piątek, 20 lutego 2015

24. „Ich hore wenn du leise schreist, spure jeden Atemzug von dir…”

Dziś inaczej... Myślę, że jestem okrutna. Chyba nigdy nie wymyśliłam nic gorszego dla swoich bohaterów. 
Rozdział znacznie krótszy, ale treściwy. Tak więc... cofnijmy się w czasie. Zapraszam.


<= <= <= Las Vegas, styczeń 2009

Ta noc zapowiadała się obiecująco dla młodych Muzyków, odwiedzających jeden z najpopularniejszych klubów Las Vegas. To był ich pierwszy raz w tym wciąż tętniącym życiem, mieście. Czuli się niesamowicie podekscytowani, oczy cały czas im błyszczały z podniecenia. Wszystko tutaj wydawało się takie fascynujące i nowe. Wiele już widzieli w swojej karierze, lecz to było coś zupełnie innego. Przyjechali tutaj, by spróbować czegoś świeżego. I mimo iż impreza nie wyróżniała się specjalnie spośród wielu innych, na których bywali, wystarczała sama świadomość, że to słynne Vegas, by czuli się wyjątkowo.
- Zajebiste miejsce. Nie wyobrażam sobie wyjść stąd bez żadnej laski – oznajmił bez skrupułów Basista, rozglądając się przy tym uważnie dookoła w poszukiwaniu ewentualnej partnerki na tę noc. Wszystko w tym mieście pobudzało zmysły, kusiło. Z łatwością można było zapomnieć o zdrowym rozsądku. Ale oni go nie potrzebowali a przynajmniej tak uważali.
- Nie wierzę, że ty to mówisz – Gitarzysta siedzący naprzeciwko przyjaciela, roześmiał się głośno.
- To, że ty masz opinię podrywacza, nie znaczy, że całej reszcie jest to zabronione – odparł z przekąsem brunet i chwycił za swojego drinka, by opróżnić go jednym chlustem. – Sam byś się za kimś rozejrzał, bo ostatnio chyba samotność ci doskwiera, przyjacielu – dodał z diabelskim uśmieszkiem, po czym podniósł się ze swojego miejsca. Tom prychnął jedynie pod nosem, nie zamierzając odpowiadać na tę zaczepkę. Nie miałby już nawet komu, gdyż jego przyjaciel właśnie odszedł w kierunku tańczących niedaleko dziewczyn. Muzyk uśmiechnął się lekko na ten widok i sięgnął po swoją szklankę z mocnym trunkiem. Żarty, żartami, ale Georg miał trochę racji. Brakuje mu kogoś i to ostatnio coraz bardziej. Niestety nie jest to pustka, którą można zapełnić jednonocną przygodą. Te czasy, gdy się zabawiał z panienkami już dawno minęły. Od dawna potrzebuje kogoś bliskiego, na stałe. Kogoś z kim będzie mógł się dzielić swoim szczęściem i smutkiem. Kogoś kto będzie go wspierał bez względu na wszystko. Kogoś komu będzie mógł mówić: kocham cię. Zasypiać i budzić się przy tej osobie. To takie banalne, że właśnie on, Tom Kaulitz potrzebował tego, co każdy inny człowiek na tym świecie…
- Tom, wszystko w porządku? – Głos brata sprowadził go na ziemię. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że się zawiesił z dziwnym wyrazem twarzy. Odchrząknął znacząco i uniósł na niego swoje czekoladowe spojrzenie, posyłając przy tym niewyraźny uśmiech. Nie musiał używać w tym momencie żadnych słów, by Bill go zrozumiał. Odpowiedział mu również bladym uśmiechem a w jego spojrzeniu mógł dostrzec pokrzepienie oraz wsparcie.
- Co wy tak zamulacie? Myślałem, że to moja rola – mruknął nagle Gustav, który bez problemu zauważył, że coś jest nie tak. Bliźniacy nigdy bez powodu w ten sposób na siebie nie patrzą, znał ich zbyt dobrze. – Ludzie, jesteśmy w Las Vegas! Nawet mi się chce poruszać z tymi dupami – dodał pełen entuzjazmu i klepnął zachęcająco, siedzącego obok Billa, w plecy. Ten, aż drgnął robiąc przy tym minę męczennika.
- Wiesz, że nie umiem tańczyć. I nie lubię. Więc nie wymyślaj – bąknął pod nosem urażony Wokalista.
- Gustav ma rację, nie będziemy tu siedzieć i zamulać, gdy wokół tyle pięknych kobiet – wtrącił Tom wstając. Nie był wybitnym tancerzem, też za tym nie przepadał. Niemniej, to był jakiś sposób, by nie myśleć o troskach. I oczywiście poznać jakąś dziewczynę. Miał nadzieję, że chociaż kobiece towarzystwo pozwoli mu na chwilę zapomnieć o dręczących go problemach.
Nie bardzo wiedział, w którym kierunku się udać, więc na początek, postawił na bar. Tam też zawsze można spotkać kogoś… ciekawego i nietrzeźwego, przy czym bardzo chętnego do zacieśniania więzów z obcymi.
Odszedł od stolika, zostawiając przy nim Billa z Gustavem a sam przecisnął się miedzy ludźmi, by w rezultacie dostać się do baru. Usiadł na wolnym miejscu i zamówił sobie kolejnego drinka, następnie rozglądając się po klubie. Z rozczarowaniem musiał stwierdzić, że nie było na kim oka zawiesić. Jakoś nikt go specjalnie nie intrygował. Nie miał w sobie tego czegoś. I znowu przyłapał się na tym, że już wcale nie szuka tylko ładnej dziewczyny… teraz potrzebuje widzieć w nich coś znacznie więcej.
- Ta… uważaj, bo ta właściwa, będzie ci emanowała aurą, byś mógł ją rozpoznać – mruknął pod nosem sam do siebie i już chciał się odwrócić, lecz w ostatnim momencie dostrzegł ja. Młodą brunetkę z kręconymi włosami i wspaniałym uśmiechu. Siedziała przy jednym ze stolików z koleżankami, żwawo rozmawiając i gestykulując. – Kurwa… ta emanuje, jak nic emanuje pieprzoną aurą – dodał cicho, nie mogąc oderwać oczu od nieznajomej. Nie chodziło wcale o to, że była piękna. On po prostu czuł w środku, gdzieś głęboko… coś dziwnego. I nie mógł uwierzyć, że to czuje. Właśnie teraz. Tak nagle. Akurat, gdy tego potrzebował, tego chciał. Zupełnie, jakby jego życzenie zostało wysłuchane przez niewidzialne siły…
- Łohoo, a ty już tu? – Drgnął niespokojnie, gdy ktoś mocno go szturchnął następnie zajmując miejsce obok niego. Niechętnie przeniósł swój wzrok na „oprawce” i ujrzał Georga. – Coś ty taki dziwny? Na co patrzyłeś? Albo raczej na kogo – wyszczerzył się, ukazując swoje białe zęby. Gitarzysta tylko skinął głową w kierunku grupy dziewczyn. – Uuu… aż tyle? Dawniej starczała ci jedna – zaśmiał się.
- Bardzo zabawne. Ta w loczkach – oznajmił nie podzielając wcale humoru przyjaciela. – To idiotyczne. Szukam w klubie dziewczyny, w której mógłbym się zakochać – stwierdził nagle pochmurniejąc i zrezygnowany odwrócił się w kierunku baru.
- Stary, nigdy nie wiesz, gdzie spotkasz miłość. Może to być klub w Vegas, albo równie dobrze wysypisko śmieci…
- Może. Ale nie zmienia to faktu, że to nie jest tak, że wybierzesz sobie kogoś z tłumu i już…
- A może właśnie jest? – Basista uniósł wymownie brwi. – Idź do niej, poznajcie się. Inaczej się o tym nie przekonasz.
- Nie. Nie zrobię tego.
- Skoro wolisz żałować – Georg wzruszył bezradnie ramionami schodząc ze stołka. – Ja nie zamierzam dziś niczego tracić – rzucił i klepiąc go jeszcze przyjaźnie po ramieniu, odszedł. Gitarzysta został sam ze swoim drinkiem i chyba nie planował tego zmieniać. Był tchórzem. Ewidentnie nim był. Mógłby wyrwać każda laskę… ale, gdy z kimś chciał stworzyć coś więcej, nagle brakowało mu odwagi.

Too afraid, to go inside,
for the pain of one more loveless night,
but the loneliness will stay with me
and hold me till I fall asleep.*


Nie miał pojęcia, jak wiele czasu spędził w samotności przy barze, pijąc drink za drinkiem. Co trochę jeszcze spoglądał w kierunku nieznajomej dziewczyny, aż w końcu i ona gdzieś zniknęła. Wtedy stracił ostatnią nadzieję. Kiedy postanowił w końcu wstać i wrócić do przyjaciół, zachwiał się niebezpiecznie zdając sobie sprawę, że wypił zdecydowanie za dużo. Udało mu się jednak odzyskać równowagę i zaczął ostrożnie przemieszczać się w stronę znajomego stolika… Zatrzymał się po chwili, gdy znowu mignęła mu przed oczami postać pięknej brunetki. Coś go tknęło. Nie mógł odpuścić. Musiał spróbować. Natychmiast zmienił kierunek drogi, widząc, że dziewczyna zmierza już do wyjścia. Chciał ją dogonić, musiał. Zaczął przepychać się między ludźmi, nie zważając na nic. Jego stan jednak niczego mu nie ułatwiał…
- Tom? – Poczuł nagle, jak na kogoś wpada. Zamrugał powiekami, by widok mu się wyostrzył a jego oczom ukazała się wysoka dziewczyna, o długich brązowych włosach. Potrzebował dłuższej chwili, by ją skojarzyć.
- Ria… co ty tutaj robisz? – mruknął zdziwiony. Pamiętał cały czas o nieznajomej, którą chciał dogonić, więc wyjrzał przez ramię szatynki sprawdzając czy jego piękność dalej tam gdzieś jest. I nie było jej. Stracił ją z oczu. Zniknęła… nie zdążył.
- Świat jest mały, co? – dziewczyna uśmiechnęła się do niego wesoło. – Dawno się nie widzieliśmy…
- Tak… To może usiądziesz z nami? – zaproponował unosząc na nią swoje lekko nieprzytomne spojrzenie. Czuł się beznadziejnie. Nie znał tamtej dziewczyny, nie wiedział nawet jak miała na imię… a miał wrażenie, jakby stracił na zawsze coś naprawdę cennego. Zbyt długo zwlekał. Żałował, żałował jak niczego innego…
- Chętnie – Ria bez wahania przyjęła jego zaproszenie i już po chwili obydwoje zmierzali w kierunku reszty zespołu. Nie pozostało mu nic innego, jak robić dobrą minę do złej gry. W końcu… przecież nic się nie stało. Nawet jej nie znał… nawet jej nie znał…


