czwartek, 1 września 2016

32. "Kommst du mit mir?"

To było, jak moment, w którym dociera do ciebie świadomość. Świadomość tego, że za chwilę po całym szczęściu, które wypełnia twoje życie, pozostanie już tylko szary, unoszący się nad ziemią dym. Wszystko spłonie na twoich oczach i to ty będziesz tą osobą, która wznieci ogień. Pytanie tylko, co z tym zrobisz. Możesz stać i dusić się tym dymem lub wziąć sprawy w swoje ręce
i próbować się go pozbyć. Ratując siebie oraz resztki twojego uczucia szczęścia. Bo to tylko uczucie. Ulotne, niepewne. Skoro tak łatwo do ciebie przyszło, dlaczego uważasz, że nie ma prawa teraz zniknąć?

Ich dzień zaczął się, jak gdyby nigdy nic. Najpierw śniadanie, zwyczajne rozmowy, trochę zabawy z Michaelem. Nikt o nic nie pytał. Nikt nie zaczynał poważnych rozmów. Z jednej strony, pozwalało to zachować spokój duszy, ale z drugiej, momentami, potrafiło doprowadzać do frustracji. Olivia nie chciała, by tak to wyglądało. Nie potrafiła wyobrazić sobie kolejnych dni u boku Toma, każdego z tą samą, wiszącą nad nią chmurą przeszłości. I choćby Tom zapierał się rękoma i nogami, dowie się wszystkiego. A potem mogą razem pozbywać się dymu albo po prostu uciec. Wszystko zależy od niego. I to chyba wydawało się najgorsze z tego wszystkiego. Jego decyzja, jego zachowanie po tym, jak dowie się prawdy. To budziło w niej największy strach.
– Tom, zanim przejdę do rzeczy... Musisz mi coś obiecać – rzekła na wstępie, doskonale zdając sobie sprawę, że wiele od niego wymaga. Tak naprawdę, to ona powinna mieć wobec niego zobowiązania, a nie jeszcze o coś go prosić. Jednak było to dla niej zbyt istotne. Czuła, że bez tej obietnicy nie poradzi sobie dalej.
Mężczyzna spojrzał na nią, dając znak, że słucha uważnie.
– To wszystko, co za chwilę usłyszysz... Nigdy więcej do tego nie wrócimy. Nigdy nie poruszymy tego tematu. To będzie tylko ten jeden raz. – W jej głosie można było wyczuć sporą determinację, nie trudno było dostrzec, jak bardzo jej zależało. Nie zamierzał się sprzeciwiać. Od razu postanowił uszanować jej decyzję, bez względu na wszystko. To było z jego strony nieco zbyt naiwne, deklarował coś zupełnie w ciemno, nie zdając sobie sprawy, jak sytuacja potrafi zmienić się pod wpływem kilku wypowiedzianych zdań. Pod wpływem kilku faktów.
– Obiecuję, Liv – odparł bez wahania i ujął jej dłoń, dając jej do zrozumienia, że nadal z nią jest. Nie musiała się obawiać. Chciał być jej opoką. Stałym punktem. Był nim, przynajmniej do teraz.
– W porządku. W takim razie, zrobię to – odetchnęła głęboko, po czym zamilkła na chwilę, próbując zebrać myśli.
Nie pospieszał jej. Mieli przed sobą bardzo dużo czasu, nie musiał tego robić. A ona potrzebowała tej chwili, by chociaż trochę poukładać sobie w głowie, to co chciała mu wyznać. Nie pierwszy raz będzie do tego wracać, ale pierwszy raz z nim. A to on był tu najistotniejszy. Bo to jego nie chciała stracić.  
– Tak naprawdę, w tej historii, to nie Ian odgrywa główną rolę, ale jest on bardzo ważną postacią. Był ze mną w najtrudniejszych chwilach mojego życia. A to wszystko miało swój początek, gdy byłam jeszcze praktycznie gówniarą. Brzmi to śmiesznie, bo od tamtego czasu minęły tylko dwa lata, ale... Wbrew pozorom, zdążyłam się bardzo zmienić. Czasem, w życiu zdarza się coś, co potrafi na nas diametralnie wpłynąć. Tak też było ze mną. Miałam 19 lat, gdy wybrałam się z koleżankami do klubu. To było 12 stycznia 2009 roku. Pamiętam doskonale tę datę... –  Przerwała na chwilę, czując, jak coś zaczyna ściskać jej gardło. Oczy Olivii stały się puste i skupiły się na jakimś martwym punkcie za jego plecami. A on miał nieodparte wrażenie, że wie, co za chwilę usłyszy. Domyślał się tego od bardzo dawna, ale nigdy nie zostało to wypowiedziane na głos, przez żadne z nich. Dlatego teraz mogło to zaboleć naprawdę.
