środa, 1 kwietnia 2015

25. "Du bist nicht alleine."

=> => => 6 kwietnia 2012, Las Vegas

Dlaczego to prawda jest tym, co tak usilnie pragniemy ukryć przed światem? Skrywamy ją w sobie, wciskając w najdrobniejsze zakamarki swojego umysłu z nadzieją, że tam będzie bezpieczna. Jesteśmy pewni, że będziemy w stanie ochronić ją przed ujrzeniem światła dziennego. I zapominamy o tym, że ona wcześniej, czy później i tak wychodzi na jaw. Nigdy się nie spieszy, jest w stu procentach cierpliwa i wytrwała. Możesz udawać, że nie istnieje, lecz nigdy jej nie oszukasz. Przekonujesz się o tym za każdym razem, ale mimo to wciąż próbujesz z nią pogrywać. Nieważne, jakie masz intencje. Nawet te najlepsze, odwrócą się przeciwko tobie. Czasem nawet nie masz na to żadnego wpływu. Bo wrażenie, że masz wszystko pod kontrolą jest tylko złudzeniem. Prawda jest nienamacalna, nie uwięzisz jej w klatce. Jest wolna i otacza cię z każdej strony. Nigdy nie odchodzi, ale dociera do ciebie kiedy zechce bez względu na twoją wolę.
Czuła się, jak dziecko przyłapane na kłamstwie. Jak mała dziewczynka, która zrobiła coś złego i nie przyznała się do tego przed rodzicami. A od kilku ładnych lat była już dorosła. Dorosła i odpowiedzialna za cudze życie. Przynajmniej tak jej się wydawało, bo gdy tego dnia zetknęła się ze swoją rodzicielką, to jakby cofnęła się do czasów, gdy była jeszcze nastolatką. Już żałowała, że w ogóle zdecydowała się przyjeżdżać w ten weekend do Vegas. Mogła po prostu zostać z Tomem i pożyć jeszcze kilka chwil w błogiej nieświadomości. To byłoby dla niej dużo lepsze niż wysłuchiwanie pretensji i kazań ze strony matki. Krew w niej wrzała z każdym kolejnym słowem, które padało z jej ust. Zaciskała dłonie i zęby, by tylko nie wybuchnąć. Sytuacja powtarza się po raz wtóry. To niemal jak deja vu. Różnica polega na tym, że powód był inny. Nie miało to jednak dla niej, w tym momencie, żadnego znaczenia.
- … pomijając już to wszystko, nie jestem w stanie pojąć jak mogłaś milczeć w tak istotnej sprawie. Mogłaś tam zginąć i tak po prostu wróciłaś sobie po tym do domu, by udawać, że nigdy nic się nie wydarzyło!
- Musiałam – odparła ze stoickim spokojem i od razu wzięła głęboki oddech, by nie dać się wyprowadzić z równowagi. Matka w tym momencie patrzyła na nią ze zdumieniem, najwyraźniej kompletnie nie rozumiejąc jej podejścia. – Nie widzisz, dlaczego musiałam? – zapytała, podnosząc się ze swojego miejsca a następnie stanęła przed nią krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Właśnie dlatego, by nie wysłuchiwać tego wszystkiego. Bo ostatnie… ostatnie, czego mi było trzeba to słyszeć od ciebie jaka jestem nieodpowiedzialna, niedojrzała, oraz że nie powinnam w ogóle nigdy zostawać matką – zakończyła przymykając na tę chwilę swoje powieki. Nie spodziewała się, że te słowa z taką łatwością wydobędą się z jej ust. Wiedziała natomiast, że to dopiero początek najgorszego. Dlatego te wszystkie uczucia ściskały ją w środku. Dusiła się nimi.
- Bo nie powinnaś. Nie w taki sposób, i dobrze o tym wiesz, Olivia – rzekła surowo przybierając kamiennego wyrazu twarzy. Prawda bolała, szczególnie, gdy usłyszała ją od własnej córki. I to w taki a nie inny sposób. – ale chyba nie to jest teraz problemem.
- Problemem? Nie ma żadnego problemu, mamo – skwitowała stanowczo.
- Uważasz, że to wezwanie, to jest nic?
- Nic, czym musiałabyś się przejmować. To nie dotyczy ciebie.
- Widzę, że według ciebie, już nic mnie nie dotyczy – zarzuciła z frustracją. – Nagle to wszystko stało się takie proste? Nie potrzebujesz już pomocy?
