poniedziałek, 20 kwietnia 2015

26. "Wenn dieser tag der letzte ist, bitte, sag es mir noch nicht…"

Migoczące obrazy na ekranie plazmowego telewizora, choć były jedynym źródłem światła w salonie, utrudniały Muzykowi zaśnięcie. Mimo że powieki już automatycznie opadały mu ze znużenia, co chwilę unosił je z powrotem. Dawno tak bardzo się nie nudził a godzina na zegarku wskazywała dopiero kilka minut po dwudziestej. Nie była to jeszcze jego pora na spanie. Niemniej, gdy Bill pojechał na spotkanie z Kathlyn i zostawił go samego, nie miał co ze sobą zrobić. Siedział bezczynnie wgapiając się w jakąś przy nudnawą komedię romantyczną. Zapewne, gdyby Olivia nie poleciała do Vegas, oglądaliby wspólnie coś dużo ciekawszego, a przede wszystkim, nie przysypiałby przy tym. Z minuty na minutę, coraz mocniej nie mógł się doczekać jej powrotu. Tym bardziej po wiadomościach, którymi się dziś wymienili. Wiedział, że nie jest jej obojętny. Wiedział, że wróci tu dla niego. Te myśli sprawiały, że czuł się lepiej. Nawet nie wiedząc, co ich czeka. Czuł jednak, że wszystko między nimi będzie szło już tylko w lepszym kierunku. Miał nadzieję, że jego pozytywne podejście nie okaże się zgubne. Teraz, gdy odzyskał wiarę w siebie samego, nie chciał, by cokolwiek na nowo w nim to zaburzyło. To  Olivia jest jego stałym punktem. Jego ostatecznym przystankiem, na którym postanowił wysiąść, po długiej, męczącej podróży. Nigdy nie sądził, że w jego życiu nadejdzie, aż tak trudny czas, z którym nie będzie potrafił sobie poradzić bez pomocy drugiej osoby. Los jednak postanowił pewnego dnia wywrócić jego życie do góry nogami a on nie miał w tej kwestii zbyt wiele do powiedzenia. Może i sam się o to prosił, przez swój nierozsądek. Może i mógł sprawić, by to wszystko wyglądało zupełnie inaczej… ale nie cofnie tego. Musi być wdzięczny za to, że udało mu się przetrwać. Wdzięczny za ludzi obok siebie, którzy go w tym wspierali. Będzie budował swoją przyszłość na wdzięczności oraz sile, jaką w sobie odnalazł. Bo jeśli nie to ma być jego fundamentem, to co innego? Miał świadomość tego, że skoro tak wiele dostał, powinien również coś od siebie dać. Nawet jeżeli nikt tego od niego nie oczekiwał. I miał nadzieję, że nie zostanie odtrącony.
Przeciągnął się na kapnie, ziewając głośno. Miał dosyć leżenia, zaczynało mu być już niewygodnie, co też dał mu odczuć jego kręgosłup. Podniósł się więc i ostrożnie przeniósł na swój wózek, by móc przemieścić się do kuchni. Poruszanie się w ten sposób, z jednej strony było prostsze, bo nie musiał się czołgać po podłodze. Z drugiej jednak, jego mieszkanie nie miało, aż tak dużej przestrzeni by mógł swobodnie jeździć po nim wózkiem. Wniosek był jeden, albo w końcu stanie na nogi, albo będzie musiał zainwestować w nowy dom. Ta druga opcja wydawała mu się znacznie łatwiejsza do osiągnięcia. Oczywiście, jak to u niego bywa, najchętniej już by się przeprowadził i dał sobie spokój z dalszymi próbami „ożywienia” swoich dolnych kończyn. Mimo wszystko, nie zamierzał się poddawać. Na pewno nie teraz. Olivia nigdy, by mu tego nie wybaczyła. On sobie również wybaczać nie powinien. Może to nie było do końca dobre, że wszystko robił z myślą o niej… to zaczynało już wyglądać, jak jakaś obsesja. A przecież, bez dwóch zdań, to w jego interesie jest, by mógł znowu chodzić i normalnie funkcjonować. Tylko jego. Niemniej… skoro motywacja w postaci dziewczyny przynosiła dużo lepsze efekty, to też nie mogło być całkiem złe podejście. Nic nie jest czarnobiałe.
Kiedy dotarł do kuchni, zaczął również doceniać fakt, iż jest wysoki. Dzięki temu udało mu się sięgnąć włącznika światła i nie musiał robić wszystkiego po omacku. Bez większego trudu też wstawił wodę na herbatę oraz przygotował sobie na nią kubek. Następnie zajrzał do lodówki zastanawiając się, co zjeść na kolację. Nie obeszło się bez myśli, że dużo przyjemniej jada się kolację we dwoje. Naprawdę nie był w stanie przestać powiązywać wszystkiego z Olivią. Chyba już całkowicie oszalał na jej punkcie. Będzie musiał jej o tym powiedzieć. Nie musi się już przecież bać… Udowodniła mu, że nic nie stoi na przeszkodzie ich szczęściu. Teraz powinni pozwolić sobie na szczerą rozmowę. On powinien wyznać jej swoje uczucia. Pytanie tylko, czy zdoła się przełamać. Nigdy nie był zbyt wylewny a szczególnie po wypadku. Najchętniej napisałby wszystko na kartce i jej to po prostu dał… ale kto chciałby się związać z dorosłym facetem, który zachowuje się w tak dziecinny sposób? Chciał być dla niej mężczyzną. Nawet jeśli nie może robić tych wszystkich rzeczy, którymi na co dzień zajmują się faceci. Na szczęście, mówić jeszcze może. Będzie, więc mówił. Na głos, wszystko. Począwszy od tego, jak bardzo jest piękna i skończywszy na tym, jak… mocno ją kocha.
Zacisnął mocniej dłoń na rączce od drzwiczek lodówki, gdy przyznał się w myślach do swoich uczuć a te myśli zaowocowały dziwnym dreszczem, który przeszedł jego ciało. Znowu budził się w nim strach. Skoro boi się tego we własnej głowie, jak zareaguje, gdy pozwoli temu ujrzeć światło dzienne..?

Już raz kochałeś. A może po prostu, próbowałeś kochać? Przecież pamiętasz, to nie była ta kobieta z magiczną aurą, której szukałeś. Pozwoliłeś Jej odejść, by móc bezpiecznie otulić się ciepłymi ramionami swoich złudzeń.

