Czas
płynął nieubłaganie. I choć mieli go przed sobą jeszcze mnóstwo jako młodzi,
dorośli ludzie, dopiero co wkraczający w najlepszy etap swojego życia, zdawało
się, że było wręcz przeciwnie. To
niewiadoma, która nad nimi wisiała, sprawiała, że nic nie wyglądało tak
prosto i oczywiście. Bardzo starali się o tym nie myśleć i cieszyć każdą
wspólnie spędzoną chwilą, ale z każdym kolejnym dniem było to coraz
trudniejsze. Proces zbliżał się nieubłaganie, a wraz z nim wyczuwalne było w
powietrzu specyficzne spięcie. Stres powoli dopadał ich obydwoje. Mimo to
uśmiechali się i wciąż udawali, że wszystko jest w najlepszym porządku. Bo tak
bardzo chcieli wierzyć, że to prawda. Podobno
kłamstwo powtórzone określoną ilość razy, staje się prawdą. Ale czy rzeczywistością? Oddaliby wiele, by
właśnie tak było. Tymczasem mogli tylko pozostać przy nadziei, że ich problemy
już niebawem zostaną definitywnie rozwiązane. Ian wręcz zapewniał ich, że mało
prawdopodobne jest, aby Tom trafił do więzienia. Niemniej, istniała taka opcja.
A los lubił być wobec nich okrutny. Z tym nie dało się walczyć.
Został im równy tydzień. Siedem
dni, którymi mogli się wspólnie cieszyć. I jakkolwiek naiwnie by to nie
brzmiało, chcieli w tym okresie być
naprawdę idealni. Jak z obrazka. Radośni, kochający się, trwający w spokoju i
beztrosce. To wydawało się niemożliwe do osiągnięcia w obecnej sytuacji, ale
czasem wystarczy tylko odpowiednie nastawienie, aby człowiekowi było po prostu lżej. Żadne z nich nie zamierzało
pozwolić, by strach zżerał wszystko, co dobre. Bo nawet jeśli to miałyby być
ich ostatnie, wspólne dni, będą one najlepszymi. Takimi, które chce się
pamiętać.
Tego dnia na dworze była piękna,
wiosenna pogoda. Olivia zamierzała to wykorzystać i w końcu namówić Toma na
opuszczenie swojego mieszkania. Zdawała sobie sprawę, że to nie będzie proste,
ale miała w sobie wystarczająco dużo cierpliwości i siły, by nie odpuszczać.
Tym bardziej że Tom niebawem i tak będzie zmuszony wyjść ze swojej strefy
komfortu. Nie chciała, żeby jego pierwsze wyjście, od czasu wypadku, musiało
kojarzyć się z czymś przykrym. Rozprawa w sądzie nie była dobrym powodem, aby
przekraczać swoje bariery. Powinien mieć coś, co go bardziej zachęci i sprawi
mu przyjemność. Coś, co spowoduje, że sam dojdzie do wniosku, że było warto. I
wierzyła, że ona oraz jej syn, będą dla niego wystarczająco mocnym punktem
zaczepienia.
- Liv!
Odłożyła nóż od warzyw na kuchenny
blat i udała się do swoich chłopców zaciekawiona, dlaczego ją wołają. W głosie
Toma brzmiała bardziej ekscytacja niż jakieś negatywne emocje, więc nie miała
żadnych obaw, że mogło wydarzyć się coś niepożądanego podczas zabawy. Poza tym
naprawdę ufała Muzykowi w sprawach opieki nad jej synem. Mimo że nie był w
stanie czasem biegać za Michaelem i tak świetnie sobie radził z okiełznaniem
go. Nigdy nie miała żadnych wątpliwości. Za każdym razem miała pewność, że jej
syn jest w dobrych rękach i nic mu przy Tomie nie grozi. To było piękne
uczucie. Uwielbiała je. I ta nieustanna myśl, że Tom jest dla niego, jak
prawdziwy ojciec.
-
Co się stało? – Zajrzała do pokoju, w którym zarówno Mike, jak i Tom siedzieli
na dziecięcym dywanie we wzory ulic i różnych domków. Tom wyglądał nieco
zabawnie na tle tych wszystkich zabawek.
-
Powiedz jeszcze raz to, co przed chwilą, mamie – zwrócił się mężczyzna do
Michaela, który stał przed nim, trzymając w rączce jeden ze swoich ulubionych samochodów.