- Jeżeli uważasz, że będę całe życie przed tobą klęczała z wdzięczności, to jesteś w błędzie. Chcę w końcu sama o sobie decydować! Mam dosyć tego, że ciągle ktoś wpieprza się nieproszony w moje życie! Nie jestem już dzieckiem, do cholery! Nie potrzebuję twojego nadzoru. Mam dwadzieścia dwa lata na karku. I tak, jestem matką. Może nie idealną! Może nie z własnego wyboru! Ale robię co mogę… by być jak najlepsza. I chyba też zasługuję na trochę szczęścia… - wyrzuciła z żalem. Bolało ją to w jaki sposób była traktowana przez swoją rodzicielkę. I trwało to nie od dziś. Bo przecież zawsze była i będzie dla niej niedojrzałą gówniarą, która jedyne co potrafi, to niszczyć sobie życie. Olivia mogłaby stawać na rzęsach a prawda była taka, że nigdy nie zadowoli swojej matki. Przez jedno wydarzenie w życiu już zawsze pozostanie w jej oczach słabą istotą, wiecznie potrzebującą pomocy oraz wsparcia innych. Do tego niewdzięczną i próbującą za wszelką cenę wydostać się spod kontroli ludzi, którzy starają się ułożyć jej własne życie według swoich osobistych wizji, które według nich są dla niej najlepsze. A właściwie, nawet nie dla niej, lecz dla jej syna. Bo według nich, wszystko powinna robić z myślą o nim. I to jest fakt, nigdy temu nie przeczyła. Kocha go ponad życie i nigdy nie uczyniłaby niczego, co mogłoby go w jakikolwiek sposób skrzywdzić. Niemniej, ona wciąż była też człowiekiem. Młodą kobietą, matką, również zasługującą na szczęście. A jej dążenie do szczęścia wcale nie musiało oznaczać, że Michael może na tym ucierpieć. Wbrew pozorom, wiedziała co robi. Przecież nigdy jeszcze nie była tak bardzo pewna swoich czynów. Wszelkie wątpliwości budziła w  niej jedynie matka, która kompletnie nie potrafiła jej wesprzeć. Mimo to, nie dopuszczała do tego, by to ją złamało. Ostatnie kilka miesięcy niezwykle zmieniły jej podejście do życia. Nie była już tą samą osobą. Nie była już zagubiona, bezbronna a przede wszystkim… nie była samotna. Wiedziała czego pragnie, co ja uszczęśliwia oraz co zrobić, by jej życie nabrało nowych kolorów. Perspektywa wspaniałej przyszłości, budziła w niej wolę walki. Dawała siłę, by chronić się przed upadkiem. To po prostu działało. 
- I to ma być to twoje szczęście? Pijaństwo, narkotyki, przypadkowy facet? A potem szpital i odpowiadanie przed sądem za swoje czyny? To jest to twoje szczęście!?
- Tak – potwierdziła bez wahania, patrząc jej przy tym prosto w oczy. Choć brzmiało to idiotycznie, nawet paradoksalnie… z pełną świadomością przyznała, że to jest jej szczęście. Bo nigdy jeszcze nie była szczęśliwsza, niż zeszłej nocy. Ba, nie tylko zeszłej. Kilka miesięcy temu w Vegas, z Tomem, czuła się dokładnie tak samo. I mimo wszystko to były jedne z najlepszych chwil jej życia. – Nigdy tego nie zrozumiesz i nie musisz. Po prostu to zaakceptuj – zakończyła stanowczo, lecz po wyrazie twarzy swojej rodzicielki nie spodziewała się niczego pozytywnego. Kobieta milczała patrząc jedynie na nią z wielkim wyrzutem, co najmniej, jakby to ona swoim zachowaniem ją krzywdziła. Być może tak właśnie było. Olivia jednak widziała to zupełnie inaczej. Ich spojrzenia na cała sytuację różniły się zbyt mocno, by mogły dojść do porozumienia. Obydwie miały tego świadomość. Relacje między nimi nie mogły wyjść z tego bez szwanku. – Naprawdę już niczego więcej od ciebie nie oczekuję – odezwała się jeszcze, przerywając panującą w pomieszczeniu ciszę, po czym odwróciła się, by skierować swoje kroki do pokoju syna. Dalsza dyskusja z matką wydawała jej się nie mieć sensu. Żywiła nadzieję, że może potrzebuje czasu. W końcu czas, to coś, co zwykle pomaga w rozwiązywaniu wielu konfliktów. Szczególnie, gdy człowiek zostanie sam na sam ze swoimi myślami. Ma możliwość dogłębnego zastanowienia się nad wszystkim i podjęcia pewnych decyzji. Oczywiście, niekoniecznie zawsze musi działać to na korzyć obydwóch stron. Każdy medal ma dwie strony. Olivia liczyła się z tym, że po tym czasie, może być jeszcze gorzej. Ale co właściwie miała do stracenia? Już nic. Zupełnie nic. Wszystko zostało ujawnione. Nie było niedomówień, tajemnic. Teraz pozostało jedynie pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Pogodzić się z otaczającą ich prawdą.