Zamknął lodówkę, wbijając swoje puste spojrzenie w podłogę. Co, jeśli znowu się pomylił..? Co, jeśli to wcale nie miłość… Może to wciąż ta niewłaściwa kobieta. Może to znowu jego złudzenie, którym chce się okryć.
- Co za pieprzenie… Ogarnij się człowieku, żadne magiczne aury nie istnieją… - mruknął pod nosem, kręcąc jednocześnie z dezaprobatą głową dla samego siebie. Popadał już w paranoję. Zdecydowanie nie powinien zostawać na dłużej sam. Brak towarzystwa bardzo źle odbijał się na jego psychice. A właściwie, brak Olivii. Może po prostu, powinien do niej zadzwonić? To choć trochę mogłoby załagodzić jego tęsknotę. Chciałby usłyszeć jej głos…
Przetarł twarz dłońmi i zalał herbatę wrzątkiem. Nie zamierzał jednak jej teraz pić. Potrzebował swojego telefonu, by móc zadzwonić. Oczywiście nie miał go przy sobie, więc był zmuszony udać się do sypialni. Nie zdążył tam nawet dotrzeć. Ba, ledwo wyjechał z kuchni, gdy usłyszał, że ktoś wchodzi do mieszkania. Akurat znajdował się blisko przedpokoju, więc już po chwili jego wózek stał w progu. Zaskoczył go widok Olivii. Zupełnie nie wiedział, skąd się tutaj nagle wzięła. Miała wrócić dopiero następnego dnia. Musiał ściągnąć ją tu swoimi myślami. Może faktycznie jakaś moc istnieje..?
Dałby sobie rękę uciąć, że gdy tylko ją ujrzał, miał wrażenie, jakby wokół niej rozświetlało się jakieś magiczne światło. I zapewne już spokojnie mógłby tę rękę stracić. Wyobraźnia tego wieczoru ponosiła go niesamowicie. Powinien w końcu zejść na ziemię, bo jeszcze trafi do zakładu psychiatrycznego i tyle z tego wszystkiego będzie.
- Co się stało? Myślałem, że wracasz jutro… - Otrząsnął się w końcu i przerwał ciszę, która sam nie wiedział, dlaczego między nimi panowała. Był na tyle zaskoczony, że nie zauważył nawet w pierwszej chwili jej niepewnego wyrazu twarzy, przerażenia w oczach. A ona stała przed tymi drzwiami, wystraszona, zagubiona, ściskając swojego syna za rękę i cały czas gotowa do ucieczki.
- Ja… - Chciała coś powiedzieć. Udzielić mu jakiejkolwiek odpowiedzi, ale gdy tylko spróbowała a jego wzrok powędrował znacznie niżej, głos ugrzęzł jej w gardle. Dopiero teraz zauważył, że przywiozła ze sobą znacznie większy bagaż niż zwykle a koło jej nogi, stało dziecko. Zastanawiał się, czy znowu nie ma jakichś omamów. Może ta cała sytuacja w ogóle jest tylko wytworem jego szalonej wyobraźni, a Olivii wcale tutaj nie ma.
Uniósł na nią swój pełen niezrozumienia wzrok, próbując odczytać cokolwiek z jej twarzy. Jej wyraz zdradzał wszystko. Nie musiał nawet pytać. Wystarczyło tylko, że spojrzał w jej oczy i wiedział już, że to jej dziecko. Nie potrafiła tego ukryć. Przyjeżdżając tu z nim, nawet nie zamierzała. Tylko w jej głowie wyglądało to zupełnie inaczej, gdy sobie to wyobrażała. Dużo prościej było w Vegas, w samolocie… Dużo prościej nim nie przekroczyła progu mieszkania, nim nie stanęła z Tomem oko w oko. Nagle sparaliżował ją strach i nie wiedziała nawet, co zrobić. Była winna mu wyjaśnienia, lecz nie potrafiła nawet wydobyć z siebie żadnego słowa. Lecąc tu, miała nadzieję, że Tom ją zrozumie… że przyjmie ją wraz z jej synkiem. Tak po prostu… I właściwie dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo było to głupie i naiwne. Nie miała pojęcia, jak mogła przylecieć z dzieckiem do obcego miasta, w ciemno. Bez wcześniejszej rozmowy z Gitarzystą. Od tego powinna była zacząć. Ale przecież nie mogła dłużej czekać… Po prostu nie mogła.
- Wejdźcie do środka… Przecież nie będziemy tak stali w przedpokoju – Dźwięk jego głosu ponownie tego wieczoru zakłócił ciszę wypełniającą pomieszczenie. Czuł się zdezorientowany, nie wiedział co ma myśleć ani w jaki sposób się zachować. Wszystko nagle tak diametralnie się zmieniło. Wszystko poza tym, że to wciąż była ta sama Olivia. Ta sama, która jeszcze przed paroma minutami emanowała dla niego magią. Ta sama, którą kochał. Ta sama, z którą wiązał swoją przyszłość. I to było frustrujące, że mimo zaistniałej sytuacji, nadal tego cholernie chciał. Każda komórka jego ciała nie pozwalała mu myśleć, ani tym bardziej czuć, inaczej. Nagle obudziło się w nim tyle silnych emocji, gdy przemknęło mu przez głowę, że to co się jeszcze nawet nie zaczęło, mogłoby skończyć się w tym momencie. W jednej sekundzie.
Obserwował ją, gdy bez słowa wzięła na ręce towarzyszącego jej chłopca i przeszła obok, kierując się do salonu. Niewiele myśląc, ruszył w jej ślady. Kompletnie nie wiedział, czego się teraz spodziewać.
- Daj mi chwilę… Położę go tylko i będziemy mogli porozmawiać… - zwróciła się do niego. Dawno już nie słyszał w jej głosie tyle niepewności i obaw. Jakby nie czuła się bezpiecznie. Wiedział, dlaczego tak jest. Doskonale znał powód. I jedyne co miał ochotę zrobić, to przytulić ją do siebie i zapewnić, że nie musi się bać… Tak po prostu. Nie musi się bać.
Skinął tylko głową, pozwalając jej zabrać syna do pokoju Billa. Miał dzięki temu również chwilę dla siebie. Kilka minut podczas, których mógł odetchnąć i poukładać w głowie swoje rozbiegane myśli. Pierwsze oszołomienie powoli już z niego schodziło. Zaczynał podchodzić do sytuacji znacznie trzeźwiej. Nie miał pojęcia co za chwilę usłyszy, jaką historię opowie mu dziewczyna, ale był pewien, że musi w ogóle dać jej szansę na powiedzenie czegokolwiek. Chociaż nie mógł się oszukiwać… Mogłaby mu wcisnąć największy kit a i tak, to by niczego nie zmieniło. Pojawienie się tego dziecka, przeraziło go niezwykle, lecz mimo to, nie umiał zrezygnować z tego, co już się w nim zagnieździło. Nie był na nią zły. Nie mógł być. Za co? Nigdy wcześniej nie wspomniała słowem o istnieniu tego chłopca. Ani przed wypadkiem, w Vegas ani po, w Los Angeles. Ale przecież… zupełnie nie miała takiego obowiązku. Nie zwierzali się sobie. Nie opowiadali sobie swoich życiorysów. Nie zdążyli nawet przeżyć tego, co planowali. Zbyt szybko się to dla nich skończyło. To dlatego nigdy się nie dowiedział. Co prawda, mógłby stwierdzić, że przecież mieszkając z nim, miała tak wiele okazji do przyznania się, że jest matką. Mógłby, lecz i to nie jest wciąż żadnym argumentem. Bo przez ten cały czas, była tutaj dla niego. Każdego dnia walczyła z nim. Walczyła o niego, o jego życie. Skupiała na nim całą swoją uwagę. Podnosiła go z największego bagna. Zupełnie sama. W którym momencie miałaby powiedzieć mu, że ma dziecko?