Niemniej, jego uwagę przykuło coś więcej. Ta data. Kojarzył ją. 12 stycznia 2009, Vegas. Klub. On również pamiętał ten dzień. Z kilku powodów. Jednym z nich była dziewczyna, którą wówczas ujrzał. Dziewczyna łudząco podobna do Olivii. Kolejny już raz łączył to ze sobą. To nie mógł być przypadek.
– Nie będę przeciągać, bo chyba męczy nas to oboje.
Zamrugał, gdy dźwięk jej głosu wyrwał go z zamyślenia. Próbował skupić się ponownie na jej twarzy i tym, co do niego mówiła, ale w głowie ciągle widział obraz tamtego dnia.
– Wracałam wtedy sama do domu z tej imprezy, bo przecież byłam 19 latką, która świetnie radziła sobie w niebezpiecznym świecie. To śmieszne, nawet nie myślałam wtedy, że cokolwiek mogłoby mi się stać. Byłam taka pewna swego a w mojej głowie chyba panował jakiś totalny chaos. Nawet zapomniałam torebki, na szczęście koleżanka w samą porę mnie zatrzymała, by mi ją podać. Na szczęście... To brzmi jeszcze gorzej – kontynuowała, a jej twarz przybrała teraz ironiczny wyraz rozbawienia.
Sam Tom zaś traktował to dużo poważniej. Nie mógł uwierzyć, że to naprawdę się dzieje. W jednej chwili miał ochotę zasypać ją milionem pytań, które pozwoliłyby mu zdobyć pewność, że to Olivia jest tą dziewczyną z klubu, dla której w ciągu sekundy stracił głowę. Nie potrafił jednak wydobyć
z siebie głosu. Nie mógłby przerwać jej w taki sposób. Bo wiedział, że nad tym wszystkim, wisi coś bardzo złego. Coś, co go zniszczy. Musiał to od niej usłyszeć, choć wiedział, że go to złamie. To kolejna sytuacja, uczucie, gdy wiesz, że za chwilę twój świat po prostu runie i nie możesz temu zapobiec. Możesz tylko czekać. Czekać i przyjąć to na siebie.
– Ale pewnie się domyślasz, że nie chodziło o moje roztrzepanie, czy bezmyślność. Tamtego dnia zostałam zgwałcona.
Jeden cios. Trudno byłoby rozstrzygnąć, które z nich zabolało to bardziej. Prawdopodobnie nawet nie istnieje skala, w której dałoby się to obliczyć. Ale obydwoje zaciskali zęby. Ona, bo musiała dokończyć swoją historię i on, bo musiał wytrwać do jej końca.
– W ten sposób zaszłam w ciążę z Michaelem. I w ten sposób, pojawił się w moim życiu Ian, robił wszystko, by odnaleźć... gwałciciela. Nie udało się oczywiście. Ale... On i tak był. Przez cały czas. Dzięki niemu, poradziłam sobie. Stał się moim przyjacielem. Ale dla niego, to było za mało. Pokochał mnie, czego ja nie byłam w stanie odwzajemnić... – Ponownie ucichła, aby móc odetchnąć. Gestem ręki nakazała Tomowi milczeć. Musiała dokończyć, to co zaczęła, bo w tym momencie wszystko z niej po prostu wypływało. Jakby w końcu ktoś uwolnił jej duszę i pozwolił mówić. Mogła się tym z kimś podzielić, po tak długim czasie duszenia tego w sobie. Przełknęła więc ślinę, po czym twardo zaczęła mówić dalej.