In the sea of lovers without ships, & lovers without sight
You're the only way out of this
Sea of lovers losing time & lovers losing hope
Will you let me follow you?
Wherever you go, bring me home**


- Olivia, zapomniałaś torebki, wariatko! – Roześmiany głos przyjaciółki, zatrzymał ją tuż przy wejściu. Odwróciła się w jej kierunku z wdzięcznym uśmiechem.
- Dzięki, już zupełnie nie myślę.
- Spoko, to leć. Widzimy się w szkole – rzuciła dziewczyna i nie zwlekając, zniknęła na powrót w klubie. Brunetka westchnęła głęboko, po czym wyszła na zewnątrz. Chłodne powietrze od razu orzeźwiło jej lekko zamroczony już umysł. Jako, że nie mieszkała zbyt daleko, postanowiła zafundować sobie mały spacer. Miała nadzieję, że poczuje się dzięki temu lepiej. Nie imprezowała zbyt często, więc dzisiejsze tańce oraz alkohol, zaczynały odbijać się na jej samopoczuciu. Cieszyła się jednak, że spędziła tak miło czas w towarzystwie przyjaciółek. Dobrze jest czasem oderwać się od rzeczywistości.
Z uśmiechem na ustach przemierzała kolejne metry, zastanawiając się przy tym, czy o czymś nie zapomniała. Ten weekend był naprawdę szalony, a w poniedziałek czekał ją powrót do normalności. Ciągle towarzyszyło jej nieodparte wrażenie, że coś przeoczyła. Może jakiś sprawdzian..? Niemożliwe. Takie rzeczy miała zawsze dopięte na ostatni guzik… Była tak zamyślona, że nie spostrzegła nawet, gdy wyłonił się przed nią nieznajomy mężczyzna. Nie zdążyła się mu choćby przyjrzeć. To była chwila. Jedna, głupia chwila, w której ją obezwładnił swoimi ramionami. Z jej ust wydobył się krzyk przerażenia, ale nikt nie mógł go usłyszeć. Pieprzone Las Vegas a żadnej żywej duszy na ulicy.
Zaczęła wierzgać nogami, szarpać się, próbując za wszelką cenę wydostać się z silnego uścisku. Nie miała pojęcia co się dzieje. Serce waliło jej jak oszalałe, pod powiekami zbierały się łzy. Nieznajomy, jak gdyby nigdy nic, zaciągnął ją w jakiś ciemny zaułek. I kolejny moment… kolejny, jeden, głupi moment a leżała już na twardej ziemi przygnieciona jego ciałem. Z jej oczu wylały się łzy, kiedy dotarło do niej co się dzieje. Mężczyzna zatkał jej usta, jakimś cuchnącym materiałem. Nie mogła już nawet próbować wołać o pomoc. Jedyne co robiła, to wciąż się szarpała mając złudną nadzieję, że cokolwiek tym wskóra. Nie miała szans. A oprawca nie zamierzał się z nią patyczkować. Nie minęła sekunda, jak poczuła, że rozdziera pod sukienką jej bieliznę.
Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Całe jej ciało drżało. Płakała z bezsilności i przerażenia. Wydała z siebie zduszony krzyk bólu, gdy gwałciciel mocno w nią wszedł. Po tym chciała już tylko umrzeć. Zaciskała mocno powieki, byle na niego nie patrzeć. Bardzo chciała o tym nie myśleć, udawać, że to się nie dzieje. Jej umysł jednak nie był tak dobry.
Czuła wszystko. I widziała to nawet, gdy zamykała oczy. Bolało coraz bardziej, z każdym kolejnym ruchem. Słyszała wyraźnie, jak mężczyzna dyszy, jak stęka. Nigdy nie słyszała w swoim życiu gorszych dźwięków.
W końcu przestała się już z nim nawet szarpać. Leżała w bezruchu a po jej policzkach jedynie spływały ciężkie krople łez. Przestała czuć cokolwiek. Tak po prostu…
Myślała, że to się już nigdy nie skończy. Że umrze tu, pod jego brudnym ciałem. Obezwładniona, obdarta z intymności. Obdarta z każdej, najmniejszej wartości. W tym momencie była nikim. I już nie miało znaczenia, gdy mężczyzna opuścił jej ciało. Nie miało znaczenia, że odsunął się od niej. Pragnęła tylko zawołać za nim, by wrócił i ją zabił. Nie potrafiła jednak wydobyć z siebie głosu. Zamiast tego, krztusiła się swoimi łzami. Tak długo, aż nie ogarnęła jej ciemność.

Nie masz czasem wrażenia, że wszystko mogłoby wyglądać inaczej, gdybyś miał w sobie wystarczająco dużo odwagi...? Czasem wystarczy jeden krok.
Tak, mogłeś wtedy go zrobić. Mogłeś tej nocy uchronić ją przed okrutnością losu. Ale Ty wolałeś oszukać przeznaczenie. Bo jesteś tylko tchórzem…


Gitarzysta zatrzasnął za sobą drzwi, z pożądaniem lustrując wzrokiem stojącą przed nim dziewczynę. Nie była spełnieniem jego dzisiejszych marzeń, ale w życiu przecież nawet i marzenia mogą się zmieniać. Dlaczego miałby tego nie zrobić. Skoro tak bardzo łaknął odrobiny ciepła, bliskości… miłości. Znał ją już od dawna, wiedział z kim ma do czynienia. To była piękna i mądra dziewczyna, zawsze mu się podobała. I to ze wzajemnością. Może po prostu wcześniej nie mieli okazji, by zrodziło się z tego coś więcej. Teraz jednak… byli tu obydwoje. Los przypadkiem ponownie połączył ich drogi.
- Nie jestem dziewczyną na jedną noc – wyszeptała wprost do jego ust, gdy tylko przywarł do niej swoim ciałem, oplatając mocno w talii. Spojrzał w jej ciemnie oczy, opuszkami palców przesuwając po jej  policzku. – Tom…
- Nie szukam dziewczyny na jedną noc – odparł po chwili, opierając się swoim czołem o jej. Spora ilość alkoholu w jego organizmie, lekko zamroczyła mu umysł, lecz nadal wiedział, czego pragnie. Wiedział to. Nie pomyślał tylko o tym, że tej iskry, która rozpala uczucie, nie da się tak po prostu zastąpić samymi chęciami. – Chcę spędzić z tobą wiele nocy, Ria… ale musisz wiedzieć, że nigdy jeszcze nikogo nie kochałem – wyznał.
- Więc… chcę być pierwszą, którą pokochasz… - Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i musnęła z czułością jego rozgrzane wargi. Muzyk odpowiedział jej głębokim i namiętnym pocałunkiem. Tej nocy bardzo chciał, by była tą właściwą kobietą. Chciał ofiarować jej swoje serce, swoje marzenia, sekrety, wszystko… Pragnął być mężczyzną kochanym przez kobietę. Miłością czystą i bezinteresowną.


Pamiętaj mnie, bo nie będzie nas drugi raz.


Szybko zapomniał o nieznajomej z klubu, która wzbudziła w nim tak silne uczucia. Pogodził się z tym że nigdy już jej nie spotka. Stracił swoją szansę. Ale przecież… Ona wcale nie musiała okazać się być tą właściwą. Nawet się nie znali. Nie mógł mieć co do niej żadnej pewności. Znając życie, ich znajomość skończyłaby się na jedno nocnej przygodzie. Bo nie jest łatwo zaufać komuś, kogo widzi się pierwszy raz na oczy. To dlatego zawsze uciekał, nigdy nie pozwalał się do siebie zbliżyć. Był większym tchórzem, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Dlatego tej nocy wybrał Rię. Kobietę, którą znał i miał podstawy, by obdarzyć ją choćby namiastką swojego zaufania. Nie brakowało jej niczego. Była niemal idealna. Przecież byłby największym głupcem, gdyby pozwolił i jej zniknąć ze swojego życia.
Bo najprościej jest wybrać tę drogę, która wydaje się dla nas najłagodniejsza. Strach przed ryzykiem, przed konsekwencjami, przed odrobiną włożonego wysiłku w zbudowanie czegoś nowego, silnego, trwałego… to wszystko oddala nas od swojego prawdziwego szczęścia. On też wolał pozostać na bezpiecznym gruncie. Wmawiając sobie jednocześnie, że to jest ta najlepsza droga.

To kolejna forma zgubnego egoizmu. Wcześniej czy później odbije się, nie tylko na Tobie, ale i na tych, którzy mieli jakikolwiek związek z Twoim dążeniem do spełnienia.
Och tak, przecież już się odbiło. Poczekaj tylko, aż w Ciebie uderzy…


 ***

* Christina Perri – The Lonely
** Christina Perri – Sea of Lovers

***

Drogi Czytelniku, będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz swoja opinię w komentarzu. Kilka słów od Ciebie jest dla mnie największa i jedyna nagroda za moja pracę oraz motywacja do dalszej publikacji swojej twórczości.

***



sobota, 14 lutego 2015

23. „Wir setzen unsere Scherben zusammen. Wir sind Eins wie Yin und Yang…“

Powiem Wam, że to jeden z najtrudniejszych rozdziałów. Na tyle, że choć sprawdzałam i poprawiałam go z 10 razy, wciąż nie jestem nim w pełni usatysfakcjonowana... do tego stopnia, że aż miałam wątpliwości, czy w ogóle publikować. ale może zbyt wiele od siebie wymagam?
Czekam na Wasze opinie.