Uderzyło to w niego, jak grom, gdy zdał sobie sprawę, ile Olivia dla niego poświęciła. Przecież zamieszkała z nim, zostawiła swoje życie… zostawiła swoje dziecko… Była w stanie to zrobić i ani razu mu niczego nie wypomniała. Nie mógł uwierzyć, że zasłużył sobie, na aż tak wiele z jej strony. Czy to mógł być najszczerszy dowód jej uczuć..?
- Jestem już… Szybko zasnął, pierwszy raz leciał samolotem… - Głos Olivii przedarł się przez gąszcz jego myśli. Uniósł głowę obdarzając ją swoim spojrzeniem. Nie był już zszokowany, nie patrzył na nią, jakby spadła z kosmosu. Z jego oczu bił ciepły blask. Tym razem to ona była zaskoczona. Nie spodziewała się ujrzeć dziś w nim tyle pozytywnych uczuć. Poczuła się dzięki temu dużo lepiej, ale nadal nie była niczego pewna. Nadal musiała wyjawić mu wszystko. Nie wiedziała, czy jest na to gotowa. Nagle ją to przerosło. Była całkowicie rozdarta. Z jednej strony żałowała, że przyleciała tutaj ze swoim synkiem bez uprzedzenia a z drugiej, przecież właśnie tego dzisiaj chciała. Taką podjęła decyzję. – Tom… Wiem, że powinnam była chociaż zadzwonić… - zaczęła, siadając na kanapie. – Ja po prostu… To był impuls. Musiałam się stamtąd wynieść. Potrzebowałam tego…  a jeżeli bym nie zrobiła tego dzisiaj, to nie zrobiłabym nigdy… rozumiesz? – spojrzała na niego zagubiona. – Nie wiem, co ja sobie w ogóle myślałam… Sama nie wierzę, że to zrobiłam. Przyjechałam do ciebie, jak gdyby nigdy nic z dzieckiem i… Mój Boże… - westchnęła zrezygnowana chowając twarz w dłoniach.
- Liv…
- Przepraszam cię. Po prostu… Pozwól nam zostać tutaj kilka dni, dopóki nie znajdę jakiegoś mieszkania… - zwróciła się do niego ponownie. W tej sytuacji to było według niej jedyne najrozsądniejsze wyjście. Nie miała prawa zwalać mu się z dzieckiem na głowę. To, że postanowiła przeprowadzać rewolucję w swoim życiu, nie oznaczało wcale, że może wciągać to wszystkich dookoła. Nie przemyślała tego zbyt dobrze, dlatego teraz obydwoje muszą czuć się tak bardzo niekomfortowo. W tej chwili, gdy na to patrzyła z boku, kompletnie nie mogła pojąć, co sobie myślała w Vegas, gdy postanowiła spakować syna i wrócić tu razem z nim. Może faktycznie wciąż jest nieodpowiedzialną gówniarą, może jej matka cały czas ma racje. Nigdy nie zapomni jej wyrazu twarzy, gdy patrzyła na poczynania Olivii. Próbowała ją zatrzymywać, ale to był jedyny raz, kiedy jej słowa nawet w najmniejszym stopniu nie docierały do dziewczyny. Działała spontanicznie i wtedy nie odczuwała żadnego strachu, była po prostu podekscytowana. Podekscytowana nowymi zmianami w swoim życiu, tym, że w końcu się usamodzielni, że będzie wolna. Tom wtedy nie był jej priorytetem, nie zastanawiała się w jaki sposób mógłby zareagować. Ba, ona była pewna, że przyjmie ją z radością. Nawet z dzieckiem. Tyle, że pierwsza faza ekscytacji minęła nim się obejrzała a zaraz po niej zaczęła powracać przerażająca rzeczywistość oraz trzeźwość myślenia.
Mężczyzna patrzył na nią przez dłuższą chwilę w milczeniu, wciąż analizując w głowie jej słowa. Uderzyło to w niego. Domyślał się powodów, dla których postanowiła się od niego wyprowadzić i naprawdę na swój sposób, rozumiał to. Nie zmieniało to jednak faktu, że najzwyczajniej nie potrafiłby jej na to pozwolić. Nie widział sensu, by Olivia miała szukać sobie nowego miejsca zamieszkania. Przecież pokój Billa nadal był w pełni do jej dyspozycji a pojawienie się dziecka, tego nie zmieniało. Czuł się  wręcz zobowiązany, by ją tutaj zatrzymać.
- O czym ty mówisz? Nie pozwolę ci przecież pójść teraz na ulicę. Poza tym… jakie mieszkanie? Zostaniesz tutaj… Obydwoje zostaniecie – rzekł stanowczo, nie biorąc pod uwagę nawet innych opcji. W tym przypadku pochopne działanie nie było dla Olivii korzystne. Rozumiał ją, o dziwo, bardzo dobrze rozumiał. Dlatego nie pozwoli jej teraz uciec. Bo ona mu nie pozwoliła i wyszło mu to na dobre. Nastał jego czas. Nie chodzi nawet o wdzięczność, czy powinność… On po prostu tego chciał. – Nie wiem co się wydarzyło… Nie miałem nawet pojęcia, że masz dziecko. Ale to jest w tym momencie najmniej istotne… Chcę, żebyś wiedziała, że nie mam żalu. Nie jestem na ciebie zły, nic z tych rzeczy. Ja… - urwał, sam nie wiedząc co właściwie chce jej powiedzieć. Serce biło mu tak mocno, jakby to był właśnie ten moment. Ten, w którym miał wyznać swoje uczucia. Czuł, że to mogłoby być odpowiednie w tej sytuacji. Że wiele by zmieniło między nimi. Pozwoliłoby jej poczuć się również lepiej. Dałby jej pewność, że wciąż jest tutaj mile widziana. A przede wszystkim on by miał pewność. Dwa słowa, które mogłyby diametralnie zmienić ich życie.  – Po prostu zostańcie.
Znowu stchórzył.
Słysząc to, wstała z miejsca i podeszła do niego. Przykucnęła przed nim, chwytając go za obie ręce i ścisnęła je lekko. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wiele znaczyły dla niej jego słowa. Jak wiele znaczyło to, że nie żądał wyjaśnień. Nie zadawał pytań. Po prostu był i pozwolił być jej.
- Dziękuję… - szepnęła spoglądając na niego szklanymi już od łez oczami. Wzruszał ją swoim zachowaniem. Tym co mówił a nawet sposobem w jaki na nią dzisiaj patrzył. Nie oceniał. Nigdy jej nie oceniał i nie zrobił tego także dzisiaj. A mógł… miał prawo do wszystkiego. To było, aż dziwne, że nieustannie był tak spokojny i cierpliwy.
- Nie masz za co, Liv… - zapewnił, posyłając jej delikatny uśmiech. – Idź spać, porozmawiamy jutro, jak już wszystkie emocje opadną – dodał jeszcze, widząc, że dziewczyna jest już zmęczona. Obojgu przyda się trochę snu i wypoczynku. Noc to zawsze dobry czas na przemyślenia, czy chociażby pogodzenie się z jakimiś wydarzeniami. Na drugi dzień najczęściej wszystko wygląda zupełnie inaczej. Można spojrzeć na coś świeżym okiem, zauważyć nowe szczegóły.
- W porządku – zgodziła się z nim. Cieszyła się, że nie drążą tematu. Ona też potrzebowała chwili, by odetchnąć i ułożyć sobie to w głowie. – To dobranoc, śpij dobrze – Podniosła się, lecz nim odeszła, ucałowała go jeszcze krótko w policzek. Jej też brakowało już odwagi na większa śmiałość w jego kierunku. Ale nie umiała z drugiej strony całkowicie zrezygnować. Mimo swoich obaw, nadal pragnęła przy nim być oraz tego, aby on również to odwzajemniał.
Kolejny raz się mijali, bojąc się mówić sobie wszystkiego.


