17 marca 2012r.,
Las Vegas
Czas zdawał się płynąć znacznie
szybciej, odkąd Gitarzysta rozpoczął rehabilitację. Wtedy zarówno on, jak i
Olivia wpadli w codzienną monotonię. Przy czym zdawało jej się, że oddalili się
od siebie. Według niej za bardzo. A może to było tylko złudzenie? Wbrew jej
staraniom racjonalnego myślenia, wciąż przejmowała się obecnością pięknej
rehabilitantki w ich mieszkaniu. Ich…
I gdyby się nad tym dłużej zastanowić, sama zaczęła trzymać się od niego na
dystans. Niemniej, on też się w jakiś sposób zaczął zmieniać. Nagle zaczął
stawać się samodzielny. A ona powoli przestawała czuć się w ogóle potrzebna.
Dużą część dni spędzała w pracy, wtedy nie miała pojęcia, co się działo u Toma.
Myślała tylko o tym, że przecież jest w dobrych rękach. Nie jest sam i na pewno
świetnie sobie radzi. Ostatnio nawet przestali spędzać wspólne wieczory. Nie
oglądali już filmów, nie sprzeczali się o to, czy któryś był dobry, czy
przeciwnie. Nie leżała już obok niego i
nie czuła na sobie tego zapatrzonego w nią spojrzenia. Miała wrażenie, że
go traci. I nie chciała wierzyć, że to w ogóle jest możliwe. Przecież tak wiele
ich łączyło. Tak wiele uczuć się w nich kłębiło. Widziała to wszystko każdego
dnia, a teraz miałoby tak po prostu gdzieś zniknąć? Bardzo chciała, żeby Tom
odzyskał sprawność. Bardzo chciała, by wrócił do pełni sił. I liczyła się z
tym, że już wtedy nie będzie mu potrzebna jej pomoc. Ale… Wtedy chciała być mu
potrzebna w całkowicie inny sposób. Chciała być dla niego kimś ważnym. Kimś,
kto będzie mu towarzyszył bez względu na to, czy jest chory, czy nie. Traciła
jednak nadzieję, że tak się stanie. Być może, to tylko gorsze dni. Może jeszcze
wszystko się zmieni… ale póki, co, czuła się fatalnie. Z myślą, że tak naprawdę
rozwaliła całe swoje życie, dla faceta, którego nawet nie może być pewna. Nie
ma żadnej gwarancji, że będzie mogła ułożyć sobie z nim życie. Że on będzie tego
chciał.
Dziś rano nawet się z nim nie
pożegnała. Zostawiła mu jedynie kartkę z wiadomością, że leci do Vegas. Odkąd
zaczęła pracować, trudniej było jej też o te dwa dni wolnego, by móc sobie
pozwolić na taką podróż. Nie mogła jednak narzekać, bo liczyła się z tym od
samego początku. Tak wygląda dorosłe życie, gdy człowiek sam musi zarobić na
jedzenie, czy cokolwiek innego niezbędnego do życia. Czasem przechodziło jej
przez myśl, że wszystko mogłoby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby przyjęła
miłość Iana. Ale to był tylko rozum. Rozum, który zupełnie nie umiał dojść do
porozumienia z sercem. Nie współgrał wcale z jej osobą. A ona nie chciała czuć
się dłużej rozdarta. Ujmowała, więc ze swojego życia, coraz więcej z
przeszłości, by móc posklejać się w jedną, spójną całość. Rozstanie z Ianem na
pewno było przełomowym krokiem, lecz miała nieodparte wrażenie, że mimo
wszystko niewiele to zmieniło. Bo nadal czuła, że tkwi w miejscu. Nawet, jeśli
robiła w Los Angeles coś dobrego. To wciąż nie było do końca jej życie. To,
którego chciała. Minie jeszcze wiele czasu zanim uda jej się to wszystko
poukładać po swojemu. Bo żeby to zrobić, potrzebuje planu. Planu, który jest
chyba najtrudniejszą rzeczą do rozrysowania. Tym bardziej, że jej „życiowa
kartka”, jest zbyt pogięta, by rysowane na niej linie mogły być proste.