– Mimo tego, związałam się z nim. Bycie samotną matką dziecka z gwałtu nie było zbyt obiecujące... Wiem, że to okropne. Wykorzystałam go. Dałam mu fałszywą nadzieję, mimo że nigdy nie mówiłam, że go kocham. I tak, wyrządziłam mu świństwo. Ale to wszystko dla mojego syna. Pragnęłam tylko stworzyć dla niego prawdziwą rodzinę... By nigdy nie musiał... By nigdy nie pytał... Bym nigdy nie usłyszała od niego pytania... Kim... Kto jest jego ojcem – ostatnie słowa okazały się być najboleśniejsze. Nie była w stanie już się normalnie wysłowić. Serce i oddech przyspieszyły, a z oczy wylały się strumienie łez, których nie dało się w żaden sposób zatrzymać, a nawet nie powinno. Już nie.
– Liv... – szepnął. Szepnął, tylko tyle. Nie umiał zrobić niczego więcej. Siedział i patrzył na nią. Patrzył, jak gorzko płacze, jak z trudem łapie oddech. Patrzył, jak się rozpada. I nie mógł zrobić nic. Nie mógł. Teraz. Dzisiaj. W tej chwili. Bo mógł coś zrobić wtedy. Tamtej nocy w Vegas. Gdy ujrzał ją po raz pierwszy. Właśnie wtedy mógł odmienić jej los. Ich wspólny los. Gdyby nie stchórzył. Gdyby tylko do niej podszedł, zawalczył. To wszystko mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Nic złego nie musiałoby ją spotkać, bo on by tam był. Byliby tam razem. Tamtego dnia.
– Ale ja nie żałuję... Nie żałuję, że mam Mike'a. Mimo wszystko... Nigdy nie chciałam go oddać. Nigdy go nie winiłam. On jest mój. Mój. Tamten człowiek nie istnieje.
Kolejne słowa, które świadczyły już tylko o tym, z jak silną i odważną kobietą ma do czynienia. Niemniej, sam czuł się w tym momencie jak wrak. Nie był w stanie uporządkować swoich myśli, uczuć. To zbyt wiele. Ból, który rozdzierał go od środka, był nie do zniesienia. Chciałby móc ją teraz po prostu podziwiać, za jej dojrzałość, za to, że sobie tak świetnie poradziła, że dotarła do punktu, w którym teraz jest i nadal potrafi brnąć naprzód. Tak bardzo by chciał. Ale w jego głowie huczało tylko jedno. Mógł temu zapobiec. Mógł to zmienić. Wystarczyłby jeden ruch. Jeden.
– Więc... To chyba wszystko – dodała jeszcze, spoglądając na niego pełna niepewności.
Milczał. Przez cały czas. Jedynie wpatrując się w nią. Jego lekko rozchylone wargi drżały, ale nie wydobywały się z nich żadne słowa. W jego oczach stały łzy, ale żadna nie spłynęła mu po policzku. Nie wiedziała, co to znaczy. Czy to była jego odpowiedź?
– Możemy teraz... zapomnieć o tym. Możemy żyć dalej, bo to tylko przeszłość. Przeszłość. A my... to, co jest teraz, jest przyszłością. Prawda? – Głos znowu jej drżał.
Chciała usłyszeć od niego, że wszystko będzie dobrze i że nadal z nią jest. Bo patrząc teraz na niego, nie miała tej pewności. Czuła strach. Nie miała pojęcia, co się z nim teraz działo, jak wielką
i trudną walkę ze sobą toczył. Jak bardzo bał się, że przegra lub podda się zbyt wcześnie. Nie mogła tego wiedzieć. Bo nie znała jego historii. Nie znała drugiej wersji zdarzeń, która mogła mieć miejsce.
– Tom...? – Wypowiedziała jego imię, a jego wzrok dopiero teraz oprzytomniał na tyle, by ją zacząć dostrzegać.
– Tak – skinął głową, wydobywając z siebie ciche potwierdzenie, bo tylko na tyle było go stać. –  Tak... przepraszam, potrzebuję chwili. Czy mogłabyś... Zostawić mnie na chwilę...? – Nie łatwo było mu ją tak po prostu wyprosić, po tym, jak się przed nim otworzyła. Nie tego oczekiwała i nie tak powinien zareagować. Wiedział, że to największa zniewaga, lecz nie mógł dłużej tego znieść. Gdyby był w stanie, sam by wstał i wyszedł. Nie miał jednak takiej możliwości. Ale niezależnie od tego, które z nich opuściłoby teraz to pomieszczenie, i tak by ją zranił.
Nie odpowiedziała nic. Automatycznie pokiwała głową i wstała, spełniając jego prośbę. Wyszła.