*





Sam do końca nie wiedział, dlaczego informacja o tym, że jego brat również nie miał o niczym pojęcia, przyniosła mu tyle ulgi. Chyba dzięki temu nie czuł się oszukany. Nikt niczego przed nim nie zatajał, to było najważniejsze. Może wolałby dowiedzieć się o tym w inny sposób, ale ten też nie należał do najgorszych z możliwych. To nadal było dla niego czymś nowym i szokującym. Przecież myślał o Olivii naprawdę poważnie. Chciał, by łączyło ich coś więcej. A przede wszystkim, żeby było to długotrwałe. Był na to gotowy. Już dawno dojrzał do poważnych relacji z kobietami, potrzebował tylko tej odpowiedniej. I czuł, że właśnie ją znalazł. Pytanie tylko, czy był gotowy również na dziecko. Nie jego dziecko. Miał świadomość tego, że wiążąc się z kimś, bierze się również na siebie jego życiowe doświadczenia, jego przeszłość. Wszystko, co ma jakiekolwiek powiązanie z tą osobą. Bo na tym polega między innymi miłość. Nie można sobie wybrać, mówiąc: ciebie biorę ze sobą i będę kochał, ale to co przeżyłaś musisz zostawić w starym domu. Bał się tego, co ich czeka. Z jednej strony serce podpowiadało mu, że jeśli zechce, będzie w stanie dokonać wszystkiego, by byli razem szczęśliwi. Niestety rozum za wszelką cenę próbował go odstraszyć. Ledwo radził sobie sam ze sobą, dopiero co zaczął się ogarniać… a teraz miałby być odpowiedzialny również za dziecko..? Jak? Ten chłopiec jest taki mały… Nie może mieć więcej niż dwóch lat. Kompletnie nie umiał wyobrazić sobie siebie w roli ojca. Czy byłby w stanie w ogóle pokochać nie swoje dziecko? Czy umiałby je wychowywać będąc na wózku? To wszystko zaczynało go przytłaczać. Ale wciąż nie wyobrażał sobie życia bez Olivii. Dawno już nie czuł się tak rozdarty i jednocześnie sfrustrowany.
Długo nie spał tej nocy, próbując ogarnąć ostatnie wydarzenia w swojej głowie. Próbował przekonywać samego siebie, że da sobie z tym radę. Tylko wciąż towarzyszyło mu nieodparte wrażenie, że byłoby dużo prościej, gdyby nie ograniczał go wózek. Wtedy może nawet w ogóle nie miałby wątpliwości. Po prostu stanąłby na wysokości zadania. Teraz też powinien. W innym wypadku, znowu ją straci. A z pewnością nie był gotowy na tak wielką stratę. Na samą myśl o tym, robiło mu się gorzej. Musiał dać sobie szansę. Dać ją Olivii i przede wszystkim jej dziecku. Może to wcale nie będzie takie trudne… Wszystkiego można się nauczyć. Nikt przecież nie rodzi się od razu wykwalifikowanym ojcem.
- Mój Boże… w co ja się pakuję..? – szepnął do siebie, przytulając mocniej głowę do poduszki. Plątanina myśli nie pozwalała mu zasnąć pomimo zmęczenia. Jego wyobraźnia również zaczęła się już uruchamiać. Wszelkie wizje jego wspólnego życia z Olivią same wypełniały głowę. Widział wszystko przed swoimi oczami, jakby działo się naprawdę. I to było przyjemne. Bo w jego umyśle, wszystko było piękne. Ze wszystkim sobie radził. Nie było niczego co stawałoby na drodze ich szczęściu. Sam tworzył scenariusz ich życia. I uśmiechał się do siebie, czując, jak bardzo pragnie, by ziściło się to z rzeczywistością. A żeby tak się stało, sam musiał się o to postarać. Nie było nawet mowy o tym, że będzie łatwo. Nigdy nie będzie.

Każdego dnia podejmujesz decyzje, które mają wpływ na Twoje życie. Nawet jeśli są drobne, z pozoru nic nie znaczące. Czasem samo to, że wstaniesz z łóżka potrafi całkowicie odmienić Twój los. I ten nieustanny strach przed odpowiedzialnością za wszystko, co zrobisz. Bo przecież rzeczywistość nie jest Twoją wyobraźnią. W rzeczywistości nie cofniesz swojej decyzji, nie cofniesz czasu. Nie wrócisz do punktu wyjścia. Nie zaczniesz niczego od nowa, jeśli nie doprowadzisz do końca poprzedniego działania. Paradoksem jest, że w życiu najtrudniej jest czynić to wszystko w zgodzie ze samym sobą. Bo to nasze uczucia są tym, czego najbardziej się boimy. Ich konsekwencje. Ale czymże byłoby Twoje życie bez tych uczuć? Próbowałeś egzystować bez nich. I nigdy więcej nie chciałeś do tego już wracać. Wolisz cierpieć niż być pustą skałą. Cierpienie jest piękne.

***

Obserwuj stronę "Powody, za które kochamy Toma Kaulitza"


Daj mi jeść - skomentuj odcinek.
Dzięki! ;) 



czwartek, 16 kwietnia 2015

Liebster Award (2)

Witam, dostam kolejna nominację do Liebster Award za co dziękuję Martie.

Zasady:

Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Nominowani:



Pytania dla mnie oraz moje odpowiedzi:



1) Jakiego wątku/sceny nigdy nie umieściłabyś w swoim opowiadaniu i dlaczego? 


Trudno określić konkretnie, jaka byłaby to scena. Dobry pisarz/autor, nawet amator, nie powinien chyba bać się żadnych wątków, nawet tych najciemniejszych. Wszystko jednak ma swoje granice, moje się zaczynają wtedy, gdy coś przestaje być zgodne ze mną sama, kłóci się z moimi wartościami. Nigdy nie napiszę czegoś, co będzie puste a jedynym motywem tego będzie przyciągnięcie uwagi czytelnika spragnionego jakiejś akcji. 


2) Czy czytanie książek/innych opowiadań kiedykolwiek wpłynęło na Twoją historię? Czy zainspirowałaś się jakąś książkową sceną na tyle, by wykorzystać podobny motyw u siebie? 

Czytanie czasem jedynie sprawia, że mam ochotę coś napisać, ale nigdy jeszcze nie zainspirowało mnie na tyle, bym czerpała z niego jakieś motywy. Jeśli już je skądś czerpię, to z telewizji, co też jest rzadkością. 


3) Jak wyglądały Twoje początki w świecie FFTH? 


Kiedy zaczynałam, nie było jeszcze facebooka, tych wszystkich pomocnych grup. Fani, czy nawet autorzy FFTH, nie byli tak łatwo dostępni. Czytelnik nie mógł dowiedzieć się o istnieniu Twojego opowiadania tak prosto, jak teraz. Trzeba było się bardzo postarać, by ktoś zwrócił uwagę na Twoja twórczość. Pewnie wielu autorów FFTH, którzy zaczynali kilka lat temu, tak jak ja, pamiętają jak to wszystko wtedy wyglądało. Przeważnie działało to na zasadzie, że samemu szukało się opowiadań, czytało się te historie i zapraszało do siebie. Gdy ja zaczynałam miałam jakieś 14 lat i o pisaniu nie wiedziałam nic. Teraz, gdy patrzę na to z perspektywy czasu, dziwi mnie, że ktoś w ogóle chciał wtedy czytać to co pisałam. Ale moim zdaniem to tylko dowód na to, że nie zawsze liczy się poprawność językowa, czy nawet estetyka. Nigdy nikt mi nie powiedział, że powinnam przestać, czy że robię to źle. Dzięki temu miałam okazję się rozwinąć. 


4) Kiedy tworzysz, to robisz to w kompletnej ciszy, czy umilasz sobie ten czas muzyką? 

Najczęściej tworzę przy muzyce. Wszystko zależy od chwili oraz weny. Zdarza się, że jestem w takim transie twórczym, że nawet nie zwracam uwagi na to, co gra w tle albo czy w ogóle coś gra. A gdy jestem nieco bardziej przytomniejsza, dobieram sobie jednak ulubione kawałki do pisania. 

5) Gdybyś miała możliwość wydania książki na jakikolwiek temat, na co byś się zdecydowała i dlaczego? 


Na pewno byłoby to coś w stylu moich opowiadań, coś romantycznego, emocjonalnego. A dlatego, że to jestem po prostu ja. 

6) Piszesz coś jeszcze oprócz FFTH? 

Nie. 

7) Co inspiruje Cię do stworzenia kolejnych rozdziałów swojej historii? 

Moja głowa, wszystko tworzy się w niej. Świadomie nie inspiruję się niczym. 

8) Wygrałaś milion dolarów. Co robisz z taką sumą pieniędzy? 

Spełniam wszystkie marzenia! 

9) Czy jakaś piosenka zainspirowała Cię kiedyś do napisania jakiegoś opowiadania? Jeśli tak, to co to za piosenka? 