Tego dnia, nikt nie czekał na
nią na lotnisku. Samotnie przemierzała ulice Las Vegas, taksówką zmierzając do
domu. I jedyną myślą, która jeszcze podtrzymywała ją na duchu było to, że za
chwilę zobaczy się ze swoim synkiem. W ostatnim czasie tęskniła za nim jeszcze
bardziej. W dużej mierze przykładała się do tego samotność, którą zaczęła
odczuwać w Los Angeles. Nie pomagał nawet Bill, który starał się zawsze
dotrzymać jej towarzystwa, czy zabawić rozmową. Czuła, że jej duszę zalewa
smutek. Jej pozytywne podejście, zniknęło. Zniknęło, bo właściwie było już
zbędne. Tom świetnie sobie radził bez tego. Dotrzymywał swojej obietnicy. Robił
to. Ale przecież nigdy nie obiecywał jej, że pozostanie w jego życiu na zawsze.
- Cześć, Liv – Zdziwiła się, gdy
wchodząc do mieszkania, ujrzała w nim Iana. On natomiast wcale nie wydawał się
być zaskoczony, co nie zmieniało faktu, że czuł się równie zmieszany tym
spotkaniem, co ona. Nie wiedziała właściwie, jak powinna zareagować. Rozstali
się w nie najlepszej atmosferze i od tamtego czasu właściwie nie mieli ze sobą
żadnego kontaktu. Mimo wszystko, Ian był zawsze jej najlepszym przyjacielem. I
gdy zobaczyła go teraz, w swoim domu jakieś dziwne uczucie zalało jej
wnętrzności. Pękała od środka, wiedziała to. Dlatego miała ochotę wtulić się w
jego ramiona, wyznać jak bardzo jest jej teraz źle, wypłakać się. I bolało ją,
że nie mogła tego zrobić. Bo zniszczyła tę przyjaźń. Zrobiła to już wtedy, gdy
zgodziła się na związek z nim. Dając mu nadzieję, którą potem w brutalny sposób
zniszczyła. Straciła wszystko.
- Cześć. Co tu robisz? –
zapytała przyglądając mu się niepewnie. Właściwie nie sądziła, że po tym, co mu
zrobiła, jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. Widocznie, bardzo się pomyliła.
Czyżby zamierzał walczyć? Nie chciałaby tego. Nie miała siły, żeby kolejny raz
go odtrącać. A musiałaby to zrobić, bo tęskniła tylko za przyjacielem, nie
mężczyzną, który pragnie spędzić z nią resztę życia.
- Wpadam od czasu do czasu, do
twojej mamy i małego… Staram się pomóc.
- Pomóc? Mama nic nie mówiła, że
sobie nie radzi – mruknęła niezbyt zadowolona z tego, co usłyszała. Miała
wrażenie, że to wszystko znowu odbije się na niej. Że za chwilę znowu będzie
musiała czuć się winna. Bo nie ma jej tutaj, gdy powinna być.
- Nie trzeba sobie nie radzić,
by móc otrzymywać wsparcie – odparł spokojnie podążając za nią swoim wzrokiem,
gdy przeszła obok, by wstawić wodę na herbatę. – Olivia… To, że między nami coś
się popsuło, nie znaczy, że Mike czy twoja mama przestali dla mnie istnieć –
wyjaśnił. Dlaczego musiał być tak idealny? Taki dobry? Tak bardzo jej tym
wszystko utrudniał. Sprawiał, że czuła wyrzuty sumienia. Choć nie powinna. To
było jej życie, jej życie…
- To miłe z twojej strony –
rzekła chłodno nie chcąc nawet wdrążać się w ten temat. Już i tak czuła się
okropnie, po co miała pogarszać tę sytuację jeszcze bardziej.
- Brakuje mi ciebie… - wyznał po
chwili milczenia spoglądając na nią tymi swoimi niebieskimi, pełnymi tęsknoty
oczami. A ona poczuła jak coś ściska jej żołądek jednocześnie blokując głos,
który ugrzęzł jej w gardle. Stała opierając się o kuchenny blat z kamiennym
wyrazem twarzy wpatrując się w podłogę. Nie mogła znowu się temu poddać. Nie
mogła pozwolić by żal i smutek znowu zmusił ją do cofnięcia się o krok.