Liv
teraz także skupiła na nim swoje spojrzenie, będąc niezwykle zaintrygowana.
Czyżby jej syn odkrył jakieś nowe słowa? Chłopiec jednak nie wydawał się zbyt
poruszony i chyba nie zamierzał powtarzać tego, co udało mu się wcześniej
powiedzieć.
-
No dalej, Mike’i. Przecież tak ładnie powiedziałeś. No powiedz, jak mnie
nazwałeś… - Tom próbował przekonać malucha, ale ten tylko zaczął mówić coś w
swój dziecięcy, niezrozumiały sposób.
-
Chyba nic z tego – stwierdziła bezradnie Olivia, spoglądając na zawiedzionego
Gitarzystę. Wyglądał rozczulająco z tą swoją minką.
-
Przysięgam, że przed chwilą powiedział do mnie tato. – Uniósł swoje czekoladowe tęczówki na dziewczynę, którą w
tym momencie dosyć mocno zaskoczył. To było raczej ostatnie, czego się spodziewała
i właściwie sama nie wiedziała, jak powinna zareagować. – Zawsze mówił Tom, a teraz było to tato! – Mężczyzna był naprawdę
podekscytowany tym faktem, uważał to za coś wielkiego. Olivia dopiero teraz to
dostrzegła.
-
Chcesz, żeby tak do ciebie mówił? – Udało jej się w końcu wydusić z siebie
głos. Emocje ściskały ją za gardło. Chyba nie była przygotowana dzisiaj na
takie rewelacje. Właściwie nigdy wcześniej się nad tym nawet nie zastanawiała.
Nie powinno być to dla niej dziwne, ale jednak… było. Nigdy nie rozmawiali z
Tomem na ten temat. To nadal było dość trudne.
-
A masz coś przeciwko? – zapytał, dochodząc do wniosku, że wcale nie musi jej to
odpowiadać. Każde z nich mogło zupełnie inaczej podchodzić do tej sprawy. Sam
był wniebowzięty, ale jego zapał trochę opadł, gdy dziewczyna wydała mu się tak
bardzo niepewna.
-
Żartujesz? Oczywiście, że nie mam – odparła, otrząsając się ze swojego
zdezorientowania, które chyba zaczynało odbierać jej rozum. To prawdopodobnie
jedna z najpiękniejszych chwil w jej życiu. Coś, co na zawsze zapisze się w ich
wspomnieniach. – Po prostu… chyba się nie spodziewałam. W ogóle o tym nie
myślałam.
-
Naprawdę? – Zdziwił się. On myślał bardzo często. Analizował ich przyszłość,
zastanawiał się, jak to wszystko będzie wyglądało za kilka lat. Wyobrażał sobie
siebie i Michaela, jako ojca i syna.
Po prostu. Bo nie przyjmował do wiadomości, że ich relacja mogłaby wyglądać
jakkolwiek inaczej. Kochał tego dzieciaka. Kochał jego matkę. Jedyne czego
pragnął, to dać im wszystko, co najlepsze. Prawdziwy dom, szczęście. Chciał
tworzyć z nimi rodzinę. – Nadal masz jakieś wątpliwości co do nas?
-
Nie! – zaprzeczyła gwałtownie. Nie zamierzała wywoływać u Toma takich podejrzeń
swoim dziwnym zachowaniem. – Po prostu jeszcze o tym nie rozmawialiśmy.
-
Widocznie, Michael postanowił sam podjąć tę decyzję. – Tom uśmiechnął się do
niej. – Może to i lepiej? Nie tak powinno być?
-
Myślę, że to cudowne – stwierdziła, podchodząc do nich bliżej i usiadła obok. –
Myślę, że nie mógł wybrać sobie lepszego taty. Nawet nie wiesz, jak bardzo
jestem szczęśliwa – wyznała, spoglądając mu w oczy. – Czasem nie mogę uwierzyć,
że to wszystko jest prawdą. To, czego bałam się całe życie, zniknęło, gdy tylko
się pojawiłeś.
-
Kochanie… – Przyłożył dłoń do jej policzka, gładząc go delikatnie. Sam nie
wiedział, co powinien powiedzieć. Nie spodziewał się, że ta rozmowa zajdzie, aż
tak daleko. Mimo łez w jej oczach wiedział, że naprawdę jest szczęśliwa. Była
po prostu poruszona i rozumiał ją doskonale. Teraz sam już nie wyobrażał sobie
swojego życia bez nich. – Nie musisz już nigdy więcej się bać. Jesteś
najsilniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek znałem. Nawet beze mnie poradziłabyś
sobie ze wszystkim.