I uderzyło.

(…)


Wydaje się, że świat się kończy, gdy największe obawy zostają urzeczywistnione. Zdobywasz się na odwagę i tajemnice w końcu wychodzą na jaw. Łudziłaś się, że wszystko się jakoś ułoży. Liczyłaś na zrozumienie i wsparcie, a otrzymujesz rozczarowanie. I jedyne, o czym marzysz, to móc na nowo zakopać swoją przeszłość głęboko w ziemi. Nigdy jej nie rozgrzebywać.

Zamknęła się w łazience, by móc ukryć swoje łzy przed synem. Marzyła o jego beztrosce
i nieświadomości. Chciała być dzieckiem, które nie musi mierzyć się z takimi problemami. Miała dosyć uczuć i emocji dorosłego życia. Świetnie radziła sobie ze wszystkim, tylko nie z nimi. Zaufała Tomowi, który nieustannie zapewniał ją o tym, że jest i będzie przy niej niezależnie od przeszłości. Czy dlatego teraz, każde z nich siedzi w odosobnieniu? Czy dlatego potrzebował zostać sam? Czy dlatego nie usłyszała od niego nawet jednego pokrzepiającego słowa?
Nie oczekiwała, że będzie ją pocieszał. Nie o to w tym chodziło. Właściwie spodziewała się wielu reakcji. Ale jednak nie wzięła pod uwagę takiej, która sprawi, że ziemia na nowo zacznie osuwać jej się spod nóg. Co powinna teraz zrobić? Spakować się i wrócić do Vegas? Wrócić do swojego poprzedniego życia, od którego tak zawzięcie pragnęła uciec? Jeszcze tego ranka budziła się
w ramionach ukochanego, a teraz chciała się przed nim schować. Tak, by nie mógł jej już nigdy odnaleźć.
A czy naprawdę chciała, by nie mógł? Kochała go. On kochał ją. Dlaczego znowu mieliby żyć osobno? Dlaczego miałby nie zrozumieć? Nie chciała w to wierzyć. Przecież znała go. Jeśli potrzebował zostać na chwilę sam, to nie musiało oznaczać wielkiego końca. To mogło być zapowiedzią nowego początku. Musiało tak być.
– Przestań panikować – szepnęła do siebie, próbując opanować łzy. Niestety nie było tak łatwo. Wystarczyło, że dziś raz dała im upust i teraz nie potrafiła ich zatrzymać. Jakby wylewały się z niej uczucia ze wszystkich przemilczanych lat. – Boże, dlaczego to jest takie trudne..? – Ukryła twarz w dłoniach, ale mimo tego łazienkę wypełniał jej stłumiony szloch.
Nie była świadoma, że Tom czuwał za drzwiami. Praktycznie wyszedł z sypialni zaraz po niej, nie mogąc znieść wyrzutów sumienia. Mimo że wciąż był rozbity i czuł się winny, nie mógł pozwolić być jej teraz samej. Musiał naprawić swój błąd. To on powinien być tym, który weźmie się w garść. Tylko z jakichś kolejnych, niewyjaśnionych powodów, siedział w bezruchu na swoim wózku z ręką zaciśniętą na zimnej klamce. Wszystko było nie tak. Począwszy od rozwoju ich rozmowy, skończywszy na jej następstwach. Ograniczał go jego własny umysł. Nie jest łatwo stanąć na wysokości zadania, gdy na nowo rozpoczęło się wędrówkę w głąb siebie.
– Mama...
Uniósł wzrok na dźwięk dziecięcego głosu, a widok stojącego naprzeciwko Michaela był jak porażenie piorunem.