Zastygła, gdy do niej podszedł i
dotknął jej dłoni. Nie miała odwagi na niego spojrzeć. Nie chciała, żeby
widział, że się rozpadała. Nie chciała robić tego właśnie przed nim. Bo już nie
był tą osobą, przed którą mogłaby bez strachu wylać swoje uczucia.
- Ale ja cię nie kocham –
wydobyła w końcu z siebie głos, używając przy tym dość dobitnych i przykrych
słów. Nie chciała go tym zranić, tylko uświadomić pewne rzeczy. Bo on też
musiał mieć szansę, by ułożyć sobie jeszcze życie. Z kobietą, która będzie warta
jego oddania i miłości. Z kobietą, która odwzajemni jego uczucia i da mu
szczęście. – I nie chcę dłużej tkwić w relacji, która próbuje wymusić na mnie
tę miłość. Nie można pokochać kogoś tylko, dlatego, że się tak postanowi albo
dla jego dobra – dodała unosząc na niego swój szklany wzrok. Wpatrywał się w
nią ze smutkiem, ale nie dostrzegła w jego oczach złości czy żalu. Zupełnie,
jakby wcale jej za to nie obwiniał. Czy to możliwe?
Drgnęła, gdy niespodziewanie
poczuła jego ciepłą dłoń ujmującą jej policzek. Pogładził delikatnie jego skórę
kciukiem a jej serce zabiło dwa razy mocniej ze strachu przed tym, co
zamierzał. Bo nie miała pojęcia, czego się spodziewać. Modliła się tylko w
duchu, by nie próbował po raz kolejny jej przekonywać.
- Przepraszam, że cię do tego
zmuszałem – powiedział cicho wprawiając ją tym w osłupienie. – Po prostu
chciałem, żeby nam się udało. Tak bardzo, że przestałem myśleć o tym, jak ty
musisz się w tym wszystkim czuć. Byłem egoistą… Wydawało mi się, że robię
wszystko dla was, a tak naprawdę to cały czas było z myślą o mnie. Mojej
pieprzonej miłości…
- Ian… To nie egoizm. Nigdy ci
się nie odwdzięczę za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, dla Mike’a – wtrąciła
łapiąc go za dłonie. Nie powinien się obwiniać. Żadne z nich nie było bez skazy,
każde popełniło wiele błędów. A nie chodzi o to, by teraz szukać winowajcy. Na
pewno nie był nim on. Jak mogłaby nazwać egoistą człowieka, który był przy niej
w najtrudniejszych chwilach życia. Stawał na rzęsach, żeby czuła się bezpieczna
i szczęśliwa. Żeby niczego nie brakowało ani jej, ani jej synkowi.
- Nie oczekuję wdzięczności.
Zasłużyliście na wszystko, co najlepsze. I wiedz, że możecie zawsze na mnie
liczyć – rzekł, a jego słowa sprawiły, że nie była w stanie dłużej
powstrzymywać swoich emocji i dusić w sobie łez. Rozpłakała się, jak dziecko od
razu lądując w jego ramionach, gdy ten bez wahania zagarnął w nie jej wątłe
ciało. – Nie płacz, Liv. Wylałaś już zbyt wiele łez, teraz czas byś odnalazła
swoje szczęście. Słyszysz? Nie płacz… - wyszeptał tuląc ją do swojej piersi. I
choć zdawało mu się, że serce pękło mu już przy ich rozstaniu, czuł jak wciąż
się łamało, gdy widział, jak bardzo jest jej źle. Że mimo wszystko nadal cierpi
nie potrafiąc uporać się ze swoim życiem. Najgorsze było to, że on już nie mógł
jej pomóc. Musiała teraz sama stanąć na nogi. Bo to był jej czas…
It’s a
great day –to say goodbye
It’s ok cause –I’ll be alright*
Los Angeles
Wokalista wszedł do pokoju brata
od razu marszcząc się z niezadowoleniem. Zasłony wciąż blokowały dostęp słońca
do pomieszczenia, przez co wydawało się ponure i psuło nastrój już na wstępie.
Dodatkowo sam Tom nadal leżał w swoim łóżku. Znowu w dresie i znowu
naburmuszony, zupełnie jak przed paroma tygodniami. Historia się powtarza? Tylko nie to.