***



Czujesz? Ciche marzenia, zamieniają się w rzeczywistość…

Przekraczała próg jego pokoju z szalejącym w piersi sercem. Nie wiedziała nawet, z czym właściwie do niego przychodzi. Nie miała w głowie żadnej wizji. Żadnych słów. Wszystko jednak się zmieniło, gdy tylko go zobaczyła. Leżał na boku, z pewnością nie tryskając szczęściem. Coś ją tknęło w środku. Zabolał ją jego smutek. W tym momencie jej radość przestawała mieć znaczenie. Jak mogłaby się tym cieszyć, gdy on wcale tego nie podziela? Był przybity. To rozstanie wywarło na nim mocne wrażenie. Z pewnością nie potrzebował teraz jej wyznań miłości. Potrzebował wsparcia. Odrobiny bliskości i ciepła. Przede wszystkim zrozumienia.
Zamknęła za sobą drzwi i podeszła do niego, niepewnie dotykając jego ramienia. Gdy uniósł na nią swoje przygaszone spojrzenie, ukucnęła przy nim.
- Rozstaliśmy się. Już tak naprawdę… - wyznał cicho a dziewczyna pogładziła go czule po policzku, obdarzając pełnym wyrozumiałości spojrzeniem.
- Przykro mi… Wiem co czujesz i chciałabym umieć ci w tym pomóc…
- Wiesz? – wbił w nią swój pytający wzrok. Wciąż niewiele wiedział o jej przeszłości. Pewnie miała za sobą równie trudne przeżycia. A on użalał się nad sobą, właściwie bez żadnego sensownego powodu.
- Mam za sobą podobne rozstanie – uśmiechnęła się niewyraźnie na wspomnienie Iana. Mimo iż te sytuacje znacznie różniły się od siebie, jednocześnie miały dużo więcej wspólnego, niż ktokolwiek mógłby pomyśleć. – Trudno poczuć ulgę, gdy masz poczucie winy. Ale… czasem musimy zrobić coś dla siebie – dodała cicho. Sama jeszcze nie była do końca pewna tych słów. Bo to wcale nie było takie proste, kiedy się urzeczywistniało. Niektórych odczuć nie da się tak po prostu z siebie wyrzucić. Ona nadal miała wyrzuty sumienia, mimo że według niej, nic lepszego już nie mogła dla siebie zrobić.
- Właściwie… nie wiem, co czuję – westchnął cicho. Był jeszcze rozdarty. Wiedział jednak, że to tylko stan przejściowy i już niedługo wszystko się naprawi. Tylko co wtedy? Czy będzie miał odwagę wyznać swoje uczucia Olivii? Do tej pory nie potrafił tego zrobić. Miotał się nieustannie. Nie radził sobie z uczuciami, ani z rzeczywistością. Rozstanie z Rią tak naprawdę niewiele zmieniło. Mógł mieć tylko czyste sumienie… ale co z tego, skoro i tak nie potrafił się przełamać?
- To też przejdzie – zapewniła i podniosła się, by przejść z drugiej strony łóżka, następnie na nie wchodząc. Chciała go przytulić, a nie zamierzała pytać o pozwolenie. Położyła się obok niego i nim zdążył w ogóle się odwrócić, już przylegała do jego pleców obejmując go mocno. Przymknął powieki dotykając ostrożnie jej dłoni. Bał się nadal jakichkolwiek gestów w jej stronę. Ale jednocześnie nie wyobrażał sobie nie robić nic. Potrzebował jej. Chciał. I nie wystarczało mu już tylko tulenie jej w nocy, czy dotykanie jej skóry, gdy spała niczego nieświadoma.
Nie wiedział, że i ona tego potrzebuje. Tak bardzo łaknęła jego bliskości, czułości… Teraz miała wrażenie, że jeszcze mocniej niż kiedykolwiek. Po tym, gdy dowiedziała się co do niej naprawdę czuje, to wszystko stało się jeszcze silniejsze. Napawała się nim, wdychając jego zapach, czując bijące ciepło od jego ciała. Jej umysł szalał wraz z wnętrznościami. Oddychała niespokojnie z twarzą w jego plecach. Czuł jej gorący oddech i dreszcze, które powodował na jego ciele. A jedyne, co potrafił w tej chwili robić, to pieścić palcami jej dłoń. To tylko bardziej ją rozbudzało. Nawet nie był świadom tego, jak bardzo na nią działa. Ona była. I nie umiała dłużej się temu opierać. Nie dziś.
Westchnęła cicho w materiał jego koszulki i podsunęła się wyżej. Zadrżał, gdy jej wargi zetknęły się ze skórą na jego karku. Zostawiła na nim kilka subtelnych muśnięć, aż coś ścisnęło go w podbrzuszu. Odwrócił się od razu w jej stronę, nie pozwalając na kontynuację tych pieszczot. Spojrzał jej w oczy, gdy ich twarze dzieliły od siebie milimetry. Jego tęczówki kryły w sobie pożądanie wymieszane ze strachem. Był tak bardzo przerażony tym, co mogłoby się między nimi wydarzyć. Widziała to wszystko dokładnie. Panikował podczas, gdy ona była całkowicie spokojna. Świadoma. Gotowa. Zdeterminowana…
Przyłożyła dłoń do jego policzka i przysunęła się jeszcze bliżej, aby złożyć na jego ustach czuły pocałunek. Zrobiła to. Pocałowała go. W tym momencie myślał, że serce wyskoczy mu z piersi. W poruszeniu, zaczął to odwzajemniać. Dał się ponieść tej chwili, spijając z jej ust wszystkie uczucia. Czułość w końcu zamieniła się w zachłanność i niebywałą namiętność, budząc w nich wszelkie żądze. Wtedy zdał sobie sprawę z tego co się dzieje. Z tego do czego to tak naprawdę zmierza. Jego umysł znowu zaczęły zapełniać myśli. Znowu poczuł, jak ogarnia go strach…
Oderwał się od niej brutalnie przerywając ten piękny moment. Teraz to Olivia spoglądała na niego zdezorientowana i wystraszona. Zupełnie nie wiedziała, co się stało. Wydawało jej się, że tego chciał. Odwzajemnił ten pocałunek. Musiał też go pragnąć… Więc dlaczego..?
- Nie powinnaś… - powiedział cicho a ona poczuła się, jakby właśnie dostała w twarz. Jakby ktoś wylał na nią wiadro zimnej wody. I nie mogła w to uwierzyć. Nie chciała w to wierzyć.
Bez słowa odsunęła się od niego, by wstać. Nogi jej drżały, niemal same się uginając. Była tak bardzo oszołomiona, że przez chwilę nawet nie myślała. Zamierzała wyjść, bo co innego mogłaby zrobić w takiej sytuacji? Odrzucił ją. Tak po prostu. Bo… nie powinna. Te słowa wciąż brzmiały w jej głowie. Wciąż tak samo dziwnie, niezrozumiale, budząc nieprzyjemne odczucia. Przecież do cholery, on ją kocha. Ona kocha jego. Więc czego nie powinni!?
Zastygła w bezruchu stojąc wciąż przy jego łóżku. Patrzył na nią niepewnie, nie wiedząc czego się spodziewać. Było mu źle, że musiał przerwać to w taki sposób. Miał wrażenie, jakby ją zranił… Nie chciał tego robić. Naprawdę nie chciał…
- Znowu? – wydobyła w końcu z siebie głos, co przyszło jej z wielką trudnością. Cały czas miała wrażenie, jakby coś ściskało jej gardło. Gitarzysta kompletnie nie wiedział, co miała w tej chwili na myśli. – Twoja cholerna duma wróciła. Znowu? – wyjaśniła i dopiero teraz mógł wyczuć w jej słowach złość. Milczał, bo nie mógł jej zaprzeczyć. Milczał, bo nie był w stanie przyznać jej racji. – Och, po co pytam. Oczywiście, że tak! – skwitowała z ironią a w jej oczach stanęły łzy. – Nie powinnam… bo co? Nie wiem… Powiedz mi. Powiedz mi, co się zmieniło? W Vegas mogłam. Dlaczego teraz nie mogę? Przestałam ci się podobać? Nie wiem, zbrzydłam? Stałam się jakaś inna, gorsza niż wtedy? No powiedz mi, co się zmieniło! – Przestała nad sobą panować a słowa właściwie same już wydostawały się z jej ust. I wcale nie było jej z tym źle.
- Nie chodzi o ciebie, Liv – rzekł spokojnie, choć zdecydowanie tak się nie czuł. Wzbudzała w nim wiele silnych emocji. Trudno było mu je w sobie skryć. Nie chciał jednak wybuchać. Wiedział, że ją zranił. Była jedyną osoba, która w tym momencie miała prawo do krzyków i robienia mu wyrzutów. – Cały czas chodzi o mnie… Ja… Po prostu, już nie jest tak jak wtedy. Ja już nie jestem tym mężczyzną… Nie wiem, czy w ogóle nim jestem…
- Czy ty siebie słyszysz!? – roześmiała się nerwowo wbijając w niego swoje rozzłoszczone spojrzenie. – Nie jesteś mężczyzną, tak!? Bo co!? Bo miałeś wypadek? Bo nie możesz chodzić? Z tego co wiem, do cholery, niesprawne masz tylko nogi – wyrzuciła nie zważając już na nic. – Chyba, że coś pominęłam? Nie wiem, przyrodzenie ci amputowali!? Powiedziałabym prędzej, że jeśli już, to mózg ci uszkodzili!
- Olivia…