-
Ale ja nie chcę bez ciebie – powiedziała cicho, nie zważając na to, że brzmiała,
jak jakaś mała dziewczynka. – Tylko z tobą to wszystko ma sens.
-
A ja się nigdzie nie wybieram. – Uśmiechnął się i nachylił, by złożyć krótki
pocałunek na jej ustach. – A teraz uśmiechnij się, bo mamy powód do świętowania,
a nie płakania – dodał, zagarniając ją w swoje ramiona. Tego potrzebowała.
Wtuliła się w niego, obejmując go mocno. Ciepło jego ciała i dobrze znany jej
zapach sprawiały, że wszystkie troski znikały w mgnieniu oka. Już było
bezpiecznie. Już całe zło tego świata przestawało istnieć. Nie było
przeszłości, nie było przyszłości. Było teraz. Byli oni.
Michael wyraźnie też chciał
poczuć trochę tej miłości, bo po chwili zostawił wszystkie swoje zabawki, by
wepchnąć się między swoją mamę a Toma. Obydwoje roześmiali się z tego, z jakim
zaangażowaniem chłopiec próbował objąć ich oboje na raz swoimi krótkimi
ramionkami. W końcu Tom przejął inicjatywę i zamknął zarówno Mike’a, jak i
Olivię w niedźwiedzim uścisku. I tak o to
po raz kolejny miał cały świat w swoich rękach. Tak po prostu.
*
Po wspólnym obiedzie nadeszła ta
idealna pora, by wyjść na spacer. Słońce za oknem wciąż mocno świeciło, ciesząc
swoim ciepłem mieszkańców Los Angeles. I dodawało temu dniu jeszcze więcej
uroku. Choć i bez tego był to już zarówno dla Olivii, jak i Toma, wspaniały
dzień. Wkroczyli w kolejny etap swojego związku i obydwojgu dodawało to
skrzydeł. Niemniej, Olivia nie zamierzała spoczywać na laurach. Chciała iść na
całość i zawalczyć jeszcze bardziej. Trochę się tym stresowała, bo miała obawy,
że Tomowi mogłoby się to nie spodobać. Był dosyć drażliwy na punkcie tematu
dotyczącego jego wyjścia z domu. Z tym że każde z nich w głębi siebie dobrze
wiedziało, że kiedyś musi nadejść ten moment. Nie mógł spędzić reszty życia w
tym mieszkaniu. Nie mógł, jeśli naprawdę zamierzał dotrzymać słowa tworzenia
prawdziwej, szczęśliwej rodziny. Nie mógł, jeśli naprawdę chciał być sobą.
Musiał w pełni powrócić do normalności. Nie mógł tylko o tym wszystkim marzyć i
odwlekać to w nieskończoność. Bo słowa są
tylko początkiem naszych czynów.
Olivia dosyć niepewnym krokiem
przemierzyła salon, ściskając nerwowo w dłoniach czapeczkę swojego syna. Tom
siedział na kanapie, przeglądając coś na swoim laptopie i z pewnością, niczego
się nie spodziewał. Ta jego nieświadomość tylko bardziej ją stresowała. Najmocniej
przerażało ją, że mogłaby teraz zakłócić ich święty spokój. Bo przecież jest tak
idealnie. Niczym w najpiękniejszym filmie. Właśnie dlatego powinna to zrobić.
Życie nie jest filmem. Nikt tu nie napisze cudownego scenariusza ze
wzruszającym, szczęśliwym zakończeniem.
-
Co robisz? – zagadnęła, zaglądając mu przez ramię, choć bez większego
zainteresowania treścią strony.
-
Sprawdzam, jak daleko zabrnęły głupoty, które o mnie wypisują tak zwani
„dziennikarze” – rzekł z ironią w głosie. Wiedział, że nic dobrego mu nie
przyniesie czytanie o sobie w sieci, ale nie mógł się powstrzymać. Zaczęło się
od jednego niepozornego artykułu, a skończyło na jakichś fanowskich stronach. –
A co tam? – Oderwał wzrok od ekranu i przeniósł go na dziewczynę, jednocześnie
składając komputer. Nie zamierzał dłużej psuć sobie nerwów. Tym bardziej, gdy
miał przy sobie ukochaną osobę. To nią powinien zaprzątać sobie głowę.