Los Angeles


Młody mężczyzna z wyczekiwaniem spoglądał co chwilę na wyświetlacz swojego telefonu, stukając przy tym nerwowo palcami o blat stołu, przy którym siedział już od dobrej godziny. Jego brat krzątał się po kuchni, próbując przygotować coś, co nadawałoby się do zjedzenia na obiad. Było to dla niego nie lada wyzwanie, zważywszy, że nie jest mistrzem kuchni. Tom radził sobie z  tym zdecydowanie lepiej. Dużo prościej byłoby dla nich coś zamówić, jak to mieli niegdyś w zwyczaju, ale to właśnie Gitarzysta się uparł, że nie będzie jadł zamawianego jedzenia. Wszystko przez Olivię lub też dzięki niej, która podczas swojego pobytu u niego, zdążyła go przyzwyczaić do domowych posiłków. Przy czym także wpoić mu do głowy wiele mądrości o zdrowym odżywianiu, czy o marnowaniu pieniędzy na jedzenie, które można z łatwością zrobić samemu. Szkoda tylko, że teraz to jego niczemu niewinny brat musiał się z tym męczyć… Tom jednak był zbyt pochłonięty swoimi myślami, by zwracać w ogóle na to uwagę. Wokalista dziś rano, choć nieświadomie, wzbudził w nim niepokój, wspominając coś, że Olivia mogła od niego uciec. Początkowo, nawet nie przyjmował tego do wiadomości, uważając za idiotyzm. Niewiele jednak trzeba było, żeby zaczął to analizować i sam siebie nakręcać. Nie pomagała nawet kartka z wiadomością od dziewczyny, że wróci. Bo przecież, tak naprawdę, mogło teraz wydarzyć się wszystko. Nie mógł mieć stu procentowej pewności, że dzięki jednej wspólnej nocy, Olivia zechce spędzić z nim resztę swojego życia. To byłoby zbyt piękne, zbyt proste. A czy jego życie może być jeszcze tak piękne i tak proste? Czy on w ogóle zasługuje na to, by tak było?
Dlatego, odkąd praktycznie wyszedł z łóżka, siedział jak na szpilkach wyczekując jakiegokolwiek znaku życia od dziewczyny. Chciał, żeby wysłała mu chociaż jednego, krótkiego smsa. Cokolwiek, byle tylko rozwiało to jego chore wizje. Wiedział, że to bez sensu. Są dorośli, nie muszą do siebie wysyłać smsów cały dzień czy dzwonić, gdy rozstają się zaledwie na dwa dni. Przecież nie wyjechała na koniec świata, nie opuściła go na zawsze. Wyjechała na weekend zobaczyć się z bliskimi. Robiła to właściwie co tydzień. I po każdym takim weekendzie zawsze wracała. Do niego. Czy miała powód, by tym razem tego nie robić..? To ona była tą, która walczyła o niego podczas, gdy on sam się już dawno w tej walce poddał. Nie liczył na nic… Praktycznie, zamierzał całkowicie zrezygnować nawet ze swoich uczuć do niej. Nie pozwoliła mu na to. Wszystko wyszło od niej. Jak może, więc myśleć, że nie wróci..?
- Może sam do niej zadzwonisz? – Głos brata wyrwał go z zamyślenia. Uniósł na niego swoje zaskoczone spojrzenie, jakby nie wiedział, że wszystko ma wypisane na twarzy i można czytać z niego w tym momencie, jak z otwartej księgi.
- Do kogo? Po co?
- Proszę cię… – Bill posłał mu swój ironiczny uśmiech, dając jednocześnie do zrozumienia, że wie wszystko. – Gdy do mnie dzwoniła, brzmiała pozytywnie. W sensie, wcale nie tak, jakby chciała mi przekazać, że odchodzi…