- Jesteś idiotą! Skończonym idiotą, Kaulitz! – fuknęła nie dając już mu nawet dojść do słowa. – Nie jesteś mężczyzną, tak!? Jesteś gorszy, tak!? Może jeszcze mi powiedz, że zasługuję na kogoś lepszego! – kontynuowała ledwo pamiętając o oddychaniu. – I właśnie, że ja ci zaraz udowodnię, że nim, kurwa, jesteś! – wyrecytowała i zanim się obejrzał, złapała za kołdrę ściągając ją z niego. Był zdumiony jej zachowaniem. Myślał, że musi po prostu to wszystko z siebie wyrzucić i będą mogli wrócić do normalnej rozmowy, ale tak wcale nie było. Ona naprawdę była zdeterminowana i nie zamierzała przestawać. Doznał szoku, gdy tak po prostu, jak gdyby nigdy nic zaczęła ściągać z niego dres.
- Co ty wyprawiasz? – próbował jakoś zaprotestować, ale zdecydowanie mu to nie wychodziło. Nic do niej nie docierało. A on sam był już tak oszołomiony, że przestawał w ogóle cokolwiek rozumieć. Na szczęście, w tym przypadku rozumienie, czy chociażby myślenie nie było mu do niczego potrzebne. Olivia bardzo szybko rozjaśniła jego umysł, gdy poczuł jak siada na nim okrakiem, następnie bezceremonialnie wpijając się w jego usta. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie miał czasu się już nad czymkolwiek zastanawiać. Całowała go tak zachłannie i mocno, że niemal odbierała mu tym cały oddech.  Jej język wyczyniał cuda w jego buzi a on sam nie nadążał z odwzajemnianiem tych wszystkich gorących pocałunków. W najśmielszych snach nie spodziewał się, że kiedykolwiek jakaś kobieta postąpi z nim w taki sposób… I choć wydawało mu się to jakieś irracjonalne, miał to już gdzieś. Odpuścił.
Jego ręce automatycznie powędrowały na ciało dziewczyny sunąc po jej talii i plecach, w górę i w dół. Marzył o tym od tak dawna. Nie docierało do niego, że naprawdę to się w końcu dzieje.  Znowu ją miał w swoich ramionach. Znowu czuł smak jej ust.
Oderwała się od niego. Dosłownie na sekundę mógł uchwycić jej nieprzytomne spojrzenie, by zaraz po tym poczuć, jak przywiera swoimi mokrymi wargami do jego szyi. Wydał z siebie zduszony jęk, kiedy całowała i przygryzała jego wrażliwą skórę, od czasu do czasu pozostawiając na niej wilgotne ślady swoim językiem. Zupełnie stracił wszelką kontrolę. Robiła z nim co chciała a on dosłownie odpływał.
Po chwili nie miał już na sobie koszulki, którą zdjęli wspólnymi siłami, lecz nawet nie zdążył tego dobrze zarejestrować. Jej drobne dłonie zaczęły wodzić po jego nagim torsie, paznokciami obrysowywała jego mięśnie oraz tatuaż na ramieniu. Przyssała się do niego, znowu całując jego skórę. Jedną ręką objęła jego kark a drugą niespodziewanie wsunęła pod materiał jego bokserek. Jęknął przeciągle, gdy ujęła w nią jego męskość. Przeniosła swoje usta na jego klatkę piersiową, skupiając się tym razem na sutkach, jednocześnie delikatnie poruszając ręką między jego nogami. Bardzo chciał zrobić cokolwiek, dotknąć jej, odsłonić chociaż piersi… ale doprowadzała go do takiego stanu, że czuł się obezwładniony. Zaciskał mocno dłoń na pościeli, czując jak z każdą chwilą wzrasta w nim  podniecenie. Doprowadzała go do obłędu.
Na jej twarz wpłynął uśmiech satysfakcji, gdy poczuła, jak jego przyrodzenie twardnieje. Twarz Muzyka również wyrażała w tym momencie nic innego jak to, że czuje się niczym w niebie. Czyli osiągała swój cel. Mogłaby to teraz po prostu przerwać i zostawić go samego sobie. Mogłaby, gdyby nie to, że sama niesamowicie go pragnęła. Nie byłaby w stanie ukarać go w tak okrutny sposób… ani siebie. Ponownie więc przywarła do jego ust, obdarzając go głębokim pocałunkiem. Wyciągnęła rękę z jego bokserek i wyprostowała się, pozwalając mu na moment odetchnąć. Sama zaś ściągnęła swoją bluzkę oraz biustonosz, odrzucając je na bok. Gitarzysta westchnął cicho na widok jej biustu. Od razu uniósł swoje ręce, by dotknąć jej nagiej skóry. Przejechał dłonią od jej bioder w górę, masując piersi oraz dekolt. Olivia zagryzła wargę obserwując z pożądaniem w oczach jego poczynania.
- Chodź tu do mnie – wyszeptał, prosząc by się do niego zbliżyła, pozwalając mu jednocześnie zasmakować jej słodkiej skóry na piersiach. Nie musiał jej dwa razy powtarzać, bez problemu zrozumiała jego zamiary i z największą rozkoszą podsunęła się wyżej, pochylając nad nim. Jego silna dłoń spoczęła na jej plecach napierając na nią, drugą zaś objął pierś od razu zamykając jej sutek między swoimi wargami. Brunetka westchnęła głośno, gdy zaczął go ssać jednocześnie masując biust. Jego męskie palce z wyczuciem poruszały się po jej skórze, doprowadzając ją z chwili na chwilę do istnego obłędu. Uczucie, które ją wypełniło było nieporównywalne z niczym innym. Kochała jego usta, które tak precyzyjnie pieściły jej  ciało. Pokochała je już pierwszego dnia ich znajomości, nie sądziła nawet, że coś mogłoby być, aż tak uzależniające. Dopiero teraz dotarło do niej, jak bardzo tego potrzebowała. Jak bardzo tęskniła za jego bliskością, czułością… za namiętnością między nimi. Sam jego dotyk rozpalał ją do tego stopnia, że miała wrażenie, iż w tym momencie nie potrzebuje już niczego więcej. Oddychała nierówno, zagryzając wargi i zaciskając dłonie na pościeli. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, gdy jego usta wciąż krążyły wokół piersi oraz sutków budząc w niej coraz silniejsze podniecenie. Dodatkowo zarost na jego brodzie przyjemnie drażnił jej nagą skórę. Nie potrafiła dłużej znieść nadmiaru rozkoszy, który się w niej kumulował. Pragnęła w końcu doznać spełnienia w jego objęciach.
A jedyne co im przed tym wadziło, to materiał dolnej części garderoby. Olivia nie zamierzała już dłużej czekać. Wsunęła swoją rękę we włosy Toma, by delikatnie oderwać jego twarz od swoich piersi. Patrzył na nią swoim półprzytomnym wzrokiem nie wiedząc co się dzieje. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego lekko i zbliżyła swoją twarz, by przyssać się na moment do ust Muzyka. Jęknął cicho, gdy pochwyciła w zęby jego dolną wargę drażniąc się z nim przez chwilę. A kiedy chciał pogłębić pocałunek, odepchnęła go od siebie brutalnie. Znowu obdarzył ją swoim zdezorientowanym spojrzeniem, lecz gdy zeszła z niego, zrozumiał co zamierza. Obserwował z uwagą jak sprawnie pozbywa się reszty swoich ubrań, by po chwili stać przed nim całkowicie naga. Od kilku minut odczuwał już wyraźną erekcję między swoimi nogami, ale w tym momencie miał wrażenie, że podniecenie sięgało zenitu. Niemal od razu zaczął zsuwać z siebie bokserki, w czym też pomogła mu Liv. Kiedy już obydwoje byli zupełnie nadzy, ponownie usiadła na nim okrakiem, co doprowadziło go już prawie do szaleństwa, gdy poczuł jak ociera się o jego męskość. Ich oddechy stały się nierównomierne a serca znowu biły według swojego, nienaturalnego tempa.
Gitarzysta ułożył dłonie na jej biodrach, subtelnie sugerując, że to jest najwłaściwszy dla nich moment. Nie musiał robić niczego więcej. Olivia bez problemu zrozumiała aluzję, sama nie mogąc już się doczekać tej chwili. Uniosła się lekko, by pochwycić jego męskość w swoje dłonie i odpowiednio ją nakierować, pozwalając by zatopiła się w jej wnętrzu. Przymknęła powieki, czując jak wypełnia ją to rozkoszne uczucie. Znowu była jego. Znowu byli dla siebie. Przepełnieni miłością i namiętnością, którą pragnęli ofiarowywać sobie nawzajem.
Złapała jego dłonie i splotła je ze swoimi, poruszając się na nim z odpowiednim wyczuciem. W tym momencie, to ona decydowała o wszystkim. Nie byli sobie jednak obcy i doskonale wiedziała, co powinna robić, by zapewnić przyjemność im obojgu. Obserwowali się wzajemnie, nie pozwalając by umknął im najmniejszy szczegół. Tom przyciągnął ją do siebie, pragnąc mieć jej ciało jeszcze bliżej siebie. Objął ją mocno swoimi ramionami. Słyszał wyraźnie jej przyspieszony oddech, ciche westchnienia rozkoszy. I czuł się z tym cudownie. Nie wierzył, że jeszcze kiedykolwiek mógłby sprawić jakiejś kobiecie przyjemność. A tymczasem, Olivia czuła się przy nim wspaniale. Kolejny raz. To się naprawdę działo… Już nic się nie liczyło. Należała do niego, zupełnie tak jak wtedy. Wiedział, że już nigdy nie odda jej nikomu.
I nie było już między nimi żadnych barier. Nie widzieli żadnych granic. Zupełnie, jakby nagle wszystko stało się takie proste i oczywiste…