– Mama zaraz przyjdzie... – Powiedział do chłopca, żeby się nie niepokoił. Choć tak naprawdę nie miał pojęcia, kiedy Olivia wyjdzie, a sam wolał tego nie przyspieszać, uznając, że Mike nie powinien patrzeć na nią w takim stanie.
Mały nie wydawał się przejęty. Zamiast tego, wyciągnął w górę rączki sugerując, że nie zamierza dłużej stać o własnych siłach. Tom oczywiście złapał go odpowiednio i usadowił na swoich kolanach.
– Chcesz się pobawić?
– Jedź brum, brum – polecił, uznając wózek Toma za świetną rozrywkę.
Muzyk uśmiechnął się tylko i zaczął przemieszczać się po mieszkaniu, wydając z siebie odpowiednie dźwięki, które miały przypominać czterokołowy pojazd.
Na kilka chwil mógł zapomnieć o wszystkim, co dopiero miało miejsce w jego życiu. A było to wielkie trzęsienie ziemi. I mimo walących się budynków, czy osuwającego się gruntu spod nóg, musiał pamiętać, że kochał. Kochał i obiecał kochać, wbrew wszystkiemu. To nie miłość była problemem. Uczucie, jakim darzył Olivię nie uległo żadnym zmianom. Problem tkwił w odpowiednim okazaniu tego. Bo miłość nie jest samym zapewnieniem w słowach „kocham cię”. Dopiero okazanie jej w istotnych, bezinteresownych czynach jest dowodem jej szczerości i siły.
Zabawa szybko zmęczyła Michaela i w rezultacie zasnął na kolanach Toma. Wydawało mu się, że minęło naprawdę mnóstwo czasu, a Olivia wciąż nie wychodziła z łazienki. Zaczynał się poważnie niepokoić. Choć idiotyczną myślą było, że mogłaby sobie coś zrobić. Jest zbyt silna. Przeszła przez to całe piekło, dała sobie radę. Nie mógł jej teraz złamać. Bo jeśli tak się właśnie stało, nigdy sobie tego nie wybaczy. Z dzieckiem tulącym się do jego torsu, nie miał zbyt wielkiego pola manewru. Zazdrościł mu tego spokoju podczas snu, sam czuł się znowu przytłoczony i bezradny wobec swoich odczuć. Czy to kiedykolwiek się zmieni?
Uniósł głowę na dźwięk otwierających się drzwi łazienki. Serce zamarło mu na moment, gdy nie wiedział, czego ma się spodziewać. Szybko się jednak z tego otrząsnął. Musiał to zrobić. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo dzisiaj zawiódł. Nie tylko Olivię, ale i samego siebie. Nie wyobrażał sobie, by to wszystko miało nadal tak wyglądać. Miał dosyć bycia nieporadnym chłopcem. To było dużo bardziej męczące dla niego samego niż dla ludzi, którzy mieli z nim styczność.
– Zasnął – wypalił od razu, gdy ujrzał dziewczynę w progu.
Nie płakała już, ale jej oczy wyraźnie wskazywały na to, że robiła to przez ostatnie pół godziny. Unikała jego spojrzenia, co od razu zauważył. Skinęła tylko głową i podeszła do niego, by wziąć chłopca na ręce. W każdej innej sytuacji, rozczuliłby ją widok Mike śpiącego w ramionach Toma. Tym razem jednak nie miała do tego głowy. O ile do czegokolwiek ją miała. Czuła się wycieńczona, jakby wylała razem z łzami wszystkie swoje wewnętrzne emocje.
–  Liv...
– Muszę wyjść – szepnęła, jakby bardziej w przestrzeń niż do niego, a jej nieobecny wzrok rozbiegł się po całym pomieszczeniu.