- Czy ty zamierzasz dziś wstać?
- zwrócił się do niego surowym tonem i podszedł do okna, by je odsłonić i
rozjaśnić pokój.
- Przecież nie śpię – mruknął
obojętnie, nawet nie obdarzając go swoim spojrzeniem. I tak było na tyle
ponure, że jeszcze by go zaraził swoim „cudownym” humorem, więc niczego nie
tracił. Stanął nad nim krzyżując ręce na piersi.
- Co cię ugryzło?
- Nic. Czy jest powiedziane, że
trzeba każdego dnia tryskać szczęściem?
- Od czasu do czasu, by nie
zaszkodziło – stwierdził marszcząc swoje grube brwi, co mogło nadać mu nieco
zbyt groźnego wyrazu. – Chcesz pogadać?
- Nie chcę gadać, Bill. Chcę
sobie cały dzień tu leżeć i gapić się w sufit, mogę? – rzucił zirytowany.
- Nie możesz, Tom – zaprzeczył
ściągając z niego kołdrę. – Nie po to zrobiłeś postępy, żeby teraz to wszystko
zaprzepaścić w jednej chwili. Bardzo trudno jest coś osiągnąć, ale z łatwością
można to stracić. Wiesz o tym. Jeśli raz się poddasz, to już będzie tylko
gorzej – wyrecytował z przejęciem nie pozwalając mu nawet dojść do głosu. Nie chciał,
żeby jego brat znowu popadł w jakiś dół, z którego nie będzie mógł się
wydostać. Przecież było już dużo lepiej, nie mogą teraz się cofnąć.
– Więc proszę cię, wstawaj. Weź
prysznic i poróbmy coś razem – Wbił w niego swój błagalny wzrok. Zdawał się potrzebować
tego bardziej od samego Gitarzysty. - Mógłbyś pograć na gitarze… Napisałem nową
piosenkę. Ja bym pośpiewał…
- Że to spojrzenie działa nawet
na mnie – Skrzywił się nie dowierzając, że naprawdę smutne oczka i mina zbitego
psa, robiły na nim wrażenie. Zapewne to, dlatego, że byli bliźniakami. Bill był
mu najbliższy. Nie mógł patrzeć na to, jak jest mu źle. Tym bardziej, gdy
działo się to z jego winy. Już i tak zadał mu zbyt wiele bólu po swoim wypadku.
Zachowywał się wtedy jak ostatni dupek. Chyba powinien mu to solidnie
wynagrodzić. – Podsuń mi tu ten mój sprzęt – szturchnął go w bok, na co ten od
razu się ożywił a jego twarz ozdobił szeroki uśmiech. Tom pokręcił tylko głową
i złapał za wiszący nad łóżkiem uchwyt, żeby się podnieść. Jego brat w tym czasie
zdążył już podbiec do końca pokoju, żeby przytaszczyć mu wózek pod same łóżko.
Doch wenn
wir gehen, dann gehen wir nur zu zweit
Du bist alles, was ich bin
Und alles, was durch meine Ader fließt **
Du bist alles, was ich bin
Und alles, was durch meine Ader fließt **
Ciepła, długa kąpiel dobrze mu
zrobiła. Był po niej w pełni gotów na wszelkie wymysły swojego młodszego
braciszka. Oczywiście w granicach rozsądku. Na szczęście pomysł z graniem na
gitarze oraz śpiewaniem jakoś odszedł w zapomnienie. Bill w międzyczasie zdążył
wyskoczyć do sklepu i wrócić z kilkoma puszkami piwa oraz czymś do
przekąszenia.
- Zrobimy sobie męski dzień –
oznajmił rozkładając wszystko na stole w salonie. Gitarzysta jedynie przyglądał
się temu, przeczuwając, że męski dzień równa się wielu rozmowom. Przy czym nie
wszystkie mogą mu odpowiadać. Był wręcz pewien, że jego bliźniak coś
wykombinował. Umiał odróżnić, gdy faktycznie chodziło tylko o wspólne spędzenie
czasu, a gdy kryło się za tym coś jeszcze. – Poszukam jakichś filmów, co
chciałbyś obejrzeć? – podszedł do stojaka z płytami DVD i zaczął przeglądać
różne tytuły.