Staram się nie tworzyć pod wpływem takich impulsów, bo wtedy jest ryzyko, że nigdy nie skończę danej historii. Ale piosenki często pomagają w pisaniu. Może nie było jeszcze takiej na tyle silnej, by dzięki niej powstało jakieś opowiadanie, ale muzyka na pewno odgrywa ważna rolę w procesie twórczym. 

10) Co robisz, kiedy masz wenę, a nie ma Cię w domu/nie możesz po prostu usiąść i zacząć pisać? 

Moja wena jest zdradliwa. Często tylko wydaje mi się, że ja mam a gdy uda mi się usiąść do komputera, nagle nie mogę skleić nawet jednego zdania. Także trudno mi stwierdzić, kiedy ja mam. Często myślę o opowiadaniach, tworzę kolejne rozdziały w głowie. Gdy czuję, że chciałabym coś napisać a nie mogę, wtedy po prostu układam sobie to w głowie, by móc jak najlepiej to zapamiętać i później ewentualnie zapisać. 

11) Planujesz zająć się pisaniem ,,na poważnie", czy jest to raczej jedynie odskocznia od codzienności? 

Nie stać mnie na takie marzenie. Póki co, to tylko odskocznia ;)


Pytania dla Was: 


1. Dlaczego piszesz akurat o Billu/Tomie/Gustavie/Georgu?

2. Jak bardzo kochasz pisanie? Czy byłabyś w stanie z tego zrezygnować, z pierwszego lepszego powodu?

3. Twoja ulubiona autorka FFTH? (Tak, musisz wybrać jedną :D)

4. Uważasz, że autor powinien dostosowywać się do potrzeb czytelników? Pisać to, co spełniłoby ich oczekiwania?

5. Czy są według Ciebie, jakieś granice, coś co nie powinno nigdy pojawiać się w opowiadaniach?

6. Jak sądzisz, czy ilość odcinków powinna mieć ograniczenia? 

7. Czy komentarze od czytelników są dla Ciebie motywujące? Czy nie zależy Ci na nich?

8. Jak wiele Twoja bohaterka ma z Ciebie? Czy czujesz, jakby to było Twoje alter ego?

9. Jaka rolę w Twojej twórczości odgrywa muzyka?

10. Wymień tytuł/podaj adres, swojego pierwszego FFTH, które przeczytałaś. 

11. Szczęśliwe, czy smutne zakończenie?


środa, 1 kwietnia 2015

25. "Du bist nicht alleine."

=> => => 6 kwietnia 2012, Las Vegas

Dlaczego to prawda jest tym, co tak usilnie pragniemy ukryć przed światem? Skrywamy ją w sobie, wciskając w najdrobniejsze zakamarki swojego umysłu z nadzieją, że tam będzie bezpieczna. Jesteśmy pewni, że będziemy w stanie ochronić ją przed ujrzeniem światła dziennego. I zapominamy o tym, że ona wcześniej, czy później i tak wychodzi na jaw. Nigdy się nie spieszy, jest w stu procentach cierpliwa i wytrwała. Możesz udawać, że nie istnieje, lecz nigdy jej nie oszukasz. Przekonujesz się o tym za każdym razem, ale mimo to wciąż próbujesz z nią pogrywać. Nieważne, jakie masz intencje. Nawet te najlepsze, odwrócą się przeciwko tobie. Czasem nawet nie masz na to żadnego wpływu. Bo wrażenie, że masz wszystko pod kontrolą jest tylko złudzeniem. Prawda jest nienamacalna, nie uwięzisz jej w klatce. Jest wolna i otacza cię z każdej strony. Nigdy nie odchodzi, ale dociera do ciebie kiedy zechce bez względu na twoją wolę.
Czuła się, jak dziecko przyłapane na kłamstwie. Jak mała dziewczynka, która zrobiła coś złego i nie przyznała się do tego przed rodzicami. A od kilku ładnych lat była już dorosła. Dorosła i odpowiedzialna za cudze życie. Przynajmniej tak jej się wydawało, bo gdy tego dnia zetknęła się ze swoją rodzicielką, to jakby cofnęła się do czasów, gdy była jeszcze nastolatką. Już żałowała, że w ogóle zdecydowała się przyjeżdżać w ten weekend do Vegas. Mogła po prostu zostać z Tomem i pożyć jeszcze kilka chwil w błogiej nieświadomości. To byłoby dla niej dużo lepsze niż wysłuchiwanie pretensji i kazań ze strony matki. Krew w niej wrzała z każdym kolejnym słowem, które padało z jej ust. Zaciskała dłonie i zęby, by tylko nie wybuchnąć. Sytuacja powtarza się po raz wtóry. To niemal jak deja vu. Różnica polega na tym, że powód był inny. Nie miało to jednak dla niej, w tym momencie, żadnego znaczenia.
- … pomijając już to wszystko, nie jestem w stanie pojąć jak mogłaś milczeć w tak istotnej sprawie. Mogłaś tam zginąć i tak po prostu wróciłaś sobie po tym do domu, by udawać, że nigdy nic się nie wydarzyło!
- Musiałam – odparła ze stoickim spokojem i od razu wzięła głęboki oddech, by nie dać się wyprowadzić z równowagi. Matka w tym momencie patrzyła na nią ze zdumieniem, najwyraźniej kompletnie nie rozumiejąc jej podejścia. – Nie widzisz, dlaczego musiałam? – zapytała, podnosząc się ze swojego miejsca a następnie stanęła przed nią krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Właśnie dlatego, by nie wysłuchiwać tego wszystkiego. Bo ostatnie… ostatnie, czego mi było trzeba to słyszeć od ciebie jaka jestem nieodpowiedzialna, niedojrzała, oraz że nie powinnam w ogóle nigdy zostawać matką – zakończyła przymykając na tę chwilę swoje powieki. Nie spodziewała się, że te słowa z taką łatwością wydobędą się z jej ust. Wiedziała natomiast, że to dopiero początek najgorszego. Dlatego te wszystkie uczucia ściskały ją w środku. Dusiła się nimi.
- Bo nie powinnaś. Nie w taki sposób, i dobrze o tym wiesz, Olivia – rzekła surowo przybierając kamiennego wyrazu twarzy. Prawda bolała, szczególnie, gdy usłyszała ją od własnej córki. I to w taki a nie inny sposób. – ale chyba nie to jest teraz problemem.
- Problemem? Nie ma żadnego problemu, mamo – skwitowała stanowczo.
- Uważasz, że to wezwanie, to jest nic?
- Nic, czym musiałabyś się przejmować. To nie dotyczy ciebie.
- Widzę, że według ciebie, już nic mnie nie dotyczy – zarzuciła z frustracją. – Nagle to wszystko stało się takie proste? Nie potrzebujesz już pomocy?
- Jeżeli uważasz, że będę całe życie przed tobą klęczała z wdzięczności, to jesteś w błędzie. Chcę w końcu sama o sobie decydować! Mam dosyć tego, że ciągle ktoś wpieprza się nieproszony w moje życie! Nie jestem już dzieckiem, do cholery! Nie potrzebuję twojego nadzoru. Mam dwadzieścia dwa lata na karku. I tak, jestem matką. Może nie idealną! Może nie z własnego wyboru! Ale robię co mogę… by być jak najlepsza. I chyba też zasługuję na trochę szczęścia… - wyrzuciła z żalem. Bolało ją to w jaki sposób była traktowana przez swoją rodzicielkę. I trwało to nie od dziś. Bo przecież zawsze była i będzie dla niej niedojrzałą gówniarą, która jedyne co potrafi, to niszczyć sobie życie. Olivia mogłaby stawać na rzęsach a prawda była taka, że nigdy nie zadowoli swojej matki. Przez jedno wydarzenie w życiu już zawsze pozostanie w jej oczach słabą istotą, wiecznie potrzebującą pomocy oraz wsparcia innych. Do tego niewdzięczną i próbującą za wszelką cenę wydostać się spod kontroli ludzi, którzy starają się ułożyć jej własne życie według swoich osobistych wizji, które według nich są dla niej najlepsze. A właściwie, nawet nie dla niej, lecz dla jej syna. Bo według nich, wszystko powinna robić z myślą o nim. I to jest fakt, nigdy temu nie przeczyła. Kocha go ponad życie i nigdy nie uczyniłaby niczego, co mogłoby go w jakikolwiek sposób skrzywdzić. Niemniej, ona wciąż była też człowiekiem. Młodą kobietą, matką, również zasługującą na szczęście. A jej dążenie do szczęścia wcale nie musiało oznaczać, że Michael może na tym ucierpieć. Wbrew pozorom, wiedziała co robi. Przecież nigdy jeszcze nie była tak bardzo pewna swoich czynów. Wszelkie wątpliwości budziła w  niej jedynie matka, która kompletnie nie potrafiła jej wesprzeć. Mimo to, nie dopuszczała do tego, by to ją złamało. Ostatnie kilka miesięcy niezwykle zmieniły jej podejście do życia. Nie była już tą samą osobą. Nie była już zagubiona, bezbronna a przede wszystkim… nie była samotna. Wiedziała czego pragnie, co ja uszczęśliwia oraz co zrobić, by jej życie nabrało nowych kolorów. Perspektywa wspaniałej przyszłości, budziła w niej wolę walki. Dawała siłę, by chronić się przed upadkiem. To po prostu działało. 
- I to ma być to twoje szczęście? Pijaństwo, narkotyki, przypadkowy facet? A potem szpital i odpowiadanie przed sądem za swoje czyny? To jest to twoje szczęście!?
- Tak – potwierdziła bez wahania, patrząc jej przy tym prosto w oczy. Choć brzmiało to idiotycznie, nawet paradoksalnie… z pełną świadomością przyznała, że to jest jej szczęście. Bo nigdy jeszcze nie była szczęśliwsza, niż zeszłej nocy. Ba, nie tylko zeszłej. Kilka miesięcy temu w Vegas, z Tomem, czuła się dokładnie tak samo. I mimo wszystko to były jedne z najlepszych chwil jej życia. – Nigdy tego nie zrozumiesz i nie musisz. Po prostu to zaakceptuj – zakończyła stanowczo, lecz po wyrazie twarzy swojej rodzicielki nie spodziewała się niczego pozytywnego. Kobieta milczała patrząc jedynie na nią z wielkim wyrzutem, co najmniej, jakby to ona swoim zachowaniem ją krzywdziła. Być może tak właśnie było. Olivia jednak widziała to zupełnie inaczej. Ich spojrzenia na cała sytuację różniły się zbyt mocno, by mogły dojść do porozumienia. Obydwie miały tego świadomość. Relacje między nimi nie mogły wyjść z tego bez szwanku. – Naprawdę już niczego więcej od ciebie nie oczekuję – odezwała się jeszcze, przerywając panującą w pomieszczeniu ciszę, po czym odwróciła się, by skierować swoje kroki do pokoju syna. Dalsza dyskusja z matką wydawała jej się nie mieć sensu. Żywiła nadzieję, że może potrzebuje czasu. W końcu czas, to coś, co zwykle pomaga w rozwiązywaniu wielu konfliktów. Szczególnie, gdy człowiek zostanie sam na sam ze swoimi myślami. Ma możliwość dogłębnego zastanowienia się nad wszystkim i podjęcia pewnych decyzji. Oczywiście, niekoniecznie zawsze musi działać to na korzyć obydwóch stron. Każdy medal ma dwie strony. Olivia liczyła się z tym, że po tym czasie, może być jeszcze gorzej. Ale co właściwie miała do stracenia? Już nic. Zupełnie nic. Wszystko zostało ujawnione. Nie było niedomówień, tajemnic. Teraz pozostało jedynie pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Pogodzić się z otaczającą ich prawdą.