Give me love like never before
'Cause lately I've been craving more
And it's been awhile but I still feel the same
Maybe I should let you go
You know I'll fight my corner
And that tonight I'll call ya
After my blood is drowning in alcohol
No, I just wanna hold ya*


Wokalista złożył dłonie jak do modlitwy unosząc oczy oraz głowę ku górze, w geście wdzięczności całemu wszechświatowi. Nie był typem wścibskiego człowieka, a już na pewno nie podsłuchiwacza, ale tego nie dało się nie słyszeć, przechodząc obok pokoju jego brata. Dobrze, że tam nie wszedł! Nie wybaczyłby sobie, gdyby przeszkodził im w tak intymnej sytuacji. W dodatku, bardzo długo wyczekiwanej przez niego samego. Tak, Bill Kaulitz marzył o tym, by jego brat zaczął uprawiać seks. Jakkolwiek dziwnie to nie brzmi, taka była prawda. Od początku kibicował jemu i Olivii. I cieszył się niezmiernie, że nareszcie coś się ruszyło w ich relacji. Wszystko jest już na dobrej drodze. Niezwykła radość rozpierała go od środka z tego powodu. To jeden z najlepszych dni w jego życiu, mimo że pojawiła się dziś Ria. Na szczęście jej osoba niczego nie zniszczyła.
- Trzeba to jakoś uczcić! – klasnął radośnie w dłonie, zmierzając do salonu. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. A pierwszą osobą, która przyszła mu teraz na myśl była Kathlyn. Wiedział, że to pogwałcenie jego wszelkich zasad, ale czuł, że w tym przypadku może zrobić jeden wyjątek. Musiał!
Wyciągnął z kieszeni swój telefon, po czym wybrał numer rehabilitantki. Długo nie musiał czekać na odzew, już po dwóch sygnałach usłyszał jej ciepły głos po drugiej stronie.
- Tak, Bill?
- Cześć… Chciałem zaprosić cię na jakąś kawę – wypalił prosto z mostu, nie czując potrzeby owijania w bawełnę. Na pewno ją tym zaskoczył, ale to również lubił robić.
- Och… Bardzo chętnie, ale wiesz… Teraz jest trochę za późno na kawę, chyba.
- Może faktycznie – przyznał jej rację po chwili zastanowienia, orientując się, że jest już wieczór. – W takim razie, kolacja?
- W porządku – zgodziła się. Nie przypuszczał, że pójdzie mu tak łatwo. Tym bardziej, że kolacja już wydawała mu się czymś znacznie poważniejszym niż zwykła kawa. Cieszyło go jednak, że dziewczyna zgodziła się bez żadnych, „ale”. Miał kolejny powód do radości, czy mogło być dziś lepiej?
- W takim razie, podjadę po ciebie za godzinę, pasuje?
- Pasuje. To do zobaczenia, Bill.
- Do zobaczenia! – zaświergotał na pożegnanie, po czym zakończył połączenie. Zastanawiał się, czy jego brat i Olivia, są już w stanie rozmawiać… Wypadałoby ich poinformować, że wychodzi. Choć z drugiej strony, wszyscy są dorośli i chyba nie muszą pilnować się wzajemnie na każdym kroku. A on zdecydowanie nie miał czasu na czekanie. Musiał jeszcze podjechać do swojego tymczasowego lokum, żeby się odświeżyć i przygotować. Chciał zrobić, jak najlepsze wrażenie na Kathlyn. Może i jeszcze nie mógł sobie na zbyt wiele pozwolić, lecz to nie znaczyło, że ma sobie odpuścić wszystko inne. 
Udał się jeszcze na chwilę do kuchni, gdzie zostawił wiadomość na karteczce dla brata oraz jego… żony. Tak, to słowo jest dziś jak najbardziej na miejscu. Dorysował im jeszcze kilka serduszek i zadowolony z siebie, przypiął kartkę do lodówki. Następnie z uśmiechem na ustach skierował się do wyjścia.

(…)


Przetarł zaspane oczy, od razu rozciągając się na łóżku. Naciągnął na siebie szczelniej kołdrę czując chłód. Cały czas był nagi, więc to wszystko, co wydarzyło się wczoraj, było prawdą. Najpiękniejszą rzeczywistością. Na jego twarz automatycznie wkradł się uśmiech. Niemniej, równie szybko jak się pojawił, tak też zniknął, gdy okazało się, że jest zupełnie sam w łóżku. Już miał zacząć panikować, kiedy dostrzegł kartkę po pustej stronie łózka. Pochwycił ją szybko w swoje dłonie i zaczął czytać, serce biło mu mocno ze strachu. Bał się, że może dowiedzieć się czegoś, co zniszczyłoby jego bajkę raz na zawsze.

„Poleciałam z samego rana do Vegas, wrócę jutro. Przepraszam, nie miałam kiedy Cię uprzedzić. Olivia <3”

Odetchnął z ulgą.
Wróci.
Znów mógł być szczęśliwy. Żałował, że nie będzie jej przez te dwa dni. Miał jej dziś tyle do powiedzenia. I nie mógł się doczekać momentu, w którym ją zobaczy. Uczucia, które się w nim tliły nie były dla niego niczym nowym, lecz tego dnia zupełnie inaczej do nich podchodził. Nie czuł się już zagubiony, czy co gorsza, rozdarty. Dziś był pewny wszystkiego. To przyszło do niego w ciągu chwili, nawet się nad tym nie zastanawiał. I zdecydowanie bardziej mu się to podobało, niż gdy analizował wszystko bez żadnych efektów.
Nie spodziewał się, że seks może zmienić tak wiele w jego życiu. Wydawało mu się to idiotyczne, ale nie mógł zaprzeczyć, że to co wydarzyło się wczoraj między nim a Olivią, miało na niego gigantyczny wpływ. Zupełnie jakby otworzyła mu oczy i to w bardzo niekonwencjonalny sposób. Na samo wspomnienie, coś ściskało go w żołądku a na twarz samoistnie wpływał uśmiech.

Am I giving up all to you now?
You could feel the flame now?
And all I want is you to know
If you see me in a faded light
All that I could do is promise that
I'm with you in different Times

From a whisper to a scream
A flicker to flame
When I say your name**


- Tom! Ty jeszcze w łóżku? – Bill wpadł do pokoju brata wyrywając go spośród swoich marzeń. Muzyk uniósł na niego półprzytomny wzrok, zupełnie nie wiedząc, o co mu chodzi. Przecież mógł spać nawet pół dnia, gdyby chciał. Nie miał żadnych ważnych obowiązków. Poza tym… Był tak przejęty wydarzeniami z zeszłej nocy, że nawet nie miał ochoty jeszcze wstawać. Mógłby zostać w łóżku, aż do powrotu Olivii. Wspominając bez przerwy ich cudowne chwile uniesień.  – Żyjesz? Mówię do ciebie – Wokalista ponownie zabrał głos, tym razem podchodząc do okien, by rozsunąć zasłony. Promienie słońca momentalnie rozświetliły całą sypialnię, a na twarz Billa wpłynął uśmiech, gdy dostrzegł porozrzucane ubrania na podłodze. – Uroczo – skomentował przenosząc swoje spojrzenie z powrotem na Toma, który w tym momencie speszył się lekko. Chyba po raz pierwszy zdarzyło mu się poczuć skrępowanie w takiej sytuacji. Może dlatego, że to co łączyło go z Olivią było dla niego naprawdę wyjątkowe. Każda chwila, którą razem spędzili była przesiąknięta intymnością i tą specyficzną aurą. To było coś, co pragnął zachować tylko dla siebie. – Chyba wróciłeś do życia, braciszku, co? – Blondyn schylił się, by podnieść leżący przy jego stopach, koronkowy stanik.
- I co cię tak bawi? – Tom mruknął pod nosem, nie wyrażając swojego zadowolenia z powodu, iż jego brat o wszystkim wiedział już nawet bez pytania o cokolwiek.
- Nic mnie nie bawi! Tylko cieszy – sprostował od razu, odkładając na fotel górną część bielizny, należącą do Olivii. – Zdziwiłem się dziś, gdy do mnie zadzwoniła z lotniska, prosząc bym do ciebie zajrzał. Myślałem, że ucieka…
- Dlaczego miałaby uciekać? – zapytał, choć na początku sam miał podobne obawy. Teraz jednak wszelkie wątpliwości odpłynęły w dal. A on miał pewność. Nigdy jeszcze nie był niczego tak bardzo pewien, jak w tym momencie.
- Bo ludzie już tak mają, braciszku – Bill wzruszył bezradnie ramionami. – Zbieraj się już z tego wyra. Muszę zepsuć twój dobry nastrój – dodał po chwili już ze znacznie mniej entuzjastycznym wyrazem twarzy. Gitarzysta zmarszczył brwi, zastanawiając się o co mu może chodzić. Nie podobała mu się mina brata.
- Powiesz mi w końcu? – rzucił zniecierpliwiony łapiąc za uchwyt wiszący nad łóżkiem i podniósł się do pozycji siedzącej wbijając w niego swój wzrok.
- Dostałeś wezwanie do sądu za swoje wyczyny w Vegas – oznajmił rzeczowo, oszczędzając sobie zbędnych wstępów a Tom momentalnie poczuł, jak całe jego pozytywne nastawienie rozpływa się  w powietrzu…

Przeszłość. Możesz nauczyć się z nią żyć, ale nigdy nie pozwoli Ci o sobie zapomnieć.

 ***

*Ed Sheeran – Give me love

**Marlon Roudette - Flicker

Drogi Czytelniku, 

będzie mi bardzo miło, gdy zostawisz swoja opinię w komentarzu.

Kilka słów od Ciebie jest dla mnie jedyna nagroda za moja pracę oraz motywacja do dalszego publikowania swojej twórczości.

***

środa, 4 lutego 2015

22."Wir hab'n nichts falsch gemacht... Die ganze Zeit gedacht."