–  Teraz? Dokąd?
– Do Iana. Muszę z nim porozmawiać.
–  Olivia... – Bardzo chciał z nią jeszcze porozmawiać, odkręcić wszystko, co zdążył zepsuć tego dnia, ale wydawał się na straconej pozycji. Dziewczyna, jakby w ogóle nie słyszała jego wołania. W pośpiechu zebrała kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Tom na swoim wózku niestrudzenie podążał jej śladami, ale wciąż nie potrafił jej skutecznie zatrzymać. – Proszę cię, chciałbym porozmawiać... Nie wychodź teraz.
– Nie mam już dzisiaj na to siły, Tom. – Rzuciła stanowczo, ale jej głos wciąż brzmiał łagodnie. Naprawdę jedyne, co teraz miała w głowie, to spotkanie z Ianem. Być może właśnie próbowała uciec, ale czy to ważne? Jeżeli miałoby to jej ulżyć, jakkolwiek pomóc..? – Wybacz... – dodała jeszcze, zmierzając do przedpokoju.
Tom czuł, że nie może pozwolić jej iść dalej. Nie może pozwolić, by zamknęła za sobą drzwi. Nie dzisiaj i nie w taki sposób.
– Zaczekaj, proszę cię. – Nie przestawał nalegać, lecz wiedział, że tak naprawdę nic nie może już zrobić. Choć go słuchała, nie słyszała próśb. – Olivia! – Zawołał znacznie głośniej, ale odpowiedziała mu cisza, którą zagłuszyło zaraz skrzypnięcie drzwi.
Wyszła. Tak po prostu. A on nie mógł jej zatrzymać. Nie mógł stanąć jej na drodze, chwycić za rękę. Dlaczego znowu miał wrażenie, że gdyby nie ten przeklęty wózek, wszystko mogłoby się teraz potoczyć inaczej? Zatrzymałby ją, byłaby tu z nim, nadal. Miałby szansę przeprosić
i wytłumaczyć się ze swojego idiotycznego zachowania. Ale. Nie. Mógł. Wózek, przeklęty wózek.
Zacisnął pięści, wpatrując się w drewnianą powierzchnię drzwi. Co, jeśli widział ją po raz ostatni? Mimo że zostawiła tu swoje rzeczy, mogła już nie wrócić. Mogła już nie być jego. Mogła odejść na zawsze. I to on jej na to pozwolił. Kolejny raz. Czy to naprawdę się stało? A on nadal był uwięziony w swojej klatce ograniczeń. Jedyne, co mógł, to oddychać i patrzeć na otaczającą go zewsząd pustkę. Słuchać ciszy, która rozrywała mu czaszkę.
Wściekłość w ciągu sekundy wypełniła go całego. Chwycił dłońmi podłokietniki swojego wózka, po czym uniósł swoje ciało, opierając cały jego ciężar tylko i wyłącznie na rękach. Jego nogi nadal były bezwładne. Mimo że tak bardzo teraz pragnął, by było inaczej. Mimo że tak bardzo się starał. Nie mógł postawić stopy na podłodze. Nie mógł stanąć. Włożył w to całą swoją siłę i nic z tego nie wyszło. Dlaczego?
Nie poddał się od razu, ale nie miał też wystarczająco dużo siły. Jego mięśnie zaczęły się męczyć, zaczął drżeć. Przestawał kontrolować swoje ciało, co było dla niego największym ciosem. Jeżeli nie mógł zachować nad sobą panowania, to co w ogóle jeszcze mógł zrobić ze swoim życiem..? Nawet nie czuł, że zaczął płakać z wysiłku i bezsilności. Upadł. I nie był to tylko fizyczny upadek, bo czuł, że upada także wewnętrznie. Poniżenie.