- Znając życie i tak nie
będziemy nic oglądać, więc po co tracisz czas na szukanie? – mruknął wzdychając
przy tym ciężko.
- Żeby coś w tle leciało –
Wokalista odwrócił się do niego z szerokim uśmiechem i wsunął jedną z płyt do
odtwarzacza, a na ekranie telewizora po chwili pojawiły się pierwsze obrazy.
Blondyn natomiast wziął ze stołu dwie puszki z piwem i rozsiadł się na kanapie
obok brata, podając mu jedną. – Idealnie. Uwielbiam, gdy nie muszę nic robić –
wyznał z zadowoleniem, na co Tom wywrócił tylko oczami. Ostatnimi czasy chyba
nikt z zespołu nie miał zbyt wiele roboty. I to właściwie dzięki niemu.
Sprawił, że produkcja płyty stanęła w jednej chwili. Większość ludzi okazała
wyrozumiałość, ale część nie miała w sobie na tyle empatii. W końcu to
show-biznes. Na szczęście Jost zajmował się najtrudniejszymi sprawami, czasem
Bill musiał również nieco bardziej się wysilić. Nagłe zmiany w ich życiu nie
zatrzymały wcale jego twórczości. Cały czas coś tworzył na boku, by potem, gdy
już nadejdzie właściwy moment, mieć coś w zanadrzu. Oczywistym dla niego było,
że Tom w końcu stanie na nogi, a wtedy i zespół odżyje na nowo. Czekał na to z
niecierpliwością.
- Można do tego przywyknąć w
sumie – przyznał po chwili starszy Kaulitz i otworzył swoje piwo. Zawahał się
jednak. Nie miał alkoholu w ustach od wypadku. I choć to tylko piwo, budziło w
nim jakieś niezrozumiałe obawy. Jakby nie patrzeć, to alkohol w największej
mierze przyczynił się do wszystkiego, co się wtedy wydarzyło. Niemal zginął, mógł
również po drodze zabić kilka innych osób, w tym Olivię. Na samą myśl o tym,
coś nim telepało w środku.
Odłożył puszkę na stolik, a żeby
zachować jakieś pozory, sięgnął po paczkę chipsów. Nie chciał, by Bill
zauważył, że cokolwiek jest nie tak. Ewidentnie czuł, że pobladł na twarzy, a
jego oczy z pewnością zmieniły swój wyraz. W ich brązowej tafli odbijały się
wspomnienia z feralnej nocy w Vegas. Znowu nawiedzały jego umysł, wzbudzały
wyrzuty sumienia. Rozdrapywały dopiero, co zagojone rany.
- Jak ci się podoba twoja
rehabilitantka? – Głos brata sprowadził go z powrotem na ziemię. I choć temat
nie do końca mu odpowiadał, wolał to niż wracanie do przeszłości. To zawsze w
jakiś sposób odciągnie od niego te przeklęte myśli związane z wypadkiem.
- Chyba nie po to ją
zatrudniłeś, by mi się podobała? – odparł wymijająco. Nie chciał za bardzo
wdrążać się w ten temat. Bo przecież oczywiste było, że najchętniej
zamordowałby go za to, że znowu sprowadził mu kobietę do pomocy. To było dla
niego poniżające. Znosił to wszystko tylko, dlatego, że złożył Olivii
obietnicę, której zamierzał dotrzymać. W każdym razie, uczynić wszystko, by tak
się stało.
- No
tak, oczywiście. Ale pytam w sensie, jako rehabilitantka. Czy dobrze wam się
razem pracuje, i tak dalej – wyjaśnił sądząc, że się nie zrozumieli. Ale Tom
rozumiał go doskonale, nie chciał po prostu by rozmowa stała się nieprzyjemna.
- Jest w
porządku – wzruszył obojętnie ramionami, wbijając swój wzrok w ekran
telewizora. Bill dopiero teraz zauważył, że coś jest nie tak, więc postanowił
nieco zmienić swoja taktykę. Wiedział, że mógł się tym narazić Olivii i może
nie powinien tego robić… ale jej tutaj nie było. Poza tym Tom na pewno go nie
wyda. Tym bardziej, że to wszystko jest w jego interesie.