- Świetnie – mruknął, zupełnie nie rozumiejąc po co brat mówi mu to wszystko. W ogóle mu to nie pomagało. Przeciwnie, poczuł się przez to jeszcze bardziej zestresowany. – To wszystko po prostu wydarzyło się tak szybko… I teraz jej nagle tutaj nie ma. Ja wiem, że nie odeszła na zawsze, że mnie nie zostawiła. Wiem to, Bill. Bo to nie ona jest tchórzem, nie ona jest tą, która ucieka… ale i tak się boję – wyznał po chwili, zapominając na ten czas o swojej dumie. Blondyn westchnął głęboko, odstawiając na bok wszystko co miał w rękach i usiadł naprzeciwko niego, gotów do rozmowy. Tom nie otwierał się ostatnio przed nim zbyt często. Szczególnie, gdy chodziło o Olivię. Nie zamierzał marnować takiej okazji, nie wiedział, kiedy coś takiego mogłoby się jeszcze powtórzyć. O ile w ogóle kiedykolwiek. Chciał pomóc bratu uporać się z jego strachem. Bo zdawał sobie sprawę, że to jedyne co go od zawsze blokuje. Jego największa zmora w życiu. Tyle już przez to stracił. Nie mógł pozwolić mu, by kolejny raz powtarzał ten sam błąd. Nie tym razem. Zbyt wiele się już wydarzyło. To był odpowiedni czas na zmiany, szczególnie pod tym względem.
- Czego się boisz, Tom? – zapytał spoglądając na niego z uwagą a ich czekoladowe spojrzenia zetknęły się ze sobą. Bolał go widok smutku zmieszanego ze strachem w oczach brata. Czuł jego cierpienie. Cierpienie, które tak naprawdę, sam sobie zadawał. Katował się za coś, choć nie powinien. Jego dusza przepełniona była poczuciem winy, odpowiedzialności za coś. A umysł usilnie mówił mu tylko i wyłącznie, że nie zasługuje na to, aby być szczęśliwym.
- Nie wiem… chyba cały czas tego samego a jednocześnie nie umiem wyzbyć się strachu, by do tego nie dopuścić – powiedział cicho, wbijając swój wzrok w blat. Wokalista nie zrozumiał z tego zbyt wiele, lecz nie prosił o wyjaśnienie. W milczeniu czekał, aż jego bliźniak będzie kontynuował swoją wypowiedź. Bo miał nadzieję, że to właśnie uczyni i rozjaśni jego umysł. Tomowi sporo czasu zajmowało zdobycie się na wypowiedzenie choć kilku słów w tym temacie. Czuł, że na nowo to w sobie rozdrapuje. O ile to uczucie w nim tkwiło od dawna, teraz, gdy mówił o nim na głos, stawało się żywsze. Miał świadomość tego, że jeśli zachowa to dla siebie to i tak nie zniknie. – Boję się tego, że ją stracę. I to jest chore, Bill… bo sam ją od siebie odpychałem. Ze strachu… To mnie paraliżuje i wszystko niszczę. Nie chcę tego robić. Nie chcę się bać… Nie chcę jej stracić. Nie mogę… Ja mam wrażenie, że już kiedyś to się wydarzyło… Przegapiłem swoją szansę i straciłem coś cennego… Nie chcę, by to się stało po raz kolejny, Bill – Ponownie na niego spojrzał, tym razem jego oczy wypełniała prawdziwa rozpacz. Kiedy myślał o tym wszystkim, obdzierał się z tego przed swoim bratem, czuł to tak dosadnie. Jakby naprawdę ktoś chwytał za jego duszę obiema rękoma i rozdzierał ją na dwie części.
- To nie musi stać się po raz kolejny, Tom. Przecież wiesz o tym… Nie jesteś już tamtym człowiekiem. Nie wracaj do niego. Zbuduj coś nowego, coś w czym twoje serce będzie panem a nie strach.
- Ja chyba…
- Potrafisz. Potrafisz, Tom – Przerwał mu stanowczo, doskonale wiedząc, jakie słowa za chwilę padną z jego ust. – Jeśli sam w to nie uwierzysz, nikt inny tego nie zrobi. Pamiętaj, że jeżeli chcemy cokolwiek zmienić, zawsze musimy zacząć od siebie. Od swojej głowy. Bo tam jest początek wszystkiego.
- Więc co powinienem zrobić? – zapytał, patrząc na niego, jak na Boga, który za chwilę wyjawi mu największą tajemnicę ludzkości. Bardzo chciał, by jego brat był takim Bogiem. Żeby był w stanie udzielić mu najlepszej odpowiedzi, pokierować nim odpowiednio. To było bardzo naiwne. Znowu chciał iść na łatwiznę. By ktoś rozwiązał wszystko za niego a on zebrałby z tego tylko pozostałe korzyści. Niestety, tak to nie działało.
- Uwierzyć i po prostu… ruszyć do przodu, tak jak ty tego pragniesz – odparł spokojnie, uśmiechając się do niego delikatnie. – Zobaczysz, jak niewiele trzeba, aby być najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, Tom…