Los Angeles


Młody mężczyzna z wyczekiwaniem spoglądał co chwilę na wyświetlacz swojego telefonu, stukając przy tym nerwowo palcami o blat stołu, przy którym siedział już od dobrej godziny. Jego brat krzątał się po kuchni, próbując przygotować coś, co nadawałoby się do zjedzenia na obiad. Było to dla niego nie lada wyzwanie, zważywszy, że nie jest mistrzem kuchni. Tom radził sobie z  tym zdecydowanie lepiej. Dużo prościej byłoby dla nich coś zamówić, jak to mieli niegdyś w zwyczaju, ale to właśnie Gitarzysta się uparł, że nie będzie jadł zamawianego jedzenia. Wszystko przez Olivię lub też dzięki niej, która podczas swojego pobytu u niego, zdążyła go przyzwyczaić do domowych posiłków. Przy czym także wpoić mu do głowy wiele mądrości o zdrowym odżywianiu, czy o marnowaniu pieniędzy na jedzenie, które można z łatwością zrobić samemu. Szkoda tylko, że teraz to jego niczemu niewinny brat musiał się z tym męczyć… Tom jednak był zbyt pochłonięty swoimi myślami, by zwracać w ogóle na to uwagę. Wokalista dziś rano, choć nieświadomie, wzbudził w nim niepokój, wspominając coś, że Olivia mogła od niego uciec. Początkowo, nawet nie przyjmował tego do wiadomości, uważając za idiotyzm. Niewiele jednak trzeba było, żeby zaczął to analizować i sam siebie nakręcać. Nie pomagała nawet kartka z wiadomością od dziewczyny, że wróci. Bo przecież, tak naprawdę, mogło teraz wydarzyć się wszystko. Nie mógł mieć stu procentowej pewności, że dzięki jednej wspólnej nocy, Olivia zechce spędzić z nim resztę swojego życia. To byłoby zbyt piękne, zbyt proste. A czy jego życie może być jeszcze tak piękne i tak proste? Czy on w ogóle zasługuje na to, by tak było?
Dlatego, odkąd praktycznie wyszedł z łóżka, siedział jak na szpilkach wyczekując jakiegokolwiek znaku życia od dziewczyny. Chciał, żeby wysłała mu chociaż jednego, krótkiego smsa. Cokolwiek, byle tylko rozwiało to jego chore wizje. Wiedział, że to bez sensu. Są dorośli, nie muszą do siebie wysyłać smsów cały dzień czy dzwonić, gdy rozstają się zaledwie na dwa dni. Przecież nie wyjechała na koniec świata, nie opuściła go na zawsze. Wyjechała na weekend zobaczyć się z bliskimi. Robiła to właściwie co tydzień. I po każdym takim weekendzie zawsze wracała. Do niego. Czy miała powód, by tym razem tego nie robić..? To ona była tą, która walczyła o niego podczas, gdy on sam się już dawno w tej walce poddał. Nie liczył na nic… Praktycznie, zamierzał całkowicie zrezygnować nawet ze swoich uczuć do niej. Nie pozwoliła mu na to. Wszystko wyszło od niej. Jak może, więc myśleć, że nie wróci..?
- Może sam do niej zadzwonisz? – Głos brata wyrwał go z zamyślenia. Uniósł na niego swoje zaskoczone spojrzenie, jakby nie wiedział, że wszystko ma wypisane na twarzy i można czytać z niego w tym momencie, jak z otwartej księgi.
- Do kogo? Po co?
- Proszę cię… – Bill posłał mu swój ironiczny uśmiech, dając jednocześnie do zrozumienia, że wie wszystko. – Gdy do mnie dzwoniła, brzmiała pozytywnie. W sensie, wcale nie tak, jakby chciała mi przekazać, że odchodzi…
- Świetnie – mruknął, zupełnie nie rozumiejąc po co brat mówi mu to wszystko. W ogóle mu to nie pomagało. Przeciwnie, poczuł się przez to jeszcze bardziej zestresowany. – To wszystko po prostu wydarzyło się tak szybko… I teraz jej nagle tutaj nie ma. Ja wiem, że nie odeszła na zawsze, że mnie nie zostawiła. Wiem to, Bill. Bo to nie ona jest tchórzem, nie ona jest tą, która ucieka… ale i tak się boję – wyznał po chwili, zapominając na ten czas o swojej dumie. Blondyn westchnął głęboko, odstawiając na bok wszystko co miał w rękach i usiadł naprzeciwko niego, gotów do rozmowy. Tom nie otwierał się ostatnio przed nim zbyt często. Szczególnie, gdy chodziło o Olivię. Nie zamierzał marnować takiej okazji, nie wiedział, kiedy coś takiego mogłoby się jeszcze powtórzyć. O ile w ogóle kiedykolwiek. Chciał pomóc bratu uporać się z jego strachem. Bo zdawał sobie sprawę, że to jedyne co go od zawsze blokuje. Jego największa zmora w życiu. Tyle już przez to stracił. Nie mógł pozwolić mu, by kolejny raz powtarzał ten sam błąd. Nie tym razem. Zbyt wiele się już wydarzyło. To był odpowiedni czas na zmiany, szczególnie pod tym względem.
- Czego się boisz, Tom? – zapytał spoglądając na niego z uwagą a ich czekoladowe spojrzenia zetknęły się ze sobą. Bolał go widok smutku zmieszanego ze strachem w oczach brata. Czuł jego cierpienie. Cierpienie, które tak naprawdę, sam sobie zadawał. Katował się za coś, choć nie powinien. Jego dusza przepełniona była poczuciem winy, odpowiedzialności za coś. A umysł usilnie mówił mu tylko i wyłącznie, że nie zasługuje na to, aby być szczęśliwym.