Najlepiej dwadzieścia cztery godziny na dobę. – Wszystko gra? – zapytał, gdy
dostrzegł zagubienie na twarzy Liv. Znał ją na tyle dobrze, że od razu widział,
że coś jest nie tak. Jeszcze pół godziny temu wręcz promieniała a teraz… No
właśnie sam nie wiedział, jak to określić. Była podejrzanie dziwna.
-
Tak – potwierdziła, posyłając mu swój uśmiech. Westchnęła głośno, przygotowując
się do ponownego zabrania głosu. Teraz albo nigdy. – Na dworze jest dzisiaj tak
ładnie i chciałam wyjść z Mike’m na spacer.
-
Świetny pomysł. Mały powinien przebywać dużo na powietrzu. Będzie mógł się wybiegać
i może w końcu zaśnie o przyzwoitej porze – skwitował z rozbawieniem,
pamiętając dobrze wszystkie wieczory, gdy godzinami starali się z Olivią, by
Michael poszedł spać zaraz po obejrzeniu swojej ulubionej bajki. Nigdy im się
to jeszcze nie udało.
-
Mhmm… - mruknęła, układając mu dłonie na ramionach i pochyliła się tak, że jej
usta znalazły się tuż przy jego uchu. Przyjemny dreszcz przeszedł mu po karku i
na chwilę zapomniał, o czym w ogóle trwała dyskusja. – Chciałabym, abyś poszedł
z nami – wyznała, całując jego policzek. Prawie udało jej się zamroczyć
całkowicie jego umysł. – Co ty na to? – Przesunęła dłonią z jego ramienia, aż
na klatkę piersiową, drapiąc go delikatnie po torsie. Jeśli chciała go
rozproszyć, udawało jej się to doskonale. Trudno było mu się teraz skupić na
faktach. Coś tak czuł, że czeka ich nieco trudniejsza rozmowa, gdy w pierwszej
chwili zobaczył jej niepewny wyraz twarzy. Chyba już podświadomie przygotowywał
się na to od pewnego czasu, bo nie odczuł jakiegoś silnego stresu spowodowanego
wizją ewentualnego wyjścia z domu. Czyżby był już gotowy?
-
Czy ty próbujesz mnie przekupić tymi pieszczotami? – zapytał, spoglądając na
nią spod uniesionych brwi. Olivia zaśmiała się tylko i obeszła kanapę, stając u
jej boku, by nie musiał dłużej patrzeć na nią „do góry nogami”. – To chyba musisz
włożyć w to więcej wysiłku – dodał, krzyżując ręce na piersi. Starał się nie
myśleć o tym, że prawdopodobnie dzisiaj po raz pierwszy od powrotu z Vegas wyjdzie
z domu. Bo w głębi czuł, że właśnie tak się stanie. Czy mógłby jej odmówić? I
czy w ogóle chciał po raz kolejny się temu opierać? Był tylko człowiekiem. Mimo
wszystko tęsknił za przebywaniem na świeżym powietrzu, za słońcem, wiatrem.
Zapachem. Nawet za przemieszczaniem się po zatłoczonych chodnikach. Dawniej był
bardzo aktywny pod tym względem. Nie było dnia, aby nie wychodził z domu. Nawet
jeśli nie miał żadnych planów, zawsze wychodził choćby na długie spacery ze
swoim psem. Tak po prostu. Był także częstym gościem na siłowni czy basenie. Nie
wspominając już o nocnych wyprawach na imprezy czy zwykłe spotkania ze
znajomymi na mieście. Tęsknota za tym wszystkim była nieunikniona. Bo choć był
szczęśliwy, mając przy sobie Olivię, wiedział, że to jeszcze nie jest całkiem
jego życie. Bardzo się zmienił, ale pewnych kwestii nie chciał zupełnie
eliminować ze swojego świata.
-
Nie za dużo byś chciał? – Zmrużyła groźnie oczy, podejmując jego grę. Zdecydowanie
odpowiadało jej żartobliwe rozwiązanie tej kwestii. Przynajmniej cały niepokój,
który jej towarzyszył, zniknął. Miała dobre przeczucia.