(…)



Odetchnął głęboko, czytając po kilka razy swoją krótką wymianę wiadomości z Olivią. Czuł się, jak dzieciak. Nie wytrzymał. Musiał do niej chociaż napisać i przeczytać po raz wtóry potwierdzenie, że wróci. Nawet nie sądził, że mógłby być od niej tak bardzo uzależniony. Wcześniej radził sobie dużo lepiej z jej nieobecnością, teraz wszystko się zmieniło. Stawało się coraz trudniejsze. Z dnia na dzień zagłębiał się w tym mocniej. I nie widział już odwrotu. Jeśli kiedykolwiek przyszłoby mu jeszcze do głowy, by się z tego wycofać, pozwolić jej odejść i żyć swoim życiem… Nigdy w życiu, by mu się to nie udało. Już nie. Poza tym, był niemal pewien, że Olivia by mu na to nie pozwoliła. Przecież to najbardziej uparta kobieta na świecie. Nikt nigdy z taką zawziętością nie walczył o swoje. Nie walczył o niego. A ona tak po prostu pojawiła się z dnia na dzień i właśnie to robiła… nie czekając na niczyje pozwolenie. To było dla niego niesamowite. Było czymś, czego pragnął się od niej nauczyć. Bo przecież też chciał zacząć walczyć. O nią, o nich… dla niej, dla siebie. Nie musi być już w tym sama. Obydwoje nie muszą.