- Wiesz…
Olivia jest o nią bardzo zazdrosna – rzekł niepewnie. Nie wiedział, jakiej
reakcji może się spodziewać po bracie. Ten jednak przeniósł na niego swoje
zaciekawione spojrzenie, wyraźnie pobudzony. Bill uśmiechnął się z satysfakcją.
To zawsze działa. – Mówiłem jej, że zupełnie niepotrzebnie…ale wiesz jakie są
kobiety – dodał wzdychając przy tym głęboko.
- Nie
rozumiem… Dlaczego miałaby być zazdrosna? – zapytał czując, jak robi mu się
nieco duszniej, gdy o tym myślał. Jego serce też zabiło dwa razy mocniej. Czy
to możliwe, by czuła do niego coś więcej? By te wszystkie uczucia sprzed paru
miesięcy, wciąż w niej istniały..? Gdyby tak było… Miałby jeszcze szansę ją
odzyskać. Mógłby to zrobić od razu po tym, jak stanie na nogi. Nic już wtedy by
go nie blokowało. Mogłoby być tak, jak tego chcieli przed wypadkiem. Wszystko
by się ziściło. – Co z jej narzeczonym? – wypalił, nim Bill zdążył odpowiedzieć
mu na poprzednie pytanie. Pamiętał, ze Olivia przyjeżdżając tutaj chciała
rozwodu, ponieważ była zaręczona z kimś innym. Od tamtej pory właściwie nic nie
wspominała na ten temat. Nie rozmawiali ani o rozwodzie, ani o jej narzeczonym.
Być może nie chciała poruszać tych tematów uznając, że Tom powinien najpierw
dojść do swojej poprzedniej formy… albo, to przestało być dla niej ważne. Może
po prostu priorytety w jej życiu, uległy zmianie. Może to on stał się jej
najważniejszym i jedynym priorytetem.
- Boże,
nie powinienem w ogóle ci o tym wszystkim mówić – Blondyn zagryzł nerwowo dolną
wargę spoglądając niepewnie na brata. Gdyby Olivia dowiedziała się o tym, chyba
by go zabiła. Co z niego za przyjaciel? Nie można mu w ogóle ufać… ale z
drugiej strony, to jego brat. Zależało mu, by wiedział o wszystkim i mógł
zacząć działać. Dzięki tym informacjom na pewno poczuje się pewniej. To może
tak wiele zmienić… - Przysięgnij, że nigdy jej o tym nie wspomnisz – poprosił z
niezwykle poważnym wyrazem twarzy. Tom bez wahania pokiwał głową. Nie miał
nawet potrzeby, żeby zdradzać Olivii, że wie o tym wszystkim. Bez problemu mógł
zachować te informacje wyłącznie dla siebie. To mu wystarczało. – Rozeszli się
już kilka tygodni temu. Nie wiem dokładnie, co było tego powodem… ale myślę, że
nie cierpiała po tym jakoś mocno. Sam widzisz, jak się na tobie skupia… Ten jej
związek i tak by tego nie przetrwał. Jest w ciebie zbyt zapatrzona. Obydwoje
jesteście… I nie ogarniam, jak możecie tego nie dostrzegać! – wyrzucił z
siebie. Powiedział znacznie więcej niż zamierzał, ale to już było bez
znaczenia. Było mu o wiele lżej, że mógł się tym podzielić z Gitarzystą.
Tom
milczał, analizując w głowie jego słowa po kilka razy. Najmocniej utkwiło mu
to, że są w siebie zapatrzeni i tego nie widzą. Owszem, nie dostrzegał tego. Bo
jak taka kobieta mogłaby być zapatrzona w kalekę..? Człowieka, który zniszczył
życie im obojgu? Nie był jej wart. Nie zasługiwał na to wszystko, co mu od
siebie dawała. Choć bardzo tego pragnął.
Czasem chciałby cofnąć czas i nigdy jej nie poznać… Nie wyrządziłby
wtedy tylu głupich rzeczy. Ale z drugiej strony przecież nie wyobraża już sobie
bez niej życia. Jest rozdarty. Coś w głowie podpowiada mu, że byłoby lepiej,
gdyby to wszystko nigdy nie miało miejsca… lecz w głębi siebie wcale tego nie
żałował. Ani jednej chwili.