-
Hm… Chciałbym bardzo wiele. Pytanie, jak wiele mi dasz? – Nie spuszczał z niej
swojego wzroku, prowokując ją coraz bardziej. Po cichu chyba liczył, że spacer
zostanie odrobinę przełożony, a to po południe skończy się w nieco inny sposób.
I tu wcale nie chodziło o przekupstwo!
-
Dam ci wszystko i jeszcze więcej. – Ta odpowiedź lekko go zaskoczyła. Taka
deklaracja z jej ust była niesamowicie kusząca. Nawet jeśli robiła to tylko po
to, aby wyciągnąć go dzisiaj z domu. Choć szczerze wątpił, że to był jedyny
powód. O ile w ogóle nim był.
-
Uwielbiam, gdy jesteś taka tajemnicza.
-
Nie nakręcaj się, bo naprawdę zaraz wychodzimy. – Uśmiechnęła się zadziornie,
jednocześnie sprowadzając go na ziemię. I powiedziała to w taki sposób, jakby
decyzja została już podjęta. – Pomyśl tylko, ile dobrej energii będziemy
mieć po takim spacerze. I jak będziemy mogli ją wykorzystać – zasugerowała, by
tak całkiem nie stracił swojego zapału. Co, jak co, ale potrafiła wzbudzić w
nim pozytywne myślenie.
-
Nie wierzę. Ty naprawdę chcesz mnie przekupić za seks! – zawołał ze śmiechem,
gdy cała ta dyskusja wydała się mu już totalnie dwuznaczna.
-
Wcale nie! Skąd ci to przyszło do głowy? – zaprotestowała, lecz nie wyczuł w
tym ani grama przekonania, co ponownie go rozbawiło. Uwielbiał ją. Naprawdę ją
uwielbiał. W takich chwilach czuł to najmocniej. Nie miał wątpliwości, że jest
dla niego stworzona. Poznał w swoim życiu mnóstwo kobiet, z jedną nawet
próbował stworzyć stały, prawdziwy związek, ale z żadną nigdy nie czuł się tak
dobrze. I to było niesamowite. To uczucie, gdy już znajdzie się tę właściwą
osobę. Świat po prostu zaczyna wyglądać zupełnie inaczej.
-
Jesteś niemożliwa.
-
To mamy coś wspólnego.
-
Oj, niejedno – potwierdził z szerokim uśmiechem. – Ale wiesz, że i tak bym się
zgodził? – dodał, unosząc przy tym znacząco swoje brwi. Tym razem to Olivia
była zaskoczona i jednocześnie poczuła ulgę. Tak bardzo się tym przejmowała, a
on nie zamierzał nawet protestować! Nie usłyszała ani jednego ale! Czy to możliwe? Co prawda odbyła
się między nimi dyskusja, lecz wyszła ona bardziej z jej strony, niżeli z jego.
-
Naprawdę?
-
Naprawdę.
-
Och… A tak się bałam – wyznała, nie kryjąc się ze swoimi uczuciami.
Rozbawienie, co prawda zniknęło już z ich twarzy, ale żadne wciąż nie odczuwało
żadnego dyskomfortu.
-
Aż taki jestem straszny?
- Nie. Po prostu… nie wiedziałam,
jak zareagujesz. Nie chciałam naciskać…
-
Kochanie, tylko ty możesz na mnie naciskać, kiedy uznasz to za stosowne.
-
To brzmi dość dwuznacznie.
-
Cóż, może tak powinno brzmieć. – Posłał jej swój cwaniacki uśmiech. Tak
naprawdę stary Tom nadal w nim żył. Tyle że teraz to on miał nad nim kontrolę.
Sam decydował, kiedy i na ile może sobie pozwolić. I właściwie było to o wiele
lepsze, niżeli miałby być nim na stałe. Naprawdę lubił nowego siebie.
Po tej rozmowie obydwoje czuli się
spokojniejsi. W rzeczywistości niewiele było im trzeba. Wystarczyła zwykła,
luźna dyskusja. Z pozoru nic nie znacząca, bo nie była nawet całkiem poważna.
Niemniej wniosła bardzo wiele. I może właśnie dzięki temu Tomowi było łatwiej
zdobyć się na pewnego rodzaju odwagę i w końcu wyjść do ludzi. Pomagał mu w tym
fakt, że nie będzie sam. Miał przy sobie Olivię oraz Michaela, a to było dla
niego najważniejszym wsparciem. Gdy nie pomagała myśl, że robi to dla siebie,
patrzył na nich i wiedział, że ma jeszcze mocniejszy argument. Najbardziej
obawiał się chyba spojrzeń ludzi. Nie wiedział, czy jest na to gotowy. Dawniej
ci ludzie patrzyli na niego z podziwem. Był kimś. Błyszczał w świetle reflektorów.