Uśmiechnął się do siebie, przymykając na chwilę powieki. Ta jedna wiadomość pobudziła jego serce. Serce, umysł, całe ciało. Dwa słowa wystarczyły, by poczuł się cholernie szczęśliwy. Choć na dobrą sprawę tęsknota za kimś nie wydaje się być pozytywnym uczuciem, bo w większości przypadków zadaje ból, czy sam smutek… On się cieszył. Bo nie był w tej tęsknocie sam. Mało tego. To był pierwszy raz, kiedy sam z siebie pomyślał o tym, że ta dziewczyna może go kochać. Nagle wszystko stało się możliwe.
- Cześć, Tom. Jak tam, jesteś gotowy? – Nie zauważył nawet, gdy w jego pokoju zjawiła się Kathlyn. I mimo że przerwała jego rozkoszowanie się swoim małym szczęściem, nie mógł mieć jej tego za złe. Tym bardziej, że dzięki jej pomocy, to szczęście może się tylko rozrosnąć. To był moment, w którym poczuł, ze chce stanąć na nogi bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Pragnął tego już nie tylko dla siebie. Bowiem w jego głowie powstało nowe marzenie, w którym to Olivia odgrywała główna rolę.
- Tak, możemy zaczynać – odrzekł spoglądając na nią z uśmiechem, po czym odłożył telefon na szafkę, by móc w pełni skupić się na swojej rehabilitacji. Musiał teraz tylko wytrzymać do jutra, aby znowu zobaczyć Olivię. Nie miał pojęcia co właściwie ich czeka. Jak ich relacja będzie wyglądała po tym, co między nimi zaszło… Nie wiedział niczego. I zazwyczaj właśnie tego się obawiał, właśnie w tych chwilach budził się w nim strach… lecz nie tym razem.


Looking through the window to a world of dreams
I can see my future slip away
Honey you won’t get there if you don’t believe
I wish the wind would carry a change

I've had enough
I’m standing up
I need, I need a change
I've had enough of chasing luck
I need, I need a change*