Nie
tylko jej związek rozpadł się po wypadku. Choć nikt nie powiedział tego
otwarcie, jego relacja z Rią również uległa, właściwie samoistnej, destrukcji.
Ta kobieta po prostu z dnia na dzień zniknęła z jego życia. Nie wiedział, co ma
o tym myśleć. Tworzyli związek od kilku lat i trudno było mu pojąć, jak po tym
można po prostu się odwrócić i wyjść. Być może stawiał ją w niełatwej sytuacji,
ale czy to mogło być usprawiedliwieniem dla jej zachowania? W każdym razie,
chciałby to wszystko w końcu wyjaśnić. Zakończyć pewne etapy w swoim życiu, by
nie było już żadnych niedomówień. Żadnych powrotnych dróg.
- Tom? –
Poczuł dłoń brata na ramieniu i dopiero zdał sobie sprawę, że zawiesił się na
dobre kilka minut. Ale sam nie wiedział,
co mu odpowiedzieć. To było zbyt skomplikowane. Tym bardziej, gdy musiał
walczyć sam ze sobą. Ze swoim sercem i rozsądkiem. Jedno mówiło: pragnę, drugie
zaś: odpuść. Jedno dawało nadzieję, drugie mówiło, że przecież ktoś taki jak on
nie ma szans. – Chciałem tylko powiedzieć, że bardzo byście sobie ułatwili
życie wyjawiając swoje uczucia.
- Nie,
Bill – zaprzeczył kręcąc przy tym głową. – Nie zamierzam już bardziej niszczyć
jej życia.
- Co to
ma znaczyć?
- Tylko
tyle, co powiedziałem – odparł wpatrując się beznamiętnym wzrokiem w telewizor.
A Bill już przeczuwał, że nie wróży to niczego dobrego.
- Tom…
- Nie
mówmy już o tym – uciął mając wrażenie, jakby właśnie serce rozpadało mu się na
kawałki. Wystarczyła chwila, by podjął decyzję. Nie myśląc wyłącznie o sobie.
Nie będąc egoistą. Dla dobra drugiej osoby. Dla jej dobra, jej szczęścia.
Mężczyzna.
Człowiek, który myśli, że wie najlepiej, co jest dobre dla kobiety. Człowiek,
który musi kierować się Jej wyimaginowanym dobrem, co tak naprawdę jest jedynie
zasłoną dymną na Jego tchórzostwo.
Nie, nie
uszczęśliwisz Jej wycofaniem się z Waszej relacji, tylko dlatego, że się
boisz.
18
marca, Las Vegas
Młoda
dziewczyna w zamyśleniu przyglądała się bawiącemu się na dywanie chłopcu. Był
przeszczęśliwy mogąc układać wieżę z kolorowych klocków, które dostał wczoraj
od Iana. Nowe zabawki całkowicie go pochłonęły, nie zwracał zupełnie na nic
uwagi. Ledwo zauważył, że w ogóle jego mama przyjechała. Ona sama chciałaby
umieć być taka beztroska, niczego nieświadoma. Zwolniona z obowiązku
podejmowania decyzji. Ten tok myślenia był jednak zgubny. Bo czy już kiedyś
sobie na to nie pozwoliła? By ktoś inny podejmował decyzje za nią? Układał jej
życie według swoich planów? Na początku może wszystko wydawało się kolorowe…
dopóki nie zaczęła się męczyć sama ze sobą. Bo właśnie do tego prowadzi
sytuacja, w której pozwalamy komukolwiek ingerować w nasze życie. W pewnej
chwili tracimy zupełnie kontrolę i nic już nie jest zależne od nas. I jak wtedy
powrócić? Gdy nagle nie ma się argumentów, nie ma się siły przebicia. Kiedy
spadają na ciebie oskarżenia, że przecież wszystko się tak dobrze układa, a ty
chcesz to teraz zniszczyć… Bo dopiero teraz zdałaś sobie sprawę, że wcale nie
chciałaś takiego życia.
-
Rozmawiałaś z Ianem?