- Nie wiem… chyba cały czas tego samego a jednocześnie nie umiem wyzbyć się strachu, by do tego nie dopuścić – powiedział cicho, wbijając swój wzrok w blat. Wokalista nie zrozumiał z tego zbyt wiele, lecz nie prosił o wyjaśnienie. W milczeniu czekał, aż jego bliźniak będzie kontynuował swoją wypowiedź. Bo miał nadzieję, że to właśnie uczyni i rozjaśni jego umysł. Tomowi sporo czasu zajmowało zdobycie się na wypowiedzenie choć kilku słów w tym temacie. Czuł, że na nowo to w sobie rozdrapuje. O ile to uczucie w nim tkwiło od dawna, teraz, gdy mówił o nim na głos, stawało się żywsze. Miał świadomość tego, że jeśli zachowa to dla siebie to i tak nie zniknie. – Boję się tego, że ją stracę. I to jest chore, Bill… bo sam ją od siebie odpychałem. Ze strachu… To mnie paraliżuje i wszystko niszczę. Nie chcę tego robić. Nie chcę się bać… Nie chcę jej stracić. Nie mogę… Ja mam wrażenie, że już kiedyś to się wydarzyło… Przegapiłem swoją szansę i straciłem coś cennego… Nie chcę, by to się stało po raz kolejny, Bill – Ponownie na niego spojrzał, tym razem jego oczy wypełniała prawdziwa rozpacz. Kiedy myślał o tym wszystkim, obdzierał się z tego przed swoim bratem, czuł to tak dosadnie. Jakby naprawdę ktoś chwytał za jego duszę obiema rękoma i rozdzierał ją na dwie części.
- To nie musi stać się po raz kolejny, Tom. Przecież wiesz o tym… Nie jesteś już tamtym człowiekiem. Nie wracaj do niego. Zbuduj coś nowego, coś w czym twoje serce będzie panem a nie strach.
- Ja chyba…
- Potrafisz. Potrafisz, Tom – Przerwał mu stanowczo, doskonale wiedząc, jakie słowa za chwilę padną z jego ust. – Jeśli sam w to nie uwierzysz, nikt inny tego nie zrobi. Pamiętaj, że jeżeli chcemy cokolwiek zmienić, zawsze musimy zacząć od siebie. Od swojej głowy. Bo tam jest początek wszystkiego.
- Więc co powinienem zrobić? – zapytał, patrząc na niego, jak na Boga, który za chwilę wyjawi mu największą tajemnicę ludzkości. Bardzo chciał, by jego brat był takim Bogiem. Żeby był w stanie udzielić mu najlepszej odpowiedzi, pokierować nim odpowiednio. To było bardzo naiwne. Znowu chciał iść na łatwiznę. By ktoś rozwiązał wszystko za niego a on zebrałby z tego tylko pozostałe korzyści. Niestety, tak to nie działało.
- Uwierzyć i po prostu… ruszyć do przodu, tak jak ty tego pragniesz – odparł spokojnie, uśmiechając się do niego delikatnie. – Zobaczysz, jak niewiele trzeba, aby być najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, Tom…

(…)



Odetchnął głęboko, czytając po kilka razy swoją krótką wymianę wiadomości z Olivią. Czuł się, jak dzieciak. Nie wytrzymał. Musiał do niej chociaż napisać i przeczytać po raz wtóry potwierdzenie, że wróci. Nawet nie sądził, że mógłby być od niej tak bardzo uzależniony. Wcześniej radził sobie dużo lepiej z jej nieobecnością, teraz wszystko się zmieniło. Stawało się coraz trudniejsze. Z dnia na dzień zagłębiał się w tym mocniej. I nie widział już odwrotu. Jeśli kiedykolwiek przyszłoby mu jeszcze do głowy, by się z tego wycofać, pozwolić jej odejść i żyć swoim życiem… Nigdy w życiu, by mu się to nie udało. Już nie. Poza tym, był niemal pewien, że Olivia by mu na to nie pozwoliła. Przecież to najbardziej uparta kobieta na świecie. Nikt nigdy z taką zawziętością nie walczył o swoje. Nie walczył o niego. A ona tak po prostu pojawiła się z dnia na dzień i właśnie to robiła… nie czekając na niczyje pozwolenie. To było dla niego niesamowite. Było czymś, czego pragnął się od niej nauczyć. Bo przecież też chciał zacząć walczyć. O nią, o nich… dla niej, dla siebie. Nie musi być już w tym sama. Obydwoje nie muszą.



Uśmiechnął się do siebie, przymykając na chwilę powieki. Ta jedna wiadomość pobudziła jego serce. Serce, umysł, całe ciało. Dwa słowa wystarczyły, by poczuł się cholernie szczęśliwy. Choć na dobrą sprawę tęsknota za kimś nie wydaje się być pozytywnym uczuciem, bo w większości przypadków zadaje ból, czy sam smutek… On się cieszył. Bo nie był w tej tęsknocie sam. Mało tego. To był pierwszy raz, kiedy sam z siebie pomyślał o tym, że ta dziewczyna może go kochać. Nagle wszystko stało się możliwe.
- Cześć, Tom. Jak tam, jesteś gotowy? – Nie zauważył nawet, gdy w jego pokoju zjawiła się Kathlyn. I mimo że przerwała jego rozkoszowanie się swoim małym szczęściem, nie mógł mieć jej tego za złe. Tym bardziej, że dzięki jej pomocy, to szczęście może się tylko rozrosnąć. To był moment, w którym poczuł, ze chce stanąć na nogi bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Pragnął tego już nie tylko dla siebie. Bowiem w jego głowie powstało nowe marzenie, w którym to Olivia odgrywała główna rolę.
- Tak, możemy zaczynać – odrzekł spoglądając na nią z uśmiechem, po czym odłożył telefon na szafkę, by móc w pełni skupić się na swojej rehabilitacji. Musiał teraz tylko wytrzymać do jutra, aby znowu zobaczyć Olivię. Nie miał pojęcia co właściwie ich czeka. Jak ich relacja będzie wyglądała po tym, co między nimi zaszło… Nie wiedział niczego. I zazwyczaj właśnie tego się obawiał, właśnie w tych chwilach budził się w nim strach… lecz nie tym razem.