*

– Liv? Co ty tutaj robisz? – Mężczyzna zlustrował brunetkę swoim zdezorientowanym spojrzeniem. Nie spodziewał się ujrzeć jej tak szybko. Nie po ich ostatnim spotkaniu i tym, jak się wobec niego zachowała. Wyraz jej twarzy nie wskazywał jednak na nic dobrego.
– Powiedziałam mu. Powiedziałam o wszystkim – wyrzuciła z siebie, a Ian od razu przejął od niej dziecko i chwała mu za to, bo miała wrażenie, że Michael wysuwa jej się już z rąk. Bez słowa, wpuścił ją do środka i zamknął za nią drzwi. Położył małego na hotelowym łóżku i okrył kołdrą. Chłopiec spał twardo, niewzruszony.
– Siadaj – polecił, prowadząc ją na kanapę i podał jej szklankę z wodą. Zupełnie jakby ta bezbarwna ciecz miała ją w jakiś magiczny sposób uspokoić. Ale to nie było możliwe. – Mam rozumieć, że okazał się dupkiem? Skończonym dupkiem. – Skwitował, kręcąc przy tym głową
z dezaprobatą. Nie oczekiwał żadnych odpowiedzi, bo wszystko wydawało mu się całkiem jasne
w tej sytuacji. Olivia zaś nie do końca wiedziała, jak ma rozumieć określenie dupek w tym przypadku. Tom właściwie nie zrobił niczego konkretnego. Nie odniósł się do jej wyznań w żaden sposób, który mógłby nakreślić jej jakąkolwiek wizję. – Liv...
– On... Nic nie zrobił. Nic nie zrobił. – Powtórzyła to dwa razy, jakby chciała sama sobie to uświadomić. –  Tu właściwie chyba nawet nie chodzi o niego. Po prostu... powiedziałam mu to wszystko, Ian. Powiedziałam... Na głos. Powiedziałam...
Czuła, że rozpada się na nowo. To znowu się działo i nie miała na to żadnego wpływu. A on chyba właśnie zrozumiał. Nie mógł nic więcej powiedzieć, bo nie istniały żadne, odpowiednie słowa. Zamiast tego, usiadł obok i schował ją w swoich objęciach. Tylko tyle mógł dla niej zrobić. Bo jeszcze nikt nie wpadł na to, w jaki sposób można by odebrać cały ciężar z drugiego człowieka. Gdyby tylko się dało, bez wątpienia, wziąłby to na siebie. Wszystko. Nawet jeżeli miałaby potem jeszcze raz złamać mu serce.
– Chcesz się położyć? – Zapytał ostrożnie, nie chcąc jej spłoszyć.
– Nie chcę leżeć – szepnęła przez łzy. – Chcę płakać. Chcę płakać i nie chcę, by on na to patrzył.
– Dobrze.

Nie zamierzał odwodzić jej od tego pomysłu. Bo przecież właśnie tego potrzebowała. Była tak silna, że gdy się rozpadała, nie mogła pozwolić, by ktokolwiek na to patrzył. Była tak silna, że gdy się rozpadała, trzeba było jej na to po prostu pozwolić. Tulił ją więc i kołysał w swoich ramionach, z nadzieją, że może, jeśli będzie ją trzymał, tak mocno, najmocniej, jak tylko potrafi, to nie rozpadnie się za bardzo.

1 komentarz:

  1. Tom. Znaczy pewnie też bym tak zareagowała, ale no przecież powinien coś zrobić, żeby ona nie wróciła do Inana, bo nie. Po prostu nie.
    No i dzięki. Za odcinek i 1 września, urodziny bliźniaków to dobra okazja na odcinek ;D

    OdpowiedzUsuń

Komentarze przed dodaniem wysyłane są do moderacji ze względu na spam.