadczenia, jego przeszłość. Wszystko, co ma jakiekolwiek powiązanie z tą osobą. Bo na tym polega między innymi miłość. Nie można sobie wybrać, mówiąc: ciebie biorę ze sobą i będę kochał, ale to co przeżyłaś musisz zostawić w starym domu. Bał się tego, co ich czeka. Z jednej strony serce podpowiadało mu, że jeśli zechce, będzie w stanie dokonać wszystkiego, by byli razem szczęśliwi. Niestety rozum za wszelką cenę próbował go odstraszyć. Ledwo radził sobie sam ze sobą, dopiero co zaczął się ogarniać… a teraz miałby być odpowiedzialny również za dziecko..? Jak? Ten chłopiec jest taki mały… Nie może mieć więcej niż dwóch lat. Kompletnie nie umiał wyobrazić sobie siebie w roli ojca. Czy byłby w stanie w ogóle pokochać nie swoje dziecko? Czy umiałby je wychowywać będąc na wózku? To wszystko zaczynało go przytłaczać. Ale wciąż nie wyobrażał sobie życia bez Olivii. Dawno już nie czuł się tak rozdarty i jednocześnie sfrustrowany.
Długo nie spał tej nocy, próbując ogarnąć ostatnie wydarzenia w swojej głowie. Próbował przekonywać samego siebie, że da sobie z tym radę. Tylko wciąż towarzyszyło mu nieodparte wrażenie, że byłoby dużo prościej, gdyby nie ograniczał go wózek. Wtedy może nawet w ogóle nie miałby wątpliwości. Po prostu stanąłby na wysokości zadania. Teraz też powinien. W innym wypadku, znowu ją straci. A z pewnością nie był gotowy na tak wielką stratę. Na samą myśl o tym, robiło mu się gorzej. Musiał dać sobie szansę. Dać ją Olivii i przede wszystkim jej dziecku. Może to wcale nie będzie takie trudne… Wszystkiego można się nauczyć. Nikt przecież nie rodzi się od razu wykwalifikowanym ojcem.
- Mój Boże… w co ja się pakuję..? – szepnął do siebie, przytulając mocniej głowę do poduszki. Plątanina myśli nie pozwalała mu zasnąć pomimo zmęczenia. Jego wyobraźnia również zaczęła się już uruchamiać. Wszelkie wizje jego wspólnego życia z Olivią same wypełniały głowę. Widział wszystko przed swoimi oczami, jakby działo się naprawdę. I to było przyjemne. Bo w jego umyśle, wszystko było piękne. Ze wszystkim sobie radził. Nie było niczego co stawałoby na drodze ich szczęściu. Sam tworzył scenariusz ich życia. I uśmiechał się do siebie, czując, jak bardzo pragnie, by ziściło się to z rzeczywistością. A żeby tak się stało, sam musiał się o to postarać. Nie było nawet mowy o tym, że będzie łatwo. Nigdy nie będzie.

Każdego dnia podejmujesz decyzje, które mają wpływ na Twoje życie. Nawet jeśli są drobne, z pozoru nic nie znaczące. Czasem samo to, że wstaniesz z łóżka potrafi całkowicie odmienić Twój los. I ten nieustanny strach przed odpowiedzialnością za wszystko, co zrobisz. Bo przecież rzeczywistość nie jest Twoją wyobraźnią. W rzeczywistości nie cofniesz swojej decyzji, nie cofniesz czasu. Nie wrócisz do punktu wyjścia. Nie zaczniesz niczego od nowa, jeśli nie doprowadzisz do końca poprzedniego działania. Paradoksem jest, że w życiu najtrudniej jest czynić to wszystko w zgodzie ze samym sobą. Bo to nasze uczucia są tym, czego najbardziej się boimy. Ich konsekwencje. Ale czymże byłoby Twoje życie bez tych uczuć? Próbowałeś egzystować bez nich. I nigdy więcej nie chciałeś do tego już wracać. Wolisz cierpieć niż być pustą skałą. Cierpienie jest piękne.

***

Obserwuj stronę "Powody, za które kochamy Toma Kaulitza"


Daj mi jeść - skomentuj odcinek.
Dzięki! ;) 



9 komentarzy:

  1. wow! :) tak sie cieszę że w końcu Liv postanowiła postawić się matce i wyjechać razem z Małym ❤ jestem taka dumna z niej!na jej miejscu zrobiłabym tak samo! :)
    czuję,ze Ton da sobie rade! zaakceptuje Małego,wyzna w końcu Liv swoje uczucia - nie stchórzy kolejny raz!kolejny dzień powinien być dla nich czymś w rodzaju nowego rozdziału, wspólnej drogi 😍
    mam cichą nadzieję, ze Tom niedługo wstanie z wózka i wszystko zacznie sie układać..