Las Vegas


Głośnie westchnienie wydobyło się z ust dziewczyny, gdy znajomy mężczyzna przekroczył próg jej pokoju. Mimo iż spodziewała się dzisiaj jego wizyty i tak poczuła się zawiedziona. Gdzieś w głębi tliły się resztki nadziei, że może jednak jej matka coś zrozumiała… Niestety, niektórzy nie są w stanie pogodzić się z rzeczywistością. Nie zamierzała jednak się tym przejmować. Już nie. Teraz to jej życie było na pierwszym planie, to ona odgrywała w nim główną rolę. I odegra ją po swojemu, jak najlepiej potrafi.
- Cześć, Liv.
- Cześć – mruknęła spoglądając na niego niezbyt przychylnie. – Zanim zaczniesz… Wiem, że moja matka cię na mnie nasłała. Nie trać czasu, proszę cię… - rzekła od razu, pragnąc oszczędzić zarówno sobie, jak i jemu kolejnych, zbędnych dyskusji. Nie miała już na to siły. Ten dom za każdym razem stawał się dla niej coraz większym piekłem. A dziś poczuła to na tyle silnie, iż dotarło do niej w końcu, że wcale nie chce tutaj wracać. Już nigdy więcej.
- Martwi się o ciebie – odparł, wcale nie przecząc jej słowom. Nie musiał jej oszukiwać, tym bardziej, że to by mu się nie udało. – Słuchaj… Nie zamierzam cię do niczego przekonywać, czy wtrącać się w twoje życie. Ale cały czas jestem twoim przyjacielem i wiedz, że możesz na mnie liczyć – oznajmił podchodząc do niej znacznie bliżej. Patrzyła na niego z lekkim powątpiewaniem, nie do końca wierząc, że mogło pójść tak łatwo. Może Ian był zawsze jej przyjacielem, ale zwykle stał po stronie jej matki. Na jej nieszczęście, to właśnie z jej rodzicielką zgadzał się częściej niż z nią samą. – Będziesz… będziecie mieć sprawę w sądzie. Pomyślałem, że mogę jakoś pomóc… - zaczął, nawiązując do tematu rozprawy sądowej, którą ją czekała w niedalekiej przyszłości. To głównie w tej sprawie się tutaj zjawił. Naprawdę nie zamierzał ingerować w jej prywatne życie. Już nawet nie odczuwał tej potrzeby. Jego czas dobiegł końca już przed paroma tygodniami. O ile nie wcześniej…
- Tak po prostu?
- Tak po prostu… - wzruszył ramionami, nie bardzo wiedząc co mógłby więcej jej w tej kwestii powiedzieć.
- Chcesz pomóc tylko mi, czy nam? – drążyła, dalej nie będąc pewna jego intencji. Nie była to zbyt komfortowa sytuacja dla żadnej ze stron. Chyba obydwoje mieli tego świadomość.
- W mojej pracy nie mogę pozwalać sobie na jakieś osobiste urazy… Niemniej, chciałem raczej bronić ciebie. Tym bardziej, że twój… przyjaciel, zapewne znajdzie najlepszego adwokata w całym kraju i jakoś się z tego wywinie – stwierdził z pełnym przekonaniem, starając się używać jak najbardziej odpowiednich słów, by przypadkiem czegoś nie zepsuć. Nie znał Toma, niewiele o nim wiedział, ale właściwie nie potrzebował zbyt wielu informacji. Wystarczało mu tylko to, że Olivia go wybrała. I, że prawdopodobnie to ten facet ją uszczęśliwiał. W ciągu jednej chwili potrafił zrobić to, czego on sam nie zdołał przez lata. Takie były fakty, które przyjmował do siebie mimo bólu, jaki mu zadawały.
- A ty nie jesteś najlepszy?
- Oczywiście, że jestem – uśmiechnął się tajemniczo. – Ale nie każdy może mnie mieć – zaznaczył rzucając jej swoje wymowne spojrzenie.
- Jak bardzo sytuacja jest poważna? – Spoważniała znacznie, gdy dotarło do niej, że to może bardzo wiele zmienić w ich życiu. Szczególnie jeśli chodzi o Toma. To on martwił ją najbardziej.
- No cóż… Ty odpowiesz tylko albo aż, za narkotyki. Gorzej z kierowcą.
- Naprawdę to ostatnie, czego on teraz potrzebuje… - mruknęła spoglądając nerwowo w okno. Nie chciała, aby Tom musiał się teraz zadręczać tym, co było. Wiedziała, jaki ma to na niego wpływ. Nie potrzebował żadnego sadu, by i bez tego czuć się winnym. Bała się, że to wszystko na nowo go złamie. Że znowu wrócą do punktu wyjścia. Nie mogła na to pozwolić. – Musisz go z tego wyciągnąć, Ian – odwróciła się ponownie w jego stronę, wbijając w niego swoje przeszywające spojrzenie. Jeśli będzie musiała, będzie go błagała na kolanach. Miał tego świadomość. Jej wyraz twarzy, oczy, wszystko mówiło samo za siebie. Zależało jej na tym mężczyźnie. Zupełnie inaczej niż na nim samym. O niego nigdy tak nie walczyła. Bo nigdy tak go nie kochała… a on nigdy nie widział jej tak zdeterminowanej, pełnej siły i woli walki.
- Wiesz, że to zrobię – skinął głową po dłuższej chwili milczenia a w jego głosie nie mogła wyczuć nawet odrobiny zawahania. Dzięki temu, poczuła, jak wielki ciężar spada jej z serca. Ian był jedyną osobą, której ufała od zawsze.  Przy tym był również człowiekiem, który ją kochał i chronił. Wiedziała, że jest w stanie zrobić dla niej wiele. Nawet jeśli miałoby się to wiązać z tym, że ktoś na zawsze zajmie jego miejsce, u jej boku. – A ty już wiesz, co powinnaś zrobić? – spojrzał na nią z zapytaniem, na co ta uniosła zdziwiona brwi. Przez moment przeszło jej przez myśl nawet coś tak głupiego, a mianowicie, że Ian będzie oczekiwał czegoś w zamian. Szybko jednak odpędziła to od siebie, uważając za niedorzeczne. A sam mężczyzna po chwili rozwiał wszelkie wątpliwości, nie zawodząc jej w najmniejszym stopniu. – Pakuj siebie i Michaela. Przecież wiesz, że to nie tutaj chcesz być. Nie zostawiaj sobie powodu, by tu wracać.