A gdy schodził ze sceny, wciąż był przystojnym mężczyzną, przyciągającym uwagę
kobiet i wzbudzającym zazdrość u wielu facetów. A teraz? Był tylko Tomem na
wózku. Nikt już nie podziwiał jego wyglądu czy choćby charyzmy. Nie podziwiał
jego gry na gitarze i nie śmiał się z żenujących żartów. Teraz mógł jedynie
liczyć na współczujące lub szydercze spojrzenia. I choć bardzo starał się o tym
nie myśleć, nie było łatwo. Walczył.
-
Niedaleko jest park z placem zabaw. Możemy tam podejść – zaproponował, gdy już
udało im się zjechać windą na dół. Nie zabrakło też bezcennego wyrazu twarzy
portiera, który się zapomniał i pozwolił sobie na wytrzeszcz oczu. To akurat
bardziej rozbawiło Toma, niż zdenerwowało.
-
Dzień dobry! – Starszy mężczyzna poderwał się ze swojego miejsca i ukłonił
grzecznie, gdy już do niego dotarło, że jest w pracy i wypadałoby się
odpowiednio zachować. Olivia i Tom nie omieszkali mu odpowiedzieć i
najszybciej, jak tylko potrafili, opuścili budynek.
Pierwsze co poczuł to przyjemny
chłód wiatru na swojej twarzy. Uczucie to było tak silne, że zapomniał na
chwilę o całym świecie. Nie mógł uwierzyć, że przesiedział tyle czasu zamknięty
w swoim mieszkaniu. I jakim cudem nie oszalał? Ten cud chyba właśnie pchał jego
wózek.
-
Pozwól mi samemu – zwrócił się do dziewczyny. Nie chciał, żeby ich pierwsze
wyjście wyglądało w taki sposób. Nadal miał resztki swojego honoru. I w głębi
wciąż tkwiła myśl, że Olivia powinna prowadzić wózek swojego małego synka, a
nie swojego dorosłego faceta. Jeżeli dało się zrobić jeszcze cokolwiek, by czuł
się lepiej i nie zadeptywał co chwilę swojego ego, zamierzał to uczynić. Bardzo
się starał, aby to po południe było dla nich udane. Pod żadnym pozorem nie
chciał tego zepsuć. Dlatego pilnował swoich myśli, nie pozwolił im mieszać
sobie w głowie. To była prawdziwa walka.
-
Na pewno? Dla mnie to żaden problem.
-
Wiem. Ale powinnaś skupić się na Michaelu, ja sobie poradzę.
-
W porządku. – Nie zamierzała się sprzeczać. Wiedziała jakie to dla niego ważne.
Nawet jeśli wydawało się najgłupszym problemem na świecie, dla niego odgrywało
znaczącą rolę, więc i również dla niej. Liczyło się tylko to, aby on czuł się
jak najlepiej. Była przeszczęśliwa, że zrobił kolejny, wielki krok naprzód. Od
tego momentu już musiało się wszystko ułożyć. Nie przyjmowała do siebie żadnej
innej wersji wydarzeń.
Pozwoliła mu, by poruszał się
samodzielnie, a sama szła obok, obserwując cały czas Michaela, który był
wniebowzięty, skacząc i biegając po trawie. Ten widok automatycznie wywoływał
uśmiech na jej twarzy. Czy nie tak zawsze sobie to wyobrażała? Siebie u boku
ukochanego mężczyzny i dziecko, które ma pełną, kochającą rodzinę. Mike był
szczęśliwy. Powoli osiągała wszystkie swoje cele. Mimo przeciwności losu
udawało się jej to.
Zerkała, co jakiś czas na Toma, ale
niewiele potrafiła wyczytać z jego twarzy. Ciekawiło ją, o czym myślał i jak
się czuł. Nie chciała jednak pytać wprost. Nie powinni robić z tego wszystkiego
jakiegoś wielkiego wydarzenia. Trzeba podejść do tego zwyczajnie, jakby robił
to każdego dnia. A całą wyjątkowość tego dnia po prostu zachowają dla siebie w
swoich wspomnieniach.