    pozdrawiam :*
    czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie się cieszę, że Tom w końcu poznał synka Liv! ;) Mam nadzieję, że w końcu zbierze się na odwagę i wyzna Liv miłość... A później stworzą razem cudowną rodzinkę i będą żyli długo i szczęśliwie :D
    Pozdrawiam, Klaudia ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty to masz pomysły! Kamila mistrzu mój!
    Ten sms! Hahaha... Genialny !
    Tak w ogóle cieszy mnie, ze Liv w końcu postanowila powiedzieć Tomowi o swojej przyszłości! ATOM taki słodki, przygarnął ja! Jaki kochany!
    Czekam na kolejne odcinki! Weny kochana! :*
    Kisski RE. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu Tom mógł poznać jej synka ! ;) Wierze, że Tom jest odpowiedzialnym i dojrzałym mężczyzną i nie zostawi Liv samej a małego pokocha jak swoje dziecko. Wiadomość do Billa bardzo mnie rozbawiła, ale w pozytywnym znaczeniu. Mam nadzieje, że staną się wspaniałą rodziną ;) Pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny odcinek <3, bardzo im kibicuję. Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. W końcu Tom dowiedział się o istnieniu Michaela! I wiesz co? Dałaś mi niezłe pole do popisu w kwestii wyobrażenia go sobie jako tatusia zastępczego i to były cudowne wyobrażenia, naprawdę! Widzę go w roli ojca, który ze szkrabem będzie powoli odkrywać świat i choć nie do końca mogę przewidzieć Twoje zamiary wobec Olivii i Toma, to jednak wierzę, że im się ułoży i będą szczęśliwą rodziną :) A poza tym, to dla Toma kolejna motywacja w walce o nogi... I cudowne jest to, że Tom tak po prostu to zaakceptował, bo równie dobrze mógł zrobić Olivii awanturę i kazać jej się wynosić, a jednak zachował się jak prawdziwy mężczyzna, któremu naprawdę zależy na kobiecie.
    No nic, czekam na więcej!
    Buźka! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. I tym oto sposobem skomentuję jeszcze tylko Twoje opowiadanie, po czym idę spać. A z rana kolejna porcja FFTH czeka.
    Uwielbiam Twoich bohaterów, naprawdę, i w sumie to Ciebie też lubię . Ten stan niepewności, kiedy oboje boją się reakcji drugiej strony. Podziwiam Cię za to, jak potrafisz opisać emocje, jak to wszystko ubierasz cudownie w słowa. Aż żal serce ściska, że muszę się jeszcze tak wielu rzeczy nauczyć, gdyż we mnie niewyobrażalny leń drzemie. Mam nadzieję, że Tom się w końcu przełamie, on się boi odtrącenia, nieświadomie, ale tak jest. Nie ma o tym pojęcia, niech uwierzy, że Lic też zależy, że ona boi się równie mocno jak on, tylko że tego nie pokazuje. Chwale pomysł sprowadzenia dziecka ze sobą do LA, to otwiera nowe możliwości, czarne chmury w postaci niewyrozumiałej matki wreszcie zniknęły, poszerzając horyzont na morzu pola widzenia Olivii. Oboje są uroczy na swój sposób oraz uzależnieni od siebie, ciężko im teraz będzie bez siebie. Tak, Bill i te jego retoryczne pytania, na które właściwie nie trzeba odpowiadać. Jako że mam na tyle bystre oko, nawet na taką porę, pozwolę sobie wytknać jedno, małe przeoczenie. W jednym esemesie jest dziewiąta PM, zaś w drugim AM, musisz się zdecydować, chyba że Billowi te godziny umknęły.
    Dużo weny Ci życzę i czekam na ciąg dalszy! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie, nie przeżyję, że to przeoczyłam >.< Wszystko przez to, że robiłam to drugi raz uhh... No żesz cholera xD
      Dzięki za uwagę w każdym razie xDD

      Usuń
  8. Uwielbiam to jak oddajesz w swoich opowiadaniach uczucia. Tak wzięłam te wszystkie emocje do siebie i tak wzruszyłam się całą sytuacją, że aż się popłakałam. Ta niepewność z obu stron, to jak bardzo boją się wyrazić swoje uczucia, boją się odtrącenia jest przedstawiona idealnie. Jestem ciekawa jak rozwiniesz wątek syna Liv w LA, co nowego wniesie do ich życia. Ale ciesze się, że Olivia w końcu wyrwała się ze swojego starego życia, które ją przytłaczało. Czekam z niecierpliwością na nowy odcinek ,a przede wszystkim na to, żeby i Tom i Liv wyrazili swoje uczucia ;d
    QB

    OdpowiedzUsuń

Komentarze przed dodaniem wysyłane są do moderacji ze względu na spam.