Looking through the window to a world of dreams
I can see my future slip away
Honey you won’t get there if you don’t believe
I wish the wind would carry a change

I've had enough
I’m standing up
I need, I need a change
I've had enough of chasing luck
I need, I need a change*


Las Vegas


Głośnie westchnienie wydobyło się z ust dziewczyny, gdy znajomy mężczyzna przekroczył próg jej pokoju. Mimo iż spodziewała się dzisiaj jego wizyty i tak poczuła się zawiedziona. Gdzieś w głębi tliły się resztki nadziei, że może jednak jej matka coś zrozumiała… Niestety, niektórzy nie są w stanie pogodzić się z rzeczywistością. Nie zamierzała jednak się tym przejmować. Już nie. Teraz to jej życie było na pierwszym planie, to ona odgrywała w nim główną rolę. I odegra ją po swojemu, jak najlepiej potrafi.
- Cześć, Liv.
- Cześć – mruknęła spoglądając na niego niezbyt przychylnie. – Zanim zaczniesz… Wiem, że moja matka cię na mnie nasłała. Nie trać czasu, proszę cię… - rzekła od razu, pragnąc oszczędzić zarówno sobie, jak i jemu kolejnych, zbędnych dyskusji. Nie miała już na to siły. Ten dom za każdym razem stawał się dla niej coraz większym piekłem. A dziś poczuła to na tyle silnie, iż dotarło do niej w końcu, że wcale nie chce tutaj wracać. Już nigdy więcej.
- Martwi się o ciebie – odparł, wcale nie przecząc jej słowom. Nie musiał jej oszukiwać, tym bardziej, że to by mu się nie udało. – Słuchaj… Nie zamierzam cię do niczego przekonywać, czy wtrącać się w twoje życie. Ale cały czas jestem twoim przyjacielem i wiedz, że możesz na mnie liczyć – oznajmił podchodząc do niej znacznie bliżej. Patrzyła na niego z lekkim powątpiewaniem, nie do końca wierząc, że mogło pójść tak łatwo. Może Ian był zawsze jej przyjacielem, ale zwykle stał po stronie jej matki. Na jej nieszczęście, to właśnie z jej rodzicielką zgadzał się częściej niż z nią samą. – Będziesz… będziecie mieć sprawę w sądzie. Pomyślałem, że mogę jakoś pomóc… - zaczął, nawiązując do tematu rozprawy sądowej, którą ją czekała w niedalekiej przyszłości. To głównie w tej sprawie się tutaj zjawił. Naprawdę nie zamierzał ingerować w jej prywatne życie. Już nawet nie odczuwał tej potrzeby. Jego czas dobiegł końca już przed paroma tygodniami. O ile nie wcześniej…
- Tak po prostu?
- Tak po prostu… - wzruszył ramionami, nie bardzo wiedząc co mógłby więcej jej w tej kwestii powiedzieć.
- Chcesz pomóc tylko mi, czy nam? – drążyła, dalej nie będąc pewna jego intencji. Nie była to zbyt komfortowa sytuacja dla żadnej ze stron. Chyba obydwoje mieli tego świadomość.
- W mojej pracy nie mogę pozwalać sobie na jakieś osobiste urazy… Niemniej, chciałem raczej bronić ciebie. Tym bardziej, że twój… przyjaciel, zapewne znajdzie najlepszego adwokata w całym kraju i jakoś się z tego wywinie – stwierdził z pełnym przekonaniem, starając się używać jak najbardziej odpowiednich słów, by przypadkiem czegoś nie zepsuć. Nie znał Toma, niewiele o nim wiedział, ale właściwie nie potrzebował zbyt wielu informacji. Wystarczało mu tylko to, że Olivia go wybrała. I, że prawdopodobnie to ten facet ją uszczęśliwiał. W ciągu jednej chwili potrafił zrobić to, czego on sam nie zdołał przez lata. Takie były fakty, które przyjmował do siebie mimo bólu, jaki mu zadawały.
- A ty nie jesteś najlepszy?
- Oczywiście, że jestem – uśmiechnął się tajemniczo. – Ale nie każdy może mnie mieć – zaznaczył rzucając jej swoje wymowne spojrzenie.
- Jak bardzo sytuacja jest poważna? – Spoważniała znacznie, gdy dotarło do niej, że to może bardzo wiele zmienić w ich życiu. Szczególnie jeśli chodzi o Toma. To on martwił ją najbardziej.
- No cóż… Ty odpowiesz tylko albo aż, za narkotyki. Gorzej z kierowcą.
- Naprawdę to ostatnie, czego on teraz potrzebuje… - mruknęła spoglądając nerwowo w okno. Nie chciała, aby Tom musiał się teraz zadręczać tym, co było. Wiedziała, jaki ma to na niego wpływ. Nie potrzebował żadnego sadu, by i bez tego czuć się winnym. Bała się, że to wszystko na nowo go złamie. Że znowu wrócą do punktu wyjścia. Nie mogła na to pozwolić. – Musisz go z tego wyciągnąć, Ian – odwróciła się ponownie w jego stronę, wbijając w niego swoje przeszywające spojrzenie. Jeśli będzie musiała, będzie go błagała na kolanach. Miał tego świadomość. Jej wyraz twarzy, oczy, wszystko mówiło samo za siebie. Zależało jej na tym mężczyźnie. Zupełnie inaczej niż na nim samym. O niego nigdy tak nie walczyła. Bo nigdy tak go nie kochała… a on nigdy nie widział jej tak zdeterminowanej, pełnej siły i woli walki.
- Wiesz, że to zrobię – skinął głową po dłuższej chwili milczenia a w jego głosie nie mogła wyczuć nawet odrobiny zawahania. Dzięki temu, poczuła, jak wielki ciężar spada jej z serca. Ian był jedyną osobą, której ufała od zawsze.  Przy tym był również człowiekiem, który ją kochał i chronił. Wiedziała, że jest w stanie zrobić dla niej wiele. Nawet jeśli miałoby się to wiązać z tym, że ktoś na zawsze zajmie jego miejsce, u jej boku. – A ty już wiesz, co powinnaś zrobić? – spojrzał na nią z zapytaniem, na co ta uniosła zdziwiona brwi. Przez moment przeszło jej przez myśl nawet coś tak głupiego, a mianowicie, że Ian będzie oczekiwał czegoś w zamian. Szybko jednak odpędziła to od siebie, uważając za niedorzeczne. A sam mężczyzna po chwili rozwiał wszelkie wątpliwości, nie zawodząc jej w najmniejszym stopniu. – Pakuj siebie i Michaela. Przecież wiesz, że to nie tutaj chcesz być. Nie zostawiaj sobie powodu, by tu wracać.


Here comes the train upon the track
And there goes the pain it cuts to black
Are you ready for the last act?
To take a step you can't take back**


Bo prawdziwa przyjaźń zawsze będzie czymś cenniejszym od najgłębszej miłości. Kiedy już odkryjesz, że ją masz. Że to właśnie ona, ta właściwa… nie pozwól, by cokolwiek ją zniszczyło. Ponieważ ze wszystkich uczuć i relacji międzyludzkich na świecie, to może być jedyne, co pozostanie na zawsze. Musisz jej tylko na to pozwolić.



***
*Christina Perri – Burning Gold
**Keira Knightley – a step you can’t take back


***

Drogi Czytelniku, będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz swoja opinię w komentarzu. Kilka słów od Ciebie jest dla mnie największa i jedyna nagroda za moja pracę oraz motywacja do dalszej publikacji swojej twórczości.

***