Gdy dotarli na plac zabaw, Michael
od razu zniknął w piaskownicy, dołączając do innych bawiących się dzieci.
Olivia i Tom zatrzymali się przy jednej z ławek, na której dziewczyna mogła
usiąść. Obydwoje mieli z tego miejsca dobrą widoczność na Mike’a i jednocześnie
mieli też chwilę dla siebie. Tom starał się nie zwracać uwagi na ludzi, którzy
przechodzili obok. Bardzo mocno ich ignorował, nie wiedział nawet, czy na niego
patrzą. Chyba tak było dla niego najlepiej. Mógł skupić się na Olivii. Minie
jeszcze pewnie sporo czasu, zanim będzie w stanie sam gdziekolwiek wyjść. To
było straszne, jak bardzo bał się tego świata. Dawniej strach dla niego niemal
nie istniał. Nawet nie miał czasu, żeby myśleć o czymś takim jak strach. To
uczucie było dla niego zdecydowanie obce… a teraz stało się jego towarzyszem w
codzienności. I wcale nie dało się go tak łatwo wyprosić.
-
O czym myślisz? – Głos dziewczyny przerwał panującą między nimi ciszę.
Właściwie w samą porę, bo Tom powoli zaczynał schodzić w złym kierunku ze
swoimi myślami. Chociaż z drugiej strony nie bardzo miał ochotę dzielić się nimi
z kimkolwiek.
-
O niczym. – Wzruszył ramionami, posyłając jej swój uśmiech. Nie było to prawdą,
ale wolał ją subtelnie zbyć, niż zagłębiać się w takie nieprzyjemne tematy. –
Tak po prostu, delektuję się świeżym powietrzem i wybornym towarzystwem.
-
Jasne. – Roześmiała się, nie wierząc mu ani przez chwilę. – Ale w porządku, nie
będę cię męczyć. Sam powiesz, jeśli zechcesz.
Westchnął jedynie, łapiąc jej
dłoń i splótł ją ze swoją. Uśmiechnął się do siebie, widząc błyszczące obrączki
na ich palcach. Czasami zapominał, że wzięli ślub w Vegas. To wciąż wydawało
się tak szalone i niedorzeczne, ale miało swój urok. Nadal lubił wracać do
tamtych dni. Mimo że wiązały się z tragedią w jego życiu. Chociaż z dnia na
dzień ta tragedia przestawała wyglądać już tak strasznie. Gdy tak rozmyślał nad
tym, co wydarzyło się w Las Vegas, przyszło mu do głowy coś równie szalonego. Wizja Olivii w prawdziwej, białej sukni ślubnej.
Takiej z welonem. I on stojący obok. Tak, stojący. Nie wyobrażał sobie siebie
na wózku tego dnia. Jeszcze nie wiedział, jak to osiągnie, ale nie było mowy,
by wyglądało to inaczej. A już w tym momencie, miał pewność, że taki dzień dla
nich jeszcze nadejdzie. Wezmą ślub z prawdziwego zdarzenia. Z gośćmi, w kościele,
z księdzem! Będą kwiaty, będzie muzyka na żywo. I jeszcze razem zatańczą na
swoim weselu. Przetańczą całą noc.
What
if I would love you 'till the end?
! Wspaniały odcinek! <3
OdpowiedzUsuńJak zwykle spóźniona -,-
OdpowiedzUsuńJestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym, że Tomasz zdecydował się na opuszczenie domu. W sumie miałam nadzieję i po cichutku liczyłam na to, że zrobi ten krok w niedalekiej przyszłości, ale jak już to zrobił to totalnie mnie zaskoczył.
Lubię ich dwuznaczne dialogi, fajnie nimi manipulujesz, tak naturalnie. Martwię się, że to ich szczęście zostanie dość brutalnie przerwane wyrokiem czy innymi nieprzyjemnymi rzeczami ;/ Mam nadzieję, że tak się jednak nie stanie, ale nie mam pojęcia co Ci siedzi w głowie.
Tak czy inaczej czytać będę dalej ;D
Życzę dużo weny i pozdrawiam!
miłości z Wrocławia, ja tu tęsknię ;/ Opowiesz jak było na koncercie? :D
OdpowiedzUsuńKa., żyjesz tam? Ja tutaj tęsknię, kto jak nie Ty opisze mi ten ich ślub i wesele?
OdpowiedzUsuńAle jaki ślub i wesele? :D
Usuń