Tak sobie pomyślam dziś, że mam ochotę opublikować nowy rozdział. No więc, sprawdziłam i jest! :D Trochę się zadziało i w kolejnym odcinku zadzieje się jeszcze więcej ;p
Odpowiedzi n
a Wasze komentarze możecie znaleźć pod poprzednim rozdziałem, czasem zdarza mi się odpowiadać xD
W t
akim razie, dla formalności, zapraszam do śledzenia mojej fejsbukowej strony oraz Spisu FFTH
a teraz odcinek! ;)


Uchyliła powieki, gdy już po raz kolejny tego ranka poczuła na swojej twarzy ciepłe promienie słońca. Uparcie przedzierały się przez niedosłonięte okno i nie pozwalały jej na dłuższy sen. Niemniej i tak czuła się już niesamowicie wypoczęta a przy tym również wyspana. Zdziwiła się dostrzegając na elektronicznym zegarku, że jest  grubo po jedenastej. Nie pamiętała, kiedy ostatnio tak długo spała. Ba, nie tylko długo, ale także i dobrze. Czuła się o wiele lepiej, nawet jej myśli nie były już zakłócane przykrymi wspomnieniami. Jej twarz zdobił błogi uśmiech, gdy rozciągała się na łóżku. I doznała kolejnego zaskoczenia, ponieważ Toma nie było obok. Przez moment myślała, że może to był tylko sen. Może wcale nie spędzili razem wieczoru a ona nie zasnęła wtulona w jego tors. Niemożliwe… Pamiętała to zbyt wyraźnie. Czuła zbyt wyraźnie. Jego dotyk, zapach. To było zbyt realne, by mogło być jedynie głupim wytworem wyobraźni. Podniosła się do pozycji siedzącej i rozejrzała po pomieszczeniu. Z ulgą stwierdziła, że faktycznie znajduje się w sypialni Gitarzysty… więc gdzie on się podział?
Zsunęła z siebie kołdrę i nie zwlekając, wstała od razu wychodząc z pokoju. Instynkt kazał jej kierować się w stronę kuchni i tak też uczyniła. To było najbardziej prawdopodobne miejsce, w którym mogła zastać Toma. Poza łazienką… ale do łazienki by mu nie weszła. Nie musiała nawet próbować, gdyż mężczyzna rzeczywiście siedział w kuchni. A konkretniej zastała go majstrującego coś przy ekspresie do kawy. Zmarszczyła brwi przekraczając próg pomieszczenia. To nie był dla niej widok na porządku dziennym. Jeszcze pamiętała czas, gdy Tom nawet na moment nie chciał opuścić swojego łóżka, a co dopiero pokoju… Teraz jak, gdyby nigdy nic robił sobie kawę.
- O, wstałaś już – posłał jej swój uśmiech odwracając się w kierunku, gdzie stała. – Kawy?
- Chętnie – mruknęła cały czas przyglądając mu się niepewnie. – Nie było cię… - zaczęła, lecz zdecydowała się jednak z tego wycofać. Uznała, że mogłoby to zabrzmieć dosyć dziwnie. A ona chyba już miała dosyć dziwnych, niewyjaśnionych sytuacji między nimi. Gitarzysta uniósł zaciekawiony brwi, oczekując, że usłyszy za chwile dalszą część jej wypowiedzi. Nie usłyszał. Olivia odchrząknęła tylko nieznacznie i usiadła przy stole, od razu wbijając swój wzrok w jego blat. Przyjął więc, że to wszystko co chciała mu powiedzieć. I w sumie tyle mu wystarczało. „Nie było cię…”. Nie było go, gdy się obudziła. Chciała, żeby był.
- Nie mogłem wyleżeć, trochę plecy mnie bolały… potrzebuję chyba więcej ruchu. O ile można w ogóle nazwać moje poruszanie się, jakimkolwiek ruchem – wyjaśnił sięgając jednocześnie do szafki po chleb tostowy. – Nie chciałem cię budzić… wyspałaś się? – zerknął na nią. Dziewczyna dopiero teraz odważyła się unieść swoje spojrzenie. Była mu wdzięczna w duchu, że nie drążył tematu i nie łapał jej za słówka. Świetnie z tego wybrnął chroniąc ją tym przed poczuciem niezręczności.
- Tak, jak nigdy – odparła zgodnie z prawdą i również obdarzyła go swoim uśmiechem. – Dziękuję ci za wczoraj. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
- Cieszę się, że mogłem się do czegoś przydać – stwierdził ponownie się od niej odwracając, by tym razem włożyć chleb do tostera oraz zalać dwa kubki gorącą kawa. Olivia widząc to, odruchowo podniosła się z miejsca, chcąc mu pomóc. – Nie trzeba – zatrzymał ją w połowie drogi. – Siadaj. Ja już to opracowałem – rzekł z przekonaniem w głosie a dziewczyna po chwili mogła ujrzeć, jak kładzie sobie srebrną tacę na kolanach a na nią stawia dwa naczynia z parującą cieczą. Była zdumiona jego zaradnością. Bez słowa wróciła na swoje miejsce nie zamierzając nawet w to jakkolwiek ingerować. Poczuła się taka dumna… Patrzyła na niego i czuła, jak jej serce rozpiera radość. – Proszę – podjechał do niej ostrożnie i postawił przed nią, na blacie  kubek z kawą. To samo uczynił ze swoim, po drugiej stronie stołu. W tym samym czasie tosty zdążyły się upiec, więc od razu po nie wrócił. Wyciągnął również z lodówki masło, dżem, ser żółty oraz mleko do kawy. Wszystko ładnie poukładał na swojej tacy, by zaraz przenieść to na stół. – Mam nadzieję, że masz ochotę na tosty? – spojrzał jeszcze na nią z zapytaniem. Bo właściwie nawet nie zapytał jej wcześniej o zdanie. Nie chciał jej nic narzucać, ale z drugiej strony, jeszcze nie był tak obiegany, by móc przyrządzić jej lepsze śniadanie. Niemniej to tylko kwestia wprawy i był pewien, że już niedługo będzie w stanie tworzyć dla niej cuda. Olivia jednak ani myślała wybrzydzać. W tej chwili zjadłaby od niego wszystko. Nawet spalonego tosta.
- Oczywiście, że mam! – zapewniła bez wahania. – Dziękuję, to miłe gdy ktoś robi ci śniadanie…
- To akurat nie było nic nadzwyczajnego, jak sama widziałaś – zaśmiał się obdarzając ją swoim rozpromienionym spojrzeniem. Chyba nie tylko ona dziś czuła się znakomicie. Obydwojgu dopisywał nastrój, jak nigdy. I choć dzień dla Olivii się właściwie dopiero rozpoczął już chciała podsumować go, jako jeden z najlepszych.


And I know
The scariest part is letting go
'Cause love is a ghost you can’t control
I promise you the truth can’t hurt us now
So let the words slip out of your mouth*


Tego dnia Tom również miał w planach rehabilitację. Kathlyn zjawiła się, jak zawsze punktualnie. A zaraz za nią, zupełnie przypadkowo, także Bill. Młodszy Kaulitz uwielbiał wpadać w odwiedziny akurat w godzinach ćwiczeń brata. To była dla niego jedna z niewielu okazji, by móc zobaczyć się z uroczą rehabilitantką. To było głupie i dziecinne, ale nie widział innego rozwiązania tej sytuacji na chwilę obecną. Nie mógł się z nią zacząć normalnie umawiać. Miałby wyrzuty sumienia. Na szczęście cierpliwość jest jedną z jego mocnych cech. Jeszcze będzie miał swój czas.
- Tom dzisiaj zrobił mi śniadanie – wypaliła z radością dziewczyna, siadając naprzeciwko Wokalisty. Spojrzał na nią niepewnie spod uniesionych brwi. Zadziwiająca była ta jej wielka radość. Jakby nie patrzeć, to chyba nie było nic nadzwyczajnego. A przynajmniej nie powinno być. – No nie mów, że to nic takiego. Przecież on niedawno nic sam nie robił – dodała zaraz, dostrzegając wyraz jego twarzy. W tym musiał przyznać jej rację.