Here comes the train upon the track
And there goes the pain it cuts to black
Are you ready for the last act?
To take a step you can't take back**


Bo prawdziwa przyjaźń zawsze będzie czymś cenniejszym od najgłębszej miłości. Kiedy już odkryjesz, że ją masz. Że to właśnie ona, ta właściwa… nie pozwól, by cokolwiek ją zniszczyło. Ponieważ ze wszystkich uczuć i relacji międzyludzkich na świecie, to może być jedyne, co pozostanie na zawsze. Musisz jej tylko na to pozwolić.



***
*Christina Perri – Burning Gold
**Keira Knightley – a step you can’t take back


***

Drogi Czytelniku, będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz swoja opinię w komentarzu. Kilka słów od Ciebie jest dla mnie największa i jedyna nagroda za moja pracę oraz motywacja do dalszej publikacji swojej twórczości.

***

4 komentarze:

  1. Cudowny odcinek ! Aż się wzruszyłam czytając go, Widać, że Toma i Liv bardzo do siebie ciągnie i to mi się najbardziej podoba a co do Iana to miał rację ... Powinna spakować siebie i synka i wyjechać do Toma. Czekam na kolejny odcinek. Życzę weny ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam!!! Wiedziałam, no kurde. Odkąd usłyszałam ich kłótnie wiedziałam, ze skończy się to na zabraniu Michaela. Spodziewałam się, że matka jej to wyrzuci w kłótni, ale najwidoczniej Olivia z pomocą przyjaciela sama do tego doszła. Mam nadzieję, że następny odcinek będzie szybko, bo już nie mogę się doczekać, jak Tom zareaguje na wieść, że Liv ma dziecko. O matko!! Tom jako tatuś, z małym dzieckiem na rękach. T A T U Ś <333

    OdpowiedzUsuń
  3. O luju, i co ja mam Ci tu teraz naskrobać, bo mam wrażenie, że wszystko, co napisze, nie będzie oddawało wszystkiego, co czuję? Od samego początku nie lubiłam matki Liv, ja w ogóle nie lubię matek w opowiadaniach, sama nie wiem dlaczego. Ojcowie jakoś bardziej przykładają mi do gustu. Dwa mocne charaktery starły się ze sobą, lecz każdy z nich jest na tyle silny, by nie dać wygrać ze sobą, co prowadzi do punktu wyjścia, czyli braku kompromisu. Obie milczały, co wydaje mi się najlepszym sposobem, jaki można było wtedy zastosować. Niektóre sprawy warto przemilczeć i pozwolić im dryfować przez pewien czas na tafli krystalicznie czystej wody. Ian, do tego czasu byłam wobec niego nieutralna, ale teraz zdążyłam go polubić. Nie jest zazdrosny, po prostu zaakceptował to, że Olivia ma kogoś z kim jest naprawdę szczęśliwa. Lubię takich ludzi, maja honor, co się prawdziwie ceni, a przynajmniej ja to doceniam. Sprawa będzie trudna do wygrania, ale wierzę w nich i w ich doświadczenie. Razem mogą zdziałać cuda, to podstawa. Podoba mi się fakt, że Ian nakierował Olivię, teraz będzie jej o wiele łatwiej. Nie będzie w ciągłych rozjazdach, choć bardzo obawiam się reakcji Toma. Tęskni za nią, martwi się, a ona wróci do niego z dzieckiem. Nie ma się pojęcia, co wtedy będzie czuł, co sobie pomyśli. Wiesz, wydaje mi się, że oboje wracają do normy. Tom zaczyna się otwierać, Liv przeciwstawiać, co daje mi naprawdę dużo satysfakcji.
    Dużo weny Ci życzę i czekam na ciąg dalszy! :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć! Zostałaś przeze mnie nominowana do Liebster Award! :) Więcej informacji [tutaj]. Pozdrawiam! ♥

    OdpowiedzUsuń

Komentarze przed dodaniem wysyłane są do moderacji ze względu na spam.