Słysząc
pytanie z ust matki, poczuła jak żołądek przewraca jej się do góry nogami. Tak
bardzo nie miała ochoty na poruszanie z nią tego tematu. A właściwie na to, by
znowu wtrącała się w jej sprawy. W dodatku te, które jej nie dotyczą.
- To
było raczej nieuniknione, skoro tu przyszedł – odparła chłodno nawet na nią nie
spoglądając. Miała nadzieję, że jeśli zachowa obojętność, kobieta odpuści. Nie
chciała się z nią kłócić. Naprawdę nie miała już siły. Wciąż była rozbita.
Między życiem w Los Angeles a Vegas. Między Tomem, a Ianem. Między swoimi
matczynymi obowiązkami a tymi, których się podjęła wobec Muzyka.
-
Olivia… Wiem, że ostatnio między wami nie układa się najlepiej… Nie chcę się w
to mieszać, ale powinnaś mieć na uwadze również Michaela.
-
Każdego dnia mam go na uwadze, mamo – rzekła dobitnie. Drażniło ją, gdy
ktokolwiek poruszał temat jej dziecka. A w szczególności, gdy robiła to jej
matka. Michael był jej ulubionym argumentem na wszystko. Nie trzeba było być
psychologiem, żeby wiedzieć, jak coś takiego działa na psychikę. – Mój związek
z Ianem nie ma nic wspólnego z Mike’ m. On nigdy nie będzie szczęśliwszy
kosztem mojego szczęścia. Jako matka powinnaś to wiedzieć i rozumieć mnie.
- Trudno
jest patrzeć, jak dziecko niszczy sobie życie.
- Próbuję je sobie poukładać… - oponowała starając się zachować resztki spokoju. Nie sądziła, że będzie to dla
niej tak trudne. W głębi wrzała ze złości i żalu. Pragnęła wywrzeszczeć jej
wszystko prosto w twarz bez względu na konsekwencje. Bez względu na wszystko…
- Rozwalając
wszystko?
- Widocznie czasem trzeba wywalić niepasującą część układanki.
- Och, i co to znowu za filozofie? – obruszyła się, najwyraźniej niczego nie rozumiejąc. Nawet
nie starając się zrozumieć. Bo niby, dlaczego? Przecież zawsze wiedziała
najlepiej, co było dobre dla jej córki. Gdyby słuchała matki, miałaby idealne
życie. Wprost rzygałaby każdego dnia szczęściem.
- Życie, mamo. Jeśli pozwolisz pobawię się teraz ze swoim
synem, bo za trzy godziny mam samolot – Spróbowała uciąć rozmowę, wstając ze swojego miejsca.
- Nie musisz wcale tam
wracać.
- Daruj sobie, bo nie mam
dziś cierpliwości – mruknęła rozgoryczona. Czasami zastanawiała się, czy ta
kobieta, aby na pewno stoi po jej stronie. Nienawidziła jej, gdy zachowywała
się w ten sposób. Gdy próbowała sprowadzać ją na ziemię, wywierać na niej
wpływ, wzbudzać wyrzuty sumienia. I wszystko tylko po to, żeby postępowała tak,
jak ona sobie to wyobraża.
Nigdy więcej, matko.
Podeszła do swojego synka
i usiadła obok niego, w zupełności ignorując już obecność swojej rodzicielki.
Nie pozwoli, żeby zepsuła jej ostatnie godziny z dzieckiem, którego zapewne
znowu nie będzie mogła widzieć przez najbliższy tydzień. Już niedługo.
Kiedyś
znajdę dla nas dom, z wielkim oknem na świat…
Znowu
zaczniesz ufać mi, nie pozwolę Ci się bać.***
* Tokio Hotel – Great Day
**Tokio Hotel – In die nacht
*** Varius Manx –
Piosenka księżycowa
***
Drogi Czytelniku!
Komentarz od Ciebie jest wyrażeniem szacunku dla mojej pracy oraz motywacją do dalszej publikacji.
Jeśli więc szanujesz moją pracę i chciał/abyś poznać dalsze losy bohaterów, zostaw po sobie ślad.
Nie zarabiam na publikacji, największą i jedyną nagrodą dla mnie jest Twoja opinia.
***
Ostatni odcinek w tym roku. Po więcej informacji zapraszam na swoja fejsbukowa stronę.
Życzę Wesołych Świat :)