- Właściwie, to prawda – przyznał widząc już w tym znacznie więcej sensu. – Czyli… - Chciał coś dodać, lecz przerwał mu hałas dochodzący z przedpokoju. Obydwoje z Olivią spojrzeli na siebie zdezorientowani. Na nikogo nie czekali, poza tym, kto wszedłby bez pukania..?
Bill zmarszczył brwi i podniósł się ze swojego miejsca, by sprawdzić co się dzieje. Gestem ręki kazał Olivii zostać na miejscu. Posłuchała go, odprowadzając jedynie wystraszonym wzrokiem do wyjścia. W jej głowie zaczęły się tworzyć jakieś chore wizje a serce automatycznie zaczęło mocniej bić. Mięsień Billa zareagował w podobny sposób, tyle, że w jego przypadku to się zwiększyło o kolejne sto procent, gdy ujrzał sprawczynię hałasu.
- Gości macie? Co tu tyle butów? Zabić się można – rzekła na wstępie dziewczyna a chłopak poczuł jak ponownie wzrasta w nim poziom adrenaliny.
- Co ty tu do cholery robisz? – Niemal wysyczał w jej kierunku, w tym momencie myśląc wyłącznie o Olivii i swoim bracie. Wszystko zaczynało się między nimi układać, stali się sobie tak bardzo bliscy. Już prawie jest idealnie. Nie wierzył, że Ria postanowiła pojawić się akurat teraz. Co za przeklęty los. Nie mógł znieść tego uczucia w głębi, które mówiło mu, że modelka wszystko zniszczy. Był pewien, że jej pojawienie się, spłoszy Olivię. A na domiar złego, znowu namiesza Tomowi w uczuciach.
- Spodziewałam się milszego powitania… - mruknęła tracąc nagle swoją pewność siebie. Agresja bijąca od Wokalisty, aż raziła ja po oczach. Nie oczekiwała radosnego przyjęcia, lecz nie sądziła również, że może być tak bardzo źle. Mężczyzna pozbawił ją złudzeń. Nie miała już wątpliwości, że wsparcia od niego nie otrzyma.
- Bill, wszystko w porządku? – Z kuchni wyłoniła się postać Olivii. Rudowłosa w pierwszej chwili jej nie rozpoznała, ale bardzo szybko posklejała fakty. I wszystko stało się jasne. Na jej twarz wpłynął ironiczny uśmiech, podczas, gdy sama brunetka zdębiała. W jednej chwili poczuła, jak robi jej się słabo. Chyba wolałaby jednak, by Ria okazała się być włamywaczem… Ona nie miała nawet najmniejszych trudności z poznaniem dziewczyny Gitarzysty. Pamiętała ją dokładnie, jeszcze od chwili, gdy po raz pierwszy się spotkały na szpitalnym korytarzu. Wtedy dotarło do niej, że jest tą drugą. Tą która próbowała zająć czyjeś miejsce.
- Nie jest w porządku – Nieprzyjemny głos Wokalisty sprowadził ją na ziemię. Milczała jednak, nie wiedząc co mogłaby powiedzieć. Chciałaby teraz zniknąć, żeby nie musieć uczestniczyć w tej głupiej sytuacji. Nagle poczuła, że nie powinno jej tutaj być. Już dawno. Przecież… Ona właśnie wróciła. Jest tutaj. – Po co przyjechałaś, Ria? – Mężczyzna w dalszym ciągu wiercił dziurę swoim spojrzeniem w rudowłosej. Ta dopiero teraz oderwała swój wzrok od Olivii i przeniosła go na młodszego Kaulitza. Westchnęła głęboko, zastanawiając się, czy w ogóle jest sens odpowiadać mu na to pytanie. Dziwiło ją, że w ogóle pyta o coś takiego. Wydawało jej się to oczywiste… ale widocznie tylko jej.
- Nie uważasz, że mam jeszcze coś tutaj do załatwienia? – odpowiedziała pytaniem, przyglądając mu się z uwagą. Wokalista prychnął ironicznie, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Czuł, że ogarnia go frustracja. – W każdym razie… Nie jestem tu dla ciebie. Więc daruj sobie te fochy – dodała po chwili i nie czekając już na jego reakcję, weszła w głąb mieszkania, mijając po drodze oszołomioną Olivię.
- Mogłaś zadzwonić – wysyczał podążając w jej ślady. – Tom może nie chcieć się z tobą w ogóle widzieć!
- Przestań – fuknęła na niego zirytowana. – To są nasze sprawy, Bill.
- Oczywiście! Znikasz sobie z jego życia, jak gdyby nigdy nic w najtrudniejszych chwilach, a potem myślisz, że masz prawo tak po prostu tu przyjść!? Może jeszcze wrócić do niego!? Liczysz, że będzie tak głupi, by ci to wybaczyć!? – Nie wytrzymał napięcia. Musiał jej to wszystko wygarnąć, nie zważał już na słowa. Cały wręcz drżał z emocji. Nie potrafił poradzić sobie z tą sytuacją.
- Bill, spokojnie… - Olivia w końcu otrząsnęła się z chwilowego zawieszenia i podeszła do niego, by go jakoś wesprzeć. Jednego mogła być pewna, Bill już dawno wybrał ja. Zawsze miała i będzie miała w nim sojusznika… Tylko właściwie, do czego..? Przecież to nie jest wojna. To Ria jest kobieta, z która Tom spędził kilka lat swojego życia.
- Zobacz! To jest dziewczyna, która zrobiła wszystko to, co ty powinnaś była robić!
Brunetka była w szoku, gdy Wokalista nagle chwycił ją mocno za ramiona, niemal podtykając jej ciało prosto pod nos Rii niczym jakiś obiekt muzealny. Jeszcze nigdy nie stała tak blisko niej. Jeszcze nigdy nie mogła widzieć tak wyraźnie jej wyrazu twarzy, oczu… Przełknęła ciężko ślinę czując się bardziej niezręcznie, niż do tej pory.
- Nie przyszłam tu ani do ciebie, ani podziwiać… wyczynów dziewczyny, która wyszła za zajętego faceta – Modelka odezwała się w końcu a jej głos niebezpiecznie zadrżał. Nie była wcale pewna swoich poczynań zjawiając się tutaj. Nie była pewna niczego. Bolało ją każde słowo wypowiedziane przez Billa, każdy zarzut rzucany w jej kierunku. Bolał ją widok Olivii. Nie mogła jednak tak po prostu stąd wyjść, nie widząc się wcześniej z Tomem. To o niego tutaj chodzi. Nie o to co myślą na jej temat inni. – Nie masz prawa mnie oceniać, Bill.
- Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, by robić takie rzeczy…
- Bill, już wystarczy. Nie wtrącaj się w to – Olivia odwróciła się w jego kierunku, chcąc by dał już spokój. To niczego nie zmieni. Te wszystkie słowa, nerwy, przykrości są zupełnie niepotrzebne. To nie była ich sprawa. Akurat w tej kwestii musiała się zgodzić z Rią. A Tom powinien mieć okazję usłyszeć, co ma mu do powiedzenia kobieta, którą kochał… albo nawet wciąż kocha… Ta myśl ją bolała, ale przecież wiedziała o tym wszystkim. Wiedziała, że to się kiedyś po prostu skończy. Będzie musiała odejść… I to chyba już ten czas. – Tom zaraz skończy rehabilitację, będziesz mogła wtedy z nim porozmawiać – zwróciła się jeszcze do rudowłosej, po czym pozostawiła ich samych, udając się do pokoju Billa. Nie miała ochoty dłużej stać między nimi i słuchać tego wszystkiego. W ogóle nie chciała brać w tym udziału.
Przez chwilę nawet myślała o tym, by się spakować i po prostu wrócić do Vegas. Zostawić to, co tu się dzieje za sobą. Ale przecież nie mogła tego zrobić. To byłaby zwykła ucieczka. Jeśli nawet Tom wybaczy Rii, nie zmieni to faktu, że łączy go coś z Olivią. Jest to dość istotna więź. Ona o tym wiedziała. Nie chciała go opuszczać bez słowa. Dlatego postanowiła czekać. Nadzieja jej nie opuszczała. Dodawała jej siły. Chwilami pojawiało się w niej nawet poczucie, że powinna walczyć. Bo przecież… go kocha…


And all of the steps that led me to you
And all of the hell I had to walk through
But I wouldn’t trade a day for the chance to say
My love, I’m in love with you
And I know
The scariest part is letting go
Let my love be the light that guides you home*


I wiesz, że najstraszniejszą częścią jest to, by odpuścić…
Bo miłość to duch, którego nie możesz kontrolować.

- Dzięki za dziś i do zobaczenia – Czarnowłosa pożegnała się ze swoim pacjentem posyłając mu promienny uśmiech, który odwzajemnił i opuściła jego pokój. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, odniosła wrażenie, jakby coś było nie tak. Atmosfera oraz cisza panująca w mieszkaniu, wydawała jej się być dziwna. Niepewnie przeszła do salonu i zdziwiła się, dostrzegając wcześniej nieznaną jej postać. Wcześniej widziała tylko Olivię i Billa, nie było jej nic wiadome o jeszcze jednej osobie. Mimo wszystko, to nie było jej sprawa, więc postanowiła zignorować tę kwestię.
- Skończyliśmy na dzisiaj – oznajmiła z uśmiechem, co dopiero sprawiło, że dwójka milczących ludzi zwróciła na nią swoją uwagę. Gołym okiem mogła wyczuć panujące między nimi napięcie, aż ciarki ją przechodziły po plecach. – Tom teraz będzie brał prysznic… - dodała już znacznie mniej entuzjastycznie. Pierwszy raz widziała tak pochmurnego Billa. Nie podobał jej się ten widok. Zdecydowanie wolała, gdy tryskał radością, przy czym uroczo z nią flirtował. – Także ja już będę lecieć.
- W porządku. Dziękuję ci, Kath – Wokalista wstał z miejsca, chcąc odprowadzić dziewczynę do wyjścia. Też żałował, że dziś nie miał nastroju, by chociażby porozmawiać z nią chwilę. Jej towarzystwo na pewno dobrze by mu zrobiło. Niemniej, czuł się totalnie rozbity. Nie chciałby, żeby to wszystko odbiło się jakoś negatywnie na jego znajomości z rehabilitantką. Przecież nawet nie miał jeszcze okazji odpowiednio się zabrać za ich relację.
- Właściwie to… - zaczęła zatrzymując się w przedpokoju. Nie była pewna, czy powinna się odzywać w tym temacie. Ale zawsze mogła użyć argumentu Toma, w końcu był jej pacjentem i musiała dbać o jego dobre samopoczucie. – Słyszeliśmy, jak krzyczysz. To znaczy nie dokładnie, co do słowa. Ale Tom się bardzo zaniepokoił… Nie wychodziliśmy, bo szybko przestałeś i właściwie wydawało się, że już jest w porządku. Wiesz, powiedziałam mu, że pewnie tylko lekko podniosłeś głos w rozmowie…
- Rozumiem, przepraszam. Nie chciałem zakłócać waszej pracy – mruknął nie zagłębiając się w temat. – Tom i tak za chwilę dowie się o co chodzi.
- No tak… To do zobaczenia, Bill – uśmiechnęła się jeszcze do niego delikatnie i nie przedłużając już, wyszła. Nie chciała się narzucać a bez problemu dostrzegła, że chłopak nie był skory do rozmów. Widocznie to nie był odpowiedni czas.
Blondyn zamknął za nią drzwi i wrócił do salonu. Ria już stała, wyraźnie zniecierpliwiona. Bardzo chciałby ją po prostu stąd wyprowadzić. Ale nie mógł. Olivia miała rację. Oni muszą ze sobą porozmawiać. Nawet jeśli zachowanie modelki dotychczas nie było stosowne, wcześniej czy później, pewne sprawy powinny zostać wyjaśnione. Tom bez tego i tak nie mógłby ruszyć dalej.
- Idź do niego. Załatwcie to w końcu – rzucił chłodno w jej kierunku.
- Według ciebie już jestem stracona, prawda? – uśmiechnęła się krzywo. – Szkoda, że mnie tak nienawidzisz. Kiedyś…
- Kiedyś nie byłaś taką suką, Ria – przerwał jej ostro na co już tylko skinęła niemrawo głową. Wszelkie dyskusje z nim, nie miały już sensu. Odwróciła się na pięcie i skierowała swoje kroki do sypialni, którą niegdyś dzieliła z Gitarzystą. Nie potrafiła jednak skupiać się na przyjemnych wspomnieniach, gdy tak bardzo obawiała się konfrontacji z nim. Oczywistym było, że nie wróciła po to, by odejść z niczym. Chciała, żeby jej wybaczył. Dał szansę. Przecież… nadal go kocha. Nigdy nie przestała. Mieli po prostu głupi kryzys, jak wiele innych par. Czy to jest powód do przekreślenia wszystkiego, co było między nimi..? Miała nadzieję, że ta długa przerwa jaką mieli, nie tylko jej pozwoliła na pewne przemyślenia. Że to wcale nie poszło na marne. Bo przecież to wcale nie było tak, że ona odeszła… Po prostu potrzebowała czasu. I uważała, że on również go potrzebował. Właśnie to dawał jej do zrozumienia swoim zachowaniem każdego dnia.
Kiedy weszła do pokoju, Tom siedział na łóżku zakładając skarpetki. Serce zabiło jej mocniej na ten widok. Po pierwsze dlatego, że tak dawno go nie widziała a po drugie… jeszcze dawniej nie widziała go w tak dobrej formie. Cieszyło ją to. On naprawdę się zmienił… Nie mogła tylko znieść myśli, że to wszystko dzięki tej całej dziewczynie z Vegas. Nie potrafiła tego zrozumieć. Nie wiedziała też, dlaczego po tym wszystkim, ponownie pojawiła się w jego życiu. Przecież… on nie chciał jej znać. Pragnął zapomnieć, odciąć się od tego, co wydarzyło się między nimi. Bardzo wiele ją ominęło. Wyjeżdżając, nie sądziła, że aż tyle może się zmienić.
- Tom… - wypowiedziała cicho jego imię i zobaczyła, jak jego ciało zastyga w bezruchu. Miała nieodparte wrażenie, że to nie jest dobry znak. Westchnęła cicho, podchodząc do niego bliżej. Mężczyzna wpatrywał się w ścianę przed sobą, zaciskając dłonie na pościeli. Rozpoznał ten głos od razu. Jego serce również poruszyło się niebezpiecznie, lecz nie mógł powiedzieć, że to ze szczęścia.
- Ty tutaj? – odwrócił głowę w jej kierunku, by w końcu obdarzyć ją swoim przenikliwym spojrzeniem. Nic się nie zmieniła. Wyglądała dokładnie tak, jak w dniu, w którym zniknęła z jego życia. To wspomnienie na zawsze w nim pozostanie. – Myślałem, że nie zamierzasz już się ze mną użerać.
- Tom, dobrze wiesz, że to nie tak…
- Nie? – mruknął przenosząc swój wzrok na podłogę. – Odeszłaś – stwierdził, ale szybko się z tego wycofał ponownie spoglądając na nią. W jego oczach mogła dostrzec tylko żal. Nie było w nich złości. Był tylko żal i ból. A to było jeszcze gorsze od najgorszej formy nienawiści… - Nie, ty po prostu zniknęłaś. Z dnia na dzień. Byłaś i nagle cię nie było. Nawet nie zadzwoniłaś…
- Wiem… Nie potrafiłam – powiedziała cicho i usiadła obok niego. – Ja… potrzebowałam czasu. Ty też… Nasz związek go potrzebował.
- Czasu? Na co? Bym wyzdrowiał? Byś mogła wrócić do zdrowego faceta? – spytał rozgoryczony. Już nawet nie miał ochoty na nią patrzeć. Nie uśmiechała mu się ta rozmowa. Nie spodziewał się jej tutaj ani dzisiaj, ani już nigdy. Ale pojawiła się. Tak samo nagle, jak kilka lat temu. I tak samo, jak wtedy utworzyła mętlik w jego głowie oraz uczuciach. Czuł się rozdarty. Do tego wszystkiego dochodziła jeszcze Olivia. Właśnie… Olivia.
- Nie. Ja po prostu nie mogłam znieść tego, w jaki sposób mnie traktujesz – Jej głos nie pozwolił mu się zagłębić w swoich myślach.
- Więc, dlaczego wszyscy inni, potrafili?
- Przykro mi, że tak myślisz…
- Ja stwierdzam fakty, Ria – rzekł dobitnie. Powoli zaczynał sobie to wszystko układać. I nie wydawało się to już takie skomplikowane. Jest wiele spraw, które sam sobie lubił utrudniać. Tylko po co? Może czasem warto przestać rozważać. Może trzeba robić dokładnie to, co dyktuje nam serce. A jego zdecydowanie mówiło mu w tym momencie, że nie potrafiłby już stworzyć z tą kobietą niczego… - Zniknęłaś. A ja jestem już zupełnie innym człowiekiem. Myślę, że zaczynałem nim być jeszcze przed wypadkiem… ale ty tego nie widziałaś. Dlatego wydarzyło się to wszystko w Vegas. I kurwa, to jest ten moment, Ria. Ten moment, w którym wiem, że niczego nie żałuję – wyznał, sam nie rozumiejąc dlaczego w tej chwili, jego oczy zaszły łzami. Coś w nim pękło. Nagle poczuł się lepiej.
- Nie pozwolisz mi… wrócić, prawda? – zapytała cicho, choć tak naprawdę znała już odpowiedź. Jego milczenie oraz wyraz twarzy było wystarczająco wymowne. – Cały czas ją kochałeś… Jeszcze przed tym cholernym wypadkiem? Jak to możliwe, Tom? Przecież… mówiłeś, że się ledwo znacie… że to wszystko było jakąś farsą… - patrzyła na niego nie potrafiąc pojąć tego wszystkiego a z jej oczu toczyły się ciężkie krople łez. Rzeczywistość bolała jeszcze bardziej, gdy mówiło się o niej na głos. Tego dnia obydwoje godzili się ze swoim losem.
- Miłość nie powstaje w długim procesie poznawania się… Miłość jest impulsywna. Budzisz się i czujesz to wszystko, czego jeszcze nie czułeś poprzedniego dnia… ** - odparł, co brzmiało trochę, jakby mówił to sam do siebie. Po części właśnie tak było. Bo on też potrzebował tej odpowiedzi. I nareszcie ją dostał, od samego siebie.
- Szkoda, że nie poznaliśmy się, gdy już się tak zmieniłeś. Chciałabym, żebyś mógł mnie tak kochać – szepnęła wycierając dłońmi mokre policzki, po czym wstała. Nie wiedział co jej powiedzieć. Nie mógł jej pocieszyć słowami, że właśnie tak ją kochał. Niestety, to nie byłaby prawda. Potrafił kłamać w wielu kwestiach, ale nie tej. Poza tym, nawet ona nie zasługiwała na taki rodzaj kłamstw. Uważał, że zasługuje na pełną szczerość. Nawet jeżeli miałoby sprawić to im obojgu ból. – Cieszę się, że czujesz się lepiej… Mam nadzieję, że uda ci się wygrać tę walkę – dodała jeszcze, posyłając mu swój blady uśmiech. Obydwoje wiedzieli, że to pożegnanie. I obydwoje cierpieli z tego powodu. Każde z nich na swój własny sposób.
- Przykro mi… - uniósł na nią swoje szklane spojrzenie. Nie chciał wcale jej ranić. Żadne z nich nie mogło jednak zrobić niczego, by udało się rozwiązać tę sytuację bez szkód dla żadnej ze stron. Nie miała żalu. Już nie. Teraz, gdy wszystko do niej dotarło, zrozumiała.
- W porządku, Tom – Pogładziła dłonią jego szorstki policzek. To jedyne czego chciała. Móc dotknąć go jeszcze chociaż na chwilę. Poczuć ciepło jego skóry. Nawet jeśli jej serce miałoby tego nie znieść. Czuła, jak rozpada się na strzępki. Złożyła krótki pocałunek na jego czole i szybko odsunęła się od niego, by następnie po prostu wyjść. Zrobiła to w takim tempie, że nie zdążył już nawet niczego powiedzieć. Może to i lepiej… Mogliby przecież mówić sobie wiele, w nieskończoność. A to nie był czas nieskończoności. To był czas… końca.

Geh, lass uns hinter dir und mir
Versuch nicht zu verstehen
Warum es nicht mehr geht
Geh, versuch uns beide zu verlier´n
Für uns wird´s erst weitergehen
Wenn wir uns nicht mehr sehen
Geh
Geh!***

Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie na chwilę plecami, chcąc się uspokoić. Nie mogła stąd wyjść w takim stanie. Musiała po prostu przestać płakać. Musiała się ogarnąć.  To nie powód do łez. To nie powód do cierpienia. To tylko część życia… Przecież nigdy nie wierzyła, że miłość mogłaby być czymś na całe życie… a jednak, mogłaby.
Jeszcze raz otarła twarz i skierowała się do wyjścia, po drodze zahaczając jeszcze o kuchnię. Odetchnęła z ulgą, gdy nie zastała w niej Billa. Była tam natomiast Olivia. Siedziała przy stole i wyglądała na naprawdę przejętą. Właściwie, nie dziwiło ją to.
- Będę wdzięczna, jeśli pozbierasz i odeślesz mi moje rzeczy – odezwała się, cały czas panując nad sobą, by głos jej nie drżał. Nie chciała okazywać przed nią swojej słabości. Brunetka spojrzała na nią zaskoczona, niczego nie rozumiejąc. Jak to odesłać..? Tak po prostu?
- Odchodzisz? – wypaliła niewiele myśląc. Rudowłosa nie musiała chyba odpowiadać, jej wyraz twarzy był, aż nadto wymowny. – Tak… po prostu? Nie będziesz walczyć? Jak…
- Walczyć? – uniosła brwi spoglądając na nią ze zdumieniem. Sądziła raczej, że ta wiadomość ucieszy dziewczynę. A tymczasem ta próbuje jeszcze ją wepchnąć w ramiona Toma..?
- Ja bym na twoim miejscu o kogoś takiego walczyła – wyjaśniła cicho. Modelka przymknęła na moment powieki, analizując wszystko dokładnie w głowie, po czym odetchnęła głęboko.
- Oczywiście. Ja też bym walczyła – rzekła stanowczo. – Jeśli byłaby szansa… ale jej nie ma. On kocha ciebie, nie mnie. Nie mam o co walczyć. A ty… Ty nie musisz walczyć – dodała, przy czym miała wrażenie, że każde słowo, które przedostawało się przez jej gardło, było żyletką pozostawiając po sobie bolesne rany. Olivia, słysząc to, wręcz oniemiała. Ogarnęła ją niesamowita duszność a serce znowu chciało wyskoczyć z jej piersi. – Więc proszę… po prostu odeślij mi moje rzeczy – usłyszała jeszcze, jak przez mgłę, po czym Ria wyszła pozostawiając ją samą sobie. Zszokowana, z mętlikiem w głowie. Nie wiedziała, czy ma się cieszyć, czy płakać. Tak wiele emocji spadło na nią w jednym momencie. Nadal nie potrafiła uwierzyć, że to wszystko dziś wydarzyło się naprawdę.
On kocha ciebie, nie mnie. Te słowa wciąż huczały w jej głowie a nogi same poprowadziły ją do sypialni Gitarzysty.


*Christina Perri – The Words
*** Tokio Hotel - Geh

***

Drogi Czytelniku, 

będzie mi bardzo miło, gdy zostawisz swoja opinię w komentarzu.

Kilka słów od Ciebie jest dla mnie jedyna nagroda za moja pracę oraz motywacja do dalszego publikowania swojej twórczości.

***